Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Archiwum - Gra Maigre

Koori - 2016-01-16, 23:29
Temat postu: Gra Maigre


Zima... Okrutna zima. Wiatr, targający ubraniem bez najmniejszej litości. Wszędzie zwały śniegu, poruszające się z gracją drobinki zamarzniętej wody otulające opiekuńczo wysokie, bezlistne drzewa puchową kołdrą. Piękny obrazek... Gdyby coś nie psuło jego atmosfery. Tym czymś był płonący, drewniany, dwupiętrowy dom. Ciemny dym wznosił się ponad drzewami, tworząc niepokojącą, acz majestatyczną chmurę wśród białych, śniegowych obłoków. Syczące płomienie, ogrzewające w ten jakże mroźny wieczór, trzaskające drewno i pękające szyby... Nie, to nie jest obraz, który chciałoby się oglądać. Zwłaszcza, że w tym palącym się mieszkaniu przebywał on - jedyna miłość, kochanek i najlepszy przyjaciel... Był tam, pijany, przerażony, rzucający się w strachu niczym małe zwierzątko w sidłach myśliwego... Palący się żywcem. Słyszałaś jego przeraźliwe krzyki, błagania o pomoc, roztrzaskiwanie przedmiotów o ściany, byleby tylko ktoś usłyszał... Ale wokoło nie mieszkał zupełnie nikt, prócz pokemonów, a i te uciekały przerażone przed okrutnym żywiołem ognia. Nawet topniejący śnieg nie mógł powstrzymać pożogi. W końcu krzyki zamarły, zastąpione jękami, a następnie ciszą, przerywaną jedynie trzaskaniem płomieni, które nie mając dodatkowego paliwa, zaczynały powoli wygasać. Blask, który tworzyły zamierał. W końcu, na Twoich oczach, jedyny dom jaki znałaś stał się jedynie żarzącymi się zgliszczami wśród zwał śniegu. Jedyny mężczyzna, którego kochałaś odszedł wraz z miejscem, które było dla ciebie wszystkim. Został ci jedynie twój porażony strachem pokemon, tulący się do Twej piersi i łkający wraz z tobą. Wraz ze zniknięciem ostatnich płomyków, prócz ciemności zaczął Cię ogarniać przeraźliwy chłód. Mrok nocy i zimno śniegu na twych włosach, ubraniach i gołej skórze brały cię we władanie. Jeżeli stąd nie odejdziesz, gdziekolwiek, zamarzniesz. A Ty chyba chcesz przeżyć, prawda? Chcesz, by ktoś usłyszał o tym, co się wydarzyło? Jeżeli tak, lepiej, byś szybko opuściła grobowiec Twego ukochanego i zaczęła szukać kryjówki, a także drogi do miasta... Śnieg zaczyna prószyć coraz mocniej utrudniając Ci znalezienie jakiegokolwiek kierunku. Jedyne, co możesz teraz dojrzeć to drzewa bezpośrednio przed tobą i słaby blask żaru naprzeciwko...

Maigre - 2016-01-22, 20:13

Z początku nie czułam nic. Mój umysł ogarnęła pustka. W jednej sekundzie wyssała ze mnie siły, otumaniła. Później coś poczułam. Pierwszy pojawił się dławiący strach. Przedzierałam się przez las, a on z każdą chwilą coraz bardziej rósł. Był tak silny, że ból, który sprawiały mi drzewa i krzaki raniące moje ciało podczas wpadania na nie nie robił na mnie wrażenia. Nie potrafiłam zapanować nad tym wszystkim, poruszałam ciałem nieświadomie, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co spotkam. Wewnętrznie krzyczałam, błagałam bogów, by to był tylko sen, tylko jeden, mały wytwór mojej chorej wyobraźni. Czy prosiłam o tak wiele?
Czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam jak najszybciej tam dobiec, zobaczyć to na własne oczy. Nie wierzyłam, że coś takiego się dzieje. Z drugiej z każdą kolejną sekundą, z każdym pokonanym metrem, moja dusza rozpadała się na kawałki. Odpadały po kolei od całości, pękały. To było straszne. Wkrótce nie miało zostać z niej już nic, a ja miałam stać się pustym opakowaniem.
Nie mogło się to ciągnąć w nieskończoność. Dobiegłam. Mój dom się palił.
Ból, jaki zaatakował mój umysł i ciało, powalił mnie na kolana i odebrał zdolność wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Później mój krzyk rozdarł powietrze, powoli zdzierał gardło. Nie docierało do mnie nic, nic poza tym rozdzierającym duszę bólem. To nawet nie był krzyk. To czysta rozpacz wydobywała się z moich ust, z mojego wnętrza, dzwoniła w moich uszach. Słyszałam tylko ją.
Nie płakałam. Nie miałam na to siły.
Próbowałam zagłuszyć krzyk Toma własnym. Byłam taka bezradna, chciałam być tam razem z nim. Obserwowanie tego było wstrząsające. Lecz nie potrafiłam odwrócić się i odejść. Trwałam tak, tuląc Snow do piersi, mamrocząc już tylko imię ukochanego, dopóki ogień nie zgasł. Choć dalej nie miałam pojęcia co się dzieje, wiedziałam jedynie to, że muszę ocalić choćby i swojego pokemona. Ona była jedyną najbliższą mi istotą, jaka została w moim życiu. Zwlekałam z wstaniem z kolan, zbyt długo, czułam to. Lecz w końcu dźwignęłam się ciężko.
W mojej głowie dalej panował chaos.
- Choć, Snowdrop – wychrypiałam z trudem, cichym głosem. - Musimy iść, kochanie. Musimy gdzieś się... Schować. - Mój głos wydawał się być niesamowicie odległy.
Wiedziałam, że za mną pójdzie, toteż ruszyłam w kierunku, z którego przybiegłam. A nuż tam coś będzie. Choć nie miałam żadnej nadziei, po prostu musiałam sprawdzić. Musiałam mieć pewność, że nawet jeśli wszystko skończy się źle, to ja próbowałam. Próbowałam jak mogłam, starałam się, lecz przegrałam. Z taką myślą chciałam odejść. Poza tym życie Snow było dla mnie najważniejsze. Nie martwiłam się aż tak o siebie. Zdawałam sobie sprawę, że mała nie poradzi sobie sama, że wpadnie w rozpacz. Na to nie mogłam pozwolić.
Zatem szłam. Dla niej. Dla Toma, który chciałby, żebym się nie poddawała.

Koori - 2016-01-24, 02:58

Zatem podniosłaś się z kolan. Twoje ciało było zmarznięte, śnieg, który osiadał na ubraniach nie topniał, tworząc niepowtarzalne wzory. Ten w twoich włosach topniał bardzo szybko, powodując, że było ci coraz bardziej zimno. Po twoich policzkach spływały szybko zamarzające strużki wody z włosów oraz czoła. Szczypanie zimna nasilało się z każdą minutą. Do całego krajobrazu doszedł porywisty wiatr, targający czubkami bezlistnych drzew. W oddali złowróżbnie zawył wilk, a po nim kilka innych, nieco bliżej. W ich głosach słychać było jakby żałobną nutę, jak gdyby wiedziały, że na ich terytorium ktoś wyzionął ducha, przeniósł się do krainy wiecznych łowów. One to wiedziały. Zwierzęta miały niezwykle wyczulony instynkt… Wiedziały też zapewne, że po terenie ich łowów idzie samotna, słabnąca z zimna, przerażenia i głodu istotka, niezdolna do obrony siebie czy najdroższej dla niej osoby… Tak, to o Tobie mowa. Powoli, chwiejnymi krokami ruszyłaś w drogę, po swoich niezbyt wyraźnych już śladach. Snowdrop szła za tobą, rozglądając się uważnie. W Twojej głowie nie pojawiała się żadna myśl, prócz tego, by bez sensu przeć naprzód. To ten mały, przywiązany do ciebie pokemon musiał pilnować, by nic wam się nie stało, by nic was nie zaatakowało. Ale pokemony były daleko, uciekły podczas pożaru, zaś wataha wilków na pewno nie zainteresuje się tak marną zdobyczą, jaką jesteście. Idąc przed siebie nie zauważyłaś jednej rzeczy. Otóż wszystko, co posiadałaś było w domu. W tym domu, który pozostawiłaś. Tym, który spłonął wraz z mężczyzną Twojego życia. Nie miałaś nic prócz tego, co okrywało twe nędzne ciało. I tego, co znajdowało się w kieszeniach. Nie było tego jednak zbyt wiele. Ot, kilka cukierków, zapalniczka, parę monet i pokeball Snowdrop. Naprawdę niewiele… W oddali mogłaś zauważyć coś w rodzaju czarnej dziury na tle drzew. W miarę zbliżania się zauważasz, że dziura urosła do rangi jaskini, a w niej… ktoś siedział. Ale nie był to żaden człowiek… Był to przerażony, mały pokemon. Jego wielkie, brązowe oczy wypatrywały się w wasze odległe jeszcze sylwetki z przerażeniem. Sześć ogonów poruszało się nerwowo, a uszy pokemona były przylepione płasko do czaszki. Obok zwierzęcia widzisz niewielkie ognisko stworzone zapewne przez niego z paru gałązek. Nieco dalej stos innych, zapewne po to, by stworek mógł jakoś przetrwać tę noc. Twoja wyobraźnia już podsuwała ci wizję… Prawie czułaś na skórze żar płomieni trawiących drewno, czułaś ciepło bijące od tych niewielkich ogników. Tego potrzebowało Twe ciało, by przetrwać. Schronienia, którego mogła udzielić niewielka jaskinia oraz ognia, byś nie zamarzła do końca. Jednak Snowdrop nie była przekonana, czy mały pokemon pozwoli wam wejść do środka. Może i wyglądał na przerażonego, zapewne jednak będzie bronić terytorium przed intruzami… Tego mogłyście być obie pewne. W dodatku nieco z tyłu jaskini, tam, gdzie panował większy mrok, dostrzegasz sylwetkę kolejnego pokemona. Ten miał brązowe futerko, długie uszy i puszysty ogon… I z całą pewnością był martwy. Krew, zamarznięta już w wąskich strumyczkach błyszczała w słabym blasku ognia. Wyglądało na to, że ktoś lub coś okrutnie skatowało stworzonko, które ostatkiem sił znalazło idealne miejsce, by skonać. Ten dzień widać nie tylko dla ciebie był nadzwyczaj okrutny. Ciekawe tylko co mogło aż tak poranić biednego pokemona… I wcale nie miałaś pewności, że nie zrobił tego ten, który teraz szczerzy białe zęby, broniąc wejścia do jaskini. Miałaś dwie opcje… Przekonać jakoś stworzenie, by was wpuściło, lub wędrować dalej… Bez pewności, że uda ci się znaleźć lepsze miejsce na wypoczynek. Bez pewności, że zdołasz przetrwać tę noc. Bez cienia szansy na to, by kiedykolwiek ujrzeć światło dnia… Ale decyzja należy do ciebie.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group