Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Kopalnia - Kopalnia Maigre

Maigre - 2015-08-02, 18:18
Temat postu: Kopalnia Maigre
Nigdy nie lubiłam pracować. Serio, w ogóle nie lubiłam pracy i męczenia się. Nie ważne czy to była praca fizyczna, jak kopanie jakichś rowów, czy może siedzenie za biurkiem i wypełnianie dziwnych papierków. I jedna i druga strasznie mnie nudziła i męczyła, szczególnie taka na pokrój tej pierwszej. Powiem więcej, nie przepadałam nawet na ruszaniem tyłka z ulubionego fotela by przejść się do sklepu. Wolałam siedzieć i czytać ciekawą książkę, aniżeli właśnie to. W końcu zawsze można było sobie znaleźć kogoś, kto by cię wyręczył, prawda? Tak na ogół robiłam, a jak nie było nikogo w pobliżu, to... Cóż, trzeba było się jakoś przemóc, albo zostać w domu i płakać, że się nie poszło do sklepu i nie ma jedzenia w lodówce. Czy coś w ten deseń. Wracając do tematu, przez dosłownie całą drogę myślałam nad tym, co ja właśnie do ciężkiej cholery robię. Z kilofem wsadzonym do plecaka na plecach i grymasem na twarzy znalazłam się przed własną, o ile mogę tak stwierdzić, jaskinią. Miałam co do swojego planu bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia i najchętniej uciekłabym z miejsca, więcej tutaj nie wracając. Na samą myśl o tym, jak miałabym coś wykopywać i pewnie jeszcze nie znajdując nic wartościowego, aż rozbolało mnie... W sumie wszystko. Pociągnęłam nosem, rozglądając się czy aby ktoś mnie nie widzi w tej zaiste smutnej sytuacji i znajdując w sobie resztki chęci, weszłam do ciemnej jaskini. Zaklęłam głośno, a echo mojego niewybrednego przekleństwa rozległo się po jaskini, nie mogąc włączyć latarki. Gdy w końcu mi się to udało, przestąpiłam z nogi na nogę i po chwili namysłu ruszyłam dalej niepewnym krokiem. A nóż widelec się opłaci, pomyślałam. A raczej pocieszałam, bo byłam doprawdy załamana i generalnie nastawiona do tego wszystkiego pesymistycznie. W mojej głowie pojawiały się same nieprzyjemne scenariusze, z czego takim „najszczęśliwszym” i jednocześnie najbardziej prawdopodobnym było znalezienie jakiegoś złomu. Albo niczego, w zależności od tego jak bardzo dużego mam pecha. A mam, bo nie raz, nie dwa się już o tym przekonałam. Idąc dalej i tak sobie rozmyślając nad całą sytuacją, w końcu zatrzymałam się. Oświetliłam ładnie i obejrzałam miejsce, które wybrałam. Chyba wystarczająco daleko już zaszłam, stwierdziłam po jakimś czasie. Ściągnęłam swoją szarą bluzę i plecak, wyjmując z niego narzędzie. Ubranie położyłam na plecaku, nie chcąc go pobrudzić. Było mi tu dość zimno, jednak nie chciałam go nakładać ponownie, stwierdzając, że będzie mi niewygodnie. Chwyciłam w końcu w dłonie kilof i upewniając się, że jest to odpowiednie miejsce, a raczej po prostu ponownie się rozglądając, bo na kopaniu ni cholera się nie znałam, podeszłam do jakiegoś losowego miejsca, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam kopać.

Czego się nie robi dla kosztowności ._.

Gwen Brown - 2015-08-02, 21:30

Ładnie, ładnie... White Herb na początek :)
Maigre - 2015-08-09, 01:14

Czy wiesz może jak to jest, drogi Czytelniku, gdy śni ci się ten sam koszmar po raz drugi? Niby wiesz, co cię czeka, jednak dalej się tego obawiasz? Bo, jeśli mam być szczera, ja właśnie przekonałam się jak to jest. Moje ciało wciąż bolało od nadmiernego wysiłku. Może i minęło już trochę czasu, jednakże ja nie należałam do tych najsilniejszych, a kondycja, pomimo ciągłego podróżowania, pozostawiała wiele do życzenia. Nawet sam organizm nie nawykł do jakichkolwiek ćwiczeń, nie mówiąc już o pracy fizycznej. Toteż niepokój przed kolejną porcją cierpienia, jaki się we mnie od dłuższego czasu kłębił, ani trochę nie odpuszczał. Oczywiście, może nieco przesadzam i tak naprawdę sama sobie wmawiam, że jest tak tragicznie... Jednak i tak nie zmieniało to faktu, że nie miałam najmniejszej ochoty znowu wracać do kopalni. Górnik, że tak sobie powiem, ze mnie żaden. Więcej, trochę się obawiałam tam schodzić, ale, co tu dużo mówić – zawsze leciałam na drogie rzeczy, a takie właśnie mogę wykopać. W dodatku za pierwszym razem nie poszło mi aż tak źle, jak mogło, toteż warto chyba było jeszcze raz spróbować, prawda? Może i tym razem mi się poszczęści, a do tego powiadają „praktyka czyni mistrza”. Z drugiej strony dalej wolałabym, by ktoś mnie w tym wyręczył. Mogłabym się rozsiąść i przyglądać się jak ta osoba się męczy. To by zapewne było przyjemniejsze aniżeli takie własnoręczne kopanie. A że nikogo, kto by z uśmiechem na ustach tam dla mnie poleciał i jeszcze mi podziękował za to, że go o to poprosiłam... To trzeba było samemu chwycić za kilof i iść. Tak też zrobiłam. Tym razem jednak lepiej się przygotowałam. Wsadziłam do swojej torby zapas butelek z wodą. Wcześniej jej nie miałam, i wychodząc z kopalni myślałam, że nie zdołam doczołgać się do wyjścia i umrę. Tyle by było z tego mojego kopania. Ale przeżyłam, na całe szczęście. Dość marnie byłoby zginąć od kopania, prawda? Założyłam na głowę jakiś niezbyt wygodny kask, coby nie oberwać czymś w głowę – w końcu ostrożności nigdy za wiele – i ruszyłam w drogę. Ociągałam się strasznie, podobnie jak wcześniej. Byleby dotrzeć jak najpóźniej do kopalni. W końcu jednak znalazłam się ponownie przed wejściem do niej. Westchnęłam głośno i sprawdziłam jeszcze raz zawartość torby. Woda jak ją wsadziłam, tak była, skromne jedzenie również było, jak i cały mój dobytek, którego bałam się gdzieś tam zostawiać. Zatem nie pozostawało mi nic innego, jak zapuszczenie się w głąb jaskini. Nieco żwawszym krokiem ruszyłam, oświetlając sobie drogę latareczką na kasku. Tym razem zaszłam nieco dalej. Minęłam miejsce, gdzie kopałam i gdy w końcu znalazłam jakieś stosowne miejsce, przygotowałam sprzęt. Nim zaczęłam kopać, napiłam się wody, po czym zabrałam się do roboty, w międzyczasie robiąc sobie przerwy na jedzenie i picie.

No to znowu lecimy :'D Jeśli ten tekst nie ma sensu, to przepraszam xD

Gwen Brown - 2015-08-09, 11:49

Protein
Maigre - 2015-08-16, 20:13

Nie mam pojęcia, jak to się działo, jednak chyba moja niechęć do kopania z każdą kolejną próbą gdzieś tam się oddalała i niewątpliwie dojdzie do tego, że już całkowicie wyparuje. Nie żeby, brońcie Bogowie, mi się to podobało! Po prostu nie wydawało mi się to już takie straszne jak kiedyś. Fakt faktem, ciało dalej nie przywykło do takiego wysiłku, jednak z każdym razem bolało coraz mniej. A ja sama nabierałam coraz więcej wprawy, coraz sprawniej i, co z tym idzie, szybciej, szło mi kopanie. Zatem aż tak bardzo, tym razem, się nie bałam tam schodzić. Może zaczynałam już się przyzwyczajać do swojego postanowienia, że będę tam przychodzić choćby nie wiem jak mi się nie chciało, lub po prostu perspektywa zdobycia innych błyskotek mnie do tego zachęcała. A, nie ukrywając, lubiłam zdobywać cenne rzeczy. Same w sobie pieniądze też nie były złe. Zwłaszcza, gdy ktoś miał takie życie, jak ja. Wtedy tak, owszem. Pieniądze kusiły i to bardzo. W końcu czego by człowiek nie zrobił, by choć trochę sobie umilić życie? Ja to chyba dobry przykład tego, że byłam w stanie się przemóc i zrobić coś, od czego tak bardzo stroniłam, tylko po to, by żyło mi się lepiej. Łatwiej. Zresztą, nie tylko mi. Robiłam też to dla swojego pokemona, który, jakby nie patrzeć, był, jest i będzie najważniejszą dla mnie istotą. Dla niego mogłabym i góry przenosić, byleby tylko był szczęśliwy. W takiej sytuacji obolałe ciało było niczym. Więcej, mogłabym spędzać w tej ciemnej jaskini dnie i noce, jeśli dzięki temu Virus miałby być najszczęśliwszy na świecie. Chociaż – czy mu było źle ze mną? Chyba nie, zważywszy na to, że jeszcze mnie nie opuścił. Trwał przy mnie odkąd go odratowałam, więc chyba też się do mnie przywiązał. Raczej mocno wątpliwe było to, że został ze mną tylko z poczucia jakiegoś obowiązku, długu za uratowanie mu życia. Poświęciłam mu wszystko co miałam. Swoje całe dotychczasowe życie. Jednak ani trochę tego nie żałowałam. Więcej, pomimo tego, jakie teraz wiodę życie, mogę śmiało stwierdzić, że jestem szczęśliwa. W rzeczywistości to Virus bardziej uratował mnie, niż ja jego. Od rodziny, która trzymała mnie w domu tylko dlatego, że raczej nie mieli innego wyboru. Z tymi jakże ponurymi rozmyśleniami pakowałam się na kolejną wyprawę. Ponownie jak wcześniej spakowałam sobie sobie coś do jedzenia, wzięłam wodę i założyłam ciuchy, których nie będzie mi żal pobrudzić. Spakowałam wszystko do torby, kilof trzymałam w dłoni jak i kask. Z dojściem nie miałam żadnych problemów, drogę zdążyłam zapamiętam już wcześniej. Tym razem bez żadnych przerw przed wejściem, wkroczyłam do jaskini, jednocześnie zakładając kask na głowę i rozświetlając przejście latarką w niego wbudowaną. Nie pamiętam dokładnie, jak długo szłam. Może z dziesięć minut, może dwadzieścia. Zatrzymałam się i jak zawsze położyłam wszystkie rzeczy w jednym miejscu, tak, by mieć je pod ręką i zaczęłam kopać, ignorując jak najbardziej się dało zmęczenie.

A żem prawie zapomniała :|

Gwen Brown - 2015-08-16, 20:56

Rare Candy
Maigre - 2015-08-23, 02:12

Cotygodniowe przechadzki do kopalni z kilofem w łapie, kaskiem na głowie i nadwyrężanie mięśni powoli stawało się moją rutyną i nie straszyło mnie aż tak, jak wcześniej. Nim zaczęłam organizować takie wyprawy, uważałam, że taka praca to coś przerażającego, a każdego, kto chciał tak zarabiać na życie swoje i rodziny podziwiałam, bo byłam zdania, że ja bym sobie nie poradziła. Cóż, rzeczywiście z początku szło mi to bardzo niezdarnie i to zniechęcało mnie do powracania tam, jednak mówi się „Trening czyni mistrza” - i tu, choć niechętnie, musiałam się zgodzić. Z każdą moją wizytą szło mi to coraz sprawniej i coraz szybciej co ważniejsze. To było w sumie... Satysfakcjonujące. Do czego, mimo wszystko, przyznawać się przed kimś innym nie chciałam. Przyjrzałam się uważnie narzędziu, które trzymałam w ręce. Kilof, mimo że dość nowy, widać było po nim ślady kilku użyć. Przeciągnęłam się, wygodniej usadawiając na kamieniu przy wejściu do jaskini. Tego dnia przyszłam nieco wcześniej, mając w planie spędzić nieco więcej czasu na kopaniu. Mimo to jednak nieco długo siedziałam przed jaskinią, aż w końcu postanowiłam się podnieść. Sięgnęłam do torby i sprawdziłam, czy miałam wszystko, czego potrzebowałam. Chwilę później skierowałam się w stronę wejścia do jaskini, przy okazji zakładając na głowę kask. Włączyłam przy okazji lampkę, oświetlając sobie drogę, by przypadkiem nie rąbnąć się o coś ani nie potknąć o kamyk leżący na ziemi. Co jak co, ale twarz chciałam mieć jeszcze całą, więc ostrożności zdecydowanie nigdy za wiele. Co innego, gdyby coś nagle zleciało mi na głowę – wtedy pozostawałoby mi modlić się, że mój kask jest na tyle wytrzymały, by wziąć to na siebie i ochronić mój łeb. W sumie dość przykro by mi się zrobiło, gdybym w tym właśnie miejscu umarła. Westchnęłam cicho i wsadziłam kilof pod pachę, gdzie wcześniej trzymałam go w dłoni, po czym sięgnęłam do torby po butelkę z wodą. Wzięłam łyka, cały czas idąc przed siebie, choć dość wolno. Zakręciłam butelkę i schowałam z powrotem. Nim się obejrzałam, znalazłam się w miejscu, gdzie kopałam wcześniej. Przystanęłam i przyjrzałam się mu, po czym machnęłam wolną ręką i ruszyłam dalej. Po chwili jednak zostałam zmuszona do zatrzymania się, gdyż nagle moje jedyne źródło światła postanowiło się zbuntować i przestać świecić. Zaklęłam głośno, a echo mojego przekleństwa poniosło się po korytarzach jaskini. Ściągnęłam kask i próbowałam w ciemnościach je jakoś naprawić. W końcu zdecydowałam się w nie po prostu uderzyć, co, o dziwo, podziałało. Założyłam kask z powrotem. Nie szłam już dalej, stwierdzając, że tutaj tym razem zacznę kopać. Zarzuciłam torbą na bok i wzięłam kilof w obie dłonie, po czym od razu wzięłam się do roboty.
Gwen Brown - 2015-08-23, 09:00

Czaszka Smoka
Maigre - 2015-08-30, 15:09

Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie, zatrzymując się tuż przed kopalnią. Otarłam ostrożnie, wierzchem dłoni czoło, czując jak nieznośne słońce coraz bardziej paliło moje ciało. Nigdy nie lubiłam wysokich temperatur, a w zetknięciu z nimi cierpiałam dwa razy bardziej, aniżeli ktoś inny. Toteż dlatego właśnie wolałam zimę - słońce zdecydowanie mniej denerwowało, a i o gorąc było trudno. W normalnych okolicznościach z pewnością ukrywałabym się w gdzieś w cieniu, albo generalnie miejscu, gdzie było stosunkowo chłodno. Jednak musiałam się przemóc i wyruszyć na kolejną wycieczkę do kopalni. W końcu nie bez powodu sobie postawiłam za cel regularne pojawianie się tam i nie miałam nawet najmniejszego zamiaru sobie odpuszczać, choćby i równało się to z walką z gorącem. Oczywiście w pierwszej chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że muszę tam się wybierać w taką pogodę, moją pierwszą myślą było, że tym razem sobie odpuszczę. I walczyłam tak ze sobą, przez jakiś czas, rzucając to w myślach argumentami za i przeciw tej wyprawie. W końcu jednak argument mówiący o tym, że obiecałam to sobie wygrał i tak oto właśnie stałam przed jaskinią, z kilofem opartym na ramieniu i delikatnym, krzywym uśmiechem. Wypuściłam głośno powietrze z ust, starając się pocieszyć chociażby faktem, że jak już tam wejdę to raczej nie powinno być mi już tak bardzo gorąco. Bo, jakby nie patrzeć, słońce tam nie miało racji bytu, więc tym samym będę miała styczność tylko z cieniem i chłodem. Myśli o tym, że później będę musiała wyjść zgrzana w ten gorąc i prawdopodobnie wtedy właśnie umrę, nie dopuszczałam do siebie. Czasami, mimo wszystko, warto nie dostrzegać negatywnych aspektów sytuacji. Z taką właśnie myślą wkroczyłam raz kolejny do jaskini, poprawiając zsuwającą się z mojego prawego ramienia torbę. I rzeczywiście, tak jak wspomniałam, po wkroczeniu w cień jaskini w moją twarz uderzył przyjemny, delikatny chłód, który z każdym krokiem nieco bardziej się nasilał. Uśmiechnęłam się ponownie do samej siebie, zadowolona tym faktem. Chwyciłam mocniej kilof i przyśpieszyłam kroku, chcąc już znaleźć się we wcześniej upatrzonym miejscu. Nie mam pojęcia, ile dokładnie mi to zajęło, bo nie raz, nie dwa się zamotałam i latałam z jednego miejsca do drugiego. W rezultacie wyszło po prostu na to, że poszłam jeszcze dalej, tracąc kolejne pięć minut swojego życia na poszukiwaniach. W końcu jednak dostrzegłam owe miejsce. Zadowolona zatrzymałam się, odkładając torbę na sporych rozmiarów kamień. Założyłam kask na głowę, który wcześniej trzymałam w ręce. Westchnęłam raz jeszcze, przygotowując się mentalnie i w końcu zmusiłam się do rozpoczęcia kopania.
Gwen Brown - 2015-08-30, 16:02

Rare Candy
Maigre - 2015-09-06, 14:53

Wyjątkowo po prostu kopię, bo brak mi czasu na coś dłuższego.
Gwen Brown - 2015-09-06, 14:58

Pokeball
Maigre - 2015-09-13, 19:43

Rozleniwiłam się, to pewne. Byłam skłonna stwierdzić, że bardzo się rozleniwiłam. Niektórzy mogliby powiedzieć, że hej, to przecież tylko jeden raz! Tylko jeden jedyny raz zdarzyło ci się mieć gorszy dzień, tylko jeden raz się nie postarałaś. Dla innych – owszem, to mógłby być „tylko jeden raz”. Dla mnie to była pewna oznaka słabości. Obiecałam coś sobie i już zawiodłam. Cóż, nie pozostawało mi nic innego niż postarać się jeszcze bardziej? Nawet, jeśli chodziło tylko o kopanie. Bo, niewątpliwie, przeżywałam jakby to było coś większego, gorszego. No ale cóż poradzić? Zazwyczaj starałam się realizować wszystkie swoje plany jak najlepiej byłabym w stanie. Wyruszyłam zatem ponownie do kopalni. Zamierzałam tam spędzić jeszcze więcej czasu. Jeszcze bardziej się postarać. W końcu zależało mi na zdobyciu potrzebnych rzeczy dla mnie i moich pokemonów. A wyprawy do kopalni w pewnym stopniu je zapewniały. W końcu zawsze mogłam je sprzedać, a pieniądze zawsze się przydadzą. Może to właśnie stąd brało się moje zaparcie? Moja złość, gdy nie działałam wbrew swoim planom? Bardzo możliwe, powiedziałabym. W końcu te pokemony były dla mnie najważniejsze. To chyba nic dziwnego, że chciałam zapewnić im jak najlepszy byt, prawda? Harowanie dnie i noce przy tym to byłoby nic. Takie rozmyślania zajęły całą moją drogę. Bez zastanowienia wkroczyłam do jaskini, zapalając lampkę przyczepioną do kasku, który już wcześniej zdążyłam założyć na głowę. Co prawda chwilę się z nią pomęczyłam, nim ta się włączyła, przez co w efekcie potknęłam się o jakiś kamyk walający się na ziemi. Zaklęłam głośno, a echo mojego słowa potoczyło się w głąb jaskini. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby pobudziło to pokemony zadomowione w jaskini. Byleby tylko jakiś Zubat nie wyleciał na twarz, co w sumie nie byłoby takie niemożliwe. W końcu tych pokemonów to akurat jest na pęczki. W każdym razie! Pomimo tego potknięcia maszerowałam dalej, poszukując miejsca, w którym ostatnio kopałam. Minęłam po drodze też miejsca, w których ostatnio zdarzyło mi się wydobywać przedmioty. Parę minut później odnalazłam to, co chciałam. Tradycyjnie zdjęłam torbę, z którą się ani na moment nie rozstawałam, i położyłam ją na boku. Wyjęłam to, co sobie przygotowałam na ową wyprawę i chwyciłam za kilof. Choć w jaskini było chłodnawo, zdjęłam bluzę, nie chcąc jej ubrudzić. Tak czy siak bym ją zdjęła po dłuższej chwili wysiłku. Westchnęłam głośno i uśmiechnęłam się słabo sama do siebie. Cóż, skoro już tu byłam, to raczej już wypadałoby zrobić to, co do zrobienia się miało, prawda? Po chwili zaczęłam kopać, starając się dotrzeć jak najgłębiej – w końcu to pewnie tam musiały być te cenniejsze przedmioty... A przynajmniej tak mi się wydawało.
Gwen Brown - 2015-09-13, 19:46

Protein
Maigre - 2015-09-20, 15:03

Kopię.
Gwen Brown - 2015-09-20, 15:34

Pokeball

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group