Pokemon Crystal Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

 Ogłoszenie 

Przenieśliśmy się na nową domenę! Zapraszamy na...
www.pokemoncrystal.wxv.pl


Ohayo!
Na forum
Dodatkowe
Współpraca
Witaj przyszły mistrzu!

Marzyłeś kiedyś, by zostać trenerem lub koordynatorem Pokemonów? Wybrać niepowtarzalnego startera z którym wyruszysz w prawdziwą podróż. Móc zdobywać nowe stworki, trenować je, by stały się championami. Na Crystalu zapewniamy takie atrakcje! Najpierw wystarczy założyć kartę postaci, a potem wybrać odpowiedniego mistrza gry, który poprowadzi Ci niezapomnianą przygodę. Dodatkowo oferujemy: Fakemony, pokazy, walki z liderami i innymi userami, konkursy z nagrodami, eventy, zagadki itp. Ale to nie wszystko, bowiem możesz także zdecydować się na granie Pokemonem! Warto wspomnieć, że poznasz tu wielu przyjaciół z różnych stron Polski. Zaproś znajomych i pozwól ponieść się na skrzydłach wyobraźni już dziś!
Poradnik:
jak zacząć grę?

Masz jakieś pytania? Pisz na PW do Daisy7.


Nasze forum...

- Powstało 23 marca 2011r.
- Pierwszą domeną był pun, a drugą aaf.
- Umożliwia posiadanie epickich Fakemonów.
- Umożliwia granie jako człowiek lub Pokemon.
- Gościło ponad 350000 odwiedzających oraz 450 osób zarejestrowanych.
Pomogą Ci

Daisy7 , Gwen Brown , Yuki
GG/Skype: D: --- / ania.daisy7, G: 38162565 / ---, Y: 35451075 / Yukiyorin
Profil: Daisy, Gwen, Yuki
Ranga: admin, junior admin, moderator, gracz


Grasz na forum? Daj coś od siebie i sam poprowadź przygody innym!
Poszukujemy nowych mistrzów gier! Zapraszamy chętnych do zgłaszania się : )


Poprzedni temat «» Następny temat
#39 Listopad - Najlepsze Opowiadanie
Autor Wiadomość
Yuki 


Wiek: 27
Dołączyła: 24 Cze 2014
Posty: 3110
Ostrzeżeń:
 1/5/6
Wysłany: 2015-10-31, 18:31   #39 Listopad - Najlepsze Opowiadanie


#39 Listopad - Najlepsze Opowiadanie

Tematyka:
Horror
Napisy:
Dozwolone, oprócz nicku autora.
Termin zgłaszania prac:
7.11.2015 do godz. 20:00 na PW do Yuki.
Dodatkowe:
---

Prace muszą zostać wysłane na PW Yuki. Muszą być zrobione specjalnie na konkurs i wcześniej nie mogą być nigdzie pokazywane.
_________________
 
  :
     
REKLAMA 

Dołączył: 24 Cze 2014
Posty: 3565
Wysłany: 2015-11-07, 23:27   

 
  :
     
Did 


Wiek: 26
Dołączył: 24 Cze 2014
Posty: 3565
Wysłany: 2015-11-07, 23:27   

Trylogia zostaje przedłużona do 9.11.2015 - 23:00.
_________________
 
     
Yuki 


Wiek: 27
Dołączyła: 24 Cze 2014
Posty: 3110
Ostrzeżeń:
 1/5/6
Wysłany: 2015-11-10, 19:02   

~~ Czas na głosowanie ~~



Trwa ono do 15 Listopada, godziny 18:00.
Można głosować maksymalnie na dwie prace.



1.
Winter Mount, 21:69, 21.03.2016

- Szybciej Tom! On się zbliża - Wrzasnęła dziewczyna, widziała jak to "coś" kierowało się w ich kierunku. Po chwili chłopak wcześniej nazwany Tomem dobiegł do niej a sama zamknęła drzwi budynku. - Boże... On ich wszystkich zabił. Co... Co mu się stało? - Zapytała opadając na kolana z wycieńczenia.
- Nie wiem Ann. To, to nie jest normalne! Boże! Zginiemy tu wszyscy! Tak samo jak Adam, El, Linda, Mers oraz Stan! Jezu! - Wrzasnął, po chwili oboje usłyszeli jak coś dobija się do drzwi...
- Tom.... Ann otwórzcie je... To ja, Howard... Nie bójcie się... Zabije was szybko... Przynajmniej ciebie Tom... A ty Ann... Zawsze mi się podobałaś... Zabawimy się wpierw przed otworzeniem twojej cudownej klatki piersiowej... "wciągniecie powietrza" ahhh piękna Ann otwórz - Rzekł Howard... Oboje wiedzieli że nie przeżyją już tego...
- Boże Tom, po co tu przyjechaliśmy! - Wrzasnęła....

Trzy godziny wcześniej

Wszyscy siedzieli przy stole, popijali piwo, śmiali się i ogólnie atmosfera była typowo sielankowa. Howard oraz El wyszli razem na taras.
- Oooo Howard chce zaliczyć! hahahah - Wrzasnął Stan, po chwili reszta grupy również dołączyła się do śmiechów. Nie minęło nawet dziesięć minut jak można było usłyszeć głośny krzyk El. Po chwili do salonu została wrzucona zakrwawiona oraz pokryta białym śluzem głowa. Wszyscy nagle jak oparzeni odskoczyli od stołu patrząc na balkon. W wejściu stał Howard z toporem oraz maczetą - Pierdo***a dziwka... Nie chciała mojej miłości... To ma ją teraz cała na swojej pięknej, martwej i zakrwawionej twarzy. - Odrzekł zlizując z maczety krew... Nie trzeba było długo czekać aż wszyscy zaczęli uciekać.

Obecnie

- Boże... To zaczęło się od El... Czemu ona z nim poszła, Jezu czemu! - Wrzasnęła Ann, wówczas drzwi wypadły z zawiasów. Do środka wszedł Howard który był umazany we krwi, flakach i innych zawartościach ludzkiego ciała - Kochani, czemu uciekacie przed swoim wspaniałym Howardem? - Odparł idąc powoli w ich kierunku.

Trzy godziny wcześniej

Tom oraz Ann szybko zaczęli uciekać, dziewczyna jednocześnie wyjęła swój telefon i chciała zadzwonić do swojego chłopaka. - Słuchaj! Przyjedź szybko Howard on! - Wówczas rozmowa została zerwana, pod nogi Ann poleciały wnętrzności, głowa oraz chyba serce Stana....

Obecnie

- ANN! UCIEKAJ! - Wrzasnął Tom starając się zatrzymać Howard'a, ten jednak złapał go za głowę i wsadził palce prosto w jego oczy przebijając je jednocześnie. Ann widząc to zaczęła szybko uciekać. Oprawca nie udał się w pogoń za ostatnią ze swoich ofiar. Tom, jeszcze nieco żywy starał się bronić, lecz po chwili Howard odrąbał mu jedno z ramion siekierą. Chłopak zaczął przeraźliwie wrzeszczeć, przez to wszystko przewrócił się i starał odczołgać się w przeciwnym kierunku. Howard jednak stanął mu nogą na plecach a maczetą odrąbał szybko głowę podnosząc ją i zlizując krew - Być... Albo nie być... - Odparł spoglądając w miejsce w które uciekła Ann. Udał się natychmiast w pogoń za nią.

Ann starając się oddalić dobiegła do jakiejś szosy. W oddali widziała zbliżający się samochód, od razu zaczęła machać by kierowca ją zobaczył. Gdy auto stanęło z wnętrza wyłonił się jej chłopak
- Boże! Oliver! - Wrzasnęła wtulając się w niego, była ranna, przemarznięta i na wpół naga.
- Ann, spokojnie co się stało?! - Zapytał zdenerwowany dając jej bluzę z bagażnika, jednocześnie go nie zamykając. Ann w tym czasie opowiedziała mu o tym jak Howard zabił wszystkich, jak chyba pośmiertnie zgwałci El, Lindę a chłopaków zabił z ogromną brutalnością. - Ciii już spokojnie jestem tutaj - Odparł, wówczas na horyzoncie zobaczył i samego złego.
-Boże... To on - Pisnęła cicho chowając się za swoim chłopakiem...
-TY KUR*O! ZGWAŁCĘ CIĘ A NASTĘPNIE WYPIJE TO CO W TOBIE ZOSTAWIĘ Z TWOJEGO MARTWEGO CIAŁA! - Wrzasnął biegnąc prosto na nich. Oliver stał niewzruszony, wziął tylko z bagażnika dwie rzeczy
- Ann, schowaj się za mną i nie patrz - Odrzekł, gdy Howard biegł w amoku Ann zamknęła oczy nie chcąc widzieć co się stanie. Po chwili usłyszała tylko świst strzał. Gdy otworzyła oczy dostrzegła martwego Howarda z trzema strzałami wpakowanymi prosto w jego Serce, Splot słoneczny oraz pomiędzy oczy - Wybacz bracie - Rzekł Oliver stojąc z łukiem - You have Failed This City - Odrzekł spokojnie chowając broń i karząc Ann wejść do auta, sam podszedł do Howarda - To za Ann Skurwie*u - odparł miaźdząc butem jego głowę, po chwili wytarł but o jego ciało. Na ubraniu Howarda została już jego krew oraz resztki jego mózgu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

2.
Siedziałeś przy stole, popijając schłodzone piwo. Byłeś dobity, bo jako jedyny człowiek przetrwałeś na planecie. Pociągnąłeś duży łyk piwa, kiedy TO usłyszałeś. Byłeś jednocześnie zaskoczony i przerażony. Po chwili znowu rozniósł się TEN dźwięk. Było to pukanie do drzwi twojego domu...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

3.

Jak zawsze o tak późnej porze siedziałem ze swoją najlepszą przyjaciółką w barze, pobijając piwo i gadając o tym co kto z nas nie zrobił w grach. Oczywiście jedynie się przechwalaliśmy. Jako słabi gracze mogliśmy jedynie marzyć o niesamowitych akcjach i tym podobnych.
- Więc mówisz.. – odparła Angel. – Że jesteś pogromcom smoków? Phi. W zeszłym tygodniu mówiłeś, że jesteś ich zwolennikiem! – zaśmiała się kpiąco po czym wypiła duszkiem resztę piwa w kuflu.
- Gusta się zmieniają! Teraz smoki mnie nie jarają, wolę jakieś bardziej dziwaczne stworzenia. – wytłumaczyłem, na co brunetka jedynie coś tam burknęła i stwierdziła, że jak zwykle nie potrafię pozostać przy jednej rzeczy dłużej niż kilka dni.
Rozmowa toczyła się dalej, a czas nieubłaganie mijał. Nie wypiłem zbyt dużo więc czułem się doskonale, jednak Angel.. Nie wiem ile tego było, ale ledwo trzymała się na nogach. Postanowiłem więc odprowadzić ją do domu, jak to zawsze po naszych wypadach. Albo ona mnie, albo ja ją.. Tak już po prostu było, rutyna.
Droga była spokojna, mieszkała na obrzeżach miasta więc mieliśmy spory kawałek drogi, a ona ciągle śpiewała i krzyczała.
- Ucisz się chociaż na chwilę! Wszystkich obudzisz! – warczałem, jednak i tak dobrze wiedziałem, że to nic nie da. Wydzierała się jedynie coraz głośniej i głośniej, a światła w oknach zaczynały zapalać się na nowo. Wręcz oglądałem się czy przypadkiem nie leci w naszym kierunku jakiś but, bo brzmiała jak drący się kot!
- Ej Angel. – spytałem nagle, gdy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie powinien być jej dom. – Ja doskonale wiem, że nie zajmujesz się ogródkiem. Ale żeby AŻ TAK to wszystko zarosło?! – zawołałem patrząc w kierunku gąszczu uschniętych badyli, cierni i dziwnie wyglądających drzew. Już miałem się wycofać by sprawdzić czy przypadkiem nie pomyliłem adresów, jednak ta wariatka pognała w sam środek tej plątaniny uschniętych roślin!
Nie mogłem jej zostawić. Pognałem za nią przeciskając się przez wąskie szczeliny. Teraz doskonale wiedziałem, że powinienem zrzucić te kilka kilo, a nie szukać ciągłych wymówek. Ciernie czepiały się o moje ubrania i rysowały skórę czasami pozostawiając swoje kolce by wbijały się głębiej i głębiej. Kiedy tylko przedostałem się przez ten gąszcz od razu zobaczyłem, że nie ma tu jej domu. Zamiast tego jest ścieżka, starannie ułożona z różnej wielkości kamieni. Kręta, prowadziła donikąd. W ciemną masę, w której nie było światła. Całe szczęście – przezorny zawsze ubezpieczony. Wyjąłem telefon, w którym miałem mieć opcję latarki.. Ale. Oczywiście. Magicznie padł, a przed chwilą miał jeszcze wszystkie cztery kreski baterii! Już miałem się wycofać, nie mając żadnych rzeczy gdy usłyszałem krzyki. Nie wiem do kogo należały, ale po prostu ruszyłem tą dziwną ścieżką.
Z obu stron porastana była przez krzaki cierni, uschnięte pędy bluszczu zwisały z nieżywych już drzew, które pochylały się nade mną. Tworzyły coś w rodzaju dachu, nie przepuszczając promieni słońca odbijających się od księżyca. Zaczynałem mieść dość tego miejsca, ale nie mogłem się wycofać. Coś popychało mnie do przodu, bałem się odwrócić. Może.. Może to ona sobie stroi ze mnie żarty? Albo może po prostu jednak za dużo wypiłem i mam majaki? Miałem dziwne wrażenie, że jeśli tylko się odwrócę zobaczę jakąś postać, wyglądającą jak człowiek wywrócony na lewą stronę, czyli z wszelkimi wnętrznościami na wierzchu, na dodatek z wykrzywionymi palcami i paszczą gorszą niż pysk wilkołaka. Parłem więc do przodu, bojąc się tego co jest za mną. Słyszałem jedynie szum.. Dziwne głosy, które otaczały mnie z każdej strony, miałem wrażenie, że coś na mnie patrzy. A tej idiotki jak nie ma tak nie ma. Coraz bardziej miałem tego dość. Parłem do przodu, ścieżka się zwężała. Drzewa wyciągały swoje szpony w moim kierunku. Zacząłem biec. Ciernie plątały się pod stopami, bluszcz pragnął mnie udusić, drzewa chciały zgnieść. Myślałem, że zaraz coś się ze mną stanie, gdy to wydostałem się na dziwaczną polanę. Niemal całkowicie pustą, otoczoną ze wszystkich stron potężnym, martwym lasem. Drzewa zdawały się mieć twarze. Księżyc z uśmiechem wpatrywał się w moją stronę. Wtedy też dojrzałem coś, co wyglądało jak wielki posąg. Przypominał on wielkiego kruka, z dwiema parami oczu, trzema nogami i potężną parą skrzydeł, które zdawały się chcieć kogoś przytulić. Pod tym też posągiem leżała Angel. Kamień spadł mi z serca. Podążyłem w jej kierunku całkowicie szczęśliwy, że ją stąd zabiorę i wrócimy do domu.
- Nareszcie! – oznajmiłem kucając obok niej i chwytając jej ramie. – Chodź stąd lepiej, jeszcze coś się sta.. – przerwałem, kiedy chcąc ją podnieść ujrzałem wielką kałużę.. Krwi. Odskoczyłem niczym poparzony, a ona przewróciła się na plecy. Miała rozszarpany brzuch, wnętrzności wylewały się na uschniętą trawę, a krew migotała w blasku księżyca. Jej martwe spojrzenie zapewne z wielką chęcią coś by w skazało, jednak.. Nie miała oczu. Zostały wydrapane, wydziobane.. Licho wie. Bałem się tego miejsca! Chcę stąd iść! UCIEC!
Kruk zdawał się poruszyć. Kamienny posąg nie był już tak przyjaźnie nastawiony. Patrzył się na mnie swoimi ślepiami, jakby się cieszył. Rozpostarł wielkie skrzydła jakby zaraz miał się wzbić w powietrze. Momentalnie podniosłem się na równe nogi i pognałem w kierunku, w którym dawniej było wyjście. Widziałem je. Biegłem w jego kierunku. Kiedy nagle chmara nietoperzy i czarnych ptaków, wystrzelona jak z armaty, zaczęła nacierać w moim kierunku. Zasłaniałem się, broniłem. Dzioby i pazury okaleczały mnie, a ostre jak brzytwy zębiska chciały dobrać do szyi. Kiedy tylko odleciały, wyjścia nie było.
Nie było ratunku.
Obejrzałem się niepewnie do tyłu. Wielki kruk nie był już posągiem. Czerwone ślepia wpatrywały się we mnie z radością psychopaty, ptak powoli zaczął podążać w moim kierunku, depcząc zwłoki Angel. Jej wnętrzności trysnęły swoją zawartością, brudząc łapy potwora, który niczym się nie przejął. Zdawał się oblizywać, gdy to usłyszałem.. Na swoje nieszczęście.. Potwierdzające to słowa.
- Mięso.. – zniekształcony głos kruka brzmiał okropnie. Łączące się ze sobą skrajnie wysokie i niskie dźwięki przyprawiały o ból głowy i o mało nie rozsadzały bębenków. Zatrzepotał wielkimi skrzydłami, a czarne pióra otoczyły okolicę.
Stałem jak wryty, nie byłem w stanie się ruszyć. Bałem się tego co się stanie. Chciałem żyć, ale nie mogłem się ratować. Nagle wszystkie pióra skierowały się w moim kierunku. Ostre niczym żyletki zaczęły podążać w moim kierunku, przecinały mięśnie z łatwością sprawiając przy tym niesamowity ból. Nim się spostrzegłem.. Padłem na ziemię. Bezwładnie niczym marionetka leżałem, a wielki potwór podążył w moim kierunku. Stanął nade mną i już miał schylić się by zatopić swój dziób w moim wnętrzu, gdy nagle zrezygnował. Kątem oka mogłem jedynie dostrzec jak jego cień zaczyna się poruszać. Macki mroku złapały za każdą moją kończynę i podniosły. W tym momencie ból stawał się coraz silniejszy, powolna śmierć to jednak najgorsze co istnieje, towarzysząca temu agonia to istna katorga. Kruk roześmiał się i poczułem jedynie jak nagłym silnym szarpnięciem oderwał jedną.. Potem drugą.. Nogę, rękę.. Głowę. Kawałki mięśni, flaki.. Krew. Były wszędzie, a bestia uradowana łapała kawałki do swojego dziobu. Zjadała. Oblizywała. Zabiła.
- Dobra ptaszyna.. – usłyszałem jedynie głos.. Znajomy głos. – Moja kochana bestia. – oznajmiła głaszcząca głowę kruka Angel.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4.
Mroczny Labirynt


Gdy Henri Pardotta się obudził, w pierwszej chwili sądził, że nadal śni i to jakiś wstrętny koszmar. Otaczały go nagie, nierówne, pełne ostrych krawędzi skalne ściany jakiejś jaskini, które oświetlały pochodnie płonące… niebieskim, upiornym ogniem, od którego aż jeżyły się włosy na karku. Przestraszony dziwacznym otoczeniem mężczyzna, spróbował podnieść się, a gdy to mu się powiodło, omal nie upadł ponownie na glebę, gdy poczuł zawroty głowy i zachwiały się pod nim nogi. Udało mu się jednak utrzymać w pozycji stojącej i z twarz ukrytą w dłoniach starał sobie przypomnieć cokolwiek z ostatnich kilku godzin, ale bez skutku. W jego umyśle ziała czarna dziura, a ostatnie wspomnienia sięgały zbyt bardzo w wstecz, by mogły wytłumaczyć gdzie i dlaczego Henri się znalazł.
- Panie Pardotta – odezwał się znikąd nieludzki, złowrogi głos. – Próbował pan ukraść coś, co należy do mnie.
Zdezorientowany człowiek aż podskoczył, gdy to posłyszał i rozejrzał się gwałtownie dookoła, ale nie zobaczył nikogo.
- Ale ja nic nie pamiętam! Kim jesteś!? – zawołał tonem obrony mężczyzna, spoglądając w sklepienie.
- Och, to nie istotne – odparł lekceważącym tonem głos. – Ważniejsze dla ciebie jest teraz to, że nie puszczam takich zniewag płazem, ale nie lubię bezcelowego zabijania. Dlatego teraz zagramy w grę o twoje życie. Jak wygrasz puszczę cię wolno, jak ja wygram, twoja dusza będzie należeć do mnie.
- A… ale… ale ja się nie zgadzam! – krzyknął Henri.
- Panie Pardotta, nikt nie pytał się ciebie o to, czy się zgadzasz. Zamiast narzekać, lepiej zacznij przebierać nogami, bo inaczej to będzie bardzo nudna rozgrywka. Nudniejsza niż wszystkie pozostałe.
W tym momencie Henri usłyszał cichy szelest kroków dobywający się z jednego z końców tunelu, kiedy tam przestraszony spojrzał, ujrzał mroczną sylwetkę jakiegoś wysokiego, smukłego i nieludzkiego stwora z długim ogonem. Mężczyzna zaczął się cofać, a gdy potwór wydał z siebie ogłuszający, raniący uszy pisk, ten pierwszy z dłońmi na uszach począł uciekać w przeciwnym kierunku, opuszczając światło dawane przez upiorne pochodnie, zagłębiając się w mrok. Trudno powiedzieć ile Pardotta biegł przez ciemność, potykając się na nierównościach podłoża, aż w końcu zdał sobie sprawę, że potwór nie biegł za nim, ale gnany przerażeniem pędził przez labirynt tuneli. Zatrzymał się dopiero w jakiejś większej komnacie, gdzie też brał wielkimi haustami zatęchłe powietrze wypełniające jaskinie. Panował spokój, więc nieco uspokojony rozejrzał się i serce wnet w nim zamarło. Pod ścianami pomieszczenia leżały całe stery ludzkich kości, a jedne na wpół zjedzone, zmasakrowane zwłoki patrzyły na niego szklistymi, jakby znajomymi oczami, w których utrwalone zostało przerażenie martwego mężczyzny.
- To szczątki głupców takich jak ty, z tym, że oni już przegrali już w grze o życie. Jak będzie z tobą? – odezwał się ponownie głos, chichocząc okrutnie.
Wówczas z tunelu bez żadnej zapowiedzi wyskoczył stwór, obalając swym ciężarem zaskoczonego Henriego. Siłując się z mrocznym potworem, mężczyzna wcale nie miał czasu na jego oglądanie, tylko wymacał dłonią jakąś kość i rąbnął nią z całej sił w głowę bestii, aż przedmiot rozprysnął się na liczne kawałki. Ta pisnęła bólu i zwaliła się na bok, a Pardotta natychmiast wstał i wybiegł stamtąd. Kiedy komnatę kości zostawił za sobą, przypomniał sobie zupełnie nagle, że Walter, jego stary przyjaciel, pojawił się u niego w domu i namówił go, by pomógł mu ukraść coś z pomieszczenia ukrytego w kanałach miasta, w których Henri pracował.
Bestia tym razem nie pozwoliła mu się tak oddalić, jak wcześniej, tylko goniła go z warkotem, piskiem i innymi niezidentyfikowanymi odgłosami, chcąc przeorać plecy mężczyzny pazurami. W labiryncie ponownie pojawiły się upiorne pochodnie, chociaż znacznie rzadziej rozmieszczone niż w miejscu, w którym Henri się obudził, więc aż tak bardzo się nie potykał i widział wszelkie odnogi. Pogoń trwała długi, pełne napięcia minuty, podczas których Pardotta modlił się, by korytarz, w który wbiega nie kończył się ślepo. W końcu mężczyzna zaczął tracić już siły, a z jego ran, jakich nabawił się wpadając na ściany, albo zadanych mu przez potwora sączyła się krewa. Jego prześladowca zdawał się niewzruszony wysiłkiem, a Henri zaczynał się potykać w strachu, zmęczeniu i desperacji. Kompletnie nie zwracał teraz uwagi na to co ma pod nogami, chociaż jeden upadek kosztowałby go z pewnością życie. Jednak nie upadł ze zmęczenie, nie przewrócił na przeszkodzie, ani nie dopadł go potwór. Na drodze stanęła mu podziemna rzeka pełna jakiejś zielonej, cuchnącej mazi. Zdruzgotany obejrzał się, a tam już jedyna droga ucieczki została zagrodzona przez zmierzającą ku niemu powolnymi krokami bestię. Ponownie odezwał się kpiący głos.
- Co zrobisz, panie Pardotta? Dasz się pożreć mojemu pupilowi, czy zaryzykujesz kąpiel w… - Nie dokończył jednak.
Nim głos powiedział, co ma do powiedzenia, Henri wskoczył w maź i silny nurt porwał go w głąb tuneli, rzucając nim o skały. Z wielkim trudem manewrował tam Pardotta, by nie rozbić się gdzieś, albo nie nadziać na najeżone żelaznymi, zardzewiałymi kolcami brzegi, gdzie zauważył już jakieś nabite wzroki, tak jak poprzednie należące do kogoś jakby znajomego. Chociaż zdawało się to wiekiem, szalona podróż rzeką trwała tylko chwilę. Mężczyznę zatrzymała bowiem rozpostarta w poprzek cieku krata. Wgniatany w nią przez nurt, zaczął powoli przesuwać się w stronę otworu w jednej ze ścian, do którego wspiął się po kolcach. Gdy wyszedł na brzeg, padł na ziemię, dysząc ciężko. Maź zdawała się nie mieć innych właściwości poza smrodem i szybko spłynęła z ciała Henriego, chociaż zapach pozostał. Na pewno nie utrudni to tamtemu stworowi w wytropieniu, mnie – pomyślał, siadając z trudem. Był ranny i wyczerpany. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Czy da się jakoś uciec z tego miejsca. Kiedy tak myślał, zdał sobie sprawę, że teraz pamięta kolejną rzecz. Zaprowadził on Waltera oraz jego znajomych do miejsca, którego tak szukali w kanałach. Nie podobało mu się to, bo kręciły się tam różne dziwne typy, ale Walter obiecał mu górę kasy, a ta zawsze się przyda, zwłaszcza, że córka Henriego mocno chorowała.
Rozmyślania przerwał mu rytmiczny odgłos głuchych uderzeń, dobiegający do z niego zza pleców, z głębi kolejnego tunelu. Nie mając innego wyjścia, poszedł tam i znalazł się w dużej komnacie, której ściany, podłogę oraz sufit wymurowano, a strop podtrzymywały potężne kolumny. Śmierdziało tam gorzej niż maź w rzece i to zapachem gnijącego mięsa. Szybko stało się jasno dlaczego. Z sufitu zwisały setki haków na łańcuchach, a na tych hakach zawieszono niezliczone ludzkie i zwierzęce szczątki, świeże oraz już takie rozkładające się. Podłoga lepiła się od zaschłej krwi, walały się też na niej organy przeróżne. Stosy wątrób i serc, czy zwoje jelit. Smród i widok były tak obrzydzające, że Henri natychmiast zwymiotował. Robił to długo, aż chyba opróżnił cały żołądek. Mimo to szedł dalej przez to pomieszczenie wstrząsany ciągle torsjami, starając się nie patrzeć, a nos trzymając przy swoim przesiąkniętym smrodem mazi rękawie, byleby nie czuć tej zgnilizny. Kiedy doszedł do tak mniej więcej środku sali, poczuł jakby nienawistną obecność obok siebie i obawiając czarnego stwora spojrzał w tamtym kierunku, ale to nie był on. Znajdował się tam na podwyższeniu wielki stół, otoczony szkarłatną kałużą świeżej krwi, spływającej po schodach. Za tym blatem stał olbrzymi mężczyzna o szerokiej piersi, rosłych ramionach i potężnych węzłach mięśni na całym ciele. Wyglądał bardziej na groteskę człowieka, niż osobnika tego gatunku. Wielkimi łapskami stwór bez trudu operował nieporęcznie wyglądającym, wielkim toporem, którym ćwiartował na kawałki jakiegoś nieszczęśnika, w którym Henri rozpoznał kolejnego z ludzi Waltera. Zrozumiał, że tamci dwaj, których rozpoznał wcześniej, również należeli do tych, z którymi zszedł do kanałów. Olbrzym miał na sobie lśniący od posoki skórzany fartuch, a twarz przesłaniała mu maska z tylko jedną dziurą, z której spojrzało teraz na Henriego lśniące czerwienią i żądzą mordu oko.
- O mój boże! – szepnął przerażony Henri, a stwór natychmiast odtrącił stół i ruszył na niego biegiem, wstrząsając podłogą swymi ciężkimi krokami, wznosząc topór, który bez trudu przepołowił by i kilka osób na raz.
Tymczasem mężczyzna stał porażony, jakby przyrośnięty do podłoża. Dopiero w ostatniej chwili jakiś wewnętrzny głosił krzyknął do niego: „rusz się kretynie” i Henri skoczyła naprzód, unikając potwornej broni, która z głośnym hukiem skruszyła kamienne płyty podłogi, gdy w nie uderzyła. Olbrzym wydał z siebie niezadowolony pomruk i chciał dorwać intruza swą potężną dłonią, ale Henri rzucił się pomiędzy haki oraz wiszące na nich ciała, poza zasięg wzroku oraz rąk potwora. Wielkolud niczym rozjuszony słoń wbiegł za nim między swoje trofea, zrywając łańcuchy oraz miotając mięsem na lewo i prawo. Henri jednak padł na ziemię i czołgając się pod zwłokami, dotarł do wyjścia. Niezbyt rozgarnięty rzeźnik dalej zajmował się przeszukiwaniem swojej sali i nawet nie spostrzegł ucieczki Pardotty.
Gdy Henri wydostał się z tamtej rzeźni, potrzebował chwili, aby się otrząsnąć z tego co tam zastał. Wtedy też w jego głowie pojawiły się kolejne obrazy, jak, wespół z Walterem i trójką jego towarzyszy, wysadzili ścianę w kanałach i w targnęli do sanktuarium jakiegoś bluźnierczego kultu. To co chciał zdobyć jego przyjaciel było jednym z artefaktów kultystów, którzy próbowali walczyć i Walter ze swymi ludźmi zabili kilku ku zgrozie Pardotty. Doszło wtedy do niego, że byt który go tu uwięził musiał być bóstwem kultu. Zadrżał na samą myśl, że jakiś potężny demon ma go w swojej władzy.
- Nie kretynie, nie jestem demonem – warknął urażonym tonem głos, Henrim wstrząsnął zaś niepokój, że ten przemawiający wie, o czym on myśli. – Ale tak, ty i twoi towarzysze zbezcześciliście moje sanktuarium i zabiliście moich wyznawców, by potem ukraść to co im przekazałem za wierną służbę. Jednakże nie jestem takim surowym bogiem, by zabijać od razu. Daję zawsze szansę. Idź dalej, może będziesz szczęśliwcem, który z niej skorzysta.
Henri jak zahipnotyzowany ruszył naprzód w głąb labiryntu. Ocknął się dopiero na dźwięk charakterystycznych warknięć i pisków. Natychmiast ruszył wtedy biegiem, rozumiejąc, że stary prześladowca powrócił. Nim bestia zdołała go dogonić, Pardotta wbiegł do największej komory, jaką widział w labiryncie. Jej strop niknął gdzieś daleko w ciemności nad nim, chociaż z jakiegoś powodu było tutaj dość widno, a szeroka była na tyle, że może i całe miasto, w którym Henri mieszkał, dałoby się tu zmieścić. Komora nie była pusta, mężczyznę otaczał przedziwny las wielkich grzybów, a jakieś świecący mchy robiły tutaj za trawę. Nie miał jednak czasu na podziwianie przedziwnych widoków, czarny potwór wyskoczył właśnie z dziury, która Henri dostał się tutaj. Pardotta popędził naprzód, starając się jak mógł uniknąć potwora. On był jednak szybszy i w końcu dopadł mężczyznę, przygniatając go do nogi jednego z grzybów, szerokiego niczym pień starego dęba. Wtedy dopiero Henri przyjrzał się bestii. Była ona wzrostu mniej więcej człowieka, ale ciało miała bardzo smukłe i chude, posiadała długi, ruchliwy, ostro zakończony ogon, a skórę czarną, gładką oraz śliską. Głowę stwór miał obłą w kształcie i bardzo długą, tak że przypominała w kształcie kabaczka, pozbawioną widocznych oczu, nosa, czy uszu. Ziała w niej tylko duża, zębata paszcza, która szykowała się do odgryzienia twarzy Henriego. Wtedy jednak coś bestię rąbnęło solidnie w ten wielki łeb i puściła ona mężczyznę, który przewrócił się. Wstając, Pardotta zauważył, że stoi przed nim inny człowiek, żywy i prawdziwy, starszy oraz bardziej postawny od niego. Zrozumiał, że to na pomoc przyszedł mu jego stary przyjaciel, który wkręcił go w to wszystko. W ręku Walter trzymał maczugę zrobioną z nogi jakiegoś niedojrzałego, wielkiego grzyba.
- Ty jeszcze żyjesz, Walterze? – zapytał wybawcę, gdy ten podał mu dłoń i pomógł wstać.
- Mógłbym zapytać o to samo Henri, ale tak, żyję – odparł z uśmiechem wąsaty mężczyzna. - Nie dam się zabić jakiemuś bożkowi. Łap za jakąś broń i pozbądźmy się tego stwora, a potem wynośmy się stąd – zaproponował.
Henri zawahał się, ale w towarzystwie Waltera poczuł przypływ odwagi i podniósł z ziemi znacznie cieńszą grzybią nogę od tej przyjaciela, ale ta była dodatkowo zaostrzona na końcu. Razem naparli na potwora. Walter uderzał go swoją pałką, a Henri dźgał. Stwór był jednak silny, szybki oraz zwinny. Rozwścieczony oporem, przeszedł do kontrnatarcia i tak mocno uderzył Henriego, że ten odleciał kilka metrów i rozpłaszczył we mchu. Walter chciał wykorzystać chwilową nieuwagę stwora oraz to że stoi do niego plecami, ale zapomniał się i przebił go niczym włócznia ogon potwora. Gdy bestia wyjęła go z ciała Waltera, zostawiając dziurę w jego piersi, mężczyzna padł. Wtedy potwór zwrócił ponowną uwagę na Henriego i rzucił się on na leżącego, ale Pardotta czekał na to i gdy bestia była blisko, przekręcił się na plecy, wyciągając przed siebie swoją broń, kierując ją ku paszczy. Rozpędzony, ślepy stwór z całym impetem nadział się na prowizoryczną broń, która przeszła przez jego podniebienie, czaszkę oraz mózg i wyszła na zewnątrz po drugiej stronie. Potwór skonał natychmiast, padając swym ciężarem na Henriego. Mężczyzna czym prędzej zwalił z siebie truchło i podbiegł do umierającego Waltera.
- A jednak dałem mu się zabić – uśmiechnął się przyjaciel Pardotty, kaszląc krwią. - Przepraszam cię Henri za to, że przeze mnie wylądowałeś w tym gównie – rzekł i skonał.
- Wybaczam ci Walterze – odparł Henri i prawie zapłakał z żalu.
Wszakże nie zapomniał, że nadal jest w tym przeklętym labiryncie we władzy mrocznego bóstwa. Wtem przypomniał sobie resztę szczegółów akcji w kanałach, jak wraz towarzyszami ładowali kosztowności, a Walter dotknął poszukiwanego przez siebie artefaktu, który zajaśniał wówczas purpurowym światłem i zabrał ich w to miejsce. Kiedy wrócił do chwili obecnej, powietrze przed nim zafalowało, po czym pojawił się przed nim czerstwy starzec w purpurowej szacie, o siwych włosach oraz orlej twarzy.
- To ty jesteś panem tego miejsca? – zapytał się go Henri, kuląc ze strachu.
Czuł bowiem, że to nie jest człowiek i że ta istota włada potężną mocą.
- Owszem – odparł znajomy, mało ludzki głos. – Objawiam się przed tobą w tej postaci, by ci powiedzieć, panie Pardotta, że wygrał pan swoją szansę.
Mężczyzna spojrzał na starca, jakby nie rozumiejąc co ten właśnie powiedział.
- Nie patrz na mnie takim głupim wzrokiem – upomniał go mroczny bóg. - Jesteś ostatnim żywym z waszej piątki i jakby nie patrzeć, ubiłeś mojego bezokiego. Uznałem więc, że wygrałeś grę. Możesz wrócić do domu.
- Ja… dziękuję ci wspaniałomyślni panie. Obiecuję, że nigdy więcej nie wejdę w drogę tobie i twoim wyznawcom – zawołał w podzięce Henri, bijąc pokłon przed starcem.
Ten pstryknął wtedy palcami.
Obraz zamazał się w oczach Henriego i kiedy je przetarł, znajdował się ponownie w kanałach, w których pracował. Radość powrotu rozpierała mu piersi. Chciał skakać i całować brudne tunele. Ze zdziwieniem przyjął do wiadomości, że znajduje się przy nim jeden z worków ze zrabowanymi kosztownościami.
- Za to, że zapewniłeś mi dobrą zabawę zostawiam ci to, byś pomógł swojemu dziecku – usłyszał jakby nikłe echo, odbijające się po kanałach.


_________________
 
  :
     
Mirajane 


Starter: Charmander
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Karta Postaci Pokemona: przejdź
Dołączyła: 03 Lis 2015
Posty: 196
Wysłany: 2015-11-10, 23:06   

Głosuje na nr. 1
_________________
KP
 
     
Gwen Brown 
Uszanowanko :)


Starter: Dragonair
Profesja: trener
Profesja poboczna: uzdrowiciel
Karta Postaci: przejdź
Karta Postaci Pokemona: przejdź
Wiek: 29
Dołączyła: 24 Cze 2014
Posty: 4703
Skąd: Lubelskie
Wysłany: 2015-11-14, 14:42   

A ja zagłosuję na 2. Nie dlatego, że krótkie. Bardziej dlatego, że nie ma tam jakichś obleśnych sytuacji, walających się flaków i trupów. Wiecie takie rzeczy nie są straszne tylko obrzydliwe. A tutaj nie. Nawet nie wiadomo czego się spodziewać w roli strasznego złodupca, co tylko potęguje napięcie. Zaiste podoba mi się to.
_________________
Karta Postaci|Bank|Box|Trofea|Dolary|Jeziorko|Kopalnia|Ogródek|Poke-KP
 
     
Yuki 


Wiek: 27
Dołączyła: 24 Cze 2014
Posty: 3110
Ostrzeżeń:
 1/5/6
Wysłany: 2015-11-15, 19:13   

~~ Czas na wyniki ~~



W tym miesiącu wygrywa praca numer 2, napisana przez Mhroka. Na miejscu drugim ląduje dzieło numer 4, której to autorem jest Gall Anonim. Natomiast na miejscu trzecim znajduję się opowiadanie numer 1. Właścicielem jedynki jest Dante Aligieri.

1 miejsce - Jajo dowolnego pokemona + dowolne EM + 5.000$ + 3x Heart Scale + 5 RC

2 miejsce - 3.000$ + 3 RC + HM + 2x Heart Scale

3 miejsce - 2.000$ + 1 RC + TM lub MT + 1x Heart Scale
_________________
 
  :
     
Mhrok 
Derp~


Starter: Mudkip
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Wiek: 25
Dołączył: 30 Gru 2014
Posty: 666
Skąd: Białystok
Wysłany: 2015-11-15, 20:39   

Przyjmuję jako jajko z nagrody Horsea z EM Aurora Beam. To i reszta nagród idzie na konto Lotus (Pando, smaż się w piekle x:)
_________________

Prince's Points - 10 <3


KP || Bank || Box || Trofea || Jezioro || Ogródek || MyAnimeList
 
 
     
Mirajane 


Starter: Charmander
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Karta Postaci: przejdź
Karta Postaci Pokemona: przejdź
Dołączyła: 03 Lis 2015
Posty: 196
Wysłany: 2015-11-15, 21:27   

Mogę zapytać dlaczego jest taki werdykt? Zagłosowały dwie osoby: Ja i Gwen. Nikt nie zagłosował Na nr. 4 więc jak dostał 2 miejsce? Zaczynam podejrzewać, że tutaj dostaje się nagrody za znajomość danego gracza, a nie za włożony czas w zrobioną pracę?
_________________
KP
 
     
Yuki 


Wiek: 27
Dołączyła: 24 Cze 2014
Posty: 3110
Ostrzeżeń:
 1/5/6
Wysłany: 2015-11-15, 21:44   

Po 1. Kłania się znajomość regulaminu Trylogii Konkursowej.
http://pokemoncrystal.jun.pl/viewtopic.php?t=125
Cytat:
9. Swój głos w danym konkursie musicie uzasadnić. Możecie głos pogrubić, pokolorować, podkreślić, jak chcecie, ważne, aby było uzasadnienie. Bez tego nie zaliczę.


Cytat:
Żeby wziąć udział w trylogii należy mieć wykonaną i zaakceptowaną Kartę Postaci oraz posiadać jej link w sygnaturze, bez tego nie zaliczę ani głosu, ani nadesłanej pracy.


Nie widzę linku do KP w sygnaturze, ani nigdzie indziej.

Toteż twój głos został automatycznie unieważniony i liczył się tylko głos Gwen. 1 miejsce należy do pracy numer 2.

Po 2. Kiedy jest remis, a tutaj był potrójny, pomiędzy 1, 3 oraz 4. Wtedy głosuje moderator Trylogii. Czytałam wszystkie prace po dostaniu, a następnie dzisiaj oraz zdecydowałam. Mi do gustu przypadło bardziej opowiadanie numer 4, a potem wybierając między 1, a 3, zdecydowałam, iż 1, jak dla mnie, posiada zabawniejszą/ciekawszą fabułę.

Nie lubię, jak się mnie posądza o kolesiostwo. Co, jak co, ale Trylogie Konkursową organizuje sprawiedliwie. Dla mnie się liczy jakość, a nie ilość/znajomość z danym człowiekiem z internetu. Wow. Znajomości z randomami.

Od dawien dawna robiłam tak, że jak jest mało głosów/w cholerę i jest remis, to sama jako moderator decyduje jako praca ma wygrać, patrząc na wkład włożony w dane dzieło.
_________________
 
  :
     
Dante Aligieri 
You Have Failed This City


Starter: Charmander
Profesja: trener
Profesja poboczna: ewolucjonista
Wiek: 30
Dołączył: 10 Wrz 2015
Posty: 443
Ostrzeżeń:
 1/5/6
Wysłany: 2015-11-18, 16:02   

Odbieram, Tm to Flamethrower dla Charmandera
_________________
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandblue created by spleen modified v0.2 by warna

| | Darmowe fora | Reklama

Daisy7 (administrator)
ania.daisy7

Gwen Brown (administrator)
38162565

Yuki (grafik)
35451075
Yukiyorin

Did (grafik)
44021735
Otaku helper
www.OtakuHelper.pl - Nie buforuj! Pobieraj!

WAW Pokemon

Yousei

SNM
SnM

PokeSerwis

Hentai Island

Dragon Ball Alternate World
Dragon Ball Alternate World

Tin Tower

Darkest Night

Czarodzieje

Mystic Falls
Mystic Falls

Wishmaker

Undertale

Digimon Quartz

Poke Tail

Jadore Dior

Spesogenesis

Horizon

Seven Kingdoms

Bangarang

Dysharmonia

Arcadias

Deireadh

SPQR

Dzikie Psy

Uru'bean

Lords of Brevort

Death City

Black Butler
BlackButler

Hogwart Dream
HogwartDream

Zombie is coming

FT Path Magician

Wolvex

Phantasmagoria

Ninja Clan Wars

Wilki 94

Mortis

Wishtown

Valoran
Valoran

Fairy Tail New Generation

Antyris

Hoshi Fusion

Spectrofobia

X-Men RPG

The Avengers

Virus

Riverdale High School

Marudersi

Bottled Stars

Death City

Draco Dormiens

Ninja Gaiden
Ninja Gaiden PBF

Epoka Nordlingów

Pokemon Eternal

Era Bleacha

Król Lew PBF
Król Lew



Design by Did, Yuki & Daisy7. Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.