Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

MG Gwen Brown - Przygoda Galla

Gwen Brown - 2016-03-15, 20:51
Temat postu: Przygoda Galla
Na początku było ciemno. A potem zobaczyłeś światło i...
Poczułeś jak jest ci niedobrze i dosłownie pękała ci głowa. W pierwszej chwili kompletnie nie zwracałeś uwagi na nic innego. Byłeś w stanie tylko zwinąć się w kłębek, aby stopniowo ogarnąć co właściwie się stało.
Właśnie, co się stało? W jednej chwili byłeś w pracowni swego brata, gdzie mieliście odpędzić zbirów, z którymi zadarł twój braciszek, a w następnej coś strzeliło, coś błysnęło, coś walnęło cie po łbie i trafiłeś tutaj.
Tylko gdzie właściwie jest to "tutaj"? Powolutku otworzyłeś powieki i delikatnym ruchem głowy rozejrzałeś się na boki. Śpiew ptaków (skądinąd z początku wydający się głośnym harmidrem) usłyszałeś już wcześniej. Teraz zorientowałeś się dodatkowo, że "wypluło" cię do jakichś bliżej nieokreślonych ruin. Wszystko wskazywało, że był to bardzo wiekowy i podupadły kamienny domek. W miejscu gdzie powinien być co najmniej sufit widziałeś kilka przegniłych belek i błękitne, poranne niebo. Do twych uszu docierał także odgłos szeroko rozumianych dźwięków lasu.
Hm, nie było tak najgorzej. Żyłeś i nic na wejściu nie chciało cię zażreć. To dobry znak. Po dłuższej chwili z pozycji półleżącej przeszedłeś do siadu, a i głowa jakby powoli przestawała boleć. Przy okazji wypatrzyłeś też niedaleko swej łapy tę tajemniczą kulę, która miała być "Kluczem". Poza nią po ruinach walała się cała masa innych mniej lub bardziej przydatnych przedmiotów. Jakaś torba, jakieś okrągłe płytki, jakieś jagódki, jakieś bliżej nieokreślone "cosie"... Było tego całkiem sporo, spora część tych śmieci mogła mieć tutaj jakąś wartość, może warto byłoby się przyjrzeć im nieco bliżej.
Twoją uwagę szczególnie mocno przykuły dwa, kuliste obiekty. Jedna połowa kulek była czerwona, druga biała, a po środku miały jakiś przycisk. Nie bardzo wiedziałeś co mogło się stać, ale korciło cię, aby te "guziczki" powciskać. Cóż, może gorzej nie będzie?

/Odnośnie tych wszystkich przedmiotów- chodzi o to co masz aktualnie w KP oraz balle swoich pokemonów :)

GallAnonim - 2016-03-19, 21:07

Maszyna, błysk, wybuch, uderzenie i niewidzialna siła brutalnie wciągająca do portalu.
Potem ciemność, długo i znowu światło. Towarzyszyło mi uczucie nudności, a głowę rozsadzał straszny ból. Instynktownie zwinąłem się w kłębek, niczym mniej humanoidalni przodkowie mojego gatunku. Nie wiem jak długo to trwało, jak długo dochodziłem do siebie po katastrofie, jaką skończyło się użycie maszyny Niratty. W końcu jednak stałem się na powrót świadomy otoczenia i mogłem otworzyć oczy, ale natychmiast uderzyło mnie, że to nie jest pracownia brata w zrujnowanym, rodowym pałacu. Znajdowałem się w jakiś ruinach, a w oddali śpiewały ptaki, których głosów nie znałem. Poczułem ukłucie strachu, że oto zamiast sprowadzić istoty do naszego świata, wysłało nas ku obcym wymiarom. Próbowałem zdusić tą obawę. Przecież jestem uczonym, nie mogę brać za pewnik czegoś, czego nie zbadałem. Muszę wpierw się rozejrzeć, jeśli dam radę.
Nie byłem jednak w stanie podnieść się od razu. Ból i odrętwienie, mnie powstrzymywały, ale z upływem czasu słabły co raz bardziej. W końcu zdołałem usiąść i wyglądało na to, że moje ciało jest sprawne mimo wypadku. Jest jakaś w tym ulga. Przy tym zauważyłem artefakt Niratty, który leżał tuż obok mnie. Biorę kulę do ręki i przyglądam się jej. Wtem tknięty nieprzyjemną myślą, rozglądam się dookoła, szukając wzrokiem swego brata. Czy jego też porwała ta moc? To bardzo możliwe, stał przecież równie blisko co ja – odpowiadam sam sobie. W pierwszej chwili zauważyłem jednak jakąś torbę, bez wątpienia znacznie młodszą niż ruiny. Czyli ktoś nie dawno tu był i porzucił te rzeczy. Postanowiłem zajrzeć do środka i zobaczyłem całe mnóstwo nieznanych mi przedmiotów. Niezidentyfikowane owoce, dziwne, cienkie krążki, jakieś kule wielkości artefaktu. Kule te jakby składały się z dwóch części i na styku między nimi znajdował się pojedynczy przycisk. Rozsądek zaczął walczyć z ciekawością w mojej obolałej głowie wtedy, skutkując chaosem. By się pozbyć rozterki zdecydowałem się nacisnąć przycisk na jednej z kul.

Gwen Brown - 2016-03-21, 11:27

Cóż, nie było dobrze, ale nie było też najgorzej. Jak na razie nie było śladu po twoim bracie. Trudno powiedzieć czy trafił w to samo miejsce co ty. Jak na razie jeśli już, to mogło go wyrzucić w jakimś innym zakątku. Jak na razie byłeś zdany na siebie. Na początek postanowiłeś zająć się porzuconymi przedmiotami.
Hm, zastanawiające. Ruiny wyglądały na dość dawno opuszczone, ale te wszystkie rzeczy... Zupełnie jakby ktoś je tutaj podrzucił. Albo zostawił w ogromnym pośpiechu. Niby nie widziałeś żadnych śladów walki czy czegoś w tym stylu, ale ponieważ przedmioty nie leżały w jakimś ustalonym porządku, rozważałeś najrozmaitsze scenariusze.
Tymczasem zaintrygowany tajemniczymi kulami, nacisnąłeś przycisk znajdujący się na jednej z nich. W czerwonym, świetlnym rozbłysku, niebawem zmaterializował się nieduży stworek, przypominający psa, o ciemnoniebieskiej, krótkiej sierści. Istotka nie wykazywała strachu. Raczej ogromne zaciekawienie. Zwierzak przysiadł na ziemi i przechyliwszy łebek zaczął ci się ciekawie przyglądać.
- Riolu?- odezwało się stworzonko.
Hm, chyba cię nie zaatakuje. Przynajmniej na razie nic na to nie wskazuje. Tylko co teraz?

GallAnonim - 2016-03-23, 10:34

Skrzywiłem się, pełen obaw, gdy nie dostrzegłem Niratty w pobliżu. Jaki los mógł spotkać mojego brata? Musiałem się tego dowiedzieć. Na razie trzeba było troszczyć się o własny ogon. Zastanawiało mnie, dlaczego ktoś porzucił te przedmioty tutaj i nic nie wskazywało na to, aby doszło do walki, ale z pewnością tej osobie się spieszyło, biorąc pod uwagę brak porządku oraz fakt, że w żaden sposób nie zostały ukryte.
W każdym razie wiedziony ciekawością nacisnąłem przycisk na jednej z biało-czerwonych kul i zaraz instynktownie od niej odskoczyłem. Przedmiot otworzył się i wyłoniło się z niego czerwone światło, które zaczęło formować się w kształt. Czy właśnie byłem świadkiem jakiegoś nadnaturalnego zjawiska zwanego magią? – pomyślałem. Tymczasem ze światła powstało niewysokie stworzenie stojące na dwóch nogach. Przypominało niebiesko czarnego psa. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Co to może być? Co się właśnie stało? Skąd to się wzięło? – w mojej głowie tłoczyło się od pytań. Sam o stworzenie nie bało się mnie, a raczej wyglądało na zaciekawione. Wydało też z siebie jakieś słowo: „Riolu”. Czy to coś znaczyło? Postanawiam ostrożnie, by go nie spłoszyć, podejść do stworzenia i klęknąć obok, by móc je sobie lepiej obejrzeć.
- Witaj mały – mówię w międzyczasie. Nie spodziewałem się, że mnie zrozumie, ale zawsze warto było spróbować. – Jestem Mazirra, miło mi cię poznać – Następnie czekam na jego reakcję.

Gwen Brown - 2016-03-27, 15:37

Tajemniczy stworek obserwował cię z niemal równym zafascynowaniem co ty jego. Wyglądało to nieco pociesznie kiedy tak się nawzajem oglądaliście z każdej strony. Bez żadnego sprzeciwu pozwalał ci obserwować swoją budowę ciała, ba nawet sam w pewnym momencie zaczął gładzić łapką twoje futro. Sądząc po mince, nawet mu to odpowiadało. W międzyczasie przywitałeś tego niezwykłego malucha i się mu przedstawiłeś. I tu spotkała cię pierwsza zaskakująca rzecz. Mały wskazał na siebie i znowu powtórzył to słowo- Riolu. Czyżby to było jego imię? Hm, jak się tak zastanowić, to kiedy się tak oglądaliście, stworek cały czas mruczał sobie to swoje "riolu", może więc to nie do końca tak, jakby się z początku wydawało. Najpewniej właśnie tak się porozumiewał z otoczeniem. Ciekawa sprawa, zważywszy na fakt, że pierwszy raz widzisz takie stworzenie.
Przypomniałeś sobie też o kulce, z której ów Riolu, jak określał się psowaty, wyskoczył. Hm, czyżby to był rodzaj więzienia? Albo może raczej domku? Ten zwierzak nie wydawał się szczególnie zniewolony, więc bardziej skłaniałeś się ku drugiemu stwierdzeniu. Dokładnie obejrzałeś sobie też konstrukcję dwukolorowej kulki. Niby taka prosta, ale jaka złożona! Nie bardzo mogłeś pojąć co mogłoby sprawić, że dało się w nim zamknąć żywą istotę. Ba, zamknąć- potem nawet wypuścić, bez szkody dla jej zdrowia. Cóż, na razie nie było kogo o to zapytać, więc roboczo przyjąłeś, że był to jakiś rodzaj magii.
Cóż, jak na razie pierwszy "tubylec", którego spotkałeś wydawał się całkiem przyjazny. Prawdopodobnie w tej drugiej kulce też mogła kryć się jakaś żywa istota.
Tymczasem musiałeś powoli podjąć jakąś decyzję co dalej ze sobą zrobić. W końcu nie zostaniesz w tych ruinach na stałe...

GallAnonim - 2016-04-01, 13:23

Okazało się, że stworzenie jest równie zaciekawione mną, jak ja nim. Przez chwilę w ogóle w milczeniu oglądaliśmy siebie nawzajem. Niemniej czułem tą fascynację, którą może wywołać tylko obcowanie z czymś zupełnie obcym i nieznanym. Aż nawet zapomniałem o wszelkim bólu i strachu. Co ciekawe, istota musiała mnie rozumieć, bo kiedy się przedstawiłem, wskazała na siebie i powtórzyła owe „riolu”, jakby tak się nazywało, ale z drugiej strony wydawało się, że nie potrafi powiedzieć nic innego, więc wyglądało na to, że jednocześnie to odgłos jaki wydaje, coś jak szczekanie psa, ale muczenie krowy. Oh, nie jeden uczony zazdrościłby teraz mojej sytuacji. Tyle nowego do poznania. Dobrze, że „Riolu” jest raczej przyjaźnie do mnie nastawiony.
Obejrzałem też sobie przedmiot, z którego go wypuściłem. Nie wyglądało na szczególnie skomplikowaną konstrukcję, a biorąc pod uwagę zachowanie lokatora, odrzuciłem opcję iż to jakieś więzienie. Za to możliwości obiektu… Ani chybi to musi być jakaś magia, bo jakże to tak zmienić żywe stworzenie w światło, zamknąć w takiej kulce, a potem w dowolnej chwili odtworzyć z powrotem do fizycznej postaci bez użycia sił nadnaturalnych. Bardzo możliwe, że w drugiej kuli spoczywało kolejne stworzenie. Nim jednak podejmę próbę wypuszczenia, przydałoby się wrócić na ziemię i podjąć jakąś decyzję. Musiałem wyjść z tych ruin i zorientować się gdzie jestem oraz jak dojść do miejsca, w którym żyje ktoś cywilizowany. Chmy, to się nawet dobrze składało, że miałem przed sobą kogoś, kto może nie odpowie mi werbalnie, ale rozumie mnie i może jakoś inaczej odpowiedzieć na pytania.
- Posłuchaj mnie mały, wiesz może gdzie jesteśmy i jak można dojść do… jakiejś cywilizacji? – pytam się stworzenia. – Przy okazji może orientujesz się jak sam trafiłeś tutaj z tymi rzeczami? – wskazuję na torbę.

Gwen Brown - 2016-04-01, 19:17

Riolu rozejrzał się po otoczeniu i bezradnie rozłożył łapki. Wygląda na to, że wiele ci on nie pomoże. Sądząc też po aktualnym zachowaniu psowatego, sam chętnie dowiedziałby się skąd się tu wziął. Wychodzi na to, że przebywając w kulce nie bardzo miał wgląd na sytuację na zewnątrz.
- Siemaneczko!- usłyszałeś nagle za swymi plecami lekko piskliwy głosik.
Od razu się odwróciłeś, a twoim oczom ukazał się... kwiatek. Mały, żółty kwiatek... Który się na ciebie patrzy... i uśmiecha szeroko... i gibie na boki jak w jakimś tańcu... Taaak, ten świat jest wyraźnie jakiś dziwny.



- Ty chyba nie jesteś stąd, mam rację?- zagadała roślinka nie przestając się uśmiechać.
Cholera, co tu jest grane?

GallAnonim - 2016-04-02, 20:39

Westchnąłem z bezsilności widząc odpowiedź Riolu. On również nie wiedział gdzie się znajdujemy, a w przeciwieństwie do mnie, chyba nie wiedział też, jak tutaj trafił. Prawdopodobnie stworzenie przebywające w kuli nie wiedziało co dzieje się poza nią. Szkoda. Wtedy się wzdrygnąłem, usłyszałem bowiem za sobą głos i to taki zrozumiały dla mnie. Kiedy się obróciłem, otworzyłem oczy ze zdumienia. Zobaczyłem bowiem żółty kwiat, który miał twarz! Następne czary? Roślina na dodatek tańczyła i ciągle się uśmiechała.
- Um, tak, nie jestem stąd – odezwałem się niepewnie, jak minęło moje zdziwienie. – Kim, a właściwie czym ty w ogóle jesteś? Nie chcę być nieuprzejmy, ale rośliny raczej nie miewają twarzy, ani nie mówią, ani nie tańczą – zauważam.

Gwen Brown - 2016-04-04, 15:21

Roślinka zachichotała, na chwilę przerywając swój dziwny taniec. A i potem nie szczerzyła się też tak szeroko. Nawet Riolu obserwował przybysza z wyraźnym zaciekawieniem. Kwiatek jednak nie specjalnie zwracał uwagę na psowatego.
- W takim razie pochodzisz z bardzo nudnego miejsca- odparła roślinka.
- Nazywam się Flowey. Tak, po prostu Flowey. Mieszkam sobie w pobliżu i jak widać jestem taką o roślinką. Magiczną roślinką.
Ostatnie zdanie Flowey wymówił z wyraźną dumą. A może "wymówiła"? Im dłużej obserwowałeś tę pokraczną istotkę, tym bardziej nie byłeś pewien jakiej może być płci. Głosik tej istotni nijak nie był w tej kwestii pomocny, a i imię na upartego mogło pasować do płci obojga. Bo jakąś ten kwiatek chyba jednak ma? Cóż, jak dziwny nie byłby to "stwór", nie wyglądało na to, aby miało to to jakieś wrogie zamiary. Z resztą, co złego może zrobić jakiś mały kwiatek?
- To jak, może w czymś ci pomóc?

GallAnonim - 2016-04-06, 17:33

Ta istota wydawała mi się jakaś dziwna i nie chodzi o to, że jest mówiącą rośliną i nie potrafię rozpoznać jego, czy tam jej płci. Wprawdzie na razie nie wydawał się mieć w stosunku do mnie złych zamiarów, ale kto wie co może się kryć za tym wiecznym uśmiechem.
- Ja nazywam się Mazirra Ra’Sirothe – przedstawiam się, bo wypada to zrobić po tym, jak kwiatek się przedstawił. – I jak widać jestem kotoczłekiem. Niemagicznym kotoczłekiem. I zastanawiam się, dlaczego twierdzisz, że miejsce, z którego pochodzę jest nudne, mości Floweyu? A jeśli chodzi o pomoc, czy mógłbyś mi powiedzieć, jak dotrzeć do jakowegoś miasta, czy czegoś w tym rodzaju? – pytam się kwiatka.

Gwen Brown - 2016-04-08, 15:03

Fakt, dziwna to była istota. Kwiatek znowu zachichotał.
- Bo tutaj znajdziesz wiele istot parających się słabszą lub silniejszą magią. I ciągle coś się dzieje- stwierdziła krótko roślinka.
- W sumie dałoby się to załatwić. Ale nie mogę cię tam zabrać tak od razu. Wiesz, nie wszyscy są tacy mili i uczynni jak ja. Wiesz, tutejsi od razu wyczują, że nie jesteś stąd. Dosłownie wyczują. Jak widzisz nie mam nosa i obce zapachy mnie nie drażnią, ale inni... Mogą próbować prowokować kłopoty. Ale mam na to radę!
Zaraz też w pobliżu "głowy" kwiatka z cichym "puf" pojawiła się mały, żółciutki kształt. Było to coś w rodzaju pigułki, albo jakiejś jagody.
- Wystarczy, że to zjesz. To magiczna jagoda, którą zwykle częstuję przybyszów. Zamaskuje twój zwykły zapaszek i miejscowi nie będą próbowali zrobić ci krzywdy. To jak? Zaufaj mi, wiem co robię
Kwiatek patrzył na ciebie wyczekująco. Hm, niby nic takiego, ale miałeś jakieś dziwne przeczucie. Nie bardzo wiedziałeś jakie, ale podświadomie czułeś, że coś jest nie tak. Nawet Riolu zdecydowanie się cofnął. Czyżby coś było na rzeczy?

GallAnonim - 2016-04-12, 19:45

Flowey twierdził, że w tym świecie żyje wiele istot potrafiących używać magii i rzekomo z tego powodu jest tu tak nie nudno. Chmy, zapowiadało się, iż wylądowałem w miejscu znacznie bardziej magicznym niż mój dom. Potem odpowiedział mi, że niby może mnie zaprowadzić, ale miejscowi mają wyczuć, iż nie jestem stąd i robić mi problemy. Jakoś nie byłem przekonany.
Potem mogłem popatrzeć na odrobinę magii, gdy kwiat zmaterializował w powietrzu jakiś pigułkokształtny owoc, zupełnie mi obcy. Zachęcał mnie bym to zjadł dla swojego bezpieczeństwa i prosił o zaufanie. Jakoś nie mogłem się jednak zmusić, by zaufać dopiero co poznanemu gadającemu, powtórzę to, GADAJĄCEMU, kwiatowi. Gdyby po prostu to zjadł, jaki byłby ze mnie uczony? Ośli zad prędzej, a nie uczony. Nie, musiałem trochę dowiedzieć się a co to, a na co to. W dodatku czułem jakiś podświadomy niepokój. Jakby instynkty mniej uczonych przodków się odzywały. Ponadto Riolu coś się tak nie podobało, że aż się cofnął.
- Wybacz Floweyu, ale niestety muszę odmówić konsumpcji. Widzisz, jestem z bardzo dalekiego miejsca i nie mam pewności jak mój organizm zareaguje na ten obcy dla niego „owoc”. Wolę już zaryzykować wrogość części mieszkańców tego miejsca, niż dostać rozstroju żołądka, paraliżu, ślepoty i tym podobnych, albo co gorsza otruć się na śmierć – odpowiadam tonem osoby uczonej. – Powiedz mi tylko dokąd iść, by natrafić na jakieś osiedle, a dalej sobie poradzę.

Gwen Brown - 2016-04-14, 18:33

Jeszcze nim skończyłeś mówić usłyszałeś krótki skowyt Riolu, a potem poczułeś jak coś mocno oplata twoje nogi, a potem gwałtownie podrywa w powietrze. Spojrzałeś w dół. Pnącza? Skąd do cholery wzięły się te pnącza?!
- Może jednak nie jesteś takim idiotą jak tamci- zachichotał kwiatek.
Ale to już nie była ta urocza i roześmiana buźka. Patrzyły na ciebie iście gadzie oczy. Coś jak oczy węża. No i mordeczka roślinki też wydawała się jakby bardziej pełna kłów... Dziwny jest ten świat, żeby już nawet kwiatki okazywały się morderczymi istotami...
- Ale to bez znaczenia, bo ty już i tak nigdzie nie pój...
Nagle w roślinkę z impetem uderzyła nieduża ognista kula. Nieco jak na twój gust mała i niekształtna, ale wystarczyła, aby Flowey miał porządnie osmolone płatki. Kwiatek syknął i odwrócił się w stronę z której nadleciał pocisk. Stała tam niewysoka istotka, przypominająca z wyglądu małą, białą kozę. A raczej koziołka. Stworzenie to miało wzrost mniej więcej siedmio - ośmioletniego dziecka. Ubrane było w zielonkawy, pasiasty sweterek i ciemne spodenki. Z nogawek wystawały mu po prostu pokryte futerkiem, przypominające nieco psie lub kocie łapy. W sumie cały był pokryty białym futerkiem, nieco dłuższym na głowie i długich, zwisających uszach. Na szyi wisiał mu jakiś czerwonawy kryształ w kształcie serca. Kamień ten pulsował też rytmicznie delikatnym światełkiem, zupełnie jakby tliło się w nim życie.



- Dość, Chara!- krzyknął obcy w stronę kwiatka.
- FLOWEY!- syknęła roślinka, z morderczym spojrzeniem wpatrując się w przybysza. W ogóle zrobiła się dużo bardziej gadzia z wyglądu i jakaś taka mroczna... Zjadłoby to to, gdyby mogło. A może właśnie może? Niepokojący stwór...
Najwyraźniej imię jakim została nazwana roślinka niezbyt przypadło jej do gustu. Obcy machnął tylko ręką.
- To bez znaczenia. Doigrałaś się teraz. Znowu zaczynasz? Natychmiast zostaw w spokoju tych przybyszów!
Flowey, tym razem byłeś pewien, że chodziło o "nią", jakby leciutko poluźniła chwyt swoich pnączy. Ale jeszcze was nie puściła.
- Bo co? Znowu wsadzisz mnie do doniczki?- zachichotała.
Obcy nie odpowiedział. Mogłeś jednak przysiąc, że nagle kolor jego oczu zmienił się na orzechowy brąz, a same oczy ogólnie zrobiły się jakieś takie bardziej skośne, przypominające bardziej dwie kreseczki. Bez słowa wystąpił naprzód, a w jego dłoni nie wiadomo skąd pojawił się nieduży nożyk.
- Przypominam ci, że jeśli nas zmusisz, załatwimy to mniej pokojowo. Odstaw ich.- powiedział spokojnie, niespiesznie się zbliżając.
Nie bardzo chciało ci się wierzyć, że to odniesie jakikolwiek skutek. W obecnej chwili nawet nie zastanowiło cię, czemu ten mały koziołek mówiąc o sobie używa liczby mnogiej. Ani czemu gdy teraz się odezwał jego głos wydawał się delikatnie zwielokrotniony... Ale co najciekawsze, kiedy zbliżył się na jakieś dwa metry do roślinki, poczułeś, że znowu dotykasz gruntu, a nieprzyjemny chwyt pnączy ustąpił i w końcu zniknął całkowicie. Obcy schował nożyk i uśmiechnął się leciutko. Roślinka prychnęła tylko i wywróciła oczami, jakby ten przerwał jej właśnie wyśmienitą zabawę. Cóż, mogłeś kontynuować tylko obserwację owej niezwykłej sytuacji.
- Mam nadzieję, że Ch.. Flowey, nie zrobiła ci krzywdy. Ostatnio nabrała bardzo nieprzyjemnego nawyku uciekania ze swojej doniczki i sprawiania wielu kłopotów. Ale nie bój się, nam udaje się ją poskromić.- odezwał się koziołek do ciebie, uśmiechając się przyjaźnie.
Aha, znowu liczba mnoga... Flowey zerknęła na przybysza, potem na was i mogłeś niemal przysiąc, że zaraz wybuchnie śmiechem. Swoją drogą co tu się właśnie wydarzyło?!

GallAnonim - 2016-04-15, 20:44

Przeżyłem chwilę paniki, gdy mnie i Riolu za nogi złapały jakieś pnącza, po czym uniosły w powietrze. To… wykraczało poza kompetencje uczonego. Po odzywce Floweya zrozumiałem, że to jego sprawa, ale kiedy na niego spojrzałem, skrzywiłem się. Pomiędzy płatkami nie było już ślicznej twarzyczki, a znacznie bardziej paskudna paszcza. Sytuacja jednak rozwijała się szybko, stwór nawet nie miał czasu dokończyć swojej przemowy, a ja przemyśleć opcji wyjścia z tego cało. Gadająca roślina oberwała kulą ognia. Oboje spojrzeliśmy w kierunku, z którego pocisk nadleciał, a tam kolejna dziwna istota. Przypominała humanoidalnego koziołka, ale nie do końca. Gdybym nie wisiał w powietrzu głową w dół, pewnie bym się zafascynował. Teraz nie bardzo miałem ochotę na bycie uczonym.
Jakie było moje zdumienie, gdy przybysz stanął w obronie mnie i Riolu. Zacząłem się martwić o niego, przecież wyglądał jeszcze na dziecko (która miota kulami ognia, ale nadal dziecko). Okazało się, że on i kwiat znali się. Flowey jednak stawiał opór. Wtedy stworzenie trochę się zmieniło, jakby nagle stało się inną osobą. Czy właśnie obserwowałem kilka bytów w jednym ciele? Utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy głos koźlęcia stał się nagle jakby zwielokrotniony oraz mówił o sobie w licznie mnogiej. Niemniej groźby podziałały i kwiat odstawił mnie oraz Riolu na ziemię. Miło było nie wisieć dłużej głową w dół. Spojrzałem z oz obawą na roślinę. Flowey nie prysnął, ani nie próbował wykręcać na razie żadnych numerów, tylko wyglądał na obrażonego z przerwania zabawy. Potem spojrzałem na mówiącego do mnie wybawcę, przypominając sobie o jego prawdopodobnie kilkuosobowym stanie. Do jakiego dziwnego miejsca ja trafiłem? Obłąkany umysł Niratto pewnie nieźle by się tu bawił.
- Dziękuję ci nieznajomy za pomoc. Nie wiem, co by ten kwiat z nami zrobił – dziękuję odpowiednio, skłaniając głową przed koźlęciem. Wyglądał na znacznie bardziej godną zaufania postać niż Flowey. – A może powinienem powiedzieć „wam”? Chociaż stoi przede mną jedno ciało, mam wrażenie, że nie rozmawiam z jedną osobą – postanawiam od razu sprawdzić swoją teorię. – Nazywam się Mazirra Ra’Sirothe, a to jest… chmy, Riolu – dodaję.

Gwen Brown - 2016-04-17, 14:04

Koziołkowi nie umknęło, że przyglądasz mu się z lekkim zafascynowaniem.
- Coś się stało?- zapytał.
Jednak zanim jego słowa zdążyły przebrzmieć, siedząca dotąd cicho Flowey parsknęła głośno i zaczęła dosłownie zanosić się od śmiechu.
- Co się stało? Pacany. Dwójka małych idiotów. Przecież ten kotowaty cały czas widzi tylko płaksę- wydusiła z siebie roślinka pomiędzy kolejnymi chichotami.
Koziołek aż palnął się w czoło.
- No przecież! Ciągle o tym zapominam- stwierdził zmieszany, a potem zwrócił się do ciebie.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem Asriel, ale tak, jest jeszcze Frisk. Przywitaj się, proszę
Znowu zmiana koloru tęczówek i te dwie kreseczki. Koziołek uśmiechnął się przyjaźnie i pomachał do ciebie na znak powitania. Po chwili oczęta Asriela znowu stały się czerwonawe. Znak, że jaźnie się zamieniły.
- Ze mną i Frisk to trochę skomplikowana historia. Z Charą też...
- Flowey! Ileż można, no!- wrzasnęła roślinka obrażonym tonem.
- Dobrze, dobrze- Asriel przewrócił oczami.
- W każdym sytuacja opanowana i możemy wracać do domu. A właśnie Mazirro, ty chyba nie...
- Nie jest, nie jest. Przecież od razu widać, że nie tutejszy- mruknęła roślinka, próbując chyłkiem się ulotnić. Asriel jednak w porę to zauważył i stanowczym ruchem przydeptał jeden z wystających z ziemi korzonków. Powarkując z niezadowoleniem, Flowey jednak została na miejscu.
- Cóż, w takim razie, czy nie potrzebujesz jakiejś pomocy? Nie obawiaj się, nam można zaufać
Nie dało się ukryć, koziołek miał w sobie to coś, co sprawiało, że jakoś sam z siebie wydawał się wybitnie godny zaufania. Nawet stojący dotąd cichutko, przytulony do twojej nogi Riolu wychylił się nieco z ukrycia i wydawał się nieco swobodniejszy.

GallAnonim - 2016-04-18, 20:16

Miałem rację – stwierdzam z niejaką radością, po komentarzu Flowey i przywitaniu wybawcy. W ciele tego koziołka faktycznie żyją dwa byty jednocześnie. Frisk i Asriel. Jednakże wyglądało na to, że ten o imieniu Asriel jest bardziej rozmowny. Ciekawiło mnie co tą trójkę łączy, a sam koziołek uprzedził, że to skomplikowane. Cóż, jedno ze słów, które aktywowało w moim umyśle tryb uczonego. Bardzo chciałem dowiedzieć się więcej o nich.
Tymczasem Asriel oznajmił, że opanowali sytuację, a próbująca zbiec Flowey, czy tam Chara, uprzedziła, że nie jestem tutejszy. Wówczas zaoferowano mi pomoc i w tym wypadku czułem, że ta dualistyczna istota w sweterku jest godna zaufania. Dziwna sprawa.
- Jeśli to nie jest jakiś wielki problem, czy ja i Riolu moglibyśmy wam przez jakiś czas towarzyszyć? Pochodzę z… chmy… myślę, że z bardzo daleka i kompletnie nie wiem gdzie jestem, ani jak się tutaj sprawy mają. Weźmy tego malca – wskazuję na Riolu. – Znalazłem go w takim urządzeniu – pokazuję im kulę. – Moglibyście powiedzieć mi o tym cokolwiek? – Mazirra zabiera się do pogłębiania swej wiedzy, nie bez ekscytacji.

Gwen Brown - 2016-04-19, 20:54

Asriel uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, chętnie pomożemy. Poza tym mama pewnie się ucieszy z gościa
Tymczasem poprosiłeś swego wybawcę o wyjaśnienie kilku kwestii. Ot chociażby poczynając od kulki, z której wypuściłeś Riolu. Koziołek nawet nie musiał brać go do ręki, aby móc ci cokolwiek o nim opowiedzieć.
- Ten przedmiot to Pokeball. Jak już zaobserwowałeś jest czymś w rodzaju takiego przenośnego domku dla stworzeń, które określamy jako pokemony. Na przykład takich jak Riolu. Nie umiem ci dokładniej opowiedzieć zasady jego działania, to jest jakaś ludzka technologia oparta na atomach, materii i pewnie jeszcze paru innych rzeczach. Pewnie doktor Alphys wiedziałaby o wiele więcej niż ja- powiedział opisując ci ten przedmiot.
- W każdym razie pozwala ona zamknąć w środku dowolnego pokemona. Jest jednak haczyk. Taki pokemon musi wyrazić na to swoją zgodę lub być wystarczająco mocno osłabiony, aby dał się wewnątrz zamknąć. Bo jak zrobisz to wbrew jego woli i nie jest jakiś specjalnie osłabiony, może wtedy uciec. To dość istotne jeśli próbujesz łapać nowego, dzikiego pokemona.
Pokeball, pokemony, łapanie... Ciekawe, ciekawe. I jeszcze jakaś pani doktor. Spotkanie z tym pociesznym malcem może okazać się niezwykle przydatne...
- No proszę, Płaksa-inteligent. Nie znałam cię od tej strony- prychnęła roślinka.
- A TO mi przypomina, że ktoś powinien zostać odstawiony do domu- stwierdził Asriel, wyjmując niedużą doniczkę z małego plecaczka, na który wcześniej nie zwróciłeś specjalnej uwagi.
Koziołek sobie znanym sposobem, zmusił tego zgryźliwego kwiatka, aby "wlazł" do doniczki. Widok był dość interesujący, kiedy to Flowey dosłownie wylazła z ziemi, opierając się na swoich korzonkach. Ostatecznie znalazła się na swoim miejscu, w doniczce.
- Wybacz, Mazirro, ale powinniśmy wrócić do domu. Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, mogę odpowiadać na twoje pytania po drodze.

GallAnonim - 2016-04-22, 13:18

Koziołek zgodził się mi pomóc i z marszu powiedział mi, czym jest obiekt, z którego wypuściłem Riolu.
- Rozumiem. Czyli „pokemony” oznacza większą grupę stworzeń, a ten gatunek psiaków zwie się „Riolu”? - dopytuję się, spoglądając na stworzenie. – To w tym miejscu są ludzie? I kim jest doktor Alphys? – w sumie nawet ucieszyłem się, że w okolicy znajdują się istoty noszące tytuły naukowe.
Lepiej to wróży moim możliwościom powrotu do domu, niż gdybym znalazł się w jakimś barbarzyńskim świecie. W międzyczasie obserwuję dalsze przepychanki słowne między napotkanymi istotami oraz jak Asriel pakuje kwiatek do doniczki. Możliwości ruchy Floweya były bardzo fascynujące. Zgarnąłbym chyba wszystkie możliwe nagrody naukowe, gdybym zaprezentował taką roślinę przedstawicielom nauki w moim świecie. Niestety miast zajmować się fanaberiami, musiałem zająć się obecną swoją sytuację.
- W porządku, nie ma problemu – odpowiadam Asrielowi, gdy ten mówi, że musi ruszać.
Idę wraz z nim, rozglądając się ciągle dookoła, chcąc dowiedzieć jak bardzo to miejsce różni się od mojego świata.
- Możesz mi powiedzieć coś o miejscu, w którym się znajdujemy? Kompletnie nie wiem gdzie się znalazłem i miło by wiedzieć chociaż jakieś podstawy – odzywam się po drodze.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group