Pokemon Crystal Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

 Ogłoszenie 

Przenieśliśmy się na nową domenę! Zapraszamy na...
www.pokemoncrystal.wxv.pl


Ohayo!
Na forum
Dodatkowe
Współpraca
Witaj przyszły mistrzu!

Marzyłeś kiedyś, by zostać trenerem lub koordynatorem Pokemonów? Wybrać niepowtarzalnego startera z którym wyruszysz w prawdziwą podróż. Móc zdobywać nowe stworki, trenować je, by stały się championami. Na Crystalu zapewniamy takie atrakcje! Najpierw wystarczy założyć kartę postaci, a potem wybrać odpowiedniego mistrza gry, który poprowadzi Ci niezapomnianą przygodę. Dodatkowo oferujemy: Fakemony, pokazy, walki z liderami i innymi userami, konkursy z nagrodami, eventy, zagadki itp. Ale to nie wszystko, bowiem możesz także zdecydować się na granie Pokemonem! Warto wspomnieć, że poznasz tu wielu przyjaciół z różnych stron Polski. Zaproś znajomych i pozwól ponieść się na skrzydłach wyobraźni już dziś!
Poradnik:
jak zacząć grę?

Masz jakieś pytania? Pisz na PW do Daisy7.


Nasze forum...

- Powstało 23 marca 2011r.
- Pierwszą domeną był pun, a drugą aaf.
- Umożliwia posiadanie epickich Fakemonów.
- Umożliwia granie jako człowiek lub Pokemon.
- Gościło ponad 350000 odwiedzających oraz 450 osób zarejestrowanych.
Pomogą Ci

Daisy7 , Gwen Brown , Yuki
GG/Skype: D: --- / ania.daisy7, G: 38162565 / ---, Y: 35451075 / Yukiyorin
Profil: Daisy, Gwen, Yuki
Ranga: admin, junior admin, moderator, gracz


Grasz na forum? Daj coś od siebie i sam poprowadź przygody innym!
Poszukujemy nowych mistrzów gier! Zapraszamy chętnych do zgłaszania się : )


Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Daisy7
2015-09-27, 20:02
Is someone else in me just waiting to break free?
Autor Wiadomość
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-05, 23:09   

Nic więcej już nie mówiłam, to chyba ze strachu, Arsene... to nie był temat, który powinno się przy mnie poruszać, nie teraz, nigdy. Twarz poczerwieniała mi od łez, przestałam już widzieć, co się dzieje dookoła, co chwile odczuwałam nagłe napływy złości, które brały nade mną górę, aby zaraz potem znowu się poddać. To działo się z błyskawicznym tempie, to było kompletnie nowe dla mnie uczucie. Nigdy wcześniej nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu, nic dziwnego zresztą, w końcu w ośrodku, mimo wszystko, wiodłam całkiem spokojne życie. A teraz... teraz musiałam się wyładować za wszystkie czasy, wystarczy sobie wyobrazić. Mieszanina szaleństwa z desperacją, krzyk, płacz i miotanie się wokół. To wszystko jakoś ucichło, kiedy tamten zniknął mi z oczu, nóż uderzył o ziemię, a ja poczułam, jak uderzam o ziemię: nie miałam już sił. „Rusz głową ruda”. Arsene... co oni mogli mu zrobić? I... czy na pewno była dla niego jeszcze jakaś nadzieja? Oczywiście, że była! Przecież oni chcieli, abym wróciła, musieli mieć jakiś wabik... dlaczego tajemniczy mężczyzna nie zabrał mnie już teraz? Przecież mógł to zrobić bez większych problemów. Był sporo silniejszy... Te wszystkie myśli naraz nachodziły mnie wraz z czasem, kiedy powracała do mnie świadomość
Siedząc pochyloną głową najpierw nie zauważyłam chłopaka. Zresztą, jeszcze przez chwilę miałam miałam mietlik w głowie, nie byłam w stanie powiązać jednego z drugim. Myśli rozjaśniały się dopiero z czasem. Dopiero wówczas dostrzegłam Vincenta. I naszła mnie jakaś taka dziwna ochota, by rzucić mu się w ramiona. Czułości. Potrzebuję, ku*wa, czułości, mam wrażenie, że jeszcze trochę i zwyczajnie nie dam rady.
Cóż, wyprzedził mnie, to było jeszcze bardziej miłe. Tak jak on mnie obejmował, tak ja odwdzięczyłam się tym samym. Chciałam go udusić, utulać tak mocno, by zgięło go w pół. Żebym jeszcze miała tyle sił... po prostu, chciałam go mieć jak najbliżej siebie, jak najgłębiej się w nim zatopić.
-Był tu... chłopak. Mówił o Arsene, mówił, że zrobili mu złe rzeczy, chyba przyszedł tu ze szpitala... - Nie umiała nadal powiedzieć o wszystkim, o czym powinna. Chyba... miała im dużo do powiedzenia, nareszcie nadarzyła się do tego okazja, hah. Teraz już nic nie ukryje.
Syknęła, kiedy chłopak dotknął rany. Piecze.
Spojrzała na Annę i Sophie.
-Oni... chcą mnie zabrać z powrotem. Muszę wracać, jak najszybciej. - Nie siliła się na głębsze rozterki, nie teraz. Najpierw... chciała gdzieś usiąść.
-Chyba jestem wam winna wyjaśnień. - Przyznałam w końcu, z lekkim... zażenowaniem, zarysowanym na policzkach. Wstyd chyba wziął górę nad bólem i tymi wszystkimi innymi emocjami, dziwne.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
REKLAMA
KRZĄCZ!

Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-06, 01:43   

 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-06, 01:43   

Przypomnienie Ci o Arsene było jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogłaś doświadczyć. Wiedziałaś jednak, że może być tylko gorzej. W napływie emocji wydałaś część swojej tajemnicy, której na początku nie chciałaś nikomu zdradzać. Niemniej byłaś świadoma, że jesteś komuś winna jesteś wyjaśnienia i… Nie chciałaś kłamać? Nie miałaś na to siły?
- Arsene? – Powtórzył po Tobie Vincent, kiedy dziewczyny wyszły w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Właściwie to tylko Sophie wyszła, bo Annabelle wciąż stała w drzwiach z przerażoną miną. Mężczyzny trzymał się wciąż ten niespokojny ton i trzeba przyznać, że Twoje pierwsze słowa przyniosły mu tylko jeszcze więcej pytań. Niemniej na tyle na ile mógł – zachował zimną krew. W przeciwieństwie do Twojego podopiecznego. Słyszałaś pisk swojego podopiecznego, ale chyba… Coś go zatrzymało.
- Zrobił ci coś jeszcze? - Zapytał, kiedy ujął cię w pasie i skierował w stronę łóżka, na którym usiadłaś. W niektórych miejscach było wilgotne. Jak podłoga i meble. Razem z napastnikiem do środka na chwilę przeniosły się uroki pogody, a wciąż królowała śnieżyca. Mężczyzna zerknął w stronę Annabelle, która wryta cały czas się w Ciebie wpatrywała. Sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie oddychała. Vincent podążył za jej wzrokiem na Ciebie, a później znów skierował uwagę na nią. – An, wyjdź. – Powiedział stanowczym, niepasującym do niego tonem i skierował się ku niej. Idealne miał wyczucie, bo blondynka jeszcze zdążyła zapytać drżącym tonem: - T-to krew jest? - I nie czekając na odpowiedź straciła przytomność.
- Chyba… To dla niej za wiele. – Powiedział po tym, jak uchronił ją przed upadkiem. W tym momencie w drzwiach pokazała się Sophie.
- Hemofobia. – Wytłumaczyła od razu waszej dwójce, chociaż wygląda na to, że Vincient zdążył się już tego domyślić. Westchnął i podniósł blondynkę na ręce. Zerknął na Ciebie jeszcze raz, po czym usunął się z drogi Sophie, która trzymała w rękach plastikową miskę wypełnioną wodą, na której krawędzi był przewieszony biały materiał. - Przemyję ranę. - Oznajmiła szatynka mijając Vincenta, który musiał na chwilę was opuścić. Dopiero teraz mogłaś spostrzec, co stanowiło przeszkodę dla Keitha – widziałaś jak próbuje wlecieć do środka, machając skrzydełkami blisko podłogi. Był… Całkiem silny, bo ciągnął za sobą wyjątkowo rozbawiony balast – Panchama, który trzymał go za nóżkę. Misiek jednak zorientował się, że na niego patrzysz, dlatego… Zawstydził się i zrezygnował z dalszej „zabawy”. Prawdę mówiąc – wskoczył w szczelinę między szafką, a ścianą.
Sophie postawiła miskę na krześle, które przeniosła bliżej Ciebie. Już zdążyłaś zauważyć, że nie jest zbyt rozmowna i ten wypadek nie stanowił różnicy. Nie zadawała zbędnych pytań, bo skupiła się całkowicie na tym, co miała zrobić. Nie musiała się przejmować włosami, bo warkocz opierał się o drugie ramię. Poczułaś dotyk miękkiego, zimnego i przede wszystkim mokrego materiału w okolicach rany. Chłód nieco koił ból, ale oczywiście nie mogłaś o nim zapomnieć. - Jeszcze chwilę wytrzymaj. – Odezwała się w końcu i na najbliższe kilka minut oddała się swojemu zadaniu, w którym była wyjątkowo delikatna. W tym czasie do środka z powrotem wszedł Vincent i nie chciał słyszeć od Ciebie wyjaśnień, póki sam nie obejrzał przygotowanych do opatrunku obrażeń. - Nie wygląda tak źle, jak myślałem, chociaż szybko się nie zagoi. - uświadomił Cię z wyraźną ulgą w głosie. Jedyne czego potrzebowałaś to czas. Opatrunkiem, którego zapach przywodził Ci na myśl orzeźwiającą miętę czy szałwię, zajął się sam. Podobnie jak zabezpieczenie go bandażem. – Od teraz to niezwykle gustowna część Twojego stroju. - Powiedział Vincent, kończąc jego wykonanie. Miał nadzieję, że emocje chociaż trochę z Ciebie uleciały. Widziałaś, że on czuł się znacznie spokojniej, albo chciał sprawiać takie wrażenie i nieźle mu to wychodziło. Keith siedział na Twoich kolonach, rozglądając się na wszystkie strony. Był gotowy do walki! Wiedział, że cię zawiódł i chyba nie chciał, żeby to się powtórzyło… Ani razu więcej.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-06, 03:16   

-Tak, Arsene! - W czasie, kiedy chłopak zajmował się moimi ranami, ja zajmowałam się opowieścią. A przynajmniej próbowałam, okoliczności nie były najlepsze. Kątem oka spojrzałam na Annabelle. Wyglądała, jakby znosiła to wcale nie lepiej, niż ja. Spróbowałam się do niej uśmiechnąć, cokolwiek, naprawdę, nie chciałam jej widzieć w tym stanie. Nie wyszło. Sama też potrzebowałam pocieszenia. - To był mój przyjaciel, jedyny. Byliśmy razem w jednym szpitalu... psychiatrycznym. I... dowiedział się kilku strasznych rzeczy na jego temat. Pomógł mi uciec, ale on tam został i... ja nie wiem, co się z nim stało! Złe rzeczy! Nie chcę o tym rozmawiać... - Faktycznie, każde wspomnienie chłopaka było jak cios w serce, no i bolało. Płakałem.
Sama panikować tak naprawdę zaczęłam dopiero wtedy, kiedy Anna niemal uderzyła o ziemię. Ledwo powstrzymałam się od krzyku. Umarła?! Skrzywdzili ją! Cokolwiek się stało, na pewno nie było to nic dobrego. Dopiero kiedy Sophie nadeszła z wyjaśnieniem, uspokoiłam się, ale nie do końca. W końcu straciła przytomność, tak? To nigdy nie znaczy nic dobrego.
I przyszła Sophie. Jak dotąd nie miałam okazji do pogadania z nią, tak jakby stanowiła tło na swojego „rodzeństwa”. Cóż, to oczywiście nieprawda... ale raczej nie należała do najbardziej gadatliwych osób. Chyba dlatego rozmowa zbytnio się nam nie kleiła. Do samej dziewczyny na odchodne uśmiechnęłam się jeszcze. Jakoś... ciężko mi się rozmawiało z kimś tak markotnym. I dopiero wówczas się odezwałam.
-Miła z ciebie osoba, wiesz? Na początku pomyślałam, że jesteś strasznie chłodna... ale to chyba nie prawda? Wiem, nie powinnam tego tym tonem mówić... po prostu, dzięki. - Speszyłam się, wbijając wzrok w podłogę. Wytrzymałam.
Wrócił Vincent. To właśnie jemu miałam wiele do powiedzenia... to nie to, że reszta nie powinna być w to wtajemniczona. Tylko przy nim czułam się na tyle pewnie, by móc mówić takie rzeczy, ani przy Annie, ani przy Sophie nie odważyłabym się, nie teraz. On zapewne wszystko im przekaże – co do tego, nie interesuje to mnie. Już za chwilę miałam kontynuować monolog, który zaczęłam na samym początku. I pokiwałam głową, byłam pewna, że szybko się z tego nie wyliżę.
-Jakoś przeżyję. - Wyszczerzyłam się do niego. Uspokajająco pogłaskałam Keitha po głowie. Dzielna ptaszyna. No odezwałam się.
-Słuchaj, powinieneś o tym wiedzieć, przynajmniej ty, bo, kurde, ufam ci. To znaczy, ufam wam wszystkim, ale przy tobie czuję się nieco pewniej. Jestem... schizofreniczką, Vincent. I... ci ludzie, ten, który mnie napadł był jednym z nich, eksperymentowali na mnie, zamknęli w ośrodku nad rzeką, odizolowali i eksperymentowali. I tak przez całe życie. - Skończyłam, kiedy chłopak już wrócił, po tym jak ponownie zamienił się z Sophie. Wzdrygnęłam się. Nie robiło to na mnie większego wrażenia, ale... i tak, to nie było przyjemne wspomnienie. Wolałabym o tym jak najszybciej zapomnieć. Dla niego to i tak może być stek bzdur, tym bardziej, że nie wspomniałam o tym, że jestem sztucznym człowiekiem... ciekawe, co wtedy by sobie o mnie pomyślał. Schizofreniczka, która wygaduje podobne rzeczy.
-Pewnie mi nie wierzysz. - Posmutniałam.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-06, 03:40   

Prawdę mówiąc mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, jak ciężkie jest dla Ciebie mówienie o tym. Miał ochotę Ci przerwać, ale tego nie zrobił. Doszedł do wniosku, że lepiej, jeśli skupisz się na rozmowie. Było po nim widać też, że ciężko znosi patrzenie na Ciebie, kiedy płaczesz.
Sophie… Wyjątkowo dziwnie przyjęła ten komplement. Spuściła z ciebie wzrok i mimo ciemniejszej karnacji, mogłaś zobaczyć na jej twarzy rumieniec i przede wszystkim zakłopotanie. – Nie ma sprawy… - Powiedziała ciszej, niż zazwyczaj. Cóż, każdy ma swoje słabości.
Na Twój uśmiech Vincent odpowiedział tym samym. Złapał ręką krzesło, na którym wcześniej stała miska z zabarwioną wodą i usiadł na nim dokładnie przed Tobą. Tak, by móc wygodnie wsłuchać się w Twoje wyjaśnienia. Jednak z każdym kolejnym zdaniem, jego wzrok stawał się coraz bardziej nieodgadniony. Był przede wszystkim zaskoczony, gdyż nie często pewnie doświadcza takich wyznań. W tym spojrzeniu kryło się jednak coś jeszcze… Złość? Nostalgia? Ciężko było to określić.
- Ufam Ci, Sonni. Nie sądzę, żebyś kłamała. - Przyznał spokojnym tonem, rozwiewając wszystkie Twoje najgorsze myśli. Brzmiało to… Przekonująco. Jak mogłaś się jednak domyślić – miał kilka pytań. - Ten szpital… Gdzie on jest? Jak długo tam przebywałaś? - W jego głosie mogłaś wyłapać nieco niecierpliwości.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-06, 04:08   

Cóż, przyznaję, to zainteresowanie, ze strony Vinniego zaskoczyło mnie. To znaczy, wierzyłam, że ktoś taki jak on nie wyśmiałby mnie: był na to za... po prostu ZBYT. Obserwowałam te przemiany na jego twarzy z lekkim niepokojem, jednakże nie wtrącałam się. On mógł mieć własne tajemnice, tak jak ja je miałam, prawda? „Dzięki...” wymamrotałam cicho.
Gdzie się znajdował ów szpital? To dobre pytanie. W końcu zemdlała, sama nie wiedziała, gdzie do końca się teraz znajduje, a więc, co za tym idzie, nie była w stanie wskazać właściwego kierunku. Zagryzła wargi, szukając właściwych słów.
-Ja... dokładnie to nie wiem. Sama nie jestem pewna, gdzie teraz jesteśmy, ale sądzę, że niedaleko. To taki wielki, drewniany, położony nad rzeką dom. Ogrodzony wysokim płotem. - Jak teraz o tym płocie myślała... on tam nie pasował. Wysoki, druciany, jak w więzieniu, ale... to przecież było więzienie, prawda? Wtedy jednak nie stanowiło to dla niej różnicy. Przecież nigdy nie widziała innych płotów, skąd mogła wiedzieć, że z tym jest coś nie tak?! Dopiero teraz zorientowała się: nie każdy dom tak wygląda.
-Vincent... czy coś nie tak? - Przełamała się w końcu. Ten tajemniczy wzrok i niecierpliwość w głosie, nie do końca wiedziała, co one oznaczają, miała dziwne przeczucie.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-06, 04:14   

Zmarszczył lekko brwi, kiedy oznajmiłaś, że nie znasz dokładnego położenia szpitala. Niemniej reszta informacji była… Wystarczająco przydatna, co przypieczętował słowami: - W porządku.
Wziął głębszy oddech i wypuścił powietrze, prostując się. – Oczywiście, że coś jest nie tak. – Powiedział spokojnym tonem, chociaż jego wzrok jakby karcił cię za to, że mogłaś pomyśleć inaczej.
- Przecież to mogło się skończyć gorzej. – Zerknął mimowolnie na twój bandaż. Po chwili zobaczyłaś jego uśmiech. Był smutniejszy, niż zazwyczaj. W sumie wymuszony, co było całkiem normalne, zważywszy na okoliczności. Nachylił się lekko i wyciągnął rękę, by włożyć twój niesforny kosmyk za ucho. – Dziękuje, że mi powiedziałaś. Dopilnuję, żeby to się nie powtórzyło. - Obiecał. - I nie masz się już czym martwić. Poza tym… - I tu przerwał, bo do pomieszczenia weszła Sophie. Miała przez ramię przewieszony ręcznik.
- Przygotowałam kąpiel, jeśli… Masz ochotę. – Zwróciła się do Ciebie. Nie była pewna, czy czujesz się na siłach po tych wydarzeniach. Z drugiej jednak strony jakieś pół godziny w gorącej wodzie mogłoby Ci pomóc o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. Vertill zdecydował się nie kończyć swojej kwestii. Widocznie nie była zbyt istotna.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-14, 01:39   

Faktycznie, mogło być gorzej... ale to przecież nie było ani trochę porównywalne do poczucia winy i świadomości, że gdzieś tam Arsene przeżywał teraz niewyobrażalne tortury, jeśli jeszcze żył, oczywiście. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie! Musi żyć! Na pewno gdzieś tam czeka, aż wrócę i mu pomogę wydostać się stamtąd! W końcu... nie zrobiłam tego za pierwszym razem.
Dłoń Vincenta, która musnęła moją głowę, wyrwała mnie z dalszego dręczenia się. Chłopak był strasznie śmiały. Nienawidzę dotyku innych ludzi, nie ważne, kim by oni byli, było w tym coś takiego, co powodowało, że niemal natychmiast przeszywał mnie paskudny dreszcz. Więc czemu i tym razem nie odsunęłam się, kiedy Vinnie postanowił poprawić moją fryzurę? Nie mam pojęcia, ale to było całkiem przyjemne. Nie jakoś w szczególny sposób, ale jednak dawało radość.
-D-dzięki. - Wypowiedziałam cicho, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Twarz mi sczerwieniała. - Co takiego? - Zapytałam się, kiedy do pokoju wchodziła już Sophie. Wcale nie uważałam, że cokolwiek, co on ma do powiedzenia, może być mało ważne.
-Taak, to chyba byłby dobry pomysł. - Przytaknęłam, ostrożnie podnosząc się na równe nogi. Kąpiel, faktycznie brzmi nieźle. Chcę zapomnieć, muszę zapomnieć. W ten czy inny sposób.
Ruszyłam w odpowiednim kierunku.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-14, 02:00   

Vincent nie odpowiedział. Nie było CI dane poznać dalszej części zdania. Napotkałaś tylko na jego uśmiech, już pewniejszy i bardziej ciepły. Jego wzrok odprowadził Cię do drzwi.
Natu poderwał się równo z Tobą i usiadł Ci na głowie. Nie zamierzał Cię już opuszczać.
Sophie zaprowadziła Cię do kolejnego, małego pomieszczenia w tym… Ciekawym domku. O dziwo łazienka spełniała wszystkie standardy. Oczywiście dla tych najmniej wymagających: podłogę stanowiło ciemne drewno, na którym rozłożony był bordowy dywan z długiego, miękkiego włosia. Aż chciało się na nim ustać bosą stopą. Jak się można było domyślić – nie było tu okien. Musiało Ci wystarczyć światło z żarówki umiejscowionej nad białą, standardowych rozmiarów wanną. Oczywiście nie była nowa, ale wciąż w dobrym stanie i jak ostrzegła Cię Sophie – gotowa do użytku. Wypełniona była parującą wodą, zabarwioną na delikatny kolor. Mogłaś się domyślić, że to wina jakiegoś olejku, bo różany zapach trafił do Ciebie jeszcze zanim przekroczyłaś próg.
- Proszę. – Powiedziała Sophie kładąc Ci na szafce złożony idealnie ręcznik. – Ubrania zostawię Ci na łóżku. Mogą być trochę za duże. – Podeszła do Ciebie i wzięła w rękę kołnierzyk Twojej koszuli. – Postaram się to sprać, chociaż nic nie obiecuję. Zostaw na szafce. – Stwierdziła przyglądając się plamie krwi. - I nie zamocz bandaża.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-14, 02:36   

Na odchodne odwróciłam się jeszcze i wyszczerzyłam do Vinniego. Miły chłopak z niego, co tu więcej mówić, tak po prostu. Rozpogodziłam się na widok owej łazienki. Ta z kolei była dokładnie taka sama jak w domu! ...To znaczy, w ośrodku, więzieniu. Jak zwał tak zwał. Mimo wszystko miałam prawa, do nazywania tego swoim domem. Tylko tych nieszczęsnych okien brakowało.
Nie czekając zbyt długo, wysłuchałam, co Sophie miała do powiedzenia, poprzytakiwałam na wszystko i zrzuciłam z siebie ubrania, zgodnie z tym, o co tamta mnie poprosiła, zostawiając koszulę na szafce. Faktycznie, patrząc na nią dopiero zauważyłam, jak paskudnie to wygląda. Ot, wolałam już zamknąć oczy, zanurzyć się w gorącej wodzie i pomyśleć o czymś przyjemnym, na przykład powyobrażać sobie jakieś zabawne historyjki, cokolwiek. I to właśnie zrobiłam. Kiedy znalazłam się po barki w wodzie, a ciemnoskóra już wyszła z pomieszczenia, przymknęłam oczy i spróbowałam wyrzucić z siebie wszystkie te zbędne myśli. Nie żeby było to szczególnie łatwe, ale... powaga, potrzebowałam chwili odpoczynku.
Po prostu nie myślałam o niczym, ot, pustka.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-14, 03:17   

Całkiem przyjemne chwile, prawda? Mogłaś je wykorzystać w stu procentach. Z racji braku okien – nie spodziewałaś się tu nieporoszonych gości. Do łazienki co prawda prowadziły jedne drzwi, ale mogłaś być pewna, że po tej sytuacji były one pilnowane przez Sophie czy czujnego Vincenta. Innymi słowy: byłaś bezpieczna. Przynajmniej na chwilę.
Twój podopieczny wyglądał na równie zadowolonego, kiedy dryfował tak brzuszkiem do góry po tafli spienionej, różanej wody. Nagle jednak poderwał się, trzepotając w panice mokrymi skrzydełkami. Wszystkie te krople oczywiście trafiły na Ciebie. Niemniej nie mogłaś mu się dziwić, gdyż Ty również podskoczyłaś z zaskoczenia. Okazało się bowiem, że nie jesteście w łazience sami. Usłyszeliście najpierw, że coś spadło z szafki – była to szklana butelka z resztkami już jakiegoś płynu. Tylko miękkie podłoże sprawiło, że nie rozprysła się na kilkadziesiąt części. A sprawcą tego zamieszania był nie kto inny jak… Pancham. Panda chciała się bezszelestnie wdrapać na górę, ale teraz, kiedy wasz wzrok padł prosto na nią – zrezygnowała. Przerażona zeskoczyła z krawędzi i wlazła pod szafkę. Pancham musiał być tu od samego początku. Nic dziwnego – zapach był dość kuszący. Nic teraz jednak nie było go w stanie wyciągnąć spod mebla – zawstydził się.
Wykorzystałaś mijające minuty najlepiej jak mogłaś – w wodzie o idealnej temperaturze. Tego Ci właśnie trzeba było. Aż żal było wychodzić zwłaszcza, że cóż... Tylko w tym pomieszczeniu było tak ciepło dzięki wszechobecnej parze. Kiedy uchyliłaś drzwi, będąc owinięta samym ręcznikiem – przeszły cię ciarki. Najważniejszym teraz było dostać się do największego pokoju przez korytarz z jednym, w dodatku nieszczelnym oknem na szalejącą śnieżycę. O dziwo przy łazience nie spotkałaś nikogo. Może zasiedziałaś się i postanowili pójść spać bez ciebie? Całkiem możliwe. W końcu widok za oknem dawał Ci do zrozumienia, że jest już późny wieczór.
Mimo, że miałaś swoje priorytety – ubrania, to coś za oknem przykuło Twoją uwagę. Przez śnieżycę przedzierał się ciemny, wielki kształt. Nie musiałaś się przyglądać, żeby przyrównać stworzenie do niedźwiedzia. Miał jakieś dwa i pół metra, a dodatkowo wzrostu dodawał mu dodatkowy balast na głowie – mniejszy misiek. Dwa podobne maleństwa zauważyłaś w ramionach futrzaka. Mimo masywności i posiadanej siły mogłaś określić, że Ursaring z trudem wykonuje następne kroki. Walczył dzielnie z żywiołem, starając się przemieścić jak najszybciej w głąb lasu, który mogłaś zobaczyć z okna. Był już tak niedaleko. I nagle stało się coś okrutnego. Zauważyłaś, jak brązowy kształt odrywa się od czubka głowy i ląduje w zaspie. Widziałaś jeszcze przez chwilę jak walczy, jego brązowe łapki próbują się wygrzebać i złapać chociaż łapę swojej prawdopodobnie matki, ale… Ta nawet nie zdawała sobie sprawy, że jedno z jej pociech zniknęło i… Nie ma tyle sił, by walczyć z pogodą. Szła dalej, oddalając się coraz bardziej.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-14, 03:43   

Dziwne... gdzie oni wszyscy poszli?! Odruchowo zaczęłam szybciej oddychać. No, nie czułam się już tak bezpiecznie, jak to było tam w środku. Natu wzięłam na ręce, Pancham: skoro nie chciał wyjść, musiał zostać w środku. Tylko Keith dodawał mi w tej chwili otuchy.
Odruchowo skarciłam się w myślach, jak mogłam tak strasznie się bać? Musisz być twarda, Sonni, jak głaz! W końcu... tamten mężczyzna już sobie poszedł, przynajmniej mam taką nadzieję. A jak nie... cóż. Tym razem jestem przygotowana na jego przyjście. Przynajmniej mam nadzieję, że jestem. Wspomnienie tamtej chwili nadal przywoływało nieprawdopodobne dreszcze, ale przecież nie mogłam całe życie się bać, prawda?
Przebierając się przeleciałam jeszcze wzrokiem to największe pomieszczenie. Nikogo. Mimo wszystko, wydawało mi się niemożliwe, aby ktoś taki jak Vincent mnie zostawił, a jednak... cóż, na pewno śpi gdzieś w pokoju obok, nie ma co go budzić.
I wtedy zauważyłam tego olbrzyma za oknem. Wtedy już byłam pewna, że powinnam się bać. To znaczy, wcale nie zakładałam, że idzie w naszym – moim kierunku, ale z takimi to w końcu nic nie wiadomo, tak? Jedno było pewne, lepiej będzie jeszcze chwilę się nie wychylać.
No i ten miś. Chyba tylko cudem udało mi się zobaczyć, jak spada na ziemię w tej śnieżycy. Co mogłam zrobić, jak nie pomóc mu? No, kurde, nie jestem jeszcze takim potworem, aby zostawić go, w podobną pogodę. Pewnie ja podobnie wyglądałam, kiedy zemdlałam tam, na drodze. Muszę zrobić dokładnie to, co Vinnie zrobił wtedy dla mnie, tak? Niby brzmi prosto, ale jednak...
Koniec końców, nie czekając zbyt długo ubrałam się do końca i, szukając po drodze jakiegoś płaszcza, cobym tam nie zamarzła na śnieg, ruszyłam w kierunku, gdzie, jak sądziłam, upadł ten biedny misiek.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-15, 00:00   

Wyjście z domku znajdowało się w kuchni, gdzie ostatnio buszował Twój podopieczny. Chciałaś dotrzeć do misia, ale niewiele byś zdziałała w samym ręczniku. W głównym pokoju, zgodnie z tym co powiedziała Sophie – czekał na Ciebie zestaw ubrań. Grube, bawełniane rajstopy i nieco za duża sukienka w kolorze brązu. Jak się mogłaś spodziewać – materiał miał swój specyficzny, przyjemny zapach. W pomieszczeniu nie było nikogo poza smacznie śpiącą Annabelle. Z pokoju Vincenta dobiegały stłumione odgłosy jakiejś rozmowy, ale nie to Cię teraz interesowało. Dla niedźwiadka liczyła się każda chwila.
Przeszłaś więc do kuchni, a za Tobą popędził wierny towarzysz podróży – Natu. Wnioskując po wielkości, wybrałaś płaszcz Sophie. Wszystkie, prócz Twojego wisiały na wieszaku nieopodal wyjścia.
Z chwilą, kiedy pociągnęłaś za klamkę, drzwi gwałtownie otworzyły się na szerz. Wpuściłaś do środka zimne powietrze i grube płatki śniegu. Żywioł zaatakował Cię jeszcze zanim przekroczyłaś próg. Śnieg sięgał Ci do połowy łydek, jednak nawet to potrafiłaś przezwyciężyć. W przeciwieństwie do Twojego Keitha, który przez podmuch wiatru został wysłany do parteru i przeturlał się po podłodze.
- Wychodzisz gdzieś? – Usłyszałaś za sobą głos właścicielki płaszcza.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-15, 01:14   

|Zanim wyszłam na zewnątrz, szybko obejrzałam mój nowy strój. Cóż, znawca mody pewnie nie uznałby tego za „ładne”, sądzę, że nie ma takiej możliwości. Ale ja się na ubraniach nie znałam i uważałam, że po prostu wszystko było lepsze od tych pospolitych, białych ciuszków, które nosiłam w szpitalu. Poza tym, ładnie pachniało i, po prostu, czułam się w tym tak... swojsko, przyjemnie, ot.
Dosłownie podskoczyłam, kiedy usłyszałam znajomy głos Sophie. Cóż, wolałam się wymknąć stąd bez zwracania na siebie większej uwagi. To pewnie mój stworek narobił nieco hałasu, obijając się o ściany. Pewnie się o mnie strasznie martwili, a ja postanowiłam tak po prostu wyjść z domu, nawet jeśli w słusznym celu, to co? Ciekawe, co w tej właśnie chwili ciemnoskóra dziewczyna sobie o mnie myślała?
A ja przecież nie miałam ani chwili do stracenia. Może przesadzam, ale bezradnego Teddiursę w każdej chwili mógł przykryć śnieg, wtedy już nie byłabym w stanie go znaleźć.
-Widziałam tam... niewielki stworek! Upadł w śnieg i nie potrafi się wydostać. Potrzebuje pomocy, Sophie. Muszę do niego iść! - Wytłumaczyłam naprędce. Taa, działałam strasznie spontanicznie, spanikowałam. Ale przecież nie mogłam stracić ani chwili. Spojrzałam jeszcze na dziewczynę. Chociaż wolałam to załatwić sama, ona pewnie postanowi pójść ze mną. Wcale mi to nie przeszkadzało, ale ostatnio ich troje wyręczało mnie we wszystkim. Tym razem muszę też sobie jakoś poradzić, czy ona tego chce, czy nie chce.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Matryoshka
KRZĄCZ!


Dołączył: 25 Cze 2014
Posty: 423
Ostrzeżeń:
 2/5/6
Wysłany: 2015-06-15, 23:01   

Sophie minęła Cię i zamknęła otwarte na szerz drzwi. Sprawiło to jej niemałą trudność. Wygląda na to, że uważnie słuchała tego, co masz jej do przekazania. Na koniec westchnęła z wyraźną ulgą.
- Zabawnie się tłumaczysz w stresie. – Powiedziała i podeszła, żeby delikatnie ściągnąć z ciebie kurtkę, którą potem… Sama założyła. – Mogłaś powiedzieć. Przez chwilę myślałam, że chcesz uciec. A ja… - Zarumieniła się lekko. – Annabelle pewnie zapłakałaby się na śmierć. – Poprawiła się i sięgnęła po kurtkę wykonaną z dużo grubszego materiału. Bez dłuższej dedukcji mogłaś określić, że jest to własność Vincenta, ale dziewczyna widocznie nalegała, żebyś ją założyła, kiedy rzuciła ją w Twoją stronę. – Jest znacznie cieplejsza. – Wyjaśniła, po czym otworzyła drzwi. – Prowadź. – Rzuciła i wyszła zaraz za Tobą. Śnieżyca była naprawdę przykrym doświadczeniem, chociaż nie miałaś tak słabego ciała. Szatynka co chwilę przytrzymywała Cię, w międzyczasie starając się samej nie poddać żywiołowi.
Doprowadziłaś ją do miejsca, gdzie jak sądziłaś - upadł Teddiursa. Jego brązowe futerko odznaczało się w bieli śniegu, chociaż malec był już prawie cały schowany w zaspie. Wzięłaś go na ręce, w końcu jego matkę straciłaś z oczu już dawno. Jego futerko było sztywne i przede wszystkim lodowate, miejscami kuło jak kakus. Na szczęście nie mieliście dużego dystansu do pokonania z powrotem. Jeśli byłabyś w stanie spojrzeć w stronę domu, wyglądał on z zewnątrz jak dużych rozmiarów leśniczówka, czy taki staromodny dom z bali.
Bez większych przeszkód dotarłyście do drzwi i wróciłyście do środka. Dopiero teraz poczułaś, jaka różnica panuje na zewnątrz i w domu. Nagle ta ledwo trzymająca się konstrukcja przywiodła Ci na myśl klimatyzowane, ciepłe sale w ośrodku.
Usłyszałaś cichutkie mruczenie. To misiek wciąż trząsł się z zimna. Przykuł zainteresowanie oczywiście Keitha, który dopiero teraz pozbierał się z podłogi.
_________________


 
     
Soniacz


Starter: Espeon
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 30 Cze 2014
Posty: 206
Skąd: Opole
Wysłany: 2015-06-17, 00:26   

A więc Sophie... uważała mnie za zabawną? Odruchowo zarumieniłam się, kiedy to do mnie dotarło. To znaczy, wiem: to nie jest nic obraźliwego, ani czego powinno się wstydzić, ale, może to dziwnie zabrzmi, lecz po raz pierwszy mi ktoś coś podobnego powiedział! W końcu wcześniej nie miałam przyjaciół, z którymi mogłabym normalnie porozmawiać. To znaczy, był Arsene, ale moje kontakty z nim jednak nie były takie jak z Sophie albo Anną, ani nawet Vincentem...
-A ty co? - Zapytałam się odruchowo. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jaką gafę popełniłam. Potrząsnęłam głową i odezwałam się cichutko. - Pewnie nie chcesz mi o tym mówić... przepraszam, Sophie. Złapałam Vincentową kurtkę. Naprawdę, dziewczyno, nie ma powodów do zmartwień, nie zamarznę! Ale skoro nalegasz...
Z oczywistego powodu wyglądała trochę inaczej niż ta należąca do ciemnoskórej, tak bardziej po męskiemu. No, ale fakt faktem, było w tym znacznie wygodniej. Chyba będę musiała potem Vinniemu podziękować. W końcu brać jego rzeczy bez zgody... Raczej nie będzie zły, no ale fakt faktem. Zasady szpitala tak bardzo zapadły mi w pamięć, że po prostu nie byłam w stanie zachowywać się tak swobodnie, jak rodzeństwo.
-Mówisz? - Co do Annabelle. Wierzyłam, że zdążyła się już do mnie w jakimś stopniu przywiązać, ale czy to nie jest lekka przesada...? Nie zdążyłam dokończyć kwestii, a w śnieżycy i tak nie byłoby czasu na pogawędki. Musiałam się skupić, coby mnie przypadkiem nie zwiało w śnieg, tak jak tego biednego miśka, hah.
Brnąc przez zaspy postanowiłam trzymać się blisko Sophie, zarazem wytyczając dalszą drogę naprzód. No, nie ukrywam, że jakby przydałaby mi się jej pomoc w ustaniu na nogach, byłam gotowa z niej w każdej chwili skorzystać.
Dom... wyglądał ciekawie. Ale nie ukrywam, że tego właśnie się spodziewałam.
Teddiursa niemal zamarzł na śnieg. Wiedziałam, że nie powinniśmy tak długo zwlekać. Teraz najważniejsze było szybkie zajęcie się zwierzaczkiem. Ja co prawda nie wiedziałam jak, ale druga dziewczyna na pewno znajdzie dla mnie jakieś zajęcie, abym się mogła w ten czy inny sposób przydać, postawiłam sobie to za punkt honoru.
Keith musiał chwilę obyć się bez mojej uwagi. Wzięłam go jedynie na ramię, po czym niemal natychmiast znowu skupiłam się na biednym miśku.
-C-co najpierw? - Spytałam Sophie w akcie beznadziei. Fajnie byłoby, gdybym sama z siebie wiedziała takie rzeczy, ale cóż... co do tego, że się o stworka martwię, raczej nie można było temu zaprzeczyć.
_________________


Get into the car
We'll be the passengers
We'll ride through the city tonight
We'll see the city's ripped backsides
We'll see the bright and hollow sky
We'll see the stars that shine so bright
Stars made for us tonight
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama

Daisy7 (administrator)
ania.daisy7

Gwen Brown (administrator)
38162565

Yuki (grafik)
35451075
Yukiyorin

Did (grafik)
44021735
Otaku helper
www.OtakuHelper.pl - Nie buforuj! Pobieraj!

WAW Pokemon

Yousei

SNM
SnM

PokeSerwis

Hentai Island

Dragon Ball Alternate World
Dragon Ball Alternate World

Tin Tower

Darkest Night

Czarodzieje

Mystic Falls
Mystic Falls

Wishmaker

Undertale

Digimon Quartz

Poke Tail

Jadore Dior

Spesogenesis

Horizon

Seven Kingdoms

Bangarang

Dysharmonia

Arcadias

Deireadh

SPQR

Dzikie Psy

Uru'bean

Lords of Brevort

Death City

Black Butler
BlackButler

Hogwart Dream
HogwartDream

Zombie is coming

FT Path Magician

Wolvex

Phantasmagoria

Ninja Clan Wars

Wilki 94

Mortis

Wishtown

Valoran
Valoran

Fairy Tail New Generation

Antyris

Hoshi Fusion

Spectrofobia

X-Men RPG

The Avengers

Virus

Riverdale High School

Marudersi

Bottled Stars

Death City

Draco Dormiens

Ninja Gaiden
Ninja Gaiden PBF

Epoka Nordlingów

Pokemon Eternal

Era Bleacha

Król Lew PBF
Król Lew



Design by Did, Yuki & Daisy7. Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.