Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Prace - Restauracja

Daisy7 - 2014-06-24, 08:44
Temat postu: Restauracja


Główne zajęcia:
- zmywanie, sprzątanie
- rozwożenie zamówień
- praca jako kelner
- gotowanie
Dni robocze:
Poniedziałek - piątek, 12:00 - 24:00.
Wynagrodzenie:
Pieniądze w zakresie 0-1800$.

Księciu - 2014-11-03, 23:47

Poniedziałek jest dniem, który powinien zniknąć z tygodnia. Przynajmniej według niektórych ludzi weekend powinien się wydłużyć jeszcze o dzień po niedzieli, ale czy wtedy wszyscy nienawidzilibyśmy wtorków? Może..
Mam to szczęście, że mam zawsze zorganizowany czas i w poniedziałek mam najwięcej siły po niedzielnym leżeniu do góry brzuchem. Czasem spotyka się to z niezrozumieniem – „Stary, układasz sobie plan na niedziele? Jesteś śmieszny”, ale to nie w ten sposób działa. Po prostu w niedzielny wieczór kładę się wcześniej spać i wyspany budzę się w poniedziałkowej szarej rzeczywistości. Ot, taka dygresja. Gdyby dzisiaj nie padało, nie było chłodno i świat nie zdecydował się zniechęcić wszystkich do siebie, to byłby całkiem dobry dzień.

Stoję przed drzwiami restauracji. Spoglądając na zegarek zastanawiam się, czemu przyjaciel mojej siostry poprosił mnie o pomoc o tak nietypowej porze. Ale czego nie robi się by pomóc drugiej osobie, prawda?
Odważnym krokiem wchodzę do środka. Do mych nozdrzy dociera przyjemny zapach orientalnej kuchni. Cóż, dawno mnie tu nie było; czerwone ściany z purpurowymi wzorami, papierowe lampiony w odcieniu karmazynu ze złotymi zdobieniami dające poświatę w całym pomieszczeniu. Na obu ścianach widnieją jakieś malunki wodnych pokemonów i ich trenerów. Wyglądają na szczęśliwe.
Zdejmuję kurtkę i zarzucając ją na wieszak kieruje się w stronę kuchni, mijając posilających się klientów, którzy w ciekawości podnosili na mnie wzrok.
- Jesteś, nareszcie! - krzyknął chłopak trzy razy większy ode mnie. Mimo, że sympatyczny z niego człek to czasem zastanawiam się czy zdaje sobie sprawę, że jego rozmiar 3XL w przyszłości się na nim odbije. Na imię ma Luca, ubrany jest w biały kuchenny fartuch. Widać na nim zmęczenie. Z tego co wiem, salę dzisiaj wynajęto dla jakiejś firmy, która przesiaduje w drugiej sali. Słychać, że dobrze się bawią, ale zastanawiające jest że wybrali taką miejscówkę bez prestiżu. Może brak funduszy, albo zwykłe skąpstwo.
- Będziesz zastępował Ankę, musiała iść do domu. W zasadzie przyrządzamy ostatnie posiłki, więc ty zajmiesz się kelnerowaniem i w wolnej chwili pozmywasz naczynia, coby nam mniej pracy zostało po ich wyjściu. – I nie czekając na moją odpowiedź, Luca zajął się krojeniem warzyw i czegoś tam, czego nie mogłem zidentyfikować.
Dobra, dobra. Tylko jak mam kelnerować, skoro nie potrafię mówić. Już otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, zaprzeczyć, odpowiedzieć Luce, ale ten zajął się sobą i nie przemyślał dokładnie swoich poleceń dla mnie.
Hmm…
Do diaska, idę zmywać.
Nieco rozdrażniony przez lekkomyślność Grubego, z impetem wlazłem do pomieszczenia ze zmywakiem. I nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie zrzucił. Świetnie, masz racje Elliot, przecież te naczynia nie mogły czekać, żebyś je wytarł, tylko musiałeś je rozbić. Łoskot i gruchot szkła przerwał pracę na kuchni i wyssał dźwięki z drugiej Sali.
Co robić, co robić..
Pojawia się Luca. Cały czerwony na twarzy, jak burak. Kręci głową, a ja wzruszam ramionami. Dodatkowo uśmiecham się niewinnie, coby załagodzić jego gniew. Udało się, posłał mi życzliwe spojrzenie i wrócił do pracy na kuchni.
Uff, dobra. Kucam, zbieram wszystko na znalezioną pod zlewem szufelkę i wyrzucam do kosza. Nie ma tragedii, poszły cztery talerze – zawsze mogło być gorzej, czyż nie?
Zabieram się za pracę.
Puszczam wodę. Jej szum działa moczopędnie, ale także kojąco. Zapach jabłek uwolniony z płynu do naczyń przedziera się przez orientalne aromaty dobiegające z kuchni. Talerzy nie ma wiele, Anka zrobiła większość swojej pracy. No i stłukłem kilka, więc zostało mi jeszcze mniej. Przerywam mycie i zakładam słuchawki na uszy, włączając odtwarzacz. Zaczynam myć ponownie, biorąc kolejne talerze i zmywając z nich resztki ładnie pachnących sosów. W rytm muzyki zaczynam się kołysać, nie zważając na czas oraz na to, czy ktoś mnie obserwuje.
Prawie skończyłem myć, gdy kątem oka dostrzegłem, że wysoki i ponury koleś który tu kelneruje chce dołożyć mi talerze do zlewu.

Obdarzyłem go wzrokiem mordercy.

Skonsternowany spojrzał się po sobie, zostawił talerze na boku i odszedł, mrucząc coś pod nosem. Biorę dodatkowe talerze i zmywam je, a następnie – tak jak pozostałe – odkładam na suszarke by nieco obciekły.
Dobra, skończyłem myć, przynajmniej na razie. Wycieram mokre talerze i chowam do szafek.
Okej, zmywanie na chwilę obecną zakończyłem. Ściągam słuchawki i wrzucam je do kieszeni, coby jakieś złe duchy je poplątały.

Wychodzę z pomieszczenia i rozglądając się po białej kuchni za Lucą dostaje SMSa. To Jessica, siostra. Po przeczytaniu SMSa o tym, że jest głodna, ale nie chce nic jeść uśmiecham się mimowolnie. Biedne dziewczę, tak bardzo chce wyglądać perfekcyjnie w błysku fleszy, że zatraciła swoje prawdziwe piękno w takiej formie w jakiej jest.
Jest i Luca, trzymający w ręce siatkę z dwoma Asia-to-go.
- Masz, zostało nam trochę, a pewno jesteś głodny. Smacznego. W zasadzie to możesz już iść, nie ma dużo pracy. Wiem, że niby nic nie zrobiłeś, ale fajnie, że się zjawiłeś. Jak chcesz to wpadaj tu częściej.
Przytakuję, uśmiecham się i biorę siatkę. Jessica będzie cierpieć, ale bardzo smacznie, bo lubi orientalną kuchnie. Podobnie jak ja.
Podnoszę rękę w pożegnalnym geście i opuszczam kuchnię. W ruchu biorę kurtkę i zarzucam ją na plecy, gdy opuszczam to miejsce, wyjmując słuchawki i próbując je rozplątać w akompaniamencie przekleństw w myślach.

Dafiar - 2014-11-05, 14:30

Brawo. 1800$ dla Ciebie.
Castiel - 2015-06-04, 13:15

Czy słoneczny czwartek nie był idealnym dniem na rozpoczęcie dorywczej pracy zarobkowej? Cóż, zapewne niewiele różnił się od każdego innego, lecz dopiero teraz początkujący trener z Alabastii zrozumiał, że ciężka robota czekała go nie tylko w rodzinnym miasteczku. Również w podróży trzeba było zadbać o swój portfel, a może właśnie i przede wszystkim, skoro obok nie było kochanej mamusi i pomocnych sąsiadów, którzy wsparliby go w trudnych chwilach. Chłopak nie był pewien, gdzie rozpocząć, dlatego zadecydował, że wejdzie do pierwszego lepszego budynku, który napotka w mieście i zapyta, czy znajdzie się dla niego jakaś praca. Ostatecznie padło na restaurację.
- Dzień dobry. Chciałbym zarobić trochę pieniędzy, czy istniałaby taka możliwość? - przywitał się uprzejmie z młodym mężczyzną stojącym za ladą, który najwyraźniej był już gotowy na to, by przyjąć od niego zamówienie. Nie sądził chyba, że taki dzieciak jak Castiel zechce sobie pobrudzić rączki przy resztkach z obiadów klientów. Cóż... może i chłopak miał dopiero szesnaście lat, ale skoro podróżował jako początkujący trener sam po świecie pokemon, każda praca wydawała się odpowiednio. Przecież musiał mieć fundusze na zakup jedzenia dla siebie i karmy dla Cody'ego, a do tego dochodziły i różne inne wydatki, jak chociażby na kolejne pokeballe.
- Masz szczęście, chłopcze. Mamy dzisiaj straszny ruch. To pewnie dlatego, że szef kuchni serwuje dzisiaj swoje danie główne po promocyjnej cenie. Może Ty też chciałbyś spróbować dzikiej kaczki w pomarańczach? - Kelner odpowiedział dopiero po chwili. Wydawał się jednak otwartym i sympatycznym człowiekiem, toteż Canavan cieszył się, że będzie mógł dzisiaj pracować w takich warunkach. Podziękował jednak za poczęstunek, mimo że ślinka mu ciekła na samą myśl o obiedzie. Miał jeszcze w plecaku kilka kanapek, a przyszedł tu przecież po to, by zarobić pieniądze, a nie je wydawać.
Mężczyzna wskazał mu jego pierwsze obowiązki w nowym miejscu pracy. Oczywiście padło na zmywanie naczyń i sprzątanie w kuchni. Cass nie był tym jakoś szczególnie zaskoczony. Nie potrafił gotować, w domu zawsze robiła to mama. Poza tym nie wyglądał na wykwalifikowanego kucharza, więc to jemu musiała przypaść brudna robota. Nie czuł się jednak w żaden sposób pokrzywdzony. Właściwie zyskał motywację do pracy. Dla Cody'ego. dla swoich marzeń, nawet dla mamy, która czekała gdzieś w Alabastii na jego telefon. Wziął więc szmatkę, wiadro z wodą i powoli, bardzo dokładnie, wycierał podłogę, która zaplamiona była niemalże wszystkim, co dało się odnaleźć w restauracyjnej kuchni. Pichu przyglądał się poczynaniom swojego trenera, co jakiś czas popiskując tylko i przeskakując na część podłogi, której Castiel jeszcze nie wytarł.
Wreszcie zmachany chłopak wstał na równe nogi, patrząc na swoje dzieło. Całe podłoże lśniło czystością, a na twarzy Canavana pojawił się szeroki uśmiech... który ustąpił miejsca grymasowi, gdy trener spojrzał w kierunku ogromnej sterty brudnych naczyń.
- Poważnie? - mruknął do siebie, zniechęcony nawałem pracy. Ile ci ludzie jedli? Doprawdy. Westchnął ciężko, ale nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Nawet tego typu czynności stanowiły swego rodzaju trening. W końcu każdy wysiłek pozwalał na podniesienie swojej kondycji i determinacji do osiągnięcia celów. Chłopak odnalazł więc ścierkę i namoczył ją, a następnie sięgnął jeszcze po płyn do zmywania naczyń. Wycierał kolejne talerzyki na sucho i na mokro, po czym odkładał je w miejsce, gdzie leżały czyste naczynia. Tym razem jednak miał małego pomocnika. Dokładnie! Cody też wziął w łapki ściereczkę i wziął się za zmywanie mniejszych przedmiotów jak łyżeczki do herbaty. Raz przecenił nawet swoje możliwości, sięgając po jeden z talerzy, który Castiel szybko zabrał z jego łapek.
- Cody, w porządku. Wystarczą łyżeczki. - Powiedział z uśmiechem do swojego elektrycznego przyjaciela, widząc, że ciężar sporych rozmiarów talerza niemal przeważył Pichu, a uroczy pokemon prawie upadł z lady prosto na wypucowaną podłogę. I tak oto trener i jego pokemon myli kolejne naczynia, a sterta powoli się zmniejszała. Każdy kolejny czysty kubek, szklanka... czy nawet widelec, zbliżały ich do końca żmudnej roboty.
- Hej, Castiel, tak? Zakładaj ciuchy. Będziesz mnie musiał zastąpić przez jakiś czas na stanowisku kelnera. David zachorował i muszę porozwozić za niego kilka zamówień. - dało się po chwili słyszeć głos mężczyzny zza lady. Nie trzeba było chyba mówić, że Canavan był cały w skowronkach, kiedy usłyszał, że może robić coś innego, niż pucowanie podłogi i zmywanie brudnych garów. Wytarł tylko kolejny talerzyk i przebrał się w strój kelnera, przechodząc na przednią część restauracji. Stanął za ladą, sadzając Pichu tuż obok dzwonka. Okazało się, że Cody robi całkiem niezłą reklamę temu miejscu, bo kolejni klienci, którzy przychodzi zamawiać swój obiad i napoje uśmiechali się do niego, rozwodząc się nad tym, jaki to uroczy stworek. Jeden z klientów chciał nawet pogłaskać elektrycznego zwierzaka, na co Cass patrzył poddenerwowany. Pichu nie wszystkim w końcu ufał, a wiadomo jak kończyły się sytuacje, w których nie był z czegoś zadowolony. Na szczęście pokemon pozostawił swoje elektryczne umiejętności dla siebie, a nawet wydawał się szczęśliwy z powodu tak dużego zainteresowania nieznajomych. Castiel odetchnął z ulgą, spisując kolejne zamówienia. Następnie przekazał kucharzom listę, starając się zapamiętać, które dania ma donieść do którego ze stolików.
Panu przy stoliku z lewej strony restauracji, tuż przy oknie, zaniósł klopsiki w sosie koperkowym z ryżem i surówką z białej kapusty, pani przy stoliku na samym środku sali zieloną herbatę i zupę pomidorową z makaronem... wbrew pozorom praca nie była wcale taka łatwa. Chłopak kilkukrotnie miał problem z utrzymaniem równowagi i musiał zwolnić, by czasem nie wywalić niczego z tacy na ziemię. Raz tylko pomylił się i zaniósł dziką kaczkę w pomarańczach nie tej osobie, co trzeba, ale przeprosił za swój błąd i żaden z klientów nie narzekał na umiejętności nowicjusza.
Po godzinie, a może dwóch... (chłopak przestał liczyć czas, a w końcu zaczął traktować tę pracę jak zabawę) wrócił kelner, który sam stanął za ladą, dziękując Castielowi za pomoc w restauracji.
- Takich pracowników to ja rozumiem. Przychodź częściej, a na pewno znajdzie się dla Ciebie jakaś robota. A oto Twoja wypłata. - oznajmił mu ciepłym głosem, wręczając sakiewkę z pieniędzmi. Canavan pożegnał się z mężczyzną, zapewniając go, że jeszcze nieraz się spotkają, a następnie wskazał Cody'emu gestem dłoni, że czas na spacer do parku i krótki odpoczynek przed ich właściwym treningiem.

Gwen Brown - 2015-06-04, 13:35

Wyszło mi 1.110$ dla ciebie :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group