Wszyscy popatrzyli na Ciebie troszkę jak na wariatkę nie spełni rozumu.
-Naprawdę chcesz go teraz tu przywołać?- doktorek rozejrzał się na wszystkie strony, jakby sprawdzał czy mogą tu być ofiary śmiertelne.- W sumie nikogo nie ma, można spróbować. Zanim przybędzie nasz łącznik to troszkę czasu minie. To co chłopaki?
Kaito tajemniczo przemilczał kwestie, a Nicolas sam w ogóle odwrócił się i patrzył w odległą przestrzeń, gwiżdżąc przy tym wymownie.
Zanim wyciągnęłam odpowiednie pokeballe, sprzedałam Nicolasowi lekkiego kopniaka.
- No weź, przecież nie mogę go tak trzymać, żeby mi w końcu wylazł stamtąd sam i urżnął łeb. - mruknęłam. Najpierw wypuściłam Sandslasha. On jedyny był tutaj w miarę normalny.
- Hej, Ranjit - odezwałam się do pokemona. - Posłuchaj, potrzebuję Twojej pomocy. Otóż... Udało nam się złapać dość silnego pokemona. Jest do tego bardzo nieprzewidywalny i agresywny, dlatego proszę Cię, gdyby coś miało się stać, postaraj się postrzymać go chociaż na tyle długo, żeby udało mi się zmusić go do powrotu do pokeballa, dobrze?
Po upewnieniu się, że Sandslash zrozumiał, czego od niego chcę... Otwieram pokeball Scythera.
No i pojawił się Sandslash... wydawał się być jakby ospały? Może zmęczony? Cholera go wie, przecież siedział przez cały czas w pokeballu od niefortunnego wydarzenia w Safari Zone. Przystanął sobie swobodnie i tak patrzył na Ciebie, słuchając wszystkiego co masz do powiedzenia, no i raczej wszystko zrozumiał. Nachylił się bardziej niż zwykle, wyglądając przy tym jak rozdrażniona kolczatka zdolna rzucić się komuś na pysk. I wtedy przywołałaś swoje nową bestyjkę. CO zaskakujące, wydawał się podejść do całej sytuacji dość... łagodnie? No tak jakby. Nie rzucił się na pierwszą lepszą osobę z zamiarem ucięcia mu łba. Rozejrzał się tylko dokładnie po zebranych, doskonale pamiętając ich twarze
-Scyyyy..- mruknął złowieszczo. W zasadzie każdy ruch czy odezwanie się przez tą bestie wydawał się być zapowiedzią do niespodziewanego ataku. No i wtedy spojrzenia obu Twoich pokemonów na nieszczęście miały miejsce. Sandslash natychmiastowo spoważniał i jakby... „nastroszył” się niczym kocisko. Ot zwyczajnie jego kolce wydawały się teraz wystawać z grzbietu wszędzie gdzie się da, gotowe wystrzelić w lepszy, pierwszy cel.
Modliszka zaś machnęła swoimi koso-ramionami na boki zachęcając prowokacyjnie do ataku oraz uśmiechając się jak rasowy psychopatyczny morderca.
Twoi towarzysze jak jeden mąż pochowali się za... doktorka, który oczyskami wędrował od jednego pokemona do drugiego.
-Cóóóóóóóż... polubili się?- to na pewno nie brzmiało jak zapowiedzieć nowej, wspaniałej przyjaźni.
- Ej, spokojnie - zwróciłam się do obu pokemonów. Bo co mogłam zrobić? Odwagi mi nieco brakuje, żeby się między nich obu władować, chociaż może to zwyczajnie instynkt samozachowawczy? Bo czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach wlazłby między dwie bezlitosne maszyny do zabijania? Okej, jedną trochę litosną, drugą całkowicie bezlitosną. Żeby nie było, że Ranjitowi czegoś ujmuję. Swoją drogą, powinnam jakoś Scythera nazwać, ale w tej chwili nie przychodzi mi do głowy imię inne niż Mega-Destroyer albo CholerniePrzegiętyRobalPL.
- Sandslash nic Ci nie zrobi, jeśli nie zaatakujesz - poinformowałam Scythera. Może niekoniecznie w najszczęśliwszych słowach, ale oj tam, oj tam. - Chcę tylko wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co się stało, i czy może jednak uda nam się nawiązać współpracę opartą choć trochę na wzajemnym zaufaniu?
Słowa o nie zaatakowaniu i nic nie robieniu miały tu zdecydowanie inny efekt niż się spodziewałaś. Ta cholerna modliszka z wyrazem psychopaty wyszczerzyła się tak maniakalnie, że jak nic tylko uciekać stąd. Sandslash wyglądał teraz jakby każdy jego kolec na grzbiecie miał ochotę wystrzelić w robala, udowadniając mu jak bardzo ryzykowna jest próba zaatakowania. Tak w zasadzie to Twoje słowa ni w cholerę nie uspokoiły tutaj zebranej grupki, wręcz przeciwnie! Oni tu się jawnie chcą napie... no, tłuc.
-Ty naprawdę chcesz aby się oni tu pozabijali?- mruknął Nicolas, który żeby było śmiesznie krył się za ojcem jakby był murem nie do przebicia. W sumie to nie dziwne... jedyną osobą która powstrzymałaby tą modliszkę był właśnie profesorek.- Bo raczej zniechęcić się do walki coś Ci się wyjątkowo nie udaje!
-Sam już nie wiem, czy ten pokemon jest po prostu szalony czy zwyczajnie pozbawiony strachu... muszę przyznać, na swój sposób wyjątkowy okaz...
-COOOOO?!- zareagowało obu chłopaków na słowa profesorka.- Nie ma w nim definitywnie nic wyjątkowego!
-Ależ oczywiście, że jest. Pokemon mający świadomość bycia złapanym nie wykazuje takiej... cóż... najczęściej są pokorne. Nawet jeśli są nieposłuszne, rzadko kiedy są tak wrogo nastawione. Biorąc pod uwagę masę jego blizn... hm... może miał przykre wspomnienia zanim dostał się do Safari.
Doktorek się zamyślił... a jego syn jak i Kaito patrzyli na niego jak na kompletnego wariata. I mieli rację, ten Scyther wygląda jakby przykre wspomnienia mógł porozcinać na drobne kawałeczki, nie przejmując się nimi kompletnie.
- Nie mogą się pozabijać, nie ma takiej opcji - zmarszczyłam brwi. Cackanie się ze Scytherem nic tu nie da. Ostrożnie zrobiłam w jego stronę kilka kroków, nadal pozostając jednak poza jego ewentualnym zasięgiem.
- Hej, Ranjit nie chce walczyć. Nie zrobi niczego, dopóki nie zaatakujesz - powiedziałam do niego spokojnie. W pogotowiu trzymałam jednak pokeball, żeby w razie czego przywrócić go do niego na siłę. - W sumie, powinniśmy się chyba poznać, prawda? - zaczepiłam go. - Czy te wszystkie rany masz przez jakichś wstrętnych ludzi? - może to było trochę bezpośrednie, ale ej, coś przecież muszę zrobić. Nie mogę stać jak kołek.
Scyther zlustrował Ciebie badawczym wzrokiem, mrużąc groźnie oczyska. Może był zmęczony? Głodny? Albo zwyczajnie zwęszył słabą ofiarę? Przypadki zabicia trenera przez własnego pokemona są cóż... rzadkością.
Na Twoje pytanie wydawało się jakby... prychnął. Jednym ze swoich kos leniwym ruchem przeciął powietrze w okolicy szyi swojej, wskazując potem na Ciebie. Ten gest zasadniczo wydawał się być bardzo jednoznaczny. Chyba zwyczajnie ludzie nie wydawali się być dla niego zagrożeniem, zresztą z jego temperamentem prawdopodobnie starałby się Ciebie zabić po raz kolejny, jeśli faktycznie miałby jakiś uraz po ludzkiej rasie. Ale nie, ten Scyther wydawał się gardzić wszystkim co popadnie, szukając jedynie odpowiedniego przeciwnika dla siebie, a tak zasadniczo jeden z nich właśnie stał za Tobą, ciągle łypiąc gotów by rzucić się w wir walki. Sama atmosfera między nimi wydawała się być taka, jakby coś wyjątkowo złego zawisło w powietrzu.
- Czyli tak naprawdę chcesz się sprawdzić i udowodnić całemu światu, że jesteś silniejszy, prawda? - to było chyba ostatnie, co przyszło mi do głowy. Nie miałam już pojęcia, w jaki inny sposób mogłam do niego dotrzeć, ani co wywołało jego mordercze zapędy wobec wszystkiego, co się rusza. Jeśli posiada taką energię, to wystarczy ją zwyczajnie odpowiednio przekierować... Chyba. Najwyżej stracę głowę.
- Wiesz, mam zamiar mierzyć się z najsilniejszymi trenerami świata. Czy to brzmi dla Ciebie jak dostatecznie dobre wyzwanie? - zapytałam pokemona. W zasadzie nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby ta dwójka zaczęła walczyć. Przecież z najbliższej okolicy zostałby najwyżej pył.
zacznę event na Mew ;-;
_____________
Kiedy skończyłaś mówić, świat w okół ciebie wyparował w przeciągu jednej sekundy. Wszystko, ale to dosłownie wszystko, przybrało czarny kolor, a twoja osoba jest jedynym źródłem światła, które lekko oświetla bezkresną pustkę. Na szczęście lub nieszczęście... nie będziesz musiała w niej błądzić, bowiem od samego początku zaczęłaś słyszeć w swojej głowie tajemniczy głos, który prosi cię, żebyś podążała wciąż i wciąż przed siebie, aż do jakiejś fontanny, która wskaże ci dalszą drogę. Chyba warto posłuchać tego głosu, bo co innego ci pozostaje?
- Matko boska, umarłam. To bydlę mnie zabiło. - mruknęłam do siebie po cichu. W duchu byłam wdzięczna, że poszło tak szybko i bezboleśnie. Obciął mi pewnie głowę, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Więc to tak wygląda życie po śmierci? Wielka, czarna dziura, świecąca skóra i głos w głowie... A może dopiero gdzieś dojdę? Kurczę, mam nadzieję, że będzie tam fajnie. Szkoda mi tylko moich pokemonów... Ale może Doktorek i Nicolas się nimi zajmą. Ruszyłam nieco niepewnie przed siebie, stawiając ostrożne kroki w próżni.
Chociaż nie widzisz niczego pod stopami, to jednak czujesz jak stąpasz po czymś niesamowicie zimnym. Zimniejszym nawet od lodu, który pamiętasz z zeszłorocznej zimy. Tak pogrążona w myślach i prowadzona przez tajemniczy głos, brnęłaś przed siebie, zostawiając za sobą ślady z śniegu, które przepadały po chwili w nicość. Nie wiesz ile dokładnie szłaś, ale w końcu dotarłaś do przeogromnej fontanny, wypełnionej pod samiuśkie brzegi, czerwoną wodą. Czyżby to woda zmieszana z krwią? Kto wie! Jedyne, co na niej znalazłaś to malutka karta, na której napisane jest, żebyś zanurzyła się w niej, całkiem nago.
Nie do końca byłam przekonana co do tego, co było napisane na kartce. Instrukcje były jasne i niezbyt wymagające, a jednak to obca kartka w obcej fontannie, na dodatek w obcym świecie. Kto normalny rozbierałby się do naga w takim chłodzie? W sumie... Co za różnica. I tak nikt mnie nie widzi, prawda?
Ściągnęłam z siebie ubrania, starannie składając je w kostkę i odkładając na brzeg fontanny, żeby w razie czego móc je znów założyć i wyglądać chociaż w miarę przyzwoicie. Kiedy stałam już całkowicie naga, ostrożnie zamoczyłam w wodzie jedną nogę... Drugą...
Kiedy zamoczyłaś drugą nogę w fontannie, poczułaś jak tajemnicza siła wciąga cię na dno. Taka fontanna powinna być dość płytka, ale ty brniesz i brniesz ciągle w dół, jakbyś wyskoczyła z samolotu na wysokości kilku tysięcy metrów. W końcu jednak pojawiłaś się w niedużym pomieszczeniu ze zdobionymi drzwiami, na których wyryto kształt ludzkiej dłoni. Obok nich, na haku, wisi srebrny sztylet, ozdobiony masą rubinów i innych kamieni szlachetnych, których nazwy nie znasz. Biorąc pod uwagę wszystkie rzeczy w tym pokoju, to rodzaj jakiejś zagadki, ale jakiej?
Zagadka zdawała się dość prosta. Kształt dłoni podpowiedział, co i gdzie trzeba przyłożyć, żeby drzwi się otworzyły. Sztylet raczej też nie wisiał obok bez powodu. Czy muszę zapłacić krwią za przejście? Biorąc pod uwagę fakt, że woda w fontannie była czerwonawa... To dość prawdopodobne. Ostrożnie wzięłam w dłoń wiszący sztylet i obejrzałam go najpierw uważnie. Był całkiem ładny, na pewno używany do wyższych celów niż krojenie cebuli. Lekko wbiłam czubek noża w swoją dłoń, zostawiając niewielką ranę.
- Auć - mruknęłam do siebie i zmarszczyłam lekko brwi. No nikt nie lubi, jak go coś szczypie. Ale co zrobić? Przytknęłam dłoń do wgłębienia i czekałam na jakikolwiek efekt. Zadziała to dobrze, nie zadziała... To będę musiała kombinować.
Kiedy wsunęłaś dłoń do wgłębianie, drzwi otworzyły się, odsłaniając przed tobą kolejną salę, która nie różni się prawie niczym od poprzedniej. Nowym elementem jest jedynie stół, trzy fiolki na nim oraz karteczka z napisem "Wypij jedynie odpowiednią fiolkę. W sumie, to możesz wypić wszystkie, ale tylko jedna ci nie zaszkodzi.". Wracając do fiolek, każda z nich ma w sobie płyn innego koloru. Pierwsza mieni się błękitem, druga pieni się różem, a trzecia czerwienią pluje. Która z nich będzie właściwa? Kto wie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.