Racja, twoje mięśnie już tak nie bolały, a zdawałoby się, że podczas biegu będą się palić. Ale w końcu nie byłaś z tych słabych, co się dziwić? Sama powaliłaś te trzy szkaradne Goliaty!
Christpoher popatrzał na ciebie zdziwiony. Gdzie chce? Chyba nie o to mu chodziło, ale postanowił nie komentować twojego chwilowego zaćmienia mózgowego i zrobił to samo, co ty - zaczął rozglądać się za stworkiem, który przeciął wam drogę. Rozdzieliliście się, aby szybciej przeczesać teren. Ty obeszłaś jeziorko z jednej strony, a chłopak z drugiej. Swoją drogą, miejsce to było bardzo urokliwe. Wcześniej nie zwróciłaś na to uwagi (bo i jak, skoro byłaś zajęta klatą swojego kolegi), ale miejsce to tętniło życiem. Zobaczyłaś nawet kilka robaczków i innych stworków, które nie uciekały na wasz widok tylko wygrzewały się na brzegu strumyka. W wodzie też coś pływało, jednak tafla wodna rozmywała jego kształt i nie mogłaś dokładniej go zobaczyć. Jedno było jednak pewne - żadne z tych uroczych stworzeń nie mogło być tym, które napotkaliście. Były zbyt rozleniwione, aby biegać tak po wyspie.
Wtem coś zobaczyłaś. Za kamieniem znalazłaś kilka odcisków łapek w podeptanych jagodach. Co więcej, ślady te prowadziły za duży głaz, który znajdował się po drugiej stronie polanki. Może warto sprawdzić ten trop?
Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam na około siebie. Wspaniale miejsce... Zachwyciło mnie na tyle, że znów odpłynęłam. Tym razem z zupełnie innego powodu. Naprawdę chciałabym tu wychodzić znacznie częściej i już wiedziałam, że będę to robić (nawet, jeśli nie jest to dozwolone).
Przerzucałam wzrok z jednego malucha, na drugiego i nagle coś przykuło moją uwagę. Oczywiście nie mogłam tego zignorować. Podążyłam za śladem rozciapanych jagód i zajrzałam za głaz.
Miejsce to zdołało cię na tyle zachwycić, że postanowiłaś dla niego regularnie łamać prawo. Kto by pomyślał, że jeziorko i kilka kwiatków na polanie w środku lasu może tyle zdziałać.
- Niczego nie znalazłem... Ale widzę, że ty złapałaś jakiś trop - usłyszałaś znajomy głos Christophera, który kierował się w twoją stronę z pustymi rękami. Postanowił ci jednak nie przeszkadzać i w spokoju przypatrywał się z boku temu, co robiłaś. A co tak właściwie robiłaś? Po śladach łapek doszłaś do dużego głazu, za którym trop się urywał. Znalazłaś tam sprawcę całego tego bałaganu - złotego liska, który przednie i tylne łapy miał upaćkane w fioletowym soku z jagód. Na razie cie nie zauważył, gdyż był zbyt zajęty pałaszowaniem innych dobrodziejstw tego lasu.
Owszem! Znalazłam coś. A raczej kogoś. Z szerokim uśmiechem powitałam złote, zachwycające futerko. Nie do końca wiedziałam, co mam teraz zrobić. Nie chciałam w żadnym razie wystraszyć malucha. Zerknęłam od razu na Chirsa i przyłożyłam palec do ust, a zaraz po tym pomachałam delikatnie ręką, by do mnie podszedł. Też musiał go zobaczyć! Normalnie ósmy cud świata. Miałam ochotę go capnąć i nie wypuszczać z rąk.
Gdy Christopher do ciebie podszedł i zobaczył co znalazłaś, wywalił oczy na wierzch zdziwiony. Na jego usta cisnęło się coś, co chciał koniecznie ci przekazać, jednak przerwałaś mu gestem zanim zdążył coś powiedzieć i zwrócić na was uwagę liska, który jak na razie dalej zajmował się jedzeniem jagód.
Może i mogłabyś wytulać taką słodkość, jednak nie wiadomo, kto ostatecznie by kogo zadusił. Na słodkim wyglądzie wszystko się bowiem kończyło. Gdy złoty stworek podniósł łepek do góry i was zobaczył, warknął ostrzegawczo i przednią łapą zagarnął jagody bliżej siebie, jakby chcąc przez to powiedzieć: "Znajdźcie sobie inny bufet, frajerzy". Ciemnowłosy spojrzał na ciebie zdezorientowany, nie wiedząc za bardzo, jak w takiej sytaucji się zachować. On postanowił na razie milczeć, lecz lisek nie spuszczał z was czujnego wzroku.
Wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że jego też zachwyci. Od razu nawet chciał go komentować! Z resztą sama się ledwo powstrzymywałam. Na szczęście mogłam w końcu otworzyć buzię, kiedy lisek nas zauważył. Zorientowałam się właśnie wtedy, że na dłuższa chwilę wstrzymałam oddech, żeby go nie wystraszyć. On o dziwo się nas chyba nie bał. To chyba my powinniśmy się bać jego. Niemniej uroczy pyszczek umniejszał nieco tym ostrzeżeniom, które nam wysyłał. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- No cześć, kwiatuszku. - Powitałam go i zerknęłam na jagody. - Luzik, już jedliśmy.
Trudno powiedzieć, czy Chrisa zachwycił ogoniasty w ten sam sposób, co ciebie. Można było tutaj tylko spekulować, gdyż nie było mu dane nawet się odezwać!
Oj, nazwanie lisa kwiatuszkiem nie było najlepszym pomysłem. Określenie to tylko rozjuszyło stworka, który zaczął na was (a raczej głównie na ciebie) ostrzegawczo szczekać (czy co tam za dźwięki wydawają lisy). Nawet zapewnienie go, że nie chcecie zabrać jego obiadu nie pozwoliło na chwilę ciszy.
- Hej, spokojnie kolego. Vailee wcale nie chciała cię tak nazwać, prawda? - brunet starał się złagodzić sytuację gdy zobaczył, że nie dajesz sobie rady z pokemonem. Może twoje przeprosiny coś zmienią?
- Ups. To chyba samczyk. - Zdołałam z siebie wydać, kiedy lisek zaczął na mnie szczekać. Możliwe, że w innym wypadku by mnie to rozczuliło, ale szybko zorientowałam się, że mam do czynienia z dzikim Pokemonem, który równie dobrze może mi odgryźć rękę. Jeszcze mnie pociśnie z jakiegoś miotacza płomieni albo wodą jak z hydrantu i dopiero będę miała ubaw... Dla bezpieczeństwa schowałam się za swoim towarzyszem podróży.
- Skąd. Tam mi się wymsknęło... - Rzuciłam zakłopotana, przyglądając się futrzakowi zza pleców Chrisa. - Jesteś bardzo męski, jakby Ci się tak przyjrzeć. Mówiąc "kwiatek"... Miałam na myśli takiego wiesz... Kaktusa np. Albo dąb, czy co. - Pierwszy raz się tak pogrążyłam. I to jeszcze przed Pokemonem.
Tak, to zdecydowanie był samczyk, co zdążył już zauważyć Chris. Gdy wskoczyłaś za niego, ten zrobił zdezorientowaną minę. W końcu to teraz on był na "celowniku" liska, którego wcale a wcale nie szło udobruchać. Chociaż... na chwilę zamilkł, kiedy nazwałaś go bardzo męskim. Podniósł dumnie głowę i pewnie afiszowałby się tak dalej, gdybyś... nie nazwała go kaktusem. Oj, teraz to się dopiero rozeźlił. Ponownie zaczął szczekać na ciebie, całkowicie ignorując twojego towarzysza, który stał niczym mur przed tobą.
- Widzę, że nie idzie wam najlepiej. Może wyjaśnicie to sobie w walce? - zaproponował Christopher, usuwając się na bok. Uznał, że jest tam całkowicie zbyteczny, skoro stworek o złotym futerku zupełnie miał na niego wylane. Spojrzał na ciebie z nadzieją w oczach. O ironio, chyba naprawdę myślał, że walką uda ci się nie doprowadzić do rozlewu krwi.
- Nie jestem zbyt dobra w komplementach. - Przyznałam się, dalej schowana za Chrisem. - Mamy się bić? - Zapytałam i zerknęłam na chłopaka. - Tak... Szczerze to nie wystawiałam jeszcze Cubonka do walki. - Wyjaśniłam niemrawo. Widziałam nie raz jak się odbywają takie waki, ale Cubonek to zazwyczaj robił co chciał. - Powinnam... O tym wspomnieć wcześniej, że moje doświadczenie jest gdzieś na minusie, w skali 1-10? - Zerknęłam na liska. Wyraźnie chciał mnie zabić... Zupełnie nie wiem za co. Kaktus to bardzo męska roślina, nawet anagram ma męski. No nic. Sięgnęłam po Pokeball i wypuściłam z niego Cubonka.
- Do boju! Wiesz co robić, ufam Ci! To Twój przeciwnik. - Tak! Tylko tyle mogę zrobić. Z resztą... - Wygląda uroczo, ale jest bardzo silny. - Szepnęłam do Chrisa.
To, że nie jesteś zbyt dobra w komplementowaniu, zauważył chyba nawet lisek, nie wspominając już o Christopherze, który musiał być zdziwiony tym, w jakie kłopoty się wpakowałaś, usiłując być miłą. Tak potrafisz chyba tylko ty.
- Wierzę, że sobie poradzisz. Może jeżeli Vulpix się wyżyje, bądź też dostanie niezłe lanie od Cubone, to od razu się uspokoi? - oznajmił chłopak, ani na chwilę nie wątpiąc w twoje umiejętności, bądź ziemnego stworka. Co ciekawsze, znał nazwę złotego lisa, więc może o tym chciał ci od początku powiedzieć..? Skoro mowa już o twoim podopiecznym, był nieźle zakręcony, kiedy postawiłaś go przed liskiem. Zupełnie nie spodziewał się, że w swojej pierwszej walce będzie musiał być zdanym na siebie samego. I to wyraźnie dało mu się odczuć we znaki.
Vulpix nie czekał, aż jego przeciwnik we wszystkim się połapie. Ruszył z miejsca jako pierwszy i z szybkością błyskawicy znalazł się przy Cubone, uderzając go Quick Attack. Ziemny pokemon przewrócił się na plecy i kiedy wstał, nie było już przy nim liska. Wykorzystał to, że trzymał się na dystans i wypuścił z pyszczka kilka ognistych kulek, które były Emberem. Wszystkie trafiły prosto do celu, którym był twój pokemon. Cubone jedyne co zrobił, to żałośnie zaskrzeczał, obniżając atak Vulpixa Growlem. Zupełnie nie mógł odnaleźć się w tej walce i niewątpliwie przydałaby mu się pomoc, inaczej może nie być mowy o wygranej.
- Nie możesz zostawić go tak samego. Poprzez walki najlepiej szlifuje się więź pomiędzy trenerem, a pokemonem. Jeżeli teraz nie spróbujesz, później może być wam ciężko się zgrać - poradził ci Christopher, widocznie zmartwiony stanem Cubonka. Sprawiał wrażenie zupełnie nieporadnej i zbłąkanej owieczki, która została zostawiona na pastwę głodnego wilka.
No miejmy nadzieję, że się uspokoi! Na razie się w ogóle na to nie zapowiadało. Tak poturbował mojego Cubonka, że miałam ochotę go z powrotem schować do Pokeballa i sama skopać futrzaka! Zerknęłam na Chrisa, od którego oczekiwałam niezwykle profesjonalnych porad i takową właśnie dostałam. Beaz instrukcji się nie obejdzie? Możliwe, że będzie jeszcze gorzej! Niemniej wróciłam pamięcią do ataków, które pamięta stworek. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam te komendy... Wzięłam głęboki oddech i skombinowałam "taktykę" na poczekaniu:
- Dobra! Cubonek, skup się! Najpierw rozprosz go tiku tiku ogonkiem! Tail Whip, czy coś! Później dawaj na niego ten ciach i strzel z elektrycznej łapy! Tylko tak mocno. Nawet dwa razy! Rób uniki, a jak będzie się rzucał to go z kości po łapach! Tak właśnie! - Dokończyłam niezwykle zdeterminowana, jakbym właśnie rzuciła najlepszą techniką ever.
Cubone widząc, że włączasz się do zabawy, poczuł się od razu pewniej. Nie błądził już po polanie niczym ślepa kura, a miał obrany jeden, konkretny cel - Vulpixa. Lisek był szybszy, więc jako pierwszy przeszedł do ofensywy. Zaczął od Ember, które składało się z czterech pocisków. Trafia tylko połowa z nich, gdyż Cubonek zastosował się do twoich poleceń i odskakiwał przed każdym kolejnym płomieniem. To się nazywają uniki! Przyszła kolej na atak ze strony twojego podopiecznego. Wykorzystał ten czas na obniżenie kolejnej statystyki przeciwnika - obrony, dzięki użyciu Tail Whip. Zakręcił śmiało swoim kuperkiem, na którym znajdował się krótki ogonek i prowokował liska do ataku. Oczywiście nie musiał długo czekać - opanowany rządzą wygranej ruszył z Quick Attack. Twój maluch wydawał się na to jedynie czekać. Gdy ognisty pokemon był blisko, ten odwrócił się błyskawicznie w jego stronę i wystawił przed siebie łapkę, która zaiskrzyła żółcią (Thunder Punch). Rozpędzony Vulpix nie zdołał wyhamować i nadział się prosto na łapkę Cubonka. Ten niewzruszony stał dalej na swoim miejscu, kiedy to liska odrzuciło do tyłu. Ziemny stworek skorzystał z sytuacji i podbiegł do zwalonego z nóg przeciwnika, uderzając go po raz kolejny z Thunder Punch. Vulpix odwdzięczył się jednak Fire Spin, wypuszczając na twojego podopiecznego spiralę ognia, która ciasno go oplotła. Co dziwne, ogień nie znikał ani nie reagował w kontakcie z trawą. Lisek miał czas odbiec od Cubone'a zajętego próbą odgonienia płomieni. Chciał przystąpić do kolejnego ataku póki cel nie był skupiony na nim, ale wtem z jego ciała wyskoczyły wiązki elektryczne, które skrzywiły zadartą minę stworka. To paraliż! Musiał pojawić się po drugim ataku elektryczną pięścią. Słowem podsumowania, obydwa pokemony były już nieźle zmęczone, ale nadal miały jeszcze siłę walczyć.
- Tak! - Wyrwało mi się ze szczęścia, kiedy Cubonek robił kolejne uniki.
- No nie! - I skwitowałam to, kiedy jednak oberwał tą czwartą kuląognia. Czułam się jak kibic na stadionie. Kto by myślał, że walki Pokemonów mogą być tak ekscytujące? Zwłaszcza, kiedy samemu ma się jakiś wpływ na ich wynik!
-Kręć kuperkiem, skarbie! I kością go! Kością! - Machałam przy tym rękoma, jakbym miała w nich kij baseballowy. W sumie jakbym wzięła ze sobą taki sprzęt to i bym się chętnie włączyła do walki. Chociaż... Uwięzienie w permanentnym płomieniu było mało ciekawą opcją. Spanikowałam, mimo że przeciwnik też nie miał kolorowo.
- Wiem! Kręć jak wiatraczkiem! Widziałam jak to kiedyś robisz! - Nie wiem, czy to wystarczający sposób na odgonienie wiatru, ale... Warto spróbować. - I w nos go z elektrycznej łapy!
Zaczął Vulpix, który mimo swojego stanu miał zaciesz na mordce. Widocznie walka sprawiała mu na tyle przyjemności, że całkowicie ignorował swój obecny stan, który nie był za ciekawy, podobnie jak u Cobone'a. Lisek zaczął z Ember, które przeleciało przez ścianę ognia i ugodziło ziemnego pokemona. Cubone zgodnie z twoim poleceniem użył Tail Whip, obniżając jeszcze bardziej obronę przeciwnika. Był jednak coraz słabszy i nawet machanie kością nie pomogło w rozwianiu efektu Fire Spin. Na koniec można było jednak zobaczyć niesamowity zwrot akcji. Ognisty stworek, chcąc zakończyć ostatecznie tą bitwę, biegł w stronę uwięzionego Cubonka za pomocą Quick Attack. Wyskakując przed ścianą ognia... oberwał z kości prosto w pyszczek, spadając zdezorientowany na ziemię! Widocznie twój podopieczny był znudzony ciągłym wymachiwaniem bronią i postanowił zrobić z niej większy użytek. Nagle przeleciał przez ogniste okręgi i z całą siłą uderzył leżącego Vulpixa naelektryzowaną pięścią (Thunder Punch). Po całej akcji zdyszany Cubone stał nad bezwładnie leżącym złotym liskiem, który ostatnimi siłami ruszał łapkami, prawdopodobnie z chęcią kontynuowania przegranej potyczki. Pytanie tylko, co w takiej sytuacji zrobisz ty?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.