Starter: Purrloin
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista Karta Postaci: przejdź
Wiek: 31 Dołączyła: 24 Cze 2014 Posty: 186
Wysłany: 2015-11-17, 20:02 Courtney Sullivan
Imię: Courtney
Nazwisko: Sullivan
Data urodzenia: pierwszy marca { 20 lat } Profesja: trenerka
Profesja poboczna: ewolucjonistka
Team: —
Partner: —
Opis charakteru: Ogólnie sympatyczna i dość inteligentna z niej dziewczyna, choć na co dzień być może tego nie widać, bo zwykle chowa się w cieniu i nie odzywa zbyt często. Nie, żeby nie miała nic do powiedzenia albo stroniła od ludzi, wręcz przeciwnie – lubi ich i bardzo chętnie wkręciłaby się w jakieś ciekawe towarzystwo, a zdobycie prawdziwego przyjaciela to jedno z jej największych marzeń, niestety życie nauczyło ją, że czasem lepiej po prostu milczeć, zwłaszcza jeśli nie chce się wyjść przed ludźmi na wariata. Choć często nawiązuje znajomości, zazwyczaj są one tylko przelotne, bowiem panna Sullivan nie potrafi utrzymywać długotrwałych relacji z innymi przedstawicielami swojego gatunku, którzy prędzej czy później zrywają znajomość nie mogąc zrozumieć albo chociaż zaakceptować jej inności. Przez to dziewczyna nie znosi być w centrum zainteresowania, bo niesie to za sobą pewne ryzyko – nowopoznane osoby zwykle bywają ciekawskie i zadają wiele niewygodnych pytań. Wstydząca się swojej przeszłości oraz zmuszona do ukrywania tego, kim jest, Courtney unika jak ognia opowiadania o sobie, swojej rodzinie, a jeśli już koniecznie musi udzielić jakiejś odpowiedzi, zwykle robi to wymijająco bądź kłamie, zależy co uzna za najkorzystniejsze w danej sytuacji. Wprawdzie nie czuje się z tym zbyt dobrze, ale ma świadomość, że taka strategia oszczędza jej wielu zawodów i towarzyskich upokorzeń. Za dużo razy miała już złamane serce, żeby móc pozwolić sobie na kolejne uczuciowe eksperymenty, zwłaszcza że zbyt łatwo przywiązuje się do tych, do których zapała sympatią.
Chłodna empatia to jej mocna strona – potrafi zrozumieć emocje innych oraz to, co zdarza im się robić pod ich wpływem. Nie jest jednak tym typem człowieka, któremu ludzie lubią zwierzać się ze swoich problemów albo wypłakiwać w ramię, bo chociaż to całkiem niezła słuchaczka, pocieszać zdecydowanie nie umie, a już na pewno nie w taki sposób, by jej rozmówca poczuł się lepiej.
Opis wyglądu: Jest raczej przeciętna i na pewno nie wyróżnia się w tłumie, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Jest całkiem wysoka jak na kobietę, bowiem mierzy równo metr i siedemdziesiąt trzy centymetry, przy czym na pewno nie może narzekać na nadmiar tkanki tłuszczowej – jest chuda, w dodatku niezbyt hojnie obdarzona przez naturę i skromnie umięśniona.
Twarz, której znaczną część zakrywa bujna grzywka, ma dość szczupłą, pociągłą, z mało wydatnymi ustami, drobnym nosem i wąskimi brwiami, pozbawioną jakichkolwiek znaków szczególnych. Jej cera wygląda zazwyczaj na bardziej szarą niż jest w rzeczywistości, podobnie jak krótkie włosy w kolorze wypłowiałego brązu. Najbardziej lubi w sobie oczy, a konkretnie jasnopiwne tęczówki, i tylko je uważa za naprawdę ładne.
Ubrania dobiera tak, aby nie rzucać się w oczy – preferuje stonowane kolory (zwłaszcza odcienie szarości), proste kroje i największy nacisk kładzie na wygodę oraz funkcjonalność, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy w danych spodniach czy bluzce wygląda ładnie albo, o zgrozo, kobieco. Ze względu na budowę ciała, większość rzeczy wisi na niej jak na wieszaku, ale Courtney zdaje się w ogóle tym nie przejmować. Cóż, w sumie nie wychodzi na tym źle, w dopasowanych zapewne wyglądałaby jeszcze gorzej.
____________________________________________
Historia: Większość ludzi przechodziła w swoim życiu przez fazę zmyślonych przyjaciół, to normalny etap dojrzewania, zwłaszcza u dzieciaków z bujną wyobraźnią. Normalnie nie jest to powodem do niepokoju, chyba że – jak w przypadku Courtney – owi zmyśleni przyjaciele okazują się do tego stopnia zajmujący, że braknie przez nich czasu na tych prawdziwych, z krwi i kości. Nietrudno się więc dziwić, że dziewczyna już od najmłodszych lat miała problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, a większość jej rówieśników uważała ją za dziwaczkę. W sumie nic w tym dziwnego – dyskutowanie z kimś, kogo nie widać, do złudzenia przypominające rozmawianie z samym sobą, nie jest czymś normalnym, a już na pewno na etapie ostatnich klas szkoły podstawowej i później. Dzieciaki nie były specjalnie zainteresowane utrzymywaniem z nią stałego kontaktu, w sumie rzadko kiedy ktokolwiek się do niej odzywał, chyba że miał akurat zamiar trochę sobie jej kosztem pożartować. Rodzice dziewczyny zdawali sobie sprawę z problemu, jednak nie byli w stanie nic poradzić; wszelkie rozmowy, prośby, groźby i szlabany nie przynosiły żadnych efektów, więc w pewnym momencie musieli pogodzić się z faktem, że ich dziecko jest po prostu dziwaczne, oraz mieć nadzieję, że może kiedyś z tego wyrośnie.
Sprawy przybrały poważniejszy obrót, gdy Courtney weszła w okres dojrzewania. Wprawdzie jej stosunki z rówieśnikami nieco się poprawiły, bo unikała jak mogła sytuacji, w których przy ludziach zagadywałaby do swoich niewidzialnych przyjaciół, jednak teraz zaczęła mieć problemy ze snem. Bardzo, bardzo poważne problemy ze snem – potrafiła przewracać się z boku na bok przez całą noc i nie zmrużyć oka nawet na minutę, a jeśli już jej się udało, po pewnym czasie zwykle budziła się gwałtownie z powodu powtarzających się koszmarów. Twierdziła, że w nocy ktoś chodzi po jej pokoju, siada na łóżku, coś do niej mówi, a po zaśnięciu zdarzało jej się widzieć sceny rodem z horrorów o seryjnych mordercach czy inne śmiertelne wypadki, w których zawsze odgrywała rolę tego, kto żegnał się z życiem. Tego rodzice nie mogli zignorować i po kilkunastu ciężkich nocach podjęli decyzję o wizycie u lekarza. Zaczęło się od psychologa, jednak ten po krótkim wywiadzie i paru podstawowych badaniach skierował rodzinę specjalisty. Psychiatra, który najwyraźniej spotkał się z takim przypadkiem po raz pierwszy w swoim życiu i naprawdę bardzo zaangażował się w problem, najpierw zalecił badania na uszkodzenie mózgu – „projektowanie duchów”, jak to określił, mogło być spowodowane nadciśnieniem wewnątrzczaszkowym lub guzem. Ponieważ jednak i te badania nie wykazały żadnej ze wskazanych zmian i w sumie określiły Courtney jako okaz fizycznego zdrowia, doktor postawił kolejne diagnozy: halucynoza bądź zespół urojeniowy. Taki scenariusz, choć niezbyt optymistyczny, wtedy i tak wydawał się lepszy niż nowotwór czy inne choroba, która nieleczona zapewne szybko odesłałaby dziewczynę na tamten świat. A i leczenie nie sprawiało wrażenia ciężkiego – leki przeciwpsychotyczne i terapia, nic więcej.
Niestety, dość szybko okazało się, że leki – bez względu na rodzaj, dawkę bądź sposób przyjmowania – tylko pogarszają wizje, jakich nastolatka doświadczała. Pojawiały się częściej, były o wiele bardziej wyczerpujące psychicznie niż poprzednie, a i zjawy, które do tej pory widywała, przestały ograniczać się tylko do półprzezroczystych ludzi. Kosmici, smoki, potwory jakby wyciągnięte żywcem z gier wideo... Nie było sensu tego ciągnąć. Psychiatra oferował jeszcze kilka metod leczenia, jednak żadna z nich nie przynosiła pożądanych efektów i gdy już zdawało się, że nic nie jest w stanie dziewczynie pomóc, ratunek przyszedł z najmniej spodziewanej strony: od Pokémona.
Zbłąkana w przychodni Purrloin, wtedy jeszcze w trakcie szkolenia na stworka terapeutycznego dla chorych dzieci, przypadkiem trafiła do gabinetu lekarza zajmującego się panną Sullivan. Efekt był natychmiastowy – wszystkie zjawy, które do tego czasu podążały za nią krok w krok, momentalnie ulotniły się z pomieszczenia i nie powróciły do końca sesji. Psychiatra szybko doszedł do wniosku, że najlepszym pomysłem będzie oddanie kocicy pod opiekę jego pacjentce i sprawdzenie, czy jej obecność faktycznie złagodzi objawy choroby, jaka by ona nie była.
Kilka tygodni obserwacji potwierdziło, że towarzystwo Pokémona praktycznie całkowicie wyeliminowało koszmary i dzienne urojenia. Courtney mogła już normalnie funkcjonować, wysypiać się i działać w skupieniu bez obaw, że zaraz pojawi się jakaś zjawa, która będzie ją próbowała zaczepiać. Uznawszy więc, że to brak przyjaciół oraz zainteresowań negatywnie wpływał na psychikę dziewczyny, oficjalnie uznano problem za rozwiązany. Sullivan została wysłana do domu razem ze swoją nową koleżanką i kilkoma prostymi zaleceniami, jak to, aby spróbować socjalizować się z innymi ludźmi, znaleźć sobie hobby i prowadzić zdrowy tryb życia.
Przez kilka następnych tygodni żyło jej się naprawdę dobrze – wreszcie miała spokój, po tylu latach nawiedzeń mogła wreszcie odetchnąć, skupić się na sobie i swojej rodzinie. Ojciec z matką również byli wniebowzięci, w końcu wreszcie mieli normalne dziecko, z którym mogli porozmawiać na jakiś przyziemny temat i nie martwić się, że zaraz zacznie opowiadać im co słychać u sąsiadki z naprzeciwka, tej nieżyjącej od dwudziestu lat.
Szczęście jednak nie trwało zbyt długo. Pewnego dnia, gdy dziewczyna postanowiła po raz pierwszy od kilku lat wybrać się na zakupy i postanowiła zostawić Purrloin w domu, w połowie drogi kolejny raz została zaczepiona przez półprzezroczystą istotę. Lewitująca kilka centymetrów nad ziemią starsza kobieta miała do niej straszne pretensje, że „wszędzie łazi z tym swoim sierściuchem, a powinna przecież wiedzieć, że duchy tych Pokémonów nie znoszą i to z wzajemnością”, a gdy już dała upust złości, zaczęła opowiadać coś o mediach, przechodzeniu na drugą stronę, zbłąkanych duszach i innych tego typu rzeczach, o których Courtney od dziecka słyszała, że są tylko głupotami wymyślonymi po to, by wyłudzać pieniądze od naiwnych, zrozpaczonych po śmierci najbliższych osób. Zbulwersowana faktem, że „smarkula śmie jej nie wierzyć i jeszcze udaje, że jej nie widzi”, zmuszona była udowodnić jakoś to, że istnieje, co w przypadku ducha nie okazało się takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Wystarczyło, że przeniknęła przez ścianę sąsiedniego budynku, wewnątrz którego dziewczyna jeszcze nigdy w życiu nie była, i opisała ze szczegółami jedną z osób, która wkrótce po tym z niego wyszła. Ciężko powiedzieć, czy szatynka szczerze uwierzyła w istnienie tej kobiety oraz swoje rzekome moce, czy tylko do tego stopnia bała się powrotu do lekarza i ewentualnego zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym, że po prostu wolała w to uwierzyć. Najważniejsze, że wykazała chęć współpracy, która – jak się później okazało – miała potrwać już do końca jej życia.
Henriett Brown, bo tak nazywała się zjawa, była duchem nieżyjącej od kilku lat medium z Kanto, za życia podróżującej po regionach i pomagającej duszom, które miały na ziemi pewne niepozałatwiane sprawy, przedostać się na drugą stronę lub, w przypadku tych bardziej złośliwych, przepędzać je tam. Nie kłamała, jej numer figurował nawet w książce telefonicznej pod hasłem „medium” oraz „jasnowidz”, co jeszcze bardziej utwierdziło Courtney w przekonaniu, że jednak nie jest chora psychicznie, a wszystkie wizje, które miała do tej pory, nie były tylko urojeniami.
Podróż do sąsiedniego miasta, do dawnego domu Henriett, gdzie kobieta dokonała żywota, i przekonywanie jego obecnych lokatorów, że jest jej daleką krewną i przyjechała do Kanto tylko odebrać kilka rzeczy, nie było zbyt przyjemnym zadaniem. W ten sposób udało się jej jednak pozyskać kilka ważnych przedmiotów, w tym opasłe tomiszcze oprawione w skórę, ze wszystkimi notatkami, jakie stara pani Brown zrobiła za życia, w tym instrukcje odsyłania i przywoływania dusz, wypędzania duchów z domów i opętanych ludzi, wychodzenia z ciała, przechodzenia do świata duchów, interpretowania snów, tworzenia ochronnych kręgów przeciwko demonom oraz wszystko to, co tylko można podciągnąć pod pracę osoby związanej z zaświatami. To właśnie odesłanie babuni na drugą stronę było jej chrztem bojowym; nim staruszka przeniosła się na tamten świat, poinformowała Courtney, że jej najważniejszym obowiązkiem jest pomoc zbłąkanym duszom. Aby się z niego wywiązać, będzie musiała podróżować po świecie, a jeśli tego nie zrobi, czeka ją to, co zmarłych, którym nie udzieliła pomocy – nie trafi w zaświaty, tylko rozpłynie się w nicości.
Trenerką została w sumie z dwóch powodów: to był idealny powód, żeby opuścić dom bez wzbudzania podejrzeń rodziców, a walki z liderami były sposobem na szybki i prosty zarobek. Startera już miała, pozostało jej tylko spakować najważniejsze rzeczy, w tym podręcznik do bycia medium, odebrać potrzebny ekwipunek od mieszkającego w okolicy profesora Pokémon i mogła wreszcie wyruszyć na poszukiwania swojej pierwszej duszyczki do uratowania.
____________________________________________
Rodzina:
♦ Wilson Sullivan (57 lat) – ojciec,
♦ Danielle Sullivan (50 lat) – matka,
♦ Thomas Sullivan (24 lata) – brat,
♦ Annie Sullivan (15 lat) – siostra.
Rodzice prowadzą mały pensjonat w okolicach Vermilion City. Brat pracuje jako pomocnik profesora w laboratorium w Kalos, młodsza siostra wciąż uczęszcza do szkoły.
____________________________________________
Pokémony:
PURRLOIN
Imię: Raava
Poziom: 6.0
HP:100% Ewolucja:Purrloin → { Lv20 } Liepard
Umiejętność:Limber − Pokémon nie może zostać sparaliżowany
Ataki: Scratch, Growl, Assist
Charakter i historia: Niewiele wiadomo o przyszłości tej kocicy, choć najbardziej prawdopodobna wersja jest taka, że została przez kogoś wyhodowana i wyszkolona właśnie po to, aby stać się częścią terapii i pomóc jakiemuś człowiekowi wyjść z psychicznego bądź emocjonalnego kryzysu. Jest łagodnym, posłusznym Pokémonem, który do pełni szczęścia wymaga tylko trochę wody, jedzenia, uwagi oraz wiele, wiele miłości. Raczej nie ma złych nawyków, jeśli nie liczyć tego, że swoją sympatię okazuje ludziom wbijając im zęby i pazurki w różne części ciała.
Trzyma: —
» Ruchy dodane w ramach comiesięcznego bonusu. «
» TM & HM & EM «
____________________________________________
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.