Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

MG Gwen Brown - Poke- przygoda Galla

Gwen Brown - 2015-01-10, 19:39
Temat postu: Poke- przygoda Galla
/ Nie ma to jak nudnawy początek. Ale potem akcja się rozrusza :)

Powoli sunąłeś przez dolinę. Patrzyłeś pustym, niemal otępiałym wzrokiem na pogorzelisko, które pozostawili po sobie ludzie. Nie mogłeś pojąć jak można być tak podłym. Jak można zniszczyć tyle piękna. Bo co im zawiniły drzewa? Co takiego zrobiło jezioro? Kwiaty? Zielona trawa? Ich jedyną winą był tylko fakt, że istniały. Że żyły. Podobnie było z wami- tobą, twoją rodziną i innymi mieszkańcami doliny. Nigdy nie prowokowaliście ludzi, większość pewnie nawet ich nie widziała. A oni jednak przybyli i zasiali zniszczenie. Ot tak.
Tymczasem dotarłeś do krańca doliny. Jeszcze kilka kroków i staniesz na obcej ziemi. Na terenie, którego nie znałeś. I co teraz? Byłeś za słaby, aby szukać ludzi lub próbować ich atakować w pojedynkę. Odbić siostrę? Na to też byłeś zbyt słaby. Tak samo jak na próbę odzyskania skradzionego kryształu z twego rodzinnego Sanktuarium. Zostało tylko jedno- mogłeś próbować szukać Strażnika. Pytanie tylko gdzie. Może znalazłby się ktoś, kto umiałby ci pomóc. Cóż, na razie to zbyt dużo niewiadomych. Tymczasem przed tobą rozciągał się las. Ogromna połać dzikiego lasu. Być może właśnie tam znajdziesz kogoś, kto mógłby ci pomóc.

GallAnonim - 2015-01-10, 22:05

Kiedy szedłem przez to co zostało z mojego domu, prawie się nie rozpłakałem na widok zniszczenia. Przecież tu było tak pięknie. Dlaczego oni to zrobili? Dlaczego zniszczyli naszą dolinę, jakby byli stadem demonów, którym tylko pożoga przynosi radość? Dlaczego nas zaatakowali? Nigdy nie było tu ludzi. Nigdy ich niczym nie sprowokowaliśmy. Czy to wszystko z powodu tego przeklętego kryształu, który pokazała nam mama? Czy to naprawdę tak potężna rzecz, że warto dla niej niszczyć?
Kiedy moje myśli ciągle wracały do strasznych chwil ataku, dotarłem w końcu do granicy doliny, za którą rozciągał się wielki, obcy las. Granicy, do której docierałem, ale której nigdy wcześniej nie odważyłem się przekroczyć. W Sanktuarium było wszystko co było mi potrzebne do szczęścia. Nie musiałem szukać przygód gdzie indziej, bo tutaj miałem ich dość. Teraz jednak nie miałem innego wyjścia. Jestem tylko samotnym, małym lisem. Jestem zbyt słaby, by zrobić cokolwiek w pojedynkę. Ale czy to dobry pomysł, by pokładać los w rękach innego człowieka, po tym co inni nam zrobili, mamo? Skąd mam wiedzieć, czy naprawdę czymś się od nich różni? Ja… Boję się... Tak trochę… Zmieszany dotykam łapką otrzymanej obręczy. Czy naprawdę mnie ochroni przed tymi dziwnymi kulami? Nie chcę skończyć jak Uru! Chcę ją uratować! Wygląda na to, że tylko ten Strażnik może cokolwiek pomóc. Tylko gdzie go szukać? Może spotkam gdzieś po drodze kogoś kto mi coś powie. No dobra, czas przełknąć ślinę i iść. Ostrożnym krokiem zostawiam za sobą dom i ruszam w nieznane.

Gwen Brown - 2015-01-11, 14:17

Idąc przed siebie powoli zagłębiałeś się w las. Nieznany teren jednocześnie cię fascynował i przerażał. Czułeś się jak odkrywca, na zupełnie nowym skrawku ziemi. Z drugiej strony nie wiedziałeś czego można się tutaj spodziewać. Na razie nawet, jeśli w pobliżu kręciły się jakieś pokemony, nie ujawniały swojej obecności. Czasami tylko było słychać jak przemykają się gdzieś dalej. W pewnym momencie dotarłeś na niedużą polankę, przez środek której płynęło sobie źródełko. Jakby dobrze poszukać, pewnie znalazłbyś też coś do jedzenia. W sam raz, aby ugasić pragnienie. Cały czas jednak zastanawiało cię, czemu nikt nie zastąpił ci drogi. Czemu nikogo tak na prawdę nie widziałeś. Słyszeć, owszem, ale tylko na tym się skończyło. Ciągle miałeś wrażenie, że ktoś cię obserwuje. Cóż, mogłeś mieć tylko nadzieję, że ów ktoś, lub ktosiowie, jeśli kryje się ich więcej, nie mają wrogich zamiarów...
GallAnonim - 2015-01-11, 21:10

I oto znalazłem się po raz pierwszy na obcej ziemi. To było wspaniałe uczucie, ale i straszne zarazem, bo nie jestem już dłużej bezpieczny. Niemniej z wielkim zainteresowanie rozglądałem się dookoła, chcąc dowiedzieć jak bardzo ten las różni się od mojego domu. Zastanawia mnie tylko ta pustka. Okolica nie wydaje się tknięta przez tych okropnych ludzi, więc gdzie są wszystkie pokemony? Czemu nikogo jeszcze nie spotkałem? Tylko co jakiś czas wydawało mi się, że słyszę, jak coś się przemyka przez zarośla, poza zasięgiem mojego wzroku.
Wkrótce dotarłem na niewielką polankę ze źródełkiem. Akurat, gdy robiłem się trochę głodny i spragniony. Świetnie. Mam szczęście. Tylko że nadal nikogo nie widziałem. Zaczyna mnie to poważnie niepokoić, zwłaszcza, że czuję się obserwowany. Jeśli ktoś tu rzeczywiście jest, muszę być ostrożny, ale postaram się poudawać, że jestem luzakiem, który nie zważa na nic. Nóż widelec sprowokuję ktosia do ujawnienia się. Dlatego jak gdyby nigdy nic, idę sobie do źródełka napić się, a potem rozglądam się po polance za czymś smakowitym do zjedzenia. Uważam jednak na wszystko co się dzieje dookoła mnie.

Gwen Brown - 2015-01-15, 13:13

Tak jak sobie założyłeś, niby to na luzie, podreptałeś do źródełka i ugasiłeś swe pragnienie. Woda była czyściutka, chłodna i doskonale gasiła pragnienie. Kiedy unosiłeś głowę znad wody usłyszałeś coś jak szum skrzydeł i po chwili ujrzałeś przed sobą dosyć sporego poke-kruka. Nie to zdecydowanie nie był Murkrow. Raczej jego dostojniejsza, wyższa forma ewolucyjna. W pierwszej chwili myślałeś, że ptak może mieć wrogie zamiary, jednak o dziwo jakoś nie szykował się do ataku.
- Interesujące- przemówił po dłuższej chwili przyglądania się twojej osobie.
- Dawno nie widziałem w tych stronach kogoś takiego. Pozwól, że zapytam, ale czy nie pochodzisz przypadkiem z pobliskiej doliny?
Hm, kulturalny obcy już na początku podróży. To chyba dobrze wróży. Może będzie chętny do pomocy?

GallAnonim - 2015-01-15, 23:23

Do źródełka podszedłem bez przeszkód. W ugaszeniu pragnienia również nikt mi nie przeszkodził i całkiem przypadkiem trafiłem na bardzo dobrą wodę, którą piło się ze smakiem. Tylko że po chwili okazało się, że uczucie bycia obserwowanym w tym wypadku nie było złudzeniem. Moje uszy wychwyciły szum skrzydeł, a ja zaalarmowany natychmiast przyjąłem pozycję bojową, aby być w stanie odeprzeć ewentualną napaść. Przede mną pojawił się bowiem duży poke-kruk. Nie przestraszyłem się go bynajmniej. Zresztą nawet chciałem, by patrzące na mnie oczy się ujawniły. Tylko że ptak nie próbował mnie atakować. To mnie nieco zbiło z pantałyku. W dodatku zaczął pytać mnie grzecznym tonem o pochodzenie. Czyżby znał Sanktuarium? W każdym razie muszę spróbować spytać go o drogę, bo od wyruszenia z doliny to póki co pierwszy pokemon jakiego spotkałem w tym lesie.
-Można powiedzieć, że tak, pochodzę z niej. –Odpowiadam ostrożnym tonem, przypatrując się krukowi. Lepiej dmuchać na zimne. –Ta wiedza ma dla ciebie jakieś istotne znaczenie? Kim właściwie jesteś i co tu robisz? –Wolę wpierw nieco wybadać obcego zanim zdradzę mu cel swojej podróży.

Gwen Brown - 2015-01-16, 17:36

- Jeśli mam być szczery to niewielkie. Aczkolwiek nieczęsto widujemy tu kogoś z doliny, więc prędzej czy później i tak wzbudziłbyś tu lekkie poruszenie- odparł Honchkrow, równie uprzejmym tonem co poprzednio.
Cóż, jego stwierdzenie nawet cię nie zaskoczyło. Była to prawda. Pokemony dosyć rzadko opuszczały bezpieczne Sanktuarium. Nic dziwnego, że kruk szybko rozpoznał w tobie kogoś obcego.
- Mnie nie musisz się obawiać. Znam twoje rodzinne ziemie i żyję w przyjaźni z pokemonami z doliny. Zwą mnie Melchior i jestem jednym z tych pokemonów, które mają w tym lesie jakieś większe wpływy na to i owo. Ale wróćmy do ciebie, mój drogi. Słyszałem o ostatnich wydarzeniach w dolinie. Były to bardzo niepokojące wieści. Czy skłamałbym stwierdzając, że twoja obecność tutaj ma z tym coś wspólnego?- zapytał na końcu, zerkając wymownie na obręcz, którą przekazała ci matka.
No proszę, uprzejmy, dobrze wychowany i... wie o tobie więcej niż przypuszczałeś. Aczkolwiek dziwne by było gdyby napaść na Sanktuarium i wieści o tym nie rozniosły się po okolicy. Jeśli to co kruk powiedział ci o sobie jest prawdą, na pewno nie tylko on o tym usłyszał. Cóż, dziwaczny był to jegomość. Ale podświadomie zaczynałeś mu ufać. Coś ci podszeptywało, że Honchkrow ma dobre intencje. Pytanie tylko czy zechcesz zaufać swojej intuicji?

GallAnonim - 2015-01-16, 22:50

Nieznajomy Honchkrow dalej był uprzejmy wobec mnie. Wygląda na to, że nie była to żadna pułapka, więc trochę się rozluźniam. Przecież nie było powiedziane, że pierwszy spotkany obcy musi być wrogi. Przy okazji zastanawiam się, czy naprawdę widać po mnie, że nie jestem stąd, że jestem z doliny. Dla mnie pokemony z dalszych stron, które pojawiały się w Sanktuarium nie wyglądały inaczej od nas. W dodatku okazało się, że Melchior zna mój dom i wie już co tam zaszło. Czyżby wieści aż tak szybko się rozeszły? Chociaż, pewnie pożar było widać z bardzo wielkiej odległości, więc pewnie sporo pokemonów też już wie.
Tak się zastanawiam się, czy powinienem mu zaufać? Coś czuję, że jest raczej szczery wobec mnie, ale nadal jest kimś obcym. Jednakże z drugiej strony muszę się dowiedzieć dokąd iść, jeśli nie mam spędzić reszty życia na kręceniu się po świecie. Muszę się go spytać o drogę, bo samemu nie wiele zdziała, choćbym nie wiadomo jak się starał.
-Nie skłamałbyś, Melchiorze. –Odpowiadam krukowi, siadając. –Gdyby nie to co tam zaszło, nie byłoby mnie tutaj. Nazywam się Kasai i szukam kogoś zwanego Strażnikiem. Wyglądasz na oblatanego ptaka i znasz moją dolinę. Może więc słyszałeś także o kimś takim? –Nie jestem kimś kto owija w bawełnę, więc od razu przechodzę do sedna.

Gwen Brown - 2015-01-17, 17:40

- Strażnik, powiadasz? Słyszałem to i owo, ale obawiam się, że moja wiedza w tej kwestii jest niewystarczająca- odparł kruk.
No masz. Pierwszy przyjazny pokemon na twej drodze, ale też nie bardzo umie ci pomóc. Honchkrow jednak musiał zauważyć zawód malujący się na twoim pyszczku.
- Cóż, ja może i nie wiem o tym Strażniku zbyt wiele, przyznaję. Ale wiem kto mógłby ci pomóc. Twoja matka chroniła pewien kryształ, prawda? Musisz dostać się do innego strażnika kryształu. Jest takie ludzkie miasto- Coumarine. To miejsce daleko, na północny zachód stąd. O ile dobrze się orientuję gdzieś na wyspach, na północ od tamtego miejsca powinieneś szukać innego strażnika kryształu. On na pewno będzie wiedział więcej niż ja.
No proszę, w reszcie jakieś konkrety. Pytanie tylko jak właściwie dojść do owego ludzkiego miasta? Cóż, jeśli Melchior wiedział tyle co już ci wyjaśnił, z pewnością mógłby pomóc ci i w tej kwestii. A przynajmniej jakoś nakierować.

GallAnonim - 2015-01-18, 10:18

Kurczę. Niestety nadzieje mnie zawiodły i Melchior, chociaż słyszał o Strażniku, to nie ma pojęcia gdzie go właściwie szukać. Już myślałem, że będę musiał szukać w tym kolejnego pokemona, aby zdobyć jakieś informacje, gdy Kruk postanowił coś jeszcze dopowiedzieć. I jestem zdziwiony, że sam na to nie wpadłem. Faktycznie, ze wszystkich pokemonów świata, najprędzej wiedzieć gdzie szukać tego człowieka powinny te, które kiedyś z nim były i teraz pilnują pozostałych kryształów. Tylko z tego co powiedział kruk wychodzi na to, że będę musiał zbliżyć się do krain, w których mieszkają ludzie. Po tym co nam zrobili wolałbym nie zbliżać się do żadnego poza tym, którego mam znaleźć przez prośbę mamy. Wzdycham. Mimo moich oporów, muszę tam iść. Tylko przydałoby się wiedzieć coś więcej jak tam dość, oprócz ogólnego kierunku. Może Melchior będzie wiedział również to?
-Dziękuję ci za informacje Melchiorze. Bardzo mi pomagasz. Mógłbyś mi może jeszcze powiedzieć jak konkretnie dotrzeć w okolice tego ludzkiego miasta? –Pytanie to zadaję z oporem.

Gwen Brown - 2015-01-20, 16:23

Kruk wyglądał jakby przez chwilę nad czymś myślał.
- Chyba mam coś, co mogłoby ci pomóc. Pozwól za mną- powiedział a po chwili poderwał się do lotu.
Chcąc nie chcąc podreptałeś za nim. Melchior poprowadził cię w głąb lasu. W czasie marszu zastanawiałeś się gdzie właściwie cię prowadził i co takiego chciałby ci pokazać. Po kilkunastu minutach znaleźliście się w rejonie lasu porośniętego przez stare, rozłożyste dęby. Drzewa były stare. Bardzo stare nawet, a przez to ogromne. Pośród plątaniny gałęzi zauważyłeś jakieś inne poke-ptaki, te jednak nie zwracały na was uwagi i nie przeszkadzały. tymczasem Melchior gwałtownie się zatrzymał, a humor momentalnie mu się pogorszył.
- Do licha! Tylko odlecieć na chwilę. Poszły won, wywłoki przebrzydłe!- krzyknął podenerwowany kruk lecąc w stronę jednego z dębów.
Wysoko nad ziemią, w drzewie do którego pędził Melchor znajdowała się dziupla. Najpewniej dom twego pierzastego przyjaciela. Aktualnie był on bezczelnie okradany przez grupkę pięciu Sableye'ów. Widząc pana domu, złodziejaszki próbowały naprędce się ewakuować, jednak ostatecznie doszło do bójki. W pewnym momencie jeden z mrocznych pokemonów zeskoczył na ziemię. Na szyi dyndał mu jakiś amulet.
- Nie! Tylko nie amulet po matce!- krzyknął Melchior bezradnie miotając się między pozostałą czwórką. Niestety, swoimi atakami skutecznie utrudniały mu możliwość pogoni za złodziejem amuletu.
Cóż, chyba pora wkroczyć do akcji, czyż nie?

GallAnonim - 2015-01-21, 14:03

Kiedy Melchior wspomniał, że ma coś co mogłoby mi pomóc, oczywiście poszedłem za nim zaciekawiony. Zastanawiałem się co też takiego to będzie i w jaki sposób mi pomoże w moim zadaniu. Maszerując za lecącym nad moją głową krukiem wszedłem, do części lasu zdominowanej przez bardzo stare i potężne dęby. Aż poczułem się bardzo malutki wobec rozmiarów tych majestatycznych drzew. W baldachimie z ich gałęzi i liści siedziało wiele innych poke-ptaków. Cóż za odmiana po podróży przez jakby wyludnioną część lasu. Pokemony nie zwracały na nas uwagi i wcale mi to nie przeszkadzało. I tak byłem zajęty.
Wtem Melchior zaczął zdenerwowany krzyczeć i poleciał prędko naprzód w stronę jednego z drzew. Zaskoczony spojrzałem w tamtym kierunku. Zauważyłem wówczas dziuplę w pniu, pewnie dom kruka, plądrowaną przez bandę Sableye’ów, które rzuciły się do ucieczki na widok właściciela. Tam na górze zaczęła się bitwa, podczas której jeden ze złodziei próbował się wymknąć. Znalazł się on na ziemi niedaleko mnie, a na szyi miał jakiś amulet. Sądząc z krzyków Melchiora, należący do kruka właśnie. Cóż, Melchior chciał mi pomóc i bardzo tej pomocy potrzebuję, więc w zamian mogę i ja jemu pomóc. Za darmo robić nie lubię. Zatem rzucam się na Sableye, starając się go przewrócić, by móc zedrzeć mu z szyi amulet. Nie ma czasu na zabawy w dyplomacje, czy straszenie. Zresztą to nie mój styl.

Gwen Brown - 2015-01-22, 15:17

Tak więc rzuciłeś się na złodziejaszka z amuletem. Cóż, nawet dobrze poszło. Nie ma to jak efekt zaskoczenia. Tak czy inaczej, Sableye runął na ziemię pod twoim ciężarem, kompletnie zdezorientowany. Chwyciłeś w zęby sznureczek amuletu i szarpnąłeś, jednocześnie przejmując skradzioną własność. Niestety mroczny stworek nie pozostał dłużny. Machnął na odlew pazurami, jak na złość celując prosto w twoją głowę. Zabolało, ale w dalszym ciągu to ty trzymałeś amulet. Sableye natomiast korzystając z okazji wyczołgał się spod ciebie. Aktualnie stał kawałek dalej i wyraźnie zamierzał ponowić atak. Trudno powiedzieć co takiego było w tym amulecie, grunt, że Sableye wyraźnie chciał znowu położyć na nim łapy. Niedoczekanie jego, czyż nie?
Tymczasem Melchiorowi udało się przegonić dwa z grupki złodziejskich pokemonów. Pozostała parka dalej z nim walczyła, jednak widać było, że i one niedługo się ulotnią.

GallAnonim - 2015-01-22, 19:25

To było ekscytujące. Dawno już nie miałem okazji do walki, a tu za pierwszym razem powaliłem zaskoczonego złodzieja na łopatki. Byłem zadowolony ze swojego skoku i ze złośliwym uśmiechem zrywałem amulet z szyi Sableye. Pokemon zdołał mnie może drapnąć w głowę, ale to nic wielkiego. Poczułem wprawdzie ból, a złodziej wydostał się spode mnie, ale utrzymałem w zębach amulet. Mogłem więc dalej uśmiechać się do przeciwnika prezentując zdobycz. Może go tym prowokowałem dodatkowo, ale i tak zależało mu na amulecie, nie wiedzieć czemu, więc kolejnego ataku bym nie uniknął, a tak przynajmniej będę z tego miał jakąś rozrywkę. Rozglądam się w międzyczasie za Melchiorem. Kruk przegonił już dwójkę z członków bandy, a pozostali wkrótce pewnie też czmychną. Jest silny, nie ma co.
Wracam wzrokiem z powrotem na swojego Sableye. Mógłbym z nim walczyć, ale nie mogę pozwolić mu odebrać sobie amuletu, a z przedmiotem w zębach będzie mi trudniej walczyć. Zamierzam jednak poigrać trochę sobie z przeciwnikiem i grać na zwłokę. Zaczynam zatem uciekać przed nim dookoła drzewa Melchiora, uważając by mnie nie sięgnął. Jak by mnie dopadał też mam łapki uzbrojone w pazurki, więc robię wtedy nagły zwrot i odwzajemniam się Scratchem prosto w fioletowy czerep, a potem uciekam dalej, czekając aż Melchior rozprawi się z tamtymi, a potem zajmie ostatnim Sableye.

Gwen Brown - 2015-01-25, 08:59

Sableye właśnie rzucił się na ciebie z pazurami, kiedy ty z kolei pognałeś ile sił w łapkach ku drzewu Melchiora. Tak jak to sobie zaplanowałeś, zacząłeś biec wokół monstrualnego pnia. Jak można się domyślać, Sableye ruszył w ślad za tobą. W czasie kiedy tak ganialiście się dookoła, Melchior przegonił tę dwójkę, z która dotąd walczył. Zaraz też poszybował ci z odsieczą. Ale zanim do akcji wkroczył stary kruk, zdołałeś zdzielić z zaskoczenia swojego rywala. Potem to już był moment kiedy i ostatni Sableye zniknął w lesie. Melchior westchnął głośno.
- Doprawdy to już szczyt wszystkiego. Dziękuję ci mój futrzasty przyjacielu. Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie ten amulet
W sumie nie okłamał cię. Kiedy odbierał od ciebie swoją własność, widziałeś, że miał świeczki w oczach. Tobie pewnie też byłoby przykro, gdyby jakaś szajka próbowała położyć łapska na obręcz, którą przekazała ci matka.
- Wiesz zazwyczaj pod moją nieobecność całego mego dobytku pilnuje pewna sowa. Sowa, której pióra powyrywam jak tylko z tobą skończę- ostatnie zdanie Melchior wykrzyczał, wymownie zerkając na koronę swego drzewa. Przez chwilę miałeś wrażenie, że ktoś w wielkim pośpiechu i przedzierając się przez gałęzie, właśnie odleciał. Najwyraźniej ów ktoś nie pierwszy raz spotkał się z podobna groźbą tudzież jej skutkami. W sumie zabawna sprawa.
- Zaraz, co to ja miałem? Ach, już wiem. Poczekaj tu chwilkę
Melchior pofrunął do swej dziupli i na moment zniknął gdzieś w środku. W swoim domku musiał mieć niezłą kolekcję przedmiotów wszelakich, bo doskonale słyszałeś jak się przez nią przekopywał. W końcu z tryumfalnym okrzykiem wychylił się ze swego domu i wrócił do ciebie dzierżąc w jednej z łap jakiś zwój. Kiedy go rozwinął okazało się, że była to mapa.
- Kiedyś zgubił ją jakiś człowiek, więc postanowiłem się nią zaopiekować. Sądziłem, że będę z niej częściej korzystał, ale na razie tylko zbierała kurz. Jest twoja. Teraz będzie ci łatwiej przy poszukiwaniach. Zobacz, my jesteśmy teraz tutaj (żółty X), tutaj jest Coumarine- to ludzkie miasto, o którym wspominałem (biały X), a twój cel jest na którejś z tych wysp (czerwony X). Cóż, chyba lepiej nie umiem ci już pomóc. Mogę ci tylko życzyć powodzenia w wędrówce. Jeśli jednak masz jeszcze jakieś pytania, śmiało, nie krępuj się

GallAnonim - 2015-01-25, 16:20

Jiha.
Mój plan wypalił w stu procentach. Sableye jak głupi pogonił za mną i bawił w ganianego dookoła wielkiego pnia, co zajęło nam dość czasu, by Melchior przegonił resztę bandy. Nim kruk jednak zjawił się zająć ostatnim złodziejem, udało mi się satysfakcjonująco zemścić za tamto wcześniejsze drapnięcie.
Gdy ostatni uciekający Sableye zniknął w zaroślach, ja czułem się w pełni zadowolony ze swoich działań. Po tym jak Melchior mi podziękował, mogłem oddać mu jego amulet, licząc na nagrodę.
-Też bym się wkurzył, gdyby ktoś próbował zabrać mi moją obręcz – mówię przy tym. – To chyba ma wartość nie tylko sentymentalną, co Melchiorze? Temu Sableye naprawdę zależało na tej rzeczy.
Nie wtrącam się, gdy Melchior zwraca się niby do mnie, a tak naprawdę do swojego ukrytego znajomego, bo po co inaczej by krzyczał. Wydaje mi się nawet, że słyszałem jak ten ktoś zmyka pospiesznie. Trochę się przez tą scenę ubawiłem, nie powiem. Potem kruk wrócił do swojej dziupli, aby znaleźć to, dla czego mnie tu przyprowadził. Z tego co z dołu słyszałem musiał mieć naprawdę sporą dziuplę i naprawdę sporo rzeczy w niej upchanych. W końcu jednak usłyszałem jego tryumfalny okrzyk, a kruk zaraz wrócił do mnie z jakimś zwojem. Kiedy go rozwinął zobaczyłem na nim wielobarwny malunek z wieloma małymi szczegółami. Dopiero ze słów kruka zrozumiałem, że obraz musi przedstawiać wygląd okolicznych krajów. „Ktoś musiał bardzo się nachodzić, by to wyrysować” Przeszło mi przez głowę.
Niemniej, wygląda na to, że czeka mnie nie lada wyprawa przez ziemie pełne ludzi bym mógł dotrzeć w okolice tego miasta, a wtedy będę musiał jeszcze znaleźć sposób, aby przedostać się na wyspy. Tym się jednak będę martwił, kiedy przyjdzie odpowiednia pora. Dobrze się stało, że spotkałem tego kruka i pomogłem mu. Teraz przynajmniej wiem, gdzie mam iść. Mam tylko nadzieję, że dar od matki faktycznie uchroni mnie od tych kolistych przedmiotów.
- Dziękuję ci za twoją pomoc Melchiorze. Dzięki tobie wiem, gdzie mam iść – zwracam się do kruka. – Mam tylko jedno pytanie. Mogę zabrać tą… tą… ten zwój z rysunkiem? – Jak dostanę zgodę to przedmiot idzie ze mną. – Zatem będę już szedł, bo czas nagli. Jeszcze raz ci dziękuję. Żegnaj Melchiorze – I ruszam w dalszą drogę.

Gwen Brown - 2015-01-27, 13:37

- Mapę? Oczywiście, jest twoja. Ty będziesz miał z niej więcej pożytku niż ja- odparł kruk, podsuwając ci zwój.
No, z taką rzeczą w ekwipunku wędrówka nie wydaje się taka straszna. Fakt, od twojego celu dzielił cię kawał drogi, ale hej- będziesz mógł mniej więcej określić gdzie się znajdujesz. To na prawdę bardzo przydatny podarunek.
- Ja tobie również dziękuję, mój mały. Ten amulet, który pomogłeś mi odzyskać faktycznie ma nie tylko wartość sentymentalną. Bardzo się cieszę, że tym urwipołciom nie udało się go zabrać. Tymczasem do zobaczenia. Gdybyś kiedyś znowu zawitał w tych stronach, odwiedź mnie. Chętnie posłucham jak udała ci się wędrówka.
Po tych słowach kruk poderwał się do lotu i zniknął między gałęziami. Prawdopodobnie zechce rozliczyć się ze wspomnianą wcześniej sową. Tak czy inaczej mogłeś wznowić przerwaną wędrówkę. A właśnie może masz już jakąś wstępną koncepcję trasy na podstawie twojej nowej mapy?

GallAnonim - 2015-01-27, 21:54

Czyli mapą się ten zwój z rysunkiem nazywa? Dobrze wiedzieć. Nie mniej będzie bardzo przydatną rzeczą podczas tak dalekiej podróży przez nieznane mi ziemie. Dzięki niej będę mógł się z dowiedzieć gdzie mniej więcej jestem i dokąd dalej iść.
Melchior również się ze mną pożegnał i zaprosił do odwiedzin u siebie, gdybym był ponownie w tych stronach. Tylko że za nim ja tu wrócę może minąć bardzo wiele czasu. Ojeju, czuję niepokój myśląc o czekającej mnie drodze. A kruk potem odleciał i zniknął wśród gałęzi i liści. Uśmiechnąłem się. Wspomnianej przez niego sowy raczej nie czeka miłe po południe, gdy Melchior ją dopadnie.
A zatem powinienem ruszać, ale teraz nie będę szedł na ślepo. Mogę poczynić pewne plany. To mnie podnosi na duchu. Rozwijam zatem mapę ponownie, by się jej przyjrzeć. Chmy. A zatem uszę stąd iść na północny-zachód, aby dotrzeć do odpowiedniego miasta na wybrzeżu. Tylko że nie widzę bezpośredniej drogi. Myślę, że przejdę przez rzekę i pójdę na zachód pod góry. Liczę że znajdę jakiś skrót, to jest przełęcz i nie będę musiał zasuwać tak daleko na północ. Przechodząc przez rzekę powinienem ominąć też ziemie ludzi. Bo wierzę, że ten rysunek na białym polu oznacza ich osadę.

Gwen Brown - 2015-01-28, 10:18

A więc do rzeki! Wiedziałeś mniej więcej z której strony jej się spodziewać, wiec poczłapałeś w wybranym kierunku. Zanim jednak usłyszałeś przyjemne szemranie wody minęło nieco czasu. Tak czy inaczej dotarłeś do swojego pierwszego celu. I tu pojawił się pierwszy problem. Rzeka, a właściwie rzeczka nie była jakoś szczególnie szeroka- według mapy kawałek na południe miała swoje źródło. Problem leżał gdzie indziej, mianowicie struga miała dość silny prąd. A raczej nie uśmiechało ci się skończyć poobijanym, na którymś z wystających nieco nad wodę głazów. Trzeba było znaleźć jakieś przejście. Może gdzieś znajdzie się jakaś płycizna, gdzie woda nie płynie z tak szaloną prędkością. Albo zwalone drzewo, które leżałoby w poprzek rzeki. Mogłeś też próbować pójść w górę rzeczki w nadziei, że po drodze nie tylko będzie węższa, ale i płytsza. Wtedy mógłbyś spokojnie przejść na drugą stronę. Pytanie tylko jak daleko musiałbyś się cofnąć? Mimo wszystko mapa, jak dokładna by nie była, nie odwzorowuje rzeczywistości w stu procentach i trzeba było się z tym liczyć.
GallAnonim - 2015-01-30, 13:18

Chwilę może szedłem, nim choćby usłyszałem przyjemny szum wody, ale dzięki pomocy tej mapy, jak chciałem, trafiłem nad rzekę. Super. Okazało się, że nie jest ona szeroka, chociaż za szeroka, aby ją przeskoczyć, jednak nurt był zbyt wartki bym mógł przepłynąć bez szwanku. Nie chciałem przecież skończyć porwany przez silny prąd, który bez wątpienia nie obszedłby się ze mną łagodnie. Ale nie specjalnie mnie to martwiło. W sumie to spodziewałem się, że rzeka będzie mi przeszkodą w drodze ku górom. Po prostu muszę znaleźć sposób, aby dostać się na drugi brzeg.
Teoretycznie mogę iść teraz w dwóch kierunkach:
Opcja pierwsza, to wędrować z biegiem rzeki, licząc, że w końcu znajdę jakąś przeprawę, której ostatecznie mogę nie odkryć i trafię do ludzkiej osady. Wzdrygam się na tą myśl.
Opcja druga, maszerować w stronę źródła aż rzeka stanie się na tyle wąska i płytka, że nie będzie problemy przejścia przez nią.
Z racji tego, że źródło na mapie wydaje się nie takie odległe to wybieram tą drugą opcję i idę na południe tak daleko aż będę mógł przejść na drugą stronę, aby kontynuować podróż na północny-wschód w stronę gór.

Gwen Brown - 2015-01-31, 12:11

Ze stoickim spokojem ruszyłeś w górę rzeki. Przez kilkanaście pierwszych metrów krajobraz nie zmienił się zbytnio. Dalej było zbyt szeroko na próby skakania i za głęboko na pływanie. Pojawiła się jednak alternatywa. W pewnym momencie zauważyłeś dość obiecującą przeprawę. Mianowicie okazała sosna, która kiedyś przewróciła się i aktualnie leżała w poprzek rzeczki, mocno wystając i z jednego i drugiego brzegu. Wyglądała dość stabilnie, wyraźnie nie leżała tu na tyle długo, aby zacząć butwieć, ale też drzewo nie padło w przeciągu ostatnich tygodni. Tak czy inaczej wyglądało to dobrze. A że grzechem byłoby stracić taką okazję, od razu wskoczyłeś na pień z zamiarem przejścia po nim jak po mostku. Cóż, niedoczekanie twoje. Kiedy tylko zrobiłeś ze dwa kroki spod wody wyskoczył jakiś pokemon. Wyraźnie zły pokemon. Był to Bibarrel- okazały poke-bóbr. Wszystko wskazywało na to, że nie odpowiada mu twoja obecność.
- Zabieraj się stąd, syńciu! To moje drzewo!- krzyknął zagradzając ci przejście. Jeden z jego zębów był wyszczerbiony przez co bóbr miał nieco świszczący głos.
Cóż, opcje masz dwie. Skulić ogon i szukać innego przejścia bądź też postawić się zgryźliwemu gryzoniowi i powalczyć o przejście. Twój wybór.

GallAnonim - 2015-01-31, 17:47

Podczas podróży w górę rzeki skrupulatnie szukałem miejsca, które pozwoliłoby mi przejść na jej drugą stronę. Trochę uszedłem, ale koryto nadal było za szerokie, a nurt za silny. Nie zrażałem się tym jednak. Najwyżej będę szedł aż do źródła, które nie powinno leżeć daleko. Wtem zobaczyłem idealne dla siebie most. Obalona sosna pozwalała przejść nad kipielą i nie wyglądała jakby miała ochotę w najbliższym czasie się zsunąć do wody. Dobra nasza. Zamierzałem skorzystać z tej szczęśliwej okazji. Niestety, ale oczywiście coś lub ktoś musiał mi przeszkodzić. Ledwie wszedłem na kłodę, z rzeki wyskoczył sporych rozmiarów bóbr. Śmiał on mnie obraźliwie nazwać „syńciem” i zablokować mi przejście. Rozzłościł mnie. By nieco dać ujść wzrastającemu gniewowi wypuszczam mały płomyk z pyszczka. Oj, nie zamierzam się cofać. To nie leży w mojej naturze.
- Naprawdę? Wielka szkoda. – odpowiadam mu z kpiącym uśmiechem. – Nie mniej zamierzam tędy przejść, a potem iść w siną dal. Możesz mnie albo przepuścić i nigdy więcej mnie nie zobaczysz, albo rozwiążemy to w mniej przyjemny sposób – Jestem pewien, że bóbr mnie wyśmieje, bądź zaatakuje.
Dlatego jestem gotowy do działania. Mam ochotę trochę porachować mu skórę, ale mi się śpieszy, więc jeśli Bibarrel rozproszy swoją uwagę, staram się szybko podbiegnąć i go przeskoczyć. Ewentualnie zmuszam go do zasłonięcia się, albo uniku wypuszczając w jego stronę z pyszczka Ember.

Gwen Brown - 2015-02-02, 19:25

Bóbr chyba tylko na to czekał.
- Poszedł WON!- ryknął, przy czym ostatnie słowo przeszło w Water Gun.
Tylko dlatego, że spodziewałeś się problemów ze strony Bibarela, udało ci się w porę podskoczyć i uniknąć ataku. Kiedy wylądowałeś na pniu, ten już ku tobie pędził. A w zasadzie się toczył. Waleczny gryzoń. Nie udało ci się w porę zrobić uniku i zostałeś przygnieciony przez bądź co bądź, dość tłustego zwierza. Tego było już za wiele i dałeś upust swemu poirytowaniu. W sposób dość prosty, ale bardzo skuteczny. Zaatakowałeś Ember. Ognisty atak szybko poderwał bobra do pionu, tak, ze teraz skakał jak oszalały próbując ugasić tlące się futerko. Ale zaraz, ty przecież jeszcze nie skończyłeś. Rozeźlony niedawnym przygnieceniem, rzuciłeś się na gryzonia, nie szczędząc swoich pazurków. Bibarel był jednak zbyt zaaferowany poparzeniami, więc nawet nie było mowy o unikach. Na koniec jeszcze raz posłałeś ku niemu Ember. To zakończyło starcie i bóbr po chwili chlapnął jak długi na pień. Korzystając z okazji, przeskoczyłeś sobie nad nim i parę kroków później byłeś już na drugim brzegu. W tym samym czasie, Bibarel nieco się ocknął.
- I żebym cię już tu więcej nie widział!- krzyknął, ale jakoś z mniejszym przekonaniem niż wcześniej. Cóż, niektórzy są chyba jednak zbyt uparci.
Spójrz na to z innej strony. Pokonując bobra zdobyłeś zawsze jakieś doświadczenie (+1lvl), a to pierwszy krok do tego, aby stać się silniejszym. Tymczasem mogłeś w spokoju kontynuować podróż, wracając ku obranemu wcześniej kierunkowi. Początkowo nic nie zakłócało ci marszu kiedy w pewnym momencie twoją uwagę zwrócił jakiś dźwięk. Zaraz, czy to płacz? Tak, wyraźnie słychać jak ktoś szlocha. Zainteresujesz się?

GallAnonim - 2015-02-03, 19:01

Tak jak się spodziewałem, bóbr próbował mnie trafić strumieniem wody. Brr, nie byłoby to nic przyjemnego, ale udało mi się uniknąć ataku, wskakując na pień, tylko po to żeby dać się przygnieść tej kupie mięcha. To było upokarzające. Wtedy się wściekłem nie na żarty. Emberem zmusiłem Bibarela do zejścia ze mnie, a przy okazji podpaliłem mu futro. To nie była jednak wystarczająca rekompensata za jego tłuste cztery litery na moim ciele. Rzuciłem się na niego z pazurami, a potem kolejną porcją płomyków zwaliłem z nóg. Czując wielką satysfakcję z pokonania tego gbura, bez większych problemów poszedłem sobie dalej. Westchnąłem z politowania, gdy usłyszałem jego żałosną pogróżkę.
Jakiś czas maszerowałem dalej w spokoju i czułem się całkiem raźno po wygranej, jednakże moje uszy wychwyciły odgłos jakby płaczu. Zatrzymuję się, by móc lepiej określić kierunek, z którego dochodził szloch. Nie czuję litości, czy chęci niesienia pomocy, bardziej ciekawość, dlaczego ten ktoś płacze. Decyduję się więc podejść do źródła dźwięku, by rzucić okiem, ale tak bez pokazywania się. Nie mam ochoty mieszać się w czyjeś sprawy.

Gwen Brown - 2015-02-06, 09:44

Prowadzony ciekawością, ruszyłeś powoli za dźwiękiem płaczu. Z początku przedzierałeś się przez mniejsze bądź większe zarośla, ale tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi. W końcu dostrzegłeś źródło wszystkich lamentów. Zacznijmy od dołu który rzucił ci się w oczy. W zasadzie było to coś jak jakaś stroma wyrwa. Jakby ziemia zapadła się tworząc swego rodzaju nieckę. Może nie była jakoś potwornie głęboka, ale wyjątkowe stromizny po bokach raczej utrudniały wspinaczkę, szczególnie jeśli chodziło o małe pokemony. A z takim miałeś do czynienia. Była to mała, brązowa kuleczka o długim i kosmatym futerku. Aktualnie jednak nie wyglądało ono na zadbane. Brudne, pozlepiane w kołtuny. No małe siedem nieszczęść. Stworzonko zwinęło się w kulkę pochlipując żałośnie. Sądząc po kupkach osuniętej ziemi, maluch nie raz próbował sforsować którąś ze ścian. Jak widać bezskutecznie. Po chwili maluch podniósł się i biorąc lekki rozbieg skoczył na jedną ze ścian. Już prawie, prawie i może by się wydostał, kiedy nagle spod jednej z jego łapek posypała się ziemia. Tracąc punkt zaczepienia, pokemon opadł z powrotem na dno. Wtedy też rozpoznałeś co to za gatunek. To Eevee. Mały, uroczy Eevee. Cóż, sam to on raczej sobie nie poradzi. Szkoda go.
GallAnonim - 2015-02-10, 21:13

I do czego doprowadziła mnie moja niezdrowa ciekawość? Do dziury. Nie była to jednak zwykła dziura w ziemi, bo to z niej dobywały się te lamenty. Kiedy tam zajrzałem, spostrzegłem małego, futrzastego pokemona, Eevee bez wątpienia, walczącego o wydostanie się z pułapki, ale przegrywającego ze stromymi ścianami. Wyglądał krótko mówiąc kiepsko. Musiał nie raz próbować się wspiąć, ale niezmiennie wracał na dno, zyskując najwyżej brudne, skołtunione futerko. Płakanie nie wydawało mi się najlepszym pomysłem. To nie było bezpieczne Sanktuarium. Maluch mógłby źle skończyć, gdyby usłyszało go coś o morderczych intencjach. Jednak zjawiłem się tutaj ja, lis nie należący do tych najbardziej skorych do pomocy. Kładę się zatem opodal skarpy tak bym mógł patrzeć na Eeveeiego, a on na mnie. Biedaczek pewnie będzie błagał.
-No co mały utknąłeś, co? – Zwracam się do niego ze złośliwym uśmieszkiem, tonem zaczepki. –Jakże to się stało, że znalazłeś się tam na dole? Peszek?
Skoro już tu jestem nie zostawię go tam w dole, krewniakowi lisowi pomogę, ale chcę mieć jakąś satysfakcję, a bycie złośliwym daje mi pewnego rodzaju zadowolenie. Trochę się z nim podroczę, pomęczę niepewnością, czy mu pomogę, czy jednak nie. Ale tak tylko chwilę, żeby nie przeciągnąć strunę. Nim uzna mnie za pokemona kompletnie bez serca, wstaję i wołam do niego.
- Dobra mały, wybacz za to. A teraz spróbuj ponownie wspiąć się na skarpę, jak najdalej potrafisz, to wtedy złapię cię i wciągnę na górę.
Jeśli zrobi to i znajdzie się w moim zasięgu to łapię go zębami za skórę na karku, po czym wciągam na górę. Nie jest dużym stworzeniem, więc raczej dam radę.

Gwen Brown - 2015-02-11, 13:23

Strzeliłeś, stary jak dzik w sosnę. Aż się szyszki posypały! Bo mały Eevee faktycznie okazał się mały, nie tylko po wzroście. Lisiątko to było. Kiedy zacząłeś od tej zaczepki, zaraz wycofał się w najdalszy kącik i patrzył na ciebie przepełnionymi przerażeniem oczkami. Trząsł się maluch jak galareta i nie trzeba było dłużej czekać na silniejszy wybuch płaczu.
- Chcę... Chcę do mamy!- zaszlochał lisek momentalnie przemieniając się w swoistą fontannę łez
Na prawdę, jak to tak dzieci małe straszyć? Nawet po rzuconej później propozycji pomocy maluch nie kwapił się do współpracy. Lisek odniósł wrażenie, że możesz być "tym złym", więc jeśli faktycznie chciałeś go poratować musiałeś jakoś odzyskać jego zaufanie.

GallAnonim - 2015-02-11, 14:43

Ale ze mnie egoista. Pomyślałem, gdy przez moje zaczepki lisek, który okazał się być w dodatku dzieciakiem, skulił się w kącie i patrzył na mnie jak na wcielenie zła wszelkiego. Miałem po prawdzie wielką ochotę się z tego powodu roześmiać, ale powstrzymuję się, bo tylko bym utwierdził w smarkaczu to przekonanie. Jeśli mam zamiar mu pomóc, muszę trochę podreperować wizerunek. Wzdycham.
- Hej, hej. No przepraszam cię za tamto mały, ale po prostu jestem taką świnią w futrze, hrum, hrum – staram się zażartować. – Staram się z tym walczyć, ale to silniejsze ode mnie. Naprawdę nie chcę szkody dla ciebie mały i pomogę trafić do mamy, ale musisz zapomnieć o mojej niedawnej złośliwości i zaufać mi, przynajmniej na momencik. W końcu oboje mamy lisie kity, a lisia kita nie zostawi lisiej kity w potrzebie. No dalej, spróbuj się wspiąć. Naprawdę cię złapię, klnę się na swoją własną matkę. – Próbuję dzieciaka przekonać, ale jeśli nie będzie chciał mojej pomocy to go zostawię w tym dole.

Gwen Brown - 2015-02-13, 17:30

Lisek pomimo płaczu zachichotał kiedy zacząłeś chrumkać. Najwyraźniej wyobraził sobie ciebie jako takiego futrzastego prosiaczka i stosunkowo szybko się uspokoił. A jak już wspomniałeś o sojuszu lisich kit to już w ogóle przestał płakać. W sumie szybko poszło. Wydawałoby się to co najmniej dziwne. Ale z drugiej strony maluchy działając w odpowiedni sposób dość szybko daje się okiełznać. Po chwili lisek ponownie wziął rozbieg i skoczył na skarpę. Z łatwością udało ci się go pochwycić zanim maluch zaczął się zsuwać i wciągnąć na "stały grunt". I wtedy stała się rzecz wręcz przesłodka. Maluszek przytulił się do ciebie, prze szczęśliwy i dziękując, że go poratowałeś i w ogóle. Taka mała przylepa. No, dobrze, starczy tego. Kiedy Eevee już się od ciebie odkleił, stwierdziłeś, że może już wracać do mamy. Ale wtedy...
- Tylko... Ja nie wiem jak wrócić- stwierdził lisek, a sądząc po jego minie jeszcze moment i znowu wybuchnie płaczem.
No to się władowałeś... Ale może mały zna jakiś szczegół, który zaprowadziłby go do domu? Jakiś punkt charakterystyczny, który byłby w pobliżu...

GallAnonim - 2015-02-14, 20:16

Dzieciak ma szczęście, że przestał płakać i zaczął współpracować. Dzięki temu mogłem go wyciągnąć z dołu i zaliczyć dobry uczynek. Wtedy Eevee wtulił się we mnie. To było… dość zaskakujące, zwłaszcza po tym jak na początku go potraktowałem. Nawet się uśmiechnąłem, ale tak pozytywnie, nie złośliwie. Kiedy jednak szczeniak odczepił się i wspomniałem, że może wracać do domu, okazało się, iż smarkacz nie ma pojęcia jak tam trafić. I wyglądało, że zaraz zacznie znowu płakać. No po prostu pięknie. Miałem ochotę się rozzłościć, ale ograniczam się do potężnego westchnięcia.
- Tylko bez łez mi tutaj – Mówię do niego. – Postaraj się lepiej przypomnieć coś, co pomogłoby nam odnaleźć twoją mamą. Pomyśl, gdzie ją ostatni raz widziałeś, jak się rozdzieliście, jak to się stało, że trafiłeś tam na dół. Na pewno coś ci wpadnie do głowy, ale musisz wziąć się w garść i być spokojny.
Skoro już zacząłem pomagać nie będę jak ta świnia, którą udawałem i doprowadzę sprawę do końca.

Gwen Brown - 2015-02-16, 18:14

Lisek pokiwał głową i zamknął oczy. Wywnioskowałeś z tego, że w ten sposób łatwiej mu się skupić. Cóż, każdy ma jakiś odchył. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu Eevee otworzył oczy.
- Mama... Pamiętam, że była przy takim dużym kamieniu. Takim podobnym trochę do wilka. Mi zawsze przypominał głowę wilka. I... I... Było jeszcze źródełko. Tak, źródełko! Jak tutaj biegłem, pamiętam że nad nim przeskoczyłem.- stwierdził maluch.
No, w sumie to jakiś konkret. Charakterystyczna skała, jakieś źródełko. Może jakby popytać kogoś tutejszego, czy wie w którą to stronę to byłoby mniej więcej z górki. A może ktoś zna tego małego? Trzeba by się porozglądać...

GallAnonim - 2015-02-17, 11:44

Dzieciak myślał przez dłuższą chwilę. Na tyle długą, bym zaczął się niecierpliwić. W końcu coś sobie jednak przypomniał i… niewiele na tą chwilę to pomagało. Skała w kształcie wilka i źródełko. Źródełko… czy to mogło być źródło rzeki, której mijałem? Czy może jakiejś strugi, która wpadała do niej? Nie, ta informacja za wiele nie pomoże mi w pozbyciu się smarkacza. Lepiej poszukać skały, ale nie znam terenu, więc trzeba mi się rozejrzeć za jakimś językiem, który mógłbym pociągnąć.
- Dobra młody, jakoś sobie poradzimy. Chciałbym tylko żebyś pomyślał o jeszcze jednej rzeczy. W pobliżu jest rzeka, przypomnij sobie, czy szedłeś z matką pod prąd, czy z nurtem – Od tego zależy w którą stronę pójdziemy.
Jeśli nie będzie pamiętał, decyduję się iść z nurtem. Niezależnie od tego po drodze uważnie wypatruję tubylca, którego mógłbym spytać o drogę.
- Jak się właściwie nazywasz młody? Ja jestem Kasai - Mówię do niego, kiedy wyruszymy.

Gwen Brown - 2015-02-17, 16:48

Tym razem lisek nie zastanawiał się zbyt długo.
- Rzeki? Nie pamiętam rzeki. Wiem, że jest gdzieś blisko, ale mama nie pozwala mi tam chodzić. Kiedyś zaatakował mnie taki dziwny bóbr kiedy za długo się kręciłem w pobliżu- odparł Eevee.
Aha, to już wiesz, że i ten maluch prawdopodobnie natknął się na owego szalonego bobra, tak jak ty kilka minut wcześniej. A więc Eevee raczej nie mieszkał gdzieś strasznie daleko. To raczej dobrze. Kto wie, może natkniesz się na matkę liska. Chociaż z drugiej strony ta też była wielką niewiadomą. Eevee mógł wyewoluować w osiem różnych form. Poza tym mało prawdopodobne, że sama była niedużą Eevee. Ale w sumie o to mogłeś zapytać samego malucha.
- Ja jestem Kay- odparł lisek kiedy zaczęliście iść.
Szliście sobie tak w spokoju i nie szkodząc nikomu. Od czasu do czasu rozglądałeś się za jakimiś pokemonami, które może rozpoznałyby liska, ale jak na złość nikt się nie napatoczył. Uszliście tak już dłuższy kawałek bez konkretniejszych rezultatów. Zaczynałeś się martwić czy czasem nie idziecie w złym kierunku, kiedy nagle...
- Pamiętam to miejsce!- zawołał Kay wybiegając przed ciebie. Przed wami rozciągało się nieduże wzgórze, u którego podnóża rósł wyjątkowo powyginany świerk.
- Chodź, tu zaraz będzie to źródełko. Na pewno!- zawołał Eevee i zaraz pognał na szczyt wzgórza, szybko znikając ci z zasięgu wzroku.
Nieco niechętnie ruszyłeś za nim. Nagle usłyszałeś głośny skowyt. Od razu przyśpieszyłeś, spodziewając się, że młody natknął się na jakiegoś większego drapieżnika. Na szczęście nie. chociaż to takie szczęście w nieszczęściu. Mały stoczył się ze szczytu na sam dół wzgórza, gdzie faktycznie płynęło płytkie źródełko. Może nie poobijał się za bardzo... No i skoro doznał olśnienia co do drogi do domu, może trafi już sam? Może. Strasznie dużo tych "może"...

GallAnonim - 2015-02-18, 10:04

No niestety, rzeki nie mogłem wykorzystać jako pewnego wyznacznika kierunku. Dzieciak znał ją wprawdzie, spotkał nawet kiedyś tego samego terytorialnego bobra co ja, ale twierdził, że nie przechodził tamtędy ostatnio. Niemniej znaczyło to, że nie mógł mieszkać daleko stąd. Pocieszające.
No nic to. Ruszyłem z małym rzepem naprzód, wypatrując po drodze kogokolwiek kto ma więcej inteligencji od typowego kamienia, czy pnia, ale jak na złość, znowu się wszystkie pokemony pochowały przede mną. Co ja? Chory na jakąś zarazę? Czas mijał, a ja nadal nie wiedziałem, czy idę w dobrym kierunku. Czułem przez to irytację oraz stratę czasu. Jednak wtedy Kay krzyknął, że pamięta miejsce, do którego się zbliżyliśmy, po czym pobiegł naprzód. Nie zatrzymywałem go. Nie czuję szczególnej potrzeby uważania na niego. Zmartwiłem się jednak, gdy zniknął mi z oczu, a potem usłyszałem jego skowyt. Okazało się, że Eevee ma staczanie we krwi, bo tym razem stoczył się aż do podnóży wzgórza, gdzie biło liche źródełko. Cóż, lisek trafił w znajome strony, więc może mógłbym już się cichutko oddalić. – Przechodzi mi taka myśl przez głowę. – Tylko że jestem może złośliwy nieraz, ale na pewno nie jestem niesłowny. Sprawa będzie zakończona, gdy dzieciak trafi do matki. Wzdycham.
- Mały, żyjesz? – Wołam do niego, schodząc powoli ze wzgórza. – Wiesz już, gdzie mniej więcej jesteś? Daleko do twojego domu? Acha, powiedz mi jeszcze, jak wygląda twoja matka, żebym do dobrej lisicy cię odstawił. – Dodaję ze śmiechem.

Gwen Brown - 2015-02-18, 16:09

- Ała!- lisek podniósł się nieporadnie, unosząc jedna z łapek.
Kiedy podszedłeś z ulga stwierdziłeś, że to tylko zwykłe otarcie. Jak na to mały o dziwo nie zaczął płakać i nawet dzielnie zniósł ową bolesną niedogodność. Co prawda trochę kulał na ową łapkę, ale najwyraźniej nie chciał wyjść na jakiegoś kompletnego dzieciucha i nie skarżył się zbytnio. Kiedy zapytałeś go o to miejsce, kiwnął głową.
- Byłem tutaj. Wydaje mi się, że to już blisko. Mój dom jest chyba gdzieś w tamtą stronę- pokazał ci łapką gdzieś mniej więcej na północny-zachód.
- Moja mama? Ma takie mięciutkie kremowe futerko i takie śmieszne zielone uszy. I jej ogon też jest zielony. Wyglądają trochę jak liście
A, czyli jego rodzicielka to Leafeon. Cóż, to chyba nie masz innego wyjścia jak zdać się na małego. Skoro mniej więcej wie gdzie jest to może się znowu nie zgubicie...

GallAnonim - 2015-02-19, 09:58

Sry, że krótko
--------------------

Eevee trochę się potłukł podczas upadku. Nic poważnego sobie za bardzo nie zrobił, chociaż nieco kulał na jedną łapkę. Co ciekawe nie rozpłakał się z tego powodu. A więc Kay nie jest jednak totalną beksą. Stwierdzam z niejakim zadowoleniem. Imponujące na tyle, bym powściągnął swoją złośliwość. Cieszyło mnie też to, że dzieciak wydawał się naprawdę rozpoznawać okolicę i mam nadzieję, że niedługo się go już pozbędę, a potem zajmę się swoją misją. No i wiem już, że jego matka to Leafeon i takiego pokemona będę wypatrywał. Cóż, chyba nie mam teraz za wiele roboty, poza przypilnowaniem, by Kaya coś nie zjadło po drodze.
- No to skoro wiesz już gdzie jesteś to prowadź. Pójdę za tobą. – Mówię do niego.

Gwen Brown - 2015-02-20, 17:02

Ależ żaden problem :)

Kay kiwnął głową i po chwili ruszył w las. Ze względu na jego łapkę musieliście iść nieco wolniej niż wcześniej. O taka dodatkowa niedogodność. Ale teraz mały przynajmniej orientował się gdzie jest. Gdzieś po kilkunastu minutach zauważyłeś, że po drodze mijacie co raz więcej różnego rodzaju samotnych skał. Mniejszy, większych, ale jednak co raz więcej. Niedługo potem rozradowany lisek pokazał ci wśród nich tę, o której ci wcześniej wspominał. Nie zdążyłeś jednak zbyt dobrze jej się przyjrzeć, bo zraz coś skoczyło na ciebie z góry i z głośnym warknięciem przygwoździło do ziemi.
- Łapska precz od mojego dziecka!- usłyszałeś tuż nad uchem. O, czyli znaleźliście mamuśkę. Jak miło...
Rozeźlona lisica byłaby i coś ci zrobiła jednak tutaj z odsieczą przybiegł Kay. Eevee szybko i z typowym dla dzieciaków entuzjazmem opowiedział matce co i jak. Że jesteś w porządku, że go poratowałeś, że do domu go prowadzisz. Lisica posłuchała, pokiwała głową i zaraz też zmieniła się rozmowa.
- Najmocniej przepraszam- powiedziała wypuszczając cię spod swego ciężaru.
- Nie miej mi za złe, Kay to moje najmłodsze dziecko i w przeciwieństwie do jego rodzeństwa, wymaga więcej uwagi, ale i tak ciężko go upilnować. Nic ci nie zrobiłam?- zapytała zaraz z troską w głosie.
Cóż, faktycznie trzeba jej wybaczyć. Nie od dziś wiadomo, że kto stanie między matką a jej dzieckiem skończy marnie. A ta robiła tylko swoje, czyli to co podpowiadał jej instynkt.

GallAnonim - 2015-02-21, 09:34

Byłem pełen nadziei, że już nie długo będę miał tego smarkacza z głowy. Kay naprawdę wiedział gdzie jest i wkrótce dotarliśmy do tej jego „wilczej” skały. Nie miałem okazji jednak sam jej się przyjrzeć, czy rzeczywiście ma taki kształt. W tym właśnie momencie kątem oka zobaczyłem ruch, a po chwili czyjś ciężar przygwoździł mnie do ziemi. Noż cholera! Teraz dopiero jakiś gnój postanowił nas zaatakować?! Wtedy jednak napastnik kazał mi się trzymać z dala od dziecka i zrozumiałem, że to musiała być w istocie matka Eevee.
- A czy ja go trzymam!? – Odwarkuję.
Oczywiście miałem zamiar walczyć, aby uwolnić się spod lisicy, ale do akcji wkroczył Kay i przekonał swoją matkę, że jestem tutaj tym dobrym. Z ulgą przyjąłem zejście Leafon ze mnie. Nie ważyła tyle co pewien Bibarel, ale nadal była dla mnie ciężka. Wstaję natychmiast żeby ogarnąć wzrokiem mamuśkę.
- Nic mi nie jest. Nie jesteś pierwszym pokemonem, który przygniótł mnie dzisiaj – Odpowiadam z uśmiechem. – Nie mam ci za złe tego ataku.
Nie mam co narzekać, że matka reaguje nerwowo, gdy coś się dzieje z jej dzieckiem. Jestem pewien, że moja też rozszarpałby na strzępy kogoś kogo posądziłaby o wyrządzenie mi krzywdy.

Gwen Brown - 2015-02-21, 17:17

Lisicę wyraźnie ucieszył fakt, że jej gwałtowność nie miała jakichś nieprzyjemnych skutków.
- Jeszcze raz najmocniej przepraszam. Ale, ale, gdzie moje maniery. Nazywam się Tima. A ty, jeśli dobrze zgaduję, chyba nie jesteś stąd, prawda? Wiedziałabym gdyby w tej części lasu mieszkały stworzenia twojego gatunku.- zapytała i zaraz powęszyła chwilę.
- Nie, z całą pewnością nie jesteś stąd. Masz zupełnie inny zapach. Hm, robi się dość późno, może więc porozmawiamy w mojej grocie? Za pomoc memu synowi chętnie odwdzięczę się gościną, a może będę mogła pomóc ci też w jakiś inny sposób. Co ty na to?
Cóż, całkiem miła propozycja. W końcu jakby nie patrzeć miło będzie spędzić noc w jakimś względnie bezpiecznym miejscu niż w środku lasu. Mniejsza szansa na spotkanie jakichś groźniejszych pokemonów. No i może lisia rodzinka mogłaby ci zaoferować coś więcej niż nocleg i nieco jedzenia.

GallAnonim - 2015-02-21, 22:09

- Jestem Kasai i tak, nie jestem stąd, a wkrótce pójdę jeszcze dalej – odpowiadam Timie, notując w głowie, że w okolicy nie spotkam innych przedstawicieli swojego gatunku.
Czuję zadowolenie, gdy okazuje się, że czas poświęcony na zajmowanie się dzieciakiem jednak nie będzie czasem zupełnie straconym. Leafeon zaoferowała mi w zamian za przyprowadzenie syna gościnę w swojej grocie i być może także pomoc. Nie mogę nie skorzystać z takiej oferty.
- Chętnie skorzystam z tej propozycji, Timo – zgadzam się z uśmiechem. – Będziemy do waszego domu szli teraz? – zapytuję się jeszcze.
Przy okazji spoglądam na niebo, aby ocenić porę dnia. Tak się skupiłem na wędrówce, że całkiem zapomniałem o upływie czasu.

Gwen Brown - 2015-02-22, 16:42

W lesie, między drzewami ciężko było zorientować się w porze dnia, kiedy nie widać było nieba. Szybko jednak zorientowałeś się, że najwyraźniej zbliża sie zachód słońca. Dalej było jasno, jednak to był ten inny rodzaj światła, charakterystyczny dla owej pory dnia. Jakby nie patrzeć, teraz będzie już tylko ciemniej.
- Właściwie tak, o ile nie masz nic przeciwko.- odparła lisica.
W sumie, co mógłbyś mieć przeciwko? Pozostawało tylko iść za Leafeon i tym małym urwipołciem. W sumie bez nich pewnie nie zobaczyłbyś wejścia do groty. Nie to że było zarośnięte, czy coś. To była bardziej kwestia ułożenia skał na zewnątrz. Patrząc na pierwszy rzut okaz, wydawało się, że to tylko kupa różnej wielkości głazów, leżąca u stup skalistego wzgórza. Tima jak gdyby nigdy nic przeszła pomiędzy jednymi z nich i... zniknęła. Zbity z tropy przystanąłeś, nie widząc gdzie mogła się podziać.
- Tutaj- Leafeon wychyliła się i wtedy dopiero trafiłeś na wejście.
Było nieduże, jakby nie podobne do grot czy jaskiń. Jednak po kilku krokach rozszerzało się i w końcu przechodziło w obszerną komorę, z której odchodziło kilka pomniejszych tuneli. Co było dalej, jeszcze nie wiedziałeś. Za to miałeś okazję poznać część rodzinki Timy i Kaya. Najpierw rzuciła ci się w oczy grupka czterech Eevee, bawiących się wesoło i hasających pomiędzy skałami. Kay zaraz pobiegł ku nim. Faktycznie był najmniejszy. Jak zaczął się kręcić przy pozostałych, dopiero teraz było to widać. Ale to nie wszyscy, których udało ci się zobaczyć. Na płaskim kamieniu leżącym przy jednym z tuneli leżał inny lis. Szybko rozpoznałeś w nim Espeona po charakterystycznym kolorze sierści i rozwidlonym ogonie. Był też Flareon, który akurat wychodził z innej jamy i na wasz widok przystanął, posyłając ci zaciekawione spojrzenie. Odwrócił się na chwile i szczeknął krótko, a zaraz potem pojawiła się za nim Jolteon.
- Witam w naszych progach, Kasai. Rozgość się- przemówiła Leafeon.
W tym momencie patrzyli na ciebie już wszyscy. Przynajmniej miałeś nadzieję, że ta gromadka to wszyscy.
- Mamo, kto to jest?- zapytał jeden z Eevee. Maluchy momentalnie przerwały zabawę.
No, to brakowało jeszcze do kompletu jakiejś zgryźliwej babki czy wyjątkowo rozgadanej ciotki, które pewnie zaraz wzięły by cię w obroty. Chociaż, całe to towarzystwo wydawało się być do ciebie przyjaźnie nastawione. Wyczułeś w ich spojrzeniach wyraźną nutkę ciekawości. Pewnie nie widziały jeszcze kogoś takiego jak ty. Można powiedzieć, że stałeś się swego rodzaju "gwiazdą wieczoru".

GallAnonim - 2015-02-22, 22:14

Cóż, w gęstym lesie nie wiele mi się udało odczytać z nieba o porze dnia, ale wyglądało na to, że ma się ku zachodowi, a zatem nie miałem nic innego do zrobienia, jak pójść za Leafeon i jej synem. Zaprowadzili mnie do czegoś co wyglądało na stertę skał. Lisy weszły między nie, po czym zniknęły. Zaskoczony próbowałem samemu wypatrzyć wejście, ale dopiero pojawienie się głowy Timy mnie na nie naprowadziło. Zaprawdę, gdyby nie ona to bym nawet nie wpadł na to, że tu jest jakaś grota. Świetnie zamaskowana kryjówka, nie ma co, jestem pod wrażeniem.
Idąc za parką przez mały tunel, dotarłem do większej komory, z której odchodziły kolejne korytarze. Tam miałem okazję ujrzeć resztę, jak się okazało całkiem dużej, rodzinki. Poza zgrają bawiących się Eevee, zobaczyłem Espeona, Flareona i Jolteona. Poczułem się ciut nieswojo. Nie lubię zwyczajnie tłoków. Mam nadzieję, że uda mi się tego nie okazać podczas gościny. W każdym razie wszyscy oni patrzą teraz na mnie, oczekując żebym coś powiedział o sobie. Na szczęście każdy z nich miał minę raczej przyjazną, więc powinno mi być łatwiej. Biorę głęboki wdech.
- Witajcie. Jak powiedziała Tima, nazywam się Kasai i jestem Fennekinem, jakby ktoś nie wiedział. Nie pochodzę z tych okolic. Tylko tędy przechodziłem, ale natknąłem się na Kaya, gdy miał kłopoty i wyciągnąłem go z nich, po czym przyprowadziłam do matki. Tima w zamian zaoferowała mi gościnę w waszym legowisku. Mam nadzieję nie sprawić wam przez ten czas kłopotu – Kończę wzdychając, bo mówię to ciągiem.
Czekam potem na reakcję rodzinki.

Gwen Brown - 2015-02-27, 11:39

Cała gromadka posłuchała co miałeś do powiedzenia. Nic nie wskazywało na to, aby ich przyjazne zamiary miały ulec zmianie.
- Kumpel, Kaya to kumpel nas wszystkich- stwierdził po chwili Flareon
W tym momencie towarzystwo nieco się porozchodziło do swoich spraw. Zaspokoiłeś mniej więcej ich ciekawość, wiedzieli co tu robisz, więc nie było powodu sterczeć nad tobą.
- Cześć, jestem Tombi- nie wiadomo skąd tuż obok znalazła się Jolteon. Elektryczna lisica przechyliła zadziornie łebek.
- Jesteś typem ognistym, prawda? To zupełnie jak mój brat, wiesz? Jest całkiem silny, ale to straszny nudziarz, ciągle mi mówi co mam robić i...
W tym momencie wtrącił się sam zainteresowany, czyli Flareon.
- Może dlatego, że jestem starszy, a ty jesteś strasznie roztrzepana. Poza tym o ile pamięć mnie nie myli w tym momencie także masz coś do zrobienia, czyż nie? Wybacz mi za moją siostrę. Jestem Seko.
Jolteon nieco niechętnie, ale odbiegła w inną część groty. I tak oto zostałeś sam na sam z Flareonem.
- Nieco ryzykownie jest tak samemu podróżować. Szczególnie, że w tych stronach czasami bywa dość niebezpiecznie jeśli nie zna się terenu lub jakichś przydatnych umiejętności- rzucił po chwili.
Czyżby to była jakaś lekko zakamuflowana propozycja treningu lub szkolenia? w sumie miało to trochę taki wydźwięk. Poza tym Tima sama stwierdziła, że może ona i jej rodzinka mogliby zaoferować ci coś więcej niż gościnę. W takim wypadku ten mały Eevee musi bardzo wiele dla nich znaczyć. Więcej niż by się wydawało.

GallAnonim - 2015-02-27, 23:10

Po moich wyjaśnieniach, lisia rodzina nadal była przyjaźnie do mnie nastawiona, chociaż rozeszli się, wracając do swoich spraw. Z ulgą przyjmuję, że nie znalazłem się pod gradobiciem pytań. Niektórzy jednak postanowili do mnie zagadać. W ten sposób poznałem Jolteon imieniem Tombi, która tak po cichu do mnie podeszła, że aż się wzdrygnąłem, gdy ją zauważyłem oraz Flareona Seko, jej starszego brata, który pogonił siostrę do jakiejś roboty.
Seko zaczął potem mówić mi o ryzyku i niebezpieczeństwie samotnej podróży. Zabrzmiało to poniekąd jakby proponował mi jakiś trening. Jestem samolubem, ale nie powinienem zamykać się na darmowe możliwości podniesienia zdolności, zwłaszcza że czeka mnie ciężkie zadanie.
- Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie niedzielny spacer, ale nie mam innego wyjścia – odpowiadam, mimowolnie dotykając łapką obręczy matki, starając się przy tym brzmieć na pewnego siebie. Nie chcę pokazywać obcym pokemonom, że tkwi we mnie strach, ani że, mimo wszystko, irytuje mnie insynuowanie, że brak mi umiejętności. – Może masz dla mnie jakieś rady, Seko? – zapytuję w ten sposób, uznając, że to najbardziej dyplomatyczne sformułowanie dla tej sytuacji.

Gwen Brown - 2015-02-28, 20:25

Flareon uśmiechnął się tajemniczo.
- Pomogłeś najmłodszemu z moich braci i asystowałeś mu w drodze do domu, więc sądzę, że jesteśmy ci coś za to winni. Dobrze się domyślasz, przyjacielu, chętnie nauczę cię kilku sztuczek. Podejrzewam, że pozostała część mojej rodziny pewnie dorzuci też coś od siebie[b]- powiedział po chwili.
Zacnie, zacnie. Ciekawe co konkretniej mogliby ci zaoferować?
[b]- Aczkolwiek taki trening wymagałby nieco czasu i energii. Nie wiem dokąd zmierzasz i jak bardzo ci się spieszy, dlatego to ile będziemy mogli ci przekazać zależy od tego ile czasu masz do dyspozycji. A zatem, Kasai? Jak bardzo spieszy ci się do twych osobistych spraw?

Ha, dobre pytanie. Najpewniej lisia rodzina zechce na początek przyjrzeć się co już umiesz i potem dopiero opracują jakieś konkretniejsze kroki. Cóż, tutaj decyzja należała do ciebie.

GallAnonim - 2015-02-28, 23:01

Więzy rodzinne u tych lisów muszą być silne, skoro tak bardzo chcą wynagrodzić mi, komuś dla nich obcemu, sprowadzenie z powrotem do domu Kaya, najmłodszego z familii, jak się przed chwilą dowiedziałem. Seko potwierdził mi, że on w zamian za mój czyn, faktycznie chce mnie czegoś niecoś nauczyć. Interesujące. Jednakże Flareon zaznaczył od razu, że jego trening wymaga poświęcenia czasu i energii, a potem zadał bardzo ważne pytanie. Jak bardzo mi się śpieszy? Kiedy myślę o tym co ludzie zrobili z moim domem, o ranach mojej matki i o cierpiącej w niewoli siostrze, bardzo chcę odpowiedzieć, że nie mam ani chwili do stracenia. Jednakże muszę jednocześnie myśleć trzeźwo, nie dać się ponieść emocjom. Bo prawdą jest, że aby wypełnić powierzone mi zadanie oraz zemścić się na wrogach, potrzebuję nie tylko się spieszyć, ale także zdobyć siłę. A oto przede mną otwiera się okazja, aby ją nieco powiększyć. Jestem jedynym, który może wypełnić tą misję i będzie kicha, jeśli okażę się w kluczowym momencie za słaby. Nie mogę zignorować tej oferty.
- Powiem tak, Seko. Jestem w wielkim pośpiechu, ale nie aż takim, by nie skorzystać z okazji nauczenia się czegoś – odpowiadam z poważną miną. – Czego zatem mógłbyś mnie nauczyć?

Gwen Brown - 2015-03-04, 19:15

Flareon zaśmiał się cicho.
- Czyli będzie można nieco poszaleć. Cóż, na początek muszę popatrzeć co już umiesz- odparł
W sumie z sensem gadał. Po chwili podniósł się i postąpił kilka kroków.
- Chodź. Do kolacji zostało jeszcze nieco czasu. Wystarczy abyś pokazał mi to i owo
Seko poprowadził cię do jednego z tuneli. Kątem oka zauważyłeś, że przygląda wam się ten Espeon, który jak na razie nie zamienił z tobą ani słowa. Szybko jednak przestałeś na to zwracać uwagę. Po chwili znaleźliście sie w mniejszej, ale i tak obszernej "sali". Była w zasadzie pusta, przy ścianie gdzie nie gdzie rosły sobie jakieś fluorescencyjne grzybki, które oświetlały całość. Było też jeszcze z pięć większych skał rozrzuconych to tu to tam. Seko ruchem głowy wskazał ci jedną z nich, porośniętą jakimś rodzajem porostów.
- No, to pokaż co umiesz. Potraktuj ten głaz jak rywala. W sumie możesz "poatakować" kilka z nich. A ja sobie popatrzę i pomyślę.

GallAnonim - 2015-03-05, 20:39

Kwestia Seko, że będziemy mogli poszaleć nieco mnie zaskoczyła. Ale to, iż Flareon chce zobaczyć co takiego dotąd już umiem już nie. To uznałem za w pełni zrozumiałe. Nie przeszkadzało mi to, że tą część treningu pokemon chce przeprowadzić teraz.
Kiedy więc polecił mi iść za sobą, to ruszam, kątem oka przyuważając, że obserwuje mnie Espeon. Jedyny, nie licząc młodzieży, który się jeszcze do mnie nie zagadał. Coś w nim mi się nie podobało, ale ignoruję teraz tego lisa. Idąc za Seko, trafiłem do dużego, pustawego pomieszczenia. Znajdowały się tu tylko dziwne, świecące grzyby i kilka skał. Mój nowy nauczyciel wskazał na jeden z głazów i kazał mi go zaatakować, jak rywala. Trochę się tym zdziwiłem, po czym spojrzałem z powątpiewaniem na porosły porostami kamień. Walka z żywym przeciwnikiem to jedno, ale walnięcie w taki głaz może być bolesne - przechodzi mi przez głowę. Mam ochotę trochę ponarzekać, ale sam się zgodziłem na trening, więc wypadałoby słuchać poleceń, chociaż bardzo tego nie znoszę. A zatem przyjmuję pozycję do walki i ruszam do ataku na głaz. Jako że czuję dyskomfort przed użyciem na nim pazurów z obawy przed ich utratą, atakuję wyłącznie Emberem. Staram się przy tym nie stać na kołek, tylko wyobrażając sobie, że głazy to jednak pokemony, biegać pomiędzy nimi, atakując po kolei każdy z nich.

Gwen Brown - 2015-03-07, 17:46

Najwyraźniej lisia rodzinka w swej liczbie i różnorodności znała to i owo. Tymczasem postanowiłeś pokazać co umiesz. W czasie kiedy tak ganiałeś pomiędzy kamieniami i posyłałeś ku nim kolejne porcje Ember, Seko w milczeniu ci się przyglądał. Kiwał głową, w myślach oceniając każde twe posunięcie. Ty jednak się tym zbytnio nie przejmowałeś i po prostu robiłeś swoje. A kiedy skończyłeś z zaskoczeniem stwierdziłeś, że znacznie powiększyła ci się widownia. Obok Seko przycupnęła sobie Tombi, nieco dalej leżał Espeon, obserwując cię spod wpółprzymkniętych oczu, a z głębi tunelu wyglądała Tima. Zapewne gdzieś jeszcze pałętały się te wszystkie Eevee, ale znając dzieciaki mogły cię dla zabawy oglądać z ukrycia. Tak czy inaczej każde najpewniej wysnuło sobie jakieś wnioski.
- W sumie całkiem nieźle. Może twój ogień nie powala, ale jest wystarczająco silny by z czymś popróbować. Będę cię uczyć- zawyrokował Seko.
- Jesteś nawet dość zwinny, ale jeśli chcesz mogę ci pokazać jak popracować nad szybkością i zwinnością- rzuciła Tombi, wesoło się szczerząc.
Espeon jak na razie pozostał milczący, a Tima jak to wszystkie matki świata, postanowiła się wszystkimi zaopiekować i po prostu przyszła zwołać was wszystkich na jakąś kolację. Nie zdziwiłabym się jednak gdyby i ona w pewnym momencie nie wyszła z propozycją jakiegoś treningu. A tymczasem, chyba pora potuptać na kolację, prawdaż? Skoro wołają...

GallAnonim - 2015-03-08, 10:52

Kiedy ja tu się wysilałem, wojując ze wszystkich sił z tą „przerażającą” bandą głazów pod okiem oceniającego mnie Seko, zebrała mi się spora widownia, którą zauważyłam dopiero, gdy skończyłem tą pokazówkę. Przyszli praktycznie wszyscy dorośli członkowie lisiej rodziny: Tombi, Tima oraz Espeon nieznany mi jeszcze z imienia. Być może jeszcze dzieciaki skądś mnie podpatrywały. Uśmiecham się do nich zawadiacko. Czułem się w sumie zadowolony z występu. Seko i Tombi w końcu mnie pochwalili oraz obiecali, że czegoś nauczą.
- Dziękuję wam – odpowiadam im, jak nakazuje grzeczność.
Tymczasem Tima zawołała wszystkich na kolację. A akurat zrobiłem się nieźle głodny po całym dniu wędrówki i przygód. Czekam jednak aż gospodarze ruszą pierwsi, a ja idę za nimi. Jestem egoistą, ale grzeczność w gościnie wolę zachować. Zastanawiało mnie co będziemy jeść.

Gwen Brown - 2015-03-08, 15:16

Ruszyliście więc wszyscy z powrotem do głównej komory. Z początku przepuściłeś swych gospodarzy z czego skorzystali w sumie tylko Tima i ów Espeon. Seko i Tombi woleli iść z tobą. Zastanawiające, nie? Ten Espeon. W czasie gdy wszyscy byli tacy towarzyscy i mili, on uparcie trzymał się na uboczu. Niby nie wydawał ci się wrogo nastawiony, ale to jego zdystansowanie jest co najmniej intrygujące. W pewnym momencie nawet odniosłeś wrażenie, że ów lis wydaje się starszy od reszty. Od Tombi i jej brata na pewno, może nawet odrobinę od Timy. Czyżby to ichniejszy "zgryźliwy dziadek"? A kto go tam wie. Może potem mógłbyś popytać o to któreś z przychylniejszych ci lisów. Tak czy inaczej minął dosłownie moment i znaleźliście się na miejscu. Zaraz też okazało się co tu mają w menu. Mięsko mój drogi. Sądząc po tym co wyciągnęła Leafeon mógł to być jakiś Stantler. W każdym razie jakiś trawożerny kopytny. Tak czy inaczej mięsiwo, a nie jakieś jagódki. Konkretny posiłek. Nie ma to jak porządnie napchać sobie żołądek przed snem, prawda?
GallAnonim - 2015-03-09, 14:23

Mimo że, chciałem być uprzejmy i iść na końcu, skorzystać zdecydowała się z tego tylko Tima i tajemniczy Espeon. Tombi i Seko woleli iść wraz ze mną. Na szczęście dwoje to jeszcze nie jest tłok, który by mi przeszkadzał. Po drodze miałem czas pomyśleć o stosunku fioletowego lisa do mnie. Nie czułem od niego wrogości, ale w przeciwieństwie do reszty rodziny zachowywał wobec mnie spory dystans. Nie odezwał się do mnie nawet słowem. Zastanawiał mnie tego powód. Wydało mi się nawet, że jest z nich najstarszy. Jednak skoro on nie chce ze mną rozmawiać, to mogę o niego popytać jego krewnych, gdzie zainteresowanego nie będzie w pobliżu. Stwierdziłem, że to może być jakieś zajęcie na wieczór. Po chwili dotarliśmy do Sali, w której będziemy jeść. Okazało się, że na kolację podają mięsko. Cóż, mniejsza o to, czym było to wcześniej, ale wygląda na rzecz apetyczną. W Sanktuarium, ze względu na panujące tam stosunki między pokemonami, rzadko miałem okazję smakować się w mięsiwie, częściej zajadając jagodami. Znowu w imię grzeczności, pozwalam posiłek zacząć gospodarzom, by dołączyć się po chwili. Nie chcę wyjść na niewychowanego gbura, który rzuca się na jedzenie, jakby to miał być ostatni posiłek w jego życiu.
Gwen Brown - 2015-03-09, 18:27

Po chwili Tima z pomocą swej rodzinki porozdzielała mięso tak, aby każdy dostał odpowiednią porcję i nie poszedł spać głodny. Posiłek przebiegł w ciszy. Jednak był to ten przyjemniejszy rodzaj milczenia, a nie jakaś niezręczna cisza. Potem Espeon zebrał wszystkie Eevee w jedną grupkę i odprowadził do jednego z tunelu, najpewniej ułożyć je do snu. Tombi pomogła matce uprzątnąć miejsce po kolacji. Zostaliście sami z Seko. Ognisty lis zaproponował ci nocleg w męskim gronie, to jest w jego "jaskini". Była dość przytulna, wyłożona mchem niczym jakimś dywanem. Idealne, wygodne miejsce do spania.
- To jak ci się podoba moja rodzinka?- zapytał Seko, po ułożeniu się w miejscu gdzie mech był nieco wygnieciony.
Dobra okazja aby popytać o to i owo- chociażby o Espeona.

GallAnonim - 2015-03-10, 16:15

Kiedy Tima zaczęła rozdzielać mięso, aby każdy otrzymał dostateczną porcję, doszedłem do wniosku, że w tej rodzinie wszyscy traktują się raczej równo i nie ma wyraźnego przywódcy, czy innej hierarchii. Podczas jedzenia panowała cisza, wszyscy jedli w spokoju, więc ja tym bardziej jej nie mąciłem. Po kolacji, tajemniczy Espeon zabrał całą młodzież żeby, być może, położyć spać te wszystkie Eevee, a Tima i Tombi wzięły się za sprzątanie jaskini. Tylko ja i Seko zostaliśmy bez zajęcia. Flareon zaproponował mi jednak nocleg w swoim legowisku, więc poszedłem za nim. Jego sypialnia okazała się całkiem przytulna, wyłożona mchem. Idealne miejsce do spania i chociaż jestem samotnikiem co nawet sypiać woli z dala od innych, to chętnie dla wygody się przemogę. Sam Seko zapytał mnie co sądzę o jego rodzinie. Chmy, byliśmy tutaj sami, więc to idealne okazja do rozmowy o pewnym lisie.
- Uważam, że twoja rodzina jest bardzo urocza, chociaż zaskakująco liczna – uśmiecham się do niego. – Chciałbym jednak byś mi coś wyjaśnił. Otóż Tima wydaje się tu prawie najstarsza, a z tego co zrozumiałem jest matką ciebie, Tombi i całej tej gromadki Eevee, czy tak? Więc kim w takim razie jest dla was ten milkliwy Espeon, który nie kwapił się, aby choć przedstawić? To wasz ojciec, czy może inny krewny? A tak poza tym to jak będzie wyglądał teraz nasz trening?

Gwen Brown - 2015-03-13, 19:29

- Co do mojej matki i nas masz rację. Natomiast ów Espeon to brat naszego ojca, nazywa się Phango. Wujaszek jest dość, specyficzny, szczególnie mu się nasiliło po śmierci taty. Z resztą sam to widzisz. Nie przejmuj się nim- kiedy uzna cię za godnego rozmowy sam z siebie cię zaczepi. Na razie będzie ci się tylko przyglądał- odparł dość luźnym tonem.
- Co do treningu... Pozwól, że pozostawię to do jutra. Radziłbym ci się jednak wyspać, bo podejrzewam, że nie tylko ja wezmę cię w obroty- dodał zawadiacko mrużąc oczy.
W sumie fakt. Jak dotąd lisia rodzinka wiele rzeczy robiła tak prosto z mostu i bez cackania się, więc zapewne kiedy zaczniesz trenować z Seko, niewykluczone, że w jakiejś przerwie "przejmie" cię ktoś inny.

GallAnonim - 2015-03-14, 10:00

A więc Espeon zaiste jest ich krewnym, stryjem właściwie i nazywa się Phango. Zatem nie jest już taki tajemniczy dla mnie. Z lekka żal jednak poczułem, gdy dowiedziałem się, że ojciec Seko i reszty nie żyje. To chyba gorsze od nie posiadania go w ogóle, ale trudno mi to stwierdzić. Niemniej Flareon mnie zapewnił, że ich stryj, kiedy się do mnie przekona, to się odezwie. Nie żebym miał o to specjalnie zabiegać. Niestety Seko nie chciał mi zdradzić co i jak będziemy jutro trenować, tylko radził abym się wyspał, przestrzegając, że nie tylko on może chcieć mnie uczyć. Sądząc po tym jak lis mruży oczy to niedługo uderzy w kimono. Myślę, że na mnie też powoli pora, zatem moszczę się wygodnie w mchu. Nim jednak złożę głowę do snu, mam jeszcze jedno pytanie do Seko.
- Słuchaj, to może być głupawe, a może nawet nieodpowiednie pytanie, ale jaki był wasz ojciec? Mojemu zawdzięczam jedynie tylko to, że się pojawiłem na tym świecie – dodaję markotnym tonem.
Nie wiem czemu mnie to akurat teraz naszło, ale chciałbym posłuchać o tym jacy są ojcowie.

Gwen Brown - 2015-03-18, 19:01

Seko był wyraźnie zaskoczony twoim pytaniem.
- Tata?- zapytał lekko zdezorientowany.
- Tata był całkiem w porządku. Dbał o nas i pilnował żeby nic nam nie brakowało. Pamiętam, ze zawsze był w pobliżu kiedy bawiliśmy się z Tombi. Zawsze miał nas na oku, nawet jeśli nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. I zawsze na czas wyciągał nas z kłopotów. Wiesz, pamiętam jak kiedyś wpadłem do rzeki. Tata mnie wyciągnął. W sumie był Vaporeonem, więc to nie było dla niego takie trudne. Potem przez dłuższy czas bałem się wody. Ale tata pomalutku, stopniowo nauczył mnie jak pokonać ten lęk. Teraz, dzięki niemu sam śmigam w wodzie jak ryba. Tak, wiele mu zawdzięczam. W sumie Tombi też. Ale Kay i maluchy niestety niezbyt go pamiętają. Nie ma się co dziwić, zginął kiedy byli jeszcze bardzo mali. Zawsze był na posterunku i na posterunku umarł. Cały on- powiedział Flareon.
Lis mówił spokojnie, w jego głosie nie dało się wyczuć żalu czy smutku towarzyszącym wspomnieniom o zmarłym rodzicu. W każdym razie zarysował ci dość dokładny obraz przykładnego ojca.
- Dobrze, przyjacielu. Bo jutro rano będziemy obaj ziewać zamiast robić coś pożytecznego. Kładźmy się.- stwierdził moszcząc się na mchu.

GallAnonim - 2015-03-19, 08:17

Wysłuchałem z zainteresowaniem opowieści Seko na temat ich ojca. Dowiedziałem się, ze był naprawdę porządnym pokemonem, który dbał o swoje dzieci, chronił je przed niebezpieczeństwami i wiele je nauczył. Mój rozmówca nie powiedział złego słowa na jego temat, a to o czymś świadczy. Mogę im tylko pozazdrościć posiadania takiego ojca, który zginął chroniąc swoją rodzinę.
- Masz rację. Nie mniej dziękuję, że mi to powiedziałeś – odpowiadam na słowa Seko. – Dobranoc.
Czas złożyć głowę na ziemi, zamknąć oczy i czekać na nadejście drugiego dnia mojej wyprawy. Przede mną jeszcze daleka droga.

Gwen Brown - 2015-03-22, 19:13

- Drobnostka. Dobrej nocy- odparł Seko i po chwili zasnął.
Ty także niedługo potem zapadłeś w spokojny sen. Wszystko wskazywało na to, że dobrze spędzisz noc. I w sumie tak było. Do czasu. Obudziło cię delikatne, ale stanowcze szturchnięcie. Kiedy otworzyłeś oczy dosłownie milimetry od twojego nosa stała Tombi.
- Czeeść! Gotowy na trening?- zawołała szczerząc się szeroko.
Kiedy otworzyłeś oczy zorientowałeś się, że mimo, że byliście w jaskini i tak było jakoś ciemniej. Czyżby Jolteon obudziła cię jakoś przed świtem? Wszystko na to wskazuje.

GallAnonim - 2015-03-24, 17:28

Chociaż była to moja dopiero pierwsza noc poza Sanktuarium, udało mi się szybko zasnąć. Nic mi nie przeszkadzało i nie budziłem się. W pewnym momencie jednak poczułem wyraźne szturchnięcie, które przerwało mój sen. Gdy otwieram oczy, ze zdumieniem odkrywam, że tuż przede mną stoi Tombi. Poczułem złość na nią. Miałem wrażenie, że jest jeszcze przed świtem, a ona mnie budzi! Przypominam jednak sobie, że przecież zgodziłem się na trening i tak jakby nie tylko jeden z mieszkających tutaj lisów miał być moim nauczycielem.
- Myślałem, że najpierw będę trenował z Seko – odpowiadam z ziewnięciem. – W sumie, skoro już mnie obudziłaś, to mogę być gotowy.
Ociągam się jednak ze wstawaniem. Niech się chociaż rozbudzę. Jak się Jolteon ciut zniecierpliwi to się podnoszę i idę za nią.

Gwen Brown - 2015-03-27, 18:51

- Seko miał coś do załatwienia, więc pozwoliłam sobie przejąć cie na trochę.- odparła szczerząc się wesoło.
Lisica nie dała ci zbyt długo się powylegiwać. Zaraz delikatnie acz stanowczo podniosła cię na równe łapy i wyprowadziła z wygodnej jaskini Flareona. No ale cóż zrobić. Słowo się rzekło, lisy u płota. Tak czy inaczej Tombi niedługo potem wyprowadziłą cię całkiem z jaskini, w las. Niebawem znaleźliście się na jakiejś polance na której leżało kilka powalonych pni. Niektóre leżały równo na ziemi inne na sobie lub jakichś skałach. Tombi spojrzała na ciebie.
- Obiecałam, że pomogę ci popracować nad szybkością i zwinnością. Ale żeby do tego dojść najpierw musimy popracować nad twoimi mięśniami, żebyś miał chociaż lekkie przygotowanie na to co cię czeka. Chłopcy!
Nagle, nie wiadomo skąd na twój grzbiet wskoczył Kay oraz jakiś inny Eevee. Liski wczepiły się tak, że nie krępowały ci ruchów, ale jednocześnie dawały niezłe obciążenie.
- Twoim zadaniem jest przebiec trasę, którą za chwilę ci zademonstruję z maluchami na grzbiecie. Nie przejmuj się, z początku może być ciężko.
Zaraz potem lisica przemknęła najpierw po powalonym pniu po lewej stronie, potem zeskoczył na ziemię, przeskoczyła nad kilkoma mniejszymi, wspięła się na inny, a potem zeskoczyła i podbiegła do ciebie. Trasa niby prosta, ale z tymi Eeve na plecach może być wesoło. Ech, nie ma to jak trening jeszcze przed śniadaniem...

GallAnonim - 2015-03-28, 12:32

A więc Seko miał coś do zrobienia? No trudno, mogę też potrenować z Tombi. Niestety nie dała mi się ona wylegiwać, zmuszając do wstania. Z braku laku, lekko podirytowany ruszyłem za nią. Jolteon wyprowadziła mnie z jaskini do lasu. Tam trafiliśmy na polanę pełną powalonych pni. Kiedy zastanawiałem się, skąd one mogły tu się wziąć, Tombi do mnie przemówiła. Dowiedziałem się wtedy, że lisica chce abym popracował nad mięśniami. Za słabeusza się nie uważałem w końcu wytrzymałem na sobie tyłek Bibarela, ale niech jej będzie. Wtedy jednak zawołała dwójkę Eevee w tym Kaya, które wspięły się na mój grzbiet i wczepiły tam w sierść. Byłem tym zupełnie zdumiony.
- Ej? Co jest? – Nie mogłem nie jęknąć tego.
Tombi jednak wyjaśniła, że mam z tą dwójką na grzbiecie przebiec taką trasę jak ona. Więc obserwuję, gdzie ona biegnie i jak skacze nad pniami, zastanawiając się, jak mam to powtórzyć z takim ciężarem na plecach. W dodatku byłem jeszcze przed śniadaniem. No dobra, sam się w to pakowałem, więc zamiast się wkurzać na gospodarzy, zagryzam zęby i staram się przebiec trasę.

Gwen Brown - 2015-03-28, 12:40

Czy chciałeś czy nie, zacząłeś przebierać łapami. A łatwo nie było. Maluchy czasem się ruszały, co skutkowało niespodziewaną zmianą kierunku. Jakby i bez tego nie było ci ciężko. Czasem się przewracałeś, czasem do pokonania którejś przeszkody potrzebowałeś kilku podejść... Ale się udało. Zmęczony, spocony jak mysz, padłeś na ziemię tuż przed Tombi, pozwalając twoim łapom rozjechać się na boki. Jolteon zachichotała.
- Wyglądasz zupełnie jak ja po pierwszym treningu. Ale i tak poszło ci całkiem nieźle. Odpocznij chwilę, a potem zrób jeszcze ze dwie takie rundki i na razie dam ci spokój. No dalej, dasz radę!
Ona chyba żartuje? Gdzie to tak na czczo ganiać z dwoma urwipołciami na grzbiecie? Ale nie, Jolteon zdecydowanie nie żartowała. Ładny początek dnia, co nie?

GallAnonim - 2015-03-28, 16:31

Wiesz co? Ten trening będzie jak fabularne usprawiedliwienie podskoczenia o 5 poziomów ;)
----------

O ja cię. To był najtrudniejszy bieg z przeszkodami jaki w życiu przeżyłem! Dwa Eevee na moich plecach nie dość, że mnie obciążały mocno to jeszcze ciągle się ruszały, utrudniając mi dodatkowo poruszanie! Podczas biegu przewracałem się, musiałem niekiedy kilka razy pokonywać niektóre przeszkody, ale jakoś się udało! A gdy wróciłem z uczuciem tryumfu do Tombi, łapy same się rozjechały pode mną i padłem wyczerpany na glebę, starając się złapać oddech. Wtedy chichocząca Jolteon powiedziała coś, że przeszła mnie zgroza. Miałem nadzieję, że to żart, ale tak jak na nią patrzyłem, to chyba jednak nie. Matko!
-[i] Że jak?! Mam tak biec jeszcze dwa razy?! Dziewczyno ja jeden raz ledwo przeżyłem! Chcesz żebym wyzionął ducha? –[i] Jęczę do Tombi.
Jeju, muszę złapać oddech, jeśli ma mnie ona pogonić do powtórzenia trasy. Czyżbym miał zacząć żałować zgodzenia się na ten trening?

Gwen Brown - 2015-03-28, 16:41

/ Nie patrzyłam na to z tej strony xD

Tombi delikatnie szturchnęła cię łapą.
- Dawaj, dawaj. Jak się odpowiednio wprawisz będziesz miał mięśnie jak ze stali, a wtedy znacznie łatwiej będzie pracować ci nad szybkością. będziesz miał na to zwyczajnie więcej siły.
Niby z sensem gadała, ale mimo wszystko skubana miała niezłe wymagania. Cóż, przynajmniej teraz nie poganiała cię jakoś straszliwie. W końcu, podniosłeś się i chcąc nie chcąc ruszyłeś ku trasie. Ale teraz mniej więcej wiedziałeś czego się spodziewać. I o ile za pierwszym razem co raz się potykałeś, za drugim potknięć było już mniej. Było ciężko, ale udawało ci się neutralizować wpływ wiercących się maluchów. Za trzecim razem przewróciłeś się tylko raz, a i to podczas zeskakiwania z jednego z pni. Ukończywszy powierzone zadanie, padłeś na ziemię, dysząc ciężko.
- Nieźle, szybko załapałeś o co chodzi. Cóż, na razie koniec treningu siłowego, widzę, że i tak nie dałbyś już rady. Trzymaj. Udziec to nie jest, ale wystarczy na podreperowanie ci sił. Jak już trochę odsapniesz wrócimy do jaskini na właściwe śniadanie.- powiedziała Tombi podsuwając ci kilka jagódek Oran.
Cóż, lepsze to niż dalej ganiać na pusty żołądek. Przynajmniej Jolteon dotrzymuje słowa i nie każe ci dalej ganiać ze swym rodzeństwem na grzbiecie.

GallAnonim - 2015-03-28, 18:37

Ta, jasne. Chciałem odpowiedzieć ironicznie, gdy Tombi szturchając mnie łapą mówiła o potrzebie rozwinięcia mięśni celem łatwiejszego rozwinięcia szybkości. Jakoś jednak zebrałem się w sobie i ponownie ruszyłem na trasą z ruchliwym bagażem na grzbiecie. Wzbogacony o doświadczenia z pierwszego okrążenia, udało mi się rzadziej wywalać oraz jakoś reagować na wierzgania Eevee’ich. Za trzecim razem przewróciłem się tylko raz, ale kiedy wróciłem do Tombi padłem wyczerpany jak betka. Nigdy w życiu nikt nie zmuszał mnie do takiego wysiłku. Kiedy lisica ogłosiła, że to koniec tego treningu, było to dla mnie jak miód na uszy.
- Dziękuję – wyjękuję do Tombi. – A wy dobrze się bawiliście? – rzucam do jej rodzeństwa, które woziłem na plecach.
Jolteon podsunęła mi kilka jagódek do zregenerowania sił. Nawet nie podnoszę się do ich zjedzenia. Sięgam je pyskiem na leżąco. Czuję się taki wyczerpany.

Gwen Brown - 2015-04-01, 21:50

Oba liski zaczęły mówić do ciebie jeden przez drugiego. Mimowolnie się zaśmiałeś. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że oba liski były zachwycone to niecodzienną przejażdżką i pewnie chętnie by ją powtórzyły. Na szczęście to już ci nie groziło. Tymczasem po zjedzeniu tych kilku Oran jagód od razu zrobiło ci się lepiej. Najwyraźniej dobór tego skromnego przed-śniadania nie był przypadkowy. Nie od dziś znane są zdrowotne właściwości tych jagódek. W końcu odsapnąłeś na tyle, że mogliście wrócić do jaskini. Tam zastaliście Seko, jego wuja oraz matkę, którzy właśnie szykowali do podziału jakiegoś świeżo upolowanego zwierza. Hm, widać tutaj nie cackają się z lekkimi posiłkami, tylko jadają konkretnie. Flareon spojrzał na ciebie znad mięsiwa.
- Jak tam poranna przebieżka?- rzucił zaczepnym tonem.

GallAnonim - 2015-04-02, 16:41

Chmy, Eevee, w przeciwieństwie do mnie, były zachwycone „przejażdżką” na moim grzbiecie i kurczę, chętnie by jeszcze pojeździły na mnie! Gdybym miał jeszcze raz biec tą trasę, chyba bym wyzionął ducha. Na szczęście zjedzenie jagód Oran postawiło mnie nieco na nogi. Potem wróciliśmy do jaskini i zauważyłem tam szeroko zakrojone przygotowania do śniadania. Seko, Tima i Phango dzielili jakieś świeżo upolowane zwierzę. Widzę, że ta rodzinka lubi sobie pojeść mięsa. Na zaczepne pytanie Seko odpowiadam tylko ciężkim westchnieniem, po czym kładę się kącie i czekam na posiłek. Jeśli kolejny członek tej rodziny ma mnie wziąć w obroty w sposób zaprezentowany przez Tombi, muszę odpocząć tyle ile dam radę, bo inaczej moje ciało nie wytrzyma tego.
Gwen Brown - 2015-04-02, 17:06

Towarzystwo tylko się roześmiało na twoje westchnięcie. No, może nie wszyscy. Phango jak już zdążyłeś zaobserwować, dalej pozostał milczący. Prychnął krótko i wrócił do przerwanej czynności. Tymczasem Tombi próbowała się wymigać od jakiejś roboty, jednak jej matka krótko i zwięźle zmusiła ja do pomocy przy mięsie. Po kilku minutach całość była już porozdzielana i w zasadzie można było zasiadać do jedzenia.
- Moment. Nie godzi się tak jeść surowizny- stwierdził Seko.
Gestem nakazał innym odsunąć się, a potem ustawił się tak, aby mieć przed sobą wszystkie porcje. Potem wziął nieduży wdech i posłał ku mięsu coś co przypominało płomienną falę. Nie to też niezbyt dokładne określenie. To coś jakby podmuch gorącego powietrza z pojawiającymi się gdzie nie gdzie płomyczkami. Tak czy inaczej pod wpływem owego ataku mięsiwo zostało sprawnie przypieczone.
- No, teraz to co innego- stwierdził Flareon, gestem zapraszając cię "do stołu".
Dobry patent. A i atak ciekawy. Ciekawe czego właściwie zechce nauczyć cię Seko, prawda?

GallAnonim - 2015-04-03, 13:17

Czekałem cierpliwie aż gospodarze skończą robić śniadanie. Jednak, gdy mięso już było porozdzielane, Seko stwierdził, że nie godzi się jeść surowizny. Zdziwiło mnie to oświadczenie i zacząłem się przyglądać temu co Flareon będzie robił. A on kazał się wszystkim odsunąć od mięsa. Wziął wówczas wdech i zionął na nie czymś, co zdawało się niezwykle gorącym powietrzem, pomieszanym z płomykami. Tym sposobem mięso zostało sprawnie przypieczone. Kiedy Seko gestem mnie zaprosił do jedzenia, nie daję się oczywiście drugi raz prosić, ale nim zacznę konsumować, wpierw się go pytam.
- Co to był za atak? Nigdy jeszcze takiego nie widziałem.

Gwen Brown - 2015-04-04, 21:45

Seko zrobił dumną minkę.
- To mój ognisty przyjacielu było Heat Wave. Dość przydatny atak, jak już zdążyłeś zaobserwować.- odparł.
- Powiem więcej- mam nawet ambitny plan nauczyć cię właśnie tego ataku. Aczkolwiek gdyby ci nie szło mam też plan awaryjny. Bo musisz wiedzieć, że to takie proste nie jest. Sam spędziłem całe mnóstwo czasu aby go porządnie opanować. Ale nie powiem, jest skuteczny
No, no- konkretna poprzeczka. Ale tym razem mogłeś mieć nadzieję, że nie będziesz musiał ganiać z kimś na grzbiecie aby go opanować. Niemniej stwierdzenie Seko wyraźnie zainteresowało pozostałą część lisiej rodzinki. Szczególnie Phango, który dłużej zatrzymał na tobie swój wzrok. Zupełnie jakby cię oceniał. W końcu pokręcił łbem i pochylił się nad posiłkiem. Trudno powiedzieć co ów gest miał znaczyć, ale przecież nie zamierzasz się poddać, no nie? W razie co Seko zadeklarował się z jakimś innym, łatwiejszym atakiem.

GallAnonim - 2015-04-05, 18:46

- O tak, wygląda na bardzo przydatny – odpowiadam potakująco Seko. – Cóż, dam z siebie wszystko żeby się go nauczyć – dodaję, gdy słyszę, że to nie będzie łatwe zadanie.
Słowa Flareona zwróciły na mnie uwagę reszty rodzinki. Nawet Phango przyglądał mi się dość długo. Czułem się, jakby mnie oceniał. Nie mam jednak pojęcia, jak w tym badaniu wypadłem i czemu ono właściwie służyło, bo Espeon tylko pokręcił głową i wrócił do jedzenia. Jego postawa wobec mnie jest co raz bardziej irytująca, mam ochotę sam do niego się odezwać i zapytać w co on gra, ale pal go licho. Postaram się go ignorować, bo mam ważniejsze rzeczy do roboty.
Niespiesznie zjadam śniadanie i czekam na rozwój wypadków. Gdy Seko, albo inny lis uzna, że czas wziąć mnie na trening to raczej sam się do mnie zwróci, jak Tombi. Nie chcę bawić się w nadgorliwca, zwłaszcza że bieganie z Eevee na grzbiecie mocno mnie umęczyło i im dłużej wypocznę przed następnym treningiem, tym lepiej.

Gwen Brown - 2015-04-07, 12:10

Seko pokiwał głową. Widać spodobała mu się twoja postawa, bo nawet uśmiechnął się lekko. Tymczasem wszyscy zebraliście się do jedzenia. Tak jak wczorajsza kolacja, tak i dzisiejsze śniadanie przebiegło spokojnie. Po posiłku Espeon gdzieś się ulotnił, maluchy jak to maluchy rozbiegły się najpewniej aby się bawić, a Tombi i Tima zajęły się porządkami. Seko wstał niespiesznie.
- Wygląda na to, że teraz ja cię przejmę. Chodź, zobaczymy jak nam to wyjdzie. Szczerze mówiąc jesteś moim pierwszym uczniem- stwierdził ze śmiechem.
Ponownie zaprowadził cię do tej części jaskini gdzie wcześniej pokazywałeś mu swoje umiejętności. Gdzie nie gdzie widać było plamy wypalonego mchu, w miejscach gdzie używałeś Ember. Seko usiadł.
- Na początek zróbmy kilka ćwiczeń oddechowych. To dość istotne, bo Heat Wave opiera się na strumieniu gorącego powietrza. Weź głęboki wdech, najmocniej jak tylko potrafisz, przytrzymaj chwilę, a potem wypuść powietrze- również najmocniej jak tylko umiesz. Powtórz tak kilka razy. Chciałbym zobaczyć jak u ciebie z płucami- powiedział Flareon.
Nie wygląda to na trudne zadanie. Przynajmniej wymaga mniej wysiłku niż gonitwa jaką urządziła ci Tombi.

GallAnonim - 2015-04-08, 22:05

Tak jak poprzedni posiłek w tej jaskini, dzisiejsze śniadanie minęło w ciszy i spokoju, a po nim rodzina zajęła się swoimi sprawami. Wtedy Seko oznajmił mi, że czas aby on mnie potrenował. Przy okazji dowiedziałem się, że będę jego pierwszym uczniem. Będzie zabawnie.
- No to prowadź – odpowiadam mu z uśmiechem.
Flareon zabrał mnie z powrotem do tej części jaskini, gdzie wczoraj odbywałem swój test. Na skałach ciągle widniały ślady po moich Emberach. Cóż, jestem z nich nawet dumny, ale może wkrótce dołożę coś silniejszego do swojego arsenału. Seko wyjaśnił mi co mam robić i nie brzmi to ani skomplikowanie, ani tak energiochłonnie jak ćwiczenie Tombi. Cóż, więc z pewną siebie minką biorę głęboki wdech, ile dam radę i jak najmocniej wypuszczam. Powtarzam to, aż mój nauczyciel uzna, że wystarczy.

Gwen Brown - 2015-04-12, 20:11

Trudno powiedzieć kto czuł się bardziej rozbawiony tym treningiem- ty czy Seko. Momentami ognisty lis robił takie miny, że aż chciało się parsknąć śmiechem. Ty najwyraźniej działałeś na niego dość podobnie. W każdym razie Seko w końcu dał ci znak, że możesz przestać.
- Wydaje mi się, że masz odpowiednią pojemność płuc. Czyli może się udać. Teraz trudniejsze zadanie. Twoim zadaniem jest stworzyć możliwie najcieplejszy strumień powietrza. Takie ogniste chuchnięcie. Nie płomień- powietrze. Zobaczymy jak ci to wyjdzie. Na wszelki wypadek celuj w tę stronę- powiedział Flareon wskazując ci na jeden z głazów, porośnięty mchem.
To zadanie też nie wydaje sie takie skomplikowane. Ale czy na pewno?

GallAnonim - 2015-04-14, 08:29

Nie sądziłem, że myśl „będzie zabawnie”, spełni się w ten sposób. Podczas tego oddechowego treningu, który w sam sobie trudny nie był, Seko robił takie miny, że omal nie parsknąłem śmiechem. On też wyglądał na takiego co to się ledwo powstrzymuje od wybuchu śmiechu. W końcu jednak stwierdził, że starczy tego ćwiczenia oddechu i możemy przejść do dalszej części. Flareon wyjaśnił mi co mam robić. Cóż, faktycznie brzmiało to na trudniejszą część, ale nie tak bardzo. A więc zajmuję odpowiednią pozycję naprzeciw wskazanego przez Seko głazu. Biorę zatem głęboki oddech i staram się nabrane powietrze, a potem jak najmocniej je ogrzać, nie tworząc przy tym ognia, a następnie dmuchnąć tylko tym powietrzem na cel. Ciekawe, czy mi się to uda. Dotychczas ziałem tylko samym ogniem.
Gwen Brown - 2015-04-17, 19:04

Posłuchałeś co i jak, zająłeś odpowiednią pozycję, wziąłeś wdech i... z twojego pyska buchnął słaby płomień. Szlag! Ale nie zrażając się zaraz ponowiłeś próbę. I jeszcze raz. I kolejny. Mimo, że stawałeś wręcz na głowie, za każdym razem kończyło się to tak samo- niby najpierw wydawało się, że to już jest podmuch powietrza, ale i tak zaraz pojawiały się płomienne języczki, które spopieliły już nieco porostów na twym celu. Seko próbował ci dawać jakieś rady, coś podpowiedzieć. Ale rezultat pozostawał niezmienny. W pewnym momencie ognisty lis nieśmiało stwierdził, że może na początek wystarczy, ale ty i tak próbowałeś dalej. W reszcie, mocno rozgoryczony przestałeś się starać i postanowiłeś spróbować ostatni raz, zupełnie na odlew. Ku zdziwieniu was obu, to "na odlew" okazało się najlepsze. W tym właśnie momencie nie pojawił się płomień, ale jedynie rozgrzane powietrze, a wycelowane w inną część głazu sprawiło, że porastający go mech jakby się nieco skurczył i zapadł w sobie pod wpływem temperatury.
- No, bardzo dobrze! Właśnie coś w ten deseń- stwierdził Flareon, nagle się ożywiając. Chyba nawet on, tak jak wcześniej ty, przestawał wierzyć, że wasze próby przyniosą oczekiwany rezultat. A tu taka niespodzianka.
- Spróbuj jeszcze parę razy, może uda ci się to powtórzyć- dodał podekscytowany.
Nie ma to jak iść za ciosem, no nie?

GallAnonim - 2015-04-18, 19:39

No to przyszedł czas na pierwszą próbę i… Wyszedł mi ogień, a nie o to chodziło. Nie zrażając się od razu, próbowałem dalej, ale kurna wciąż ogień! Robiłem wszystko co mogłem, ale cały czas ogień i ogień, a nie gorące powietrze! Zacząłem się irytować niepowodzeniami, ale uparcie próbowałem i próbowałem, aż większość mchu na skale zmieniłem w popiół. Seko starał się mi doradzać, a nawet sugerował byśmy na dzisiaj skończyli, ale nie mogłem tego tak zostawić. Teraz to była sprawa honoru, aby prawidłowo wykonać ten atak.
W końcu byłem już tak zły i zmęczony, że przestało mi zależeć na sukcesie. Bez większych nadziei i bez większego starania spróbowałem jeszcze jeden, ostatni raz i… Ze zdziwieniem odkryłem, że mojego pyska nie opuścił płomień, a właśnie gorące powietrze, od którego zmarniał ocalały na skale mech. Byłem tym tak zdumiony, że zamarłem i dopiero głos Seko mnie rozbudził. Kiwając do niego głową, staję ponownie naprzeciw skały, by spróbować powtórzyć atak. A więc skoro staranie się ze wszystkich sił nie pomogło, staram się zrobić to znowu na odlew. Kurczę, jeszcze nigdy nie starałem się robić czegoś specjalnie byle jak, ale po pierwszym sukcesie mam nową motywację!

Gwen Brown - 2015-04-19, 11:21

Zachęcony pierwszym sukcesem, nie musiałeś czekać na jakąś dodatkową motywację. Co prawda udało ci się powtórzyć powietrzny podmuch tylko trzy razy na kilkanaście podejść, ale to i tak było coś. W końcu wcześniej nie wychodziło ci to w ogóle. Za to teraz ostatnie dwie próby zakończyły się powodzeniem. I to tak za koleją. Pewnie uradowany dalej ćwiczyłbyś w ten sposób, ale tym razem Seko wtrącił się nieco bardziej stanowczo.
- Już, już, spocznij. Chyba nie chcesz wyzionąć całego swojego ognia na raz co? Na dziś ci wystarczy. Spróbujemy jeszcze raz jutro. Przyda ci się trochę odpoczynku od ognia- uznał Flareon.
Cóż, uczeń powinien słuchać mistrza. Tymczasem, chociaż ty nie mogłeś tego widzieć, przebywając w jaskini, na dworze zrobiło się już całkiem jasno. Mało tego, zaczynało dochodzić południe. Najpewniej niebawem czeka cię kolejny posiłek. Tymczasem na razie nic jeszcze tego nie zwiastowało. Innymi słowy miałeś wolne. Przynajmniej dopóki ktoś inny nie weźmie cię w obroty...

GallAnonim - 2015-04-19, 18:23

Ojej, nakręcony pierwszym sukcesem bez opamiętania próbowałem i próbowałem. Wprawdzie jeszcze tylko trzy razy wyszło mi tak jak powinno, ale zawsze coś, zwłaszcza, że pod koniec to były dwa udane użycia pod rząd. Cóż, ze szczęścia i determinacji pewnie ćwiczyłbym do upadłego, ale Seko mnie powstrzymał. Kiedy mówił głos miał dość stanowczy. Ja po prawdzie nie jestem najlepszym słuchaczem poleceń, ale jeśli chcę żeby Flareon mnie dalej uczył powinienem je uszanować.
- W porządku. Jak uważasz – odpowiadam mu.
Cóż, pewnie poranek już dawno minął. W podziemiu ciężko to stwierdzić, ale dzień musiał się już rozpocząć na dobre. Wygląda na to, że chwilowo żaden członek rodziny lisów nie chce mnie szkolić, więc można skorzystać z okazji i trochę sobie poleniuchować. Decyduję się opuścić jaskinię i znaleźć gdzieś w pobliżu jakiś ustronny, zacieniony kącik. Chyba dość mam na tę chwilę czyjegokolwiek towarzystwa. Chciałbym zażyć przez chwilę samotności.

Gwen Brown - 2015-04-22, 17:58

Jak pomyślałeś tak też zrobiłeś i po chwili opuściłeś jaskinie lisiej rodzinki. Nie oddalałeś się zbyt daleko. W końcu nie chciałeś pobłądzić wśród otaczających to miejsce skałek. A że wszystkie wyglądały prawie tak samo, nie było to takie trudne. Tak czy inaczej udało ci się znaleźć niedużą, ocienioną niszę, która idealnie nadawała się na samotnię do odpoczynku. W sam raz na ucięcie sobie drzemki. Ułożyłeś się wygodnie i zamknąłeś oczy. O tak- o wiele bardziej lepiej, prawda? Tak sobie poleżeć do góry brzuchem. W sumie to nawet zasłużyłeś- miałeś całkiem zróżnicowany poranek i co jak co, ale zmachałeś się przy tym. Nawet nie zauważyłeś kiedy niewinne przymknięcie oczu zamieniło się w drzemkę. Ze snu wybudziło cię stanowcze szturchnięcie. Kiedy rozejrzałeś się rozespanym wzrokiem zauważyłeś siedzącego obok Espeona.
- Dobrze się spało? Tima tam odchodzi od zmysłów. Swoją drogą, gdybym był jakimś szwendającym się po okolicy Ursaringiem, byłbyś wspaniałą przekąską- rzucił kwaśno.
Ta, nie ma to jak pierwsza rozmowa. Ale żeby od razu ochrzan? Hm, ale przynajmniej zrzędliwy wujaszek otworzył do ciebie paszczę- to już coś.

GallAnonim - 2015-04-23, 21:31

Cichutko wymknąłem się z lisiej jaskini i będąc na zewnątrz zacząłem rozglądać za jakimś fajnym miejscem do zażycia chwili samotności. Okolica była pełna podobnie wyglądających skałek, więc lepiej było nie oddalać się zanadto, bo mógłbym się zgubić. Udało mi się jednak znaleźć doskonałą do odpoczynku niszę. Ułożyłem się tam i zamknąłem oczy. Zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Cisza, spokój i samotność. To co lubię. Słowo daję, przymknąłem wtedy oczy tylko na chwilę. Nie spodziewałem się, że odlecę.
Obudziło mnie dopiero czyjeś mocne szturchnięcie. Kiedy zaspany szukałem wzrokiem szturchającego, myślałem, że to będzie Tombi, ale ze zdumieniem odkryłem, iż to Espeon! Z wrażenia aż się natychmiast podrywam na wszystkie cztery łapy. Ten stary lis po raz pierwszy się do mnie odzywa i co? Zrzuca na mnie ochrzan. Jestem tym mocno zirytowany.
- A żebyś wiedział, że dobrze – odpowiadam dość aroganckim tonem – I co niby? Mam się poczuć winny, że wyszedłem bez słowa i przysnąłem sobie na zewnątrz? Cóż, przepraszam bardzo, że Tima się martwiła, ale formalnie rzecz biorąc nie jestem członkiem waszej rodziny i nie muszę mówić dokąd idę. Acha i miło, że raczyłeś wreszcie się do mnie odezwać Phango. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – pytam z zadziornym uśmiechem.

Gwen Brown - 2015-04-26, 10:37

Phango z początku jakby puścił twoje słowa mimo uszu. Nawet niespecjalnie się zdziwił, że znasz jego imię. Nagle jednak poczułeś, że twoje łapy tracą kontakt z podłożem i jakaś siła unosi cię do góry. Zatrzymałeś się mniej więcej na wysokości oczu Espeona, który prychnął pogardliwie.
- Gdyby chodziło o mnie, to prawie że i mogłoby cię coś zeżreć. Nie moja to rzecz. Tima to ten typ istoty, która usynowi wszystko co tylko przekroczy progi naszej jaskini. Tylko i wyłącznie dlatego zgodziłem się za tobą rozejrzeć, żeby nie patrzeć jak się zamartwia. Z resztą po co ja z tobą dyskutuję?- stwierdził nagle przerywając swój psychiczny ruch i gwałtownie zrzucając cię z powrotem na ziemie.
Espeon nawet się nie oglądając zaczął powoli iść.
- Aczkolwiek muszę ci przyznać, charakterek to masz. I szczęście. Ale niewiele ci one pomogą. Obserwowałem cię jak ćwiczyłeś z Seko. Parę razy się udało, ale nic poza tym. Brakuje ci skupienia, za łatwo się rozpraszasz. Na moje oko, raczej czarno to widzę- rzucił tym swoim zgryźliwym tonem.
Taak, Seko miał całkowitą rację. Jego wujaszek jest wyjątkowo specyficzny. I zgryźliwy jak jakiś stary dziad.
- Idziesz czy i w tym ci pomóc?

GallAnonim - 2015-04-26, 14:27

Odniosłem z początku wrażenie, że Phango moje słowa zwyczajnie olał. Jednak zdążyłem zrobić z tego powodu jedynie rozłoszczoną minę, bo zaraz potem ze zdziwieniem poczułem, że moje łapy tracą kontakt z podłożem i jakieś niewidzialne coś podnosi mnie i trzyma w powietrzu. Nie było wątpliwości, że to psychiczna moc tego Espeona. Byłem zły oraz czułem się upokorzony, ale Phango widać nie był z tych co to lubią się patyczkować i lepiej w tej chwili trzymać ostry język za zębami. Tymczasem lis wygłosił dalszą część ochrzanu, a potem zupełnie nagle jego moc puściła mnie, a ja runąłem na glebę. Cholera! Kolejne upokorzenie! Mam ochotę mu przyłożyć! Ale na wszystkich nie mogę tego zrobić! To byłoby zwyczajne samobójstwo. Ograniczam się więc tylko do gniewnego splunięcia płomykiem gdzieś w bok, aby choć trochę ulżyć złości. Tymczasem Phango zgryźliwym tonem dowalił się także do mojej nauki ataku u Seko. Co za wkurzający stary pryk.
Kiedy rozkazuje mi ruszyć się z powrotem do jaskini, bo inaczej tych słów nie można było zrozumieć, wstaję i idę. Nie mam zamiaru dać mu pretekstu do ponownego użycia psychicznych mocy na mnie.
- Jeszcze się przekonamy, czy twoje oko dobrze widzi – burczę, przechodząc obok niego.
Nauczę się tego ataku na złość jemu.

Gwen Brown - 2015-04-26, 18:45

Phango zaśmiał się krótko.
- Mówisz? Wprost nie mogę się doczekać...- stwierdził tym znanym ci już tonem.
Upierdliwiec jeden! Ale najwyraźniej ten typ tak ma. Trzeba go zrozumieć i zignorować. W każdym razie co do Timy to miał rację. Kiedy tylko weszliście do jaskini, a Phango cię zaanonsował, lisica dopadła do ciebie jak do jednego ze swych dzieci. Utuliła cię do piersi, jak to matki chętnie czynią, zachodząc się przy tym płazem. Kiedy tak trwałeś w jej uścisku, dojrzałeś siedzącą za nią Tombi. Jolteon chyba ostatkiem sił utrzymywała względną powagę. Widać było, że całokształt sytuacji straszliwie ją bawi. Gdzieś w międzyczasie napatoczył się Seko. Flareon rzucił okiem na dziwaczną scenkę i tylko mrugnął ci porozumiewawczo. Najwyraźniej zdarzało mu się wpaść w sidła zwane matczynym uściskiem. W końcu Tima nieco się uspokoiła, a z wyrzuconego przez nią słowotoku zrozumiałeś tylko tyle, ze straszliwie się martwiła, że nie wybaczyłaby sobie gdyby coś ci się stało i w ogóle to ona nie wie jak to będzie jak już ciebie nie będzie. Patrz niby spędziłeś tutaj tylko kilkanaście godzin, a Leafeon tyle, ze nie mówi ci "synku". W każdym razie po paru minutach, kiedy już odzyskałeś swobodę zaczepił cię Seko.
- Stary, wybacz mi za mamę, ale ona już tak ma. Mówiłem jej, ze przesadza, ale najwyraźniej matki tak mają. Żebyś ty widział co tu się działo. Normalnie nie wiedziałem czy śmiać się czy jednak faktycznie zacząć się martwić. Ale, ale. Widzę po minie, że wujaszek w końcu zaszczycił cię rozmową. Chyba nie poszło najlepiej, mam rację?

GallAnonim - 2015-04-26, 20:26

Chowając swą złość w środku i mamrocząc pod nosem, poszedłem za Phango z powrotem do jaskini. Musiałem przyznać, że nie kłamał co do Timy. Kiedy weszliśmy do środka, co Espeon głośno ogłosił, Leafon przypadła do mnie i utuliła, zupełnie jak własnego syna. Byłem tym tak, ale tak bardzo, zdziwiony, że z tego zdziwienia płomień gniewu gdzieś przepadł, bo nie wiedział jak się w tym odnaleźć. Nawet doby jeszcze tu nie spędziłem, a tu takie rodzinne traktowanie. Zdarzenie obserwowały jej starsze dzieci i bez wątpienia Tombi oraz Seko byli tym widokiem nie lada rozbawieni. Jolteon ledwie się powstrzymywała od śmiechu, a Flareon mrugał do mnie porozumiewawczo. Swoją drogą Tima mówiła też do mnie jak do syna. Nie da się zaprzeczyć, że poczułem bijące od niej przyjemne, matczyne ciepło. Przez to wszystko przypomniałem sobie własną matką i zmartwiłem, bo nie wiedziałem ani jak się czuje, ani jak bardzo poważne są jej rany.
Cóż, Tima w końcu mnie puściła, a wtedy zaczepił mnie Seko.
- Nic nie szkodzi. Twoja mama to naprawdę przyjemna lisica. Pewnie dogadałaby się z moją mamą. Ona też lubi chronić –[i] odpowiadam Flareonowi, ale gdy przechodzi na temat Phango, ściszam głos. –[i] Bez obrazy, ale po tej rozmowie postrzegam twojego wuja jako zgorzkniałego starucha. Ile w ogóle on ma lat, że taki sztywniak z niego? Swoją drogą masz jakiś pomysł co mógłbym teraz robić, żebym znowu nie martwił Timy? – zapytuję na koniec.

Gwen Brown - 2015-04-26, 20:40

Seko zaśmiał się, kiedy ogłosiłeś swoją uwagę na temat jego wuja.
- Aż tak? A już wydawało mi się, że trochę mu się poprawiło. Jeśli jednak ma ci to poprawić humor, to co takiego by nie mówił, wujaszek jest całkiem w porządku. Tylko gadane ma nie najlepsze- stwierdził Flareon.
Kiedy zapytałeś co właściwie mógłbyś robić w obecnej sytuacji, Seko zamyślił się na chwilę.
- Najlepiej potowarzysz jej chwilę. Wiesz, tak pod byle pretekstem, żeby całkiem jej przeszło. Powiem ci szczerze, że nie mam pomysłu na nic innego. Na dziś zaniechałbym dalszej zabawy z ogniem, ale może Tombi coś wymyśli. Szepnę jej na ucho, aby nie męczyła cię tak jak dziś rano.

GallAnonim - 2015-04-26, 21:33

„Szczerze wątpię.” Chciałem odpowiedzieć Seko na wzmiankę, że jego wuj tak naprawdę jest w porządku. Cóż w moim odczuciu mógłby Phango mógłby wrócić do lekceważenia mojej obecności.
W kwestii Timy, Seko doradził mi abym poprzebywał z lisicą póki całkiem jej nie przejdzie. No i zapowiedział, że nie będziemy już trenowali z ogniem, ale zapyta Tombi, czy nie ma czegoś dla mnie. Kiedy to posłyszałem na mój pysk wkroczył niemrawy uśmieszek, bo przypomniałem sobie ranek.
- O tak, szepnij jej tak, bo wyzionę ducha – mówię proszącym tonem. – No to co? Pójdę pogadać z twoją matką – dodaję i podchodzę do Timy.
- Przepraszam cię Timo, że tak wyszedłem bez słowa, ale w życiu nie spodziewałem się, że tak się tym przejmiesz – mówię ze skruchą. – Cóż, w ramach zadość uczynienia mogę teraz i tobie potowarzyszyć, i ewentualnie w czymś pomóc. O ile zechcesz? – pytam grzecznym tonem.

Gwen Brown - 2015-05-01, 17:45

Seko zaśmiał się kiedy tylko została poruszona kwestia jego siostry. Flareon z pewnością wiedział jakie to stosowała wobec ciebie metody. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że rodzeństwo nie postanowi ci zrobić jakiegoś numeru i w rezultacie nie otrzymasz kolejnego, karkołomnego treningu. Na razie jednak postanowiłeś potowarzyszyć lisiej rodzicielce. Tima wydawała się tym faktem zadowolona.
- Nic się nie stało. Najważniejsze, ze wszystko się już wyjaśniło- skwitowała dość optymistycznie.
- Właściwie to nawet byś mi się nieco przydał. Trzeba uzupełnić zapasy i wybierałam się na polowanie razem z Tombi. Ale przyznasz, że we troje mogłoby być łatwiej. Co ty na to?
Lisice w akcji? Tego chyba nie powinieneś przegapić.

GallAnonim - 2015-05-02, 12:54

Tima wyglądała na zadowoloną z faktu, że zdecydowałem się pobyć z nią. Nawet jeśli poważnie się zdenerwowała wcześniej moją nieobecnością, już nie było tego widać po niej. Głos miała nawet optymistyczny. Uśmiecham się do niej. Nie jest to może stuprocentowo szczery uśmiech, ale wydaje mi się, że powinienem był to teraz zrobić.
Potem Tima nieoczekiwanie zaproponowała mi, abym pomógł jej oraz Tombi w polowaniu. Cóż, zdołałem już wypocząć po treningach, a przed chwilą sam się zaoferowałem, więc nie mogę odmówić. Zresztą mógłbym zobaczyć co Leafon potrafi.
- Jasne, mogę wam pomóc. Tylko jest taki kłopot, że nie mam doświadczenia w polowaniu na grubego zwierza. W moich stronach pokemony zgrywały raczej jedną wielką rodziną, więc zeżarcie sąsiada niezbyt by się reszcie gromadki spodobało – odpowiadam Timie, wieńcząc swoje słowa żartem.

Gwen Brown - 2015-05-03, 17:01

Tak, wszystko wskazuje, ze lisicy już przeszło. Na twoje słowa zachichotała krótko.
- Rozumiem. Wiesz, tu w lesie też mamy kilka takich miejsc, gdzie lepiej nie zjadać sąsiada -stwierdziła wesołym tonem.
- Ale to nic nie szkodzi. Przydasz się do nagonki. Wyjaśnię ci już w trakcie, jak znajdziemy jakąś zwierzynę, co dokładnie będziesz musiał zrobić. Tymczasem w drogę. Tombi!
Jolteon dość szybko się znalazła i po chwili we troje ruszyliście w las. Z początku ucinaliście sobie jakieś luźne pogawędki. W pewnym momencie Tima uciszyła was i dyskretnie wskazała na znajdujący się przed wami teren. Wyraźnie było słychać jakieś odgłosy. Powoli podpełzliście naprzód, cały czas kryjąc się w krzakch. W końcu, mogliście uważnie obejrzeć co działo się przed wami, bez potrzeby ujawniania się. A była przed wami nieco zakrzaczona polana, na której hasało sobie stadko Stantlerów. Jelenie były płci obojga i w najróżniejszym wieku- maluchy, starsze...
- Tam- powiedziała nagle Tombi, dyskretnie wskazując na jednego z osobników. Dopiero teraz zauważyłeś, ze wskazany jeleń kuleje i jakby stroni od reszty. Tima kiwnęła głową, na znak, ze i ona wypatrzyła już odpowiednie zwierzę. Szybko obmyśliła też plan działania.
- Kasai, zostaniesz tutaj. Ja i Tombi spróbujemy oddzielić tamtego Stantlera od reszty stada. Prawdopodobnie będzie biegł na ciebie, ale to dobrze. Spróbuj z pomocą swoich ataków pokierować go tak aby zatoczył swego rodzaju koło i nie mógł opuścić polany. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, Tombi ci pomoże. Najlepiej, aby ten Stantler na nią się nadział. Ja skupię się na tym, aby pozostałe trzymały się od was z daleka i nie robiły kłopotów. Jakieś pytania?
W sumie nie było to zbyt skomplikowane. Jak na razie miałeś za zadanie siedzieć w krzakach i w odpowiednim momencie zawrócić waszą niedoszłą ofiarę. Resztą zajmą się lisice. Co może pójść nie tak?

GallAnonim - 2015-05-04, 09:54

Cóż, mój żarcik najwidoczniej się udał. Wesoła Tima powiedziała mi, że będę robił nagonkę i że wyjaśni mi wszystko po drodze, to też nie odzywam się na razie. Potem zawołała jeszcze Tombi, a następnie ruszyliśmy do lasu na poszukiwanie zwierzyny. Chmy, szczerze powiedziawszy czułem się podekscytowany możliwością wzięcia udziału w polowaniu. Na początku było luźnie i gadaliśmy sobie, aż wreszcie Tima zarządziła ciszę. Wskazała ona w kierunku, z którego dało się wyłowić jakieś odgłosy. Podpełzliśmy tam cichutko, skryci za krzakami. Ciekawiło mnie, jakie pokemony ujrzymy, a zobaczyliśmy stado Stantlerów hasające po polanie. Cóż, żeby polowanie było udane trzeba było znaleźć odpowiedniego, niezbyt silnego osobnika, który nie stawi większego oporu. Takiego wypatrzyła Tombi, biedak kulał i stał nieco z dala od reszty stada.
Wtedy Tima wymyśliła plan działania i powiedziała jaka jest w nim moja rola. Miałem zwyczajnie czekać tutaj i uniemożliwić Stantlerowi ucieczką z polany oraz możliwie skierować go w stronę Tombi. Kiwam głową na znak, że zrozumiałem i nie mam pytań, po czym czekam na rozwój wypadków. Nie brzmi to jak coś trudnego. Powinienem dać sobie radę.
A więc siedzę tutaj i obserwuję poczynania lisic, czekając aż kulejący Stantler zacznie biec w tę stronę. Wtedy się ujawniam, po czym strzelam Emberem w ziemię przed nim tak, żeby zmusić go do zawrócenia w kierunki Tombi.

Gwen Brown - 2015-05-08, 20:23

Kiedy tylko wszystko ustaliliście lisice wkroczyły do akcji. Obie, pełznąc nisko przy ziemi zaczęły się skradać ku stadu. Początkowo podążały ku niemu łukiem, kryjąc się w krzakach, potem jednak wpełzły w wysoką trawę. Tylko dzięki temu, że uważnie śledziłeś ich drogę, znałeś ich dokładne położenie, zdradzane tylko nieznacznym ruchem trawy. W sumie nie wyróżniającym się ruchem, ze względu na wiejący wiaterek, poruszającymi też pozostałymi źdźbłami. Lisice skradały się pod wiatr, tak aby nie zdradził ich zapach. Jak dotąd wszystko szło po waszej myśli- Stantlery nie spodziewały się żadnego niebezpieczeństwa i trwając w tej błogiej nieświadomości urzędowały sobie na polanie. Nagle Tima i Tombi ruszyły do ataku. Jolteon odpowiednio wycelowanym Thunderbolt strzeliła tuż, tuż za waszą upatrzoną ofiarą. Spłoszony Stantler rzucił się do ucieczki. Tombi puściła się tuż za nim, z pomocą swoich piorunków napędzając go mniej więcej w twoją stronę. Tymczasem zaalarmowane stado, bynajmniej nie stało w miejscu. Młodsze osobniki zaraz pogalopował ku rodzicom, a z całej gromadki wystąpiło kilka samców, wyraźnie sposobiąc się do obrony, a nawet poratowania kulejącego towarzysza. Nimi jednak zajęła się Leafeon. Lisica na początek użyła Magical Leaf, skutecznie ostrzeliwując Stantlery. Jelenie najwyraźniej chciały przejść do jakiegoś kontrataku, ale nagle zaczęły się... przewracać. A to co za sztuczka? Cóż, to akurat był Grass Knot, którym lisica spętała nogi co bardziej bojowych jeleni. Pozostałe trzymała na dystans używając Energy Balli. Ale wróćmy do Tombi i pędzącego Stantlera. Spłoszony jeleń gnał wprost na ciebie. W pewnym momencie zauważyłeś, że Jolteon się zatrzymała. Nie bardzo miałeś czas zastanowić się dlaczego, bo Stantler był już tuż, tuż. A że chciałeś dobrze wypaść na polowaniu zaraz też zagrodziłeś mu drogę swoim Emberem. Stantler zatrzymał się stając na tylnych nogach i niemal w miejscu zawracając. Jednak dosłownie chwilę później nadział się na atak Tombi- potężny ładunek elektryczny. to nie był jakiś pierwszy lepszy Thunder Shock czy Thunderbolt. To najprawdziwszy Thunder- potężna błyskawica, która momentalnie spadła na niczego nie spodziewającego się jelenia. Stantler sparaliżowany padł na ziemię, Jolteon jednak zaraz do niego przypadła i ukróciła mu męki przegryzając gardło. Jeleń wierzgnął tylko konwulsyjnie wydając z siebie stłumiony jęk. moment później zastygł już w śmiertelnym bezruchu. Tombi uniosła swój nieco zakrwawiony pysk, wyraźnie zadowolona z rezultatu polowania. Tymczasem zmierzała do was Tima. W tym całym zamieszaniu, nie zauważyłeś jak przeganiała stado. Tak czy inaczej, po pozostałych jeleniach nie pozostał ślad.
- Nieźle, dzieciaki. Widzę, że idealnie się zgraliście- powiedziała jeszcze kilka kroków od was.
Potem omiotła krytycznym wzorkiem upolowanego Stantlera.
- Ładna sztuka. Dość młody, więc mięso nie będzie takie łykowate. Trzeba go teraz zaciągnąć bliżej jaskini, ale we troje jakoś sobie poradzimy. Potem, ja dam już sobie z nim radę, a ty możesz zająć się innymi sprawami. Kiedy już dotrzemy na miejsce rozejrzyj się za Seko i powiedz niech się tu do mnie zamelduje. Tombi chyba chciała z tobą jeszcze poćwiczyć, więc nie będę jej powstrzymywać- stwierdziła Leafeon, wyraźnie zwracając się do ciebie.

GallAnonim - 2015-05-09, 21:56

No to mogłem sobie pooglądać wręcz popisowy przykład polowania. Lisice zakradły się do stada korzystając z pomocy wiatru oraz zarośli, a potem zaczęła się akcja. Tombi atakiem elektrycznym oddzieliła kulejącą sztukę od reszty i zaczęła go naganiać w moją stronę. Ja już czekałem podekscytowany na odpowiednią chwilę. Łypałem jednak jeszcze na to co robi stado i Tima. Stantlery zbiły się w gromadę, ale niektóre chciały ewidentnie pomóc towarzyszowi, Leafon wybiła im to jednak z głowy swym atakami.
Musiałem jednak odwrócić wzrok i skupić się na swojej robocie. Stanler gnał prosto na moją pozycję i był co raz bliżej. Tombi coś się tam za nim zatrzymała, ale nie miałem czasu nad tym myśleć. Trzeba było działać! Stanąłem mu na drodze i strzeliłem mu przed nosem pięknym Emberem. Rogacz stanął dęba, zatrzymując się na chwilę, która była mu zguba. Na moich oczach rozświetlił go potężny elektryczny atak, którym mógł być tylko Thunder i kompletnie go sparaliżował. Chwilę później kły Jolteon zakończyły sprawę. Nie powiem, byłem pod wrażeniem umiejętności lisicy.
Nim się jednak odezwałem, pojawiła się Tima, która w pojedynkę przegoniła całe stado Stantlerów! Kurczę, ale oni się silni. Nie spodziewałem się czegoś takiego. W każdym razie Leafon nas pochwaliła, chociaż ja za wiele nie zrobiłem, ale samo obserwowanie może być kształcące. Potem oceniła martwego Stantlera i powiedziała co mamy robić. Skinieniem głowy daję jej znak, że się zgadzam, po czym zabieram się do pomocy lisicom w przeciąganiu zdobyczy w pobliże jaskini.

Gwen Brown - 2015-05-10, 17:04

/ Niby multi, ale też najlepszego ;)

Tak z pewnością było na co popatrzeć. Przynajmniej wiedziałeś już, że z tymi lisicami lepiej nie zadzierać. Skoro taka Tima jakoś dała sobie radę z kilkoma Stantlerami na raz, to co to dla niej taki jeden ty? Na szczęście wasze stosunki były jak najbardziej poprawne i tego się trzymajmy. Po chwili wszyscy troje ujęliście w zęby jakąś część ciała Stantlera i z mozołem zaczęliście go ciągnąć. Już samo to było jak mały trening. Co prawda nie tak wymagający jak twoja poranna przebieżka, ale jednak wymagało to nieco wysiłku. W końcu po kilkunastu minutach Leafeon orzekła, że dalej już ciągnąć nie trzeba.
- W sumie jesteśmy całkiem blisko jaskini. Skocz po Seko, a ja tu na ciebie poczekam. Trafisz sam, prawda?- powiedziała Tombi, kiedy tak siedzieliście, odpoczywając chwilę.
W sumie fakt, teraz kiedy już pomieszkałeś z lisią rodzinką droga do ich domostwa nie była jakaś skomplikowana, dlatego niebawem ruszyłeś przed siebie. Idąc tak zauważyłeś coś między krzewami. Jakiś kawałek czarnego materiału. Jakiś pasek? Może być. Pamiętałeś, że w twoich rodzinnych stronach niektórzy mieli przy sobie jakieś przedmioty, które ponoć w jakiś sposób wpływały na ich umiejętności w czasie walki. Czyżby to był jeden z takich przedmiotów?

GallAnonim - 2015-05-14, 15:19

Cóż, targanie powalonego zwierza do jaskini było zdecydowanie mniej przyjemnym doznaniem od udanego polowania, ale koniecznym, więc nie mam co narzekać. Mógłbym, gdybym to robił sam, ale jest nas trójka. Mimo to umęczyłem się trochę przy tym, ale w sumie to nic w porównaniu do tego co rano urządziła mi Tombi.
W końcu Tima orzekła, że już wystarczy i zatrzymaliśmy się, aby chwilę odpocząć. Z ulgą wypuściłem z zębów część Stantlera, którą właśnie trzymałem. Wtedy Jolteon powiedziała mi żebym poszedł przodem po Seko, po czym wrócił tutaj.
- Ależ oczywiście, że trafię – odpowiadam z zadziornym uśmiechem, ruszając do jaskini.
Chyba dość czasu spędziłem już z tą rodziną, by do ich domu trafić bez problemu. Po drodze wypatrzyłem, że wśród gałęzi jednego krzaka zaplątany jest jakiś pasek czarnego materiału. Skojarzyło mi się to z ludźmi, których tutaj za wiele nie ma. Chociaż niezbyt myśl o pochodzeniu przedmiotu mnie ucieszyła, jestem zaciekawiony i decyduję się sprawdzić co to dokładnie jest. Czy może to być jeden z tych szczególnych przedmiotów, które pomagają w walce?

Gwen Brown - 2015-05-16, 12:52

Cóż, o właściwościach tajemniczego paska z pewnością prędzej czy później dowiesz się czegoś konkretnego. Jeśli to było to co myślałeś, w czasie potyczki powinien wzmacniać twoje ciosy krytyczne. Na razie jednak nie walczyłeś, więc ciężko było stwierdzić czy nie jest to też jakiś zwykły skrawek materiału, przywleczony w bliżej nieokreślony sposób. Cóż, głupotą byłoby go zostawić ot tak, nie sprawdziwszy czy faktycznie dysponuje jakimiś właściwościami. Przywiązałeś go więc w taki sposób, aby nie przeszkadzał ci za bardzo, a potem kontynuowałeś swoją "przechadzkę" do jaskini lisiej rodzinki. Tak jak się spodziewałeś bez problemu udało ci się trafić. Teraz nawet zamaskowane wejście nie stanowiło dla ciebie problemu. Minęło kilka minut i już byłeś w środku, w głównej jaskini. Teraz trzeba było znaleźć Seko. Jak na złość, udało ci się wypatrzeć jedynie zgryźliwego wujaszka. Trudno, trzeba zasięgnąć informacji. Ostatecznie nie wiedziałeś co teraz może robić Flareon, a latanie jak potłuczony po jaskini nie wydaje się zbyt mądre. Tym bardziej, że lisice czekają, więc nie bardzo było co zwlekać.
GallAnonim - 2015-05-23, 20:31

Kiedy przyjrzałem się paskowi, faktycznie wyglądał jak pewien przedmiot, o którym słyszałem, że wzmacnia ciosy krytyczne. Pytanie jednak, czy faktycznie to właśnie taki przedmiot. Cóż, nie zaszkodzi go zabrać i wypróbować w walce. Wtedy na pewno dowiem się, czy jest w tym pasku coś niezwykłego. Przywiązałem go sobie, a potem poszedłem dalej.
Do domu lisów trafiłem już bez kłopotów. Gorzej, że w głównej części jaskini nie zastałem Seko. Flareon może być wszędzie, a ja nie znam rozkładu tuneli, więc szukanie mogłoby sporo potrwać, a myślę, że Timie i Tombi zależy raczej na czasie. Musiałbym zasięgnąć informacji, a problem w tym, że jedyny, który mógłby mi je udzielić to ten zgryźliwy Phango. Wzdycham. No nie mam wyjścia. Muszę do niego zagadać. Dobra, uzbrajam się w pewną siebie postawę i podchodzę do niego.
- Hej, wiesz gdzie jest Seko? Tima go potrzebuję – zwracam się do Espeona, głosem pozbawionym emocji.
Myślę, że tak będzie lepiej przy kontakcie z tym osobnikiem.

Gwen Brown - 2015-05-24, 16:45

Espeon na twój widok posłał ci tylko znudzone spojrzenie. Kiedy jednak odezwałeś się i wyjaśniłeś czego właściwie chcesz, jakby od niechcenia wskazał ci na jeden z tuneli.
- Trzecia komora po lewej stronie- rzucił krótko.
Już miałeś się oddalić kiedy niespodziewanie to Phango cię zaczepił.
- Polowanie się chociaż udało? - zapytał podnosząc się i przeciągając leniwie.
Nagle jakby coś zwróciło jego uwagę. Zbliżył się do ciebie, wyraźnie zaciekawiony i przysunął łapę do znalezionego paska materiału.
- No, no. Komuś tu chyba się poszczęściło. Na twoim miejscu pilnowałbym tego materiału. Przydatna rzecz- stwierdził po krótkich oględzinach, cofając łapę.
No, jeśli Phango nie próbował z ciebie zażartować, a na prawdę rozpoznał w twoim pasku słynny Expert Belt, to faktycznie można powiedzieć, że fakt cię kopnął. Ale, ale- trzeba iść po Seko, a nie zajmować się takimi przemyśleniami.

GallAnonim - 2015-05-25, 12:10

Cóż, obyło się bez złośliwości z jego strony i Phango wskazał mi drogę. Już zamierzałem ruszyć, gdy Espeon wstał i mnie zaczepił.
- A udało się – odpowiadam krótko, obracając się w jego stronę.
Wtedy wujaszek zwrócił uwagę na znaleziony przeze mnie kawałek materiału. Kiedy się odezwał, spojrzałem na niego nieufnym wzrokiem. Jeśli mówił szczerze, ten pasek faktycznie byłby tym o czym myślę, że jest. Pytanie, czy Phango nie wpuszcza mnie w maliny. Wolę się przekonać samemu podczas jakieś walki, czy to faktycznie Expert Belt.
- Skoro tak mówisz – mówię, odwracając się i ruszając na poszukiwanie Seko we wskazanym miejscu.
Jakby co to pomagam sobie krzycząc jego imię.

Gwen Brown - 2015-05-26, 10:58

Phango wzruszył ramionami i odszedł w swoją stronę. Ty tymczasem podążając za jego wskazówkami, ruszyłeś ku jednemu z tuneli. Korytarz był wyraźnie węższy, ale równie zadbany co reszta lisiego lokum. No, przynajmniej z początku. Kiedy minąłeś kilka odnóg po prawej stronie, z każdym kolejnym krokiem robiło się jakby więcej kurzu. Zacząłeś więc nawoływać Seko. Z początku nie odpowiadał. A może odpowiadał, ale nie było go słychać. W każdym razie kiedy byłeś już tuż obok wskazanej przez Espeona odnogi, Flareon się odezwał.
- Idę, idę! Zaraz!- usłyszałeś jego głos, ale tak jakby... z góry?
Zadarłeś głowę do góry i wtedy zauważyłeś Seko balansującego tuż przy sklepieniu na jakiejś wąziutkiej półce skalnej. Widok dość niecodzienny, pomijając już pytanie po jakiego grzyba on tam wlazł.
- Kasai? Czekaj, już... Jasna!
Nagle noga mu się omskła i ognisty lis zsunął się w dół, lądując ostatecznie na ziemi. Niemal w ostatnim momencie zdołałeś odskoczyć. Flareon był niemożebnie wręcz ukurzony, a aktualnie pewnie i poobijany. Wyszczerzył się jednak tylko, jakby jego epicki upadek nie miał miejsca i w ogóle wszystko było w porządku.
- Stało się coś? Już po polowaniu?- zapytał podnosząc się z ziemi.

GallAnonim - 2015-05-26, 21:12

Mam wpisać już do trzymanego przedmiotu ten Expert Belt?
------------

No to kierując się wskazówkami Phango poszedłem szukać Seko. Droga prowadziła mnie w co raz bardziej opustoszałe i zakurzone części jaskini, ale Flareona nie widziałem. Dlatego zacząłem go nawoływać, ale z początku nie słyszałem odzewu. Dopiero gdzieś w miejscu, o którym chyba mówił ten zgryźliwy Espeon usłyszałem głos Seko. Tylko ździebko się wtedy zdziwiłem, bo tak jakby dobywał się on… z góry?
Zadarłem wówczas głowę i ujrzałem Flareona balansującego pod sufitem na jakiejś skalnej półeczce. Nim jednak zdołałem go zapytać co on u diabła robi, noga lisa omsknęła się i cały zwalił się na dół, prosto na mnie. Na szczęście w porę uskoczyłem i nie doszło do kolizji. Nie mogłem się nie roześmiać z całego tego zdarzenia.
- Eh Seko, żyjesz chłopie? – zapytuję się, nie przestając chichotać. - Po grzyba tyś tam wlazł? – Wskazuję na półkę skalną. – W każdym razie polowanie zakończone pełnym sukcesem i Tima kazała cię ściągnąć. To się tylko stało – mówię z czym przychodzę. – A, i po drodze znalazłem takie coś – Pokazuję mu kawałek materiału. – Phango, jak to zobaczył, powiedział, że to Expert Belt

Gwen Brown - 2015-05-30, 14:23

Ano. Jak najbardziej :)

Seko również się roześmiał z całej tej pociesznej sytuacji.
- Żyję, żyję. Chociaż nie powiem, na zadku raczej nie siądę w najbliższym czasie- stwierdził chichocząc.
- A z tą moją wspinaczką to śmieszna sprawa jest. Maluchy rosną, pasowało by więc je jakoś porozdzielać po jaskiniach, żeby się non stop nie tłukły o byle pierdołę jak ja i Tombi w ich wieku. Tę konkretną upatrzyła sobie Lily, tylko że ona strasznie boi się pająków i jak zobaczyła te pajęczyny na górze to prawie nam tu zeszła na zawał. No więc jako przykładny starszy brat wlazłem tam, coby urządzić pająkowatym eksmisję- wyjaśnił ci Flareon, otrzepując swój ogon i ogólnie futro.
Cóż faktycznie śmieszna sprawa. Ale i kolejny dowód jak rodzinne są owe lisy, skoro Seko był gotów co najmniej się połamać, aby jego młodsza siostra nie musiała bać się pająków. Tymczasem opowiedziałeś mu o wyniku polowania i o tym, że wzywa go matka.
- O widzisz. No, to teraz nawet u wujaszka powinieneś być na plusie z szacunkiem. On ogólnie ma respekt do stworzeń, które potrafią zapolować. Niemniej zaraz się tam zamelduję u naszych pań- odparł, skończywszy się już trzepać.
Na sam koniec wspomniałeś mu o swoim pasku, który znalazłeś w lesie.
- Pokaż- zainteresował się Seko.
Popatrzył przez chwilę na materiał, a potem z pełną powaga odparł:
- Jeśli wujaszek tak powiedział, to znaczy, że tak jest. Zna się na tym, bo sam za swej młodości znalazł kiedyś kilka z takich przydatnych fantów. Szczęściarz z ciebie.
No, jak dwa lisy stwierdziły, że to Expert Belt, to raczej nie ma bata, aby było inaczej. Tymczasem można było wrócić do Timy i Tombi. Ciekawe co wymyśliła dla ciebie elektryczna lisica...

GallAnonim - 2015-05-31, 08:20

A więc Seko wlazł tam, żeby posprzątać pajęczyny, aby jego młodsza siostra, która boi się pająków, mogła zamieszkać w tej jaskini. Cóż, za poświęcenie dla rodzeństwa. To jest wręcz niesamowite, jak bardzo blisko członkowie tej rodziny są ze sobą. Ja swojej siostrze nieźle czasami dokuczałem, a matka często nie miała czasu dla nas z powodu bycia mędrczynią. Na pewno nie byliśmy tak wzorową rodzinką, jak oni. Czuję się wręcz zazdrosny, chociaż wiem, że to głupie. Za niedługo i tak będę musiał stąd odejść.
Jakoś nie byłem przekonany jednak, gdy Flareon powiedział, że dzięki udanemu polowaniu będę na plusie u jego wuja. Zresztą co mnie obchodzi zdanie jakiegoś Espeona o mnie. Niemniej Seko również wypowiedział się pozytywnie na temat znalezionego przeze mnie kawałka materiału. Chyba mam już dość dobre powody, aby sądzić, że w istocie jest to Expert Belt.
- No dobra, dzięki. A teraz chodźmy już do Timy i Tombi. W końcu mam mieć kolejny trening z twoją siostrą – mówię, ale kończę z dość kwaśną miną.
Ciągle w pamięci mam poranny trening z Jolteon.

Gwen Brown - 2015-05-31, 17:50

- Tak, niech nie czekają za długo- stwierdził Flareon i obaj ruszyliście korytarzami ku wyjściu.
Najwyraźniej ognistemu lisowi nie umknęła twoja mina po tym jak wspomniałeś o kolejnym treningu z Tombi. Seko zachichotał cicho.
- Spokojnie. Tym razem uprzedziłem ją, że wszyscy woleliby abyś był w stanie ruszać łapami, z naciskiem na twoją osobę. Wydaje mi się, że nie będzie aż tak szaleć- rzucił, jakby na pocieszenie.
Potem bez jakichś kolejnych niespodzianek i przeszkód, opuściliście jaskinię. Droga do lisic i waszej zdobyczy również przebiegła bez większych problemów. Z Seko było dodatkowo bardzo wesoło- co chwila rzucał coś pociesznego i w rezultacie cała "przechadzka" minęła wam jak z bicza trzasnął. Kiedy dotarliście na miejsce, Tima bardzo ucieszyła się na wasz widok. Zaraz też zagoniła Seko do pomocy, a ty z Tombi oficjalnie byliście "wolni".
- Gotowy na kolejną część treningu?- zapytała Jolteon tym swoim zadziornym tonem.

GallAnonim - 2015-05-31, 21:32

Seko nie bardzo mnie pocieszył. Nadal obawiałem się, że Tombi wykombinuje coś, po czym wyzionę ducha. Niemniej szybko o tej obawie zapomniałem. Droga powrotna do zdobyczy odbywała się bez żadnych niespodzianek, a towarzysz umilał mi ją wesołą rozmową. Dzielący nas dystans przeszliśmy aż nie wiadomo kiedy. U celu Tima od razu pognała syna do roboty, a ja zostałem w rękach Tombi. Mierzę ją zaniepokojonym wzrokiem, zastanawiając się, co takiego mnie zaraz czeka. Nie ma jednak sensu przeciągać milczenia.
- Powiedzmy, że jestem gotowy, ale jeśli zgotujesz mi znowu to samo co o poranku to nie wiem, czy wrócę dzisiaj do jaskini o własnych siłach – odpowiadam żartobliwie z szelmowskim uśmiechem.
Miejmy to już za sobą.

Gwen Brown - 2015-06-03, 16:01

Tombi roześmiała się na twoją uwagę.
- Przyznaję, rano trochę mnie poniosło. Ale teraz obiecuję, że ci się spodoba. Chodźmy- powiedziała Jolteon.
Po chwili lekkim truchcikiem ruszyła w las, a ty bez protestów za nią podążyłeś. Po drodze lisica nawet słowem nie wspomniała co dla ciebie przygotowała. W pewnym momencie zauważyłeś, ze otaczająca was roślinność powoli zaczyna przypominać tę nadrzeczną. Dojrzałeś spore kępy trzcin, nawet jakieś wierzby i inne sitowie. Czyżby Tombi prowadziła cię nad jakąś wodę. Cóż, dokładnie. Kiedy dotarliście na miejsce, staliście nad brzegiem jakiegoś leśnego jeziorka.
- Co powiesz na pływanie? Jest dość ciepło to i woda nie powinna być taka straszna. Poza tym trochę uświniłam się w krwi tamtego Stantlera, więc przy okazji bym się odświeżyła. Poza tym pływając też popracujesz nad swoimi mięśniami- stwierdziła.
No, trzeba jej przyznać, tym razem nie zaszalała aż tak bardzo. Zbiornik nie był też jakoś szczególnie rozległy, więc nawet gdyby przyszło ci przepłynąć go w poprzek, to długość ta nie była jakaś powalająca. No, chyba, ze Tombi zażyczyłaby sobie rundkę dookoła... Na razie jednak nie miała jakichś wymagań, więc mogłeś pływać jak tylko ci się podobało.

GallAnonim - 2015-06-04, 14:30

Mimo uspokajających słów Tombi, nadal byłem nastawiony raczej niechętnie, zwłaszcza że nie chciała mi powiedzieć od razu co będziemy robić. W każdym razie pobiegłem za Jolteon przez las. Po drodze zauważyłem, że roślinność zmienia się z typowo leśnej na taką nadwodną. Wniosek był prosty. Idziemy nad wodę. Tylko po co?
No i dotarliśmy nad brzeg niewielkiego jeziora. Tam lisica oznajmiła, że mogę sobie popływać. Słysząc to trochę zbaraniałem i spojrzałem przestraszonym wzrokiem na jezioro. Kurczę, no naprawdę Tombi, przecież jestem ognistym pokemonem. Woda i ja nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Umrzeć może nie umrę, jak tam wejdę i może bym nawet popłynął, ale kurczę, miło nie będzie. Rzekłbym nieprzyjemnie nawet będzie. Opanowała mnie taka niechęć do wejścia do wody, że jej chyba nie przezwyciężę.
- Dla mnie woda jest straszna – odpowiadam Tombi, cofając się przezornie od brzegu. – Jestem ognistym pokemonem. Do wchody wchodzę tylko na chwilę i tylko po to, aby się umyć. Bycie mokrym jest takie nieprzyjemne, że… Brr – Otrząsam się, jakbym już był mokry. – Nie wskoczę do tej wody, ale ty się możesz myć do woli – oznajmiam tonem naburmuszonego dzieciaka, siadając.

Gwen Brown - 2015-06-06, 22:01

Jolteon zrobiła zawiedzioną minę.
- Poważnie? No masz, a już myślałam, że się ucieszysz...- mruknęła smutnym głosikiem i opuszczając uszy.
Cóż, lisica najwyraźniej nie spodziewała się, że może trafić na kogoś kto nie przepada za wodą i było jej wyraźnie szkoda, że nie trafia w twój gust. Posłała ci jeszcze proszące spojrzenie niczym smutny szczeniak, ale widząc, że nic nie wskóra westchnęła tylko bezradnie.
- No dobrze. To daj mi chwilę- powiedziała, po chwili wskakując do wody.
Dość szybko doprowadziła swoje futerko do ładu, usuwając z niego resztki krwi Stantlera. Po upływie kilku minut wyskoczyła na brzeg i otrzepała się z wody. Potem zmierzyła cię wzrokiem.
- I co ja mam z tobą zrobić... A co powiesz w takim razie na drobną przebieżkę przez las? Trochę biegu, trochę hasania przez przeszkody jak się coś napatoczy...- zaproponowała.

GallAnonim - 2015-06-07, 09:12

No ej, jestem ognistym pokemonem, chyba to dobrze widać, a co największe szkody zadaje takim ognistym pokemonom jak ja? No oczywiście woda. Czy to aż takie niesamowite, że ognisty pokemon może nie lubić siedzieć tam, gdzie jest mokro? Pomyślałem na widok zaskoczenia Tombi moją dezaprobatą. Lisica wyraźnie przez to posmutniała i szczenięcymi oczkami jeszcze próbowała roztopić moje serce, ale byłem nieugięty. Czasem ze mnie taki zimny drań. Moja siostra mogłaby zaświadczyć. Jolteon wskoczyła więc do jeziorka sama i szybko obmyła się z krwi Stantlera. Kiedy wyszła i otrzepała się z wody, zaproponowała mi inny trening.
- To już bardziej mi się podoba – odpowiadam, wstając. – Możemy iść pobiegać, ale pod warunkiem, że nie włożysz mi znowu swojego rodzeństwa na grzbiet – dodaję żartobliwym tonem.

Gwen Brown - 2015-06-07, 13:17

Najwyraźniej Tombi nie myślała, ze mogą być ogniste stworki nie lubiące wody. Weźmy takiego Seko. Flareon wspominał ci, ze kiedyś bał się wody, ale dzięki swemu nieżyjącemu już ojcu przełamał strach i śmiga jak ryba. Wszystko wskazywało na to, ze Jolteon oceniła cię pod kątem upodobań swego brata, albo nawet w ogóle nie zwracała uwagi na twój ognisty typ. Tymczasem kiedy zgodziłeś się na propozycję biegu, Jolteon znowu stała się na powrót wesoła i uchachana.
- Akurat nie mam nikogo pod łapą- odparła chichocząc.
- Dobrze, to śmigaj za mną!- zawołała i po chwili puściła się biegiem w stronę lasu.
Cóż, Jolteon miała naturalne predyspozycje do biegu i trzeba przyznać, miała parę w łapach. Ciężko było ci ją dogonić na tyle, aby mieć ją w zasięgu wzroku. W dodatku musiałeś się skupić nie tylko na samym biegu. Od czasu do czasu trzeba było coś przeskoczyć, albo przetoczyć się pod spodem. Naśladowałeś po prostu to co robi Tombi, chociaż łatwo nie było. Widać było, że lisica zna tę "trasę", więc wszelkie uniki robiła jakby mimochodem. Ty miałeś tylko chwilę aby załapać co ona w danym momencie robi, a potem to powtórzyć. Parę razy zdarzyło ci się uderzyć w głowę kiedy nie zdołałeś w porę cię uchylić albo ledwie wybroniłeś się od upadku, ale i tak uparcie parłeś na przód. Po paru takich razach jakbyś nabrał wprawy i potem już ani razu nie trafiła ci się jakaś bolesna niespodzianka. W końcu Jolteon powoli zwalniała, aby ostatecznie się zatrzymać. Trudno było powiedzieć ile czasu tak ganialiście i jaki dystans przebiegliście. Byłeś strasznie zmęczony, ale przynajmniej nie aż tak jak po twojej porannej przebieżce z liskami na grzbiecie. No i droga do nory nie była aż tak długa jak rano- aktualnie siedzieliście sobie raptem parę metrów od wejścia, wśród okolicznych skałek.
- Całkiem nieźle. To już wiem, że refleks masz. Z szybkością też nie jest najgorzej no i szybko łapiesz o co chodzi. Jeszcze parę takich sesji treningowych i będzie na prawdę dobrze- stwierdziła.
Dość pocieszające. Tymczasem miałeś okazję zorientować się w porze dnia. A wszystko wskazywało, że słońce powoli chyli się ku zachodowi. Było jednak jeszcze dość wcześnie, a przynajmniej za wcześnie aby zwinąć się w kulkę i zasnąć.

GallAnonim - 2015-06-07, 22:09

Chmy, kiedy tylko się zgodziłem na bieganie, Tombi natychmiast stała się z powrotem wesoła. Ach te dziewczyny. Stwierdzam w myślach kręcąc głową. W każdym razie pobiegłem za Jolteon. Szybko okazało się, że lisica, cóż, jest sprawniejszym biegaczem ode mnie. Miałem trudności żeby w ogóle utrzymać ją w zasięgu w wzroku. O dogonieniu nie było mowy. Teren też nie był płaski jak stół i wymagał ode mnie uwagi. Kurna, tutaj trza było skakać, tutaj się przetoczyć pod spodem. Nie miałem czasu na własną twórczość i po prostu małpowałem to co robiła biegnąca przede mną Tombi, w miarę własnych możliwości. Niestety ona miała tą przewagę, że teren znała, a ja nie bardzo. Miałem malutko czasu na reakcję, więc czasem kończyło się to bolesnym zderzeniem z jakąś przeszkodą. Kurna! Albo omal co się nie wywaliłem parę razy. Cholera! Udało mi się jednak biec wciąż dalej. Nie biegliśmy cały czas przed siebie, okazało się, że robimy kółka, więc z czasem zapamiętałem, gdzie co trzeba robić i bieg stał się mniej bolesny.
Podczas biegu zgubiłem zupełnie poczucie czasu, a kiedy się zatrzymaliśmy, znowu byłem padnięty, aż dyszałem z wywalonym ozorem, ale nie tak jak rano. Po wszystkim Tombi mnie pochwaliło, czyli chyba opłaciło się. Przy okazji wylądowaliśmy blisko jaskini lisów, co przy słońcu chylącym się ku zachodowi, było sprzyjającą okolicznością. Będę musiał sobie jakieś zajęcie znaleźć, bo na spanie jeszcze za wcześnie, a treningów mam dość na dzisiaj. Kurczę! Zaczynam się czuć tutaj jak u siebie w domu, a przecież mam zadanie do wypełnienia! Przechodzi mi nagle przez głowę. Nie mogę tu siedzieć wiecznie!
- Wiesz Tombi, nie wiem, czy na jeszcze kilka sesji treningowych mogę sobie pozwolić. Mam swoje sprawy i chociaż do ich wypełnienia potrzebuje stać się silniejszy, a wasza rodzina jest mi miła, w końcu będę musiał wyruszyć i to pewnie niedługo – mówię poważnym tonem. – A tymczasem, masz jakiś pomysł jak mógłbym spędzić wieczór? – zapytuję się.

Gwen Brown - 2015-06-08, 18:32

- Wiem, dlatego robimy 200% normy- odparła ze śmiechem.
- Aczkolwiek szkoda, że kiedyś przyjdzie ten dzień, kiedy będziemy musieli się rozstać. Wiesz, może to głupio zabrzmi, ale zaczynam cię traktować jak brata. Co do zajęcia... Nie mam pomysłów. Mógłbyś poćwiczyć z ogniem, ale na to trzeba energii, a po takim maratonie to niezbyt mądry pomysł. Chyba będziesz musiał sam sobie coś wymyślić, albo zdać na pozostałych- odparła.
Widzisz, nie tylko ty zaczynasz traktować lisią rodzinkę jako stały element krajobrazu. Kto by pomyślał, że tak się wczujesz w ich tryb życia. Ale będzie dziwnie już tak bez nich, prawda? Tymczasem chyba nie było sensu siedzieć na dworze, równie dobrze uprawianie nic-nie-robienia można robić w jaskini.

GallAnonim - 2015-06-09, 12:08

Słowa Tombi, że zaczyna mnie traktować jak brata, tylko potwierdzają, że im wcześniej stąd odejdę tym mniej będzie smutku dla wszystkich. Wpierw jednak muszę się nauczyć tego ataku od Seko. To był główny powód, dla którego zgodziłem się skorzystać z gościny lisów. A tak poza tym Jolteon nie miała żadnego pomysłu na jakieś wieczorne zajęcie dla mnie. Będę musiał sam sobie wynaleźć, albo faktycznie popróbować u innych członków rodziny.
Tymczasem chyba faktycznie można iść już do jaskini. Poza oglądaniem zachodu słońca, niewiele mogę teraz zdziałać na zewnątrz. No nic, ruszam w tamtą stronę.

Gwen Brown - 2015-06-10, 12:33

Niestety pozostali członkowie lisiej rodziny też nie bardzo wiedzieli co mógłbyś porobić. Dopiero Kay i pozostałe maluchy, wciągając cię do wspólnej zabawy sprawiły, że te kilka godzin do wieczora upłynęły ci całkiem znośnie. Radosne swawole przerwała dopiero Tima, zapraszając wszystkich na kolację. Po posiłku, tak jak poprzedniego dnia, towarzystwo porozłaziło się po różnych kątach jaskini, szykując się do snu. Niebawem i ty poszedłeś w ich ślady.
---

Tymczasem czas leciał. Minęło już trzy dni, odkąd zawitałeś do lisiej rodziny. Dość owocne, a przynajmniej częściowo. Z pomocą Timy dowiedziałeś się co nieco o życiu w dziczy- czegoś, czego w swej rodzinnej dolinie nie musiałeś stosować w praktyce, bo nie było ku temu takiej potrzeby. Treningi z Tombi również przynosiły pozytywne skutki. Początkowe zmęczenie i zakwasy już przestały ci dokuczać i nawet sam po sobie czułeś, że jesteś o wiele szybszy i zwinniejszy niż wcześniej. Dzieciaki? Dzieciaki jak to dzieciaki- rozbrykane i wesołe, dość szybko zaczęły traktować cię jak swego. Co innego Phango, który był jak zwykle nieco opryskliwy i zrzędliwy jak jakiś stary dziad. Chociaż przeważnie nie kręcił się w pobliżu ciebie i tak zawsze wiedział co robisz. Aczkolwiek sprawdziły się prognozy Seko- od pamiętnego polowania na Stantlera, Espeon był jakby nieco... milszy? Tak minimalnie, ale jednak. Pozostawał tylko Seko i nauka Heat Wave. Tutaj niestety nie było aż tak kolorowo...
---

- Nie, to chyba już nie ma sensu!
Seko był wyraźnie rozgoryczony. W sumie nie mniej niż ty. I nic dziwnego- wasz trening jakby stanął w miejscu. I chociaż obaj wychodziliście z siebie nic nie szło do przodu. Normalnie jakby coś w twoim ciele się zacięło i odmówiło dalszego posłuszeństwa. Było dokładnie tak jak podczas początkowych treningów- udało ci się raz czy dwa poprawnie wykonać ćwiczenie i koniec. Dalej już nie szło. Seko był chyba na skraju załamania, bo widać było, że strasznie chciał cię nauczyć tego ataku. Ty również nie bardzo wiedziałeś co zrobić- w końcu wiecznie tu nie zostaniesz.
- Nic z tego nie będzie, chłopcy. A przynajmniej na razie- niespodziewanie usłyszałeś głos Phango.
Espeon zwykle trzymał się z daleka, kiedy ćwiczyliście z ogniem. Tym razem jednak się do was pofatygował. Seko posłał mu pytające spojrzenie.
- Problem nie jest w tobie- zgryźliwy wujaszek wskazał na Flareona
- Problem jest w tobie- stwierdził wskazując na ciebie.- Nie chodzi mi o umiejętności. Obserwuję was jak ćwiczycie i na moje oko ognia nie brakuje w żadnym z was. Tu chodzi o sferę umysłową. Nie umiesz się skupić. Jesteś w stanie nauczyć się tego ataku, masz ku temu naturalne predyspozycje. Brakuje ci tylko odpowiedniego wyciszenia
zaraz, czy on właśnie... dawał ci jakąś radę? A przynajmniej coś w tym guście? Wow, dość niecodzienne, zważywszy, że zazwyczaj bardziej się żarliście między sobą. Tym razem Phango nawet mówił innym tonem. Takim bardziej "nauczycielskim". Bez jakiegoś wymądrzania się czy ironii.
- Seko, pozwolisz, że zabiorę ci twojego ucznia. Znam sposób, który mu pomoże, a wtedy wasza nauka i czas nie pójdą na marne- rzucił.
Okeeej. Ciekawe co on kombinuje? Pytanie czy w ogóle chcesz się na to pisać. Ale jeśli ma ci to pomóc... to czemu nie? Ostatecznie raczej ci to nie zaszkodzi.

GallAnonim - 2015-06-10, 13:49

Minęły trzy kolejne dni spędzona z lisią rodziną. Malcy zaczęli mnie traktować dosłownie jak swojego, a Phango wydawał się nieco mniej wredny, ale pal go licho. Od Timy nauczyłem się trochę jak wygląda życie poza rodzinnym, ułożonym i bezpiecznym Sanktuarium, a dzięki Tombi poprawiłem sobie kondycję. Niby się rozwijałem, ale koniec końców nie byłem zadowolony ze spędzonego tutaj czasu.
Ten cholerny Heat Wave!
Dawałem z siebie wszystko! Starałem jak mogłem! Ćwiczyłem i ćwiczyłem! I co? Do cholery wszystko stało w miejscu! Jak udało mi się zrobić cokolwiek podobnego do tego ataku, był cud! Byłem zły, jak cholera, że mi nie wychodzi. Seko też już wyglądał na załamanego brakiem sukcesów. Chciał mnie tego nauczyć, ale z jakiegoś powodu nie udawało się. Co jest? I jeszcze czas leci. Jeśli tak dalej pójdzie będę musiał obejść się smakiem i ruszać dalej!
Wtedy, podczas obecnej sesji treningowej, zaszczycił nas swoim przybyciem Phango. Espeon stwierdził, ze nic z tego nie będzie, a problem jest we mnie. Spojrzałem wtedy na niego, jak na jakieś niesamowite zjawisko. Zgred twierdził, że to sprawa umysłu. Jak to sprawa umysłu? Przecież chcę się tego nauczyć i się staram! Jak niby wyciszenie ma pomóc? W dodatku Phango mówił teraz nie jak zgryźliwy dziad, a jak nauczyciel. Zdziwienie przeszło zaraz w nieufność. Taka nagła zmiana podejścia do mojej osoby była jak najbardziej podejrzana. Co on kombinuje? W końcu Espeon powiedział, że wie jak mi pomóc.
Noooo… na początku chciałem jak najbardziej opryskliwie odmówić, ale… no właśnie, ale byłem już bardzo zniechęcony i zdesperowany brakiem postępów. Muszę na chwilę poskromić złośliwości i zgodzić się.
- Jeśli ty Seko nie masz nic przeciwko, ja też nie będę – mówię do Seko.
Staram się niepotrzebnie nie odzywać do Phango, bo język świerzbi od wrednych słów.

Gwen Brown - 2015-06-12, 16:05

Postanowiłeś zaryzykować i przekonać się co takiego wymyślił Phango. Seko był na tyle zdesperowany, że zgodził się na wszystko i zaraz zostawił cię sam na sam ze swym wujem. Espeon westchnął.
- Widzę jak na mnie patrzysz. Po prostu szkoda mi bratanka i energii jaką włożył aby z tobą trenować. Tym bardziej, że i tak kiedyś nas opuścisz. Przyznaj, szkoda byłoby marnować tyle dni i osiągnąć tyle co nic?- mruknął jakby odczytywał twoje myśli.
Cóż, przynajmniej w tej kwestii się zgadzaliście. Niewykluczone, że Phango swoimi działaniami miał ochotę doprowadzić do twojej szybszej "eksmisji". Jakich nie miałby powodów to jednak oferował pomoc. Tymczasem rozpoczął od wyjaśnienia czego od ciebie będzie wymagał i co właściwie będziecie robić.
- Właściwie masz podobne problemy do Seko, kiedy też uczył się tego ataku. Z tym, że on robił wszystko jakby od tak, ale nijak nie mógł zapanować nad swoją falką i kilka razy mieliśmy to niezłą zadymę. Twój problem jest dokładnie odwrotnością tego co dotyczyło mojego bratanka. Starasz się, masz odpowiednią siłę, ale nie możesz się przemóc, aby wykonać ten atak jak trzeba. Jak już wspomniałem, twój problem dotyczy sfery umysłu. Nauczę cię pewnego ataku, który umożliwia uzdrawianie się za pomocą siły umysłu. Skupienie potrzebne i w jednym i w drugim wypadku jest praktycznie identyczne, więc jeśli opanujesz Rest, dasz sobie radę i z Heat Wave- wyjaśnił.
No, teraz to strzelił z grubej rury. Leczenie się siłą umysłu? Pomijając fakt, że to przydatne, ale... siłą umysłu? Brzmiało co najmniej jak jakaś niestworzona historia.
- Pokaże ci teraz jak to wygląda. Ale żeby moja prezentacja miała racę bytu, zaatakuj mnie jakimś atakiem. Mówię poważnie, nie udawaj, że nie chciałeś się jakoś na mnie wyżyć? Masz teraz okazję.
Cokolwiek Phango zamierzał z tobą robić, początek był skądinąd przyjemny. Na legalu zrobić coś zgryźliwemu wujaszkowi i to jeszcze na jego życzenie? Oj drugi raz okazja ci się tak szybko nie trafi...

GallAnonim - 2015-06-12, 19:23

No to zostałem sam na sam z Phango. Spodziewałem się już bitwy słownej, ale o dziwo zaczęło się bez wyraźnych docinek z jego strony. Jednakże, po tym co powiedział, miałem wrażenie, że swoją „pomocą,” chce zwyczajnie przyspieszyć moje odejście stąd. Nie żeby mi na tym nie zależało. Czasu nie mam w nadmiarze.
- Tia, szkoda – odpowiadam mruknięciem na jego pytanie.
Potem musiałem wysłuchać wykładu. Dowiedziałem się z niego, że Seko też miał problem z nauczeniem się tego ataku, bo robił to ot tak, bez zaangażowania i nad nim nie panował, a w moim wypadku jest z kolei odwrotnie. Chcę, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Nie mogę się jednak z nim nie zgodzić. Inaczej miałbym robiłbym chociaż jakieś minimalne postępy. Tylko Espeon twierdzi, że ta blokada to coś związane z umysłem. Ciężko mi było w to uwierzyć, ale niech mu będzie. On tu jest specem od mocy umysłu, nie ja. W każdym razie Phango zaproponował mi naukę Rest, twierdząc, że jeśli go opanuję, to rzekomo uda mi się też z Heat Wave. Okej, że Rest leczy to wiem, ale co to ma do umysłu? Co on w ogóle wygaduje?
Potem jednak Phango powiedział coś bardzo zaskakującego, ale równocześnie bardzo mnie w duchu cieszącego. W celach demonstracyjnych miałem Espeona teraz zaatakować. Oh, ma absolutną rację, że chciałem mu już nie raz przyłożyć. No to nie ma co zwlekać.
- Sam tego chciałeś – mówię ze złośliwym uśmiechem, po czym ze wszystkich sił atakuję „wujaszka” Emberem.

Gwen Brown - 2015-06-14, 17:15

Cóż, Phango nawet pod wpływem twojego żaru nawet nie beknął. Stał niewzruszony jak ta skała, pozwalając, aby jego króciutkie furto się tu i ówdzie zwęgliło. Nawet kiedy w paru miejscach pojawiły się drobne oparzenia, Espeon nie przełamał się i nie zaszczycił cię chociaż jękiem.
- Bardzo ładnie. A teraz się przyglądaj- powiedział, siadając na ziemi.
Phango przymknął powieki i po chwili zaczął miarowo oddychać. Zupełnie jakby spał. Chociaż nie- on serio śpi. W tym samym momencie mogłeś obserwować jak jego futro znowu odzyskuje dawny wygląd, a poparzenia stopniowo zanikają. Kiedy zrzędliwy wujaszek otworzył oczy był praktycznie jak nowy. Fajna rzecz takie uzdrawianie się przez sen.
- Tak właśnie wygląda Rest w praktyce. Swego rodzaju leczniczy sen, który tak na prawdę jest głębszą medytacją. Całkiem przydatne, aczkolwiek w potyczce raczej bym go nie zastosował, no chyba, że znalazłaby się jakaś dobra i wytrzymałą kryjówka. Bo widzisz, chociaż możesz się wyleczyć to jednak na jakiś czas stajesz się bezbronny i odsłaniasz się na ciosy wroga. No, ale my tu się nie będziemy zabijać. Chociaż to wszystko wydaje się skomplikowane, jest zupełnie wykonalne. Teraz twoja kolej.
Espeon wstał kiedy urządził ci tę pogadankę. Na koniec niespodziewanie zaatakował cię pazurami, zostawiając krwawe pręgi na twojej łapie.
- Wybacz, ale po czymś musimy wiedzieć czy idziesz w dobrym kierunku czy nie, a więc obrażenia są konieczne. Dobra, teraz zamknij oczy i na początek spróbuj się wyciszyć. Innymi słowy, przez jakiś czas nie myśl. Kiedy już uda ci się osiągnąć ten rodzaj pustki, skup się na twojej ranie. Masz ją czuć całym sobą. I teraz najważniejsze- myśl o tym jak stopniowo zanika. Wykreuj sobie ten obraz w wyobraźni i skup się na tym. Nie myśl o tym, czy ci się uda czy nie, nie myśl o tym ruchu samym w sobie. Masz mieć przed oczami obraz twojej rany i to jak się goi.
Okeej, dość niecodzienna forma nauki. Jeszcze to jego pokrętne tłumaczenie. No ale popróbować nie zaszkodzi.

GallAnonim - 2015-06-15, 12:40

Ach, takie rąbnięcie Emberem w Phango było wielce satysfakcjonujące, nawet jeśli gość nie wyglądał na poruszonego tym faktem. Umiejętność ignorowania bólu zaiste godna podziwu. Aż futro mu zwęgliłem, a on nic. Potem wujaszek zamknął oczy i… wyglądało na to, że usnął! W tym momencie ze zdziwieniem zauważyłem, że zadana przeze mnie rana goi się i to w oczach! Kiedy się obudził, Espeon był jak nowy! Ale kurczę nic nie powiem na to, że to wyglądało imponująco.
Potem usłyszałem kolejny wykład czym jest Rest. Takie bla, bla, bla. Kiedy jednak skończył gadać, nieoczekiwanie Phango mnie zaatakował i zadrapał mi łapę, aż do krwi kurczę. Oczywiście natychmiast poczułem wściekłość, ale musiałem ją powściągnąć. Rana miała mieć wymiar praktyczny, czy aby udało mi się tego Resta użyć. W każdym razie usłyszałem co mam robić. Brzmiało dość głupio i pokrętnie, ale działanie widziałem, więc do roboty.
No dobra. No to zamykam oczy i staram się… nie myśleć o niczym. Czekam aż wyczuję tą wspomnianą przez Espeona pustkę. A potem skupiam się całkowicie na ranie. Cholerstwo bolało, więc to nie powinno być trudne akurat. A potem wyobrażam sobie, jak się zamyka i znika. Ogólnie staram się podążać zgodnie ze wskazówkami Phango.

Gwen Brown - 2015-06-16, 16:39

Jak postanowiłeś, tak też zrobiłeś. Chociaż początkowo ciężko było ci osiągnąć stan pustki, w końcu i to się udało. Potem wystarczyło tylko podążać za pokręconymi wskazówkami Espeona. To też nie wyszło ci od razu. W końcu, za którymś podejściem, otworzywszy oczy zorientowałeś się, że rana po pazurach nieco się zasklepiła. Nie zniknęła całkowicie, ale i zdecydowanie nie wyglądała tak jak wcześniej. Ten fakt najwyraźniej ucieszył Espeona.
- Widzę że zaczynasz łapać. Cóż, zostawię cię teraz i zajmę się innymi sprawami. Ty w tym czasie ćwicz dalej.- powiedział Phango.
W sumie obecność Espeona ani ci pomagała, a ni przeszkadzała. A skoro zaczyna ci ten cały Rest wychodzić, może jednak jest nadzieja dla tego nieszczęsnego Heat Wave? No i plus był taki, że twoje aktualne zajęcie nie było jakoś szczególnie męczące, więc można szaleć...

GallAnonim - 2015-06-17, 14:06

Wbrew pozorom, nie myślenie okazało się nie taką łatwością czynnością, ale jakoś się udało. Potem przeszedłem przez resztę zaleceń Phango. Znowu wymagało to trochę wysiłku, ale w końcu zobaczyłem, że rana zaczyna się zasklepiać. Przechodzi mnie aż dreszcz na ten widok. Przyzwyczajony jestem do naturalnego gojenia, a to jest… jest… dość dziwne. Nie mniej „wujaszek” wyglądał na zadowolonego. Kazał mi ćwiczyć dalej, a samemu sobie gdzieś poszedł.
Chmy, dalej nie wiem, jak Rest ma mi pomóc z Heat Wave, ale jakby co to przynajmniej tego ruchu zdołam się nauczyć. No dobra, więc wracam do nic nie myślenia oraz leczenia. Robię to aż całkiem wyleczę tę ranę. Co potem zrobię, to się zobaczy.

Gwen Brown - 2015-06-18, 10:19

Cóż, z tym optymistycznym pomyślunkiem, zabrałeś się do roboty. Trochę to trwało, ale w końcu udało ci się wyleczyć całe zadrapania. Nawet spodobał ci się efekt końcowy, bo faktycznie nie pozostał po nich ślad. Nie bardzo wiedziałeś co ze sobą z robić dalej, ale tutaj wspomógł cię Phango, który najwyraźniej zaplanował ci kontrolny "nalot". Powiedziawszy mu o rezultatach, pokiwał głową, pomruczał i stwierdził:
- Całkiem, całkiem. Na razie jednak przećwiczysz same rany zanim przejdziemy dalej.
Kiedy tym razem odszedł zostawił cię z większą ilością zadrapań o rozmaitej głębokości i rozsianych w różnych miejscach na twoim ciele. Trochę piekło, ale nie byłeś umierający. Cóż, średnia przyjemność z treningu polegającego na okaleczaniu, ale niestety- w tym wypadku bez odrobiny bólu nie szło nic zrobić.

GallAnonim - 2015-06-19, 13:49

W końcu udało mi się wyleczyć zadrapanie i czułem się całkiem zadowolony z uzyskanego efektu. Po ranie nie pozostał nawet ślad. Nie spodziewałem się jednak „nalotu” Phango, ale z braku laku powiedziałem mu o swoich postępach. I co dostałem w zamian? Espeon rzucił się na mnie i odrapał tym razem całego. Cholerny sadysta! To kurna boli i piecze!
Nie mam pojęcia co on zaplanował na później, ale wątpię, aby było to coś miłego. No to co mogę robić teraz? Trza powtarzać całą tą procedurę, aby zaleczyć te nowe rany. Cholera!

Gwen Brown - 2015-06-19, 19:46

Cóż, miłe to na pewno nie było, to było pewne. Jednak kiedy z początku udawało ci się zaleczać te rany pojedynczo, za którymś razem doszedłeś do takiej wprawy, że zaczynałeś brać w obroty po kilka, a na koniec za jednym zamachem pozbyłeś się ostatnich kilkunastu zadrapań. Na raz! Szło ci nadspodziewanie dobrze. Kiedy otworzyłeś oczy zauważyłeś siedzącego w pobliżu wujaszka. Phango kiwał głową z uznaniem, najwyraźniej będąc zadowolonym z efektów. Nie był jednak sam, bo towarzyszyła mu Tombi i Seko.
- Bardzo dobrze. Nie spodziewałem się, że tak szybko załapiesz o co chodzi. Na razie opanowałeś Rest w sposób połowiczny- umiesz już uleczyć zwykłe obrażenia. Ale dzięki niemu można pozbyć się również innych zmian, np poparzeń czy paraliżu. Nie bój się, nie będę cię katować wszystkimi tego typu zmianami. Wystarczy, że dobrze opanujesz jedną z nich, a resztę usuwa się analogicznie. Kiedy będziesz gotowy, Tombi zaserwuje ci efekt paraliżu- powiedział Espeon.
No to ładnie. Z deszczu pod rynnę. Ale tym razem, chociaż pozwolił ci wybrać odpowiedni moment zamiast od razu zaatakować. Mogłeś sobie chwilkę odzipnąć.

GallAnonim - 2015-06-20, 11:16

Cholera, to nie było miło zadanie, ba, chyba wolałbym dostać kolejny wycisk od Tombi. Jednak z braku innej opcji siedziałem, skupiałem się i leczyłem ranę po ranie. Jednakowoż, wraz z praktyką, zdałem sobie sprawę, że udawało mi się leczyć co raz więcej zadrapań na raz i w końcu moje ciało było zdrowe, ale umysłowo czułem się zmęczony. Noż takie skupienie ciągłe też wymaga wysiłku, chociaż innego rodzaju.
Kiedy otworzyłem po wszystkim oczy, zobaczyłem, że Phango jest tutaj i mi się przygląda. W dodatku nie jest sam, a towarzyszą mu Tombi i Seko. Espeon wyglądał na zadowolonego z moich postępów, ale ja miałem ochotę znowu plunąć mu ogniem prosto w pysk. Ot tak, z czystej zemsty za te zadrapania, mimo tego, że służyły celom treningowym i dlatego, że jestem złośliwy.
Co mnie czekało teraz?
Miałem leczyć nie zwykłe rany, ale innego rodzaju obrażenia, jak paraliż, czy poparzenie. Oczywiście musiałem znowu oberwać, tym razem od Tombi prądem. Noż pięknie. Wzdycham. No nie ma co tego odkładać. Spoglądam na Jolteon.
- No to dawaj – mówię do niej ponaglająco, przygotowując się mentalnie na to, że walnie we mnie prąd.

Gwen Brown - 2015-06-21, 16:53

Sądząc po minie Tombi nie ty jeden byłeś średnio zadowolony z takiego obrotu wypadków. Kiwnęła krótko głową i zaraz potem poczułeś jak uderza w ciebie wiązka elektryczności. Uczucie było... dość specyficzne. Bolało, to na pewno. Było tak jakby naraz zdrętwiało ci całe ciało, a po skórze pędziło całe stado mrówek. Mogłeś się ruszać, aczkolwiek był to ruch znacznie ograniczony. Nie zamierzałeś jednak zbyt długo tkwić w tym stanie i zaraz spróbowałeś pozbyć się nieprzyjemnego paraliżu. Postępowałeś tak jak w przypadku ran, a kiedy ponownie otworzyłeś oczy- nic już nie bolało. Paraliż znikł, tak jak wcześniejsze zadrapania! Tombi i Seko byli pełni podziwu. Phango, co chyba najbardziej cię zaskoczyło, nawet się uśmiechnął.
- Może trochę źle oceniłem twoje wcześniejsze możliwości, mój drogi. Tymczasem mogę z dumą zakomunikować, że opanowałeś właśnie Rest. Niechaj ci dobrze służy. Tymczasem, chłopcy, chyba was obu zastanawia po co w ogóle kazałem Kasaiowi się tego uczyć. Chodziło mi o bardzo podobną technikę wykonania. Kasai- spróbuj wykonać teraz Heat Wave. Ale nie myśl o tym co musisz zrobić. Postępuj jak przy Rest- miej w umyśle obraz tego co ma się stać ostatecznie.
To po to? serio? Nie mógł od razu powiedzieć? Hm, ale skoro tak, ciekawe czy to w ogóle zadziała. Warto popróbować.

GallAnonim - 2015-06-21, 17:57

Oberwanie prądem… było specyficznym, ale nadal bolesnym odczuciem. Moje ciało nagle znieruchomiało i miałem wrażenie jakby spacerowała po mnie armia mrówek. Ledwie co mogłem się ruszać. Strasznie paskudna sprawa. Wtedy jednak raz jeszcze powtórzyłem to czego nauczył mnie Phango i… ból zniknął, paraliż zresztą też. A więc udało się.
Tombi i Seko patrzyli po wszystkim na mnie z podziwem, a Espeon nawet się uśmiechnął. Nadal go jednak nie lubię. Wujaszek ogłosił następnie, że opanowałem Rest. No, powiedział też, że Heat Wave ma podobną technikę wykonania, stąd nauka tegoż ruchu i że teraz ma mi się udać. No dobra. Jeśli faktycznie teraz wykonam Heat Wave tak jak trzeba to może odejmę Phango jeden albo dwa punkt od wartości nielubienia.
Czyli co? Wyciszam umysł i skupiam się nad tym co chcę zrobić? Że chcę, nie chcę, mam dmuchnąć gorącym powietrzem? Okej, robię to, a potem atakuję jakiś najbliższy głaz.

Gwen Brown - 2015-06-23, 21:20

Choć nie byłeś do końca przekonany, postanowiłeś postąpić zgodnie ze wskazówkami Phango. Wzruszyłeś ramionami i przystanąłeś naprzeciwko jakiegoś głazu, coby nie narobić zbyt wielkiego zamieszania w jaskini. Lekkie skupienie, przed oczami miałeś obraz jak ostatecznie powinna wyglądać owa "falka"... No to wio! Kiedy otworzyłeś pysk byłeś nie mniej zaskoczony od siedzącego w pobliżu Seko. Od razu za pierwszym podejściem udało ci się wytworzyć atak taki jaki powinien być.
- Nie wierzę. Normalnie nie wierzę. Weź zrób to jeszcze raz- powiedział Flareon z wyraźnym podziwem w głosie.
Nie pozwoliłeś mu długo czekać, więc powtórzyłeś swój wyczyn. I jeszcze raz. I jeszcze. Za każdym razem wychodziło ci idealnie. Seko dalej nie mógł dojść jak jego wujaszek sprawił, że w końcu się odblokowałeś i wykonałeś atak jak należy. Phango uśmiechał się leniwie, zupełnie jakby to nie było nic szczególnego.
Tymczasem wygląda na to, że dopiąłeś swego i mogłeś opuścić lisią rodzinkę. Cóż, pora była już zbyt późna, abyś wyruszył dzisiaj. Nie czułeś się też na siłach na wędrówkę- nie po takim umysłowym wysiłku. Niemniej, chyba trzeba będzie ich wszystkich uświadomić, że to może być wasz ostatni wspólny wieczór.

GallAnonim - 2015-06-24, 12:17

To co? Czas ataki wpisać do KP? :-)
-------------------

No nie byłem przekonany, że to się uda zwłaszcza dzięki radom Phango, a jednak. Kiedy otworzyłem pysk, opuścił go nie ogień, a fala gorącego powietrza! Prawdziwy Heat Wave! Co? Jak? No nie mogę wyjść ze zdumienia, że tak nagle się udało! Seko też nie wierzył w to co widzi i kazał mi to zrobić jeszcze raz. Zrobiłem i znowu się powiodło i znowu. Normalnie magia! Jeju, jak ja się cieszę, bo już prawie całkiem straciłem nadzieję, że wyjdzie coś z tej nauki Heat Wave. Phango uśmiechał się jakby nie zrobił nic szczególnego i w sumie dobrze. Podziękuję mu, a owszem, ale nie zamierzam nie wiadomo jak się płaszczyć z wdzięczności.
Niemniej cel mojego pobytu tutaj został w pełni osiągnięty. Lisia rodzina się odwdzięczyła za pomoc jednemu z nich, a ja poznałem w sumie nie jeden, a dwa nowe ruchy, mnie zaś czas nagli. Już i tak za dużo go straciłem tutaj, chociaż żałować to nie mam czego. Trafiłem na wyjątkowo miłe pokemony. Niemniej trzeba się pożegnać, bo jutro wracam do swego zadania.
- Em, dziękuję całej waszej trójce za całą pomoc – mówię z uśmiechem do Seko, Tombi i Phango. – Może chodźmy teraz do reszty? Jestem padnięty przez to całe ciągłe skupianie się, a muszę coś powiedzieć, wszystkim – myślę, że domyślają się co takiego mam do powiedzenia.

Gwen Brown - 2015-06-27, 18:18

- Jasne, chodźmy- odparł Seko.
Jako się rzekło, wszyscy ruszyliście ku głównej jaskini. Sądząc po minie Phango, było mu kompletnie wszystko jedno co zaraz obwieścisz. Chociaż zdążyłeś się przyzwyczaić do tego typu reakcji z jego strony i ta konkretna mina nie zrobiła na tobie większego wrażenia. Za to Seko i Tombi wyraźnie się domyślali co zaraz im wszystkim powiesz. Chociaż Flareon starał się nieco maskować ze swymi odczuciami w tej sprawie, to jego siostra nie bawiła się w maskarady. Szła obok ze spuszczonymi uszami i wyraźnym smutkiem malującym się na pysku. Cóż, nie było rady- wszyscy wiedzieliście, że prędzej czy później będziesz musiał się pożegnać z całą tą wesołą (z jednym drobnym wyjątkiem) gromadką. Tymczasem z drobną pomocą lisiego rodzeństwa udało się zebrać wszystkich do kupy i usadzić względnie w jednym miejscu. Jak na razie tylko maluchy łypały na ciebie zaciekawione, zapewne spodziewając się jakieś niespodzianki. No, szkoda, że trafi im się taka, a nie inna. No, mogłeś przemawiać.

GallAnonim - 2015-06-29, 11:21

No to poszliśmy wszyscy do głównej części jaskini. Po drodze, Phango wyglądał jakby miał gdzieś to co zamierzam powiedzieć, ale Seko i Tombi już się tym przejmowali. No Flareon zgrywał twardego, ale jego siostra opuściła smętnie uszy. Cóż, z ich pomocą udało się zebrać całą rodzinę w jednym miejscu. Maluchy patrzyły na mnie z taką ciekawością, jakby spodziewały się nielichej niespodzianki. Dobra, miejmy to za sobą. Czuję żal, że muszę stąd odchodzić, a nie chcę się rozkleić.
- Witam wszystkich. Chciałem żebyście wszyscy się zebrali, bo mam coś ważnego do ogłoszenia. Otóż, dzięki pomocy Seko i Phango, nauczyłem się wreszcie tego nieszczęsnego Heat Wave, więc odwdzięczyliście się za to, że pomogłem Kayowi. To oznacza, że mogę ruszać w dalszą drogę. Wiedźcie, że bardzo mile spędziłem wśród was te kilka dni i będę dobrze was wspominał. Niestety moja misja mnie wzywa i jutro stąd muszę odejść. Dziękuję za uwagę
Rozglądam się po wszystkich, ciekawym będąc jakie moja słowa wywołają wrażenie.

Gwen Brown - 2015-07-01, 22:26

Cóż, przesłanie krótkie aczkolwiek treściwe, z pewnością zostało w pełni zrozumiałe przez wszystkich. Swoją drogą reakcje na twoje przemówienie były rozmaite. Phango i reszta dorosłej części rodzinki wydawali się najspokojniejsi. Ktoś tam kiwnął łbem z zrozumieniem, ktoś posmutniał tak jak wcześniej Tombi. Ogólnie luz. Za to maluchy... Cóż, jeśli wcześniej nie wiedziałeś jak szybko można przejść z radosnej euforii do porządnego smutku, to właśnie miałeś okazję to obejrzeć. Chyba najbardziej nieposieczony wydawał się Kay, który ostatnio najchętniej zaciągał cię do wspólnej zabawy. On też pierwszy zaczął płakać. Pozostałe obstąpiły cię z każdej strony prosząc abyś został. Serce się kraje, ale nie ma rady i musiałeś pozostać nieugiętym. W reszcie Timie i Tombi udało się jakoś zająć pacholętami i odprowadzić je w inną część jaskini, aby je jakoś uspokoić.
- Właściwie nie było aż tak źle- stwierdził Seko przysiadając obok.
- Prawdę mówiąc spodziewałem się gorszej histerii. Maluchy zdążyły się przyzwyczaić, że mają dodatkowego kompana do zabawy. Ale to nic, przejdzie im. A na razie póki jest względnie spokojnie proponowałbym zaznajomić się bliżej z jakimś jadełkiem w ramach kolacji.

GallAnonim - 2015-07-04, 12:12

Cóż, dorosła część lisiej rodziny zniosła moje oświadczenie raczej spokojnie, czego nie można powiedzieć o młodzieży. Eevee z Kayem na czele zaczęły płakać i obstąpiły, błagając mnie abym został. Nawet moje egoistyczne serce poruszyła ta scena, ale na Arceusa nie mogę tu zostać, choćby nie wiadomo co. Byłem nieugięty. W końcu Tima i Tombi zabrały dzieciaki gdzie indziej, aby je uspokoić. Seko zaraz zapewnił mnie, że spodziewał się gorszej histerii, a nie było tak źle i w końcu młodym przejdzie. Flareon zaproponował też, bym zjadł jakąś kolację.
- No w sumie masz rację, że przydałoby się coś zjeść. Jestem trochę padnięty po tym treningu Phango. A co dzisiaj właściwie na tą kolację jest? – pytam z uśmiechem.

Gwen Brown - 2015-07-05, 13:09

- Zaraz zobaczymy- odparł Seko i skinieniem głowy nakazał ci podążać za nim.
Flareon poprowadził cię do jednego z tuneli, których wcześniej nie miałes okazji odwiedzić. Dziwna rzecz, bo zdążyłeś przewałęsać się przez większość z nich. Ten jednak jakimś sposobem pomijałeś. Tak czy inaczej trafiliście do spiżarni. Wśród zgromadzonego jadła dominowało głównie mięsiwo różnego rodzaju i postaci. Znalazło się jednak też coś bezmięsnego, a konkretniej kilka jagód Oran i Pecha. A przynajmniej tylko te dwa rodzaje owoców udało ci się wypatrzyć, niewykluczone, że było tego zachomikowane więcej.
- Co życzysz? Mięso? Chociaż, przez tyle czasu mogło ci się już znudzić. To może jakieś jagódki? W wypadku tego pierwszego proponowałbym jednak wziąć po kawałku i przygrilować je gdzieś indziej- rzucił ognisty lis.

GallAnonim - 2015-07-05, 19:54

Seko zaprowadził mnie do tunelu, którego jeszcze nie miałem okazji odwiedzić, mimo czasu spędzonego w tym lisim legowisku. Okazał się on być ich spiżarnią i to w dodatku dobrze zaopatrzoną. No, dominowało mięso, nie da się zaprzeczyć, że moi znajomi są bardzo mięsożerni, ale i trochę jagód się znalazło. Mięso jest dobre, ale z miłą chęcią zjem to, co przez kilka ostatnich dni na ząb nie wrzucałem.
- Grillowanie nie będzie potrzebne – wyjaśniam z uśmiechem. – Skuszę się na jagody
Postanawiam zjeść i trochę Oran i trochą Pecha, bo skoro mogę to czemu nie.

Gwen Brown - 2015-07-06, 19:53

Cóż, żyjąc w dziczy trzeba było pożywienia, które dostarczy konkretnej ilości substancji odżywczych. Czegoś po czym będzie sie mieć parę do robienia mniej lub bardziej męczących czynności. Nic dziwnego, ze lisy wolały solidną porcję mięcha zamiast kilku jagód czy innej zieleniny. wyglądało jednak na to, ze czasem sięgały i po to.
- Nie ma sprawy- odparł Seko.
Sam sięgnął po, jak mogłeś się domyślić, mięsiwo. Odczłapał kawałek od wejścia do spiżarni i wewnątrz tunelu przysmażył sobie nieco swój posiłek. Tak czy inaczej, po kilku minutach obaj najedliście się do syta, a z powodu aktualnej pory, niespiesznie ruszyliście ułożyć się do snu. Zanim jednak przysnęliście Seko jakby nabrał ochoty do pogaduszek...
- To, jutro już odchodzisz, nie? Właściwie gdzie zamierzasz się teraz kierować?- rzucił.

GallAnonim - 2015-07-07, 09:15

Ach, naprawdę miło było zjeść dla odmiany coś innego od mięsa. W Sanktuarium moja dieta wyglądała zupełnie odwrotnie niż tutaj, czyli dużo jagód, mało mięsa, ale tam było bezpiecznie i nie istniała potrzeba walki o przetrwanie. Jedzenia zawsze znajdowało się dość, a byśmy nie musieli zjadać siebie nawzajem. W każdym razie napełniłem brzuch, Seko zresztą podobnie, ale on akurat zeżarł kawał uprzednio przypieczonego mięcha, po czym udaliśmy się spać. Nim jednak obaj posnęliśmy, Flareon jeszcze do mnie zagadał.
- No tak, jutro odchodzę – potwierdzam. – I zmierzam w kierunku morza. Muszę się tam dostać na pewną wyspę – odpowiadam na drugie pytanie.
Czekam ci na to Seko, ale szczerze mówiąc nie mam teraz ochoty na pogadanki, więc sam mielił ozorem za bardzo nie będę. Muszę się wyspać przed dalszą drogą.

Gwen Brown - 2015-07-08, 20:00

Seko wyraźnie się zainteresował twoją odpowiedzią. Usłyszałeś jak przekręca się w mroku i mogłeś się założyć, że rozbłysły mu ślepka.
- Nad morze? O stary, widzę, że szykuje ci się wyprawa z grubszej rury. Ale mi bardziej rozchodziło się o jakieś bliższe posunięcia. Wiesz, ten las to my znamy jak własną kieszeń, a podejrzewam, że nie pogardziłbyś wskazówkami o tutejszych zakamarkach. No, zależnie gdzie byś szedł. Właściwie...- Seko przerwał.
Najwyraźniej zorientował się, że średnio ci się uśmiecha taka nocna rozmowa i zaraz nieco zmienił ton.
- Właściwie możemy do tego wrócić jutro. Mówiłeś, że jesteś zmęczony, a ja gadam jak katarynka. Wybacz. Dobranoc- powiedział i potem już się nie odzywał.
Na krótko przed snem, mogłeś lekko rozważyć propozycję Flareona. Cóż, miała ręce i nogi, więc mogłeś posłuchać czego to spodziewać sie po drodze. Na razie jednak nie zaprzątałeś sobie tym głowy i dość szybko zapadłeś w sen. Kiedy się obudziłeś, leżałeś sam. Seko najwyraźniej przebywa w innej części jaskini. Możliwe, że w tej głównej. No, tymczasem nastał nowy dzień, a to oznaczało powrót do twej pierwotnej misji i ostateczne opuszczenie lisiej rodzinki. Jedno było pewne- w czasie wędrówki na pewno nie będziesz się nudzić.

GallAnonim - 2015-07-09, 11:52

Ła, widzę, że zaskoczyłem Seko swoim celem. Przy okazji dowiedziałem się, że lisia rodzina zna świetnie okolicę i mogliby mnie poprowadzić. Problem w tym, że ja ją znam tylko z mapy i nie mam nic przewidzianego do zrobienia po drodze, więc po prostu zamierzam tędy przejść, a nie kręcić się po Arceus wie jakich zakamarkach. Nie bardzo miałem ochotę nad tym myśleć teraz i odpowiadać Flareonowi. Seko to zrozumiał i odłożył rozmowę na jutro. Mogłem iść spać.
*
Gdy rano się obudziłem wypoczęty, mogłem rzec, że jestem gotowy do dalszej drogi. Będę musiał się sprężać, bo dość czasu zamarudziłem w tej jaskini. Jednakże przydałoby się pogadać jeszcze z lisami przed odejściem. Niestety obudziłem się sam, więc nawet z Seko nie miałem jak zamienić słowa. Ach, trzeba mi ruszyć tyłek i iść ich poszukać. Szkoda dnia na lenienie się.

Gwen Brown - 2015-07-11, 08:46

Niewiele się zastanawiając, podniosłeś się i skierowałeś ku tunelowi prowadzącego do głównej części jaskini. Tam też spotkałeś nie tylko Seko, ale i pozostałych członków lisiej familii. Maluchy dalej nie wyglądały na najszczęśliwsze, ale przynajmniej nie płakały. Jeszcze.
- Dzień dobry, Kasai- odezwała się Tima. Miałeś wrażenie, że gmera w czymś pod swoimi łapami.
- Wiesz, pomyśleliśmy, że pewnie zaraz po śniadaniu zechcesz już ruszać w drogę i przygotowaliśmy wcześniej taki mały prezent od wszystkich- powiedziała Tombi i po chwili odsunęła się tak, że mogłeś zobaczyć co takiego trzymała jej matka.
Okazało się, że trawiasta lisica ma w łapach jakiś skórzany pakunek. Tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, bo przy kolejnym okazało się, że lisica trzyma całkiem zgrabny podróżny tobołek, który mogłeś sobie zarzucić na plecy jak jakąś torbę. Jak się też niebawem okazało, tobołek (tak na marginesie owoc pracy Jolteon) nie był pusty. Faktycznie było tam coś po trochu od każdego: przede wszystkim spory zapas jedzenia od poczciwej lisicy-matki, cobyś nie głodował po drodze. Trochę mięsa w postaci 5 udek jakiegoś niedużego ptaka, odpowiednio spreparowanych, tak, że przetrwają jeszcze dość długo. Było też kilka jagód- 4 Sitrus i 6 Oran. A nawet znalazło się aż 7 pieruńsko rzadkich jagód Enigma i 2 nie mniej rzadkie jagódki Jaboca! Do tego lisica powiększyła ci zapasy wody o kolejny litr, tak "na wszelki wypadek". Maluchy zmaniściły dla ciebie niedużą figurkę lisa z różnego leśnego dobra, żeby ci przynosiła szczęście na szlaku i żebyś przypadkiem o nich nie zapomniał. Natomiast męskie grono rodzinki ofiarowało ci po jednym rzadkim przedmiocie do trzymania- Bag Charcoal od Seko i Shell Bell od Phango. Nie można powiedzieć, masz wyprawkę, że hej! Ha, dobrze by było, gdybyś jeszcze dał radę to unieść. Chociaż po treningach siłowych z Tombi nie wydaje się to jakimś trudnym zadaniem.

/ Tak dla ścisłości: Enigmy i przedmioty do trzymania są tak z bidy i nierozumu w ramach wprowadzenia ;P Pozostałe rzeczy normalnie sobie dopisz.

GallAnonim - 2015-07-12, 23:47

Kiedy dotarłem do głównej części jaskini, okazało się, że zebrała się tam cała rodzina lisów. Spośród nich głos zabrały Tima oraz Tombi. Ku mojemu zaskoczeniu został mi sprezentowany pokaźny prezent pożegnalny. Mnóstwo dobra wszelakiego i jeszcze tobołek, w którym mogę to nosić. Nieźle. Chooolibka. Co ja takiego zrobiłem, że oni mnie tak dobrze traktują. Aż poczułem się wzruszony, ale kurka płakać nie zamierzam.
- No wiecie, nie trzeba było. Przecież odwzajemniliście się trenując mnie i żywiąc przez cały czas mojej obecności tutaj. W każdym razie dziękuję wam wszystkim bardzo. Postaram się to wszystko dobrze wykorzystać, a was nigdy nie zapomnę – taka mowa wdzięcznościowa będzie, jak znalazł w tej sytuacji. – To co na śniadanie? – zapytuję z uśmieszkiem.

Gwen Brown - 2015-07-15, 07:44

- Oj tam, nie gadaj. Lis lisa nie poratuje? Z resztą nijako tak cię wypuścić z pustymi łapami- odparł ze śmiechem Seko.
W kwestii śniadania, jak mogłeś się domyślić po mieszkaniu tutaj, zaserwowano ci mięso. Ale zostałeś mile zaskoczony, bo zostało podpieczone z rozmaitymi ziółkami i jagodami. Owoce utworzyły przy okazji bardzo przyjemny i smaczny sosik, co tylko jeszcze bardziej zmieniało smak całego dania. Oczywiście na lepsze. Po posiłku nadeszła ta średnio przyjemna pora, aby się zebrać i ruszać w siną dal.
- A właśnie, tak wracając do mojego mielenia ozorem wczoraj przed snem... To w która stronę teraz podróżujesz? Dalej lasami, czy może kierujesz się ku górom? Coś mi się tłucze we łbie, że gdzieś na samym początku jak do nas trafiłeś coś chyba wspominałeś o górach- zapytał jeszcze Flareon.
Pewnie lisy chcą ci dać jeszcze jakieś ostatnie wskazówki przed drogą, a potem... No cóż, w drogę!

GallAnonim - 2015-07-15, 22:19

Na śniadanie było oczywiście mięso, ale tym razem nie jakieś zwykłe. Tym razem było doprawione ziołami oraz z dodatkiem jagód. Niezwykle smaczny posiłek i miałem wrażenie, że specjalnie przygotowany na moje pożegnanie. Ileż ja dobroci doznałem od tych lisów. Jak wypełnię swoją misję i jeśli tutaj wrócę, zaproszę ich do Sanktuarium. Może nie jest w najlepszym stanie, ale to nadal ładne miejsce i mój dom.
Kiedy zjadłem trzeba się było zacząć żegnać. Seko jednak znów podjął temat mojej trasy. Chyba jednak warto się czegoś dowiedzieć o czekającej mnie drodze, ale lepiej będzie jak to pokażę na przykładzie mojej mapy. Wyciągam zatem kawałek papieru i pokazuję go Flareonowi.
- Muszę dotrzeć na te wyspy – pokazują łapą odpowiednie miejsce na morzu. – A jako że zależy mi na czasie, planuję iść, jak najkrótszą drogą, dlatego zamierzam przejść przez góry. A co? Miałbyś dla mnie jakieś rady, jak przez nie przejść? – zapytuję.

Gwen Brown - 2015-07-19, 09:01

Kiedy wyciągnąłeś mapę nie obyło się bez zaciekawionych spojrzeń. Pokrótce wyjaśniłeś mu co i jak i którędy mniej więcej planujesz iść. Kiedy zapytałeś o ewentualne wskazówki, Seko machnął tylko łapą.
- Phi, no jasne, że miałbym.- stwierdził podnosząc się znad mapy.
- Proszę ciebie wybrałeś sobie dość wymagającą trasę, ale jeśli chciałeś ominąć w ten sposób ludzi to trafiłeś w dziesiątkę. Na te szczyty praktycznie nikt się nie wybiera, a więc jeśli miałbyś jakieś kłopoty, to na pewno nie z udziałem tych irytujących dwunogów. Właściwie jeśli będziesz patrzył uważnie i myślał co robisz, to raczej mało prawdopodobne, abyś spadł z jakiegoś zbocza czy innej przepaści. Hm... Mam w tych górach pewnego znajomego. To Braviary, taki duży niebieskawy orzeł. W każdym razie zanim do niego trafisz zejdzie ci z jeden jak nie dwa dni szwędania się po skałach. W każdym razie, aby do niego dotrzeć idąc od nas, kieruj się prosto na zachód. Jak już uda ci się wspiąć na jakiś większy pagór uważnie się rozejrzyj. Mniej więcej na północy powinieneś zobaczyć taką pokraczną skałę przypominającą ptasi łeb. Raczej nie do pomylenia z niczym innym. Kieruj się na tę skałę, bo tam właśnie mieszka ów orzeł. Jak się powołasz na mnie powinien ci pomóc. Chociaż Sky jest trochę specyficzny i może zechcieć jakoś cię sprawdzić, ale bez obaw, nawet gdyby nie wyszło ci to zadanie od niego, to i tak ci pomoże z litości. Ale lepiej staraj się, aby ci wyszło, serio, na mur nie pożałujesz- wyjaśnił ci Flareon.
No, w miarę jasna wskazówka. Tak czy inaczej w najbliższej perspektywie czekała cię wędrówka po górach. A co będzie potem i co takiego może zaoferować ci ów orzeł, okaże się już w trakcie.

GallAnonim - 2015-07-19, 15:29

Cóż, dowiedziałem się od Seko kilku ciekawych rzeczy na temat mojej trasy. Droga przez góry ma być trudna, ale na pewno pozwoli mi uniknąć spotkania z ludźmi, a jak będę odpowiednio ostrożny to powinno udać mi się przejść. Flareon powiedział mi również, że ma tam znajomego Braviary, który powinien mi udzielić pomocy, gdy się na lisa powołam, chociaż nie za darmo, jak mnie uprzedził.
No nic, zwijam mapę i ostatni raz spoglądam na członków lisiego klanu.
- Jeszcze raz dziękuję wam za wszystko. Żegnajcie – zwracam się do nich oficjalnym tonem.
Smutek czuję. Za dużo dobroci tu zaznałem, by mój egoizm znieczulił mnie na to pożegnanie. Ruszam jednak biegiem na szlak, kierując się, zgodnie z radą Seko, prosto na zachód. Zanim dojdę na teren tego Braviary ma minąć przynajmniej jeden dzień, więc czeka mnie trochę łażenia, a szkoda marnować czas na zwiedzanie.

Gwen Brown - 2015-07-23, 19:48

Po ostatecznym pożegnaniu się z wszystkimi ruszyłeś w drogę. Początkowo las, przez który szedłeś był ci w miarę znany. W końcu przez ostatnie kilka dni zdążyłeś się tu co nieco rozejrzeć i zaznajomić z terenem. Jednak po kilku godzinach, znajome tereny ustąpiły miejsca nieznanym obszarom. Tutaj musiałeś już być czujniejszy, bo od tego momentu mogły ci się przytrafiać różne niespodzianki. Około południa przystanąłeś, aby zrobić sobie krótki postój, aby odpocząć i coś zjeść. Ledwie odłożyłeś swoją nową torbę, aby coś sobie wygrzebać, kiedy ta... zaczęła się unosić nad ziemią! Ki diabeł? Nagle usłyszałeś jakiś chichot i zaraz pojawił się jego "właściciel". Niechybnie pokemon duch, który aktualnie trzymał w łapach twoją własność. Średnio znałeś wszystkie gatunki pokemonów, ale ten był na tyle pospolity, ze już dawno słyszałeś, aby się go wystrzegać. A był to Haunter. Najwyraźniej duch cierpiał na brak zajęcia i postanowił wywinąć ci psikusa. Kręcił się wokół to podnosząc, to opuszczając twoją torbę, głośno się przy tym śmiejąc.
- Chcesz? To sobie weź!- wołał rozradowany.
Ech, ktoś tu się prosi o łomot...

GallAnonim - 2015-07-24, 18:28

Z początku szło wszystko nieźle. Parłem nie niepokojony naprzód w nieznane terytoria, kierując się ku górom. Koło południa musiałem zrobić sobie krótką przerwę, a przy tej okazji można było się posilić. Jakie było moje zdumienie, kiedy przy próbie wyjęcia jedzenia, otrzymana przeze mnie torba zaczęła latać. Co jest? Po chwili usłyszałem jednak śmiech i zobaczyłem tego żartownisia. To był jeden z tych nieznośnych Hunterów. Ten widać z nudów postanowił mi podokuczać i bawił się teraz torbą. Jeszcze śmiał ze mnie zakpić. Ze złości pokazuję kły. Ktoś tu chce bardzo umrzeć!
- Słuchaj koleś! – krzyczę do niego gniewnym tonem. – Jeśli w te pędy nie oddasz mi tej torby, będziemy tu mieli zaraz kawał grillowanej ektoplazmy! Daję ci dziesięć sekund! – grożę mu.
I to nie tak, że nie zamierzam jej wcielić w życie, bo zamierzam, oj, bardzo zamierzam. Jak nie odda, biorę go na cel i atakuję zupełnie na serio Heat Wave. To będzie idealna okazja, aby wypróbować ten atak w warunkach bojowych. Jak torba się zniszczy… szkoda, ale przynajmniej upiekę tego ducha.

Gwen Brown - 2015-07-27, 16:44

Haunter wywrócił oczyma i zrobił minę dziecka które właśnie zostało nakryte na kradzieży ciasteczek.
- Ale jesteś nudny- mruknął rzucając ci torbę pod nogi.
- Za grosz poczucia humoru. Wyobrażasz sobie jaka ta dziura jest nudna? Tutaj praktycznie nic się nie dzieje i nikogo nie ma- zaczął ci się żalić duch.
Akurat co do tej drugiej kwestii, byłeś niemal pewny co, albo raczej kto taki jest powodem ogólnego wyludnienia.
- Czy nie wystarczy, że nie mogę opuścić tej okolicy? Na prawdę, trochę zrozumienia dla starego ducha...
I tak dalej, i tak dalej. Przez dobrych kilka minut Haunter żalił się na wszystko i wszystkich, ale przynajmniej nie musiałeś wcielać swej groźby w życie, bo oddał ci twoją własność. W międzyczasie ubolewał na jakiegoś ludzkiego czarnoksiężnika co to wieki temu pochrzanił jakąś formułę i rzucił na niego jakąś klątwę, przez co mógł się poruszać po ograniczonym obszarze. Właściwie nie tyle ubolewał, co wyklinał owego człowieka na czym tylko świat stoi, nie przebierając zbytnio w słowach. Z jednej strony smutne, ale z drugiej co najmniej pocieszne, zważywszy na aktualny stan rzeczy. Tymczasem trwało to tak już dłuższą chwilę. Zastanawiałeś się czy przypadkiem nie skorzystać z okazji i nie wymknąć się chyłkiem. Duch najwyraźniej zorientował się co się święci.
- Hej, a może stoczymy pojedynek? Dawno nie toczyłem jakiejś dobrej walki... W zamian, jeśli wygrasz, puszczę cię wolno i nie będę już nachodził. Właściwie i tak puściłbym cię wolno, ale w razie mojej wygranej podręczyłbym cię na tyle, na ile pozwala mi się ruszyć klątwa.- rzucił, lustrując cię spojrzeniem.
Tja, nie ma to jak "uczciwy" układ. Nie mniej tak czy tak raczej mało prawdopodobne, że uda ci się jakoś wywinąć od tego zdziwaczałego ducha. A że przy okazji wypróbujesz w praktyce to i owo... Może to jest jakiś znak?

GallAnonim - 2015-07-28, 11:02

O najpotężniejszy Arceusie! Cierpliwości! – rzekłem w myślach, kierując błagalne spojrzenie ku niebu. Duch bowiem, po mojej groźbie, zaczął najzwyczajniej w świecie biadolić. Narzekał dosłownie na wszystko, a na najbardziej na nudę. Oddał mi jednak moją torbę, więc nie musiałem go podpiekać. Tylko że on biadolił nadal. Jeśli dobrze zrozumiałem, Haunter był „przywiązany” do tej okolicy i nie mógł jej opuścić, co nużyło go bardzo. Ja też się zaczynałem nudzić tymi narzekaniami oraz tracić cierpliwość.
W końcu, duch nieoczekiwanie zaproponował mu pojedynek. Miałem wygrać brak dręczeń na jego terenie. W sumie nie żebym się obawiał jego dokuczliwości, ale po wysłuchaniu takiego steku narzekań, miałem ochotę zwyczajnie się zemścić za to, że musiałem tego słuchać i straciłem czas.
- Dobra, niech będzie, mogę z tobą walczyć – odpowiadam duchowi. – Lejemy się tutaj i teraz?

Gwen Brown - 2015-07-30, 21:03

Duch z radości aż wywinął piruet w powietrzu. Zaraz też zaczął kolejny słowotok, tym razem wychwalający twoją osobę. Wygląda na to, że ten osobnik nie miał równo pod sufitem. Kolejny dowód, że samotność nie służy. W końcu, głośnym chrząknięciem, sprawiłeś, że Haunter się przymknął i jakby przypomniał co właściwie macie robić.
- Ależ naturalnie, w końcu o to chodzi prawda?- odparł, dalej szczerząc się radośnie.
- Jeśli chcesz możesz zaczynać- dodał, odlatując kawałek w tył.
Hm, właściwie to nawet mieliście tu całkiem przyjemny teren. Równy, niezbyt zarośnięty... W każdym razie bez jakichś osobliwości, których nie dałoby się wypatrzyć gołym okiem.

Ty - 100HP
Haunter - 100HP

GallAnonim - 2015-07-31, 10:52

Ja cię kręcę, ileż ten Haunter gada! Aż mi uszy zaczęły więdnąc! Wygląda na to, że mu trochę odbiło, ale w sumie to pokeduch, a one ogólnie są szurnięte. W każdym razie mieliśmy walczyć tutaj i mój przeciwnik zajął już miejsce oraz pozwolił mi atakować jako pierwszemu. Okolica nieciekawa, nie dawała raczej sposobności, aby się schować, więc zwyczajnie muszę przeciwnika zniszczyć. Ach, mam wielką ochotę spuścić manto temu gadule. Nie mogę się nie uśmiechnąć złośliwie. Dobra, do roboty!
Zaczynam od Howla, by zwiększyć swoją siłę, a następnie atakuję Heat Wave. Aż mnie roznosi by wypróbować ten ruch w warunkach bojowych. W sumie moje pazury na nie wiele się tutaj zdadzą, więc staram się zachować dystans ziejąc Heat Wavem i plując Emberem. Naprawdę będziemy mieli tutaj kawał pieczonej ektoplazmy. Jednakże nie mogę się zapominać. W końcu to duch, zna pewnie wiele sztuczek, które mogą mnie zaskoczyć. Muszę pozostać czujny i używać wszystkich zmysłów, by nie stracić go z oczu. Oczywiście zakładając, że walczy lepiej niż się wydaje po rozmowie.

Gwen Brown - 2015-08-03, 22:18

Jakkolwiek zdziwaczały by nie był, co do jednego ten Haunter miał rację- dawno nie toczył porządnej potyczki. I to było doskonale widać w tym momencie. Nie żebyś płakał z tego powodu. Wręcz przeciwnie- działało to na twoją korzyść. Dlatego już od początku wypracowałeś sobie solidną przewagę. Na początek powyłeś sobie nieco, coby troszkę podwyższyć twoje możliwości ofensywne. Haunter próbował coś majstrować przy Shadow Ballu, ale miał dość słabego cela i kulka kręcąc się niczym bąk z gracją cię ominęła. Teraz postanowiłeś uciec się do swoich ognistych umiejętności, jako ze te miały jakieś szanse z duchem. Kiedy twój Heat Wave trafił, okazało się, że nawet dał efekt poparzenia. Duch już wcześniej kręcił się jak pijany, ale kiedy liznął go twój ogień to kompletnie mu odbiło i zamiast próbować się bronić, czy też samemu wyprowadzić atak, miotał się tylko jak ryba wyrzucona na brzeg, wrzeszcząc przeraźliwie. Dzięki temu spokojnie powtórzyłeś Heat Wave, a nawet wypaliłeś do upiora z Embera. Cóż, Haunter nie miał lekko i kiedy wcześniej był trochę poparzony, teraz najnormalniej w świecie zaczął się fajczyć i to wcale niemałym płomieniem. W tym momencie duch najwyraźniej przypomniał sobie, że też może atakować. Zaczął więc nieco na oślep ciskać swoimi kulami cienia, z których trafiła cię tylko jedna. Nie miało to jednak aż takiego znaczenia, bowiem wypracowałeś sobie wystarczająca przewagę. No, chyba że Haunter raptownie postanowi wziąć się w garść...

Ty - 90HP, podwyższony atak
Haunter - 65HP, pali się

GallAnonim - 2015-08-05, 11:50

Eh, Haunter okazał się żałosnym wojownikiem. Cały czas używał tylko jednego ruchu, Shadow Balla i celował okropnie. W dodatku zapomniał o atakowaniu, kiedy go pierwszy raz przypiekłem i latał dookoła wrzeszcząc z bólu. Bez większych trudności kolejnymi atakami poparzenie zmieniłem w podpalenie, a on trafił mnie tylko raz. Phi, jeśli ten duch nie ma jakiegoś asa w rękawie, czeka mnie łatwe zwycięstwo. Już teraz mam wielką przewagę.
Dobra, żeby przyspieszyć moment wygranej używam Tail Whip. Niech mój puszysty ogonek na coś się przyda, a potem… Cóż, atakuję dalej Heat Wavem i Emberem. Może uda mi się teraz zmienić Hauntera kompletnie w żywą pochodnię? Już w tej chwili nieźle się fajczy. Ach, płomienie są takie fajne. Jeśli duch dalej będzie strzelał tymi kulami z taką samą celnością, nie będę musiał się nawet zbytnio wysilać z unikami. No i staram się za bardzo nie rozluźnić, co by mnie Haunter nie zaskoczył.

Gwen Brown - 2015-08-07, 15:21

Faktycznie, Haunter nie należał do zbyt rozgarniętych. Tymczasem okazało się, ze nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Kiedy postanowiłeś chlapnąć mu po mordzie swoim ogonem, Haunter na odlew uderzył swoją łapą. Dalej męczył go ogień i poparzenia, więc ciężko stwierdzić czy to był czysty przypadek, czy też chwilowy przebłysk jego woli walki. Tak czy inaczej po celnym Shadow Punch zwaliłeś się na ziemię. Nie, to jednak był zdecydowanie przebłysk jego woli walki, bo po chwili omal nie trafił cię Confuse Ray. Tylko to, że w porę się odturlałeś w bok, uchroniło cię przed skutkami owego promienia. Zaraz też odgryzłeś się kolejną porcją Heat Wave, która tylko podsyciła płomienie trawiące Hauntera. Duch znowu zanosił się wrzaskiem i okładając się łapami, próbował zdusić ogień. Nic z tego, bo zaraz dorzuciłeś do całości Ember. To jak męczył się Haunter było na swój sposób smutne. Ten dziwaczny duch, prawie się nie bronił i teraz widziałeś jakie to miało efekty. Nagle, ponownie wypuścił z paszczy Confuse Ray. Tym razem, nawet pomimo czujności, nie zdążyłeś w porę uskoczyć. Takim oto sposobem naraz obraz jakby ci się zniekształcił, a przed oczami migały kolorowe plamy. Ledwie mogłeś ogarnąć co się dzieje dookoła. Cholera! Ten upierdliwiec właśnie zafundował ci konfuzję! Nie dobrze, nie dobrze...

Ty - 80HP, podwyższony atak, konfuzja
Haunter - 40HP, pali się

GallAnonim - 2015-08-08, 11:36

Do diabła! Moja głowa! Że temu łamadze akurat tym przeklętym Confuse Rayem udało się trafić! Cholera przez to zniekształcenia i migotania będzie mi ciężej trafiać i robić uniki, ale na szczęście nie ja się tu palę i przegrywam.
Ponawiam próbę użycia Tail Whip, a potem staram się zmusić swój wzrok do skupienia na Haunterze i atakuję dalej Heat Wavem oraz Emberem. Zamierzam teraz to skończyć, więc atakuję ile wlezie, aż duch padnie. Uniki… No tam mogę próbować uskoczyć, ale raz konfuzja, dwa chcę go już załatwić, więc unikanie nie jest dla mnie priorytetem.

Chiyuri - 2015-09-03, 18:26

Gdyby tak ktoś popatrzył na Was z boku, musiałby mieć niezły ubaw. Jeden płonie i fruwa w kółko, drąc się jak opętany, a drugi wygląda, jakby ćwiczył u samego Pijanego Mistrza. Przy tym powstaje całkiem niezły pokaz fajerwerków z różnych ognistych i duchowych ataków, zderzających się ze sobą zupełnym przypadkiem. Momentami obrywałeś sam nie do końca wiesz czym, czasem usłyszałeś wrzask Hauntera, którego trafił któryś z Twoich ataków, podsycając płomień. Niestety konfuzja tak Cię zamroczyła, że nie do końca wiedziałeś, kogo atakujesz, a przed oczami mnożyły Ci się obrazy Twojego przeciwnika. W końcu tak zakręciło Ci się w głowie, że na chwilę osunąłeś się na ziemię, a ślepka Ci się zamknęły. Kiedy znów je otworzyłeś, Haunter leżał na ziemi... i się dymił. Wygląda na to, że nie do końca wiadomo jak, ale pokonałeś przeciwnika!
- Kurczę, chłopaku! Dawno nie walczyło mi się tak dobrze! - duch wykrztusił trochę dymu i pozbierał się niezdarnie z ziemi. Widocznie po tak sromotnej klęsce nie oprzytomniał do końca. Wystarczyłoby przecież, żeby podleciał, prawda? - Jesteś wolny! Odprowadzić Cię do skraju mojego domu?
Duch wręczył Ci Twoją torbę i podrapał się po głowie.
- Wiesz co? Dam Ci coś jeszcze. - stwór dorzucił Ci do torby dwa jasne owocki. - To jagódki Persim. Pomagają na skołowanie!

+1,5 levelu, + 2 Persim Berry

GallAnonim - 2015-09-03, 20:11

Co za walka paskudna. Przez tą konfuzję kompletnie straciłem świadomość tego co się dzieje. Atakowałem nie wiem co, obrywałem nie wiem skąd i czym. Przed oczami miałem stado Haunterów zamiast jednego. Aż mi się tak zakręciło w głowie, że się przewróciłem i zemdlałem. Kiedy się ocknąłem, makówka mi się uspokoiła, a duch leżał plackiem. Uśmiechem się tryumfalnie na ten widok, po czym podnoszę z ziemi. Duch również się podniósł i „łaskawie” pozwolił mi odejść. Phi, co za tupet, ale przynajmniej własnoręcznie oddał mi torbę oraz dorzucił dwie jagódki na skołowanie.
- Nie trzeba – odpowiadam na jego propozycję odprowadzenia mnie. – Sam sobie poradzę. Bywaj – burczę na pożegnanie.
Następnie podejmuję ponownie podróż na zachód. Chcę nadrobić stracony u lisów czas i jak najszybciej przejść przez te góry.

Chiyuri - 2015-09-03, 23:49

Haunter zgodnie z obietnicą dał Ci święty spokój. Opuściłeś terytorium, do którego przywiązany był duch bez większego problemu i spokojnie wędrowałeś sobie w obranym przez siebie kierunku. Przez dość długi czas nie spotkałeś nikogo na swojej drodze! Wygląda na to, że wybrałeś mało uczęszczaną ścieżkę. Czas mijał, a Twoje drobne, lisie łapki powoli zaczynały odczuwać przebytą drogę i zaczynało dokuczać Ci nieznośne pieczenie w poduszeczki, zmęczone dreptaniem po coraz bardziej skalistym podłożu. Do tego Twój brzuszek zaczął dopominać się o coś do zjedzenia. Mogłeś naruszyć swoje zapasy, albo może zapolować? Tu i ówdzie było słychać piśnięcia Rattat i poćwierkiwania Taillowów.
GallAnonim - 2015-09-04, 13:55

Ach, jak cudownie. Haunter dał mi spokój, a dalsza droga przebiegała bez przeszkód i mogłem się cieszyć przy okazji samotnością. Jednakże wraz z upływem czasu zacząłem odczuwać zmęczenie. W dodatku teren zaczynał się powoli robić skalisty, im bliżej byłem gór, co w połączeniu z długotrwałym drepcianiem sprawiło, że łapy mnie rozbolały. Poczułem też burczenie w pustym brzuchu. No cóż, czas na przerwę – stwierdzam, zatrzymując się. Od czego by tu zacząć? Najpierw posiłek, czy odpoczynek? To, czy to? Ach, zjem coś najpierw. Tylko korzystać z zapasów, czy połasić się na jakiegoś małego stwora, które, z tego co słychać, buszują po okolicy? Ostatecznie decyduję się oszczędzać zapasy na przeprawę przez góry. Tam o jedzenie będzie ciężej, a tutaj okolica tętni życiem. Skoro mam okazję, postanawiam zapolować. Zaraz też niucham nosem i strzygę uszami, by wykryć najbliższe stworzenie. Rattata, albo Tailow wystarczy. Następnie zaczynam się zakradać w tamtym kierunku. Gdy będę blisko potencjalnej ofiary, rzucam się na nią z kłami oraz pazurami.
Chiyuri - 2015-09-06, 22:12

Przed nosem mignął Ci mały, fioletowy ogonek Rattaty. Skoczyłeś na niego z kłami i pazurami, jednak mysz nie dała się tak łatwo, jak Ci się zdawało. Może wiedziała o Tobie? W każdym razie pokemon błyskawicznie odwrócił się do Ciebie przodem i zderzyliście się, wtaczając na jedną z ostatnich polanek u stóp gór. Świat zawirował dookoła Ciebie i zakręciło Ci się w łebku. Zatrzymaliście się na czymś twardym i oboje odbiliście od owej rzeczy.
- Och, Rattata, tu jesteś - usłyszałeś głos, który absolutnie nie należał do pokemona. Coś złapało Cię za skórę na grzbiecie i podniosło do góry. Kiedy potrząsnąłeś łebkiem, a świat wrócił na swoje miejsce, zobaczyłeś takiego stwora - jednego z tych, które wcześniej wtargnęły do Waszego Sanktuarium...

Człowiek trzymał Cię za skórę na grzbiecie i uważnie Ci się przyglądał.
- A skąd żeś się tu wziął...? To chyba nie jest Twoje naturalne środowisko...
Rattata, którą planowałeś upolować, również się otrząsnęła. Siedziała teraz przy jego nodze i łypała na Ciebie złowrogo, nie wymawiając jednak ani słowa.

GallAnonim - 2015-09-07, 17:34

Na polującego mnie napatoczył się jakiś Rattata, tak więc skoczyłem na niego podekscytowany z kłami i pazurami. Byłem pewien, że zaraz będę miał posiłek. Gryzoń jednakże zdążył się obrócić, zderzyliśmy się i szczepieni ze sobą sturlaliśmy. Bojgu, aż mi się w głowie zakręciło. Zatrzymaliśmy się dopiero na czymś twardym. Wtedy usłyszałem bez wątpienia nie pokemonowy głos, a coś złapało mnie, ku memu przerażeniu, za skórę na grzbiecie, po czym podniosło do góry. Kiedy przestało mi się kręcić w łepetynie i zobaczyłem co mnie trzyma… Myślałem, że wyzionę ducha! To był jeden z ludzi! Ogarnął mnie odrętwiający strach, ale tylko przez chwilę. Przypomniałem sobie bowiem co te łyse dwunogi zrobiły mojemu domu i strach przemienił się w nienawiść do nich. O nie! Nie zamierzałem pozwolić mu na cokolwiek! A już na pewno nie na to, by trzymał mnie o tak haniebnie! Bez wahania pluję mu Emberem w twarz, ewentualnie poprawiam z pazurów, byleby mnie ten stwór puścił! Po lądowaniu na ziemi pryskam w najbliższe krzaki i staram się zgubić człowieka. Jakby ten zniewolony Rattata się rzucał i mi stawał na drodze, jego również traktuję ogniem.
Chiyuri - 2015-09-10, 19:13

Chwila obezwladniajacego strachu w zupelnosci wystarczyla, zeby czlowiek Cie obezwladnil. Prawie wystarczajaco. Udaremnil Ci zaatakowanie go Ember, jednak tak sie miotales, ze czlowiek nie dal rady Cie utrzymac i wypuscil Cie z rak. Uciekajac slyszales tylko, jak zwraca sie do Rattaty "widzialas to?"...
Uciekanie na oslep przez krzaki niestety nie wyszlo Ci na dobre. Kolejny raz wpadles na cos, co Cie zatrzymalo... Tylko tym razem bylo to kosmate. Brazowe, duze, miekkie i bardzo kosmate. Malo tego, kosmate cos sie poruszylo i poteznie ryknelo!
- CO TY SOBIE WYOBRAZASZ! - wielki Ursaring wygladal, jakby mial ochote ogolic Cie na lyso.

GallAnonim - 2015-09-10, 20:43

Nie wierzę, że moje własne ciało zrobiło mi coś takiego! Byłem oko w oko z człowiekiem, mogłem mu przysmażyć tą łysą mordę, a tu sparaliżował mnie strach! Noż cholera jedna! Zacząłem się jednak mocno wierzgać i w końcu mnie puścił. Gdy tylko łapami dotknąłem, rozpocząłem szaloną ucieczkę w zarośla. Człowiek, ani jego niewolnik nie gonili mnie, ale emocje nie pozwalały mi się zatrzymać. Tak gnałem przed siebie aż wpadłem na coś wielkiego, brązowego i włochatego. To coś zaraz podniosło się, górując nade mną niczym szczyt górski oraz wyglądało na niezwykle wkurzonego Ursaringa. Aż się ze strachu skuliłem, chowając pod sobą ogon.
- Przepraszam pana! Przepraszam bardzo! – jęczę na prędce przeprosiny błagalnym głosem. – Nie chciałem pana budzić. To był wypadek. Po prostu uciekałem przed człowiekiem. Błagam o łaskę.
Jakby błagania nic nie dały, staram się nie dać zjeść, tylko uciekać dalej, tym razem przed niedźwiedziem.

Chiyuri - 2015-09-16, 01:47

- Przed czlowiekiem?! - niedzwiedz zagrzmial, jednak mniej groznie niz poprzednio. - Te wstretne dwunogi wszedzie sie zapuszcza i upychaja nas do tych kulek! Chodz za mna. Chcesz dostac sie do gor, prawda? Przeprowadze Cie przez jaskinie. Nie boj sie, tylko stwarzam pozory groznego - misiek wyszczerzyl sie i absolutnie zlagodnial.
- Co taka kruszyna jak Ty robi tak daleko od lesnych polan? - Ursaring odchylil krzaki, ukazujac Ci waska sciezynke.

GallAnonim - 2015-09-16, 13:54

Fiu! Na szczęście Ursaring stał się mniej wściekły, gdy powiedziałem mu o człowieku. Okazało się, że on również nie lubi ludzi i zaoferował, że pomoże mi dostać się do gór! Wow! Nie mogę nie skorzystać z takiej okazji.
- Dzięki za pomoc, no i że mnie nie zjadłeś – zwracam się do niedźwiedzia, idąc za nim na odsłoniętą przez niego ścieżkę. – A co do tego, co tu robię, wędruję w kierunku morza, więc muszę przejść przez te góry. Przy okazji, wiesz może, gdzie w pobliżu znajdę skałę w kształcie ptasiej głowy? Znajomy mojego znajomego tam mieszka i muszę się z nim spotkać.

Chiyuri - 2015-09-20, 13:32

Niedźwiedzisko machnęło łapą.
- Oj tam! Wolę miód Combee, przynajmniej futro nie zostaje między zębami. - odparł jak najbardziej szczerze. - Będziemy mijali moją jaskinię, więc jeśli będziesz chciał, dam Ci jeden pojemniczek, sam spróbujesz. Ba, jeśli będziesz chciał, będę Cię nawet mógł ugościć przez noc. Droga do skały, o której mówisz, jest dość długa, dla mnie to przynajmniej dwa dni marszu od świtu do zmierzchu. Podprowadzę Cię kawałek, jeśli będziesz chciał... Możemy ruszyć jutro o świcie i o zmierzchu dotrzeć do małej dolinki, albo ruszyć teraz, ale mieć później problem ze znalezieniem miejsca do nocowania - wyjaśnił. Z daleka mogłeś już dostrzec kilka wejść do jaskiń, z których jedno prowadzi na drugą stronę potężnej góry.

GallAnonim - 2015-09-21, 19:56

Ależ ja to mam szczęście – pomyślałem, po słowach Ursaringa. – Nie dość, że mi nic nie zrobił i wskazywał drogę, to jeszcze zaproponował gościnę w swojej jaskini. Była to bardzo kusząca propozycja, a chociaż dość sporo czasu zmarnotrawiłem u lisów, miałem ochotę na nią przystać, a co mi tam. Lepiej dobrze wypocząć i mieć siły na podróż, niż marnować siły na szukanie schronienia. Wedle słów mojego nowego znajomego, droga do skały ciągle przede mną daleka.
- Słyszałem, że pośpiech w górach potrafi być zabójczy, dlatego dzisiaj z miłą chęcią skorzystam z twojej gościny, mości Ursaringu – odpowiadam niedźwiedziowi. – Prowadź zatem do swojej jaskini. Przy okazji, nazywam się Kasai, pochodzę z Sanktuarium. – przedstawiam się.

Chiyuri - 2015-09-27, 22:39

- Och, co prawda, to prawda - niedźwiedź przytaknął. - Bez odpowiedniego przygotowania można naprawdę zrobić sobie krzywdę, nawet w górach niezbyt wysokich. Przede wszystkim temperatura i pogoda bardzo szybko się zmieniają, ale akurat Tobie to raczej nie przeszkadza, zawsze możesz się ogrzać, prawda? - zauważył. - Poza tym brak prowiantu na dłuższą metę może okazać się zgubny.
Ursaring pewnie prowadził Cię do jaskini, która była najbliżej Was. Wkrótce mogłeś zajrzeć do środka. Jej wnętrze było oświetlone jasnoniebieskimi kryształkami, a sama jaskinia była długim korytarzem, którego końca nie widziałeś. W jej ścianach było wiele korytarzyków, jednak o wiele mniejszych niż główny, ten, którym prowadził Cię nowy znajomy.
- Te małe jaskinie to wejścia do mieszkanek innych pokemonów - wyjaśnił, po czym przywitał się z panią Drillbur, która skinęła mu na powitanie i zniknęła w jednym z krętych korytarzyków.
- Znałem w Sanktuarium jednego Sevipera, poczciwego staruszka - Ursaring pokiwał smutno głową. - Leciwy był. Trzyma się jeszcze jakoś?

GallAnonim - 2015-10-03, 18:59

Cóż, Ursaring potwierdził, że góry potrafią być niebezpieczne, gdy idzie się w nie nieprzygotowanym. Ale ja miałem trochę przewagi. Przede wszystkim miałem prowiant i, jak mój towarzysz wspomniał, mogę sam siebie ogrzać w razie potrzeby. Nie żebym lubił się przechwalać, ale w tym momencie nieszczególnie obawiam się przeprawy przez góry.
Tymczasem weszliśmy do jednej z najbliższych jaskiń, które oświetlały jasnoniebieskie kryształki. Wyglądało to bardzo ładnie i przypomniało mi groty ciągnące się pod Sanktuarium. Od Ursaringa dowiedziałem się, że w odnogach tunelu mieszkają różne pokemony. Cóż, nikt nie powiedział, że pod ziemią nie może być żywo. W końcu niedźwiedź powiedział, że znał pokemona z mojej doliny. Posmutniałem wtedy, bo niestety nie mogłem odpowiedzieć twierdząco na jego pytanie.
- Przykro mi, ale nie jestem w stanie ci powiedzieć, czy ten Seviper żyje, czy nie. Kilka dni temu na Sanktuarium napadli ludzie. Wielu jego mieszkańców zginęła, została pojmana, albo gdzieś zniknęła, a roślinność strawił pożar. To co rozegrało się w dolinie sprawiło, że jestem teraz tutaj – odpowiadam markotnym tonem, a na koniec wzdycham. – A ty jak się nazywasz Ursaringu? Czy może jesteś z tych pokemonów, które nie nadają sobie imion?

Chiyuri - 2015-10-17, 14:15

- Hmm, to bardzo niedobrze - niedźwiedź mruknął zamyślony, jakby faktycznie przejął się losem Sanktuarium, chociaż w nim nie mieszkał. Zdawało się, że wie więcej, niż mówi, że wie, a obecny stan rzeczy poważnie go zmartwił.
- Ludzie w tych częściach lasu to rzadkość, dlatego zaniepokoiło mnie to, co mówiłeś o trenerze w lesie. Jednak to, co mówisz teraz, jest jeszcze straszniejsze! Jeśli ludzie się tu wdarli, to pokemony w okolicy nie są dłużej bezpieczne. Trzeba poinformować wszystkich, co się stało.
Ursaring podrapał się po brodzie.
- Nie, nie mam imienia. Jestem jedynym Ursaringiem w okolicy, więc nawet nie ma z kim mnie pomylić. - pokemon zatrzymał się przed jednym z korytarzyków. Ten wyglądał na sporo większy od tego, w którym mieszkali państwo Drilburrowie. - To moja jaskinia. Wejdź i rozgość się, a ja przejdę się do rodzinki Zubatów i poproszę, żeby roznieśli mieszkańcom jaskiń wieść o tym, do czego doszło. Lepiej, niech mają się na baczności.

GallAnonim - 2015-10-18, 15:40

Miło że ktokolwiek spoza doliny przejmuje się losem Sanktuarium, chociaż… Odniosłem wrażenie, że Ursaring, który jest jednak jednym z tych pokemonów co imion nie noszą, nie mówi mi wszystkiego. W każdym razie moje słowa bardzo go zmartwiły i zdecydował, że musi powiadomić o ludziach sąsiadów. Cóż, niech se powiadamia, ja mam swoje zadanie. Po chwili dotarliśmy do jaskini niedźwiedzia, gdzie ten polecił mi się rozgościć, a sam poszedł do jakiś Zubatów zrobić z nich posłańców. Tak więc czekając na gospodarza wchodzę do środka i rozglądam sobie, jak też żyje jedyny Ursaring w okolicy, a gdy oglądanie mi się znudzi, kładę się gdzieś i czekam na niego.
Gwen Brown - 2016-03-01, 21:22

/ Witam ponownie. Mam nadzieję, że nie wyszłam całkiem z wprawy xD

Na Ursaringa musiałeś poczekać dłuższą chwilę. Wystarczającą, aby rozejrzeć się po jego lokum. Jaskinia, którą zajmował niedźwiedź była dość przestronna, gdzieniegdzie przyozdobiona tymi świecącymi kryształkami, które już widziałeś "w korytarzu". Od głównego tunelu wchodziło się w niezbyt szeroki tunel, który po kilku metrach znacznie się rozszerzał. Pierwsza z jaskiń, która się potem pojawiała wyraźnie pełniła funkcje... hm... salonowo-jadalniane. Jeśli chodziło o jakieś umeblowanie czy inne ozdoby, Ursaring wyraźnie stawiał na prostotę. Dostrzegłeś kilka poduch z mchu, schludnie ułożonych wokół sporego, płaskiego i równego kamienia, najpewniej pełniącego rolę stołu, na środku którego leżała wydrążona z kawałka drewna misa, z kilkoma jagodami w środku. Rozglądając się, zauważyłeś kolejne węższe przejście do innej jaskini. Po zajrzeniu tam, wyraźnie natrafiłeś na część sypialną, którą całkowicie wypełniał ogromny barłóg z liści i mchu. Zerkając na piętrzące się w różnych kątach "posłanie" mogłeś przypuszczać, że Ursaring zakopuje gdzieś tu co ważniejsze dla siebie skarby. Wycofałeś się więc do pierwszej jaskini, a potem wybrałeś inne przejście, tym razem lądując w niedźwiedziej spiżarni. Na dużym regale sporządzonym z wciśniętych między skalne ściany grubych, wyrównanych, pni drzew półkach piętrzyły się najróżniejsze zapasy. Było trochę mięsa, były jagody, jakieś korzonki i inne zielsko, był miód, o którym wspominał misiek, były też jajka, bliżej nieokreślonych pokemonów. Spiżarnia miała też część wyraźnie składzikową z kilkoma misami, pojemnikami i jakimś zachomikowanym dobrem. Patrząc na to wszystko czułeś, że gospodarz dba o porządek, bo każda rzecz miała wyraźnie przypisane swoje miejsce. Ponownie wróciłeś do "salonu" i wybrałeś ostatnie z przejść. Już wcześniej usłyszałeś delikatnie ciurkanie wody, ale teraz mogłeś się przekonać skąd dochodzi. Otóż Ursaring miał tutaj swego rodzaju źródełko i łaźnię. Woda spływała sobie ze ściany do kilku niecek, im niżej położonych tym większych. Było ich w sumie cztery, z czego ostatnia była jak mały basen. Wody było tak "w sam raz", a więc musiała gdzieś uchodzić, inaczej jaskinia już dawno by była zalana. Nie zastanawiałeś się nad tym dłużej i po raz ostatni wróciłeś do salonu, gdzie ułożyłeś się na jednej z poduch i czekałeś na swego gospodarza.
Ursaring powrócił w wyraźnie lepszym humorze. Stwierdził, że Zubaty błyskawicznie rozniosą wieści o obecności ludzi, a więc okoliczni mieszkańcy będą nieco bezpieczniejsi wiedząc o tym.
- A zatem jak na gospodarza przystało, wypadałoby cię czymś ugościć. Co powiesz na ten miód, o którym ci opowiadałem po drodze?- zaproponował niedźwiedź.
W sumie pora była bardziej kolacjowa, a zatem po posiłku najpewniej ułożycie się do snu, by o świcie mieć siły na wędrowanie.

GallAnonim - 2016-03-05, 15:37

Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś zupełnie innego, gdy wchodziłem do jaskini Ursaringa. A tu okazało się, że żyje na bogato, chociaż styl ma raczej prosty. Niemniej przestronna jaskinia złożona z wielu komór wypełnionych dobrem rozmaitym to w moim odczuciu niezły majątek. Miał salon z „poduchami” z mchu, kamiennym stołem i misą na owoce. Sypialnię z TAKIM wielkim legowiskiem, na którym zmieściłoby się stado Fennekinów i jeszcze parę Eevee oraz Vulpixów. Po wypukleniach liści i mchu doszedłem do wniosku, że niedźwiedź co nieco sobie tam myszkuje, ale nieuprzejmie wobec niego byłoby dociekanie co takiego. Zresztą nie chcę go wkurzyć i zostać zjedzonym. Była też spiżarnia duża, dobrze zaopatrzona i skrupulatnie uporządkowana. Znalazłem też osobiste źródełko. No kurczę nieźle się tu urządził, pomyślałem z zazdrością. Sam chciałbym taki kącik tylko dla siebie, gdzie miałbym gości tylko gdybym miał na to ochotę. Ale niestety muszę powstrzymać ludzi. W każdym razie wróciłem w końcu do salonu, położyłem na kupce mchu i czekałem.
Ursaring w końcu wrócił i wyglądał na zadowolonego. Wyjaśnił, że Zubaty rozniosą wieść o ludziach. Osobiście miałem nadzieję, że jakiś drapieżny pokemon zje tego człowieka, co złapał mnie za skórę. Tymczasem gospodarz zaoferował mi miód.
- Chętnie go skosztuję – odpowiadam bez większego wahania. – Szczerze mówiąc nieźle się tu urządziłeś. Rozejrzałem się troszkę i widzę, że niczego ci tu nie brakuje. Aż ci zazdroszczę – dodaję z uśmiechem, pokazując kiełki.

Gwen Brown - 2016-03-05, 17:04

Niedźwiedź uśmiechnął się szeroko.
- To miłe z twojej strony. Cóż, nie narzekam, moja poprzednia jaskinia była o wiele mniejsza i biedniejsza- rzucił, kierując się do spiżarni.
- Wiesz, jestem tutaj potencjalnie największym drapieżnikiem w okolicy, większość woli mieć we mnie przyjaciela. Nie żebym atakował kogo popadnie na prawo i lewo. W każdym razie pokemony z najbliższej okolicy mają we mnie swego stróża i obrońcę, a za wszystkie zasługi postanowiły uszczęśliwić mnie owym lokum. I tak oto z pomocą kilku moich obecnych ziemnych i kamiennych sąsiadów powstał ten kompleks tuneli, dzięki czemu nie tylko mi żyje się lepiej.
Tak oto poznałeś genezę dobrobytu miśka i jego sąsiedzkich relacji z pozostałymi pokemonami. A że to wszystko jest duże i jest tego dużo? No cóż, Ursaring też nie był malutki, a i zjeść potrzebował.
W każdym razie powrócił z naczyniem pełnym miodu i dwoma miskami.
- Osobiście uwielbiam ten miodek sam w sobie, ale jeśli chcesz możesz maczać sobie w nim te jagody- rzucił zachęcającym tonem.
Po chwili ponalewał do naczyń po porcyjce miodu i niebawem zaczął się posilać. Sądząc po jego pomrukach i mlaskaniu, wiele musiało być prawdy w stwierdzeniu, że miśki lubią miód. W międzyczasie Ursaring raczył cię opowieściami jak to się żyje w tych stronach oraz jakimiś pociesznymi anegdotkami.
- Może masz do mnie jakieś pytania? Rozgadałem się niemiłosiernie i pewnie zupełnie nie daję ci dojść do głosu

GallAnonim - 2016-03-05, 22:06

Zagadany Ursaring wyjaśnił mi, że swoje obecne lokum zawdzięcza okolicznym pokemonom, z którymi się zakumplował i robi za ich strażnika. Ktoś mądry i stary powiedziałby mi pewnie teraz, że ciężka praca daje owoce, a misiek jest na to dowodem.
- Cóż, niezły układ – komentuję.
Chwilę później niedźwiedź przyniósł wspomniany przez siebie miód, chwaląc jego walory oraz podpowiadając sposoby spożycia. Postanawiam najpierw skosztować go na „czysto”, a potem zgarnąć jagódkę ze stołu, umoczyć ją, a potem wsunąć. Zobaczymy jak lepiej smakuje. Jeśli wierzyć odgłosom wydawanym przez Ursaringa, musi naprawdę nieźle. Jej, naprawdę nie często słyszę kogoś kto tak głośno je. Jeszcze przy tym opowiadał przeróżne rzeczy i to cały czas. W końcu sam zdał sobie z tego sprawę i zapytał mnie, czy nie mam pytań. Zastanowiłem się chwilę.
- Jak dobrze znasz te góry, przez które planuję przejść? – pytam zatem. – Możesz mi coś o nich powiedzieć? Coś o zagrożeniach, jak zdobywać jedzenie oraz wodę?
Miałem torbę i zapasy od lisiej rodziny, ale kto wie co spotka mnie po drodze.

Gwen Brown - 2016-03-07, 11:45

Misiek poskrobał się po swoim kosmatym łbie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Prawdę mówiąc znam tylko niewielki fragment tych gór, głównie obszary, które leżą w bezpośrednim otoczeniu tych okolic. Gdyby przyszło mi wędrować gdzieś dużo dalej, pewnie byłbym równie zagubiony jak ty. Ale nie martw się- akurat drogę do skały, o którą wcześniej pytałeś znam bardzo dobrze- odparł.
Po chwili sięgnął po jedną z jagódek w misie i wpakowawszy ją sobie do pyska żuł dłuższą chwilę.
- Góry same w sobie nie są straszne. Fakt, kamieniście tam i miejscami strasznie stromo, do tego prawie cały czas wieje i często pada. Ale poza tym są na swój sposób urodziwe. Na pewno musisz uważać na tamtejsze pokemony, zwłaszcza na jakieś większe drapieżniki. Wśród tamtejszych jaskiń roi się od większych, latających gadów. Ot chociażby Noivernów czy Flygonów. One lubią takie trudnodostępne tereny, ale jeśli będziesz uważny i nie prowokował ich do starcia, powinieneś dać radę przejść dalej. Poza tym czasami krążą tu też ptaki- głównie Mandibuzzy i Braviary. Musisz uważać jeśli chodzi o jaskinie- na pewno natkniesz się na jakieś kamienne lub ziemne pokemony. Zdecydowanie odradzam podróżowanie nocą. W ciemnościach dużo łatwiej skręcić kark. Hm... jeśli idzie o zdobywanie pożywienia nie jest tam zbyt wesoło. Jeśli nie masz zapasów, albo słabo polujesz może ci się zdarzyć przymierać głodem. Czasem udaje się znaleźć jakieś nieduże łączki lub krzaczaste zakątki, gdzie przy odrobinie szczęścia znajdziesz jakieś jagody. Jeśli chodzi o potencjalną zdobycz, można natrafić na pojedyncze Stantlery, a z tych mniejszych Patraty (pieruńsko czujne) i może jakieś nieliczne Rattaty. Na szczęście nie musisz się martwić o wodę. Po drodze co raz trafi się jakiś potoczek lub źródło. Poza tym, jak wspominałem w górach dość często pada. No, to chyba byłoby na tyle. Masz jeszcze jakieś pytania, czy może wolałbyś wypocząć przez wędrówką?

GallAnonim - 2016-03-07, 19:23

Ursaring przyznał, że nie jest wielkim znawcą pobliskich gór. Zna tylko ich najbliższą tej okolicy część. Dobrze, że zalicza się do niej poszukiwana przeze mnie skała. Mimo wszystko poradziło mi co nieco apropo górskiej przeprawy. Powiedział, by uważać w jaskiniach, a właściwie na ich ewentualnych lokatorów, nie podróżować nocą, bo łatwo o wypadek. O jedzenie może być ciężko, ale raczej wodą nie mam co się martwić. Cóż, mam zapasy od zaprzyjaźnionych lisów, więc może mi to starczy. Szczerze mówiąc nie miałem więcej pytań.
- Wolałbym iść już spać – odpowiadam, ziewając sobie. – Gdzie mogę się położyć? – pytam się, wstając z poduchy.
Szczerze mówiąc była dość wygodna i dużą, jak na moje rozmiary, ale może niedźwiedź nie będzie chciał, by jego gość spał w salonie. Z drugiej strony „pokoju gościnnego” nie zauważyłem.

Gwen Brown - 2016-03-08, 20:22

- Naturalnie, naturalnie- powiedział niedźwiedź, podnosząc się.
Ursaring poprowadził cię w stronę korytarza, który zdążyłeś zidentyfikować jako łaźnię. To czego jednak nie zauważyłeś wcześniej to zamaskowane głazem przejście do innego korytarzyka, tuż obok tego prowadzącego do łaźni.
- Zazwyczaj nie korzystam z tej konkretnej części, ale nie musisz się bać, zaglądam tam czasem i przeganiam pająki z kątów- zachichotał, przepuszczając cię przodem.
Była to zdecydowanie najmniejsza z części mieszkania Ursaringa. Nieduża grota, była prawie pusta. W jednym z kątów połyskiwało kilka z tych świecących kryształków, a na ziemi leżało kilka tych poduch z mchu, które zdążyły ci tak przypaść do gustu.
- Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie. Gdybyś czegoś potrzebował, będę w swoim barłogu, podejrzewam, że łatwo mnie znajdziesz. Ach i jeszcze jedno- z rana mam mocny sen, gdybym trochę zaspał, możesz mnie śmiało obudzić. W końcu obiecałem cię kawałek podprowadzić, a im wcześniej ruszymy, tym lepiej.
Cóż, można więc było tylko pożyczyć miśkowi dobrej nocy i kłaść się spać. Jutro przydałoby ci się być w pełni sił, bo droga nie dość, że trudna to i daleka...

GallAnonim - 2016-03-08, 21:58

Misiek zaprowadził mnie do korytarza i okazało się, że tuż obok łaźni było jeszcze jedno przejście, którego nie zauważyłem. Trochę się skrzywiłem, gdy gospodarz wspomniał o rzadkich odwiedzinach w tej części jaskini oraz pająkach. Na szczęście komora okazała się czysta i raczej postawa. W stosunku do reszty pomieszczeń wydała się dość mała. Niemniej była kupa mchu do spania, więc nie zamierzałem narzekać. Ursaring powiedział jeszcze parę rzeczy, jakie to mówi rzetelny gospodarz oraz uprzedził mnie o swoim mocnym śnie.
- Dobra, rozumiem - odpowiadam, wskakując na mech i moszcząc się w nim. - Życzę ci więc dobrej nocy Ursaringu - dodaję.
Jak misiek sobie pójdzie, cóż, kładę głowę na ziemi, zamykam oczy, po czym próbuję zasnąć.

Gwen Brown - 2016-03-10, 16:23

Ursaring życzył ci dobrej nocy i niebawem poczłapał na swój barłóg. Parę minut później słyszałeś też dolatujące stamtąd chrapanie. Postanowiłeś jednak nie zajmować myśli takimi nieistotnymi drobiazgami. Ułożywszy się na jednej z poduch, postawiłeś sobie za cel jak najszybsze uśnięcie. Po upływie paru minut poczułeś to błogie rozluźnienie i zapadłeś w sen.
Śniło ci się Sanktuarium. Ale nie moment ataku. Wręcz przeciwnie. Było jasno i słonecznie, wszyscy byli szczęśliwi i nic nie wskazywało, aby coś miało się popsuć. Była tam twoja matka i siostra. Był też twój aktualny gospodarz Ursarning gawędzący ze starym Seviperem. Co najciekawsze był też Melchior, którego spotkałeś na początku swojej wędrówki. Była nawet lisia rodzinka w komplecie i cała masa pokemonów z Sanktuarium, które znałeś mniej lub bardziej.
Niestety, zanim twój sen zdołał na dobre się rozkręcić, najzwyczajniej w świecie się obudziłeś. Poczułeś nawet żal, że z tej urokliwej sielanki musiałeś powrócić do szarości dnia codziennego. No ale trudno- trzeba żyć dalej. Ziewnąłeś sobie, przeciągnąłeś się i wstałeś. Nastawiwszy uszu, stwierdziłeś, że chyba bez obudzenie Ursaringa się nie obędzie, albowiem misiek chrapał sobie w najlepsze. Nie musiałeś się jednak martwić, że obudziłeś się jakoś w środku nocy- do twych uszu dolatywał odległy, ale wyraźny śpiew poke-ptaków z lasu, na zewnątrz, znak, że co najmniej świtało.

GallAnonim - 2016-03-11, 14:29

Ursaring poszedł sobie zaraz i jak to niedźwiedź usnął szybko, co rozpoznałem po głośnym chrapaniu dochodzącym nawet tutaj. Ja odleciałem nieco później. Gdy się obudziłem, czułem żal i tęsknotę. Śniło mi się bowiem Sanktuarium. Wprawdzie byli tam też ci co w nim nie mieszkali, ale byłem w tym śnie szczęśliwy. Chociaż wstałem jak gdyby nigdy nic, po chwili mimowolnie wróciłem myślami do tego co zaszło. Pomyślałem o tych ludziach, którzy nas zaatakowali. Pozwoliłem, by żal zmienił się w gniew i błysnąłem kłami.
- Zapłacą mi za to – warknąłem cicho, sam do siebie.
Misja od matki, misją od matki, ale nie pozwolę by uszło im to wszystko na sucho, ani by moja siostra cierpiała w ich niewoli. Trwało to wszystko jednak tylko chwilę. Nie miałem czasu na rzucanie gróźb wrogowi znajdującemu się nie wiadomo gdzie. Z tego co moje uszy mi mówią, wygląda na to, że jest już dzień, bo słyszę śpiew ptaków, a Ursaring dalej śpi. Cóż, pozwolił mi się siebie obudzić, więc lecę do jego barłogu, gdzie wrzeszczę.
- Hej! Ursaringu! Jest już dzień i chciałbym ruszać! Wstawaj! – krzyczę z całych sił.

Gwen Brown - 2016-03-13, 17:42

Cóż, jak po chwili zauważyłeś, twoje wrzaski niewiele dały. Znaczy dały, ale nie do końca to, o co ci chodziło. Mianowicie misiek mruknął coś i przekręcił się na bok. Aha, czyli trzeba było wytoczyć mocniejszą artylerię. Wziąłeś rozbieg, wybiłeś się wszystkimi czterema łapami i wylądowałeś na boku miśka. Ponieważ i to nie podziałało od razu, dla lepszego efektu zacząłeś po nim skakać. Dopiero po tym Ursaring w reszcie się obudził.
- Och, dzień dobry- odezwał się zaspanym głosem.
- Czyli jednak trzeba było mnie obudzić? W porządku, rozumiem. Może zjedzmy jeszcze coś przed wyruszeniem w drogę, dobrze?- dodał, powoli gramoląc się do pozycji pionowej.

GallAnonim - 2016-03-13, 21:52

O... Kurczę...
Ależ musiałem się napracować, by Ursaringa obudzić. Gardło sobie zdzierałem krzykiem, a ten nic. W końcu z lekka zirytowany brakiem odzewu wskoczyłem na bryłę mięcha i futra, dalej nic. Tak więc zacząłem po nim skakać zawzięcie, co raz bardziej wkurzony.
- Dzień... dobry... - prychnąłem, starając się uspokoić. - Wiesz, ile to kosztowało wysiłku cię obudzić? Przespałbyś chyba nawet ustawkę Machoków, choćby rozgrywała się tuż obok - może przesadzam, ale po tych słowach, gniew trochę uleciał. - Dobra, możemy zjeść jeszcze śniadanie przed wyruszeniem. Ten twój miód jest bardzo dobry - mówię na koniec.

Gwen Brown - 2016-03-15, 20:51

Fakt, łatwe to nie było, ale w końcu Ursaring był dobudzony i w pełni przytomny. Nawet roześmiał się serdecznie na to jak opisałeś jego mocny sen. Niedługo potem wcinaliście miodek, tak jak wczorajszego wieczoru. Dość szybko pochłonąłeś swoją porcję- wprost nie mogłeś się doczekać, aby znowu być w drodze. Misiek musiał to zauważyć, bo jakby jadł nieco szybciej.
Po paru minutach ruszyliście. W końcu! Po dotychczasowych perypetiach aż cię świerzbiło, aby puścić się biegiem przed siebie. Rozsądek wziął jednak górę i grzecznie człapałeś w pobliżu swego przewodnika.
Jak na razie pogoda była nie najgorsza- świeciło słońce, a na niebie widać było pojedyncze chmury. Pokonawszy tunel, znaleźliście się na kamienistej ścieżce, wspinającej się po zboczu. Jednak ścieżka niebawem zniknęła i trzeba było radzić sobie samemu. Na razie jednak nie musiałeś się martwić- w końcu masz przewodnika. Dlatego spokojnie podziwiałeś widoczki, wypatrując przy okazji czy to większych drapieżników, czy też jakichś ciekawszych elementów krajobrazu.
Jak na razie podróż nie była jeszcze zbyt uciążliwa. Skaliste zbocza nie były nie wiadomo jak strome, nikt też was nie zaczepiał, co pewnie zawdzięczaliście posturze Ursaringa. Po drodze mijaliście liczne strumyczki, o których wspominał misiek. Były też nieduże łączki, które porastała trawa i jakieś drobne roślinki. Ogólnie sielanka. Około południa przystanęliście, aby trochę odpocząć.
- No, jak wrażenia na początek?- zagadnął przyjaźnie Ursaring.

GallAnonim - 2016-03-19, 14:42

Po szybkim śniadaniu złożonym z miodu, wreszcie opuściliśmy jaskinię Ursaringa. Jakoś wyjątkowo mnie świerzbiło by dziś przeć naprzód. Cóż, miałem ku temu powód, zbyt dużo czasu spędziłem u lisów. Nie śpieszyło mi się jednak tak, bym miał gnać na złamanie karku, grunt, że idę do celu. Pogoda była ładna i świeciło słońce, a mnie prowadził przewodnik. Nie bardzo się więc przejąłem skończeniem się ścieżki. Okolica nie przestawiała się jakoś szczególnie, ot trochę skalistych zboczy, póki co niezbyt stromych, trochę trawy i innych roślin, przeszliśmy też parę strumyków. Nie dostrzegłem też żadnego zagrożenia, co pewnie zawdzięczałem zwalistemu towarzyszowi. Ogólnie towarzyszyła mi sielanka. Gdy nastało południe, zatrzymaliśmy się na postój, a Ursaring mi zapytał o wrażenia.
- Co ja mogę powiedzieć, okolica nie jest jakaś imponująca i póki co wędrówka nie jest szczególnie trudna. Daleko mamy jeszcze do tej skały? – odwdzięczam się pytaniem.

Gwen Brown - 2016-03-21, 11:27

Niedźwiedź zaśmiał się z cicha.
- Ha, jeszcze zdążysz zmienić zdanie i to całkiem niedługo- odparł uśmiechając się zawadiacko.
- A do owej skały, o którą ci się rozchodzi to będzie dobrze, jeśli dotrzemy jutro, mniej więcej o tej porze. Ale nie wiem jak to będzie, z tego co widzę tylko patrzeć srogiej ulewy
Ulewy? Co ten misiek, upił się czymś czy jak? Jagód nieświeżych ojadł, albo jakich grzybków halucynków? Przecież było prześlicznie! Słoneczko, ptaków śpiew i ogólnie wszystko co przyjemne. Fakt, na niebie było parę chmurek, ale umiałeś przecież odróżnić niewinne obłoczki od ciężkich burzowych chmur. Ciężko ci było uwierzyć w słowa miśka, rozważałeś nawet czy nie robi sobie z ciebie żartów.
- Nie wiem jak ty, ale ja już odsapnąłem wystarczająco. Ruszamy? W razie czego mogę cię kawałek ponieść na grzbiecie

GallAnonim - 2016-03-23, 10:21

Ursaring zapowiedział mi, że prędko zmienię zdanie, ale ja wcale nie byłem święcie przekonany, że tak dobrze będzie mi się szło cały czas, więc na jego zawadiacki uśmieszek odpowiedziałem prychnięciem. Dowiedziałem się też, że do obecnego celu dojdziemy dopiero jutro. I niedźwiedź zapowiedział ulewę, chociaż była piękna pogoda.
- Jasnowidzem jesteś, czy co? – odpowiadam sarkastycznie, patrząc w niebo. – Nic nie zapowiada choćby mżawki – nie uwierzyłem mu.
Potem trochę się pośmiałem, słysząc ofertę poniesienia. Po treningach zaserwowanych mi przez lisią rodzinę chodzenie po górach to zaledwie rekreacja.
- Możemy ruszać, pewnie i nie, nie potrzebuję podwózki – odrzekłem, zbierając się.

Gwen Brown - 2016-03-27, 16:40

Misiek nic nie odpowiedział i ruszył dalej. Musiałeś mu jednak zwrócić honor- z początku nic tego nie zapowiadało, ale po pokonaniu kolejnego już wzniesienia zrobiło się... co najmniej stromo. Ot po prostu ścieżka, łącznie ze zboczem urwała się nagle i ziała przed wami gigantyczna, najeżona skałami przepaść. Mało tego, z upływem czasu zaczynałeś tęsknić do początkowych fragmentów waszej trasy. Bywało, że czy ci się to podobało czy nie, lądowałeś na grzbiecie Ursaringa, a misiek wczepiając się swymi olbrzymimi pazurami, powolutku piął się po niemal pionowych skarpach. Skończyły się spacerki, teraz mijaliście wyłącznie mniejsze lub większe stromizny. Następne co się zmieniło to pogoda. W pewnym momencie poczułeś nieprzyjemne, chłodne podmuchy wiatru. Zanim się obejrzałeś, niebo zasnuło się szaro-burymi chmurami. Misiek odwrócił się w twoją stronę. Mogłeś przysiąc, że właśnie chciał palnąć coś w stylu: "A nie mówiłem?", ale na szczęście powstrzymywał się od tego typu uwag. Było już późne popołudnie kiedy niespodziewanie wiatr ustał... a potem lunęło. I to tak porządnie, jakby niebo nie mogło już utrzymać takiej ilości wody. Teraz było na prawdę nieciekawie. Nie dość, że zrobiło się ciemniej, było zimno i bardzo szybko przemokliście do suchej nitki, to jeszcze zrobiło się też strasznie ślisko. Kilka razy łapy rozjeżdżały ci się na kamieniach, kiedy próbowałeś iść dalej.
- Nic z tego, lisiasty!- zawołał niedźwiedź swym mocnym głosem.
- Trzeba się gdzieś schować i to przeczekać
Ha, też ci nowina. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że w pobliżu jest jakaś jaskinia. Albo przynajmniej kawałek skały, który dawałby choć minimalne schronienie. Może uda ci się coś wypatrzeć?

GallAnonim - 2016-04-01, 14:33

Co tu dużo mówić. Wędrówka dość prędko po przerwie stała się uciążliwa. Zrobiło się stromo, niekiedy nawet bardzo. Kupa ścian i przepaści. Byłem wręcz zmuszony skorzystać z pomocy niedźwiedzia, który z pomocą swych potężnych pazurów wspinał się wciąż wyżej i wyżej. Zacząłem się zastanawiać jak ja ze swoją małą, czworonożną posturką i tycimi łapkami oraz pazurkami przelezę przez te całe góry. W dodatku Ursaring faktycznie okazał się jasnowidzem, bo nagle zawiało i niebo się zachmurzyło, a jeszcze później lunęło. Ależ się wściekłem widząc na pysku miśka minę typu „a nie mówiłem”. Dobrze, że komentarze zachował dla siebie, bo bym wybuchnął tą złością, a tak ostygłem wraz z deszczem. Swoją drogą w tej ulewie zaraz oboje byliśmy przemoknięci i zziębnięci, a podłoże stało się cholernie śliskie. Aż mi się łapy rozjeżdżały! Jak tu iść? Misiek wpadł na oczywistą oczywistość w tej sytuacji, że przydałoby się gdzieś schować.
- Co ty nie powiesz – odpowiadam cynicznie. – Tylko weź znajdź teraz miejsce, gdzie dałoby się to przeczekać – dodaję.
Staram się coś wypatrzeć, ale weź sięgnij wzrokiem daleko, gdy woda zalewa ci oczy, a przed nosem masz ścianę deszczu.

Gwen Brown - 2016-04-01, 20:17

Niedźwiedź również próbował się rozglądać, ale nawet dla takiego olbrzyma nie było to taki łatwe.
- Tam!- ryknął próbując pokonać wizg wiatru.
Nie bardzo wiedziałeś o jakie "tam" się rozchodzi, ale pozwoliłeś się tam prowadzić. Było dość ciężko, zostałeś nawet troszkę z tyłu. I wtedy poczułeś, że coś jest nie tak. Nagle coś gruchnęło i usłyszałeś dźwięk staczających się kamyków. Misiek też musiał to usłyszeć. Odwrócił się i próbował skoczyć ku tobie, aby cię pochwycić. Ty też nie zamierzałeś stać w miejscu. Ale grunt za szybko osuwał ci się pod łapami, a w dodatku było tak ślisko...
- Kasai!- krzyknął misiek, bezradnie patrząc jak wysmyknąłeś się tuż sprzed jego łapy.
Właściwie widok oddalającego się Ursaringa to było ostatnie co zapamiętałeś zanim o coś uderzyłeś.

~~~


Obudziła cię woda skapująca prościutko na twój nos. I ogólny ból twego ciała. Próbowałeś się podnieść, ale to tylko pogorszyło sprawę. Próbowałeś sobie przypomnieć co się stało. Wędrówka, burza, osuwisko i takim sposobem wylądowałeś tutaj. A "tutaj" był pewnie jakąś szczeliną, bo dookoła widziałeś tylko gołe ściany i zwały kamieni zmieszanych z błotem.
- O, czyli jednak żyjesz- usłyszałeś nad sobą jakiś żeński głos.
Zaraz też usłyszałeś trzepot skrzydeł i coś wylądowało w pobliżu. Przechyliłeś nieco obolałą głowę. Ciemne futerko, przypomina nietoperza, ale ma też w sobie coś gadziego... To chyba była jakaś Noibat. Może będzie umiała ci pomóc, albo chociaż udzieli ci informacji gdzie cię wyrzuciło wczorajsze osuwisko.

GallAnonim - 2016-04-02, 21:50

Sytuacja kurka nie była za dobra, nie widziałem nic co dałoby nam osłonę. Ursaring coś jednak zauważył i oznajmił mi to rykiem. Sam nadal nic nie dostrzegałem, ale misiek miał może lepszy wzrok, nie wiem. W każdym razie biegłem za nim, ale zaczynałem odstawać. Wtedy coś się stało. Usłyszałem huk i łoskot spadających kamieni. Przeraziłem się. Nie wiedziałem co się dzieje. Grunt sypał mi się pod łapami i było tak ślisko, że nie miałem uciekać. Ostatnie co widziałem to niedźwiedź spieszący mi na ratunek, który potem malał i malał aż nastała ciemność.
*
Gdy się zbudziłem, kapała na mnie, a ciało było tak obolałe… jakbym spadł? Wtedy sobie przypomniałem, że w deszczu zleciałem z góry. Znowu poczułem strach. Nie było fajnie. Tkwiłem w jakiejś szczelinie chyba, wszędzie widziałem tylko skalne ściany i błoto. Wtedy usłyszałem głos przypominający mi, że żyję. Zobaczyłem przed sobą małego, uskrzydlonego pokemona przypominającego nietoperza. Nie był to Zubat, ani nic pokrewnego. Raczej… Noibat. Dobra, to w sumie jakieś szczęście w nieszczęściu, że ktoś tu jest.
- Tak, żyję – potwierdzam. – A ty wiesz może, gdzie jestem i jak stąd wyjść? – pytam się. – Przy okazji, Kasai jestem.

Gwen Brown - 2016-04-04, 16:20

Moja nietoperka xD Bo w sumie czemu nie?

- Ariana- przedstawiła się nietoperzyca.
W sumie niby Noibat jak Noibat, ale wydała ci się jakaś inna. Mniejsza, zdecydowanie mniejsza. I skrzydła miała jakieś większe. Jeszcze to poszarpane ucho. Ale nie wyglądała jakby miała ci się rzucić do gardła. W końcu inaczej miałaby w nosie czy żyjesz czy ci się umarło po tym osuwisku.
- Cóż, sprawa wygląda tak, że nie jestem tutejsza, więc nawet gdybym chciała nie umiem ci określić co to dokładnie za miejsce. Po prostu jestem tu przelotnie, wczoraj miało się ku burzy i się tu schroniłam. Ale jeśli masz na myśli jakiś punkt orientacyjny, który kojarzysz, opisz mi go, to powiem ci, czy coś takiego widziałam. Wyjście... Jest, kawałek stąd, tamtym korytarzem na lewo. Sama tamtędy wleciałam. Na zewnątrz nie jest nawet specjalnie stromo. Ech, porobiło się wczoraj, nie można powiedzieć...
No, to wiedziałeś, że z tej jamy jest jakieś normalne wyjście. Dość pocieszające. Co prawda nie wiedziałeś jeszcze gdzie cię wyrzuciło i jak daleko mogło to być od miejsca rozłąki z Ursaringiem, ale zawsze mogło być dużo gorzej. Na przykład mogłeś nie żyć, coby specjalnie nie kombinować.
- Cały jesteś? Wiesz, trochę cię poobijało w tym błocie i kamieniach. Jeśli znasz jakieś ataki uzdrawiające, nie głupio byłoby z nich skorzystać, nawet profilaktycznie. Niestety, ale w tej kwestii jestem raczej inwalidą i wiele ci nie pomogę. Ach i to musi być chyba twoje
Noibat na chwilkę poderwała się do lotu i poleciała gdzieś niedaleko. Wróciła, trzymając w swych pazurkach torbę z twoim dobytkiem. Wyglądało to dosyć pociesznie, bo przy niej twoja własność wydawała się dziwnie duża.
- Troszkę się podarła, więc pozwoliłam sobie jakoś prowizorycznie ją połatać. Ale chyba nic nie się nie zawieruszyło

GallAnonim - 2016-04-06, 18:56

A więc nazywała się Ariana i wyglądała trochę inaczej od typowego Noibata, raczej. Sądząc po tym poszarpanym uchu nie miała lekko w życiu. No i nie wyglądała na kogoś agresywnego. Wyjaśniła, że nie jest tutejsza, a w tym wąwozie szukała schronienia, ale przynajmniej dowiedziałem się, że da się stąd wyjść i dalej jest mniej stromo. Miło. Nie chciałbym się wspinać, albo co gorzej utknąć tutaj.
- No to widziałaś może gdzieś w pobliżu skałę w kształcie ptasiej głowy? Albo chociaż Ursaringa, żywego? – pytam się skoro, zaoferowała, wstając z błocka.
Skoro o to zapytała, tak się zastanowiłem nad swoim staniem i poza tym, że byłem obolały i zapewne posiniaczony oraz poobcierany , chyba całe ciało działało mniej więcej sprawnie.
- Przeżyję, na razie. Moje zdolności leczące zajmują mi trochę czasu, a wpierw chcę stąd wyleźć.
Ariana chwilę później oddała mi moją torbę. Chmy, nawet nie zauważyłem w pierwszej chwili jej braku. Nietoperzyca mi powiedziała, że ją nawet naprawiła.
- E, dzięki – odpowiadam zaskoczony. – Wiesz, miła jesteś w stosunku do obcych – stwierdzam.

Gwen Brown - 2016-04-08, 16:04

Nietoperka uśmiechnęła się leciutko.
- Wolę nie robić sobie zbyt wielu wrogów na swej drodze. Nigdy nie wiadomo kiedy znowu przyjdzie mi kogoś spotkać i w jakich okolicznościach- odparła.
- A wracając do twojego pytania. Ptasia głowa... Hm... Tak, chyba widziałam coś takiego, ale dość daleko od tego miejsca. Podejrzewam, że łapy zdążyłyby cię porządnie zaboleć, zanim byś tam dotarł. A Ursaring... Tak, dziś o świcie, kiedy wyleciałam na chwilę z tej jamy widziałam takiego miśka. Zawodził niemiłosiernie i siedział na jakimś zboczu cały zapłakany. To jakiś twój znajomy?
Taak, różne pokemony różnie reagują na sytuacje jak ta z wczoraj. Misiek najwyraźniej troszkę się podłamał.
Tymczasem powolutku się podniosłeś. Wszystko cię bolało, ale z radością stwierdziłeś, że obyło się bez złamań czy większych ran. Ot parę otarć i cała masa siniaków. Da się przeżyć. Zabrawszy torbę, niespiesznie podążyłeś do wyjścia z jaskini. Noibat śmignęła gdzieś w górze, również kierując się w tamtą stronę. Na zewnątrz faktycznie nie było tak stromo. Właściwie wyszedłeś na coś w rodzaju niedużej łączki. Jak tak się porozglądać, to niebawem i łączka przechodziła w stromizny, ale już nie takie straszne jak te, które pokonałeś z Ursaringiem. A właśnie, co z miśkiem? Zamierzasz do niego wrócić, czy może tuptać dalej już bez niego?

GallAnonim - 2016-04-13, 13:09

Ariana twierdziła, że nie lubi sobie robić niepotrzebnie wrogów. No to tak trochę inaczej niż ja, chociaż to dziwne. Mimo mojego konfliktowego, złośliwego charakteru póki co wszyscy chcę mi pomagać, no może poza świrniętym bobrem i jeszcze bardziej świrniętym duchem. Bardziej interesujące była wieść, że Noibat prawdopodobnie wie, gdzie jest obiekt moich poszukiwań, no i widziała też Ursaringa.
W międzyczasie, mimo uczucia bólu, wstałem, zabrałem torbę i wykaraskałem się wraz z nietoperzycą z wąwozu na jakąś łączkę. Teren tutaj faktycznie wyglądał mniej trudno. Dobra, co by tu zrobić.
- Słuchaj Ariano, orientujesz się może, czy bliżej stąd jest do ptasiej skały, czy może do miejsca, gdzie widziałaś Ursaringa? Bo tak, to taki mój towarzysz – mówię.
Wolałem sobie pomóc w decyzji. Jeśli szukanie miśka będzie zbyt wielką stratą czasu to najmę tą Noibat do przekazania mu wiadomości, a sam pójdę dalej.

Gwen Brown - 2016-04-14, 19:31

Noibat zastanowiła się chwilkę.
- Niby bliżej jest do tego miśka, o ile nigdzie nie zdążył wywędrować. Ale tam prowadzi największa stromizna, szczególnie po wczorajszym osuwisku. Na twoim miejscu wybrałabym skałę. Jest dalej, ale o ile dobrze pamiętam po drodze teren był troszkę przyjemniejszy, że tak to określę
Czyli tak to wyglądało. Pytanie czy chciałoby ci się zawracać do niedźwiedzia tylko po to, aby pokazać mu, że żyjesz? Z miejsca gdzie stałeś, skały zasłaniały trochę główny rejon osuwiska. Mogłeś się więc chwilowo tylko domyślać jak bardzo "popsuło" to drogę. Chyba jednak koncepcja tuptania do skały nie wydawała się taka głupia...
- W czymś jeszcze ci pomóc? Bo jeśli pozwolisz, chciałabym lecieć dalej, póki znowu jest ładna pogoda

GallAnonim - 2016-04-15, 21:52

Ariana powiedziała mi, że wprawdzie bliżej byłoby do miejsca, gdzie widziała Ursaringa, ale teren po drodze jest bardzo trudny. Eh, nie mam czasu, ani ochoty ryzykować życiem, aby do niego dotrzeć. Chyba pójdę dalej, nawet nietoperzyca mi to radziła, twierdząc, że trasa do skały jest stąd lżejsza. Niemniej zostawić niedźwiedza tak kompletnie bez wiadomości byłoby draństwem. Jestem złośliwy czasami, ale nie lubię jak się pokemony martwią o mnie.
- Myślę, że tak zrobię. Pokaż mi tylko kierunek – odpowiadam, ale podnoszę łapę, by oznajmić, że to nie wszystko co chcę. – I, chciałbym cię prosić, byś znalazła tego Ursaringa i powiedziała mu, że Kasai żyje, aby nie martwił się o mnie. Spokojnie, to łagodny misiek. Mogę ci zapłacić jagodami, jeśli to cię bardziej zachęci. Z pewnością zauważyłaś, że ta torba wcale nie jest taka lekka – od razu wykładam karty na stół.
Nie chce mi się bawić w przekonywanie nietoperzycy słowami.

Gwen Brown - 2016-04-17, 15:04

Ariana pokiwała głową.
- W porządku, przekażę mu wiadomość. Właściwie i tak leciałabym mniej więcej w tamtą stronę, więc zahaczyłabym o niego przy okazji. Poza tym te jagody bardziej przydadzą się tobie- odparła, podrywając się do lotu.
Zanim poszybowała w kierunku, gdzie wcześniej widziała Ursaringa, pokazała ci jeszcze którędy iść do ptasiej skały, której szukałeś. Podziękowałeś jej za pomoc i zarzuciwszy sobie torbę na grzbiet powoli ruszyłeś w dalszą drogę.
Fakt droga nie przypominała łagodnych pagórków, ale przynajmniej nie były to te strome jary, które pokonywaliście razem z miśkiem. Dokładnie patrząc pod nogi tuptałeś sobie pośród skał. Około południa dotarłeś nad spływający po skałach potok. Woda rozbijała się o kamienie, falując i szumiąc jakby była targana jakimś wichrem. Sama okolica potoku wydawała się całkiem sympatyczna. Kawałek od kamienistych brzegów rosła sobie trawa i nawet kilka krzaczków. Idealne miejsce na odpoczynek. Tymczasem okazało się, że nie jesteś tu tak całkiem sam. Niespodziewanie zauważyłeś na ziemi jakiś cień, a potem praktycznie bezszelestnie, nieopodal wylądował spory ptak, o przypominających ostrza piórach. Niechybnie był to Skarmory.
- O mięsko- zachichotał ptak, popatrując na ciebie.
Aha, i tyle było spokojnej wędrówki...

GallAnonim - 2016-04-18, 21:24

Cóż, Ariana zgodziła się powiadomić Ursaringa o mojej nie-śmierci bez żadnej zapłaty. Tym lepiej dla mnie. Wskazała mi też drogę do skały, po czym odleciała. Sam również zabrałem torbę i pomaszerowałem naprzód. Na równinie morze nie byłem, ale teren naprawdę okazał się łatwiejszy niż ten, który pokonywałem wraz z niedźwiedziem. Gdy słońca było niemal w swej najwyższej pozycji, dotarłem do całkiem uroczego zakątka. Potok obrośnięty zielenią, wyglądał na odpowiednie miejsce na przerwę. Niestety nie byłem sam. Skrzywiłem się w grymasie, gdy obok mnie wylądował metalowy ptak. Chmy… chyba Skarmory takie się zwą. Wkurzyło mnie nazwanie mnie mięskiem.
- O, kupa żelastwa – opowiadam kąśliwie podobną uwagą, obracając się w stronę pokemona. – Nie radzę mnie tykać. To mięsko potrafi się odgryźć – ostrzegam go, mierząc go bojowym wzrokiem.
Pora podsycać w sobie płomienie. Ktoś nazywający kogoś „mięskiem” raczej nie zaczepia cię dla pogawędki.

Gwen Brown - 2016-04-19, 21:55

Skarmory zachichotał. Mogłeś niemal przysiąc, że to ptaszysko nawet śmieje się jakoś tak mechanicznie.
- Mięsko pokazuje pazurki? Ace lubi takie mięsko. Przed obiadem można się jeszcze pobawić- mruknął, przyglądając ci się niczym na jakiś suty posiłek.
W końcu ptak zeskoczył ze skały, na której przysiadł. Kilkoma susami znalazł się bliżej. Na razie nie atakował. Drażnił się. Kilka razy machnął łbem tak jakby zbierał się do użycia Peck, czasem machnął skrzydłami. Krążył sobie wokół ciebie, chichotając i kontynuując swoją "zabawę". W końcu macznął skrzydłami nieco gwałtowniej, wzburzając tym nieco kurzu. Niechybnie Sand Attack. Tylko to, że byłeś gotowy na jakikolwiek ruch z jego strony uchronił cię przed oślepieniem. Kiedy otworzyłeś oczy ptak poderwał się do lotu i sądząc po pewnej specyficznej poświacie, chyba zabierał się do Agility. Tym razem na poważnie...

Kasai - 100HP
Skarmory - 100HP

GallAnonim - 2016-04-22, 14:06

Postanawiam wykorzystać to, że ptak na razie się ze mną bawi i trochę zmienić układ sił. Wpierw sobie trochę wyję (Howl), aby wzmocnić siebie, a potem merdam kitą, aby osłabić (Tail Whip) Skarmory. Przy tych czynnościach nie spuszczam z przeciwnika oczu, aby móc zrobić unik w każdej chwili. Nie chcę dostać piachem w pysk, a przed chwilą prawie się to stało. Następnie chyba można wykorzystać to, że pluję ogniem, a on jest z metalu. Nie chcę jednak od razu wykładać wszystkich asów. Dlatego wpierw pluję Emberem, kilka razy, niezależnie od tego, czy wróg jest na ziemi, czy w powietrzu. Scratch stosuję tylko wtedy, gdy znowu ten swój łeb zbliży za bardzo do mnie, by dziobać i celuję wtedy po oczach. Jakkolwiek twardy może być, oczy na pewno ma miększe.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group