Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Prace - Schronisko

Daisy7 - 2014-06-24, 07:46
Temat postu: Schronisko


Główne zajęcia:
- sprzątanie wybiegów i boxów
- karmienie, pielęgnacja
- spacery i zabawa z Pokemonami
- szukanie chętnych do adoptowania
Dni robocze:
Wszystkie dni tygodnia, 24h na dobę.
Wynagrodzenie:
Pieniądze w zakresie 0-1000$.

Koori - 2014-10-05, 18:35

Weszłam do schroniska i rozejrzałam się. Nie kierowała mną żądza zarobienia, a chęć pomocy tym biednym stworzeniom, które zostały bez opieki trenerów. Teraz siedzą tu biedne i zapomniane, czekając na adopcję. Dzisiaj postanowiłam dać tym biedactwom odrobinę radości z życia i pobawić się z nimi. Urzekła mnie zwłaszcza parka Vulpixów, prawdopodobnie rodzeństwo. Trzymały się razem i były bardzo nieufne. Prawdopodobnie poprzedni trener bardzo je skrzywdził. Na początku staram się przywabiać je przysmakami dla typu Fire. Potem, gdy już zaufały mi odrobinę, rozpoczynam zabawę w podrzucanie patyczków. Oczywiście na dworze. Cały myk polega na tym, że Vulpixy muszą w nie trafić i je podpalić.
Pół godziny później zaczynam łaskotać oba Vulpixy, ażeby poprawić im humorek. Niech mają coś z życia. Są młode, śliczne, na pewno ktoś je niedługo przygarnie. Oby
- Chodźcie, maluchy, teraz się pościgamy. Co wy na to? - zapytałam uśmiechnięta, a gdy się zgodziły, rozpoczęłam zabawę w berka. Co z tego, że jestem od nich wolniejsza? Ważne, że się dobrze bawiły. Potem zrobiłam im zdjęcia i machnęłam plakaty

Dwa młode Vulpixy czekają na adopcję!
Zadbane, inteligentne, kochane i słodkie. Potrzebują Trenera, któremu będą mogły zaufać.
Może to będziesz ty?
Przyjdź i się przekonaj! Zaprasza schronisko w Kanto!

Gdy skończyłam, uświadomiłam sobie, że jest już bardzo późno. W drodze do domu ponaklejałam plakaty, gdzie się tylko dało. Być może, gdy wrócę tu za trzy dni, ktoś się znajdzie chętny do tego, by je zaadoptować...

Dafiar - 2014-10-07, 22:10

Wdzięczne władze schroniska wypłacają Ci 500$ wynagrodzenia. :3
Koori - 2014-10-08, 01:54

Tak paczam i paczam i widzę, że od ostatniej mojej pracy minęły trzy dni. A poza tym, skoro małym druczkiem, to mogę. Protestuję przeciw tylko jeden pracy dla nocnych marków! Tylko Schronisko daje pracę o godzinie np. 2 czy 3. To nie fair! xD

Godzina 2:24. No cóż. Niektórzy nie mają w sobie potrzeby snu czy życia towarzyskiego i uwielbiają w tym czasie przebywać z pokemonami. Ja byłam jedną z tych osób. Cóż... Wchodząc do schroniska obudziłam przypadkowo ciecia
- A co ty tu robisz? - zapytał, przecierając oczy. Wzruszyłam ramionami
- No nie wiem, przyszłam na popijawę z pokemonami. No wie pan, Squirtle będzie nam rozcieńczał bimber wodą, a Charmander albo Torchic będzie opalał łyżkę, na której będę "topić" narkotyki. A jak pan myśli? - odpowiedziałam rozbawiona. Głupie pytanie. O tej godzinie przychodzą tylko kompletni idioci, którzy chcą pobawić się z pokemonami, które prowadzą nocny tryb życia. Strażnik spojrzał na mnie zdumiony. Już chyba chciał wzywać ochronę, ale na szczęście po chwili mnie rozpoznał i wybuchnął gromkim śmiechem
- To może ja ci łyżeczkę pożyczę - rzucił rozbawiony, a potem pokazał głową na plakat - Co do tej dwójki, było parę osób, ale Vulpixy ich nie polubiły zbytnio. Dopiero ostatni trener został przez nie zaakceptowany. Oczywiście będziemy go monitorować, wiesz, jak jest - zamruczał. Skinęłam głową
- Mam nadzieję, że będą zadowolone - odparła i ruszyłam w stronę terenów mieszkalnych pokemonów. Zobaczyłam Purrloina i Meowtha, grających w łapki. Postanowiłam im nie przeszkadzać. Nieco dalej spał pewien Snorlax. Nic ciekawego, gdyby po jego brzuchu nie skakał zirytowany Glameow, miaucząc coś przeraźliwie. Aż dziw, że reszta pokemonów się nie obudziła. Podeszłam do niego, uważając jednak na ostre pazurki
- Hej, co się stało? - zapytałam zdziwiona furią kota. A właściwie kotki. Ta zaczęła coś do mnie pomiaukiwać. Zrozumiałam jedynie, że Snorlax uwalił się na czymś dla niej cennej. Pokiwałam głową
- Zaraz coś wymyślę - odparłam idąc po chrupki, które zawsze miałam w plecaku. Pomachałam jedną z nich Snorlaxowi przed nosem, ale nawet oka nie otworzył. Zamyśliłam się. A może owocek? Też nie. Hm... A może inaczej? Zauważyłam Stunkiego, który nie mógł usnąć przez wrzeszczenie Glameow. Poprosiłam go o pomoc, a kotkę o odsunięcie się. Stunky uwolnił swoje gazy... A Snorlax zwinął się w jednej chwili, coś tam pomrukując zawistnie. W miejscu, gdzie leżał, znalazłam małą, złotą wstążeczkę. Pokazałam ją kocicy
- To twoje? - zapytałam. Radośnie skinęła łebkiem. Zawiązałam wstążkę na ogonie i pogładziłam pokemona po grzbiecie. Usłyszałam tylko cichutkie "purrrrrrrrrr" i nie było kota. Usnęła na ziemi. Przeniosłam więc ją na jej legowisko. Potem zwykła robot papierkowa - czyli plakaty do adopcji dla kilku kolejnych pokemonów, które były tu najdłużej i kilku mieszkających w miarę krótko. Do tego sprzątnięcie kilku boxów, w których pokemony zdążyły narozrabiać od zmiany wieczornej i karmienie kilku pokemonów, które jedzą o określonej porze i tą porą był właśnie TA pora. Nic specjalnego. Pożegnałam się z nie śpiącymi pokemonami, obiecując wrócić za trzy dni i wyszłam, żegnając "ciecia". Nie wiem, czy mnie usłyszał. W końcu spał za biurkiem chrapiąc tak mocno, że zdmuchnął sobie jakieś papiery na podłogę...

Koori - 2014-10-10, 23:45

Minęły trzy dni od mojej ostatniej wizyty tutaj. Godzina późna, a mimo to w poczekalni siedziały dwie osoby z nowymi pokemonami na kolanach. Widać robienie plakatów ostatnio się opłaciło. Postanowiłam do nich zagadać.
Po krótkiej konwersacji uznałam, że będą dobrymi trenerami dla tych dwóch maluchów. Purrloin i Pichu... Tak, te biedactwa trafiły tu niedawno. Trener oddał je, bo nie chciały walczyć. Wolały być pokemonami pokazowymi... Wcale się nie dziwię. No cóż. Mam nadzieję, że ta dwójka lepiej o nich zadba. Postanowiłam złożyć wizytę trenerowi, który przygarnął Vulpixy. Miałam prawo zrobić to o każdej porze. Wyciągnęłam jego akta.
" Noe Avalon, ulica Nerova w Nuvema". No proszę, niedaleko mojego byłego domu rodzinnego... Tyle wspomnień, tyle wspomnień... szkoda, że nie wszystkie były szczęśliwe. No cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda?
Ano. Wsiadłam więc na Eter i razem pogalopowaliśmy w stronę Nuvema
Po około godzinie byliśmy już na miejscu. Z oddali widziałam słupy ognia, tworzone przez pokemony. Tworzyły całkiem ładne wzroki. Zsiadłam z Blitze
- Świetnie się spisałeś, skarbie - mruknęłam do niego i pogładziłam lekko chrapy konia. Potem ruszyłam do miejsca, które okazało się salą treningową na świeżym powietrzu. Zmarszczyłam brwi. Koleś trenuje z Vulipxami do tej godziny... Ale od kiedy? Długo? Czy zamęcza je na śmierć? Postanowiłam to sprawdzić.
Rozejrzałam się, ale ani śladu trenera. Pokemony tymczasem spostrzegły mnie i zaczęły skakać z radości na mój widok. Zapamiętały mnie, kochane stworzenia. Pogładziłam je po łebkach
- Gdzie wasz trener, młodziki? - zapytałam zadowolona. Oba Vulpixy zgodnie wskazały łebkami małą chatynkę. Postanowiłam więc poczekać na dworze.
Kilka minut później z chaty wyszedł jakiś chłopak. Noe, jak podejrzewałam. Niósł garnek pełen parującego czegoś
- Ama, Daro, pora na kolację. Mówiłem wam, żebyście się nie przemęczali. I tak będziemy najlepszym składem w tegorocznych pokazach, a i w salach pokażemy na co nas stać - rzucił zadowolony, i dopiero wtedy mnie zobaczył. Skinął mi przyjaźnie głową
- Cześć, zgubiłaś się? - zapytał, a ja zaprzeczyłam
- Nie, pracuję w schronisku. Nazywam się O... Wolve Akira. Jestem tu, żeby zobaczyć, jak się nimi opiekujesz - odparłam, siląc się na uśmiech. O mało nie podałam swojego prawdziwego imienia! Było blisko. Za blisko...
- Aha. Nie ma problemu, popatrz sobie. kurat jemy kolację. Oba uparły się, że będą trenować do pierwszej. Nie chciały wejść do pokeballi. A mówiłem, żeby sobie odpoczęli - rzucił, stawiając garnek na ziemi. Po chwili wyciągnął dwie miski i nalał pokemonom jedzenie. Oba z apetytem rzuciły się na gulasz. No cóż.
Posiedziałam chwilę z chłopakiem, który opowiadał mi, co się działo, gdy Vupixy były u niego. Gadał i gadał i gadał, a mi powoli brakowało cierpliwości. Robiłam się też senna. Hm. Na koniec oba pokemony nagrodziły mnie wspaniałym pokazem i pozorowaną walką. Z tym trenerem daleko zajdą. Poprawiał je łagodnie i pokazywał łatwiejsze i dające tyle samo drogi ataku i obrony. Miał talent, nie ma co. Podziękowałam mu za wizytę i wróciłam do schroniska. Ziewając napisałam raport, wsunęłam go na jego miejsce i podążyłam do domu przespać się nieco...

Dafiar - 2014-10-11, 14:12

Za obie w sumie 1250$
Kuroiyuuki - 2014-12-14, 19:06

Schronisko. Nie potrafiłam zrozumieć, jak można przyjąć pod swoje skrzydła pokemona, a potem wyrzucić wprost tutaj! Najchętniej dorwałabym takich ludzi, jednak nie jest to moim dzisiejszym celem. Chciałam im dzisiaj pomóc. W każdy możliwy sposób jaki mogłam. W końcu co jak co, ale pokemony to cześć, natury, są żywymi zwierzętami więc muszą coś od życia otrzymać!
Udałam się w kierunku składziku skąd wyjęłam potrzebne mi do sprzątania narzędzia - Mop, Miotła i tym podobne.. Po czym udałam się wysprzątać Boxy. Bałagan tutaj był, nie ma co. Najgorzej było z boxem Grimera.. Może i ten pokemon lubi bród, ale osoby, które mają go adoptować - nie. Chwyciłam za mop, i wzięłam się za sprzątanie. Porządnie, aż ze dwa razy przetarłam podłogę małego pomieszczenia, następnie wsypałam karmę do miski pokemona, co by się cieszył jak wróci. Powtórzyłam dane czynności również w zakwaterowaniach innych stworków. Bałagan tu i tam.. Kolejnym dość mocno ubrudzonym był box należący do Persiana. Widać wybitnie nie smakowała mu karma. Wzięłam się więc za pozamiatanie podłogi, a następnie wyrzuciłam z jego miski resztki jedzenia, i wsypałam świeże, specjalnie dla Kotowatego! O smaku tuńczyka! Na pewno będzie mu smakować. Starą podartą poduszkę, na której spał wymieniłam na nową..
W końcu moja robota ze sprzątaniem się skończyła. Ucieszyło mnie to, jednak nie był to koniec mojego postanowienia! Chciałam jeszcze nieco rozerwać tutejsze stworzonka.
Moją uwagę przykuł wspomniany wcześniej Persian. Był wychudzony, ale ciągle zachowywał swoją grację. Ostrożnie zbliżyłam się do niego. Od razu nastroszył grzbiet. Przykucnęłam, a na swoją rękę wysypałam nieco karmy o smaku tuńczyka, po czym wyciągnęłam ją w kierunku stworzenia. Najpierw ostrożnie powąchał ciągle patrząc na mnie, po czym spróbował, zaczął się zajadać. Chyba nabrał zaufania. Zaczął się łasić.. Wyjęłam porządny kłębek włóczki, położyłam na ziemi i popchnęłam. Kulka ruszyła się z miejsca, a Persian od razu ją dopadł! Zaczął wesoło się nią bawić. Szybko mu się jednak znudziła. Znalazłam więc inną zabawkę. Piórka z dzwoneczkiem, przywiązane do sznurka, przywiązanego do kijka.. Tak - bardzo skomplikowana budowa. Jeśli ten kot mnie nie przewróci, to będzie cud. Jednak jak mnie przewróci nic się nie stanie. Może też jest i za duży na to, ale z tego co widzę, podoba mu się.
Machałam kijkiem, a on wesoło za nim skakał, na końcu skończył przyciskając mnie do ziemi i liżąc po twarzy. Kiedy w końcu mogłam wstać z ziemi, bawiłam się z nim jeszcze przez dłuższy czas w ten sam sposób, bardzo mu się to spodobało. W końcu gdy kociak poczuł się senny, pożegnaliśmy się. Było późno, i większość pokemonów poszła spać.
Moja praca tutaj na dziś skończyła się..

Daisy7 - 2014-12-20, 14:33

830$
Castiel - 2015-06-07, 21:13

Po krótkim odpoczynku i lekkiej kolacji Castiel postanowił wziąć się do roboty, poszukując jakiejś pracy dorywczej. Kilka godzin męczarni przecież było do przeżycia, jeżeli tylko otrzymywałoby się za nie zapłatę. Canavan zaś musiał zadbać o finanse - w końcu obiecał Cody'emu, że kupi mu więcej jagódek, a do tego teraz opiekował się jeszcze ledwie złapanym Pidgey'em, którego także należało odpowiednio nakarmić.
Chłopak przechadzał się więc po mieście w poszukiwaniu miejsca, gdzie uda mu się zarobić trochę grosza. Wreszcie trafił do schroniska. Dwie młode kobiety i jeden chłopak w zbliżonym do Castiela wieku właśnie karmili pokemony i wyglądało na to, że mają ręce pełne roboty.
- Dzień dobry. Chciałbym przepracować tutaj kilka godzin, jeżeli potrzebujecie tylko pracownika. - zaoferował swoją pomoc jednej z nieznajomych, która stanęła tuż przed boxem Growlithe'a. Trener z Alabastii skorzystał z okazji i wyciągnął PokeDex, by dowiedzieć się nieco więcej o ognistym pokemonie-psie.
- Oczywiście. Przyda nam się każda pomoc. Growlithe potrzebuje spaceru, więc możesz wyjść z nim na zewnątrz. Kiedy skończysz przyjdź do mnie i wyznaczę Ci kolejne zadania. Możesz mi mówić Layla. - odpowiedziała kobieta o blond włosach i podobnych do Cassa, czekoladowych oczach. Chłopak uśmiechnął się do niej, przytakując skinieniem głowy. Otworzył box Growlithe, mówiąc mu, że idą na spacer, po czym zabrał wiszące obok boxa frisbee, żeby pobawić się z psiakiem.
Kiedy znaleźli się już na dworze, Canavan rzucał pieskowi frisbee. Najwyraźniej trafił w jego gusta, bo Growlithe bardzo chętnie aportował. Biegał niesamowicie szybko, więc po jakimś czasie trenerowi z Alabastii niemal odpadała ręka od rzucania zabawką. Ognisty psiak jednak także powoli tracił siły, co widać było po tym, że przy ostatnim rzucie położył się na trawie, odmawiając posłuszeństwa. Ślepia mu się zamykały, toteż Cass pogłaskał go po łebku i wziął na ręce, żeby odnieść do jego boxa. Nie trzeba było długo czekać, by Growlithe usnął niczym suseł.
- Layla, Growlithe położony do snu. Co jeszcze trzeba zrobić? - zapytał, podchodząc do miłej kobiety pracującej w schronisku. Ta wskazała mu, że powinien teraz nakarmić parkę Squirtle, stadko Raticate'ów i samotnika - Mankey'a. Chłopak chętnie wziął się do pracy... zapomniał jednak zapytać Layli, gdzie znajdzie karmę. Nie chciał jej już zawracać głowy, więc sam zrobił sobie wycieczkę po schronisku. Po około kwadransie trafił do niewielkiego pomieszczenia, w którym znalazłam ogromne worki z karmą dla pokemonów. Cody potrząsnął swoimi uszami, próbując się dobrać do karmy dla pokemony elektrycznych.
- O nie, Cody. Ty już dzisiaj jadłeś kolację. Chcesz być grubasem? - mruknął niechętnie Castiel, bo nie chciał odmawiać swojemu pupilowi przyjemności. Mimo wszystko Pichu na kolację zjadł już wystarczająco, bo podwójną porcję ze swojej miseczki, więc nie powinien podjadać jeszcze karmy dla pokemonów ze schroniska. Na szczęście elektryczna myszka nie poczuła się urażona i powstrzymała się od łakomstwa.
- No dobrze, czyli potrzebujemy karmy dla pokemonów wodnych, normalnych i walczących... - powiedział cicho do siebie Cass, szukając odpowiednich składników. Dobrze, że worki były podpisane, bo sam pewnie w życiu nie odróżniłby jednej karmy od drugiej. W końcu odnalazł jedzonko dla pokemonów, które miał nakarmić i odmierzył im porcje posiłku w zależności od tego ile pożywienia jaki pokemon potrzebuje. Oczywiście te informacje odczytał z rozkładu żywienia wiszącego w spiżarni.
Canavan wyglądał jak obładowany wielbłąd, kiedy niósł wszystkie porcje karmy do wskazanych przez Laylę boxów, ale wcale się tym nie przejmował. Właściwie praca w schronisku podobała mu się chyba nawet bardziej niż w restauracji. Cieszył się, że może pomóc pokemonom i to jeszcze za sowitą zapłatą. Kiedy dotarł do boxa Squirtle napełnił obie miski po brzegi, życząc poke-żółwiom smacznego. Jeden z nich podszedł nawet do niego i pokiwał łebkiem w ramach podziękowania. Drugi chyba bardziej obawiał się nieznajomych i do miski podszedł dopiero po tym, jak Castiel przeszedł do kolejnego boxa.
- Wow, ale ich dużo... - szepnął, gdy zobaczył całe stado Raticate'ów. I mimo że te szczurki jadły nieco mniej niż żółwie, napełnianie ich misek zajęło Canavanowi znacznie więcej czasu właśnie ze względu na liczebność stadka. Raticate'y musiały być jednak baaardzo głodne, bo wszystkie przybiegły do misek, machając radośnie ogonkami.
Pozostał więc tylko ostatni z boxów - Mankeya. Ten osobnik wyglądał jednak gość groźnie w porównaniu z poprzednikami. Wygrażał Cassowi pięścią, przez co chłopak bał się przez chwilę podejść do boxa. Dopiero, gdy Mankey zobaczył, że dzieciak trzyma karmę, uspokoił się trochę, choć i tak usiadł na końcu boxa, udając obrażonego i nie podchodząc póki co do miski. Castiel napełnił ją i wrócił do Layli, by oznajmić, że skończył swoją pracę i zapytać, czy pozostało jeszcze coś do zrobienia.
- Na dzisiaj to już koniec naszych obowiązków. Ale możesz zajrzeć, kiedy tylko chcesz, a na pewno skorzystamy z Twojej pomocy. Proszę, to Twoja wypłata. - Po tych słowach blondynka wręczyła trenerowi z Alabastii sakiewkę z pieniędzmi. Chłopak podziękował serdecznie, a następnie wziął Cody'ego na ręce i obaj udali się na zasłużony wypoczynek.

Gwen Brown - 2015-06-08, 10:11

Wyszło mi 810$
Koori - 2015-08-09, 01:41

Było już późno. Naprawdę późno. Ale naprawdę potrzebowałam tych pieniędzy, choćby to było zaledwie kilkaset dolarów. Chociażby te dwie stówki... zawsze coś, naprawdę, zwłaszcza dla mnie. Dla kogoś, kto wyruszył z domu z tak marną sumą jak moja każdy grosz się liczy, a że to praca w schronisku? Kolejny plus! Ech, no dobra, tylko schronisko jest otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę, cicho już tam! Wraz z Fae, moim starterem przekroczyliśmy skromne progi tego dość... niezbyt zadbanego przybytku. Nie, poważnie, wyglądało, jakby przeszło tędy tornado, i to całkiem spore. Ślady łap były nawet na suficie, ale jakim cudem się tam znalazły? To pozostanie dla mnie zagadką... Rozejrzałam się za jakimś pracownikiem tego "cudownego" schroniska
- Um... Dobry wieczór? Jest tutaj ktoś? Pracy szukam - rzuciłam nieco zbyt cicho, by ktokolwiek mógł usłyszeć. Ach, ta moja wrodzona nieśmiałość... O dziwo z kąta usłyszałam odpowiedź. No, może nie do końca odpowiedź, w każdym razie nie w pełnym tego słowa znaczenie. Chociaż może można jakoś chrapanie uznać za "tak, jestem tu i śpię", co nie? Podeszłam do kobiety. Cóż, babka jak babka. Wysoka, choć i tak niższa ode mnie, ubrana w brudny dres, w ręku nadal kurczowo ściskała ścierkę. Szturchnęłam ją
- Dobry wieczór - rzuciłam już nieco głośniej, na co ta otworzyła oczy i podniosła się leniwie
- Cześć, cześć. Wybacz, że tak zasnęłam, ale jak sama widzisz jest masa roboty. Szefowa cię przysłała? - zapytała przeciągając się i ziewając. Szefowa? Potrząsnęłam głową
- Nie, ja z ogłoszenia, podobno potrzebujecie pracowników - odparłam po chwili. Skoro przeszliśmy na "ty", to obustronnie, nie będzie tak, że ona do mnie w ten sposób, a ja na "pani", o nie, nic z tego. Fae pokiwał łebkiem majtając ognistym ogonkiem i rozglądając się po ścianach. Tam też były ślady łap...
- O, to naprawdę świetnie, potrzebuję kogoś do pomocy, i to jak najbardziej! Słuchaj, muszę doprowadzić to do porządku, trafiła nam się naprawdę wredna parka, Talonflame i Luxio. Uwielbiają się, ale za ludźmi nie przepadają. Robią wszystko, żeby tylko zrobić nam na złośc. Może... spróbowałabyś je oswoić, albo coś w tym rodzaju? - rzuciła błagalnie. Wzruszyłam ramionami. Moje pokemony mnie uwielbiały, zobaczymy co to będzie z tamtymi... Skinęłam głową
- Dobra, czemu nie? Powiedz mi tylko, gdzie mają boksy i gdzie trzymacie karmę dla pokemo... - zaczęłam, ale przerwało mi donośne warczenie i odgłos wyładowania elektrycznego z zewnątrz - A dobra, nieważne, pokemony
sama znajdę
- rzuciłam, nieco mniej pewna siebie niż wcześniej. Ruszyłam do kuchni po miski pełne jedzenie dla tychże "potworów". Ciekawe, dlaczego tak bardzo nie lubią pracowników schroniska... Ostrożnie otworzyłam drzwiczki boksu
- Cześć - rzuciłam nieśmiało do pokemonów, które zawarczały i zaskrzeczały na mój widok. No to ładnie się zaczyna... Fae rozejrzał się z ciekawością podczas gdy ja na wszelki wypadek zamykałam drzwi. Żeby nie uciekły, bo to byłaby moja wina... Odstawiłam miski i usiadłam w kącie z Charmanderem na kolanach, żeby przyzwyczaili się do mojej obecności. Zauważyłam przy okazji, że wszystkie ściany były osmalone od ognia lub elektryczności. Próbowały się stąd wydostać... Biedactwa, pewnie nie są przyzwyczajone do czegoś takiego... Albo były traktowane gorzej. Czemu tak sądziłam? Bo zauważyłam duże braki w sierści Luxio, a oprócz tego dość głębokie i długie blizny. Dużo ich było. Talonflame też miał całkiem sporo za mało piór, ale on nie miał blizn, tylko stare już sińce. Zachciało mi się płakać. Jak jakikolwiek trener mógł pozwolić, by jego pokemony tak wyglądały? Jaki człowiek mógł zrobić coś takiego? Nie wierzyłam własnym oczom. To pewnie dlatego tak nienawidziły ludzi... postanowiłam im pokazać, że nie wszyscy homo sapiens są tak okrutni i zatrzymali się na poziomie rozwoju prymitywnego neandertalczyka. Pierwszym krokiem było pozyskanie ich zaufania, czyli krótko mówiąc siedziałam w tym boksie bez ruchu przez bitą godzinę. Dopiero potem, gdy już przyzwyczaiły się do mojego widoku, zaczęłam delikatnie i powoli się do nich przysuwać. Na to biedne zwierzęta skuliły się w kącie. Znów łzy stanęły mi w oczach
- Spokojnie, nie musicie się bać. Nie skrzywdzę was - szepnęłam wyciągając dłoń. Luxio warknął i kłapnął szczękami. Nie zraziło mnie to jednak. Nie byłby pierwszym pokemonem, przez którego bym krwawiła. I zapewne nie ostatnim. Ten jednak po jakimś czasie przestał warczeć. Widząc, że nic złego im nie robię przysunął się nieco z ciekawości i zaczął węszyć. Zamarłam, by nie spłoszyć go jakimś ruchem, a on... przytulił łeb do mojej ręki. Podrapałam go lekko za uchem
- Widzisz? Nie zrobię wam krzywdy. Nikt wam jej tutaj nie zrobi, wiecie? Oni chcą o was zadbać, byście nigdy już nie zaznali cierpienia z ludzkiej ręki... - szepnęłam do nich cicho. Biedne, biedne pokemony... Kolejne dwie godziny
zajęło mi zdobycie choćby lekkiego ich zaufania. Wtedy wpuściłam je z Fae do innego boksu a sama poszłam w kierunku łazienki by dorwać mopa i ścierkę. Warto by było wyczyścić ściany na tyle, na ile się da... Na pewno Noe i Ava mi w tym pomogą. No, Ava może niezbyt, ale i tak większy z niej będzie pożytek tu niż z pokemonami. Jest taka nieśmiała... Bulbasaur więc ścierką trzymaną przy ścianie dzięki pnączom zmywał sadzę ze ścian, a ja zajęłam się podłogą i sufitem przy pomocy Shinxa. Po tej czynności wpuściłam pokemony z powrotem i schowałam Avę i Noego, dziękując im wylewnie za pomoc i obiecując rano ciastko. Posiedziałam jeszcze chwilę z pokemonami drapiąc je i miziając, a potem pożegnałam się. Zaczęło już świtać... matko, ale ten czas leci! Trzeb jeszcze pożegnać się z tamtą dziewczyną... Która w tym czasie zdążyła doprowadzić do porządku recepcję i teraz właśnie witała się z inną kobietą. Starszą, zadbaną, z kilkoma siwymi włosami. Zapewne właścicielka...
- Um... dzień dobry - rzuciłam nieśmiało. Ta spojrzała na mnie
- Dzień dobry. Słyszałam, że zajmowałaś się tymi dwoma rozrabiakami. I co, udało się coś osiągnąć? - zapytała uprzejmie i przyjaźnie. Szybko wyłuszczyłam jej sprawę i powiedziałam, co zdążyłam dzisiaj zrobić. Potem dyskretnie ziewnęłam. Przesiedziałam tu całą noc! Należy mi się mały wypoczynek. Tymczasem właścicielka włożyła mi do ręki kopertę, zapewne z wynagrodzeniem.
- Dziękuję - rzuciłam uprzejmie, postanawiając, że zajrzę do niej dopiero gdy wrócę do domu. A właściwie do namiotu, rozłożonego w pobliżu lasu na obrzeżach granicy miasta, bo przecież swojego domu tu nie mam, a hotel drogi...
- Chodź, Fae, należy nam się odpoczynek - rzuciłam jeszcze do pokemona i zniknęłam, obiecując sobie, że jeszcze tu wrócę...

Gwen Brown - 2015-08-09, 09:59

O, akurat załapałaś się na maksymalną stawkę xD 1000$ dla ciebie.
Pikutorialu - 2015-11-16, 19:30

Od niedawna pracowałam wieczorami w schronisku nieopodal mojego domu. Lubiłam tą pracę. Należałam do osób bez przyjaciół, więc mogłam spokojnie tu dorabiać. Tego dnia czekała mnie niestety ciężka robota. Pokemony psowate pojechały na targi adopcyjne. Więc to dla mnie oznaczało jedną rzecz. Musiałam posprzątać wybiegi. Najpierw skierowałam się do małego składziku po mopa, siatki na odchody i rękawiczki. Najpierw wymyłam kamienną posadzkę i przy okazji klatki. Taki miły uczynek. Zrobiłam to także z nadziei na odrobinę większą wypłatę. Następnie zebrałam odchody z trawy. Starałam się to robić jak najszybciej bo się po prostu brzydziłam. Gdy skończyłam obydwie czynności skierowałam się do małej, ciasnej recepcji. Usiadłam na drewnianym krześle czekając do godziny zamknięcia. Minuty wolno leciały, więc skierowałam się do małej kuchni, gdzie są przygotowane posiłki. Przy zlewie walał się stos brudnych misek. Wzięłam dzielnie gąbkę i wszystkie pozmywałam. Gdy skończyłam, byłam zdyszana, ale zobaczyłam ze już czas zamykać. Skierowałam się do wyjścia i zamknęłam drzwi na klucz.
Gwen Brown - 2015-11-17, 20:48

Wyszło mi okrąglutkie 180$ dla ciebie
Viviann Malesci - 2015-11-18, 11:35

Schronisko w Unovie.
Lubiłam przychodzić do schroniska, szczególnie, że Larvesta dość fajnie mi pomagała jak jakiś pokemon postanowi się bić czy uciekać. I to było jedno z nielicznych miejsc, gdzie o dziwo nie dostawałam wścieklizny wśród ludzi. Nie było tutaj takich tłumów, więc dało się jakoś wytrzymać. Jak zawsze po wejściu przywitałam się z tutejszymi pracownikami i poszłam do szatni. Tam przebrałam się w leginsy i w białą bluzkę z logiem i hasłem schroniska oraz długie, gumowe buty. Przywołałam z pokeballa Larvestę i powiedziałam do niej
- Idź na wybieg przywitać się z przyjaciółmi- z tego co wiem, tutaj udało jej się zakolegować z jakąś inną Larvestą. Moja przyjaciółka zaraz pobiegła przed siebie. A, no i muszę dodać, że wzięłam ze sobą gitarę (spoko nie tą elektryczną a akustyczną) Podeszłam do jednej z głównych opiekunek i zapytałam się, jakie mam zadania na dzisiaj. Podano mi kartkę a tam była rozpiska:
1. Posprzątać 10 boxów
2. Zrobić plakaty zachęcające do adopcji
3. Pobawić się z pokemonami.
4. Reszta należy do ciebie

Wzięłam się więc za punkt pierwszy. Poszłam do schowka w którym trzymano świeżą ściółkę, taczkę i grabie wraz z łopatą. Zatargałam to wszystko przed pierwszy box. Na szczęście nie było w niej właściciela, pewnie jest na wybiegu. No to będzie mieć miłą niespodziankę jak wróci. Otworzyłam drzwiczki i porozglądałam się, wyłapując poszczególne kupska i siuśki (xD) Niestety cała ściółka była brudna więc nie zostawię niczego, trzeba wymienić wszystko. Paczkę z nową ściółką odłożyłam na bok, taczkę natomiast podsunęłam bliżej boxu. Wzięłam grabie i najpierw całą ściółkę zrobiłam w stos na środku, potem łopatą zaczęłam przenosić to wszystko do taczki. O rany, ale smrodek, hehe. Zaczęłam sobie pod nosem nucić jedną piosenkę którą ułożyłam, kończąc wynoszenie brudnej ściółki. Wywiozłam taczkę na zewnątrz w miejsce, gdzie to też wywalało się to wszystko. Robiła się niezła kupka więc pewnie za niedługo to wywiozą. Wróciłam do boxu który sprzątałam, po czym wysypałam na środek odrobinę świeżej. Rozprowadziłam ją po bokach grabiami, po czym dosypałam na środek i na środku rozprowadziłam ponownie grabiami. Teraz sprawdziłam ręką jak miękko jest. Było całkiem przyjemnie, wyszłam więc z boxu a tutaj... On proszę! Zauważyłam jak przede mną stoi sobie Nidoran! Pewnie to on tutaj mieszka, odsunęłam się więc z uśmiechem i powiedziałam - Proszę, masz teraz czysto i świeżo- A on jakoś nie wyglądał na zadowolonego, wzruszył ramionami i wszedł niczym obrażony, zasypiając w kącie. No nic. Następne boxy tak samo. Brudna ściółka "aut" a nowa po kątach i na środek. Sprzątnięcie dziesięciu Boxów zajęło mi półtorej godziny, nie wszędzie było tak łatwo. Przy ósmym musiałam użyć siły, ponieważ odchody przykleiły się niemiłosiernie do podłogi. Kiedy w końcu w tym ósmym boxie położyłam nową ściółkę, wrócił właściciel.... Joltik. Nie widziałam go a ten (chyba z czystej złośliwości) poraził mnie prądem!
- AAAAA!- krzyknęłam jak szalona i obróciłam się w stronę pokemona. Usiadłam i odetchnęłam, pokemon-pająk najwyraźniej się przy tym ubawił. "Pogroziłam" mu palcem i dalej poszłam czyścić pozostałe dwa boxy. Po skońćzonej pracy, postanowiłam wziąć gitarę i zrobić punkt 3 (drugi odpuściłam na razie) Wyszłam na wybieg i usiadłam na jakimś kamieniu. Zaczęłam stroić gitarę a już pojawiły się dwa pokemony, potem doszła moja Larvesta a jak zaczęłam grać to już było tak z osiem pokemonów. Zagrałam jedną z moich ulubionych piosenek, śpiewając też jej słowa. Uwielbiałam to, w muzykę wkładałam całe swoje serce i pokazywałam co czuję kiedy śpiewam. Co jakiś czas zamykałam oczy, grając mocniejsze C albo ogólnie tak o. Niemniej, grałam i śpiewałam około pięciu minut. Melodia spokojna ale bardzo ładna. Była to forma zabawy z tymi pokemonami, umilanie im czasu. Kiedy skończyłam chyba całe schronisko się zbiegło mnie posłuchać. Skłoniłam się i przytuliłam moją Larv, która wskoczyła na mnie, dumna że ma taką właścicielkę. Kiedy już zbiegowisko się rozeszło, ja zabrałam się za plakaty. Dobrze, że mieli tutaj jakie miejsce w którym było kartki A3 i większe, drukarki i inne przybory malarskie. Ja jednak skorzystałam z komputera i zaprojektowałam taki plakat:

Może niezbyt ładne tło, jednak Głównej Opiekunce się spodobało. Wydrukowałam więc parę sztuk, po czym dałam komuś a ten ktoś poszedł je porozwieszać. Następne dwie godziny upłynęły na zabawie i muzyce. Ale to nie koniec. Jak już siedziałam tutaj około trzech godzin, zjawiła się jakaś osoba "z zewnątrz" i powiedziała, że chce zaadoptować jakiegoś elektrycznego pokemona. Larvesta wskoczyła mi na ramię i nalegała, abym ja się tym zajęła. No dobrze, tak więc z miłym uśmiechem przywitałam dziewczynę i zaprowadziłam ją na wybieg. Pokazałam jej Emolgę, Blitzle i Bagona. Każdy ze stworków (znałam je trochę) miał przyjazny charakter, acz Blitzle czasami lubiła być złośnikiem w czystej postaci. Ale i tak to w tej poke-zebrze się zakochała i wzajemnie. Blitzle miała chyba dość siedzenia tutaj, więc widać że się zgrają. Po wypełnieniu papierów, pokemon wraz ze swoją nową opiekunką opuścili schronisko. Ja też, pożegnałam się, przebrałam i ruszyłam do domu.

Gwen Brown - 2015-11-18, 22:17

855$ dla ciebie :)
Ves - 2016-03-25, 15:36

Dumnie wkroczyłem do budynku. Cóż za urocze miejsce! Pełno tu rozmaitych pokemonów, a ja mam szansę popracować z nimi i dla nich. Przy okazji zdobędę trochę pieniędzy, które są bardzo przydatne w tych czasach. Potrzebuję kasy na TMki i inne takie rzeczy, jakże niezbędne trenerowi pokemonów. Ta praca to dopiero część z moich interesujących zajęć. W soboty wybieram się nad jeziorko w którym łowię i mam również własną kopalnię. Jakby tego było mało, bawiłem się dziś w szukanie wielkanocnych jajek, a we wtorek (wtorek bodajże?) mój Zeus startuje w wyścigu pokemonów, co jest także mocną motywacją na kupienie mu kilku TMów, czy tam HMów, czy tam MTów... Dobra, mniej zbędnego gadania, więcej pracy! Spojrzałem na pokemona w pierwszym boksie. Był to malutki Axew, który bawił się z gumową piłeczką. W pewnym momencie piłka odbiła się od ściany i nieszczęśliwie wylądowała... na mnie. Uderzyła mnie, a ja, będąc w pozycji kucającej, dostałem prosto w łeb i upadłem. Axew przejął się moim stanem, bo krzyczał i płakał, co mogło oznaczać, że przeprasza.
- Hehe, okej, nic mi nie jest, po prostu miałem pecha i znalazłem się w miejscu, w którym twoja piłeczka chciała wylądować! - wstałem i wziąłem piłeczkę, po czym oddałem ją właścicielowi - To twoje, tak? Masz, baw się dalej - sięgnąłem po karmę dla smoków i nasypałem ją Axew - Masz tu trochę jedzonka - po tej czynności otrzepałem spodnie z ziemi i wziąłem miotłę, po czym zacząłem sprzątać. Zajęło mi to trochę czasu, nim zauważyłem był już wieczór. Przy okazji wyczesałem kilka Furfrou'ów i znalazłem właściciela dla zacnego Bulbasaura. Pokemony mnie polubiły, z pewnością wrócę tu jeszcze, bo taka praca jest bardzo ciekawa...

Gwen Brown - 2016-03-25, 20:33

285$

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group