Cieszę się, że zaczyna mi się polepszać. Z gorączką można żyć, to zawroty głowy i ból były najgorsze. Nosi mnie ze złości, że pozwalam dziewczynom wszystkim się zajmować, a sam jestem kulą u nogi. Teraz jednak, kiedy wyraźnie lekarstwo zaczęła działać i ja mogę pomóc. Jakoś ... .
Spoglądam za wybiegającą May i za wybierającą się na poszukiwania Chloe. Znów zostaję sam w bunkrze. Niejako założyły, że będę tutaj bezpieczny, a w razie niebezpieczeństwa, obronię naszą bazę. Nas zapas broni coraz bardziej się powiększa. Cieszy mnie to. Szczególnie, że posiadamy broń zarówno do walki na dystans jak i w zwarciu.
Kiedy zostanę sam, robię coś, czego chyba jeszcze zbyt dobrze nie zrobiliśmy. Mianowicie przeszukuję dokładnie bunkier. Kiedy tutaj zeszliśmy, po prostu omietliśmy go wzrokiem, a ze względu na Sanda nie odważyliśmy się na a) głośne i b) dokładnie przeszukiwanie. Poza tym mój stan nie pozwalał na spokojnie rozglądanie się. Liczyła się każda sekunda. Teraz mam czas ... całe jego mnóstwo.
Wstaję i zabieram się za przeglądanie wnętrza. To bunkier. W szkole. Nie chcę wierzyć, że nie ma tutaj niczego więcej. Skoro mieli bunkier to musieli się na coś przygotowywać. Pukam w ściany, czy nie ma gdzieś ukrytego przejścia. Sprawdzam też kąt w którym wcześniej spał pokemon, czy nie pilnował czegoś wartościowego.
Cały czas jednak pozostaję czujny i nasłuchuję. Jeśli usłyszę zbliżające się kroki, które nie będą należały dla Chloe lub May, staję obok drzwi, ukryty w cieniu, gotowy by zaatakować. Być może napastników będzie więcej, dlatego będę miał tylko jedną szansę. Nie wygram z dwójką, nie mówiąc już o trójce, a nie chcę odejść nie zabierając nikogo ze sobą. Dlatego też, kiedy ktoś wejdzie do środka i nie będą to moje sojuszniczki, nie będę zadawał pytań. Korzystając z elementu zaskoczenia, wychylam się w przód i wbijam sztylet w tętnicę ofiary, po czym staram się wrócić w cień. Być może uda mi się przeżyć?
Pozytywnie zaskoczony, że jednak nie zdechłem w tym zatęchłym bunkrze, pomimo gorączki zabieram się do pracy. Trzeba coś wykombinować, wziąć się w garść i zacząć zabijać tych nieszczęśników, którzy wciąż żyją.
Wygrzebuję się spod koca i przeglądam znaleziony sprzęt komputerowy. Być może coś z tego wciąż nadaje się do recyklingu i uda mi się stworzyć z tego jakąś broń - laser, robota, miotacz ognia. Cokolwiek. Lepszy rydz niż nic.
Kiedy skończę czekam na powrót dziewczyn i bawię się z małym pokemonem. Powoli trzeba pomyśleć nad ewakuacją z tego miejsca.
Odkasłuję. Świetnie, jestem równie przydatny dla May i Chloe co zeszłoroczny śnieg, ale gorzej. Ze względu jednak na to, ze wychowany ze mnie młody człowiek, nie posłużę się innymi porównaniami czy też epitetami, choć bardziej obrazowałby naszą sytuację.
Odrzucam pomysł brania tych lekarstw. Przecież odrobina bólu mnie nie zabije, a te lekarstwa i owszem mogą. Szczególnie, że mam pecha. Mocniej opatulam się kocem i ... czekam.
Sam nie zrobię niczego, a mogę jeszcze wpaść w jakieś tarapaty. Staram się stłumić głód i pragnienie. Wytrzymam. Dam radę. A kiedy się pozbieram ... wyrżnę całą tą przeklęta zgraję. Wykończę ich jednego po drugim.
Nie dlatego, że nikt nie narysował pairingu FlareonxPiloswine, ale dlatego, że gatunki nie powinny się mieszać ! Co za zwyrole z tych ludzi, którzy łączą biedną, małą Skitty z Wailordem?! Wstydźcie się i popatrzcie na te urocze liski <3[/center]
A więc czas ogłosić wyniki !
Ale, ale !
Zanim to nastąpi, oto wszystkie prace !
1.
Szin, na podstawie Antychrysta Larsa von Triera.
2.
Shuu, na podstawie ???
3.
Koori, na podstawie Chrono Cross
4.
Molin, na podstawie Ib
I wreszcie to na co wszyscy czekali, nagrody !
Jako, że nie jestem w stanie sam ocenić sygnatur, a nie chce mi się robić jakieś ankiety, każda praca zostanie nagrodzona. To uczciwe, bo każda z Was się napracowała : )
Za swoją pracę otrzymujecie ... *drums*
4RC - w czterech owocowych smakach
1 atak - do wyboru MT, HM lub TM
słodycze! - kilogram waszych ulubionych cukierków !
Odbierając nagrodę piszecie co wybieracie :) Do zobaczenia w październiku *.*
Niewiele mogę w tej sytuacji pomóc. Komukolwiek. Muszę poczekać, aż ból i zawroty głowy miną. Opatulam się ciaśniej kocem, który udało nam się ukraść temu ciału na górze i czytam ulotkę przyniesionych przez May leków. Znam się na tym co nieco i wiem, że jest ogromna szansa, że te leki po prostu utraciły swoje właściwości, a więc są równie przydatne co Tic-taki. Jest też szansa, choć mała, że zawarte substancje wciąż działają i mogą pomóc. Pozostaje też trzecia opcja, choć mało prawdopodobna. Substancje w leku w wyniku różnych czynników mogły przekształcić się w truciznę, która rozpocznie wyścig ze wstrząsem, o to co pierwsze mnie zabije. Wolę nie ryzykować, bo znając moje szczęście - zginę.
Wolę już ryzykować zapoznanie się z zawartością tego co podarowali nam sponsorzy.
- Przynieście mi to - proszę dziewczyny. - Otworzę paczkę i sprawdzę zawartość. Jeśli to bomba, cóż ... przynajmniej pozbędzie się balastu. Jeśli to leki ... jutro będę siekał wrogów ramię w ramię z wami - staram się uśmiechnąć.
Spoglądam na to wszystko wiedząc, że nie możemy zbyt wiele zrobić. Przyglądam się przerażonym twarzom pokemonów, starając się znaleźć sposób by im pomóc.
- Zachowaj spokój i ciszę - zwracam się do Zigzagoona. Nie chcę, by coś zdradziło naszą pozycję. Mam nadzieję, że stoimy na tyle daleko, a przynajmniej po zawietrznej, tak, że stado nas nie wyczuje. - Musimy mieć plan, bo inaczej dołączymy do uprowadzonych - tłumaczę. - Jesteśmy słabym zespołem ratunkowym - mały robak, strachliwa łasica i kameleon, którego umiejętność może i byłaby przydatna, gdyby mógł się poruszać pozostając niewidzialnym.
Nie mam najmniejszego pomysłu jak im pomóc. Nie pokonamy sami pięciu doświadczonych, ognistych pokemonów. Mógłbym je związać, ale o ile nie złapię ich wszystkich na raz i nie zawiążę im pysków, przepalą moją sieć, a potem mnie.
Ogarnia mnie frustracja, czy ja na prawdę mam jakiekolwiek wyjście w tej sytuacji?
- Pomysły? - pytam pozostałą dwójkę.
Obserwuję "scenę", być może dowiem się po są tutaj Houdoury. Wygląda na to, że chcą coś ogłosić swoim ofiarom.
Sztywnieję nie do końca wiedząc co się własnie stało. Czy to przez alkohol? Halucynacja, sen, a może Chester właśnie mnie pocałował. Nadal czuję jego usta na swoich, posmak piwa zmieszanego z pizzą, ale nagle staje się to najwspanialszy smak na świecie. Czuję jak robi mi się gorąco.
Nie mam pojęcia co się dzieje. Nigdy się tak nie czułem. Nikt tak na mnie nie działał. Nawet Claire. Czy to oznacza, czy ... .
Kładę dłoń na policzku Chestera i tym razem to ja go całuję. Najpierw delikatnie, później bardziej łapczywie. Odkładam na bok butelkę i pizzę, jeśli nadal nie dokończyłem kawałka. Meh, po prostu je odrzucam na bok nie dbając o to czy piwo się wyleje, a pizza przyklei do czegoś. W tej chwili chcę myśleć tylko o pocałunkach Chestera na swoich ustach. O tym jak mi ciepło i przyjemnie.
Nie mówię niczego. Nie chce zepsuć atmosfery. Choć miałem milion pytań, nagle gdzieś zniknęły.
Wkładam rękę pod jego koszulkę kierując się w stronę sutków, a drugą głaszczkę tył głowy i kark nie przerywając całowania.
Po tym dość niefortunnym zdarzeniu cieszę się, że żyję. Z radością przekazuję May swoją szablę i biorę jej sztylet. Być może i jestkrótszy, ale z jakiegoś powodu czuje się z nim bezpieczniej. Pozwalam Chloe się mną zająć. Oczyścić i opatrzyć ranę. Wiem, że prawdziwy ból przyjdzie później, ale poki go nie ma musimy znaleźć bezpieczne schronie. Czymkolwiek będzie ta cała plaga, nie będzie niczym dobrym.
- Szukaj leków i jedzenia - mówię do May, nim dziewczyna odbiegnie. Wiem, że sporo teraz ryzykujemy. Kiedy Chloe się mną zajmuje, May mogłaby w łatwy sposób zabić nas oboje i zdążyć jeszcze się schować. Ufam jej jednak. Trybutów wciąż jest wielu, więc może nas potrzebować. - Nie daj się zabić - wołam za nią, po czym wstaję i ramię w ramię ruszam z Chloe na poszukiwania piwnicy.
Rozglądam się w poszukiwaniu plany szkoły albo portierni. Tam na pewno znajdziemy jakąś mapę szkoły, a może i i kilka innych przydatnych rzeczy, po które wrócimy później. 20 minut może i wydawać się dużą ilością czasu, ale kiedy człowiekowi kręci się w głowie i nie może biegać, każda minuta się liczy.
Kiedy znajdziemy zejście do piwnicy, zatrzymuję się w drzwiach i pozwalam Chloe zejść jako pierwszej. Uwieszony jej ramienia, byłbym brzemieniem w razie ataku. Jeśli będzie bezpiecznie, schodzę. Oczywiście w drzwiach zachowuję czujność. Kto wie, co może na mnie wyskoczyć zza rogu. Mało to broni białej kręci się wokoło. Mocniej ściskam sztylet na wypadek ataku. Może w tym stanie nikogo nie zabije, ale rany też potrafią być dotkliwe i prowadzić do gorzkiego końca.
Przez chwilę mam wrażenie, że czas się zatrzymał, że spowolnił tak bardzo, że byłby w stanie dostrzec najlżejszy ruch. Wiem jednak, że to tylko złudzenie. Muszę zareagować. Pierwszy ruch jest zawsze najważniejszy. Mocniej ściskam trzymaną w ręku szablę.
Nie spodziewałem się, że to ja będę musiał podjąć tę decyzję, ale widzę, że May i Chloe są równie zszokowane nagłym pojawieniem się przeciwnika. Tym razem nie musimy się komunikować, wszyscy wiemy, że sojusz nie ma sensu. Że teraz zaczęła się prawdziwa walka o przetrwanie. Nas jest trzech, każdy z bronią w ręku. Przeciwnik jeden. Bez broni. Nawet jeśli trzyma coś na plecach lub w plecaku ... nie zdąży. Nie ma czasu na rozmowy. Teraz wiem, że moment, w którym natknęliśmy się na siebie, był jego ostatnim.
Rzucam się w przód.
Unoszę szablę.
Czas przyśpiesza.
Wbijam broń prosto w serce chłopaka. Wyjmuję ją, łapię jego wzrok, po czym biorąc zamach dekapituję go. Oglądałem zbyt wiele transmisji, by sądzić, że cios w serce zawsze zabija na miejscu.
Czuję, że zaczynam się trząść.
Zabiłem.
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.