Dostałam tylko jedną pracę, toteż wygrywa owo opowiadanie, którego autorem jest Księciu.
Promienie Słońca padają na moją spragnioną światła twarz, odkrywając jej bladość i nienaturalność. Płuca, niczym małe dzieci biorą garściami powietrze i cieszą się każdym zaczerpniętym oddechem.
Czuję na sobie twoje spojrzenie. Czy to ciekawość? Obrzydzenie? Dawno nie czułem tego smaku, tej kwaśnej nuty, którą mimo upływu czasu czujesz na końcu swojego języka.
Moje nogi są słabe, jednak mimo to dumnie noszą mnie w kierunku Tawerny. Stopy, jakby rozleniwione, stawiają drobne kroki, by móc nabrać sił. Jak bardzo ucierpiałem?
Niegdyś byłem piękny i młody, lecz z mojej urody nic nie zostało oprócz jej marnej cząstki, głęboko drzemiącej w moim ciele. Dorastałem wraz z siostrami w Sith, mieście elfów. Nasza trójka była zdana jedynie na siebie, gdyż nasi rodzice odeszli daleko stąd, na wieczną łąkę, będąc uwolnieni od ziemskiego nieśmiertelnego padołu przy pomocy strzał wymierzonych w ich bojowe serca. Również my rozstaliśmy się niedługo po tym, a każdy z nas obrał inną, swoją ścieżkę, która rzekomo miała nas zaprowadzić do świetności.
Pochwyciłem magiczną nić i zwinąłem ją niczym kłębek, który doprowadził mnie do Wieży Magów, gdzie poczułem jak magiczna energia przepływa przez moje ciało delikatnie, dając znać o sobie każdemu organowi z osobna, pieszcząc go czule.
Gdy za moimi plecami starożytne drzwi zamknęły się, wiedziałem, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Zostałem chłodno przyjęty jako sierota, jednak nie odmówiono mi nauk ze względu na rasowe pochodzenie dzięki czemu mogłem zostać adeptem magii – sztuki jednocześnie pięknej i destrukcyjnej. Ta dziedzina pochłonęła mnie niemal całego, zostawiając jedynie pierwotne instynkty głęboko uśpione wewnątrz mnie. Mijały dni, gdy moje ślepia wertowały ogromne tomiszcza i pochłaniały zawartą w nich wiedzę. Umiejętnościami nie zostawałem w tyle. Moje pierwsze zaklęcia były stabilne, prawidłowo utkane z najczystszej, niczym niezakłóconej energii. Ten piękny kwiat kwitł wewnątrz mnie, napawając mnie dumą i prezentując swe wdzięki tym, którzy mogli to docenić. Niemal zapomniałem o poprzednim życiu, tak bardzo nurkując wgłąb zakurzonych ksiąg.
Jednak kres nadchodzi również dla rzeczy dobrych i pięknych. Z początku nie zauważyłem jak magia pochłania coraz bardziej, drążąc z mojego ciała pustą skorupę, które mogłoby służyć jedynie za naczynie dla energii wszechświata. Byłem tak bardzo pochłonięty badaniami, że nie zauważyłem swej własnej metamorfozy. Do własnego ciała zaprosiłem magiczne jedwabniki, by obszyć mnie pajęczynami esencji od środka, płacąc wysoką cenę.
Krocząc ku Karczmie nie czuję niczego oprócz palącej się we mnie energii. Jestem niemal wypruty z zachowań humanoidalnej istoty. Stawiając kolejne kroki ku przybytkowi dostrzegam swoją posturę w zakopconej szybie budynku. Niedowierzam, jednak ruchy które wykonuję odzwierciedla również osobnik, który spoziera na mnie zdziwionym spojrzeniem.
Z aparycji elfa, którą kiedyś posiadałem nie pozostało wiele. Odruchowo dotykam swojej twarzy – czy może teraz pyska, stojąc skamieniale przed okiennicą. Srebrno-biała sierść obrosła zdeformowaną, przypominającą kocią twarz. Spiczaste uszy zostały zastąpione rysiowymi uszkami, a niegdyś błękitne jak niebo oczy przybrały lodowaty kolor lodowców. Jeno włosy nie uległy zbytniej przemianie, bowiem nadal były krótkie, kręcone o koloru spiżu.
Lustruję swoją sylwetkę w odbiciu. Śnieżna sierść pokryła również moje dłonie i klatkę piersiową. Strzępy elfiej szaty wiszą na mnie nienaturalnie, jak gdybym urósł niespodziewanie kilkanaście rozmiarów. Skórzane buty zostały przebite pazurami.
Z zamyślenia wytrąca mnie głośny huk, który rozległ się zaraz za mną. Kwestią sekund było jak kolana ugięły się pode mną pod wpływem pocisku drążącego moje wnętrzności. Upadam na drewnianą podłogę przedsionka, podpierając się silną łapą. Czuję niesamowity ból w miejscu, gdzie powinienm mieć serce, a następnie dostrzegam czerwoną smugę spływającą po białym futrze. Obracam łeb w kierunku strzału. Dostrzegam tłum gapiów, którzy wstrzymali oddech. Wiele z nich wymierzało we mnie złowrogi wzrok, jednak nie na nich skupiłem swoje oczy. Stał za mną strażnik miejski mierzący do mnie bronią palną.
Wyciągnąłem ku niemu dłoń, zapominając o szponach i futrze, co było moim błędem. Jak przez mgłę pamiętam następny huk i pocisk gnieżdżący się w moim ciele.
Upadam na posadzkę, czując metaliczny posmak żelaza i ciepłą krew spływającą po mojej twarzy.
1 miejsce - Jajo dowolnego pokemona + dowolne EM + 5.000$ + 3x Heart Scale