Czyli moim kolejnym zadaniem jest wyeliminowanie trzech potworów? Nie mówię nie - taka mała rozrywka nawet całkiem mi się podoba. Zwłaszcza, że nie będę musiała narażać swoich podopiecznych. Myślę, że sobie poradzę. W końcu już raz zlikwidowałam jednego zombie, co prawda w innych okolicznościach, ale teraz też powinnam jakoś im zaradzić.
Postanowiłam działać, bowiem nie mam wiele czasu. Zmajstrowałam z liny i łomu korbacz, czyli broń idealną do walki na dystans. Tak przynajmniej myślę. Podnoszę w górę linę i zaczynam nią energicznie machać wokoło, aby wprawić łom w ruch. Z rąk wypuszczam coraz to więcej liny, aby poszerzyć obwód broni. Tak przygotowana zbliżam się do zombie-Munchlaxów, starając się je powalić korbaczem. Te, które jeszcze będą trzymały się na nogach, staram się załatwić... nożem, którego mam schowanego przy pasie! Miałam zostawić całą zawartość plecaka, więc zostawiłam... Tak więc porządny zamach nożem w głowę powinien wystarczyć do uśmiercenia tych pijawek.
Bez problemu udało ci się wykonać korbacz, ale wprawienie go w ruch po okręgu nie było już takie proste. Zanim zdołałaś to zrobić, musiałaś zadźgać jednego z zombie, nożem. Kolejne dwa posiekałaś na drobne kawałki, wirującym łomem. Trzeba przyznać, że to niezły sposób na eliminacje tych potworów.
- Świetna robota, Laylo! - Chiyuri pogratulowała tobie.
Zadowolona z przejścia trzeciego pokoju, skierowałaś się do czwartego. Okazuje się, że jest on znacznie większy od poprzednich pomieszczeniem. Na oko na z sześć metrów wysokości i cztery szerokości. Nic dziwnego, bowiem przed tobą znajduje się ściana o połowie wysokości pokoju, która dzieli go na dwie części. Będziesz musiała się na nią jakoś wspiąć... oraz z niej zeskoczyć. Ostatnim razem, gdy skakałaś z wysoko, skręciłaś sobie kostkę. Zapewne jest ona teraz znacznie wrażliwa, więc musisz na siebie uważać.
- Dzięki, ale mogłabyś mi chociaż powiedzieć, ile jeszcze takich pokoi do przejścia mnie czeka - odpowiadam na gratulacje Chiyuri i idę dalej. Na szczęście nie przyczepiła się do tego nieregulaminowego noża. A może wypomni mi go po całym tym treningu? No cóż, teraz nie powinno mnie to zbytnio obchodzić, gdyż mam większe zmartwienia. Spoglądam na trzymetrową ścianę, całkiem gładką. Jak ja przez nią przejdę bez pomocy pokemonów? Gdybym miała lepszy sprzęt, to mogłabym sobie jeszcze jakoś poradzić, ale tak? Mając przy sobie tylko tych kilka rzeczy? Jeżeli szybko czegoś nie wymyślę, to zostanę tutaj na długo, bo wątpię, żeby ciemnowłosa trzymała mnie tutaj w nieskończoność...
Złapałam za linę i łom, których używałam wcześniej. Zapalniczka i butelka wody na niewiele mi się zdadzą, więc pozostały tylko te rzeczy. Ponownie zawiązuję linę, jednak tym razem na końcu łomu. Mam nadzieję, że w żaden sposób się nie zsunie albo nie odczepi. Ogólnie pomysł mógł się wydawać kompletnie szalony, ale nie miałam za bardzo innego wyjścia. Takim oto gotowym hakiem próbuję "zarzucić kotwicę". Przed wspinaniem się po linie ciągnę ją kilka razy mocno w dół, aby się przekonać, że w żaden sposób się nie odczepi, albo hak nie puści. No i oczywiście dłonie obwiązałam wstążką, która oplata mnie w pasie. Szkoda mi ją niszczyć, ale ręce mogłoby mi odmówić posłuszeństwa w połowie drogi na górę, a tego oczywiście bym nie chciała. Kiedy już znajdę się jakimś cudem na górze, przekładam hak na drugą stronę muru tak, żeby się nie odczepił i przygotowuję się do zejścia z niego. Jak? Tutaj sprawa powinna wydawać się już prostsza. Zsuwam się po linie, mocno trzymając ją dłońmi, co jakiś czas odbijając się nogami od ściany. Jeżeli to przeżyję, to będzie cud.
Kiedy pierwszy raz rzuciłaś hak w górę, ten omal nie roztrzaskał ci głowy, gdy spadał. Przerzucenie ciężkiego łomu jest dość trudne i trochę zeszło ci zanim zaczęłaś wspinać się po ścianie... i tutaj natrafiłaś na kolejny problem. Musiałaś się nieźle nagimnastykować, żeby dotrzeć na szczyt, bowiem ściana okazała się śliska, a pomaganie sobie nogami było koniecznie w twoim przypadku. Na szczęście zejście ze ściany było mega łatwe, więc chociaż tutaj nie musiałaś się martwić.
Wykończona ciężką wspinaczką, chwyciłaś klamkę drzwi do kolejnego pokoju, który okazał się być bazą dowodzenia Chiyuri, co może oznaczać tylko jedno! Przeszłaś tor przeszkód! Jakiś super długi nie był, ale zeszło ci na nim sporo czasu, bowiem słońce zdążyło już zajść.
- Świetnie się spisałaś! Biorąc pod uwagę fakt, że jesteś tuż po obudzenie się ze śpiączki, to wręcz genialne! - Chiyuri uśmiechnęła się do ciebie.
Serio? Naprawdę się udało? Przeżyłam ten cały tor? Z wyjaśnień Chiyuri wydawał się mega trudny i długi, a tutaj okazało się, że to zaledwie cztery pokoje. Chociaż z czasem miała może rację, gdyż spędziłam na pokonaniu wszystkich przeszkód go dość sporo.
- Dzięki. Prawdę mówiąc, myślałam, że będzie tego więcej. Ale z drugiej strony chyba dobrze, że już mam to za sobą - odpowiadam, zginając się w pół. Jestem nieźle wymęczona tym torem i chyba przydałaby mi się teraz opieka ze strony Daisy. To ona podobno jest medykiem w szpitalu i zna się najlepiej na swoim fachu. A mając na uwadze mój stan, powinna mnie bezsprzecznie obejrzeć. - Co teraz? Może zaprowadzisz mnie do Daisy? Chyba, że masz dla mnie coś jeszcze? - zadaję kilka pytań, robiąc sobie przerwę na napicie się wody. W końcu po coś wzięłam tą butelkę mineralnej wody i zamierzałam ją teraz wykorzystać. Odbieram także moje rzeczy zostawione w "depozycie".
- To cztery, klasyczne przeszkody, które lepiej umieć pokonać na swojej drodze. Szczerze mówiąc, to masz jeden z lepszych czasów, ale wynik zachowam dla siebie. W sumie, to zachowuję dla siebie wszystkie wyniki. Ważne, że przeszłaś tor. - Chiyuri uśmiechnęła się do ciebie. - Jasne, że mogę zaprowadzić cię do Daisy. - dodała, po czym razem z tobą opuściła budynek z torami przeszkód.
Siedziba Daisy i jej kuracyjnego sprzętu znajduje się na czwartym piętrze szpitala, więc zanim tam dotarliście, minęło dobre piętnaście minut. Na szczęście zastałyście blondynkę na miejscu, która po obdarowaniu cię ciepłym uśmiechem, zmierzyła wzrokiem Chiyuri.
- W końcu cię wypuściła, co nie? Co być ode mnie chciała? - spytała się ciebie.
- Wypuściła? Nie więziłam jej w klatce, ale mniejsza z tym. Idę stąd, bo niedobrze mi się robi, gdy... - Chiyuri zagryzła zęby, wychodząc z pomieszczenia.
- To sobie idź! - Daisy rzuciła jej na do widzenia.
- No nie wiem. Jakieś badania? Wcześniej chciałaś sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku po śpiączce. Może teraz mogłabyś to zrobić? No i moja kostka jest bardziej podatna na jakikolwiek ruch o jej skręceniu. Mogłabyś się temu bliżej przyjrzeć? - proszę blondynkę, przyglądając się wychodzącej Chiyuri. Podziękowałam jej jeszcze raz za wszystko szczerym uśmiechem i skupiłam się na Daisy. Widocznie te dwie niezbyt za sobą przepadają.
- Zawsze dla siebie takie jesteście? - pytam, starając się jakoś zacząć rozmowę. Jak na razie z ciemnowłosą całkiem dobrze się dogadywałam, ciekawe, czy znajdę nić porozumienia z tą dziewczyną.
- Jasne, że zrobię ci badania! Siadaj. - Daisy odpowiedziała na twoje pytania, wskazując na fotel. - Miałaś skręconą kostkę i poszłaś na ten tor? Nie chcę ci robić wywodów, ale to było strasznie głupie! - jęknęła, zmieniając ci bandaż na świeży oraz wstrzykując płyn w okolice brzucha. - To środek, dzięki któremu rana będzie się lepiej goić. - poinformowała ciebie, przechodząc do nogi. - Co do naszej relacji z Chiyuri. To nie tak, że się nienawidzimy. Po prostu czasem się kłócimy, bo w końcu jesteśmy siostrami. Niemniej jednak, potrafimy sobie pomagać. - odpowiedziała na twoje drugie pytanie. - Noga nie wygląda źle, ale będę musiała ci założyć stabilizator, żeby kostka prawidłowo się wyleczyła. Swoją drogą, to jak doszło do jej skręcenia? - spytała się ciebie.
- To nie tak, że poszłam tam ze skręconą kostką - odpowiadam, próbując się usprawiedliwić. Usiadłam na fotelu, który wskazała dziewczyna. - Była już w pewnym sensie wyleczona, gdyż pomogła mi po drodze pewna kobieta, spryskując kostkę jakimś sprejem. Czułam się po nim znacznie lepiej - mówię, słuchając tłumaczenia Daisy. Ona i Chiyuri są siostrami? Nigdy bym na to nie wpadła. Są zupełnym przeciwieństwem.
- Hm... To zdarzyło się kilka dni temu. Statek, którym płynęłam do Kalos, został opanowany przez te kreatury i zatopiony. Udało mi się z niego wydostać, ale przy skoku na plażę zrobiłam sobie coś z kostką. To tyle. W sumie... Nie wiem nawet, gdzie teraz jestem. Oświecisz mnie jakoś? - pytam, pozwalając blondynce na zmianę opatrunku i wstrzyknięcie sobie tego czegoś w brzuch. Już gorzej raczej ze mną nie będzie, a gdyby chcieli mnie otruć, zrobiliby to dawno temu.
- Ten spray to najgorsze świństwo... jakiego mogłaś użyć. To fakt, że uśmierza ból, ale nigdy nie sprawi, żeby stopa wróciła do poprzedniego stanu. Czasami nawet pogarsza sytuację, bo ze skręcenia rodzi się złamanie. Masz szczęście, że nic ci nie jest. - Daisy westchnęła, smarując kostkę maścią, przez którą przeszyły cię lekki dreszcze, a następnie, po owinięciu jej w bandaż, założyła ci stabilizator. - Co do twojego pytania, to jesteśmy w Unovie. Też nie jestem stąd i nie mam pojęcia... jakie to miasto, ale znajduje się ono niedaleko brzegu, a twoja historia jest naprawdę smutna. Cieszę się, że wyszłaś z tego cała. - dodała.
- Naprawdę? Nie miałam o tym pojęcia - odpowiadam, zgodnie z prawdą. Dobrze, że nie poszłam z tamtą kobietą. Daisy utwierdziła mnie w fakcie, że nie chciała dla mnie najlepiej. Przez nią mogło być tylko gorzej. Mam nadzieję, że pozbyłam się jej na dobre...
- Dzięki, teraz jest znacznie lepiej - mówię, ruszając lekko obolałą kostką. Stabilizator powinien mi pomóc powrócić do pełnego zdrowia. No... Może prawie. Nie licząc tej okropnej dziury w brzuchu. - Mogłabyś jeszcze obejrzeć tą ranę postrzałową? Nie chciałabym, aby wdało się jakieś zakażenie, czy coś... - mówiąc to, dotykam zabandażowanego brzucha. Pewnie zostanie się po tym straszna blizna. Na szczęście nie muszę się martwić tym, jak ja bym się pokazała na plaży. Chociaż tyle dobra z tej apokalipsy. - Unova? Byłam już tak blisko Kalos... Ech... Nie jesteś stąd? A więc skąd przybyłaś i jak tutaj trafiłaś? - pytam blondynki, jednak nie chciałam wyjść na wścibską czy coś. Po prostu jestem ciekawa, jak wcześniej radziła sobie ze swoją siostrą poza murami tego względnie bezpiecznego miejsca.
- Z raną jest wszystko w porządku. Goi się bardzo dobrze. Nie chcę ci nic mówić, ale przed chwilą zmieniałam ci bandaż i wstrzykiwałam lekarstwo. - Daisy zaśmiała się. - Niemniej jednak, rozumiem, że możesz być rozkojarzona. Też byłaby, gdyby w moim życiu wydarzyło się tyle rzeczy... naraz. - westchnęła. - Co do mojej przeszłości, to pochodzę z Hoenn. Gdy wybuchła epidemia, byłam na obozie z Chiyuri. Tylko nam udało się stamtąd wydostać, bo przemyciłyśmy nielegalnie pokemony. Po powrocie do domu nie zastałyśmy w nim żywej duszy. Wszyscy albo uciekli, albo zginęli. Wzięłyśmy wtedy nasze pokemony i odleciałyśmy z regionu w siną dal. Tak znalazłyśmy się w Unovie. Tutaj po kilku tygodniach błądzenia, trafiłyśmy na Gwen i oto jesteśmy w tym szpitalu. Swoją drogą, to jestem tutaj tylko dzięki Chiyuri. Chyba powinnam ją przeprosić. - dodała, lekko poprawiając włosy.
- No tak, wybacz. Jestem już tym wszystkim trochę przytłoczona i zmęczona - śmieję się razem z nią z mojego głupiego błędu. Jak mogłam nie pamiętać, że przed chwilą opatrzyła mi tą ranę? Chyba to znak, że powinnam wypocząć po całym dniu treningu. Wysłuchałam uważnie opowieści Daisy. Nie powiem, bo zrobiło mi się smutno. Ona też nie miała łatwo. Ale przynajmniej miała przy sobie siostrę, na której mogła polegać. Dałabym wiele, abym mogła być teraz razem z Dannym... - Przykro mi. Ale dobrze, że udało się wam wydostać i znaleźć taką osobę, jak Gwen, mimo, że sama jej nie ufam. Mam nadzieję, że wasza rodzina przeżyła. Tylko myśl o tym, że moja gdzieś tam jest, trzyma mnie przy życiu. Gdyby nie to, że mi na nich zależy, pewnie już dawno strzeliłabym sobie kulkę w głowę - odpowiadam, zastanawiając się, co mnie jeszcze czeka, aby odzyskać rodzinę. - Hoenn jest dość daleko. Musicie mieć bardzo silne pokemony, skoro poniosły was aż tutaj. Co do przestworzy. Myślałam, że niebezpiecznie jest latać. W końcu nie tylko na ziemi grasują te potwory - mówię, boleśnie doświadczona swoimi przeżyciami. Zombie były wszędzie. Na niebie, w ziemi, nawet na wodzie. Nigdzie nie możemy czuć się bezpiecznie. - Nie warto się z nią kłócić. Mimo wszystko jesteście siostrami i powinnyście trzymać się razem. Też często sprzeczałam się z bratem, ale dałabym wszystko, aby był teraz przy mnie... - stwierdzam, dając do zrozumienia blondynce, że powinna pogodzić się z Chiyuri.
- I tak nie miałyśmy nic do stracenia, więc zaryzykowałyśmy ten lot. Co do mojej rodziny, już dawno pogodziłam się z faktem, że mogę nie żyć. - Daisy, westchnęła. - Masz rację, pójdę do niej teraz i przeproszę ją. Mam już dość tej kłótni. Swoją drogą, to nawet nie wiem, co jest jest powodem. - powiedziała, podrywając się z krzesła. - Jeśli chcesz, to możesz zwiedzić nasz szpital albo iść do Gwen, bo nie mam pojęcia, który pokój ci przedzieliła. Będziesz musiała zdobyć tą informację prosto od niej. Mam nadzieję, że kiedyś jej zaufasz, bo to dobra kobieta. Wiele razy ratowała nam tyłek i jest jedynym jasnym punktem w Unovie. Oczywiście... dla mnie. Do zobaczenia. - dodała, pozostawiając cię samą w pokoju.
- Dobrze robisz, na pewno tego nie pożałujesz - staram się jeszcze zapewnić Daisy, że dobrze robi, idąc pogadać z siostrą. Kiedy zostawiła mnie samą, przez chwilę zastanawiałam się, co mam teraz ze sobą zrobić. Przeszłam badania dość sprawnie i noc mnie jeszcze nie zastała, ale jestem już nieźle zmęczona i wolałabym odpocząć. No i chciałabym zobaczyć się z moimi pokemonami. Czuję się tak, jakbym nie rozmawiała z nimi przez lata! Muszę to szybko zmienić. Szpital mogę zawsze pozwiedzać jutro bądź w wolniejszym czasie. Teraz nie mam na to sił.
Tak więc bez większego namysłu kieruję się do pokoju, w którym rezydowała wcześniej Gwen, aby odebrać moje pokemony i zapytać o pokój do spania. Dla Daisy mogła się wydawać dobrą osobą, ale ja na pewno szybko jej nie zaufam, o ile wcale.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.