Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

MG GallAnonim - [+18][Pokemon]Mała Noibat, która chce pokazać swą siłę

GallAnonim - 2015-01-09, 23:31
Temat postu: [+18][Pokemon]Mała Noibat, która chce pokazać swą siłę
Let's start Gwen ;-)
---------

Los chciał, że urodziłaś się mniejsza od innych Noibatów. Jednak, czy sprawiało to, że miałaś mniejsze chęci do życia? Oczywiście, że nie. Chciałaś żyć jak każdy inny pokemon. Jednakże twoje stado, a nawet właśni rodzice widać myśleli, ze najmniejsza i najmłodsza oznacza również najsłabsza. Krewni okrutnie zostawili cię na pastwę losu tym dwunożnym istotom, które zaatakowały wasze legowisko oraz zniewolonym przez nich pokemonom. Zostawili cię bo uznali, że nie opłacało się ciebie ratować. Ranna i porzucona przez najbliższych, zbyt przerażona żeby zrobić cokolwiek, czekałaś na najgorsze.

Jednak wtedy pojawił się stary Noivern Nestor i wyrwał cię złap z Pyroara, a potem zabrał z dala od napastników. Zbyt sędziwy był mógł jeszcze latać, również został w chaosie porzucony przez stado, ale zamiast samolubnie, jak reszta, ratować tylko swoje życie, wolał zaryzykować i ocalić również twoje. Nestor zabrał cię tam, gdzie ludzie was nie wytropią oraz znalazł wam nową przytulną jaskinię. Starzec stał się twoim opiekunem i mentorem. Przekazywał ci swoją rozległą wiedzę nabytą podczas wielu przeżytych przez niego lat. Chociaż byliście tylko wy dwoje, byliście szczęśliwi. Ale zły los nie chciał cię opuścić. Wasz nowy dom pewnego dnia zaczął się walić wam na głowy. Podczas ucieczki, Nestor ponownie ratowanie młodego życia i poświęcił się, abyś ty mogła przeżyć, a sam został zasypany przez zawał.

Tak więc zostałaś teraz całkiem sama.
I można zrozumieć, czemu próbowałaś kopać w gruzie, mimo że było to bezcelowe, a potem zapadłszy w pół sen spędziłaś przy zawalonej jaskini wiele, naprawdę wiele godzin. Nadzieja, przerażenie, szok. Twój umysł nie potrafił do siebie dopuścić prawdy. W końcu zrozumiałaś, że twój opiekun odszedł na zawsze. Że nie ma sensu więcej czasu tu trwonić na oczekiwaniu, które nie dobiegnie już nigdy końca. Chociaż zmęczona, głodna i spragniona, zebrawszy pozostał ci siły odleciałaś. A w tej głowie zaistniały postanowienia...

Jednak osłabienie nie pozwoliło ci na daleką podróż. Twoje ciało nie wytrzyma już długo wysiłku związanego z lataniem. Musisz wylądować i odpocząć, a przede wszystkim posilić się, jeśli nie chcesz spaść z nieba jak kamień, co skończyłoby się mniej lub bardziej groźnymi potłuczeniami. Otaczają cię góry, a pod sobą masz las. Las o zmroku nie jest bezpiecznym miejscem dla samotnych, małych pokemonów, ale nie masz wyjścia. Musisz zaryzykować spędzenie nocy w jakiś zaroślach.

Gwen Brown - 2015-01-10, 10:42

Tak oto tym smutnym akcentem rozpoczęła się moja podróż. Moje niejako wejście w samodzielne życie. Pewnie prędzej czy później by mnie to czekało, ale w obecnej sytuacji nie czułam się z tym zbyt dobrze. Minie jeszcze wiele czasu zanim nagła śmierć Nestora zatrze się nieco w mojej pamięci. Chociaż to złe określenie. Bardziej "utrze" lub "dopasuje".
Tymczasem długie godziny, które spędziłam przed jaskinią dały o sobie znać. Zmrok, ciemny las, pusty żołądek i mały pokemon to średnie połączenie. Musiałam jakoś przetrwać. Postanowiłam wylądować wśród gałęzi jakiegoś drzewa i tam też spędzić noc. Od biedy mogłam też napchać żołądek rosnącymi na gałązkach liśćmi, a potem, za dnia porozglądać się za czymś bardziej treściwym. Nie chciałam ryzykować spaniem na ziemi. W nocy wiele drapieżnych pokemonów wychodzi na żer, a nie uśmiechało mi się zginąć w tak głupi sposób. Wysoko, ponad ziemią miałam większe szanse. Poza tym nie znałam tego lasu aż tak dobrze. Nestor nie pozwalał mi oddalać się od jaskini. Nie. Nie będę pałętać się po ciemku w nieznanym terenie. Może będzie mi niewygodnie i te liście nie będą zbyt pożywne, ale to wydawało się najrozsądniejszym posunięciem w mojej obecnej sytuacji. Musiałam jakoś dotrwać do świtu- potem będę się martwić o prowiant.

GallAnonim - 2015-01-11, 12:16

Nie jest to łatwy start w dorosłe życie, bo tak można nazwać sytuację, w której musisz zacząć radzić sobie sama, ale jak sama stwierdziłaś i tak kiedyś by to się stało. Nie bałaś się samodzielności. Chciałaś żyć. Chciałaś zdobyć wiedzę i siłę, bo istniało stado, któremu musiałaś coś udowodnić.
Teraz jednak największe znaczenie ma dla ciebie przetrwanie teraźniejszej nocy. Drzew było dużo, wiec wylądowałaś na pierwszym lepszym, które spełniało twoje wymagania. Spędzenie nocy na takiej wysokiej pozycji faktycznie może być lepszym pomysłem niż zrobienie tego na poziomie gruntu. W końcu większość drapieżników, które połasiłby się na taką kruszynkę chodziła po ziemi. Jako że w brzuchu burczało ci niemiłosiernie, postanowiłaś napełnić go choć trochę liśćmi drzewa, na którym zamierzałaś się przespać. Nie były to żadne znakomitości, nie najesz się do syta, ale przynajmniej pozwolą na odzyskanie części sił. Stwierdziwszy, że lepiej dla ciebie będzie poczekać do świtu z badaniem okolicy, uczepiona gałęzi usnęłaś.
Niestety nie była to lekka noc. Spanie nawet na drzewie, na otwartej przestrzeni było zupełnie inne od przebywania w bezpiecznej, zamkniętej jaskini. Zewsząd twoje czułe uszy bombardowały odgłosy nocnego życia lasu, w tym pełne przerażenia okrzyki ofiar łowów i tryumfalne ryki drapieżców. Co chwila się budziłaś niepewna, czy nie wisi nad tobą zagrożenie, by po chwili ponownie pogrążyć się we śnie, gdy okazało się, że nic ci jednak nie grozi. W końcu zza gór wyjrzał świetlisty okrąg słońca oznajmiając nadejście świtu. Nadal byłaś głodna i nie bardzo się wyspałaś, ale teraz przynajmniej nie groziło ci omdlenie podczas lotu.

Gwen Brown - 2015-01-11, 12:48

Cóż, nie ma się co oszukiwać- to nie była najprzyjemniejsza noc. Minie trochę czasu zanim przyzwyczaję się do czegoś takiego. Szczególnie do tych wszystkich odgłosów. Na szczęście noc miałam już za sobą. Najwyższa pora poszukać czegoś lepszego niż kilka listków. Aczkolwiek najpierw płyny.
Rano, jak to rano- wszystko pokryła rosa. Postanowiłam więc zlizać jej trochę z liści czy nawet ze swego futerka. Zawsze coś. A potem postanowiłam rozejrzeć się za czymś zjadliwym oraz jakimś wodopojem. Może trafią mi się jakieś jagody? Zobaczymy.
Teraz, za dnia to zupełnie inna rozmowa. Wszystko widać, nie to co pod wieczór, kiedy robi się tak szarawo. Uznałam też, że rozsądnie byłoby zrobić sobie jakiś zapasik jedzenia. Jakiś prowiant, który mogłabym ze sobą zabrać. Trzeba będzie jeszcze tylko wykombinować coś, w czym mogłabym go przenosić. Hm, ale to może poczekać. Tymczasem czas rozprostować skrzydła i wytężyć ślepka.

GallAnonim - 2015-01-13, 10:51

Ano rosy było teraz w okolicy pod dostatkiem. Z liści drzewa i swojego futerka zlizałaś dość kropelek, by choć trochę uspokoić palące cię pragnienie. Jednak to nie wystarczy. Nawet mimo swoich niewielkich rozmiarów musiałabyś spędzić sporo czasu na zlizywaniu rosy, aby całkiem uzupełnić płyny stracone podczas długiego okresu półletargu. To podobnie jak z liśćmi, którymi zapchałaś żołądek w nocy, ale najeść się nie najadłaś. Jak sama do tego doszłaś, trzeba ci znaleźć coś więcej do jedzenia, a także wodopój. Zaś posiadanie zapasu żywności na drogę może okazać się słusznym pomysłem, bo nigdy nie wiesz, gdzie skrzydła ostatecznie cię poniosą i czy znajdziesz tam pożywienie. Ale w czym to potem przenieść? Pewnie będziesz musiała sama coś skonstruować.
W każdym razie odleciałaś z drzewa, na którym spędziłaś noc i ruszyłaś na poszukiwania. Teraz to był zupełnie inny lot w świetle poranka, gdy twój wzrok mógł sięgnąć po horyzont. Chociaż trochę chmur wędrowało po niebie, było pogodnie. Nie spostrzegłaś też żadnego latającego drapieżnika, który mógłby ci zagrozić. A las pod tobą ciągnął się i ciągnął, gdzie okiem sięgnąć, ograniczony tylko przez górskie stoki. Co do twoich potrzeb, z wysokości zobaczyłaś dwa miejsca, które mogą je zaspokoić. Spadający z gór strumień niesie bez wątpienia czystą i pyszną wodę, a na leśnej polanie nieco dalej być może znajdziesz jakieś owocowe krzewy.

Gwen Brown - 2015-01-13, 11:38

Tak latanie za dnia to coś co bardzo lubiłam. Z góry udało mi się wypatrzeć jakiś strumień, a kawałek dalej polanę. Może znajdę na niej jakieś jagodowe krzaczki, albo inne źródło pożywienia? Na razie pofrunęłam ku strumykowi. Na głodzie byłam skłonna jakoś wytrzymać, ale co innego niedobór płynów. Kiedy już zaspokoję swoje pragnienie, polecę ku polanie aby rozejrzeć się za jakimś jedzonkiem. Może wtedy uda mi się znaleźć jakąś inspirację na coś, w czym mogłabym przenosić zgromadzony prowiant. Chociaż z jedzeniem nie będzie takiego problemu. Miałam już nawet pomysł na swego rodzaju torbę, którą mogłabym sobie upleść z cienkich gałązek. Problem pojawiał się z wodą. Chętnie wykombinowałabym sobie jakieś naczynie, aby mieć przy sobie zapasik życiodajnego płynu. Nie miałam jednak żadnej koncepcji z czego mógłby powstać. Ale, może znajdę coś odpowiedniego zupełnie przypadkiem. Może jakąś muszlę, którą dałoby się czymś zatkać? Nie wiem. Ale jakoś sobie poradzę. Dopiero kiedy ogarnę się już organizacyjnie będę mogła spokojnie pomyśleć gdzie szukać pierwszego nauczyciela. W końcu nie zapomniałam o swoich postanowieniach. A kto wie? Może ktoś sam mi się objawi? Byłoby dziwnie gdybym w tym lesie nie spotkała nikogo.
GallAnonim - 2015-01-14, 08:53

A zatem zleciałaś nad brzeg górskiego strumienia, wijącego się malowniczo pomiędzy skałami, aby już tak porządnie ugasić swoje pragnienie. Woda była chłodna, ale orzeźwiająca i jak to woda z gór, miała smak, całkiem przyjemny. Wypiłaś sporo nim wreszcie miałaś dość. Twojemu ciało musiało naprawdę bardzo brakować płynów. Gdy pragnienie już nie męczyło, poczułaś się znacznie lepiej, chociaż burczenie w brzuchu oznajmiało, że do pełni szczęścia jeszcze trochę brakuje.
Zatem jedna potrzeba zaspokojona, czas zrobić to i z drugą.
Poleciałaś więc na nieodległą polanę w głowie rozważając w jaki sposób stworzyć pojemniki na żywność i wodę. Uplecenie torby faktycznie nie wydawało się problemem. W okolicy pełno było giętkich gałązek, więc wystarczyłoby poświęcić na to odrobinę czasu i miałabyś w czym nosić żywność. Woda to jednak inna sprawa, wymaga nieprzepuszczającego naczynia, a o coś takiego znacznie trudniej w lesie. Polana, która wypatrzyłaś była całkiem spora, porośnięta wysoką trawą i na szczęście także krzakami jagodowymi, na których wciąż wisiało wiele owoców. Taka stołówka wydawała się idealnym miejscem do spotkania innych pokemonów, ale póki co byłaś tutaj sama i nie czułaś, aby ktoś cię obserwował.

Gwen Brown - 2015-01-14, 17:58

Oj tak, nie ma to jak chłodna, czysta woda. mogłam w spokoju ugasić swoje pragnienie. Nawet nie spodziewałam się, że aż tak mnie wysuszy. Cóż, teraz mogłam polecieć ku polanie.
A tak sytuacja wręcz idealna. Puściutko, cichutko i znalazła się kilka jagodowych krzaczków. Najpierw postanowiłam zaspokoić głód. Zjadłam więc kilka jagódek. Kiedy już się nasyciłam postanowiłam zająć się koncepcją własnych zapasów.
Najpierw zacznę od tej plecionej torby. Porozglądałam się po okolicy za cienkimi i giętkimi gałązkami, które byłyby moim materiałem roboczym. Jak już skombinowałabym sobie odpowiednią ilość to zaczynałabym pracę nad swoją plecionką. Troszkę pomogę sobie zębami, troszkę łapami czy pazurzastymi skrzydłami. Grunt aby zawartość nie wypadała ze środka przez jakieś otwory. Uznałam też, że wybiorę sobie jakieś osłonięte miejsce pracy. To, że na razie nikogo tu nie ma, nie znaczy, że cały czas będę sama. Wolałam nie odsłonić się na atak jakiegoś drapieżnika. Gdy torba będzie gotowa, a warunki sprzyjające, napełnię ją jagodami. No, ale nie to, że tak z górką. Zostawię trochę miejsca, chociażby na naczynie z wodą.
Pomyślałam sobie, że może zrobić je jak nie z jakiejś muszli czy innej skorupy, którą dałoby się zatkać, to może z jakiegoś kawałka drewna. Coś na tyle solidnego, aby nie posypało mi się w trakcie podróży. W przypadku gałęzi plan był taki, aby wydrążyć ją, tak, aby powstał taki niby wazon, niby rurka z zasklepionym końcem. W każdym razie dno i ścianki. Jedyny otwór zatykałabym na przykład jakimś kamieniem o odpowiedniej wielkości. Taki pojemnik byłby na razie wyjściem tymczasowym. Może po drodze udałoby mi się znaleźć lub wymyślić coś coś lepszego.

GallAnonim - 2015-01-15, 12:16

Tylko ty i jagody. Czy mogło być lepiej? Mogłaś bez najmniejszego problemy podejść do krzaczków, by się najeść do syta. Jagódki były okrągłe i niebieskie o chropowatej skórce i trudno było zidentyfikować ci smak, ale były dobre oraz soczyste. Cztery zniknęły w twoim brzuszku nim poczułaś się w pełni nasycona. A zatem wszystkie potrzeby twojego ciała zostały zaspokojone i czujesz się pełna sił.
Postanowiłaś od razu je spożytkować na zmajstrowanie swojej własnej torby na zapasy. Punkt pierwszy: zebrać materiał. Na szczęście oprócz krzewów jagodowych, rosły na polanie również inne krzaki o niezachęcających do konsumpcji owocach, ale ich łodygi były za to bardzo giętkie, trudne do złamania. Znajdowało się ich tutaj dużo, więc po chwili miałaś dość materiału do rozpoczęcia, a nawet w nadmiarze, jakbyś coś sknociła. Punkt drugi: pleść. Z robotą przezornie postanowiłaś się przenieść w mniej widoczne miejsce. Drzewo odpadało, bo nie dałabyś rady pracować na gałęzi, ale skitrałaś się w gęstwinie krzewów. Nie widać cię tam, a jakby jakiś drapieżnik się pojawił będzie musiał zaszeleścić gałązkami, by do ciebie podejść. Plecenie torby, gdy jest się nietoperzem bez kciuków, nie było łatwe. Sporo czasu minęło nim wreszcie efekt twojej pracy zaczął odpowiadać twoim założeniom. W końcu niezbyt profesjonalnie wyglądający, ale za to solidny torbo-koszyk był gotowy, a ty mogłaś zacząć zbierać zapasy. Niestety ktoś postanowił stanąć między tobą, a jagodami.
-Ej! Ty! –Zawołał piskliwy głosik za twoimi plecami. –Co ty wyrabiasz?! To nasze… to znaczy moje jagody! Zostaw je!
Na polance pojawił się mały, czarno-niebieski kret, który nie wyglądał na zadowolonego z twojego widoku, ale również nie na bojowo nastawionego. Twoją uwagę zwrócił swego rodzaju pas wypleciony z jakiejś trawy, do której kret miał przytroczone rozmaite woreczki i jakiś zdrewniały owoc przypominający buteleczkę. Wygląda to na idealny pojemnik na wodę. Może można się z nim dogadać?

Gwen Brown - 2015-01-15, 13:27

Takim oto sposobem napiłam się i najadłam. Od razu poprawił mi się też humor i z werwą zabrałam się do tworzenia mojej torby. Cóż, ósmy cud świata to nie był, ale spełniała swoje zadanie. Zostało tylko ją wypełnić... No, chyba żeby nie.
- Och, wybacz. Nie chciałam cię okraść, wcześniej po prostu nikogo tutaj nie było- odparłam odsuwając się od krzaczka. Nie chciałam rozdrażnić krecika. Tym bardziej kiedy rzucił mi się w oczy jego ekwipunek.
- Może załatwmy to na spokojnie, dobrze? Nie szukam kłopotów. Nazywam się Ariana. Przez pewien wypadek musiałam opuścić swój dotychczasowy dom i aktualnie próbuję zebrać sobie jakiś prowiant na czas swojej podróży. Sam jednak widzisz, chociażby po mojej torbie, jak mi to wychodzi. Ale może moglibyśmy się jakoś dogadać? Jakoś sobie nawzajem pomóc? Jedzenia na drogę mogę poszukać gdzieś indziej, to nie stanowiłoby problemu, ale może pomógłbyś mi zdobyć taką zmyślną buteleczkę na wodę, podobną do twojej? Co powiesz? Przysługa za przysługę.
Starałam się jakoś ugłaskać krecika. Na prawdę nie szukałam kłopotów, a już szczególnie potyczki. Ale może akurat zechciałby pójść na jakiś drobny układ.

GallAnonim - 2015-01-17, 12:31

Raczej nie powinnaś spodziewać się bójki z krecikiem. Drillbur zrobił się wpierw niepewny, kiedy miast uciekać, zaczęłaś go przepraszać, zupełnie jakby liczył na to, że lekko podniesiony głos wystraszy cię. A gdy wysłuchał co masz do powiedzenia już kompletnie nie wiedział co robić. I chyba zrobiło mu się przykro, że straciłaś dom.
-Um, ja też nie chcę, um, kłopotów. –Wyjąkał, drapiąc się po głowie. –Bo myślałem, że chcesz, um, zagarnąć tą łączkę dla siebie. Ale myślę, że, um, jednak nie. I, um, chyba nic się nie stanie, jak weźmiesz kilka jagód. Um, tobie też nie jest lekko, a ja nie chcę wyjść na skąpca. –Kiedy wspomniałaś buteleczkę, krecik jej dotknął. –Mówisz o tym? Ja dostałem ją od pewnego pokemona w zamian za pomoc. Mógłbym zaprowadzić cię do niego. A co chciałbym w zmian, um… -Krecik spojrzał na twoje skrzydła. –Um, ty umiesz latać? –Zapytał nieśmiało.

Gwen Brown - 2015-01-17, 16:10

To miło, że Drillbur okazał przyjazne nastawienie.
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak mi tym pomożesz- odpowiedziałam. Potem zerwę sobie kilka jagód.
Zaciekawiła mnie geneza buteleczki. Hm, jeśli w tym lesie mieszka ktoś potrafiący robić tak zmyślne przedmioty, to perspektywa pomocy krecikowi nie wydawała się zbyt wygórowaną ceną, aby się tam dostać. Może przy okazji dowiem się gdzie szukać jakiegoś nauczyciela?
- Oczywiście, że umiem- odparłam lekko rozbawiona. Kilkoma machnięciami uniosłam się nieco wyżej.
- Czyżbyś nie mógł się dostać na jakąś wysokość? Chętnie pomogę- dodałam ponownie lądując.
Ciekawe w czym rzecz...

GallAnonim - 2015-01-21, 13:25

- Um, proszę bardzo – Wyglądał na zaskoczonego i nie ma wątpliwości, że krecik zarumienił się pod futerkiem wstydliwie. Chyba nie przywykł do podziękowań.
Ucieszył się jednak jak dziecko, kiedy zaprezentowałaś mu swoją zdolność do lotu. Aż z tej radości zaklaskał. Mało tego, wyglądał jakby kamień mu spadł z serca.
- Um, nie chodzi o to, że nie mogę się gdzieś dostać... – Krecik podrapał się pazurem po głowie jakby walcząc ze swoją nieśmiałością. – um… bo ja… um, chciałbym byś znalazła moich rodziców. Oni, um, pomagają pokemonom, które mieszkają w jaskiniach, z ich legowiskami. Oceniali na przykład, czy nie grozi zawalaniem i takie tam. Ostatnio wielu szukało ich pomocy, więc, um, wyruszyli przed kilkoma dniami, ale nie wrócili jeszcze. Sam nie mogę ich szukać, bo muszę się opiekować schorowaną, młodszą siostrzyczką. Opuszczam ją tylko po to, aby przynieść jej wodę i jagody z tej łączki, modląc się przy tym, by jeszcze tu były. Um, mogłabyś użyć swoich skrzydeł i polecieć ich poszukać? Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele. Byłbym bardzo, bardzo wdzięczny. Jak chcesz to mogę cię od razu zaprowadzić do pokemona od butelki, bylebyś zechciała mi pomóc –[i] W miarę mówienia krecik wyrażał się co raz pewniej w miarę jak rosła jego determinacja żeby uzyskać twoją pomoc. - acha i nazywam się Milik – Dodał na koniec przepraszająco, że wcześniej się nie przedstawił.
I co ty na to? Pomożesz biednemu krecikowi?

Gwen Brown - 2015-01-21, 17:40

A wiec tak się sprawy miały. W sumie nie zastanawiałam się zbyt długo.
- W porządku, Milik, pomogę ci. Miałabym tylko drobną prośbę. Zostawiłabym ci moją torbę, aby nie przeszkadzała mi za bardzo. Potem, kiedy wrócę odebrałabym ją i wtedy zaprowadziłbyś mnie do tego pokemona od buteleczki, zgoda?- odparłam
A więc trzeba porozglądać się za jakimiś jaskiniami lub czymś w tym guście. W porządku. Nie chciałam, aby Milik i jego siostra skończyli tak jak ja. Poza tym układ jest układ.
- Milik, a wiesz mniej więcej gdzie mogli się udać? Może wspominali coś? Wtedy spróbowałabym najpierw tam- dodałam po chwili.
Kiedy uzyskam już jakieś informacje, polecę porozglądać się we wskazanych rejonach. Umówiłam się też z krecikiem, że kiedy wrócę, będę czekać na tej łączce.

GallAnonim - 2015-01-22, 18:59

- Naprawdę? Pomożesz mi? – Dopytywał się z niedowierzaniem Milik, a kiedy już nie miał wątpliwości, że nie robisz sobie z niego żartów to krecik podbiegł do ciebie i cię wyściskał. – Dziękuję ci Ariano! Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny. I pewnie, że popilnuję twojej torby. Będzie u mnie bezpieczna, jak młode Taurosa u swojej matki – Milik wręcz tryskał radością dzięki tobie. – A właśnie! Pytasz się gdzie ich szukać... Cóż, z tego moi rodzice, poszli w tę stronę – Pokemon wskazał ci pazurem niezbyt blisko leżącą, wysoką górę na wschód od was. – Z tego co mi mówili, na tej górze, gdzieś na granicy lasu jest ponoć pionowa, spękana ściana. Gdzieś tam miał mieszkać pokemon, który skarżył się na obsypujące się z sufitu kamienie. To dość daleko. Sam pewnie szedłbym tam do wieczora, a ty do wieczora powinnaś obrócić w obie strony. A jak wrócisz zaprowadzę cię zgodnie z obietnicą do pokemona od butelek, niezależnie od tego, czy… um… ich odnajdziesz – Milik posmutniał, gdy zalały go pesymistyczne myśli. Potrząsnął jednak głową, by je odgonić. – W każdym razie będę tutaj na ciebie czekał.
Gwen Brown - 2015-01-22, 19:13

Spojrzałam we wskazanym kierunku. Cóż, ładny kawałek. Ale Milik miał rację- na piechotę zeszłoby o wiele wiele dłużej niż lecąc. Dam radę.
- W porządku. I nie martw się. Trzeba być dobrej myśli. Do zobaczenia później!
Po tych słowach poderwałam się do lotu i poleciałam wprost ku owej górze na wschodzie. Milik wspominał coś o jakiejś spękanej ścianie. Niewykluczone, że na miejscu mogę zastać jakieś osuwisko. Trzeba być przygotowanym no coś takiego. Równie dobrze powód przedłużającej się nieobecności rodziców Milika może być zupełnie inny. Cóż, nie będę wiedzieć jeśli tego nie sprawdzę. A zatem skrzydła w ruch!

GallAnonim - 2015-01-23, 14:49

A zatem, po pożegnaniu się z krecikiem, machnęłaś skrzydłami i wystartowałaś. Ponownie znalazłaś się w bezkresnych przestworzach. Nie byłaś jednak już dłużej samotną istotą na niebie. W miarę upływu czasu co raz więcej latających stworzeń wyruszało żerować. Ale póki co żaden drapieżnik nie wziął sobie ciebie za cel, więc mogłaś w spokoju delektować się lotem oraz dotrzeć aż do góry bez żadnych kłopotów. Odległość mała to nie była, więc dochodziło już południe, kiedy się tam znalazłaś. Zmachałaś się też przy tym.
Sama góra nie należała do największych w okolicy, chociaż wznosiła się na tyle wysoko by jej czubek pozostał nieporośnięty przez jakąkolwiek roślinność. Niestety od strony, od której nadleciałaś nie zobaczyłaś żadnej płaskiej, spękanej ściany, więc musiałaś oblecieć górę i mocno wytężać wzrok. Mijały minuty a ty nadal nic nie widziałaś. Zaczynałaś nawet wątpić, czy rzeczywiście jest tu coś takiego, zaś Milik się zwyczajnie pomylił. Jednak, gdy znalazłaś się po drugiej stronie szczytu, wreszcie spostrzegłaś odpowiednie miejsce. Faktycznie znajdowało się na granicy lasu i maskowały je drzewa, jednak malowała się przed tobą idealnie pionowa skalna ściana.

Gwen Brown - 2015-01-23, 20:03

Nie ma to jak dłuższy lot. Męczący, ale bardzo cieszy. Dobrze, że przynajmniej nie natknęłam się na jakiegoś drapieżnika. Ech, durna ja. Muszę bardziej uważać. Cóż, w drodze powrotnej będę lecieć nieco niżej, tak aby w razie czego dać nura między gałęzie drzew. Tymczasem, kiedy doleciałam na miejsce okazało się, że sprawa nie jest taka łatwa. Początkowo nie mogłam znaleźć miejsca pasującego do opisu Milika. Latałam, latałam i nic. W końcu zdecydowałam się oblecieć górę. I wtedy znalazłam. Pionową skalną ścianę. To na pewno było tutaj. Sfrunęłam więc niżej, aby dokładnie się przyjrzeć. Może znajdę jakąś szczelinę, jaskinię czy cokolwiek, co mogłoby służyć za ewentualne legowisko. Starałam się jednak zachować czujność. Kto wie czy nie kręci się tam jakiś groźny pokemon? Muszę uważać i być gotowa na wszystko.
GallAnonim - 2015-01-26, 19:47

A zatem, upewniwszy się, że nic w okolicy nie czyha na ciebie, sfrunęłaś w pobliżu ściany. Znajdowało się w niej wiele szczelin większych i mniejszych, płytkich i głębokich na tyle, że nie widziałaś z zewnątrz, czy prowadzą dalej. Musiałaś do nich zajrzeć. Mimo zachowania ostrożności było to ryzykowne, bo kto wie co takiego mogło sobie urządzić legowisko w takiej szczelnie. A zatem minuty mijały, a ty zaglądałaś w kolejne szczeliny. Niektóre stanowiły małe jaskinie, ale praktycznie wszystkie okazały się opuszczone, chociaż zauważyłaś w nich całkiem świeże dowody bytności pokemonów i ani śladu rodziców Milika. Zupełnie jakby nagle się stąd wyniosły. Czy to mogło coś oznaczać? Dopiero u końca ściany natknęłaś się na dużą szczelinę, która prowadziła do jaskini znacznie większej niż poprzednie, prowadzącej w głąb góry. Nie słyszałaś nic z zewnątrz, ale ze środka dobywały się dziwne zapachy. Poczułaś też dziwny niepokój, jakby coś w twoim ciałku wzbraniało się przed wejściem do tunelu. Czy to mogło być ostrzeżenie?
Więc jak? Wchodzisz do środka, aby poszukać rodziców Milika?

Gwen Brown - 2015-01-26, 20:01

Upewniwszy się, że nie właduję się na jakiegoś drapieżnika powoli sfrunęłam ku ścianie. Okazało się, że pokrywają ją różnorakie szczeliny. Mniejsze, większe... Różne. Każdą jedną postanowiłam zbadać. Większość to były tylko takie ślepe zaułki- płytkie i nie kryjące żadnych grot i tym podobnych. Były też takie, które prowadziły do jakichś jaskiń. Ale to były małe jaskinie i nawet jeśli ktoś w nich mieszkał to dawno już się wyniósł. Ale próbowałam dalej. W końcu obiecałam, tak? Nestor już dawno nauczył mnie, że nie rzuca się słów na wiatr. Tymczasem natknęłam się na jakąś większą jaskinię. Ta była zdecydowanie największa ze wszystkich. Był w niej jeszcze tunel prowadzący gdzieś dalej w głąb góry. Tylko czemu nagle zaczęłam się bać. Coś było nie tak. Czułam to. Dosłownie i w przenośni. Ten zapach dobiegający z tunelu... Z jednej strony mnie fascynował, ale i przerażał. Zupełnie jakby tam w środku kryło się coś złego. Przez dłuższą chwilę walczyłam z myślami, jednak w końcu zdecydowałam się wejść dalej. Zachowywałam się jednak mega ostrożnie. Każdy najmniejszy dźwięk, każda oznaka, że coś, co może być w środku zamierza zaatakować sprawiało, że byłam gotowa do natychmiastowej ucieczki. Chciałam jednak zobaczyć co tam jest. I co tak strasznie cuchnie... Miałam tylko nadzieję, że nie będą to jakieś rozkładające się truchła. Brr!
GallAnonim - 2015-01-28, 10:07

A zatem przemogłaś swoje ostrzegające odczucia i weszłaś do wnętrza groty. Zgodnie z postanowieniem poruszałaś się w niej niezwykle cicho oraz ostrożnie, by nie zaalarmować ewentualnego mieszkańca tego miejsca. Gotowa byłaś do natychmiastowej ucieczki, gdyby coś się tylko pojawiło. Dobrze, że byłaś przyzwyczajona do takich miejsc, bo światła było jak na lekarstwo, a tak przynajmniej wiedziałaś dokąd idziesz.
Szłaś co raz dalej i dalej w głąb góry, a zapach stawał się co raz intensywniejszy, wręcz duszący, nadal jednak nie potrafiłaś go zidentyfikować. W końcu dotarłaś na rozdroże, gdzie smród był najmocniejszy. Z jednego tunelu, prowadzącego dalej, dobywała się dziwna fioletowa poświata. Niestety stąd nie dowiesz się co to takiego. Drugi był króciutki i prowadził do komory. Kiedy tam zajrzałaś, twój żołądek aż zatańczył od nudności, a ty nieomal nie straciłaś śniadania. Twoje czarny myśli się spełniły. Ten zapach okazał się być smrodem rozkładu. W środku leżały liczne gnijące ciała rozmaitych pokemonów, wytrzeszczających na ciebie swoje martwe, szkliste oczy. Po niektórych zostały już nawet same kości. Co tu się wyprawia? Przecież to scena jak z horroru. Niepokój uderzył cię ze zdwojoną siłą. Ośmielisz się iść dalej? Póki co nadal nie zauważyłaś żadnej żywej istoty.

Gwen Brown - 2015-01-28, 10:30

Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Powolutku i ostrożnie niemal pełzłam przez ten tunel. Dobrze, że móg gatunek przeważnie żyje w takich miejscach. Inaczej nijak nie odnalazłabym się w tej ciemnicy. Chyba, że po węchu. No, ale ten smród bił wszystko na głowę. Był coraz silniejszy z każdym moim posunięciem. W końcu dotarłam do swego rodzaju rozdroża. Jeden z tuneli był wyraźnie dłuższy i gdzieś przy jego końcu świeciło jakieś fioletowe światło. Drugi był krótszy i to stamtąd wydobywał się ten odór. Zerknęłam do niego i o mały włos, a zwróciłabym śniadanie. Trupy. Wszędzie trupy. Małe, duże, mniej lub bardziej świeże... Masakra jakaś. Wycofałam się natychmiast. Jak dotąd nie spotkałam jeszcze żadnej żywiej istoty, jednak ta trupiarnia była wystarczająco jasnym sygnałem. Cokolwiek zamieszkało w tej jaskini to zło wcielone. Niebezpieczne zło wcielone. Z jednej strony miałam ochotę zerwać się do lotu i uciec byle dalej stąd. Z drugiej ta fioletowa poświata mnie niemal hipnotyzowała. Postanowiłam przyjrzeć się jej nieco bliżej. Ale nie za blisko. Nie chciałam władować się gdzieś zbyt blisko światła i skończyć w tej martwej kolekcji. Byłabym jednak wystarczająco blisko aby ocenić po słuchu czy gdzieś dalej jest coś żywego czy nie. Tylko kawałeczek, kilka kroków... A potem czy coś by tam było czy nie- w nogi. Milik raczej nie będzie szczęśliwy kiedy opowiem mu co tutaj zastałam. O ile pożyję dość długo by móc mu to opowiedzieć...
GallAnonim - 2015-01-30, 14:02

O tak. Zawartość tej komory jasno świadczyła o tym, że nic dobrego nie zamieszkiwało tej jaskini, a wchodząc tutaj mogłaś się wpakować w coś naprawdę głębokiego i śmierdzącego. Pewnie większe od ciebie pokemony uciekłyby stąd z podkulonym ogonem na sam widok czegoś takiego. Jednak pewna mała Noibat, którą hipnotyzowała niezwykła, fioletowa poświata dobywająca się z dalszej części tunelu, postanowiła spróbować zaspokoić tak choć troszkę ciekawość. Zdoławszy opanować chęć wyniesienia się stąd czym prędzej, ruszyłaś cichutko dalej.
Bez wątpienia ten dłuższy tunel prowadził do kolejnej komory, ale ty zbytnio się obawiałaś, że zbytnie wyściubianie nosa może się skończyć przyjaźnią z nieboszczykami. Zatem tylko przycupnęłaś ku przejściu i nasłuchiwałaś. Twoje uszy wręcz natychmiast coś wychwyciły. Po pierwsze odgłosy lamentów i błagalnych próśb o litość. Po drugie odgłos czyjejś rozmowy, ignorującej krzyki, przez które zresztą nie rozumiałaś słów. To chyba rozstrzyga sprawę, czy jesteś tu jedyną żywą istotą.
Niestety plan ucieczki po zdobyciu tej informacji był mało możliwy. Kiedy planowałaś uciekać ile sił, nieoczekiwanie za twoimi plecami pojawił się wielki Machoke, który swoją umięśnioną posturą blokował praktycznie cały tunel. Nawet nie masz co liczyć na to, że się przeciśniesz, bo pokemon cię po prostu złapie, a walka z taką górą mięsa nie wchodziła w grę. Jeszcze gorszą wiadomością powinno być dla ciebie fakt, że nie był on szczególnie zadowolony z twojego widoku, więc nie licz na bierność z jego strony.

Gwen Brown - 2015-01-30, 18:32

Kiedyś ta moja ciekawość doprowadzi mnie do grobu. Udało mi się podpełznąć nieco dalej i podsłuchać to i owo. Cóż, przynajmniej wiedziałam, że nie ma tu samych trupów. Kto wie, może wśród tych głosów błagających o litość znajdą się rodzice Milika? Byli też ci źli, ale nie wychwyciłam o czym rozmawiali. Postanowiłam się wycofać, może poszukać pomocy. Tymczasem, cóż... Szlag trafił mój pomysł ucieczki. Na mojej drodze stanął Machoke. Wielki rozeźlony Machoke. Nijak nie dam rady się wycofać, bo zastawiał cały tunel. A walka? Toż rozsmaruje mnie jak robala. Cóż, nie ma odwrotu. Rzuciłam się więc w głąb tunelu, gdzie były jakieś żywsze pokemony. Rzuciłam się od razu ku górze jaskini. Miałam szczerą nadzieję, że nie jest tak niska jak ten tunel. Tak czy inaczej zaczęłam się "wydzierać". Cóż, wpływ Screetch zamiennie s Supersonic powinien nieco skołować te wszystkie pokemony. Może jak narobię niezłego rozgardiaszu uda mi się znaleźć okazję do ucieczki? Cóż, jak nie spróbuję to się nie dowiem. A pożyć jeszcze chciałam.
GallAnonim - 2015-02-01, 22:50

Cóż. Jak nie w jedną, to próbowałaś uciekać w drugą stronę, chociaż to miało cię zaprowadzić wprost do „jaskini lwa”. Niestety Machoke nie zamierzał pozwolić ci na to. Jego łapsko wystrzeliło niczym pocisk i mocarna dłoń schwyciła cię w locie w żelazny uścisk. Na próby używania przez ciebie Screech i Supersonic w celu oszołomienia, mięśniak zareagował wzmocnieniem chwytu, powodując ból oraz zabierając ci dech w piersiach. Następnie samemu zabrał cię tak obezwładnioną do komory.
To co tam zobaczyłaś nie mogło być naturalne. W kącie obok wejścia znajdowała się wnęka, w której stała grupka lamentujących pokemonów w tym jeden Excadrill. Więziły ich tam świetliste, fioletowe pręty, które emanowały dziwną mocą, od której jeżyła ci się sierść. To one musiały dawać ten blask. Machoke szedł dalej. Na środku komory, pomiędzy podtrzymującymi strop stalagnatami znajdował się duży krąg złożony z dziwnych świecących symboli barwy takiej samej jak prętów. Wewnątrz znajdowały się dwa mniejsze koła. W jednym stał spętany drugi Excadrill, a w drugim lis o ciemnym futrze, Zorua, wyglądający na zniecierpliwionego.
- Mistrzyni, znalazłem małego intruza. - burknął mięśniak.
Nie zwrócił się jednak do lisa, za to z mroku wyłoniła się wówczas tajemnicza postać. Bez wątpienia był to humanoidalny pokemon, ale miałaś pojęcia jaki. Wszystko przez to że istota ta nosiła na sobie płaszcz uszyty ze strzępków różnorakich tkanin, a na głowie miała kaptur z małym makabrycznym elementem. Czaszką wyglądającą ludzką. W ręku pokemon trzymał kij zwieńczony, a jakże, świecącym fioletowym kryształem. Postać ta wzbudzała w tobie większy strach niż ten wielki Machoke i gnijące ciała.
Pokemon podszedł do mięśniaka, po czym spojrzał w twoją stronę.
- Sądziłam, że już wszystkie pokemony z najbliższej okolicy się wyniosły – odezwał się, a głos miał bez wątpienia żeński. – Zobaczmy co my tu mamy. Zbliż ją do mnie. – Rozkazała Machokowi, a ten posłusznie przysunął cię do niej. Samica przystawiła do twojej głowy dłoń. – Chmy, wyczuwam że sporo tragedii przeżyłaś w swoim krótkim życiu, jedną nawet dość niedawno. Jednak jesteś zdeterminowana pokazać wszystkim, że możesz być silna i mądra mimo wszystkich przeciwności. – rzekła do ciebie. – Całkiem interesująca z ciebie Noibat. Jak się zwiesz i czemu wtargnęłaś do mojego sanktuarium? Acha, jak obiecasz być grzeczna oraz nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów to każę Igrowi puścić cię. Nie radzę wtedy uciekać. Jestem pewna, że widziałaś kraty mojej roboty. – Wskazała swoim kosturem wnękę z uwięzionymi pokemonami.

Gwen Brown - 2015-02-02, 08:28

Cóż, na moje nieszczęście Machoke okazał się szybszy i zdołał mnie pochwycić. A że bydlę ma łapska wielkie jak szpadle to nijak nie mogłam się wyrwać. Tak więc chcąc nie chcąc, ale zostałam zaniesiona w głąb tunelu, do tajemniczej komory. Widok był tam... niecodzienny. Okazało się, że ten dziwny blask, który widziałam z daleka pochodził od swego rodzaju krat, za którymi stłoczone były pokemony. W tym jeden Excadrill, a więc któreś z rodziców Milika. Drugi był przywiązany i stał w jednym z dwóch kręgów. W drugim stał Zorua, ale jakoś nie wyglądał na więźnia. Za to w głębi komory wyszedł jeszcze inny pokemon. Nie mogłam go jednak rozpoznać, bo cały był otulony płaszczem. Jeszcze ta ludzka czaszka przy kapturze... Ktoś tu chyba lubi śmierć. Ale o dziwo tajemnicza "Mistrzyni" nie chciała mi zrobić krzywdy. Wróć! Nie chciała JESZCZE. A kto wie, co będzie potem?
- Nazywam się Ariana- odparłam posyłając jej nieufne spojrzenie. Wolałam nie testować cierpliwości tego pokemona, więc zachowywałam się w miarę grzecznie.
- Tak, widziałam kraty i jestem pewna, że raczej nie spodobają mi się od środka. Odpowiem, co mam teraz do stracenia? Przyszłam tutaj na prośbę mojego znajomego. Niepokoił się o przedłużającą się nieobecność rodziców, więc w zamian za przysługę zgodziłam się rozejrzeć tutaj. No i jestem. Podejrzewam, że raczej mnie stąd nie wypuścicie, ale może jednak mogłabym dowiedzieć się co to właściwie za miejsce i czemu więzicie te pokemony? Nie żeby większość cokolwiek dla mnie znaczyła, bo szczerze mówiąc moje "rozglądanie się" dotyczyło tylko tamtej pary Excadrillów.

GallAnonim - 2015-02-05, 17:15

- Mistrzyni, mogłabyś skończyć z tą farsą i przejść do rzeczy. Ja tu czekam! – Usłyszałaś zniecierpliwiony głos Zorui, który podszedł wówczas do was. Zaszczycił cię ledwie aroganckim rzuceniem oka.
- Siedź cicho Alnurze i nie wtrącaj się, gdy rozmawiam, albo to JA się zaraz zniecierpliwię. To ja ci robię łaskę użyczając swoich mocy, a nie ty swoją obecnością tutaj – odparł złowrogo pokemon w płaszczu. Lis natychmiast zamilkł, ale minę miał niezadowoloną.
Tymczasem mistrzyni zwróciła się ponownie do ciebie, ale już łagodniejszym tonem. Przy okazji dała znak swojemu gorylowi i Machoke wypuścił cię ze swoich dłoni.
Wybacz za tego imbecyla Ariano. Ja jestem Zirri. Moi zwolennicy zwą mnie Mistrzyni, a reszta tych, którzy o mnie słyszeli Czarownicą. Z wiadomych względów. Twoja opowieść jest nawet wzruszająca, a ty taka chętna do niesienia pomocy. – Nie miałaś pojęcia, czy to pochwała, czy obelga, ale Zirri mówiła dalej. – Zapewne nie spodobało ci się to co tu zastałaś. Ba, jestem pewna, że wzbudziło w tobie wstręt. Nim mnie jednak ocenisz to zapewniam cię, że to były ofiary konieczne. Tym samym dochodzimy do odpowiedzi na twoje pytanie. Chcesz wiedzieć co tu robię? Opowiem ci, bo nie mam intencji ukrywania tego bynajmniej. Pragę, by jak najwięcej pokemonów wiedziało o mojej misji. A zatem, sama jaskinia jest po prostu jaskinią, miejsce jak każde inne. To co tu widzisz moja droga to tylko część przygotowań do większego planu. Planu… - Mistrzyni zrobiło przerwę dla bardziej dramatycznego brzemienia. – którego celem jest zniszczenie ludzi, najgorszej plagi świata. Zbyt wiele już wycierpiała ta ziemia przez nich. Zbyt wiele wycierpieliśmy my, żyjące tutaj pokemony. Żywię do nich tylko nienawiść. To przez nich muszę ukrywać swoje ciało. Jestem pewna, że za twoją tragiczną historią też po części stoją oni. – Jeśli do tej pory myślałaś, że płonąć nienawiścią jest tylko starym powiedzeniem, od dzisiaj będziesz musiała zmienić zdanie, bo dosłownie czułaś żar gniewu bijący od zamaskowanego pokemona. – Jak myślisz? Co stoi na przeszkodzie abyśmy ich pokonali? Otóż jedną z nich są nasi zniewoleni bracia, służący im potulni. Dzięki ludzkiemu wsparciu są znacznie potężniejsi od większości tych pokemonów, które uniknęły losu niewolników. Przeto wymyśliłam jak mogę temu zaradzić. Mogę ukraść im ich siłę za pomocą moich mocy i przekazać ją innym pokemonom, chcącymi walczyć przeciw ludziom. Opracowanie zaklęcia zajęło mi trochę czasu, a eksperymenty pochłonęły kilku przymusowych ochotników, przyznaję, ale wszyscy oni zginęli w słusznym celu. W imię wolności! Czy nie uważasz, że to coś za co warto umrzeć? Kiedy byłam w niewoli u ludzi, w miejscu zwanym laboratorium tylko o wolności marzyłam. – Westchnieniem Zirri obwieściła zakończenie swojego monologu. Zorua prychnął na znak swojego zniecierpliwienia, a Machoke zaczął bić brawa. Samica przyjrzała ci się, jakby chciała zobaczyć twoje wrażenia. – Wiesz już zatem co jest moim celem. Możesz się ze mną zgadzać lub nie. Wróćmy jednak do celu twojej wizyty. Chcesz uratować parę Excadrillów, czyż nie? Dla swojego przyjaciela? Moje pytanie dla ciebie: Jak bardzo chcesz to zrobić? Jesteś gotowa narazić swoje życie dla znajomego? Zastanów się chwilę i mi odpowiedź. – Zabrzmiało to jak przyjacielska rada i miałaś wrażenie, że Mistrzyni uśmiechnęła się pod kapturem.

Gwen Brown - 2015-02-05, 20:38

Dosyć ciekawe to wszystko. W sumie jak spojrzeć to na to z tej strony, działania Zirri nie wydawały się takie pozbawione sensu. Z drugiej strony było to nieco... hm... brutalne?
- Masz rację, pani. Kiedy wyklułam się z jaja nigdy nie przypuszczałam, że stracę dom i rodzinę. To przez ludzi straciłam biologiczną rodzinę. Z drugiej strony zyskałam potem nową, ale mimo wszystko gdyby nie tamta napaść, po której do dziś mam pamiątkę, moje losy mogłyby wyglądać nieco inaczej- odparłam na początku.
Kiedy jednak zastanawiałam się głębiej nad odpowiedzią na zadane pytanie, odniosłam wrażenie, że Zirri może w dość pokrętny sposób, ale wydaje się przyjazna. Przynajmniej odrobinkę. Jakby tu odpowiedzieć tak aby i wilk był syty i owca cała?
- Cóż, nie ukrywam, masz szczytny cel. W obliczu całego przedsięwzięcia ofiara kilku pokemonów nie wydaje się zbyt wielką ceną dla wolności milionów innych. Jednak czy to wystarczający powód aby rozdzielać rodziny? Pytałaś mnie jak bardzo chcę pomóc temu Drillburowi. Powiem szczerze, że mogłabym przejść obok tego i nie zrobić nic. Nie czuję się jakąś bohaterką jeśli o to chodzi. Nie. Ja zbyt dobrze pamiętam jak to jest stracić wszystkich, których się kochało. Jak to jest czekać na bliskich, że świadomością, że nigdy więcej nie zobaczy się ich na oczy. To dlatego zgodziłam się mu pomóc. Nie chciałam, aby on i jego siostra musieli przechodzić przez to samo co ja. Nie chciałam narazić ich na tę pustkę. Nie wiem, czy narażałabym się życiem. Trudno jest odpowiedzieć na takie pytanie ot tak. Ale jeśli mogłabym zrobić cokolwiek, aby nie mieć poczucia, że nie uczyniłam nic, pewnie bym to uczyniła- odpowiedziałam ostrożnie.
A teraz modlić się, aby nie skończyło się na tym, że to ja skończę w kręgu zamiast tamtego Excadrilla... Może jeśli Zirri pozna moje motywy spojrzy na mnie łaskawiej?

GallAnonim - 2015-02-11, 14:17

Zirri słuchała twoich słów z wielkim zainteresowaniem. Czasami rzucała nawet spojrzenia na co raz bardziej zirytowanego Zoruę, by ten nie ważył się ci przerywać. W końcu skończyłaś i na moment zapanowało milczenie.
- Podoba mi się twoja odpowiedź. – odezwała się po chwili z tonem aprobaty Mistrzyni. – Wykazujesz troskę o innych, nawet o obce ci pokemony. W nowym świecie bez ludzi na pewno będzie to wartość ceniona. Nie trzeba być bohaterem, by pomagać innym. Cóż, tak się składa, że skończyłam już pracę w tym miejscu i przenosimy się do innego. W gruncie rzeczy muszę więc i tak coś zrobić z uwięzionymi pokemonami, bo zabranie ich ze sobą byłoby zbyt kłopotliwe. Mogłabym ich wypuścić, wszystkich, nie tylko te dwa, których szukałaś. Wpierw jednak chciałabym byś zrobiła coś w zamian dla mnie. Spokojnie, to nie będzie żadne skomplikowane zadanie. Pragnę tylko byś walczyła z tym lisem i pokazała mi swoją determinację, swoją wolę walki i przetrwania. – Wskazała swoim magicznym kosturem stojącego obok Zoruę.
- Co Takiego?! – Zdumiał się pokemon. – O czym ty mówisz Mistrzyni? Nie będę walczył z tą pchłą! – Lis obrzucił cię pełnym pogardy spojrzeniem.
- To ty Alnurze przyszedłeś do mnie błagając o ty bym dała ci moc i póki co niewiele dałeś mi powodów do myślenia, że na nią zasługujesz. –odpowiedziała mu ostro Zirri, po czym ponownie zwróciła się do ciebie. – Jeśli z nim wygrasz będzie to znaczyło, że nie ma prawa na otrzymanie siły. Pokemony będą wolne. Uwolnię je też, jeśli przegrasz, ale wcześniej siłę Excadrilla przekaże Alnurowi, a ty będziesz musiała zrobić coś dla mnie później. Zgadzasz się?
- Phi. Skoro tego chce Mistrzyni, stawaj skarlała Noibat! – Rzucił do ciebie Alnur, stając w pozycji bojowej, nie czekając na to co odpowiesz.

Gwen Brown - 2015-02-11, 17:55

Wysłuchałam odpowiedzi Zirri. W sumie nawet ucieszył mnie fakt, że spodobały jej się moje słowa. Jednak kiedy okazało się, że muszę powalczyć z tym niecierpliwym i aroganckim Zoruą... Cóż, zawsze można to potraktować jako pierwszy krok ku marzeniom o sile.
- To chyba uczciwa propozycja- stwierdziłam.
Po chwili zawisłam w powietrzu na przeciw mrocznego liska. Nigdy jeszcze nie walczyłam z innym pokemonem, więc postanowiłam być czujna. Nie wiedziałam na co stać tego Zoruę, jakim atakiem mógłby mnie zaskoczyć... Hm, a gdyby tak się z nim chwilę podroczyć? Sprawdzić jego "arsenał"...?
Zapewne Zirri da nam jakiś znak do rozpoczęcia walki, ale nawet jeśli nie, pozwolę rywalowi wykonać pierwszy krok. Skoro tak się rwie, niech atakuje, będę od razu gotowa do uniku. Postanowiłam z początku trzymać się nieco poza zasięgiem jego bezpośrednich ataków. Jeśli dysponował czymś typowo dystansowym miałabym też nieco większe szanse na skuteczny unik niż gdybym kręciła się tuż przy nim. Poza tym starałam się trzymać w ciągłym ruchu. Byłam mniejsza niż zwykłe Noibaty, ale też nieco szybsza dzięki większym skrzydłom. Kręcąc się niczym upierdliwa mucha powinnam jakoś dać sobie radę. W dogodnym momencie spróbuję zaatakować. Na początek Supersonic. Gdyby udało mi się go oszołomić mogłabym łatwiej zaatakować Tackle. Zasadniczo starałabym się wymijać jego ataki, ale gdyby zdarzyło się, że coś mnie dosięgnie miałam jeszcze w zanadrzu Leech Life, którym mogłabym odbudować sobie nieco strat. Na razie jednak spróbuję rozegrać to ostrożnie. Wybadać tego Zoruę- to mój cel. Dopiero kiedy poznam jego zagrywki, będę mogła kombinować jak obrócić je przeciwko niemu.

GallAnonim - 2015-02-14, 21:07

Zirri nie dała wam sygnału do rozpoczęcia walki. Po prostu nie zdążyła tego zrobić, bo ledwie się zgodziłaś, a Zorua zaatakował. W jego mniemaniu pewnie chciał cię w ten sposób zaskoczyć, ale ty spodziewałaś się takiej zagrywki. Nim zdołał trafić cię Pursuitem, ty uciekłaś mu w górę. Próbował potem cię dopaść z ziemi pazurami, ale zgodnie z planem kręciłaś się dookoła jak mucha, testując jego możliwości. Lisa zaczął trafiać przez to szlag. Niezły furiat z niego. Może da się to wykorzystać?
- Wracaj tutaj uporczywy robalu i pozwól mi się wgnieść w ziemię! – Warknął w twoją stronę.
Dotąd wydawało się, że nie jest zdolny do ataków dystansowych. Wtedy jednak otworzył pyszczek i utworzyła się przy nim fioletowa kula. To Shadow Ball! W dodatku Zorua okazał się mieć niezłego celu. Jego kula minęła cię ledwie o włos i chociaż nie dostałaś bezpośrednio, oberwałaś odłamkami skały, gdy kula rozbiła się o ścianę. Spowodowało to wprawdzie tylko niewielkie obrażenia, ale jednak. Nie mniej próbowałaś potem samemu zaatakować przeciwnika. Twój Supersonic trafił pięknie w lisa, któremu zaczęło się przez to kręcić w głowie. Bez wątpienia ułatwiło ci to atak Tackle. Zorua zdziwił się niepomiernie, że masz dość siły, aby go zabolało. Nie mniej zdążył cię potem zadrapać i umknąć przed Leech Life za jeden z filarów.
Zirri i jej Machoke obserwowali waszą walkę z zainteresowaniem, a uwięzione pokemony z napięciem.
Twoje HP 92
HP przeciwnika: 90
Lekkie oszołomienie

Gwen Brown - 2015-02-15, 09:22

No, to już z grubsza wiedziałam czego się spodziewać. Zorua umiał drapać, znał Pursuit i Shadow Ball. Przy czym ten ostatni byłby najbardziej problematyczny jako atak dystansowy. Musiałam coś na niego wykombinować jeśli chciałam wyjść stąd w jednym kawałku. Poza tym chętnie utarłabym temu lisowi nosa.
Aktualnie jednak lisek wskoczył za jeden z filarów. Z początku myślałam czy by go stamtąd nie wykurzyć. Istniało jednak ryzyko, że odsłonię się na jego kontratak. Trochę nieprzyjemnie byłoby dostać po mordzie tym Shadow Ballem. Postanowiłam ponownie oddać mu inicjatywę i poczekać na jego ruch. Byłam przygotowana na jego atak i czujnie obserwowałam filar za którym schował się Zorua. Najpewniej postawi na atak z dystansu, więc byłam gotowa na unik, a nawet spróbowałabym wyprowadzić potem kolejny Leech Life. Dalej mogłam korzystać ze swych rozmiarów i kręcić się tak w powietrzu jak uprzykszny komar. Mogłabym kolejny raz wykonać Supersonic, a zaraz po tym Tackle albo Leech Life. Nie byłam jakimś mocarzem. Bądźmy szczerzy, na jakąś poważniejszą walkę to ja byłam za cienka w uszach. Ale jak się nie ma co się chce, to się operuje tym co się ma. Gdzieś w sposobnej chwili spróbuję też powrzeszczeć na inną nutę i wpleść w potyczkę Screetch. Może nie oszołomi tego lisa, ale chociaż obniży nieco jego obronę. zawsze to byłoby coś.
Aczkolwiek może udałaby mi się pewna zagrywka? Pamiętam jak Nestor pokazywał mi sposoby neutralizacji ataków rywala. Można było zniszczyć jego atak swoim, zanim trafiłby w cel. Ale nie zawsze było to konieczne. Niektóre ataki można próbować odbić, a taka kula idealnie się do tego nadawała. Pewnie gdybym znała jakiś atak, który wzmocniłby moje skrzydła, miałabym większe szanse, ale postanowiłam spróbować tej sztuczki mimo to. Gdyby w trakcie tej walki jego Shadow Ball okazał się zbyt kłopotliwy, że nie dałabym rady przed nim uciec, spróbuję go odbić. Myślę, że jakiś gwałtowny obrót, który zwiększyłby zamach mojego uderzenia powinien mi pomóc w tej sztuczce. Miejmy tylko nadzieję, że się uda. Wtedy Zorua nieźle by się zdziwił...

GallAnonim - 2015-02-17, 12:38

Cóż, biorąc pod uwagę lekceważący stosunek Zorui wobec ciebie, nie musiałaś się spodziewać szczególnie wyszukanej strategii z jego strony. Kiedy zbyt długo nie okrążałaś filaru, aby go zaatakować, zniecierpliwiony lis zrobił to czego się spodziewałaś. Chcąc przejść inicjatywę wyskoczył zza osłony, aby wystrzelić w ciebie Shadow Ball. Znowu o milimetry, ale uniknęłaś bombowego kontaktu z kulą, po czym uderzyłaś Leech Lifem. Potem przeszłaś do uprzykrzającej przeciwnikowi życie taktyki latania dookoła niego, który jak szalony próbował trafić cię Shado Ballem, albo dopaść pazurami, gdy byłaś w ich zasięgu. Niestety nie zdołałaś w tym czasie trafić go Supersonic. Chybiłaś. Zaatakowałaś jednak Tackle. Cel oberwał, ale ty również poczułaś pazury lisa. Niestety umknął on z zasięgu Screetch.
Co do próby odbicia Shadow Ball. Cóż, Zorua był całkiem niezłym snajperem i wiele kul mijało cię o włos, więc w końcu pojawiła się okazja, aby wypróbować ten plan. Niestety Shadow Ball to kula mrocznej energii, która eksploduje po zbytnim jej odkształceniu. Musiałabyś ostro poćwiczyć nad odpowiednią siłą i techniką uderzenia, aby ją odbić bez pomocy specjalistycznego ruchu. Teraz po prostu wybuchła po zetknięciu z twoim skrzydłem, a eksplozja rzuciła cię na ścianę. Nadal masz przewagę mimo tej wpadki, ale walka daleka jeszcze od zakończenia.
- Co jest robal? Chcesz mi oddać zwycięstwo? – Zakpił z ciebie lis.
Twoje HP 78
HP przeciwnika: 72
Lekkie oszołomienie

Gwen Brown - 2015-02-17, 13:59

Cóż, to już przynajmniej wiedziałam, że na razie mogę zapomnieć o odbijaniu i przekierowywaniu ataków. Ale nie ma tego złego- na razie cały czas miałam lekką przewagę. Zorua był niecierpliwy. Bardzo niecierpliwy. Prędzej czy później jego skupienie trafi szlag i ataki staną się mniej dokładne. Do tego czasu musiałam dalej używać swych akrobatycznych zdolności do uników. W przeciwieństwie do niego nie chciało mi się marnować czasu na jakieś słowne gierki.
Na początek zacznę od Supersonic. Czy trafi czy nie zajmie go na chwilę. A potem koniecznie Leech Life. To był ten atak, który mógł przesądzić o wyniku całego starcia. Bo nie tylko odbierał energię rywalowi- oddawał też co nieco mi. Cóż, a że nie bardzo miałam czym zaskakiwać liska, moja strategia w sumie cały czas wyglądała podobnie. Latanie jak oszalała, uniki, Supersonic i Leech Life. Tak więc powyższą kombinację powtórzę co najmniej dwa razy. Jeśli nadarzy się okazja, spróbuję jeszcze raz Screetch. Natomiast gdy znajdę się w zasięgu jego pazurów, zdecydowanie odpowiem Tackle.

/Nie ma to jak jechać na praktycznie tej samej taktyce przez cały czas xD

GallAnonim - 2015-02-19, 18:41

O tak, Zoruę niezwykle wkurzały twoje akrobatyczne triki i dokładał wszelkich starań, aby cię zestrzelić Shadow Ballami. Raz trafił, a kilka innych strzałów otarło się o ciebie. Oczywiście takie fruwanie było męczące, ale nie tak jak plucie kulą energii raz za razem. Jeszcze trochę, a przeciwnik sam padnie z wyczerpania. W dodatku twój Supersonic zdołał trafić lisa i jeszcze bardziej namieszać mu w głowie. Wcześniej jakoś sobie jeszcze radził, ale teraz jego celność została znacznie zredukowana, a sam strzelec musiał robić przerwy by cię zlokalizować na nowo, bo jego skołowany umysł przestał nadążać. Bez problemu zatem wyssałaś odrobinę życia z mrocznego pokemona, który w podzięce, nieco otrzeźwiony atakiem, próbował walnąć cię Pursuitem, ale chybił, po czym wbił się w ścianę. Ty zaś przystąpiłaś do powtórki swojej taktyki. Kolejny Supersonic dotarł do uszu Zorui, który w tym momencie przestał w ogóle kontaktować i strzelał w sumie na ślepo, raniąc samego siebie w amoku. Leech Life był tylko formalnością w takim wypadku. Dzięki dźwiękom zyskałaś sobie sporą przewagę.
Twoje HP 67
HP przeciwnika: 36
Silne oszołomienie

Gwen Brown - 2015-02-20, 08:33

I na ten moment czekałam! Latanie jak postrzelona było w sumie nie takim głupim pomysłem, ale było to męczące. Teraz, kiedy Zorua ledwie wiedział co się wkoło niego dzieje, mogłam skupić się bardziej na ataku. A atak był prosty. Teraz nie musiałam martwić się o jego oszołomienie, wiec ataki dźwiękowe były mi średnio potrzebne. Zamiast tego skupię się na okładaniu go Tackle. Taktyka prosta jak budowa cepa, ale powinno się udać. Okładać to sumie nie będę go tak o, zwyczajnie. Dalej będę latać wkoło niego i co raz wyprowadzać ten atak. Raz z prawej, raz z lewej, z tyłu, z przodu... W każdym razie nie z tego samego miejsca. Muszę uważać na te jego kontaktowe ataki i Shadow Balle. Chociaż przy jego oszołomieniu i zmęczeniu może nie będzie to aż takie trudne. Gdzieś pod koniec mogę się poratować Leech Seed, ale to zależy czy lisek trochę za bardzo mnie pokiereszuje. Jak zobaczę, że znowu zaczyna łapać kontakt z rzeczywistością, to poprawię mu Supersonic. Ale na razie proste i skuteczne Tackle.
Nie chcę już dłużej ciągnąć tego pojedynku. Będę atakować Zoruę dopóki nie chlapnie o glebę. Niech to się już skończy...

GallAnonim - 2015-02-21, 22:56

Skołowany Zorua nie miał już praktycznie żadnych szans na wygraną. Kręcił się bez sensu i atakował na oślep, raniąc się samemu. Oczywiście dostało ci się trochę, bo czasem przez przypadek uderzył w dobrym kierunku, ale atakując to z jednej, to z drugiej strony szybko pozbawiłaś lisa reszty sił. Pod koniec faktycznie oszołomienie zaczęło mu mijać, ale nie miało to większego znaczenia. Twój przeciwnik padł nieprzytomny na glebę, a ty mogłaś się cieszyć ze zwycięstwa. (Otrzymujesz za walkę +1 poziom)
Uwięzione pokemony zaczęły wołać z radości, a Zirri zaklaskała.
- Brawo Ariano. Szczerze gratuluję wygranej. Właśnie pokazałaś, że nie rozmiar decyduje o sile – rzekła do ciebie, a potem podeszła do Zorui. Dotknęła go swoim kryształem i ciało lisa rozbłysło. Po chwili obudził się. – Ty Alnurze zaś pokazałeś jak bardzo jesteś żałosny. Nie potrzebuję takich zadufanych w sobie arogantów, jak ty – powiedziała do niego.
Zorua wytrzeszczył zdumione oczy na czarownicę, a potem spojrzał na ciebie.
- Ale dlaczego? Co się stało? Nie mów mi, że… – Alnur nie mógł uwierzyć w to co się stało.
- Tak, przegrałeś – Uświadomiła go Zirri.
- Mistrzyni, daj mi jeszcze szansę! Błagam! Ja potrzebuję siły! – pisnął Zorua.
- To szukaj jej gdzie indziej. A teraz wynoś się stąd! Precz! – warknęła ponuro Mistrzyni.
Alnur posłusznie wówczas wstał i biegiem uciekł z jaskini.
- Podejdź do mnie Ariano – Poleciła ci po tym Zirri.

Gwen Brown - 2015-02-22, 08:50

Udało się! Pokonałam go! Poczułam przyjemną satysfakcję kiedy Zorua padł na ziemię. Chociaż byłam wyczerpana starciem, poczułam się na swój sposób silniejsza. Cóż, taka potyczka to zawsze jakieś doświadczenie na przyszłość. Jednak kiedy Zirri pogoniła lisa zrobiło mi się go odrobinę żal. Chociaż z drugiej strony powinien mieć teraz większą motywację do jakichś treningów. Przynajmniej miałam namacalny dowód, że Zirri wypełni swoją obietnicę i niebawem uwolni te wszystkie pokemony. W końcu po moim zwycięstwie nie dała Alnurowi mocy. Potem tajemnicza Mistrzyni przywołała mnie do siebie. Posłusznie podfrunęłam bliżej. Byłam ciekawa co ma mi jeszcze do powiedzenia.
- Dziękuję. Słucham, pani- powiedziałam po chwili.

GallAnonim - 2015-02-23, 16:51

Kiedy podfrunęłaś do Zirri, pewna że wykona zaraz swoją część umowy, ta nieoczekiwanie dotknęła palcem twojego czoła. Natychmiast poczułaś jak dziwna energia rozchodzi się od miejsca dotyku po całym twoim ciele. Momentalnie stałaś się słaba, jakby coś wyssało z ciebie wszystkie siły i osunęłaś na ziemię.
- Spokojnie, nie kradłam ci mocy, a ta niemoc zaraz ci minie. Powiem ci, że zainteresowałaś mnie Ariano i to na tyle, że chciałabym cię mieć na oku i wolałabym, aby nie dorwali cię ci przeklęci ludzie. Moje zaklęcie niezwykle ułatwi ci wyrwanie się z każdego pokeballu jakiego mogliby oni użyć, aby cię zniewolić. Potraktuj to jako nagrodę dodatkową, a teraz obietnica – Zirri zaklaskała, a wówczas magiczne kraty, więzy Excadrilla, a nawet świecący krąg momentalnie zniknęły. Do Zirii podszedł w tym czasie Machoke i podstawił jej rękę, by samica mogła wspiąć mu się na ramię. – A zatem do zobaczenia Ariano. Jestem pewna, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
Mistrzyni uniosła wówczas swój kostur, a klejnot rozbłysnął oślepiająco. Po chwili po dwóch pokemonach została tylko wypalona plama. Tak jak obiecała ci Zirri, osłabienie wkrótce zaczęłaś ustępować i mogłaś się podnieść. W tym czasie otoczyły cię uwolnione pokemony, każdy z wdzięczną miną oraz nazywający cię wybawicielką.
- Dziękuję ci za ratunek mała Noibat. Arceus jeden wie co ta wiedźma by z nami zrobiła, gdyby nie ty – odezwała się pani Excadrill, prowadząc swojego ukochanego, którego widać magiczne pięta osłabiły. – Powiedz mi, jak to się stało, że tutaj trafiłaś? Z tego co mi wiadomo już spory czas temu większość twego gatunku wyniosła się z tych okolic.

Gwen Brown - 2015-02-23, 17:15

W pierwszej chwili wystraszyłam się. Ta niemoc, rozchodząca się po moim ciele... Bałam się, że Zirri jednak chce złamać umowę. Ale nie. Okazało się, że to tylko jakieś zaklęcie, a potem ona faktycznie wszystkich uwolniła. Cóż, interesująca osoba. Przynajmniej nie kłamała. niedługo potem za sprawą jakiegoś innego zaklęcia, zniknęła razem ze swym masywnym pomagierem. Ciekawe, jak może wyglądać nasze kolejne spotkanie?
Tymczasem ledwie zdążyłam odetchnąć obstąpiły mnie te wszystkie pokemony.
- Hej, cieszę się, że wszyscy się cieszycie, ale ja na prawdę nie jestem jakąś bohaterką. Robiłam tylko to co uznałam za słuszne. Cóż, wszystko wskazuje na to, ze wszyscy jak tu stoimy jesteśmy już bezpieczni, więc nie widzę powodów aby dalej tkwić w tym miejscu.- stwierdziłam
Potem odezwała się do mnie pani Excadrill.
- Owszem, nie wykluczam, że mogę być jedyną Noibat w tej okolicy. Ale jeśli mam być szczera jestem tu bardziej przelotem. Straciłam dotychczasowy dom i opiekuna, więc aktualnie zaczynam swoją tułaczkę po świecie. Ale to dłuższa historia. Tymczasem cieszę się, że państwu nic nie jest. Przysłał mnie tutaj Milik. Martwił się, że nie wracacie, więc za drobna przysługę zgodziłam się tutaj rozejrzeć. Gdybym się na niego nie natknęła... Cóż... Ale się natknęłam i teraz jest już po wszystkim i nie musimy się już martwić- odparłam, uśmiechając się ciepło.
W sumie fajnie było poczuć się nieco bezpieczniej. To miejsce jakby na to nie patrzeć jest jednak nieco upiorne. Chętnie wróciłabym do Milika na tę jego łączkę. Muszę zacząć myśleć też o własnych celach. No, ale teraz tworząc sobie przyjaciół z kreciej rodziny, mogłam z ich drobną pomocą nieco lepiej przygotować się do mojej tułaczki po świecie.

GallAnonim - 2015-02-24, 19:40

Wraz z upływem czasu co raz bardziej ustępowało osłabienie. W sumie jesteś w pełni sprawna, chociaż czujesz śmieszne mrowienie w miejscu, w którym dotknęła cię Zirri. Bez wątpienia jest ona niezwykłym pokemonem, więc można oczekiwać, że jeśli nastąpi wasze kolejne spotkanie to będzie zaskakujące.
Cokolwiek byś nie mówiła, dla uratowanych byłaś bohaterką. Wszystkie pokemony zgodnie kiwaniem głów przyznały ci ponadto rację, że istotnie nie ma co dłużej zostawać w tych jaskiniach, po czym zaczęły zbierać do opuszczenia tego miejsca. Teraz dopiero zauważyłaś, że część z nich wygląda niezwykle mizernie. Czyżby były to ofiary zaklęcia mającego kraść siłę?
- To Milik ci tu przysłał? - Zdumiała się pani Excadrill. – Mój biedny chłopak. Pewnie zamartwia o nas mocno. Mieliśmy załatwić sprawy tutaj wciągu jednego dnia, ale prośba o konserwację jaskini okazała się podłą zasadzką. Powiem ci, że nie wierzyłam w istnienie tej czarownicy. Nigdy tak się nie bałam, jak w jej niewoli.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się na naszego syna – odezwał się słabym głosem pan Excadrill. – Nie mógł wiedzieć, że narazi cię na niebezpieczeństwo. Chciałabym ci jakoś to wszystko wynagrodzić moja droga. Odwdzięczyć za uratowanie nas od losu tamtych biedaków. Mamy jednak wcześniej pewną prośbę do ciebie. Nie wiem co ta czarownica ci zrobiła przed chwilą, ale jeśli jesteś w stanie, mogłabyś polecieć przodem i uprzedzić naszego syna oraz córkę, że jesteśmy już bezpieczni? Zdaję sobie sprawę, że będzie już dość późno, gdy powrócisz w nasze strony, ale nam bez wątpienia zajmie to więcej czasu, zwłaszcza, że czuję się dość słaby. Nie ma jednak problemy byś u nas przenocowała, jak zechcesz. A jak chcesz coś wiedzieć o okolicy to, gdy wrócimy do siebie, chętnie odpowiemy na wszystkie twoje pytania – oznajmił kret, wyrywając się z objęć żony, aby sprawdzić, czy jest w stanie ustać na własnych nogach. Był w stanie. – Chyba nie jest tak źle kochanie, ale nie dam rady kopać – rzekł do krecicy.
Parka ruszyła za resztą odchodzących pokemonów. Cóż, no to sama też możesz zwijać się już z jaskini.

Gwen Brown - 2015-02-25, 07:16

- Ale ja absolutnie nie mam do niego żalu- odparłam zaraz.
- Nikt nie mógł przypuszczać co się tu właściwie wyprawia, a już szczególnie on. Tak czy inaczej, w porządku- polecę przodem. Ale niech państwo na siebie uważają, dobrze?
Niedługo potem sama pofrunęłam ku wyjściu z jaskini. Czułam się już nieco lepiej, więc na razie moim priorytetem było dolecieć na łączkę Milika i nie dać się przy okazji komuś zeżreć. O tej porze zaczynają się kręcić różne drapieżniki, więc będę lecieć w pobliżu koron drzew by w razie czego dać nura pomiędzy gałęzie.

GallAnonim - 2015-02-25, 18:12

No to wyszłaś wreszcie z jaskini, idąc za resztą uwolnionych pokemonów. Jednak kiedy byłaś blisko wyjścia ktoś wyszedł z cienia i zaczepił cię. To był Alnur.
- To twoja wina, że Zirri mnie przegnała! – syknął do ciebie pełen złości. – Że też musiałaś się napatoczyć akurat teraz, Ariano! Potrzebowałem tej siły! I zdobędę ją, choćby w tradycyjny sposób. Zapewniam cię, że odnajdę cię wtedy i wyrównamy rachunki! – zagroził ci, po czym wybiegł na zewnątrz.
Niemniej po tym zdarzeniu mogłaś spokojnie odlecieć oraz ruszyć w drogę powrotną na polanę jagodową. Obecnie było po południe, więc pewnie dotrzesz tam dopiero na wieczór. Słusznie mniemałaś, że o tej porze pojawią się powietrzne drapieżniki. Większość z nich rozumiało twoją taktykę lecenia nad wierzchołkami drzew i uznawała, za zbyt mały kąsek, aby wart był wysiłku. Tylko jeden Fearow próbował się na ciebie połasić, ale twoja ucieczka pomiędzy gałęzie skończyła się dla niego boleśnie, gdy nie wyhamował w porę.
Zatem, gdy zapadł już zmierzch, stanęłaś na polanie kretów. Milika nigdzie nie było, pewnie poszedł do swojej chorej siostry. Musisz na niego chwilę zaczekać.

Gwen Brown - 2015-02-25, 19:07

No proszę, jednak Alnur nie powiedział ostatniego słowa. Puściłam jego groźbę mimo uszu. nie żebym go lekceważyła, ale jeśli dalej będzie utrzymywał takie podejście jak w czasie naszej walki, to żeby nie wiem czego się nauczył i tak przegra. Bo przecież dysponował dość silnymi atakami. Ten jego Shadow Ball nie raz mnie trafił. Tyle tylko, że Zorua nie umiał się skupić. Tylko to przesądziło o wyniku starcia.
Po opuszczeniu jaskini zgodnie z obranym planem pofrunęłam ku polance Milika. Faktycznie w górze zrobiło się jakby tłoczniej. Na szczęście moja strategia okazała się idealna. Tylko jedno ptaszysko chciało się na mnie połasić, ale wtedy zgubiłam je w gałęziach. Gdy dotarłam na miejsce było pusto. Milik pewnie poszedł zajrzeć do siostry. Postanowiłam przycupnąć w jakimś miejscu tak, abym widziała polankę, ale i jednocześnie nic mnie nie złapało. No i muszę poczekać- w końcu nie wiedziałam gdzie krecia rodzinka ma swoje mieszkanko.

GallAnonim - 2015-02-28, 10:59

Schowawszy się w między jagodowe krzaki, czekałaś sobie Milika. Na szczęście żaden drapieżnik, który chciałby zrobić z ciebie przekąskę, ani żaden inny pokemon nie pojawił się na polance, więc czas upływał spokojnie. Krecik nie przyszedł tak od razu. Upłynęło kilka minut nim co się zaczęło wygrzebywać się z ziemi, tuż obok ciebie. Po chwili na powierzchni pojawiła się głowa Drillbura, który rozejrzał się dookoła. To był oczywiście Milik, który aż się przestraszył na twój widok i dopiero po sekundzie cię rozpoznał.
- Ojej, wybacz Ariano za takie wejście, ale o tej porze znacznie bezpieczniej jest poruszać się pod ziemią. A to że wykopałem się akurat tutaj, to czysty przypadek, um, zapewniam – wyjaśnił swoje nagłe pojawienie się. – To, um, jak poszło? Znalazłaś jakiś ślad moich rodziców? – zapytał po wyjściu z dziury. Na sobie miał twoją torbę, którą natychmiast zdjął i podał tobie. – A właśnie. Zgodnie z obietnicą, przypilnowałem jej – Chociaż miałaś wrażenie, że oprócz pilnowania to poprawił w niej co nieco, by wyglądała nawet lepiej niż ją zapamiętałaś.

Gwen Brown - 2015-02-28, 12:50

Czekałam sobie spokojnie w krzakach kiedy nagle tuż obok dosłownie ziemia się rozstąpiła, a z powstałej dziury wychylił się nie kto inny jak Milik we własnej osobie.
- Słusznie, kiedy wracałam też natknęłam się na kilka drapieżników- odparłam, kiedy krecik wychylił się nieco mocniej.
- Powiem ci, że niechcący władowałam się w niezły pasztet i przez moment było dość niebezpiecznie. W sumie to dość skomplikowana historia. Ale nie martw się, twoi rodzice są w jednym kawałku i właśnie wracają. Wysłali mnie przodem, abym mogła ci o tym powiedzieć. Są nieco wymęczeni, ale to kwestia czasu, kiedy znów będziesz mógł się z nimi zobaczyć- przekazałam krecikowi radosne wieści.
W międzyczasie Milik oddał mi też moją torbę. Hm, chyba nawet poprawił to i owo, bo nie wyglądała tak nieporadnie jak to zapamiętałam. Miło z jego strony.

GallAnonim - 2015-03-01, 10:40

Milik zrobił zmartwioną minę, gdy dowiedział się, że władowałaś się z jego powodu w niebezpieczeństwo i już chciał cię przepraszać za wszystko, ale wtedy powiedziałaś mu o rodzicach.
- Naprawdę oni żyją? – zapytał, jakby z niedowierzaniem. Nagle jednak krecik uśmiechnął się szeroko i z tej radości porwał cię w ramiona, w przyjaznym uścisku. – Dziękuję ci Ariano, dziękuję, że ich znalazłaś – Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co robi, więc puścił cię. – Um, przepraszam za to, ale ja już po prostu bałem się najgorszego. Więc mówisz, że właśnie zmierzają do domu? To oznacza, że muszę im jakąś kolację przygotować, pewnie będą głodni po podróży. Wpierw jednak powinienem wypełnić swoją część obietnicy, ale jest już dość późno i boję się drapieżników – Drillbur zmarkotniał. – Przeszkadzałoby ci, gdybyśmy poszli do tego pokemona jutro, a dzisiaj skorzystałabyś z gościny w naszej norce i opowiedziała mi na jaki to pasztet wpadłaś? – zapytał z nadzieją.

Gwen Brown - 2015-03-01, 11:15

Nie ma to jak wnieść w czyjeś życie odrobinę radości. Normalnie wzbraniałabym się przed takim kontaktem fizycznym, ale w obecnych okolicznościach nie było to takie złe.
- Żyją, żyją. Ja też będę, jak mnie ciut lżej ściśniesz- odparłam ze śmiechem
- Nie ma problemu. Chętnie spędzę noc w jakimś bezpiecznym miejscu. No i faktycznie będzie okazja na spokojnie wszystko ci opowiedzieć
A zatem szykuje mi się noc spędzona w mieszkanku kreciej rodziny. W sumie całkiem zacnie.

GallAnonim - 2015-03-02, 21:45

- To będzie największa przyjemność cię ugościć, Ariano. Chodź za mną – orzekł Milik i wskoczył z powrotem do swojej dziury. – Spokojnie, taka kruszynka jak ty, na pewno się tutaj zmieści – Usłyszałaś z dołu głos kreta.
Chcąc, nie chcąc, musiałaś zejść do tunelu Milika. Nie znałaś przecież drogi do legowiska kreciej familii. W tunel faktycznie się jednak mieściłaś, w końcu masz wzrost przeciętnego Drilbura, ale niestety musiałaś czołgać się na czworaka, ale to tak jak twój przewodnik. Na dole panowały oczywiście kompletnie ciemności, ale jesteś nietoperzem, więc taki wielki kłopot to dla ciebie nie jest. Zresztą nie mogło być mowy o zgubieniu się. Tunel biegł prosto, a krecik, szedł cały czas tak, byś znajdowała się tuż za nim. Nie wiele można powiedzieć o tej wędrówce poza tym, że była długa i niewygodna. W końcu jednak natrafiliście na światło, czyli drugi otwór. Krecik wyszedł i pomógł tobie się wygrzebać. Znajdowaliście się w innej części lasu, słońce już prawie całkiem się schowało za widnokrąg, racząc was swymi ostatnimi promieniami, a przed wami rosło wielkie drzewo. Było wręcz olbrzymie.
- Mieszkamy wśród korzeni tego drzewa – wyjaśnił Milik i wskazał ci pazurem na jamę u podstawy potężnego pnia, do którego objęcia trzeba by z kilku Machoke’ów. – Nie dokopałem się od razu do środka, bo rodzice przestrzegali mnie, że mógłbym w ten sposób wpuścić do domu nieproszonego gościa. Wejdźmy - dodał, ruszając naprzód.

Gwen Brown - 2015-03-03, 18:06

A więc droga tunelem. Dość ciekawa sprawa. W końcu nie co dzień można się poczuć jak taki krecik. Wskoczyłam więc za nim. Było trochę ciasno, oczywiście ciemno i... no jak to w tunelu. Minęło nieco czasu kiedy w końcu wydostaliśmy się ponownie na powierzchnię. A tam było na co popatrzeć. Drzewo, pod którym mieszkał Milik i jego rodzinka było ogromne. Chociaż, przy nim nawet "ogromne" to za mało. Istne drzewo-potwór!
- Robi wrażenie- stwierdziłam z szeroko otwartymi oczętami wpatrując się w olbrzyma.
Kiedy Milik zaprosił mnie do środka, tylko kiwnęłam głową i bez słowa podążyłam za nim. Dalej nie mogłam wyjść z podziwu dla tego drzewa. O wow...

GallAnonim - 2015-03-04, 21:33

Ruszyliście zatem w stronę olbrzymiego drzewa, które tym większe wrażenie robiło, im bliżej niego się znajdowaliście.
- Rodzice mówią, że to jedno z najpotężniejszych drzewa w tej części lasu, a nasza rodzina mieszka pod nim od pokoleń – rzekł po drodze Milik. – Kiedyś żyło nas tutaj wielu, ale teraz zostaliśmy tylko ja, siostra i rodzice – dodał z wyraźnym smutkiem.
W końcu dotarliście do wejścia u podstawy potężnego pnia i znalazłaś się w kolejnym już dzisiaj tunelu, ale zupełnie innym od ponurych jaskiń, które penetrowałaś wcześniej oraz kopanego na prędko tuneliku Milika, jakim tu dotarliście. Te korytarze wydały ci się przytulniejsze. Może dlatego, że były zamieszkane i pachniały inaczej? Okazało się, że pod drzewem, wśród jego korzeni, znajduje się całkiem spora sieć korytarzy oraz komór, które kreci ród musiał przez lata wykopać. Niestety, tak jak twój towarzysz powiedział, większość tego domostwa była w tej chwili opuszczona. Milik nie bawił się w wycieczki, tylko od razu zaprowadził cię do dużego, zagospodarowanego pomieszczenia, pośrodku którego paliło się malutkie ognisko. Tam w niszy, na posłaniu leżała mała Drilbur, wyraźnie i poważnie schorowana, która spojrzała na was słabym, ale zaciekawionym wzrokiem.
- Już jestem Rikimi. – rzekł do niej czule Milik. – I rodzice też niedługo przyjdą. Tymczasem poznają moją nową znajomą, oto Ariana. To jej zawdzięczamy ich rychły, bezpieczny powrót – Wskazał na ciebie. Mała uśmiechnęła się w twoim kierunku. –Ariano, to jest Rikimi, moja młodsza siostrzyczka. – Wskazał ci małą samiczkę. – No więc rozgość się. Nasz dom, twoim domem. Niestety uraczyć mogę cię na razie tylko jagodami i wodą z potoku, ale zaraz postaram się zrobić z tego coś pożywniejszego. Muszę tylko dołożyć do ognia. Jak chcesz możesz zacząć opowiadać o tym co się stało na tamtej górze. Ja i Rikimi chętnie posłuchamy – rzekł, zabierając się do pracy.

Gwen Brown - 2015-03-05, 21:20

- cóż, samo życie, prawda?- odparłam, kiedy Milik stwierdził, że w okolicy nie ma już tak wielu podobnych mu kretów jak dawniej.
Potem zaprowadził mnie do wspomnianej przez niego nory. tam też było dosyć ciekawie. Przede wszystkim było przyjemniej. Czuło się tę domową atmosferę. No i widać było, że te wszystkie korytarze muszą być wiekowe- tych wszystkich odnóg i komór było stanowczo za wiele jak na jedno pokolenie. w końcu trafiliśmy do dość ogólnej komory, gdzie miałam okazję poznać siostrę Milika. mała Drillbur faktycznie nie wyglądała najlepiej, ale sądząc po opiekuńczości jej brata, szybko wydobrzeje.
- Cześć, miło mi cię poznać- zwróciłam się do małej, przyjaźnie się uśmiechając. Pewnie nie widziała jeszcze kogoś takiego jak ja.
- w porządku, nie rób sobie kłopotu. Z resztą przy moich rozmiarach nie jestem zbyt "obżarta" jeśli wiesz co mam na myśli
A potem opowiedziałam im co i jak. Oczywiście w niektórych miejscach trochę ugryzłam się w język i pohamowałam. Szkoda bardzo, aby potem mała Rikimi miała jakieś koszmary w nocy czy coś. Cóż, mała była trochę za mała na jakieś krwawe horrory, wiadomo. W każdym razie co drastyczniejsze wątki możliwie łagodziłam, ale tak aby zachować ogólny sens moich przeżyć.
- I mniej więcej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Kiedy wrócą wasi rodzice może opowiedzą wam więcej, to co widzieli oni, ale ja nie miałam okazji. W każdym razie było dość niebezpiecznie i strasznie, ale ostatecznie skończyło się w miarę szczęśliwie- powiedziałam na koniec.

GallAnonim - 2015-03-08, 21:20

- Cześć pani nietoperz[/] – odpowiedziała ci cieniutkim, słabym głosikiem mała Drillbur.
Samiczka po chwili zakaszlała dość nieprzyjemnie. Na szczęście nie wyglądała na zupełnie, śmiertelnie chorą, nie mniej stan był na tyle poważny, że nie dziwota iż brat się bardzo martwi o nią. Tymczasem Milik podsunął ci jagódkę.
-[i] To na zakąskę. Jakbyś zgłodniała zanim skończę
– wyjaśnił, po czym poświęcił się gotowaniu.
Dorzucił chrustu do ognia, wsadził do niego wydrążony kamień z wodą, a potem coś tam siekał, gniótł i kombinował z jagodami, by na koniec wsypać wszystko do gotującej się wody. W międzyczasie zarówno on, jak i jego siostra uważnie cię słuchali. Chociaż oszczędziłaś im najbardziej drastycznych szczegółów to krety miały miny zupełnie zdumione.
- Um, cholibcia, sądziłem, że rodzicom stało się coś złego, ale żeby aż tak? Chyba bym umarł ze strachu, gdyby mnie coś takiego spotkało. Ariano masz moją dozgonną wdzięczność za to co zrobiłaś i jakbyś potrzebowała czegokolwiek, mów –rzekł zupełnie poważnie Milik. – Swoją drogą, słyszałem o tej czarownicy. Chyba wszyscy w okolicy słyszeli. Jednak nie wierzyłem w jej istnienie. No my pokemony mamy wprawdzie swoje moce, ale takie czary? Co tu się wyprawia? –[i] Kret na chwilę zamilkł, by spojrzeć do swojego „garnka” i posmakować zawartości. –[i] Chmy, prawie już gotowe. Nie obrazisz się, jak zaczekamy z jedzeniem na moich rodziców? Swoją drogą, mógłbym ci prosić o przygotowanie miseczek? Stoją tam w kącie – Milik wskazał na jedną z niszy.

Gwen Brown - 2015-03-09, 15:13

- Czy ja wiem czy czary? Może to po prostu jakiś silny pokemon o typie psychicznym? Chociaż, po tym co widziałam sama już nie wiem- odparłam
W sumie ciort jeden wie jak to rozumieć. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam jakim pokemonem może być tajemnicza Zirri. W międzyczasie zjadłam podarowaną mi jagódkę.
- Nie ma sprawy, możemy poczekać. Miseczki mówisz? Już, panie szefie
Potuptałam we wskazane miejsce, aby zająć się miseczkami. Rodzice Milika pewnie niedługo się pojawią.

GallAnonim - 2015-03-10, 16:36

To co zaszło w tamtej jaskini oraz sama Zirii to bardzo tajemnicze sprawy, które wymagałyby poświęcenia im czasu oraz wysiłku, aby czegoś wywiedzieć. Na razie musisz żyć w wątpliwości co do natury tamtych wydarzeń o ile chcesz się tym przejmować. Milik na twoje słowa tylko wzruszył ramionami. Chyba wolał nie wnikać w sprawę domniemanej czarownicy.
Spełniając jego prośbę poszłaś w wskazany kąt. Była tam kolejna nisza, całkiem spora, w której rodzina musiała trzymać różne przedmioty pierwszej potrzeby. Wszystko było należycie poukładane, więc miseczki, wykonane z twardych skorup jakiegoś owocu, znalazłaś bez trudu i przetransportowałaś w okolice ogniska.
- Dzięki. Mam nadzieję, że rodzice za niedługo przybędą. Na razie zupka niech zostanie na ogniu i się jeszcze trochę pogotuje – oświadczył Milik, mieszając co jakiś czas potrawę.
Dwa Excadrille pojawiły się w komorze kilka minut później. Oba były zmęczone, szczególnie samiec, ale wyglądały na szczęśliwe z powrotu. Rozpromieniony z radości i łkający z tego samego powodu Milik natychmiast popędził do nich, aby się uściskać z matką i ojciem. Potem wszyscy troje zajrzeli do Rikimi, która patrzyła znacznie żywiej na rodzinę, jakby choroba nieco mniej ją męczyła dzięki radości, która wypełniła całe pomieszczenie.
- Jesteście pewnie po tym wszyscy głodni, dlatego chodźmy wszyscy jeść. Ugotowałem zupę jagodową według twojego przepisu mamo. Mam nadzieję, że mi wyszła – Krecik zdjął kamień z zupą z ognia, po czym rozlał ją do miseczek, ale ostrzegł, aby poczekać chwilę aż przestygnie trochę.
- Mój chłopak – Pochwaliła go matka, czochrając po głowie, a potem zwróciła uwagę na ciebie. – Miałaś jakieś kłopoty w drodze tutaj Ariano? – zapytała z troską. – Za twoją pomoc możesz u nas mieszkać ile tylko zechcesz. Chyba tylko w ten sposób możemy się odwdzięczyć – dodała.

Gwen Brown - 2015-03-10, 17:10

Tak, kwestia Zirri pewnie nie raz będzie do mnie wracać w myślach. Tymczasem, po upływie kilku minut i zupka była gotowa i Excadrille powróciły. Fajnie tak popatrzeć jak rodzina jest w komplecie. Szkoda, że Nestor tego nie widzi. Pewnie byłby ze mnie dumny.
- Czy ja wiem? Raczej nic szczególnego, ale dziękuję za troskę- odparłam na pytanie matki Milika.
- Dziękuję, ale wystarczy mi, że mogę spędzić noc w tym pięknym miejscu. Macie na prawdę piękny dom. Chociaż... Dziś zaczęłam swoją tułaczkę po świecie i można powiedzieć, ze jestem dość nietutejsza. Ale może znają państwo kogoś, kto mógłby podszkolić w tym i owym kogoś takiego jak ja? Jakiegoś nauczyciela? Chciałabym popracować nieco nad swoimi umiejętnościami. Nigdy nie wiadomo kiedy coś się może przydać, prawda?
W sumie, w miłym towarzystwie mogłam popytać o takie rzeczy. Może akurat gdzieś w pobliżu znajdę swojego pierwszego nauczyciela? No i Milik pewnie zechce mnie zaprowadzić do tego pokemona od naczyń, tak jak się ugadaliśmy z rana. Cóż, na razie mogłam na chwilę porzucić troski, w spokoju zjeść i przespać się potem do rana. A potem? A potem wyniknie w trakcie, ot co!

GallAnonim - 2015-03-14, 10:31

- Cieszę się, że los oszczędził ci innych przygód po tym co stało się pod tamtą górą – rzekła z ulgą matka Milika, gdy siadaliście do jedzenia.
Jagodowa zupa krecika okazała się wcale niezła. Mieszanka różnych jagód miała ciekawy smak, ale czuć było, że Milik nie jest jeszcze szczególnie doświadczonym kucharzem, bo zmiana proporcji składników mogłaby temu daniu wyjść na dobre.
Starsze krety oczywiście uśmiechnęły się, gdy pochwaliłaś ich domostwo, po czym zaczęły opowiadać to co wiesz już od Milika, że powstawało od wielu pokoleń. Zmartwili się, gdy powiedziałaś, iż zaczynasz tułaczkę i głowić zaczęli, gdy powiedziałaś, że szukasz nauczyciela.
- Niestety mało znamy latających pokemonów, Ariano, żebyśmy mieli cię do kogo skierować – odezwał się zmartwionym tonem samiec Excadrill. – Znamy wiele pokemonów żyjących w jaskiniach, ale to raczej stworzenia bezskrzydłe i to niekoniecznie takie, które zainteresowane byłyby szkoleniem kogoś obcego. Przez takie dziwna zjawiska jak ta Czarownica, pokemony wolą trzymać się własnego nosa niż obcować z innymi. Jakbyś chciała, my moglibyśmy cię uczyć o ziemi i skałach, ale to raczej rzecz czasochłonna, a ciebie pewnie ciągnie w świat. Przykro mi że nie możemy pomóc.
- Ale możesz o to zapytać pokemona, do którego cię jutro zaprowadzę – rzekł Milik. –Ponoć to światowiec i dużo wędruje. To on przyniósł wieści o Czarownicy, pewnie zanim jeszcze ona sama się tu zjawiła.
Po tym jak wy zjedliście, matka poszła nakarmić chorą córkę, wyczerpany ojciec poszedł od razu spać, a Milik zaprowadził cię do jednej w wymoszczonych mchem i trawą nisz.
- Mam nadzieję, że będzie ci tutaj wygodnie – rzekł walcząc z ziewaniem. – Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała to mów.

Gwen Brown - 2015-03-14, 14:03

- Trudno. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale najwyżej zrobię tak jak sugeruje Milik- stwierdziłam, kiedy okazało się, że krety nie bardzo mogą mi pomóc.
Tymczasem mogłam się odprężyć, w spokoju zjeść i posłuchać o tym i owym. Gdyby nie spotkanie z Milikiem, niewykluczone, że znowu spałabym na jakimś drzewie, ryzykując spotkanie z nocnymi drapieżnikami. Tymczasem pod ziemią było bezpiecznie. W moim położeniu, przebywanie w miejscach takich jak to stanie się nie lada luksusem.
Kiedy Milik zaprowadził mnie do niszy, w której miałam spać, podziękowałam mu uprzejmie, umościłam się wygodnie i postanowiłam jak najszybciej zasnąć. Chciałam się dobrze wyspać przed jutrzejszym dniem. Kto wie co mnie tym razem spotka?

GallAnonim - 2015-03-14, 19:53

Ostatecznie wszystko co się dzisiaj wydarzyło, chociaż bywało niebezpiecznie, wyszło ci na dobre, co nie? Zdobyłaś wdzięczność kreciej rodziny i nie tylko, nieco urosłaś w siłę dzięki pokonaniu pewnego, aroganckiego lisa, a także mogłaś przespać w spokoju i z pełnym brzuchem dzisiejszą noc. W dodatku miałaś pod sobą wygodne, miękkie posłanie. Czy mogłaś chcieć w tej chwili czegoś więcej? Zamknęłaś oczy i już wkrótce twój umysł odbiegł do krainy snów, ignorując nawet głośne chrapanie ojca Milika.
*
Kiedy się zbudziłaś, trudno było ci powiedzieć siedząc pod ziemią, która jest konkretnie pora, ale twój zegar biologiczny twierdził, że na pewno to już dzień. Nie mogło być jednak późno, bo kiedy się rozejrzałaś, bo jaskini krzątał się tylko Milik, zapewne przygotowując śniadanie. Zajęcie pochłaniało go tak mocno, że nie zwrócił uwagi na to, że się obudziłaś. Jego rodzice oraz siostra ciągle spali. Może też chcesz jeszcze trochę poleżeć? Czy może wolisz wstać już?

Gwen Brown - 2015-03-14, 21:27

Tak, takie spanie to ja rozumiem. Rozkładając się na mięciutkim mchu, mogłam spokojnie sobie "odpłynąć". Nie przeszkadzały mi nawet odgłosy chrapania taty Milika. Po prostu sobie spałam. Kiedy się obudziłam mógł być wczesny poranek. Przynajmniej tak mi się wydaje. Trudno określić takie rzeczy kiedy się siedzi pod ziemią. W każdym razie wszyscy jeszcze spali, więc w najgorszym wypadku obudziłam się w środku nocy, albo gdzieś nad ranem. Ale nie. Milik się krząta, najpewniej przy śniadaniu. A zatem można powiedzieć, że obudziłam się w porę. Nie ma co się wylegiwać na bezdurno. zasnąć i tak już nie zasnę, a tak to może do czegoś się przydam.
- Cześć- przywitałam się z krecikiem, ale takim tonem, aby go nie wystraszyć. W końcu wszyscy inni jeszcze śpią, a ja już zdążyłam nieco poznać krecika i niektóre z jego reakcji.
- Może ci w czymś pomóc?- zagadnęłam.

GallAnonim - 2015-03-16, 21:17

A zatem rozpoczęłaś kolejny dzień zmagań z życiem jako samotny nietoperz, ale tym razem porządnie wyspana, bez potężnego głodu ściskającego żołądek. Zdecydowawszy, że szkoda czasu na wylegiwanie się, wstałaś i przywitałaś się z kucharzącym Milikiem. Krecik wzdrygnął się zaskoczony, mimo dołożenia starań, aby go nie wystraszyć. Na szczęście obyło się bez wypadków.
- Um, cześć – odparł. – Nie widziałem, że się obudziłaś. Um, mam nadzieję, że to nie z mojej winy? – zapytał z zawstydzoną miną.
Na twoje zaś pytanie, czy potrzebuje pomocy odpowiedział tak:
- Poradzę sobie. To tylko jagody. Wiem, znowu, ale tym razem na inny sposób przygotowane – zaznaczył. Wyglądało na to, że Milik lubił przemieniać proste jedzenie w ciut bardziej skomplikowane. –Ariano? A opowiesz mi coś sobie? –zwrócił się do ciebie nie stąd ni z owąd proszącym tonem. -Skąd jesteś i dlaczego udajesz się na tułaczkę? Pytam teraz, bo pewnie po tym jak cię odprowadzę, to się rozstaniemy, a jestem ciekawy twojej historii. I nie obawiaj się mówić teraz normalnie. Moi rodzice mają twardy sen, a po takim wyczerpaniu to już w ogóle.

Gwen Brown - 2015-03-17, 16:54

- Jagódki? Jak dla mnie może być. W kwestii jedzenia nie jestem zbyt wybredna- odparłam ze śmiechem.
Jednak pytanie Milika nieco mnie zaskoczyło. Moja historia... Cóż, więcej w niej z dramatu i nie byłam pewna czy chcę się nią podzielić. Z drugiej strony, Milik i jego rodzina byli dla mnie bardzo dobrzy. Chyba powinni wiedzieć o mnie to i owo, nawet jeśli być może potem już ich nie spotkam.
- Wiesz, od razu zaznaczę, że nie jest to wesoła historia. W każdym razie...- i zaczęłam opowiadać.
Opowiedziałam mu więc o mojej biologicznej rodzinie. O tym jak porzucili mnie w czasie napaści ludzi. I o Nestorze, który jako jedyny został, zaopiekował się mną i wychował. A potem też o tym jak go straciłam i że zostałam sama. W sumie wszystko.
- I właśnie wczoraj rano, kiedy spotkaliśmy się na tamtej łączce to było akurat na następny dzień po tym jak postanowiłam porzucić naszą zawaloną jaskinię i zrobić coś sensownego ze swoim życiem. W sumie jestem to poniekąd winna Nestorowi- powiedziałam na koniec.

GallAnonim - 2015-03-19, 16:21

Uproszona przez Milika, opowiedziałaś mu całą swoją historię. Krecik w żadnym momencie ci nie przerwał i tylko po jego mimice mogłaś stwierdzić ile razy wywołałaś w nim trwogę, zaskoczenie, albo wzruszenie. Kiedy skończyłaś, zauważyłaś, że reszta rodziny też już wstała i również wysłuchała twojej opowieści.
- Moje ty biedactwo – rzekła matka Milika, obejmując cię czule ramieniem. – Od samego początku zły los nie był ci łaskawy.
- Ale ty okazałaś się silniejsza od niego, skoro ciągle żyjesz i ciągle możesz się uczyć, i ratować z opresji takie stare pryki jak my – dodał ze śmiechem jej partner, który wyglądał teraz na znacznie bardziej energicznego.
- Dziękuję ci Ariano za opowieść. Jesteś, um, niezwykłym pokemonem, dużo bardziej odważnym ode mnie – Miałaś wrażenie, że Milik zarumienił się pod futrem, mówiąc te słowa. – Um, to może zjemy śniadanie, a potem wyruszymy? – Zaproponował, po czym wskazał na gotową sałatkę jagodową.

Gwen Brown - 2015-03-19, 18:01

Kiedy skończyłam opowiadać, okazało się, że nie tylko Milik był moim słuchaczem. W którymś momencie obudzili się jego rodzice i tak mimochodem załapali się na posłuchanie moich dziejów. Nie powiem lekko mnie zaskoczyli. I zakłopotali. Ale w pozytywnym sensie.
- Ja... Tak, coś w tym jest- odparłam zakłopotana do Excadrilli. Nie nawykłam do dzielenia się swoją historią z innymi, i nie powiem, ale czułam się z tym nieco dziwnie. Tak inaczej. Tymczasem Milik wyratował mnie z tej kłopotliwej sytuacji proponując śniadanie.
- Tak, może być. Dziękuję- odparłam.

GallAnonim - 2015-03-22, 10:46

Słysząc zgodę na jego propozycję co robić po śniadaniu, Milik rozdał każdemu z obecnych porcję jagód. Co ciekawe jego młodsza siostra poczuła się na tyle silnie, że chciała zjeść ze wszystkimi i nijak nie dawała się przekonać do pozostania na posłaniu. W końcu matka pozwoliła jej na to, bojąc się, by złość oraz krzyki jej nie zaszkodziły. Krecik wydawał się ciut zażenowany zachowaniem siostry na oczach gościa. Niemniej zasiedliście zaraz w piątkę do posiłku. Przebiegał on w sumie w milczeniu, ale Rikimi uparła się, by siedzieć koło ciebie i spoglądała co chwilę u ciebie. Rodzice zapewnili cię, że jej choroba nie jest zaraźliwa i nie masz co się martwić. A jagody smakowały jak to jagody. Owocowo. Gdy już było po śniadaniu, Milik wstał.
- Mamo, tato, pójdę teraz z Arianą zaprowadzić ją do Simisage’a, tak jak jej obiecałem – obwieścił. – Jesteś gotowa, tak? – zapytał ciebie.
- Idźcie więc i uważajcie na siebie, a ty Milik zaraz wracaj – odpowiedziała jego matka. – Miło było cię poznać Ariano i jeszcze raz dziękujemy ci za ratunek
Rikimi spojrzała na ciebie zmartwiona.
- Wrócisz jeszcze? – zapytała cichutko. – Rikimi lubi małą nietoperz. – I jak tu odpowiedź małemu, choremu dziecku?

Gwen Brown - 2015-03-22, 12:36

Śniadanko było takie jakie ja lubiłam najbardziej. Lekkie, ale pożywne. W sam raz na moje wojaże. Tymczasem małej Rikimi się polepszyło. Mała uparcie zasiadła ze wszystkimi do śniadania i nijak nie dała sobie tego wyperswadować. Zabawne. Aczkolwiek jej pytanie na koniec nie było już tak zabawne. Z jednej strony nie wiedziałam czy kiedykolwiek powrócę w te strony. Wiadomo, może mnie co zeżre? Z drugiej nie chciałam smucić małego i w dodatku chorego dziecka.
- Wiesz, nie wiem. Ale nie smuć się, kiedyś postaram się was odwiedzić. Ariana też lubi małą Rikimi- odparłam czochrając ją po czuprynie.
To chyba było najbezboleśniejsze wyjście z całej sytuacji. Ale co tam- kiedyś może faktycznie tu wrócę. Tak o, choćby po to by zobaczyć jak im się żyje. Potem pożegnałam się z wszystkimi i mogliśmy ruszać. A więc, tym tajemniczym pokemonem był Simisage. Ciekawe. Zobaczymy co mnie spotka...

GallAnonim - 2015-03-24, 17:39

Szczęśliwie, wystarczająco dyplomatycznie odpowiedziałaś dziewczynce, by ta się nie rozpłakała, ale mimo wszystko posmutniała.
- Naprawdę? – dopytywała się tylko, jak to dziecko. – Rikimi będzie czekać.
- Starczy już Rikimi. To że lepiej się już czujesz, nie znaczy, że możesz męczyć naszych gości – odezwała się stanowczym tonem matka. – Idźcie już więc i do widzenia Ariano
Krecia rodzinka pomachała ci na pożegnanie, a ty za przewodem Milika, ruszyłaś przez tunele z powrotem na powierzchnię. Krecik nie wiele mówił, póki nie stanęliście w słońcu poranka, które dopiero co wyjrzało zza gór.
- Chciałbym cię zawczasu ostrzec, że ten Simisage może ci się wydać, ciut rubaszny, a jego słowa mogą wbrew jego własnym zamiarom cię obrazić. Nie bardzo on zwraca uwagę na grzeczność, utarte tradycje i tym podobne. Jednak dużo podróżuje i dużo wie. Pokemony z okolicy lubią słuchać jego opowieści. No i… um, nie będzie ci przeszkadzało jak oboje pójdziemy pieszo? – dodał niepewnym tonem. Widać wolał żebyś była obok niego niż towarzyszyła mu, lecąc gdzieś nad nim.

Gwen Brown - 2015-03-24, 19:40

Po ostatecznym pożegnaniu z krecią rodzinką, ruszyliśmy. Milik z początku był nieco milczący, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Ale potem, kiedy zaczął opowiadać o osobniku, do którego mnie prowadził nie bardzo wiedziałam jak zareagować. Rubaszny? No, może być ciekawie.
- Dzięki. Przynajmniej będę wiedzieć czego się spodziewać- odparłam.
Już miałam się odbić do leniwego lotu nieco nad ziemią, kiedy usłyszałam prośbę Milika. W sumie...
- W porządku. Moim nogom przyda się trochę ruchu raz na jakiś czas- stwierdziłam.
Nie zmieniało to jednak faktu, że czułam się nieco dziwnie drepcząc obok krecika. Czasami miałam wrażenie, że chodzę chwiejąc się jak jakaś kaczka. Wiedziałam, że to nie prawda, jednak to nieprzyjemne uczucie prędzej czy później pojawiało się w mojej świadomości ilekroć czekał mnie spacerek na piechotę.

GallAnonim - 2015-03-25, 12:17

Milik ucieszył się, gdy zgodziłaś iść wraz z nim na piechotę. Biorąc pod uwagę, że krecik nie bardzo zwracał uwagę na twój chód, jego kaczkowatość musiała być jednak wytworem twojej wyobraźni.
- Trochę będziemy szli, ale nie ma tam zbyt wielu drapieżników, a reszta o tej porze śpi – rzekł do ciebie, kiedy szliście raźno przez las.
Co tu dużo mówić, maszerowaliście pomiędzy drzewami i zaroślami. Nad głowami latały wam inne poke-ptaki, a gdzieś w oddali widzieliście czasem jakiegoś większego roślinożercę, który nie zawracał sobie głowy dwoma kruszynkami. Po jakiejś godzince dotarliście do ukrytej pomiędzy drzewami, omszałej formacji skalnej. Na jej szycie również rosły drzewo i tryskać musiało źródełko, bo po skale spływał miniaturowy strumyk, tworzący kałużę u podnóża formacji. Miejsce wyglądało wyjątkowo malowniczo. Twój towarzysz zaprowadził was nad brzeg kałuży.
- No to jesteśmy. Mam nadzieję, że jest jeszcze tutaj i już się obudził – odezwał się Milik, rozglądając dookoła, czy jest aby bezpiecznie. – Dobra, no to uwaga. Obieżyświacie! Obieżyświacie! Masz gości! Obieżyświacie! Obieżyświacie! – zawołał kilkakrotnie kret. – To takie hasło, że przychodzi ktoś znajomy. A teraz musimy czekać, aż zechce mu się ruszyć swój ogon do nas – wyjaśnił.

Gwen Brown - 2015-03-25, 16:35

No to w las. Trochę nam zajęło dotarcie na miejsce, ale przynajmniej mogłam się porozglądać po okolicy. O tej porze nie kręciło się tu zbyt wiele drapieżników. Z resztą jak dotąd napatoczyliśmy się tylko na jakieś roślinożerne pokemony, lub poke-ptaki. W każdym razie nikt kto mógłby wyrządzić nam krzywdę.
A tymczasem dotarliśmy na miejsce. Nie powiem, nawet ładnie tam było.
- Nieźle się tu urządził. Ładnie tu- stwierdziłam rozglądając się.
Potem Milik użył jakiegoś tajemnego hasła, które miało wywabić trawiastą małpę z kryjówki. No, teraz może się zrobić ciekawie. O ile tajemniczy Obieżyświat zechce nas zaszczycić swą obecnością...

GallAnonim - 2015-03-28, 12:17

No więc czekaliście pod skałą na reakcję. Nim zdążyliście się zniecierpliwić na górze usłyszeliście jakiś hałas, ale gdy oczekiwaliście rychłego pojawienia się gospodarza, odgłos nagle ucichł. Milik zachichotał niezręcznie i chciał coś powiedzieć, gdy coś nagle uderzyło w ziemię za waszymi plecami.
- No siema! – Usłyszeliście głos i mimowolnie podskoczyliście ze strachu. Gdy się prędko obróciliście przed wami stał roześmiany Simisage. – Żebyście widzieli swoje miny
Wyglądał na niezłego kozaka, dobrze zbudowany, o zadziornym uśmieszku i błysku w oku, a przynajmniej takiego chciał zgrywać. Niemniej ciało miał tu i ówdzie poznaczone bliznami, więc ten osobnik miał pewnie ku temu jakieś przynajmniej podstawy.
- No co tam Milik? Jak siostra? Rodzice wrócili? – Rzucił luźnym tonem do Drillbura, rozciągając się przy tym.
- Um, Rikimi czuje się już lepiej, pewnie te leki od ciecie pomogły. I um, rodzice wrócili, tak. I um, chciałem ci przedstawić Arianę – Milik wskazał na ciebie.
- Nie musisz mi jej przedstawić koparka. Wiem kim ona jest. Hihi, od wczoraj w tym lesie głośno się zrobiło o takiej tyciej Noibat – Simisage nawet palcami pokazał o jak niewielki rozmiar mu chodzi. – Co przegnała potężną Czarownicę i uratowała jej więźniów. No co kruszyna? Nie pochwalisz się jak to zrobiłaś? – Rzucił do ciebie, ale nim zdążyłaś mu odpowiedzieć, wyjął skądś jabłko i zaczął je jeść. – No to co was sprowadza do starego Obieżyświata? – zapytał z pełną buzią.
Nie ma co. Specyficzny osobnik.

Gwen Brown - 2015-03-28, 12:26

O. Kurcze. Dosłownie. Rubaczny to za mało powiedziane. Gość jest luźny do granic możliwości. Ale chyba coś tam wie, sądząc po tych bliznach.
- Postawię sprawę jasno- Milik obiecał zaprowadzić mnie tutaj, bo kiedy się spotkaliśmy spodobało mi się to jego fikuśne naczynko na wodę. Ale może uda nam się dogadać w czymś jeszcze. Szukam kogoś, kto zechciałby mnie podszkolić w jakichś atakach czy innych sztuczkach- odparłam.
No to zobaczmy, co powie małpiszon...

GallAnonim - 2015-03-28, 18:24

- Fikuśne naczynko na wodę? – Zdziwił się Obieżyświat, po czym zamyślił. Nagle pstryknął palcami. – A, już wiem! Chodzi ci o tykwę, którą dałem Koparce, hę? Spoko mam jeszcze kilka, a po tym co tu mała zdziałałaś dam ci taką za darmo. Wpadnij potem do mnie na górę to sobie wybierzesz jakąś. A co do trenera… Obieżyświat zna wiele pokemonów, które sporo wiedzą. Sam też umie co nieco, ale niedługo rusza w dalszą drogę, więc cię mała uczyć nie mogę. Ale… -[i] Dla podkreślenia podniósł do góry palec. – Na północ stąd, raczej niezbyt daleko, mieszka mój znajomy Noctowl. Starszy on ode mnie i surowy, i raczej niechętnie lubi uczyć innych, ale myślę, że jak powiesz, że Obieżyświat cię przysyła i że wojowałaś z Czarownicą to pokaże ci co nieco. Edgar się on nazywa i interesuje się on takimi dziwnymi rzeczami jak magia. To jak pomógł ci Obieżyświat?[/i] – Uśmiechnął się do ciebie.
Gwen Brown - 2015-03-28, 18:56

Posłuchałam co Simisage miał do powiedzenia. No proszę, nawet nie musiałam się zbytnio natrudzić aby zdobyć upragnione naczynko. Przynajmniej jeśli szło o jakieś zadanie dla małpy. Ech, jednak sława czasem się przydaje. Żeby tylko się to jeszcze nie odbiło jakoś w drugą stronę. Kiedy Obieżyświat przeszedł do kwestii nauczania, z początku nieco mnie zmartwił. Ale zaraz wspomniał o jakimś znajomym Noctowlu. Aż mi się oczy zaświeciły. W końcu to latający pokemon- tak jak ja. Jeśli ktoś miałby mnie czegokolwiek nauczyć, to najpewniej ktoś taki jak ów Edgar.
- Bardzo, bardzo pomógł- odparłam uśmiechając się szeroko.
- Dziękuję, Obieżyświecie.
Cóż, zostawało tylko odebrać tę tykwę i ruszyć za wskazówkami Obieżyświata na poszukiwanie Noctowla. Aż nie mogłam się doczekać, aby do spotkać!

GallAnonim - 2015-03-29, 12:54

Nim ruszyłaś za Obieżyświatem do jego legowiska po butelkę, zatrzymał cię jeszcze Milik.
- Um, pewnie będziesz chciała ruszyć w dalszą drogę, więc chciałem się pożegnać już teraz – rzekł zasmucony. – Jeszcze raz dziękuję ci za uratowanie moich rodziców. Nie odwdzięczę ci się dostatecznie chyba nigdy za to. Życzę ci um, wszystkiego najlepszego gdziekolwiek trafisz i jeśli kiedykolwiek będziesz znowu w tych okolicach to zajrzyj do nas – Na koniec krecik cię uścisnął, po czym ruszył w drogę powrotną do domu.
Simisage nie skomentował tego, ale uśmieszek na twarzy miał. Gdy kret odszedł, ruchem głowy ponaglił cię, byś ruszyła za nim. On z niezwykłą zwinnością wspiął się na skałę, a ty oczywiście poleciałaś za nim. Znalezienie obozowiska Obieżyświata nie było problemem. Leżała tam sterta różnych gratów i innych śmieci. Gość, nie należał ewidentnie do porządnickich. Małpa zaczęła w tym wszystkim grzebać i po chwili wysypała na ziemi przed tobą kilka butelek, o które ci chodziło. Miały różne kształty: wydłużone, okrągłe i pośrednie między tym, a także wielkości: niektóre były maleńkie, inne znów za duże dla ciebie.
- Do wyboru do koloru. Bierz tą która ci się najbardziej podoba mała – rzucił do ciebie Obieżyświat. – Jeśli jeszcze czegoś potrzebujesz powiedz. Obieżyświat ma wiele rzeczy, a jeśli nie ma, to może zdobyć, za odpowiednią cenę, oczywiście – dodał, puszczając ci oko.

Gwen Brown - 2015-03-29, 15:15

Milik miał rację, faktycznie nie chciałam zbyt długo zwlekać. Pożegnałam się z nim i jeszcze raz, podobnie jak wcześniej jego siostrę, zapewniłam, że jeśli tylko pojawię się w pobliżu na pewno do nich zajrzę.
Potem po prostu podążyłam za Obieżyświatem. Ojoj. Ma tu skubany widoczki piękne, ale i niezły burdel. Chociaż, jeśli umie się w tym wszystkim odnaleźć, to nie jest tu jednak tak straszny bałagan. Tymczasem znalazł dla mnie kilka tych buteleczek z tykw. Sporo tego było. Po chwili wybrałam sobie taką, o w miarę równym kształcie, aby nie zabierała zbyt wiele miejsca w mojej torbie, ale też aby miała odpowiednią wielkość. Nie za duża, nie za mała- taka w sam raz. Simisage zaproponował, że jeśli mam taką potrzebę, to może mnie poratować z czymś jeszcze. Zastanowiłam się. Torbę na swój dobytek mam, prowiant mam, coś na wodę teraz już też mam. W sumie wszystko co może się na początek przydać.
- Dziękuję, ale to chyba wszystko. Chociaż. Pozwolisz, że napełnię sobie tę tykwę wodą z twojego źródełka? Miałabym od razu zapas. A potem chyba polecę szukać Edgara- odparłam.

GallAnonim - 2015-03-31, 21:12

Kiedy wybrałaś sobie butelkę, Simisage tylko uśmiechnął się i zebrał resztę tykw, po czym wrzucił z powrotem na stertę.
- Okej mała – odpowiedział, kiedy orzekłaś, że nic nie potrzebujesz już od niego. –Twoja wola. A źródełko nie jest moje, podobnie jak ta skałka. Tylko te sprzęta są moje. Jestem Obieżyświat i moje jest tylko to co mogę zabrać ze sobą. Bierz sobie stamtąd tyle wody ile chcesz. Co do Edgara, szukać go musisz na północ stąd, mała. Jednak nie na drzewie, ani nie w jaskini, ten staruch znalazł sobie inną siedzibę. Znajdziesz tam gdzieś starą chatę postawioną kiedyś przez ludzi, jakiś myśliwych, czy coś. Ludzie się stamtąd dawno wynieśli, więc się ich nie spodziewaj, a chatę zajął właśnie Edgar, aby w miarę bezpiecznym miejscu trzymać swoje artefakty. Sam mu kilka sprzedałem. Jak już wspominałem, może ci on kazać iść precz, ale powiedz mu, że ode mnie przychodzisz i że możesz mu opowiedzieć o czymś niezwykłym. Od razu zmieni mu się gadka. No to nie będę cię już zatrzymywał, ale zapewniam, że to nie ostanie nasze spotkanie. Nigdy nie wiesz, na którym rozdrożu spotkasz Obieżyświata – Oczywiście Simisage swoje słowa zakończył pewnym siebie uśmiechem.

Gwen Brown - 2015-04-01, 17:33

O, Obieżyświat uraczył mnie jeszcze kilkoma wskazówkami. I to pomocnymi wskazówkami. Nigdy nie przypuszczałabym, że Noctowl zdecyduje się zamieszkać w ludzkiej siedzibie. Interesujące.
- Dziękuję, Obieżyświacie. Miło będzie się znowu spotkać- odparłam.
Potem, kiedy już definitywnie się pożegnaliśmy podfrunęłam jeszcze do źródełka, aby napełnić swoją tykwę. Potem schowam ją do torby i ruszę zgodnie ze wskazówkami Simisage. A więc na północ, rozglądając się za jakąś opuszczoną chatą. Na wszelki wypadek leciałam tak, aby w razie czego móc dać nura między gałęzie czy w krzaki. Niby za dnia grasuje mniej drapieżników, ale jednak wolałam uważać. Nigdy nic nie wiadomo, a przy moich rozmiarach wolałam nie kusić losu.

GallAnonim - 2015-04-02, 21:20

Pożegnawszy się z małpiszonem, podleciałaś do bijącego ze skał źródełka i napełniłaś swoją nową butelkę. Miałaś zatem zapasy na drogę i nie musiałaś się martwić, że za każdym razem, gdy zgłodniejesz, albo zachce ci się pić, trzeba będzie szukać sposobu na zaspokojenie tych potrzeb. Po wszystkim ruszyłaś na północ, szukać chaty. Lot przebiegał spokojnie, nic nie upatrzyło sobie ciebie jako zakąski. Nie mniej minęło już trochę czasu, a dalej nic nie zauważyłaś. Niestety Simisage nie sprecyzował, jak daleko jest do legowiska Edgara. W dodatku zaczęło się chmurzyć i zbierało na wiosenną ulewę. Pytanie, czy śmigasz naprzód, licząc, że wkrótce odnajdziesz poszukiwany obiekt, czy wolisz zawczasu znaleźć kryjówkę przed deszczem, który wkrótce może cię zastać?
Gwen Brown - 2015-04-02, 21:41

Tak więc komu w drogę temu czas. Po uzupełnieniu zapasów wody mogłam lecieć. I nawet nie było tak najgorzej. Nikt się po drodze nie napatoczył. Żaden drapieżnik, który chciałby mnie zjeść. Żaden obcy. Nikt. Ale dla mnie to nie problem. Problemem było to, że Obieżyświat nie sprecyzował jak daleko na północ mam szukać Edgara. Leciała i leciałam, a opuszczonej chaty ni widu ni słychu. Jeszcze na domiar złego zbierało się na deszcz. Na nic. Noctowl może poczekać. Nie lubiłam latać w deszczu. Głównie ze względu na moje futerko, które kiedy za bardzo namokło strasznie mi ciążyło. Cóż, nie ma rady, trzeba się gdzieś zatrzymać. Może znajdę jakąś opuszczoną dziuplę? Albo cokolwiek co wygląda w miarę bezpiecznie i można się tam schować. Musiałam też pilnować kierunku, żeby nie pobłądzić.
GallAnonim - 2015-04-05, 00:28

Zdecydowawszy, że zamiast ryzykować i lecieć na łeb na szyję naprzód, wolisz poszukać schronienia przed deszczem póki jest na to czas, zaczęłaś się rozglądać za możliwą kryjówką. Cóż, co jak co, ale racja jest w tym, że z mokrym futrem i jeszcze wśród ulewy to lecieć byłoby ciężko, a wiatr już teraz się wzmagał, zmuszając cię do zwiększenia wysiłku, aby utrzymać prosty kierunek. Niestety, jak na złość, nie widziałaś żadnej dziupli, ani innej nory, w której mogłabyś się schować, a chmury coraz ciemniejsze gromadziły się tam nad tobą. Niebo nadal było czyste od drapieżników, ale biorąc pod uwagę to, na co się zanosi, było to zrozumiałe. I tu nagle, kiedy leciałaś między drzewami, trach. Wpadło na ciebie jakieś latające stworzenie podobnej do ciebie wielkości i oboje spadliście na ziemię. Na szczęście w jakieś zarośla, więc zbytnio się stłukłaś.
- Ojej, najmocniej cię przepraszam, ale bardzo się śpieszę – zatrajkotał śpiewnie cienki głosik. Kiedy się otrząsłaś, spostrzegłaś, że sprawcą twojej stłuczki powietrznej okazał się Fletchling, który nagle zaczął ci się intensywnie przyglądać. – Ej, ty jesteś tym Noibatem! – zawołał zdumiony.[/i] – Cóż, za miły przypadek. Może mnie nie pamiętasz, ale uratowałaś wczoraj mnie i moją rodzinę przed Czarownicą. Jestem ci bardzo, ale to bardzo wdzięczny. Co tu robisz? Też chcesz się schować przed deszczem? Znam tutaj w pobliżu taką dobrą kryjówkę. Mogę cię tam zaprowadzić – zaoferowała się ptaszyna

Gwen Brown - 2015-04-05, 13:04

Tylko patrzeć deszczu, a ja kręciłam się jak kołowata. Jak na złość nie mogłam sobie znaleźć jakiejś kryjówki. Już miałam myśleć nad jakimś innym posunięciem, kiedy nagle ktoś na mnie wpadł i w rezultacie zostałam strącona w krzaki. Cóż, zachowanie czujności kiedy majta tobą wiatr nie należy do najprostszych. Tymczasem okazało się, ze wpadł na mnie jakiś Fletchling. Żeby było śmieszniej stwierdził, że mnie zna.
- Nie wykluczam takiej możliwości. Mam słabą pamięć do twarzy- odparłam ze śmiechem.
- Nic takiego się nie stało. I zgadłeś, próbuję znaleźć sobie jakąś kryjówkę. Jeśli to nie problem, chętnie skorzystam z twojej pomocy.
A co tam. Skoro ten Fletchling zna jakieś miejsce gdzie można spokojnie przeszkadzać deszcz, nie widzę powodów aby tam nie polecieć. Może nawet zapytam go o Edgara. Kto wie- jeśli jest bardziej tutejszy, pewnie słyszał o tym Noctowlu. A jak nie, to pozostaje mi kierować się wskazówkami Obieżyświata.

GallAnonim - 2015-04-06, 09:46

- To dobrze, leć za mną – rzekł Fletchling, po czym machnął skrzydłami i wzbił się w powietrze.
Ty ruszyłaś za nim. Oboje byliście małymi i niespecjalnie silnymi stworzeniami, więc latanie przy takim wietrze było ciężkie. Jednakże twój nowy znajomy nie zwykł oszczędzać sił na gadanie.
- Rodzina nie uwierzy mi, gdy im opowiem, że cię spotkałem, jestem tego pewien. Myśleli, że zaraz po walce poleciałaś gdzieś w siną dal, jak inne Noibaty i Noiverny. Od kilku lat praktycznie się tu was nie spotyka, a tu taka niespodzianka i jeszcze mam okazję, choć odrobinę ci się za wczoraj odwzajemnić. Nie obawiaj się deszczu, zaraz będziemy –[i] mówił do ciebie uradowany, chociaż walczył z wiatrem. –[i] Przy okazji, jestem Fifi, a ty?
Mijał czas, a dookoła was zrobiło się prawie tak ciemno, jak w noc. Tyle dobrze, że pioruny nie biły, bo byś mogła marnie skończyć, gdyby jeden taki cię trafił. Tymczasem na twoje futro zaczynały spadać pierwsze, pojedyncze krople deszczu, a to nie był za dobry znak. Przy takiej pogodzie, ulewa może runąć na łeb w dowolnej chwili. Wtem Fletchling pisnął zadowolony i wskazał ci dziobem kierunek. Nieco dalej, pomiędzy drzewami zobaczyłaś dwa ciemne kształty. Nie mogło być wątpliwości. To budowle ludzi! Jedna była większa, druga mniejsza i trochę się już rozpadała.
- Nie bój się. To zbudowali kiedyś ludzie, ale już ich tu nie ma. Wprawdzie w tej dużej chacie zadomowił się taki jeden antytowarzyski Noctowl i nikogo nie wpuszcza, ale ta mniejsza też nas ochroni. Lećmy, zanim rozpada się na poważnie – ponaglił cię i poleciał przodem.
Cóż, przez to przypadkowe spotkanie trafiłaś tam gdzie chciałaś, ale do sowy rozsądniej będzie iść po deszczu. Kto wie, czy jest aktualnie u siebie, a tu pogoda nie na żarty.

Gwen Brown - 2015-04-06, 17:13

To polecieliśmy. Fletchling okazał się takim małym gadułą, aczkolwiek niezbyt mi to przeszkadzało. Prawdę mówiąc nawet zaciekawił mnie nieco. Słyszał o innych Noibatach i Noivernach, a więc prawdopodobnie o moim rodzinnym stadzie. Być może wiedział gdzie mogli się kierować. Nie żeby to był najlepszy moment na odpłacanie się pięknym za nadobne- na to byłam za cienka w uszach. Ale zawsze to byłaby jakaś poszlaka. Pierwsza od wielu lat. Tymczasem wiatr się wzmagał i niechybnie szykowała się ulewa.
- Ariana- odparłam walcząc z nagłym podmucham wiatru.
Po niedługim czasie moim oczom ukazały się jakieś budowle. Czyżby to... Tak, Fifi zaraz utwierdził mnie w moim przekonaniu. Takim to sposobem zupełnie przypadkiem trafiłam tam gdzie chciałam. Na razie tylko kiwnęłam głową i tak jak rudzik, skierowałam się do mniejszej budowli.
- Fifi, normalnie nie wiem jak ci dziękować. Bo widzisz, ja szukałam właśnie tego miejsca i owego Noctowla, o którym wspominałeś. Bardzo, bardzo ci dziękuję, bo dzięki tobie zaoszczędziłam sporo czasu.- powiedziałam kiedy tylko już byliśmy osłonięci od deszczu i mogliśmy się nieco wyluzować. Szykowała się większa ulewa, więc pewnie posiedzimy tu nieco czasu.
- Wspominałeś coś o innych Noibatach i Noivernach. Wiesz może o nich coś więcej? Gdzie mogli polecieć?- zapytałam niby to zaciekawiona.

GallAnonim - 2015-04-10, 09:42

Śmignęłaś więc za Fifim w stronę mniejszej chaty. Ptaszyna zaprowadziła cię do dziury w ścianie, która pozwoliła wam dostać się do środka. W samą porę. Ledwie znaleźliście się pod dachem, a na zewnątrz z nieba runęło coś w rodzaju ściany deszczu, która z hukiem spadła na ziemię, a wiatr wył jak żywe stworzenie. Dach chatyny wprawdzie trzeszczał i przeciekał, ale trzymał się. Gdy zrobiło się mokro na ziemi, zawsze mogłaś się usadowić na jakimś zniszczonym kawałku drewna. W każdym razie byłaś tu bezpieczna od wody i powiewów. Niemniej rzeczywiście wyglądało na to, że prędko stąd nie wyjdziesz.
- Ale mieliśmy szczęście – zaśpiewał Fifi. Gdy powiedziałaś swoje, zdumiały go twoje słowa. – No nie ma sprawy, naprawdę, ale… Poważnie szukałaś Edgara? To chyba największy samotnik i dziwak w tej dolinie. Nikt nie chce się z nim kolegować. Przychodzą tu tylko chore pokemony, bo ten Noctowl zna się na ziołach, jak mało kto. – Wyjaśnił.
Kiedy zapytałaś go o Noibaty i Noiverny, Fletchling zastanowił się.
Chmy, kiedy stąd odlatywały byłem bardzo mały i nie wiele pamiętam, ale rodzice mi mówili, że mieliśmy w okolicy całkiem duże stado twoich krewniaków. Wtedy jednak w okolicy pojawili się bardzo źli ludzie, a na wszystkie pokemony padł blady strach, bo ci ludzie łapali każdego kto im się napatoczył. Nikt chyba jednak tak naprawdę nie wie co się stało, gdy intruzi natrafili na stado nietoperzy. Mówi się, że próbowały się bronić, bo w miejscu ich legowiska las został zrujnowany, ale gdy wygrać nie mogły to zwyczajnie uciekły i poleciały szukać nowego domu zupełnie gdzie indziej. Brat, który bawił wtedy w górach, opowiedział mi, że widział jak leciały na północ, poza naszą izolowaną krainkę. To wszystko co wiem w tej sprawie. No i od tego czasu nie widziano żadnego Noibata, czy Noiverna w dolinie, aż do wczoraj – Fifi uśmiechnął się do ciebie.

Gwen Brown - 2015-04-10, 20:30

No proszę, rozpadało się na dobre. Po prostu jeden szum. Na szczęście udało nam się w porę schować. Inaczej nie tylko moglibyśmy zmoknąć. Przy tak szalejącej pogodzie nawet perspektywa niespodziewanej kąpieli i porwania przez wodę nie wydawała się tak bezsensowna. Tymczasem Fifi wyraźnie się zdziwił, kiedy oznajmiłam mu, że szukałam Edgara.
- Wiesz, szukałam kogoś, kto zechciałby mnie uczyć i tak się złożyło, że pokierowano mnie do niego. Co z tego wyniknie okaże się w przyszłości. Cóż, najwyżej będę szukać szczęścia gdzieś indziej- odparłam.
Tymczasem mój nowy kolega przedstawił mi całkiem ciekawe informacje dotyczące tych Noivernów i Noibatów. Z początku mogło to być jakiekolwiek stado. Ale kiedy powiedział, że uciekli po napaści ludzi byłam prawie pewna, że to moja "rodzina". Północ, tak? No to się tam kiedyś wybiorę. Ale jeszcze nie teraz. Nie w najbliższym czasie, ale kiedy będę na to gotowa. Tymczasem to była dość przydatna wskazówka, którą warto było miec na uwadze.
- Dziękuję. To dość ciekawe informacje.- odparłam.
Nie miałam ochoty ciągnąć tego konkretnego wątku dłużej niż to było konieczne. Westchnęłam, otuliłam się swoim futerkiem i zerknęłam na zewnątrz przez otwór, którym wlecieliśmy.
- Ale leje. Zupełnie jakby tam z góry miała spaść caluteńka woda z chmur- mruknęłam, aby przerwać ciszę.

GallAnonim - 2015-04-11, 10:42

- Cóż, stara sowa pewnie wie dużo i dużo mógłby nauczyć o ile go przekonasz do tego. Podobno już tacy się pojawili co nakłonili go do przekazani im części jego wiedzy, ale nie mam pojęcia w jaki sposób im się to udało – powiedział jeszcze Fifi apropo Edgara.
- Ależ bardzo proszę. Przynajmniej tam mogę się choć trochę odwdzięczyć za ratunek – Uśmiechnął się do ciebie Fletchling, gdy mu podziękowałaś.
Potem wtuliłaś się w swoje futerko, by ci było cieplej i obserwowałaś co się dzieje na zewnątrz. A tam lało i lało, po prawdzie nie jest to już ta ściana deszczu co na początku, ale nadal trzeba nazywać ten deszcz ulewą.
- Takie wiosenne ulewy w tych okolicach są niestety częste. Kiedy się już taka zacznie, najlepiej znaleźć schronienie i ją cierpliwie poczekać. Nie powinna już długo trwać – [i]odpowiedział na twoją uwagę Fletchling. –[i] A właśnie, skąd właściwie jesteś? Jak mówiłem Noibatów i Noivernów w dolinie już właściwie nie ma, a z północy nie przybyłaś raczej, więc w jaki sposób zawitałaś w nasze strony? – zapytał się.

Gwen Brown - 2015-04-11, 19:17

Uśmiechnęłam się tylko. Może i mi uda się przekonać Edgara. Byłoby całkiem całkiem. No, ale to już moja w tym głowa aby się dobrze zareklamować. Tymczasem deszcz jak padał tak padał i wyraźnie nadal nie zamierzał przestać. A Fletchling postanowi pogawędzić.
- Z południa- odparłam krótko.
- Przez jakiś czas żyłam sobie spokojnie z moim opiekunem, kawałek stąd. Nic dziwnego, że niewielu o nas wie- byliśmy tylko we dwoje. Ale teraz jego już nie ma i sama muszę jakoś o siebie zadbać- dodałam nieco skwaszonym tonem, jednoznacznie sugerując, że nie uśmiecha mi się dalsze drążenie tego tematu.
Czekałam więc cierpliwie aż przestanie padać. Nie żeby towarzystwo rudzika było jakieś upierdliwe. W duchu aż mnie skręcało z ciekawości jaki na prawdę jest ten Edgar. Tym bardziej, ze mam go praktycznie pod nosem...

GallAnonim - 2015-04-14, 20:52

Na twoją skargę deszcze jakby zaczął słabnąć. Być może wkrótce przejdzie. A tymczasem Fletchling roześmiał się na twoją krótką odpowiedź, ale spoważniał, gdy usłyszał resztę.
- Oj. Przykro mi. Mam nadzieję, że nie uraził cię mój śmiech. Cóż za nietakt z mojej strony – jęknął przepraszająco Fifi.
Zrozumiał jaka sugestia kryła się za tonem twojego głosu. Resztę deszczu przeczekaliście w milczeniu. Speszony Fifi nie odzywał się, a i ty nie miałaś już nic do powiedzenia. W końcu deszcz ustał całkowicie, a nawet przez chmury zaczęły się przebijać promienie słoneczne. Fletchling pierwszy zerwał się do lotu.
- Muszę się już zwijać. Miło było się poznać Ariano i życzę ci powodzenia – rzekła na pożegnanie Fifi, po czym machnął skrzydłami i śmignął dalej na północ.
Cóż, chyba już bez większych problemów możesz spróbować porozmawiać z Edgarem.

Gwen Brown - 2015-04-15, 15:48

- Nie szkodzi- odparłam i wróciłam do niemej obserwacji sytuacji na zewnątrz.
Nie bardzo miałam pomysł na jakąkolwiek sensowną rozmowę. W sumie nigdy ie byłam zbyt gadatliwa. No i Fifi chyba trochę się speszył moją poprzednią odpowiedzią. Taak...
Tymczasem po paru minutach przestało padać i nawet pojawiło się słońce. Fletchling pierwszy zerwał się do lotu.
- Dzięki. Ty też się trzymaj- odparłam rozprostowując skrzydła.
Po chwili poszłam w jego ślady i wyfrunęłam na zewnątrz, ku sąsiedniej budowli. Szukałam czegoś, co mogłoby być wejściem do środka. Wtedy wylądowałam i grzecznie zapukałam czy coś. Skoro Edgar jest ponoć tak zgryźliwy nie chciałam, aby już na wejściu zjechał mnie za brak kultury. W każdym razie pukam.
- Dzień dobry. Pan Edgar?- powiedziałam po chwili, cały czas pozostając w wejściu, rozglądając się nieznacznie. Wiadomo, może go nie ma?
No, to zobaczmy czy ów Noctowl jest taki straszny jak go malują...

GallAnonim - 2015-04-18, 13:26

Po rozstaniu z Fifim i opuszczeniu rozsypującej się chatki, obleciałaś większy budynek w poszukiwaniu możliwego wejścia. Chociaż drewniane ściany oraz dach były sfatygowane od deszczu, śniegu i wiatru, nie znalazłaś żadnej dziury na tyle dużej byś mogła się przecisnąć do środka. Szyby w oknach również ocalały, więc jedynym sposobem na dostanie się do środka wydawał się komin. Postanowiłaś jednak spróbować wpierw grzeczności i zapukać do drzwi chaty. Niestety, nikt ci nie odpowiedziałaś. Nie usłyszałaś nawet żadnego ruchu w środku. Albo gospodarza nie ma w domu, ale udaje, że go nie ma w nadziei, że sobie pójdziesz. Próbujesz szczęścia wchodząc przez komin?
Gwen Brown - 2015-04-18, 14:01

Cóż, dostać się do tego budynku to już była gorsza sprawa. O ile ten mniejszy był dziurawy jak rzeszoto i mogliśmy się schronić w nim wraz z Fifim, tak ten był jak forteca. A nawet jeśli trafiłam na jakąś dziurę była za mała nawet jak dla mnie, a co tam dla sporo większego Noctowla. Nie. Jedyną sensowną droga wydawał się w tym momencie komin. I pewnie wlazłabym nim do środka, ale coś mi mówiło, że lepiej tego nie robić. Możliwe, że Edgara faktycznie nie ma, ale gdyby tylko udawał, a ja nieproszona władowałabym się do środka, to mogłabym sobie pomarzyć o uczeniu się od niego. Trzeba spróbować jakoś mniej inwazyjnie. Postanowiłam podfrunąć do jednej z tych mniejszych szczelin w pobliżu okien czy drzwi i przysuwam się do niej.
- Panie, Edgarze, nie chciałabym za bardzo przeszkadzać. Ale jeśli mnie pan słyszy, to przysyła mnie pewien Simisage, zwany Obieżyświatem. Mówił, że jest pan bardzo mądry i lubi pan słuchać o różnych nietuzinkowych wydarzeniach. Myślę, że przeżyłam coś odpowiedniego, co mogłoby pana zainteresować. Dotyczy Czarownicy.- zawołałam do szczeliny.
Jeśli dobrze kombinowałam, mój głos powinno być słychać w środku. Jeśli Edgar wyrazi zainteresowanie może mnie wpuści. A przynajmniej się odezwie. Zakładając, że w ogóle tam jest. W razie gdyby nie, to poczekam. Pokręcę się w pobliżu, poobserwuję. Jeśli będzie trzeba to i zanocuję w tym mniejszym budynku. W każdym razie nie poddam się tak łatwo.

GallAnonim - 2015-04-21, 11:10

Zdecydowawszy, że próba wejścia do środka, w przypadku, gdyby gospodarz znajdował się w domu, może rozzłościć sowę i skreślić twoją szansę na naukę u niego, wymyśliłaś inny plan. Podleciałaś do jednej ze szczelin, po czym wykrzyczałaś do niej, co tam do powiedzenia miałaś. Cóż, nie ma wątpliwości, że jeśli ktoś znajdował się w środku, musiał cię usłyszeć, a jednak panowała zupełna cisza.
Gdy zaczęły oblatywać cię wątpliwości co do obecności gospodarza w domu. Wyczułaś, że coś stanęło za tobą. Kiedy się instynktownie obróciłaś, zobaczyłaś wielkiego, sędziwego Noctowla górującego nad tobą. Na wesołego nie wyglądał i blokował ci jakąkolwiek możliwość ucieczki. Przez chwilę mierzył cię surowym, nieprzyjemnym wzrokiem. Poczułaś strach, że może zaatakować i zmiażdżyć się jednym ciosem, ale sowa tylko prychnął.
- Masz tupet nietoperzyco. Przychodzisz tutaj i przeszkadzasz mi, chociaż moje milczenie powinno wskazać ci, że nie życzę sobie gości. Twierdzisz też, że ta ordynarna małpa, zwana Obieżyświatem, cię tutaj przysłał oraz, że możesz mi powiedzieć coś ciekawego. – Ton miał ponury, ale nie dało się z niego odczytać jakiś konkretnych intencji. – Biorąc pod uwagę, że jesteś prawdopodobnie ostatnim Noibatem w tej dolinie, jestem skłonny dać ci kredyt zaufania, ale jeśli twoja opowieść mnie nie zainteresuje cię, obiecuję ci, że cię zwyczajnie wykopię stąd. Jeśli nie obleciał cię strach, czekam na ciebie w środku.
Nie czekając na twoją odpowiedź, czy inną reakcję Noctowl wzbił się w powietrze i wleciał do chaty przez stojące teraz drzwiczki w dachu, których wcześniej nie zobaczyłaś. W każdym razie, jaka decyzja?

Gwen Brown - 2015-04-21, 14:46

Ojć. Noctowl przyszedł i wziął mnie z zaskoczenia. I trochę ochrzanił. Aczkolwiek sugerując się tym, co o nim usłyszałam, nie był to jakiś zbyt wielki ochrzan. Taki w granicach rozsądku. W każdym razie Edgar stwierdził, że jeśli mnie nie wystraszył i dalej jestem taka naparta, aby go nachodzić to czeka w środku. Wystraszona? W życiu! No, może troszkę, ale nie na tyle, aby zaraz rezygnować. Zaraz więc poderwałam się do lotu, ku drzwiczkom w dachu, których wcześniej nie zauważyłam. Cóż, tak czy inaczej w środku rozglądam się za Noctowlem.
- Za bardzo zależy mi, aby się od pana czegoś nauczyć, aby przylecieć, poprzeszkadzać panu i odlecieć chociaż nie spróbowawszy.- stwierdziłam na początku.
No, to teraz raz kozie śmierć. Albo się uda, albo wylecę na kopach. Chociaż wolałabym uniknąć takiej ewentualności. Kiedy Edgar da mi przyzwolenie (lub wcześniej pytam czy mogę mu opowiedzieć co mam do opowiedzenia), zaczynam. Staram się skupiać na rzeczach istotnych z punktu widzenia sowy. A więc o spotkaniu z Milikiem i jego prośbie opowiadam raczej krótko i węzłowato. Co innego o tym co działo się w jaskini. O Zirri, o uwięzionych pokemonach, o rozmowie z Wiedźmą i walce z Zoruą. Nawet wspominam o tym zaklęciu które rzuciła na koniec, kiedy dotknęła mojej głowy... Tutaj staram się tez mówić konkretnie, ale tak aby niczego nie przeoczyć. No, to zobaczymy czy jednak ocalę swój zad przed rozeźlonym Noctowlem. Ale może akurat usłyszy coś co go zainteresuje i chociaż z łaską, ale nauczy mnie czegoś przydatnego. Może.

GallAnonim - 2015-04-24, 10:19

Będąc zbyt ambitną, aby dać się wystraszyć, wleciałaś za sową do wnętrza chaty. W środku panował uporządkowany nieład. Uporządkowany dla gospodarza, który bez wątpienia wiedział wszystko gdzie co jest. Dla ciebie był to zwykły bałagan. Niemniej czego tu nie było. Oprócz starych ludzkich rzeczy zwanych meblami, pokrytych grubą warstwą kurzu, wszędzie leżały jakieś różne artefakty o tajemniczym wyglądzie i nie mniej tajemniczym zastosowaniu oraz stosy delikatnych przedmiotów zwanych książkami. Nie było po tym wątpliwości, że zainteresowania Noctowla odbiegają od zamiłowań typowego wolnego pokemona.
Kiedy wreszcie odnalazłaś wzrokiem Edgara, ten siedział na stole i patrzył na ciebie z góry.
- Mów wreszcie – ponaglił cię tylko, gdy czekałaś na przyzwolenie.
A więc zaczęłaś opowiadać. Na początku Noctowl wyglądał na znudzonego i chyba rozważał wprowadzenie swojej wcześniejszej groźby w życie. Gdy jednak przeszłaś do Zirri i dalszych wydarzeń, zaczął patrzeć na ciebie ze znacznie większym zainteresowaniem oraz takim jakby lekkim szacunkiem. Kiedy skończyłaś, Edgar bez słowa poleciał w jakiś inny kąt chaty, po czym wrócił trzymając w dziobie jakiś amulet z wprawionym w niego przezroczystym kamieniem. Kiedy zbliżył wisior do ciebie, kamień zaczął świecić się rozmaitymi barwami. Wyglądało to zjawiskowo. Edgar po tym z szacunkiem odłożył amulet na ziemię.
- A więc to prawda to co powiedziałaś. Amulet nie mógł kłamać – mruknął cicho. – Zostałaś dotknięta prawdziwą magią. Nie jakimiś psychicznymi sztuczkami. Mogę cię uczyć – dodał z lekkim skinieniem głowy. – W zmian jednak będziesz słuchać wszystkich moich poleceń, odpowiadać na wszystkie moja pytania i pozwolisz przeprowadzić na sobie parę testów, a jeśli mi się coś nie spodoba w twoim zachowaniu, wywalę cię stąd na zbity pysk. Piszesz się na to?

Gwen Brown - 2015-04-24, 13:40

Kiedy zaczęłam opowiadać, Edgar wydawał się nieco znudzony. No ale nie chciałam zaczynać swojej opowieści tak w środku wydarzeń, aby sowa miał jakieś poczucie chronologii. Na szczęście kiedy doszłam do Zirri i tego co wyprawiało się w jaskini, zauważyłam w jego oczach rosnące zainteresowanie, ale i... szacunek? Proszę, proszę. Cóż, kiedy skończyłam, Noctowl odfrunął w jakiś kąt, a kiedy wrócił trzymał jakiś tajemniczy amulet. Kiedy zbliżył go do mnie, wprawiony w niego kamień zaczął połyskiwać. Nie powiem, nawet ładnie to wyglądało. A zaraz potem zawyrokował co ze mną zrobi. A zawyrokował na moją korzyść.
- Dziękuję. Zgadzam się. To sprawiedliwa propozycja- odparłam.
Cóż, Edgar jest tu panem i władcą. Wolałam poczekać co przewidział dla mnie na początek, a potem tylko potulnie wypełnić polecenie.

GallAnonim - 2015-04-26, 16:27

- A więc od dzisiaj jesteś moją uczennicą, mała Noibat – oznajmił Edgar, obchodząc cię i oglądając całą od stóp do głów. – Jak się zwiesz? Moje imię znasz od małpiszona, ale teraz ja chcę znać twoje. – Następnie wskoczył z powrotem na stół. – Jako moja uczennica będziesz się nie tylko uczyć, ale także pomagać mi w mojej pracy. Jak chcesz możesz spać w tamtej drugiej chacie, albo i w lesie. Nie obchodzi mnie to. W każdym razie w tej chacie sypiam tylko ja i nie życzę sobie nieproszonych gości. A teraz przedstawię ci krótki plan dnia. Rano zjawiasz się tutaj i ja cię uczę, potem prowadzą badania, w których ty mi pomagasz. Wieczorem lecę na polowanie, a ty możesz sobie robić wtedy co chcesz. Czy to jasne? A teraz dam ci… powiedzmy, że godzinę czasu byś się zastanowiła czego mam cię nauczyć. Czy chcesz wiedzy, czy mam cię uczyć jakiegoś ataku? Nie mam czasu, ani chęci, aby przekazywać ci wszystko co wiem, więc się dobrze zastanów, bo poświęcę ci ograniczoną ilość czasu. Wróć, gdy się namyślisz – Powiedziawszy to, Edgar zabrał się za przeglądanie książki.
Czyżby potrafił odczytywać ludzkie znaki? Najwyraźniej. W każdym razie przestał chwilowo pozornie zwracać na ciebie uwagę. Pozornie, bo nie ma wątpliwości, że zareagowałby gdybyś próbowała bez pozwolenia coś ruszyć.

Gwen Brown - 2015-04-26, 19:03

- Ariana, proszę pana- przedstawiłam się.
Potem Edgar krótko i rzeczowo wyjaśnił mi plan dnia oraz czego będzie ode mnie wymagał. Dowiedziałam się na przykład, że w jego chacie spać nie będę. Cóż, trzeba będzie urządzić sobie jakiś kącik w tej, gdzie chowałam się przed deszczem razem z Fifim. Lepsze to niż perspektywa spania w lesie. Cóż, prędzej czy później i tak mnie to czeka, ale wolałam później. Potem miałam zdecydować czego właściwie chcę się uczyć. Cóż, wybór był jak dla mnie dość prosty. Miałam już jako takie pojęcie o świecie i przetrwaniu. Co innego jakiś nowy atak. Nie ma to jak coś nowego do wachlarza moich umiejętności. A że mam do czynienia z pokemonem latającym, aż grzech byłoby przepuścić taką okazję. W tym czasie zauważyłam, że niby zajął się przeglądaniem jednej z ludzkich książek, ale założę się, że nie spuszczał mnie z oka. Cóż, nie chciałam testować jego cierpliwości.
- Rozumiem proszę pana. Cóż, jeśli można, chętnie nauczyłabym się jakiegoś ataku.- odparłam po chwili.

GallAnonim - 2015-04-29, 17:52

Kiedy się odezwałaś, Edgar westchnął, po czym przerwał lekturę i spojrzał na ciebie, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Mówiąc ci, że masz godzinę, chciałem dać ci do zrozumienia, Ariano, byś przez tą godzinę dała mi święty spokój, ale widzę, że ty z tych co wolą szybkie decyzje – mruknął. –A więc chcesz się nauczyć ode mnie ataku. Nawet mi to pasuje, bo dość szybko powinienem mieć cię z głowy, o ile masz pojętny umysł. Teraz zdecyduj się jaki atak cię interesuje. Mogę nauczyć cię takich ataków, jak Shadow Ball, czyli techniki formowania z eterycznej energii wybuchowych kul, albo niezwykle celnej, powietrznej techniki Aerial Ace, albo Steel Wing, czyli jak utwardzić swoje skrzydła tak, by były jak z metalu i dało się nimi rozłupać komuś czerep. Wybierz jeden, a potem na przeświętego Arceusa daj mi tą godzinę spokoju. Przez ten czas możesz, nie wiem, znaleźć sobie coś do jedzenia, urządzić w drugiej chacie, pospacerować po lesie. Rób sobie cokolwiek, a mi daj teraz czytać. A jeśli do dokonania wyboru potrzebujesz prezentacji to i tak musisz tą godzinę zaczekać. Nie pozwolę, by przez ciebie popsuł mi się plan dnia – huknął i machnął słowami dla podkreślenia, że nie żartuje.
Nie ma co, Edgar będzie trudnym nauczycielem.

Gwen Brown - 2015-04-29, 20:04

Ojć, wtopa. Ale co miałam poradzić? Byłam pewna czego chcę. Tymczasem Edgar przedstawił mi swoją ofertę. Były to trzy ataki. Shadow Ball, który już miałam okazję widzieć w akcji, niezwykle celny Aerial Ace oraz wzmacniający skrzydła Steel Wing. Każdy z nich był przydatny i najchętniej nauczyłabym się wszystkich. Nie można jednak mieć wszystkiego i musiałam zdecydować się tylko na jeden. Szkoda. Aczkolwiek może kiedyś trafię na jakiegoś innego nauczyciela. Takiego, który mógłby mi poświęcić więcej czasu. tymczasem nie chciałam wystawiać cierpliwości Edgara na próbę i dość szybko podjęłam decyzję.
- Przepraszam. Hm, w takim razie wybiorę Steel Wing.- przedstawiłam szybko swoją decyzję.
W sumie ten ruch był dość "plastyczny". Z takim wzmocnieniem, mogłam próbować bawić się w odbijanie ataków rywali, tak jak próbowałam w walce z Zoruą. Tyle tylko, że wtedy nic z tego nie wyszło. Ale może kiedy nauczę się tego nowego ruchu, uda mi się tamta sztuczka. Na razie jednak musiałam zostawić Edgara w spokoju, tak jak sobie tego życzył.
- Rozumiem, ze mam się tutaj pojawić za godzinę, prawda? Dobrze, już nie będę panu przeszkadzać.- zapytałam jeszcze szybko.
Cóż, skoro miałam nieco wolnego, postanowiłam uważniej przyjrzeć się temu mniejszemu budynkowi i pomyśleć o jakimś legowisku czy coś. Skoro mam okazję, mogę zacząć sobie coś organizować. A zatem po opuszczeniu domu Edgara, ponownie lecę ku mniejszej budowli.

GallAnonim - 2015-05-04, 21:47

- Tak, pojaw się tutaj za godzinę – odparł, wracając do czytania. – Wtedy zaczniemy naukę.
Po opuszczeniu siedziby Edgara, poleciałaś z powrotem do mniejszej chaty, aby lepiej się tam rozejrzeć. Niewiele się tutaj zmieniło podczas twojej krótkiej nieobecności. W budynku było sporo dziur, zarówno w ścianach, jak i w dachu, ale żadna nie była tak duża, by mógł się tam łatwo dostać do ciebie drapieżnik, więc spanie powinno być tam w miarę bezpieczne. W kątach wisiały wprawdzie gęste pajęczyny, ale tak stare, że nie mogło być mowy, aby jakiś ktoś jeszcze mieszkał w tym miejscu. Prawdopodobnie ludzkie pochodzenie chaty oraz bliskość aspołecznego Noctowla odstraszała większość pokemonów przed chęcią osiedlenia się tutaj. Chata prawdopodobnie była kiedyś podzielona na dwie części. W jednej znajdowały się nadal sporo starego, podgnitego drewna, którym pewnie palono. W drugiej, w której wcześniej siedziałaś z Fifim, stały rozmaite, pozrywane półki, stół oraz resztki rozmaitych ludzkich przedmiotów, których nie dało się już rozpoznać, już nie mówić o przeznaczeniu. Pod sufitem zaś widziałaś krokwie, idealne jakbyś chciała spać po nietoperzemu. W innym wypadku dla wygody musiałabyś zrobić sobie gdzieś jakieś legowisko, bo nic miękkiego tutaj nie widziałaś. Trochę przeszkadzać mógł zapach próchna i stęchlizny oraz fakt, że trochę przeciekającej wody gromadziło się na podłodze, ale ogólnie nie było tragicznie. Spędzenie kilku nocy w tym miejscu nie powinno być większym problemem dla ciebie.

Gwen Brown - 2015-05-05, 14:08

A więc mogłam sobie obejrzeć moje tymczasowe loku Cóż, szału nie było, ale nie było też znowu tak najgorzej. Z tego co się zorientowała, nie dostrzegłam dziur czy innych wyrw w budowli na tyle dużych, aby mógł się tu wedrzeć jakiś drapieżnik. Chociaż, dzięki sąsiedztwu Edgara powinnam mieć raczej spokój. Ogólnie w środku panował niezły rozgardiasz i na dobrą sprawę więcej tu było próchna i pleśni niż jakiegoś sensownego materiału. Ale konstrukcja była mocna, a więc może te deski nie posypią mi się na głowę. Stwierdziłam, że najwygodniejszym miejscem do spania jak dla mnie powinny być krokwie i nie ma sensu bawić się w jakieś legowiska. Tymczasem postanowiłam wykombinować jakąś skrytkę na swoją torbę i zapasy. niby nikt się tu nie kręcił, ale wolałam nie zostawiać swego dopiero co zdobytego dobytku na wierzchu. Cóż, z pewnością znajdę tu jakiś odpowiedni kąt miejsce gdzie moje rzeczy będzie można schować, ale też żeby miały przewiew i wkrótce same nie popleśniały. Coś wykombinuję. Na pewno uwinę się z tym dość sprawnie, więc potem po prostu zrobię sobie króciutką rundkę w najbliższej okolicy budynków. Tak dla minimalnego rozeznania w terenie, ale też tak, aby trzymać się w miarę blisko. Nie chciałam się spóźnić na pierwszą lekcję. Jeśli jednak szukanie odpowiedniej skrytki zajmie mi nieco więcej czasu, potem po prostu sobie poczekam, chociażby na dachu, a potem polecę z powrotem do Edgara.
GallAnonim - 2015-05-08, 17:27

Sprawa miejsca na nocleg załatwiona, ale stwierdziłaś, że lepiej nie zostawać swoich rzeczy na widoku. I słusznie. Edgar Edgarem, jednak kto wie, czy jest ktoś oprócz Fifiego na tyle nie przejmuje Noctowlem, by tutaj zaglądać. Lepiej dmuchać na zimne. No to zabrałaś się za szukanie odpowiedniego miejsca. Ciężko było znaleźć kąt, w którym nie byłoby wilgoci, która zagroziłaby twojej własności. W końcu jednak odkryłaś pod sufitem, suchy oraz czysty, nie licząc kurzu, otwór w ścianie za belką. Najwygodniejsze sięganie to tam nie będzie, ale wygląda na idealną skrytkę dla twojej torby.

Mając to za sobą, postanowiłaś zwiedzić najbliższą okolicę. Miałaś dość czasu na krótką rundkę jeszcze, to też zaczęłaś oblatywać polanę, na której stały chaty. Co takiego znalazłaś? Poza dużą liczbą drzew, wypatrzyłaś pomiędzy drzewami stawik. Wyglądał na czysty, więc zapewne może posłużyć ci za źródło wody pitnej, gdyby wyczerpała ci się zawartość tykwy. Żadnych owocowych krzaczków jednak nie wypatrzyłaś. Wymagałoby to dalszej wycieczki, a na to brakło już ci czasu. Tak więc ruszyłaś w drogę powrotną do chaty Edgara. Kiedy dotarłaś nad budynek, zostało jeszcze trochę czasu do końca wspomnianej przez sowę godziny. Będziesz czekać cierpliwie na niego na zewnątrz?

Gwen Brown - 2015-05-08, 18:17

Szukanie skrytki na mój dobytek nie było takie proste, jednak w końcu udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce. Cóż, za wygodnie nie było się tam dostać, ale z drugiej strony o to chodzi. Cóż, skoro miałam to za sobą, mogłam się co nieco rozejrzeć. Moja krótka wycieczka zaowocowała odnalezieniem jakiegoś stawiku. Czyli kwestię wody mam z głowy, na wypadek gdyby skończyły się moja zapasy. Jak dotąd jakichś jagódek nie udało mi się znaleźć. Pewnie musiałabym odlecieć dalej, ale ze względu na umówiony czas, wolałam się nie spóźnić. Trudno- rozejrzę się innym razem. Kiedy więc powoli moja godzina luzu zaczynała się kończyć, zawróciłam ku chatom. Nawet kiedy doleciałam na miejsce miałam jeszcze nieco wolnego. Wolałam jednak usadowić się na dachu i cierpliwie poczekać na Edgara. Wylądowałam więc miękko, aby nie stukać za bardzo. Nie chciałam prowokować Noctowla do jakiegoś nowego ochrzanu...
GallAnonim - 2015-05-14, 16:07

Chwila do umówionej godziny jeszcze została, no to postanowiłaś usadowić się cichutko na dachu i czekać na swojego nauczyciela. Noctowl pojawił się w klapie w dachu absolutnie punktualnie, po upływie dokładnie 60 minut od opuszczenia przez twoją osobę jego chaty, a następnie podleciał do ciebie.
- Cenię sobie punktualność – rzekł do ciebie chłodno. No proszę, właśnie usłyszałaś coś na wzór pochwały z jego dziobu, chociaż ton wcale na to nie wskazywał. – A teraz zaczniemy pierwszą lekcję nauki ataku Steel Wing. Wpierw zademonstruję ci jak ten atak wygląda. Obserwowanie też może być kształcące – powiedziawszy to, Edgar rozpostarł skrzydła i poleciał na skraj polanki, którą zajmowały chaty.
Rosło tam kilka młodych drzewek i do nich kierował się sowa. Kiedy był blisko, jego skrzydła rozbłysnęły, po czym uderzył jednym z nich pień drzewka. Ten złamał się od uderzenia jak zapałka, jakby trafiło go coś bardzo twardego. Nie ma co, mocna rzecz. Edgar za chwilę wrócił do ciebie na dach.
- Tak wygląda Steel Wing. Daję ci teraz ostatnią możliwość zmienienia zdania. Jak chcesz dalej uczyć się tego ataku, przejdziemy od razu do treningu – mruknął.

Gwen Brown - 2015-05-14, 21:14

Jednak dobrze, że wolałam poczekać. Edgar pojawił się na dachu równo po upływie godziny. Co do sekundy. I nawet mnie pochwalił. Powiedzmy... Ale zawsze coś. Potem pokazał mi jak wygląda Steel Wing. Cóż, nie powiem- atak robił wrażenie. Takie coś znakomicie wzmocniłoby moje skrzydła. Tak czy inaczej patrzyłam jak urzeczona, kiedy jednym ruchem, Edgar skosił jakieś młode drzewko. Zmienić zdanie? W życiu!
- Nie, raczej nie zmienię zdania. Po tej krótkiej demonstracji jeszcze bardziej chciałabym móc poznać ten atak- odparłam, nie ukrywając nutki podziwu dla pokazanej mi umiejętności.
Ciekawe jak będzie wyglądać mój trening? Wprost nie mogłam się już doczekać!

GallAnonim - 2015-05-24, 10:20

- Widzę, że jesteś podekscytowana, Ariano – rzekł Edgar, ale nie brzmiało to w jego dziobie na pochwałę. – Liczę jednak, że będziesz skupiać się na tym co mówię i co każę ci robić, a nie na perspektywie powtórzenia mojego niezbyt chwalebnego wyczynu – dodał srogo, po czym otrzepał się. – A więc, skoro chcesz nauczyć się Steel Wing, powinniśmy zacząć od podstaw. Wzbij się w powietrze i pokaż jak silne są twoje skrzydła. Machnij nimi przede mną, aby dmuchnąć mi w dziób powietrzem i to tak z całych sił. Wtedy będę mógł ocenić ile będę musiał nad tobą popracować. No, do dzieła! – ponaglił cię na koniec.
Gwen Brown - 2015-05-24, 10:29

Cóż, wygląda na to, że przy Edgarze muszę być poważna niczym na pogrzebie. Inaczej raczej nie ominą mnie jego rozmaite uwagi. Ale to nic. Na razie musiałam się skupić na wydanym poleceniu. A to nie było zbyt skomplikowane. Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi i po chwili wzbiłam się w powietrze. Następnie zawisłam kawałeczek przed nim i wzięłam mocniejszy zamach skrzydłami. Najpierw jeden-dwa tak na rozgrzewkę, aby potem już raz za razem "machnąć" mocniej. Starałam się włożyć w to co robię jak najwięcej wysiłku, aby wytworzyć możliwie najsilniejszy podmuch.
GallAnonim - 2015-05-25, 12:23

Kiedy machałaś skrzydłami przed Edgarem z całych sił ten z poważną miną przyjmował powiewy powietrza, w końcu cmoknął, jakby cię ocenił.
- Dobra starczy – oznajmił. – Jak na tak niewyrosłego Noibata masz trochę siły, ale to nie wystarczy. Musisz poćwiczyć mięśnie skrzydeł. Nie jest to wymagane do samego nauczenia się Steel Wing, ale bez silnych skrzydeł na niewiele zda ci się atak. Może utwardzisz je, ale nie zdołasz solidnie przyłożyć i powalić przeciwnika, a ten to wykorzysta. Zaczekaj tutaj.
Edgar wskoczył do wnętrza chaty. Musiałaś czekać kilka minut na jego powrót, słuchając krzątaniny. W końcu jednak ponownie wylądował na dachu, a w dziobie trzymał jakiś skórzany rzemień z przeczepionymi na końcach kawałkami metalu, który położył przed tobą.
- Myślę, że zdołasz unieść taki ciężar, a latanie z obciążaniem pozwoli wzmocnić twoje skrzydła. Tym zajmiesz się dzisiaj. Jak dobrze się sprawisz, to może rano zacznę uczyć cię, jak wykonać Steel Wing, a na razie załóż to i leć – rzekł.

Gwen Brown - 2015-05-25, 14:23

Edgar dość szybko ocenił siłę moich skrzydeł. Tak jak się spodziewałam, szału nie było, ale dna również nie zaliczyłam. Cóż, jeśli szło o moje skrzydełka bardziej przydawały mi się do szarży niż jakichś zadań siłowych. W każdym razie Noctowl prawdę mówił. Po chwili zostawił mnie na chwilę i poleciał po coś do swojego lokum. Wylądowałam więc i przechyliwszy głowę, słuchałam jak sobie buszuje w najlepsze pośród swoich skarbów. Niedługo potem wrócił niosąc mi jakiś fikuśny rzemień z kilkoma kawałkami metalu. Kiwnęłam głową, na znak że zrozumiałam polecenie i zabrałam się do zakładania i przypinania tych wszystkich rzemyków. Zanim wystartowałam, machnęłam skrzydłami na próbę, aby ocenić sobie ciężar. Po chwili machnęłam mocniej i uniosłam się w powietrze. No to fru! Na razie nie jest źle, chociaż niewykluczone, że za parę minut zmacham się niemożebnie. Ale to nic. Trzeba zacisnąć zęby i robić swoje.
GallAnonim - 2015-05-27, 21:32

Kiedy założyłaś rzemień od razu poczułaś jego ciężar. Może nie przyginał cię do ziemi, ale wyzwaniem będzie latanie z takim obciążeniem na grzbiecie. Próbne machnięcie skrzydłami od razu dało ci do zrozumienia, że będziesz potrzebowała użyć znacznie więcej siły na start niż zwykle. Edgar nie poganiał cię przy tym. Obserwował cię tylko w milczeniu surowym wzrokiem. W końcu nadszedł ten moment i zaczęłaś mocniej machać skrzydłami, aby się podnieść. Oj, już sam start nieźle ci zmęczył, a w powietrzu czekał cię jeszcze większy wysiłek. Musiałaś nieźle machać skrzydłami, aby utrzymać się w powietrzu, bo rzemień i kawałki metalu nieustannie ciągnęły cię ku glebie. Jednakże zgodnie ze swym postanowieniem, zacisnęłaś zęby i latałaś, a z każdą minutą było ci co raz ciężej. Wytrzymałaś jakieś dwadzieścia minut. Po tym czasie skrzydła zaczęły odmawiać ci posłuszeństwa i musiałaś lądować, aby nie spaść. Dyszałaś ciężko, a mięśnie nieźle cię bolały.
- Chyba będziesz wiedzieć co masz robisz, nie? Odpocznij, a potem zrób kolejną rundkę i następną, tyle ile dasz radę. Ja teraz zajmę się swymi sprawami. Jeśli będziesz miała sprawę zezwalam ci mi przeszkodzić, ale musi to być coś konkretnego – rzekł Edgar i poleciał do swej chaty.
Łoj, szykuje się dosłownie ciężki dzionek.

Gwen Brown - 2015-05-28, 13:36

Kiedy uporałam się z przymocowaniem rzemienia od razu poczułam jego ciężar. Nie ma co- Edgar dał mi początek z grubej rury. Od początku czułam, ze łatwo nie będzie, ale teraz nawet ze startem miałam problemy. Było ciężko. Było bardzo ciężko i to całe ustrojstwo cały czas ciągnęło mnie w dół. Nie miałam innego wyjścia jak tylko mocniej machać skrzydłami. Jeśli to co mówił Edgar to prawda, to po tym treningu siłowym powinnam mieć zaiste stalowe skrzydła. Nic to- zaczęłam robić rundki wokół jego polanki. Nie wiem ile konkretnie udało mi się zrobić, wiem tylko że wytrzymałam jakieś dwadzieścia minut. Potem czy chciałam czy nie musiałam wylądować. Ale będą zakwasy... Byłam tak zmachana, że nie byłam w stanie się odezwać. Kiwnęłam tylko głową Noctowlowi, na znak, że zrozumiałam. Na razie musiałam troszkę odetchnąć, a potem ponownie wzbić się w powietrze. Nie ma bata, muszę zrobić jeszcze kilka rundek. Może nie aż do nieprzytomności, bez przesadyzmu. Ale tyle ile tylko będę w stanie.
GallAnonim - 2015-06-05, 18:23

Pozostawiona przez Edgara sama sobie, zaczęłaś odpoczywać, ale w duchu przygotowywałaś się do kolejnej próby. Gdy omdlenie skrzydeł po pierwszej rundzie nieco ustąpiło, próbowałaś ponownie wzbić się w powietrze. Nie udało ci się to za pierwszym razem, ale byłaś zdeterminowana i wkrótce znowu fruwałaś z tym nieznośnym obciążeniem. Nie było jednak mowy o tym, byś po tak krótkiej przerwie była w stanie utrzymać się równie długo w powietrzu. Po paru minutach zaczęłaś ciężko dyszeć, ledwo ruszałaś mięśniami i znowu musiałaś lądować. Potem kolejny odpoczynek i kolejny lot i tak jeszcze trzy razy, z tym, że każdy kolejny odpoczynek był coraz dłuższy, wzbicie się w powietrze wymagało większego wysiłku, a lot stawał się co raz krótszy. W końcu skrzydła zaczęły cię boleć dość mocno i dalsze forsowanie treningu groziło, że będą tak wyczerpane i obolałe, że nawet bez ciężaru nie będziesz mogła latać.
W sumie minęły może ze dwie godziny od rozpoczęcia treningu, a ty byłaś padnięta jak nigdy w życiu. Szaleństwem byłoby lecenie w takim stanie gdziekolwiek. Może przyda ci się jakaś dłuższa drzemka po takim wysiłku? W końcu Edgar nie mówił ci co masz robić po skończeniu tego ćwiczenia, a sowy póki co na horyzoncie nie widziałaś.

Gwen Brown - 2015-06-06, 12:30

Łoj. Nie potrzebowałam Edgara, aby zmachać się jak dziki osioł. Jeszcze z tym moim uporem... Niemniej postawiłam na swoim i karnie trzy rundki odbębniłam. Więcej nie dam rady, choćbym miała wspomagać się uszami! Po wylądowaniu na dachu domu Edgara, praktycznie od razu "rozlazłam się" na boki. Łoj... Miejmy nadzieje, że będzie watro i ta sesja da jakieś efekty. Przez chwilę leżałam tak niczym wyciągnięta z gardła jakiegoś wielkiego stwora, nie będąc w stanie się ruszyć. Po kilku minutach podniosłam się i zaczęłam odpinać kolejne rzemienie mojego ćwiczebnego ustrojstwa. Nie, na dziś zdecydowanie wystarczy, bo jeszcze chwila i całkiem postradam skrzydła. Zaraz potem znowu przyklapłam, jakbym przed chwilą przesunęła jakiegoś słonia, zamiast odpiąć kilka kawałków skóry. Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Najchętniej wlazłabym gdzieś, przysnęła i nie dawała znaku życia. Z drugiej strony nie wiedziałam co jeszcze mógł dla mnie wymyślić Edgar, a nie chciałabym mu podpaść, gdyby okazało się, że zaraz wyleci, a mnie nie będzie. Hm... W sumie zameldowanie o wypełnieniu polecenia i prośba o dłuższy odpoczynek to chyba coś konkretnego, prawda? No i odniosłabym mu ten rzemień. Tak, to chyba dobry pretekst aby mu poprzeszkadzać i nie dostać zbyt wielkiego ochrzanu. Ujęłam więc rzemienie w łapy i podejmując po raz kolejny ów wysiłek, ruszyłam ku wejściu do chaty. Starałam się nie robić przy tym jakiegoś wielkiego hałasu, ale będąc totalnie wyczerpaną, mogło mi wyjść różnie. Niemniej, starałam się.
- Panie Edgarze, przyniosłam panu ten rzemień ćwiczebny. Starałam się ile mogłam, ale jestem tak wyczerpana, że nie dam rady jeszcze dłużej z tym latać. Czy mogłabym się teraz trochę zdrzemnąć?- zapytałam, będąc już w środku.
Tak... Jagódka przed snem, łyczek wody z tykwy, a potem spać.

GallAnonim - 2015-06-08, 18:21

Nie było innej rady, musiałaś chwilę po wszystkim odzipnąć i nawet mimo tej chwili odpoczynku, zdjęcie z siebie tego ustrojstwa było czynem niezwykle ciężkim po takim wysiłku. Kiedy już się pozbyłaś rzemieni, znowu padłaś. Doszłaś wtedy do wniosku, że zamiast uderzać od razu w kimono, lepiej będzie, jak zameldujesz się wpierw u Edgara. Tak więc jeszcze raz dźwignęłaś ciężar i jakoś udało ci się go przetransportować do wnętrza chaty. To ile narobiłaś przy tym hałasu, nie miało wielkiego znaczenia, bo Noctowl sam niezły raban robił, a to za sprawą jakiegoś metalowego pudełka wydającego z siebie okropny jazgot. Edgar nagle się rozzłościł, zamknął pudełko i cisnął je w kąt.
- To nie jest żaden magiczny artefakt. To tylko popsuta pozytywka! – syknął. – Cóż za strata środków, czasu i zdrowia!
Wtedy odezwałaś się i sowa spojrzał na ciebie swoim wiecznie surowym spojrzeniem.
- Jeśli mówisz szczerze to wytrzymałaś dłużej niż się spodziewałem, a po twoim wyglądzie wnioskuję, że nie mijasz się z prawdą. Za twoją uczciwość pozwalam ci wypocząć, bo dzisiaj pożytku z ciebie i tak już nie będzie. Za nim odejdziesz, przypominam, że o świcie masz już być gotowa na naukę – mruknął Edgar, odbierając rzemień. – Jeśli cię to pocieszy, jutro nie będę cię tak męczył, bo będziesz mi potrzebna później, a teraz żegnam

Gwen Brown - 2015-06-08, 18:32

Chociaż starałam się nie narobić hałasu, okazało się, że nie miało to większego znaczenia. Noctowl zam robił niezły jazgot. Majstrował coś przy jakimś pudełku. Najwyraźniej nie spełniało jego oczekiwań, bo zaraz rzucił je w kąt. Potem- o dziwo- nawet nie zostałam przez niego zrugana. Edgar jak bardzo był złośliwy, nie był aż taki zły.
- Dziękuję, będę pamiętać. Do widzenia- odparłam po chwili ruszając ku wyjściu.
Potem pofrunęłam ku mniejszemu budynkowi. Zanim ułożyłam się do snu, zajrzałam jeszcze do swojej skrytki. ze swej torby wydobyłam jedną jagodę Tamato, którą zaraz zjadłam, a potem upiłam z tykwy łyczek wody. Na koniec, po odłożeniu wszystkiego na miejsce, mogłam z czystym sumieniem ułożyć się do snu. Och, żebym tylko nie zaspała i wstała jutro na czas...

GallAnonim - 2015-06-10, 12:34

A więc opuściłaś siedzibę Edgara i pofrunęłaś do swojego tymczasowego legowiska. Tam dobrałaś się do skrytki oraz torby. Wszystko leżało tak jak to zostawiłaś, zresztą cały czas kręciłaś się po okolicy i nikogo kto mógłby tu zajrzeć w sumie nie widziałaś. Opinia Noctowla działała widać nad wyraz skutecznie. W każdym razie wsunęłaś jedną jagódkę, popiłaś łykiem wody, przez co od razu lepiej się poczułaś, a potem wszystko odłożyłaś na miejsce. Następnie zajęłaś miejsce na krokwi, by przespać się w stylu nietoperzym, zwisając głową w dół. Jak się można było domyślać, kiedy tylko zamknęłaś oczy, zapadłaś w głęboki sen.
*
Spałaś tak jak kamień wiele godzin. Przez ten czas nic ci się nie śniło, albo sennych obrazów nie pamiętałaś, nieistotne. W każdym razie, kiedy się ocknęłaś, na zewnątrz było jeszcze ciemno, jednak nie tak ciemno, jak w środku nocy, ale tak, jak ciemno jest przed świtem. Zmęczenie odeszło, ale czułaś ból w skrzydłach. Oj, są spodziewane zakwasy. Jednakże pobudka nie obyła się tak bez niespodzianek. Nagle przed swoimi oczami ujrzałaś bowiem odwróconego do góry nogami Fifiego, chociaż w sumie to ty wisiałaś głową w dół.
- Cześć Ariano – przywitał się radośnie Fletchling. – Wiesz taki ranny ptaszek ze mnie i lubię sobie wtedy polatać, a że byłem właśnie w okolicy, pomyślałem, że zobaczę, czy ten wredny snob cię nie przegnał, ale skoro tutaj śpisz wychodzi na to, że jednak nie. Jak tam? Czego się uczysz? – zapytał się, siadając na krokwi.

Gwen Brown - 2015-06-10, 13:00

Podjadłam, popiłam i poszłam spać. Cóż, po takim wysiłku usnęłam momentalnie, kiedy tylko przymknęłam oczy. Kiedy się obudziłam było jeszcze dość ciemno. Ale to nie była noc. Raczej ta pora przed świtem. Hm, czyli jednak nie zaspałam ze zmęczenia... To dobrze. Niestety, tak jak się spodziewałam, nie obyło się bez bólu skrzydeł. Cóż, to było nieuniknione.
Jednak zupełnie nie spodziewałam się, że będzie tu ktoś jeszcze. Kiedy nagle tuż przede mną pojawił się roześmiany Fifi, mimowolnie puściłam się krokwi. Na szczęście udało mi się uniknąć upadku i po chwili wylądowałam obok niego.
- Chłopie nie strasz mnie tak- jęknęłam zaraz po wylądowaniu.
- Cześć, Fifi. Nie, udało mi się go jakoś ubłagać i jeszcze mnie nie przegonił. Wczoraj zaczęłam przygotowywać się do nauki Steel Wing. Trzeba przyznać, Edgar się nie patyczkuje, bo ledwie czuję skrzydła. A o świcie mam mu się zameldować, ale trudno mi jest określić co tym razem będę robić- odparłam.

GallAnonim - 2015-06-11, 13:14

- Wybacz Ariano, nie chciałem cię wystraszyć, ale tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić – rzekł przepraszającym tonem Fifi. – Cieszę się, że ci się udało go przekonać. Za to co zdziałałaś dla naszej doliny, zasługujesz na jakąś bardziej praktyczną nagrodę od słów podziękowań i wdzięczności. A Steel Wing powiem ci to bardzo przydatny ruch. Mój starszy brat go umie i dobrze mu służy. Taka śmieszna sprawa, że jego też tego ataku uczył Edgar. Wbrew pozorom to dość stara sowa. Jeśli dobrze pamiętam to co mówił mi brat, jemu Noctowl dawał mocno w kość, ale wspominał, że jeśli dobrze sobie radzisz i Edgar trochę mniej surowy się robi, a na pewno sprawiedliwie traktuje swoich uczniów i nie zmusza ich do robienia jakichś niepotrzebnych głupot. - Fletchling rozejrzał się po chacie, w której powoli robiło się co raz mniej ciemno. – Chmy, do świtu masz jeszcze chwilę czasu. Może się przygotuj trochę zawczasu? – Zaproponował. – Jestem pewien, że Edgar będzie zadowolony, jeśli przylecisz do niego już rozgrzana. A i… – Fifi zawahał się, jakby zastanawiając, czy powinien to powiedzieć. – Mogę tak gdzieś z boczku usiąść i popatrzeć na wasz trening? – zapytał wreszcie.
Gwen Brown - 2015-06-11, 15:19

Roześmiałam się.
- Nie ma sprawy. Zazwyczaj udaje mi się wychwycić jakieś odgłosy wskazujące na czyjąś obecność. W końcu mój gatunek słynie z czułego słuchu. Ale po wczorajszym treningu nawet na to brakowało mi siły- odparłam chichocząc.
Fifi opowiedział mi o tym, ze nie tylko ja postanowiłam uczyć się Steel Wing od Edgara. Fletchling wspomniał o swoim bracie, który ponoć chwalił sobie ów ruch. Dowiedziałam się też bardzo istotnej, ale skądinąd dość logicznej zależności- jeśli będę karnie robić co do mnie należy, Edgar nie będzie aż tak surowy. Warto wiedzieć.
- Właściwie drobna rozgrzewka to nie taki głupi pomysł. Ale najpierw wrzucę coś na ząb, żeby mieć siłę przebierać skrzydłami. Skusisz się na jagódkę?- zaproponowałam.
Tymczasem Fifi zapytał czy mógłby oglądać jak trenuję.
- Wiesz, mi to nie przeszkadza i jak dla mnie mógłbyś nawet śmigać u mego boku. Nie wiem tylko jak na twoją obecność zareagowałby Edgar. Ale możesz spróbować zaryzykować- odparłam.
Plan przedstawiał się następująco- leciutkie śniadanko w postaci jagódki i łyczek wody, drobna rozgrzewka w postaci rundki czy dwóch po polance, czy też pomiędzy gałęziami okolicznych drzew i właściwie mogłam się meldować na dachu u Edgara.

GallAnonim - 2015-06-13, 10:57

- A skuszę. Dziękuję bardzo – rzekł grzecznie Fifi, kiedy zaproponowałaś mu podzielenie się swymi zapasami.
Tak więc wspólnie spałaszowaliście małe i lekkie śniadanko w postaci jagody.
- Spokojnie, nie bój się o mnie. Dobrze się schowam – odparł Fifi na twoje słowa – Edgar może to i Noctowl, ale jest już stary. Chociaż w nocy nadal wzrok mu dopisuje i poluje z mistrzowską wprawą, wiem bo sam widziałem, to w dzień już nie jest taki spostrzegawczy, jeśli idzie o większe odległości. Nawet mnie nie zobaczy. – Fletchling był bardzo pewny tego co mówił.
W każdym razie ty jeszcze łyknęłaś sobie łyk wody, po czym opuściłaś schronienie. Fifi też stamtąd wyleciał. Towarzyszył ci nawet podczas rozgrzewki, kiedy to śmigałaś kółeczko wokół polany. Kiedy jednak ty skierowałaś się w stronę dachu dużej chaty, Fletchling zdecydował się zamaskować w zaroślach. Po wylądowaniu, mogłaś podziwiać jak niebo na wschodzie, nad górami różowieje. Już wkrótce rąbek słońca wyłoni się zza widnokręgu i światło zaleje dolinę. Wtedy zacznie się twój trening zapewne, ale na razie możesz podziwiać piękno świtu.

Gwen Brown - 2015-06-13, 11:52

A zatem miałam towarzysza przy śniadaniu. Kiedy oboje się najedliśmy, mogłam opuścić swoje tymczasowe lokum. W międzyczasie Fifi zarzekał się, że postara się dobrze schować.
- Miejmy nadzieję. Niedługo będziemy mogli przetestować tę jego spostrzegawczość- stwierdziłam, żartobliwym tonem.
Postąpiłam zgodnie z propozycją Fletchlinga i śmignęłam kółeczko wokół polany, dla rozgrzania skrzydeł. No i żeby trochę pozbyć się zakwasów- nie od dziś wiadomo, że najlepszy na zakwasy jest ruch, aby je rozchodzić, lub jak w moim przypadku- rozlatać. Potem rozdzieliliśmy się- ja wylądowałam na dachu chatki Noctowla, a Fifi skrył się w zaroślach. Rozejrzałam się. Przyleciałam w samą porę- lada moment słońce wychyli się zza horyzontu. Tylko patrzeć jak zacznie się mój trening. Ale to nie wszystko. Wczoraj Edgar wspominał, że będę mu potrzebna. Ciekawe jakie będzie miał dla mnie zadanie?

GallAnonim - 2015-06-14, 10:43

W końcu słońce wyjrzało zza gór, olśniewając swoim światłem dolinę. Na przybycie Edgara musiałaś jednak czekać, aż promienie słoneczne dotrą do okien starej chaty. Dopiero wtedy usłyszałaś odgłosy wskazujące na pobudkę gospodarza. W końcu Edgar pojawił się obok ciebie na dachu.
- Punktualność. To mi się podoba – mruknął cicho, nie patrząc na ciebie, jakby próbował zamaskować, że ton głosu ma ciut mniej surowy niż wczoraj.
Noctowl potem się otrzepał, czemu towarzyszyła utrata kilku starych piór, zagulgotał żeby oczyścić gardło i rozejrzał po okolicy. Jeśli gdzieś tam w okolicznych krzakach chował się Fifi, to sowa raczej go nie wypatrzył. W końcu spojrzał na ciebie.
Wiesz dobrze co będziemy dzisiaj robić. Wpierw jednak przydałoby ci się rozgrzać. Jestem pewien, że wczorajsze ćwiczenie mocno dało ci się we znaki po pobudce – rzekł Edgar.
Cóż za zbieg okoliczności. Ty już jesteś po rozgrzewce.

Gwen Brown - 2015-06-14, 15:13

Dopiero kiedy słońce oświetliło okna w chacie, usłyszałam, że Edgar zaczyna się budzić. Po dość niedługim czasie pojawił się na dachu. Nawet odnosiło się wrażenie, że był zadowolony z faktu, że byłam już na miejscu. Tak na swój sposób. Zanim przeszedł do rzeczy wykonał jeszcze szereg kilku porannych czynności, jak otrzepanie się czy oczyszczenie gardła. Kiedy zaczął się rozglądać, zastanawiałam się czy wypatrzy Fifiego. Fletchling najwyraźniej dobrze się schował, bo Edgar nawet o nim nie wspomniał. W końcu Edgar wspomniał o rozgrzewce.
- Właściwie ja już jestem po rozgrzewce. Zrobiłam ją w ciągu tych kilku minut zanim słońce całkiem wzeszło i zanim pan się pojawił- odparłam.
Cóż, chyba powinno mu się to spodobać, bo będzie mógł od razu przejść do rzeczy. Ale gdyby nalegał, co mi szkodzi machnąć jeszcze jedną rundkę wkoło polany...

GallAnonim - 2015-06-17, 15:17

- A więc nie musimy tracić czasu, tylko przejdziemy prosto do rzeczy – rzekł Edgar, usłyszawszy, że jesteś rozgrzana. – Najpierw zajmiemy się podstawami teoretycznymi. Steel Wing, atak który czyni twoje skrzydła twardymi, niczym z metalu. Zapamiętaj jednak, że nie stają się one dosłownie metalowe. Ten chwilowy efekt jest osiągany dzięki odpowiedniemu pokierowaniu energią znajdującą się w twoim ciele i skupieniu ją w skrzydłach. Dobrze słyszysz w tym ataku oprócz kwestii czysto fizycznych ważne są również te bardziej duchowe. Tak więc, za nim zaczniesz ścinać skrzydłami drzewa oraz kruszyć głazy, musisz nauczyć się kontrolować swoją energię, a to przyda ci się nie tylko do Steel Wing, ale będzie również pomocne przy nauce innych ataków w przyszłości, zapewniam. Umiejętność ta z początku wymaga wyciszenia oraz skupienia. Dlatego naukę przeprowadzimy wewnątrz budynku. Za mną! – rozkazał Edgar i wrócił do wnętrza chaty.
Aj, Fifi sobie nie poogląda, ale w sumie nie zapowiada się, by było co oglądać, przynajmniej w tej części szkolenia.

Gwen Brown - 2015-06-17, 19:53

Edgar stwierdził, że możemy spokojnie przejść do rzeczy. Nie powiem, nawet mnie to ucieszyło. Na początku uraczył mnie odrobiną teorii. Cóż, już wcześniej miałam jakieś ogólne pojęcie czym może być Steel Wing, co dodatkowo rozjaśniło mi się po wczorajszej prezentacji tego ataku. Okazuje się jednak, że atak niby nieskomplikowany, ale uderza również w część umysłową. Brzmiało dość poważnie, ale skoro dałam radę z wczorajszym ciężarem, to i temu podołam. Przynajmniej dziś moje skrzydła będą mogły sobie odsapnąć. Przy okazji okazało się, że dziś ćwiczę w środku. Cóż, Fifi sobie wiele nie poogląda. Ale to nic- może będzie mógł mnie podglądać przy kolejnych ćwiczeniach.
Tak więc bez szemrania ruszam za Noctowlem. Ciekawe co będę musiała robić?

GallAnonim - 2015-06-19, 15:20

No to znowu znalazłaś się we wnętrzu chaty Edgara. Nie wiele tu się od wczoraj zmieniło.
- Zajmij sobie jakiekolwiek miejsce i zaczekaj tam – mruknął Edgar, przeszukując swój skansen. – Gdzie ja to dałem…
Trochę to trwało, ale w końcu Noctowl huknął zadowolony, po czym podleciał do ciebie. W dziobie trzymał coś, co wyglądało jak zwykła, szara, metalowa kulka.
- Może wygląda niepozornie, ale ta kulka ma pewne ciekawe właściwości, dzięki którym będę wiedział, czy robisz to dobrze – wyjaśnił. – A teraz usiądź, zamknij oczy i wycisz swój umysł. Myśli utrudniają wyczucie swojej własnej energii, więc trzeba się chwilowo pozbyć. Gdy już znajdziesz się w stanie pustki, sięgnij swym umysłem w głąb własnego ciała, aby odszukać ową energią. Musisz zrozumieć, że to coś więcej niż mięso, krew i kości. Jest w nim jest jeszcze coś, coś bardziej nieuchwytnego, ale bez czego nie można żyć i używać wielu ruchów. Gdy to wyczujesz, powiedz mi, a przejdziemy dalej – orzekł Edgar.

Gwen Brown - 2015-06-19, 15:49

W czasie gdy Edgar szukał czegoś wśród swojej kolekcji wszelakiego dobra, pozwoliłam sobie przysiąść w jakimś kątku. Kiedy Edgar wrócił, wyjaśnił mi co będę musiała zrobić. Wyciszyć się... Hm, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Ale jednak za którymś podejściem udało mi się osiągnąć chyba odpowiedni poziom pustki. Cóż, pierwsza część nie była tak zła, gorzej z tą drugą. Trochę nie bardzo wiedziałam jak się do tego zabrać. Uznałam, że chyba chodzi o ten rodzaj siły, który mnie "napędza". To nad czym nigdy jakoś głębiej się nie zastanawiałam bo po prostu się działo. Chyba zaczynałam łapać o co chodzi...
- Nie jestem pewna, ale chyba... chyba coś czuję- powiedziałam po dość długiej "medytacji".

GallAnonim - 2015-06-19, 21:47

Nie myślenie nie było wcale aż takie trudne. Po paru minutach faktycznie uzyskałaś odpowiedni efekt pustki. Potem jednak przyszła pora na tą trudniejszą część ćwiczenia. Wyszukanie w sobie tej bardziej niematerialnej cząstki własnego jestestwa nie było takie proste. Minęło trochę czasu nim stałaś się pewna, że faktycznie czujesz coś jeszcze oprócz fizycznej części swojego ciała. Była to rzecz bardzo nieuchwytna, ciężko skupić na tym umysł i zgubić tego, ale nie mogło być wątpliwości, że chodzi właśnie o to. Zakomunikowałaś o tym Edgarowi.
- Dobrze. A teraz nie ruszaj – rzekł Noctowl, kładąc na twojej głowie wspomnianą wcześniej kulkę. –[i] Zaraz przekonamy się, czy czujesz odpowiednią rzecz, bo teraz przejdziemy do dużo trudniejszego ćwiczenia: kontrolowania owej energii. Musisz ponownie się wyciszyć i wyczuć ową energię. Tym razem musisz jednak wyjść dalej i ją uchwycić swym umysłem. Wtedy trzeba doprowadzić do skupienia jej w odpowiednim, wybranym przez siebie miejscu w ciele. Na razie będzie to punkt, na którym znajduje się kulka. Skupienie energii w jednym punkcie jest dużo trudniejsze niż w powiedzmy całym skrzydle, ale jeśli nauczysz się tej sztuki, to drugie będzie dla ciebie dziecinne łatwe. No to do dzieła! Kulka nam powie, czy robisz to dobrze.

Gwen Brown - 2015-06-19, 22:35

A zatem powtórka z rozrywki. Najpierw wyciszenie, a potem znowu szukanie owej tajemniczej energii. Dodatkowo Noctowl położył mi na głowie jakąś kulkę. Nie bardzo wiedziałam jak ma mi ona pomóc, ale skoro ma to znaczy, że tak jest. Teraz miałam na prawdę dość wymagające zadanie. Wyszukać w sobie tę energię to jedno, ale skupić ją w miejscu gdzie czuję na sobie ową kulkę to już inna sprawa. Kiedy już wyczułam swoją energię po prostu starałam się jednocześnie myśleć o tym, jak przepływa w miejsce w pobliżu kulki. Tak jakby skupiam się na energii w ogóle i jednocześnie na tym gdzie ma być. Trudno powiedzieć czy mi to w ogóle wyjdzie, ale przecież nie jest powiedziane, że od razu załapię w czym rzecz. Ale się przynajmniej staram.
GallAnonim - 2015-06-23, 15:25

No to do dzieła, chciałoby się rzec. Tylko że z początku to nie bardzo wychodziło ci cokolwiek, a na pewno nie to czego oczekiwał twój nauczyciel. Wprawdzie im dłużej się nad tym skupiałaś, tym łatwiej było ci wyczuć energię płynącą przez twoje ciało, ale nijak nie byłaś w stanie zmusić jej do uległości, ba nawet zakłócić naturalnego przepływu nie potrafiłaś. Ale nie ma co się poddawać, prawda? Próbowałaś i próbowałaś, ciągle skupiałaś myśli na energii oraz na tym, gdzie ma się znaleźć, ale niewiele to dawało.
- Ariano – Edgar przerwał twoje skupienie, widząc że sobie nie radzisz. Głos miał szorstki i surowy, ale on miał tak zawsze. Nie wychwyciłaś jednak żadnej nuty złości, albo niecierpliwości. Czyżby on się spodziewał, że ci nie wyjdzie? – Do tego czasu pewnie już dobrze zaznajomiłaś się z odszukiwaniem energii, więc mam dla ciebie małą podpowiedź. Wyobraź sobie, że w twoim ciele znajduje się niezliczone ilość kanałów, a energia to wypełniająca je woda, która płynie w różnorakich, losowych kierunkach. A teraz myśl, że blokujesz te kanały, stawiasz na nich bariery tak żeby skierować wodę w innym niż dotychczasowy kierunku. Nie staraj się jednak zrobić tego na raz w całym swoim ciele. Idąc powoli od kończyn po tors, a w końcu w górę do głowy, a potem w kierunku kulki, systematycznie przekierowuj przepływ energii mentalnymi tamami – rzekł Noctowl, przyglądając ci się.
Cóż, chyba nie ma innej możliwości, jak skorzystać z jego rady.

Gwen Brown - 2015-06-23, 19:07

No cóż, powiedzmy to sobie szczerze- zadanie szło mi jak krew z nosa. Co bym nie robiła, nie umiałam poskromić wyczuwanej w sobie energii. Ale nie ma tego złego- przynajmniej nauczyłam się na wyrywki ją wyczuwać. No, przynajmniej tyle. Widząc, że nie bardzo sobie radzę, Edgar postanowił dać mi jakąś podpowiedź. Hm, sama chyba nic lepszego nie zdziałam. Nie było też powodów aby nie spróbować pójść za radami puchacza. A zatem pełne skupienie i postanowiłam pójść za jego radami- pomalutku i stopniowo wpływać na swoją energię, aby zaczęła przepływać tam gdzie powinna. Tak po kawałku, jak też doradzał mi Edgar. Może akurat teraz się uda?
GallAnonim - 2015-06-27, 18:54

Nie można powiedzieć żebyś nagle rzecz opanowała, ale kiedy zabrałaś się za to wedle rad Noctowla, czyli przekierowywałaś energię powoli, kawałek po kawałku, od razu odniosłaś wrażenie, że coś się zmieniło w przepływie twojej mocy. Udało ci się ją zakłócić. Kilka prób dalej, a zaczęłaś ją przekierowywać w jednym kierunku. W końcu jako tako zdołałaś ją skupić w żądanym miejscu, a wtedy kulka spoczywająca na twojej głowie... no zaświeciła lekkim blaskiem. Nic spektakularnego, nie mniej Edgar wyglądał na zadowolonego.
- No Ariano, zdołałaś właśnie przejść tą część treningu, przy której odpada większość moich uczniów. Będziesz musiała jeszcze dużo ćwiczyć, ale w pewnym momencie kontrola nad energią stanie się dla ciebie czymś instynktownym, a twoje zdolności walki znacznie wtedy wzrosną. Myślę jednak, że na razie ci wystarczy. Minęło już południe, więc pora na drugą pozycją w rozkładzie dnia. Dam ci jednak czas odpocząć. Chcę cię tutaj widzieć za godzinę – mruknął Edgar i odleciał zająć się swymi sprawami.
To było zadziwiające jak szybko zleciał ci czas na tych ćwiczeniach, prawda. Zdałaś sobie z tego sprawę dopiero, gdy zwrócił ci na to uwagę twój nauczyciel, a ty przestałaś utrzymywać skupienie. Wtedy też obudził się głód oraz zmęczenie. Oj, przyda ci się odpocząć zanim dowiesz się, co planuje dla ciebie w dalszym ciągu dnia Edgar.

Gwen Brown - 2015-06-27, 19:45

Cóż, nie szło mi za dobrze. ale kto powiedział, że początki są łatwe? Trochę to zajęło, ale dzięki radom Edgara, próbowałam i próbowałam aż się udało. Nawet nie spodziewałam się, że zajmie to aż tyle czasu. Niemniej, opłacało się. Jedno było pewne- w wolnych chwilach będę próbować takich treningów umysłowych. Na razie jednak Noctowl dał mi godzinkę przerwy. Akurat w sam raz aby co nieco odsapnąć i coś przekąsić. Nawet nie spodziewałam się, że takie dumanie jest tak męczące.
Tymczasem skinęłam głową na znak, że wszystko zrozumiałam, a potem skierowałam się ku "swojej" chatce. Ciekawe czy Fifi jeszcze kręcił się w pobliżu? W sumie nawet by mi się przydał. Na razie nie miałam albo siły albo czasu na dalszą eksplorację okolicznych terenów i póki co znalazłam jedynie wodopój. Tymczasem zapasy moich jagódek powoli acz nieubłaganie zaczynają się uszczuplać. Trzeba by zasięgnąć informacji gdzie się kierować, gdyby przyszło mi uzupełnić prowiant. Na szczęście póki co głód mi nie straszny- zakładając, że nikt nie ruszał moich zapasów.

GallAnonim - 2015-06-29, 23:25

Tak więc raz jeszcze opuściłaś chatę Edgara i poleciałaś ku tej drugiej. W środku zastałaś czekającego na ciebie Fifiego. Kapitalnie, nie będziesz musiała go szukać, aby zapytać o okolicę oraz możliwe źródła pożywienia.
- Hej Ariano. Niewiele udało mi się zobaczyć z twojego treningu – rzekł ze śmiechem. – Kiedy zaglądałem przez okna widziałem jak medytujesz, czy coś, a nie żebyś uczyła się ataku. Co ci staruszek Edgar kazał robić? – zapytał z ciekawością.
Ty tymczasem dobrałaś się do swoich zapasów i skonsumowałaś kolejną jagódkę. No cóż, prawda to, że zapasy przyda się niedługo odnowić. Teraz jednak, gdy brzuszek pełen, można śmiało odpocząć przez resztę danego ci czasu oraz rozmówić się z Fletchlingiem.

Gwen Brown - 2015-06-30, 12:37

Ku mojej radości, rudzik nie odleciał gdzieś lecz nie wiadomo gdzie, a czekał sobie w tej drugiej chatce. Cóż, przynajmniej będę mogła od razu wypytać go o to i owo. Tymczasem zauważył, że dziś większość czasu medytowałam.
- Właściwie to jest część mojego programu nauki- odparłam w międzyczasie wydobywając jedną z jagódek.
- Nawet nie masz pojęcia jakie to główkowanie jest męczące. Ale z tego co mówił Edgar ma sens. Chodzi o to, abym umiała poskromić swoją wewnętrzną energię i przekierowywała ją w odpowiednie miejsca. W moim wypadku chodzi o skrzydła, ale Edgar mówił, że przyda mi się to również przy nauce innych ataków w przyszłości. Dziwne, pokrętne, ale wydaje się nie takie głupie. A teraz dał mi godzinkę przerwy, bo potem będę mu do czegoś potrzebna. Specjalnie mnie dzisiaj aż tak nie męczył, ale nie wiem co tak jeszcze dla mnie zaplanował- opowiedziałam mu, siadając obok na belce.
Mogłam się spokojnie "rozwalic" na wszystkie boki. Miejsca było aż nadto, ale nie ukrywam, że lubiłam się trochę powałkonić w ten sposób. Tymczasem atmosfera była wręcz idealna, aby popytać Fifiego o kilka spraw.
- Fifi, tak właściwie to mam do ciebie kilka pytań, jako że jesteś tutejszy i znasz teren. Na razie nie bardzo miałam czas czy siłę, aby jakoś się porozglądać po okolicy i jak na razie wypatrzyłam jakiś wodopój kawałek stąd. Chodzi o to, że póki co mam jeszcze swój zapasik jagód, ale i te kiedyś się skończą. Przechodząc do sedna- jest tu w okolicy jakieś miejsce, aby można było sobie uzbierać jakiś następny zapasik prowiantu?

GallAnonim - 2015-07-04, 12:30

Fifi słuchał twoich wyjaśnień z dość nieodgadnioną miną.
- A ja myślałem, że nauka ataków to kwestia powtórzenia parę razy odpowiedniej sztuczki – rzekł w końcu. – Ale z tego co mówisz, rozumiem, że Edgar jako nauczyciel nie jest tak wredny, jak normalnie
Fletchling zachichotał, kiedy rozłożyłaś się jak królowa na belce, ale spoważniał, kiedy pytałaś go o okolicę.
- Chmy, no właściwie jest w okolicy kilka miejsc odpowiednich na jagodobranie. Nie leżą one w najbliższej okolicy chaty, jak wspominany przez ciebie wodopój, ale jeśli polecisz trochę dalej, na pewno na nie trafisz. To zwykłe leśne polany, które niezbyt się rzucają w oczy, więc ciężko byłoby mi wytłumaczyć, jak do nich trafić. Musiałbym cię poprowadzić, a ty, jak widzę, chcesz odpocząć zanim Edgar cię znowu weźmie w obroty. W sumie co planujesz robić, jak nauczysz się już Steel Wing? – zapytał cię Fifi, który chyba zamierzał dotrzymać ci towarzystwa podczas twojej przerwy.

Gwen Brown - 2015-07-04, 15:45

- Śmiechem, żartem, ale myślałam podobnie- odparłam z chichotem.
Tymczasem Fifi opowiedział mi co nieco o tym, o co pytałam. Okazało się, że pewnie znalazłoby się jakieś miejsce do pozbierania kilku jagód, ale są to miejsca niezbyt rzucające się w oczy. Że najlepiej by było, gdyby mnie tam zaprowadził. Cóż, dziś chyba to sobie daruję. A przynajmniej na razie. Fifi wspomniał, że te polanki leżą kawałek stąd, więc bałam się, że nie wystarczy mi przerwy aby polecieć tam, pozbierać to i owo, a potem wrócić na czas. Trzeba będzie wybrać sobie na ten cel jedną z dłuższych przerw. Może dziś, kiedy skończymy z Edgarem, to co tam mamy robić? Zobaczy się.
- Nie można powiedzieć, Edgar się nie cacka ze swymi uczniami. Zobaczę kiedy dzisiaj skończymy z Edgarem. Może wtedy moglibyśmy polecieć na jedną z tych polanek? Pytasz co zrobię potem, kiedy już opanuję ten atak? Trudno powiedzieć. Pewnie polecę gdzieś dalej, szukać kolejnego nauczyciela- odparłam.

GallAnonim - 2015-07-05, 20:07

- Widzę, że ambitna jesteś – Fifi pokiwał z uznaniem głową na twoje plany. – Może uczyć to mi się za bardzo nie chce, ale też bym trochę pozwiedzał świata, jednak cóż, boję się trochę opuścić dolinę. Jeśli po skończeniu nauki u Edgara będziesz chciała, mogę cię zabrać do brata. To jedyny pokemon jakiego znam, który wyprawia się poza otaczające nasz zakątek góry, więc może będzie cię mógł gdzieś pokierować – Potem się trochę zamyślił. – Co do poprowadzenia cię na jedną z polanek… no cóż, zaraz muszę lecieć, bo rodzice zaczną się martwić i nie wiem, czy uda mi się wieczorem wyrwać, bo pewnie wtedy stary zgred da ci spokój. Jeśli nie będzie mnie tutaj przed zachodem, to nie czekaj na mnie – wyjaśnił Fifi. – W każdym razie jutro rano na pewno cię jeszcze odwiedzę, bo chcę zobaczyć tą naukę Steel Wing, a na razie się żegnam. Do zobaczenia Ariano – rzekłszy to, Fletchling odleciał, pozostawiając cię samą na resztę przerwy.
Tymczasem czas leciał i powoli zbliżał się koniec twojej laby. Niedługo będziesz musiała sama lecieć.

Gwen Brown - 2015-07-05, 21:19

No proszę. Dzięki Fifiemu wiem teraz do kogo się udać jeśli nie uzyskam od Edgara jakichś sensownych informacji o swoim kolejnym nauczycielu. Mogło to być dość prawdopodobne- sądząc z charakteru Noctowla mógł nie lubić konkurencji w tym względzie. Na razie jednak muszę opanować Steel Wing, aby w ogóle myśleć o dalszych posunięciach. Tymczasem wygląda na to, że może nam się nie udać zgrać nawzajem z czasem.
- Rozumiem. Najwyżej sama się trochę rozejrzę gdybyś nie mógł przylecieć. Do zobaczenia!
Fifi niedługo potem odleciał, zarzekając się, że jutro z pewnością wróci podglądać mój trening. Tymczasem mój czas wolny powoli się kończył. Wzniosłam się leniwie w powietrze i poszybowałam ku chatce Edgara. Kiedy pora będzie najbliższa końcowi tej mojej wolnej godzinki, wlecę do środka. Wolałam nie robić tego od razu mając jeszcze te kilkanaście minut w zapasie, a raczej kiedy zostanie ich już tylko kilka. Mniejsza szansa na opieprz za przeszkadzanie.

GallAnonim - 2015-07-07, 09:24

Nie po raz pierwszy i jeszcze nie po raz ostatni, pokonałaś przestrzeń między chatami. Przysiadłaś chwilę na dachu legowiska Edgara, co by nie wlecieć za wcześnie. Gdy już było zdecydowanie bliżej końca twojej przerwy, wleciałaś przez otwór w dachu do środka. Cóż takiego zastałaś w środku?
Twój nauczyciel nabazgrał jakiś pełen wzorów krąg na środku podłogi, a na jego brzegach poustawiał jakieś dziwaczne przedmioty. Szczerze mówiąc, patrząc na to, przypomniałaś sobie tajemniczą aurę towarzyszącą Zirri i jej czarom. Można więc wnioskować, że cokolwiek to jest, ma związek z magią. Jednakże gdzie był Edgar?
Zaraz go znalazłaś, a właściwie usłyszałaś. Stary Noctowl stał na stole, pośród swoich mądrych książek i najzwyczajniej w świecie chrapał. Musiało mu się przysnąć, co zresztą można zrozumieć. Noctowle to raczej nocne stworzenia.

Gwen Brown - 2015-07-07, 13:29

Odczekałam co nieco na dachu, a potem wleciałam do środka. Jak się okazało, musiałam nieco uważać, bowiem Noctowl rozrysował na podłodze jakieś dziwaczne symbole. Jakieś kręgi, jakieś zawijasy, jeszcze poustawiał jakichś rozmaitych przedmiotów... Atmosfera prawie jak w jaskini Zirri- ona też miała rozrysowane jakieś symbole. Jakby na to nie patrzeć, na pewno chodziło o jakiś rodzaj magii. mogło być ciekawie. Tylko... gdzie Edgar? Cóż, okazało się, że przysnął sobie na stole. Nie zdziwiłabym się gdyby już wcześniej, kiedy mnie odsyłał, urządzał sobie takie drzemki. Nie miało to jednak większego znaczenia. Z początku nie bardzo wiedziałam co z tym fantem zrobić. Postanowiłam poczekać jeszcze kilka minut i jeśli Edgar sam się nie ocknie, to jakoś delikatnie go obudzić.
GallAnonim - 2015-07-10, 10:32

Tak więc czekałaś, minuty leciały, a Edgar wciąż chrapał w najlepsze i nie wyglądało na to, aby miał się prędko obudzić, a przynajmniej bez niczyjej pomocy. Musiałaś zatem sama przerwać tą drzemkę. Jednakowoż szepty i poszturchiwania to było za mało. Szczerze mówiąc, dopiero jak się wydarłaś ile sił w płucach, Noctowl leniwie otworzył powieki i zdziwił się nieco, widząc ciebie tutaj.
- Ariana? Przecież mówiłem żebyś… – odezwał się, ale zamilkł w pół słowa.
Pewnie myślał, że godzina jeszcze nie minęła, ale po tym, jak nagle zawstydzony zamknął dziób, można wnioskować, że zrozumiał swój błąd, a ty zastałaś go podczas drzemki. Wtedy Edgar otrzepał się, aby rozbudzić, odchrząknął i zmierzył swoim zwyczajowym, surowym wzrokiem, udając, że nie było sprawy.
- W każdym razie pewnie widziałaś krąg? – zapytał się ciebie, spoglądając w jego stronę. – To jest magiczny krąg. Nie jestem może żadnym pokemonowym czarownikiem, ale dzięki latom badań, nauczyłem się tego i owego. Dzięki temu kręgowi, będę w stanie zbadać rzucone na ciebie zaklęcie, jaki jest jego cel oraz natura, a może dowiem się także czegoś o tej Zirri. Istoty tak swobodnie korzystające z magii należą do zdecydowanej rzadkości. Ba, sam nigdy takiej nie spotkałem – Edgar, machnął potem skrzydłami i zeskoczył na podłogę, gdzie stanął obok kręgu – Jak będziesz gotowa, stań w środku i z góry ostrzegam, że badanie może ci się wydać nieprzyjemne – zawołał do ciebie.

Gwen Brown - 2015-07-10, 13:02

Jak po chili się okazało, Edgar miał dość mocny sen. Nie bardzo szło go dobudzić, ale w końcu się udało. Z początku chyba nie bardzo wiedział co zaszło i nawet zbierał się do lekkiego opierniczenia mnie. Na szczęście szybko załapał, że ja jestem niewinna i że zwyczajnie mu się przysnęło. Nie czekając jednak zbytnio, przeszedł do wyjaśnienia mi co będziemy robić. Hm, czyli ten krąg faktycznie ma coś wspólnego z magią...
- No dobrze. Bardziej gotowa już chyba nie będę- stwierdziłam i wylądowałam pośrodku kręgu.
Nie bardzo wiedziałam co może mnie tam spotkać, ale wierzyłam, że Noctowl wie co robi i może mnie nie ubije. A jak trochę popiecze czy poboli to może nie umrę. W końcu układ był układ...

GallAnonim - 2015-07-14, 14:42

Gdy usłyszał twoją zgodę, Edgar zaczął mruczeć jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa i machać skrzydłami. Krąg wokół ciebie zaświecił bladym blaskiem. Poczułaś mrowienie na całej szerokości swojej skóry, ale póki co nic innego. Tymczasem Noctowl zacmokał.
- Pierwszy raz widzę, aby krąg reagował tak mocno na żywą istotę – rzekł, po czym wrócił do inkantowania.
Wtedy dopiero zrobiło się dziwnie. W pomieszczeniu jakby pociemniało i przestały do was dochodzić odgłosy z zewnątrz chaty. Mrowienie zaś zmieniło cię w takie uczucie, jakby setki igieł dźgały całe twoje ciało i zewnątrz i w środku. Ból nie był jaki przytłaczający, ale dość silny byś nie mogła się powstrzymać od jęków. O ucieczce nie mogło być mowy, bo mięśnie z trudem słuchały twojej woli. Tymczasem Edgar przymknął oczy, a dalsze słowa zaklęcia mruczał doś sennym głosem, jakby wszedł w jakiegoś rodzaju trans. Minęło kilka minut. Nagle sowa ocknął się z dość przerażoną miną, ciebie cało zaczęło boleć niemiłosiernie, a krąg zaświecił oślepiająco i nastąpił wybuch, po którym przez chwilę nic nie widziałaś.
Kiedy wszystko się uspokoiło, ty nadal stałaś tam, gdzie stałaś i znikło uczucie kłucia oraz mrowienia, chociaż pozostały po nich nieprzyjemne wrażenia. Gorzej wyglądało twoje otoczenie. Wybuch odepchnął i powywracał wszystko w tym pomieszczeniu, co nie było wystarczająco ciężkie, aby się oprzeć, a szyby w oknach popękały. Nawet Edgar został odepchnięty przez falę uderzeniową i wygrzebywał się teraz spod własnych bibelotów, które go przysypały. Cóż to się stało?

Gwen Brown - 2015-07-14, 14:53

Cóz, z początku nie było najgorzej. Kiedy Edgar zaczął mruczeć jakieś zaklęcia czułam się tak jakby oblazło mnie stadko mrówek. Potem faktycznie zrobiło się dość nieprzyjemnie. Zupełnie jakby te mrówki miały jakieś towarzyszki wędrujące sobie pod moją skórą i naraz obie grupki zaczęły mnie kąsać. Nie fajnie. Ból był z gatunku tych upierdliwych, ale do wytrzymania. W miedzyczasie to całe magikowanie jakby się wzmogło. Zrobiło się jakoś tak ciemniej i nie słychać było nic z zewnątrz... Tymczasem Noctowl wpadł w jakiś trans, a kiedy się wybudził zdązyłam tylko zobaczyć, że coś go wystraszyło, a potem coś musiało się pochrzanić bo jak nie strzeliło! Łup, sru i stałam w tym kręgu jak ta sierotka Marysia, a dookoła mnie totalny bajzel. Edgara aż odrzuciło między jego kolekcję rozmaitych przedmiotów. O kurcze... Ciekawe co się stało?
- Panie Edgarze, w porządku?- zapytałam otrząsnąwszy się z pierrwszego zaskoczenia.
- Co własciwie się stało? Przez chwilę wyglądał pan na wystraszonego- powiedziałam podchodząc do sowy.

GallAnonim - 2015-07-16, 10:25

Edgar obejrzał oraz podotykał swoje ciało, czy nie ma jakiś ran, ale wyglądało na to, że jedyna szkoda jakiej doznał, to parę siniaków i utrata kilku piór.
- Nic mi nie jest, Ariano – mruknął w końcu, otrzepując się z kurzu. – A co do tego co się stało… Nie jestem do końca pewien. Spotkało mnie coś takiego pierwszy raz. Pierwszy raz też spotkałem się z taką magią. Jej rodzaj i moc… Nie sądziłem, że taka magia istnieje jeszcze na świecie. Chmy, ten wybuch mógł zostać spowodowany tym, iż to zaklęcie nie chciało dać się zbadać. Pomijając niuanse mojego kręgu, kiedy próbowałem sięgnąć głębiej, aby przyjrzeć się strukturze czaru to musiało sprawić, że mój magiczny krąg wymknął mi się spod kontroli, a efekty widzisz dookoła. Mogę powiedzieć tylko tyle, że faktycznie powinnaś być odporna na ludzkie urządzenia zwane pokeballami, a magia tej Zirri bierze się z czegoś bardzo starożytnego. Mówiłaś, że miała laskę z klejnotem, czyż nie? – zapytał cię Edgar. – Muszę przejrzeć swoje zbiory, aby dowiedzieć się czegokolwiek o tym i nie chcę żeby ktoś mi przeszkadzał. Innymi słowy wynoś się – oznajmił ci. – Zapewniam jednak, że o poranku odbędzie się druga lekcja Steel Wing. A teraz idź się zająć sobą, gdzieś poza moją chatą

Gwen Brown - 2015-07-16, 17:44

Na szczęście Edgarowi nic się nie stało. Upewnił się tylko w przekonaniu, że może być tak jak mówiła mi Zirri i mogę być odporna na "złapanie" przez ludzi. Jak dla mnie była to doskonała wiadomość, bo nawet gdyby nie udało mi się uciec przed takim spotkaniem, zawsze miałam to dodatkowe zabezpieczenie.
Tymczasem Noctowl postanowił poszukać jakichś informacji na temat laski, którą miała Czarownica. Dzięki temu zyskałam dodatkowy czas wolny, który mogłam przeznaczyć na badanie okolicy. Na początek skierowałam się do "swojej" chatki, aby sprawdzić czy Fifiemu udało się znaleźć nieco czasu i przylecieć. To byłoby dla mnie najkorzystniejsze, bo rudzik po prostu zaprowadziłby mnie w określone miejsca. Cóż, zaraz się okaże czy tam jest, czy też go nie ma i spotkamy się dopiero jutro.

GallAnonim - 2015-07-20, 20:29

Po tym, jak, mówiąc wprost, zostałaś wypędzona przez Edgara, po raz kolejny i nie ostatni pokonałaś niewielką przestrzeń dzielącą dwa budynki. Niestety, chociaż rozglądałaś się po kątach oraz wołałaś, Fifiego nie było ani w chacie, ani w jej okolicy. Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że u Noctowla nie spędziłaś za wiele czasu. Trwało właśnie nie takie jeszcze późne popołudnie, więc do zachodu, w okolicy, którego obiecał się pojawić Fletchling, jeśli znajdzie czas, jeszcze sporo brakuje. Cóż, możesz usiąść i poczekać trochę na ptaszynę, albo nie marnować czasu i pofrunąć sama na wycieczkę krajoznawczą.
Gwen Brown - 2015-07-20, 20:48

Kiedy doleciałam do chatki zaczęłam rozglądać się za Fifim. Niestety rudzika nie było nigdzie widać. W sumie nic dziwnego- to zamieszanie z kręgiem magicznym nie trwało zbyt długo. Fifi wspominał coś, że może pojawi się gdzieś bliżej wieczoru, jak zacznie zachodzić słońce. A do tego czasu było jeszcze dość daleko. Stwierdziłam, że nie ma co czekać, tym bardziej, że Fletchling zaznaczył, że albo się pojawi, albo i nie. Postanowiłam więc porozglądać się na własną łapę. Zanim jednak ruszyłam w siną dal, porozglądać się po okolicy, uznałam ,że niegłupio byłoby zabrać se sobą moją torbę. Kto wie co znajdę na takiej wycieczce krajoznawczej, a nie wykluczone, że trafi mi się coś, co byłoby średnio poręcznie tachać w łapach. Dlatego wysypałam swój zapas jagódek i wyjęłam tykwę z wodą, dokładnie je maskując przed ewentualnymi, nie proszonymi gośćmi. Zarzuciwszy sobie torbę na krzyż, już miałam lecieć kiedy pomyślałam, że trochę by wyło nie fajnie w stosunku do Fifiego, że gdyby jednak przyleciał i musiał na bezdurno na mnie czekać. dlatego postanowiłam zostawić mu jakąś wiadomość. Hm, powierzchnia belki, na której zwykle się spotykamy nie wydawała się zbyt twarda. Postanowiłam wydrapać na niej napis tej treści:"Latam po okolicy, nie czekaj. A." To powinno wystarczyć, a potem zawsze mogę całość zdrapać, aby nie było potem nieporozumień. Po załatwieniu tego wszystkiego mogłam lecieć. Postanowiłam poruszać się mniej więcej na wysokości koron drzew, tak aby widzieć to co jest pod gałęziami i jednocześnie nie wychylać się krążącym wyżej po niebie pokemonom. Ostrożności nigdy dość! Zobaczymy, czy uda mi się coś znaleźć samej. Przy okazji staram się zapamiętać drogę, którą lecę. Głupio by było się zgubić. Chociaż, właściwie nie jest powiedziane, że muszę sobie urządzać jakiś nie wiadomo jaki maraton. Z resztą, w razie co chatki stoją na polanie- zawsze mogłam wznieść się wyżej i porozglądać. Nie mniej wolę być czujna i nie szaleć.
GallAnonim - 2015-07-23, 13:35

Pomyślawszy, że nie ma co czekać na Fifiego, który z resztą albo przyleci, albo nie, postanowiłaś się wybrać na samotną eksplorację. Jednakowoż, przed wyruszeniem, opróżniłaś swoją torbę z jagód i butelki, by móc ją zabrać, a potem ewentualnie wypełnić nowym dobrem, które być może znajdziesz. Wyjęte przedmioty upchnęłaś do swojej skrytki. Tam będę raczej bezpieczne. Pomyślałaś jeszcze o tym, że głupio byłoby wystawić Fletchlinga na wiatr, gdyby jednak przyleciał i wydrapałaś na belce napis głoszący, by nie czekał na ciebie. Kaligrafia nie jest może twoją mocną stronę, ale Fifi powinien się doczytać. No to formalności załatwione, można ruszać.
Opuściłaś zatem chatę, a potem śmignęłaś w pierwszym lepszym kierunku i zgodnie z planem leciałaś tuż nad koronami drzew, aby widzieć to co masz pod sobą oraz móc schować się przed ewentualnym drapieżnikiem. Na twoje szczęście niebo było czyste, chociaż chmurzyło się nad odległym horyzontem. Być może wieczorem będzie kolejna ulewa. Na razie jednak nie musiałaś przejmować się deszczem.
Fifi mówił prawdę, że polany nie leżą w pobliżu chaty. Chwilę musiałaś pomachać skrzydełkami, za nim zauważyłaś kawałek terenu pozbawiony drzew. Lecisz szukać tam jagód?

Gwen Brown - 2015-07-23, 14:12

Kiedy załatwiam co miałam do załatwienia, mogłam lecieć. Miło było tak poczuć wiatr w futerku i lecieć w miarę na luzie. Szczególnie, że nadal miałam w pamięci trening siłowy i te wszystkie rundki wokół chaty Edgara. Tymczasem uważnie rozglądałam się po okolicy. Cóż, Fifi miał w tym względzie rację- te polanki nie leżały zbyt blisko. Niemniej po kilku minutach udało mi się zobaczyć jakiś bezdrzewny skrawek. Świetnie. Tyle tylko, że nie zamierzałam lecieć ku niemu ot tak, prosto z mostu. Taka polanka to zdradliwa rzecz- widać cię niczym na talerzu. Niekiedy dosłownie i w przenośni. Wolałam na początek usiąść na gałęzi jakiegoś pobliskiego drzewa i zlustrować samą polankę, jak i jej okolicę. Dopiero kiedy będę pewna, ze jest bezpiecznie sfrunę niżej. Przy okazji, z drzewa zorientuję się czy w ogóle jest po co sfruwać i czy nie lepiej szukać innej polanki.
GallAnonim - 2015-07-26, 15:27

Nie da się ukryć, że taka otwarta przestrzeń, jak leśna polana, może być bardzo niebezpiecznym miejscem, jeśli wparuje się tam bez uprzedniego zrobienia zwiadu. Mając to na względzie, usiadłaś na gałęzi drzewa znajdującego się możliwie blisko owej polany. No i zaczęłaś się oglądać. Drapieżników w okolicy żadnych nie zlustrowałaś, a krzaczki jagodowe faktycznie tutaj rosły, ale był pełen kłopot. Rośliny były całkiem oblezione przez co najmniej kilkadziesiąt poke-gąsienice, Weedle, Caterpie, Wurmple i Scatterbugi, które w najlepsze pożerały owoce oraz biły między sobą o dostęp do nich. Nie ma co, jeśli byś chciała tu coś zdobyć, musiałabyś stoczyć walkę, albo uderzyć z zaskoczenia i rąbnąć jakąś jagódkę. Pytanie jednak, dlaczego tyle gąsienic z różnych gatunków rzuciło się na tą polankę? Toż to rzadko się coś takiego zdarza.
Gwen Brown - 2015-07-26, 16:06

Zgodnie z planem, przysiadłam sobie na jakiejś gałęzi coby ogarnąć spojrzeniem polankę. Jak się okazało rosło tu nawet sporo krzaczków jagodowych. Ale nie było się z czego cieszyć, bo dość mocno oblazły je rozmaite poke-gąsienice. Nie powiem, aż się zainteresowałam, bo nie co dzień widać taki dziki spęd. W pierwszej chwili miałam nawet chęć odlecieć, ale postanowiłam zostać i poobserwować. Hm, pamiętam jak Nestor opowiadał o tym, że niektóre z jagód pomagają ewoluować niektórym pokemonom, wpływając na poziom ich szczęścia życiowego. Z tym, że żadne gąsieniczki nie ewoluowały w ten sposób, tego byłam niemal pewna. A zatem to pewnie nie chodziło o ten rodzaj jagód. A więc o co? Postanowiłam przyjrzeć się bliżej temu zamieszaniu. Zerwałam się w powietrze i poszybowałam ku najbliższej grupce gąsienic, zaciekle okupujących skupisko krzaczków. Zaraz też posłałam ku nim porcję Supersonic. Solidna porcja dźwięków powinna oszołomić je na jakiś czas. Wystarczający, abym mogła przyjrzeć się lepiej pożeranym przez nie jagodom, a nawet porwać w locie jedną czy dwie. Ewentualnie całą gałązkę jak mi się uda. Nie wypatrzyłam wcześniej żadnych drapieżników, więc raczej nikogo nie powinnam tu ściągnąć, a nawet gdyby ktoś się napatoczył to stado gąsienic wydawało się łatwiejszym kąskiem niż uciekający po krzakach nietoperz mojej wielkości. Przynajmniej tak mi się wydawało.
GallAnonim - 2015-07-27, 10:15

Zaciekawiona tym dziwacznym zbiegowiskiem, postanowiłaś zbadać sprawę. Podleciałaś więc do najbliższego, zajętego przez gąsienice krzaka i oszołomiłaś je Supersonicem. Nie miałaś jednak zbyt wiele czasu na oglądanie jagód na roślinie. Gąsienice z innych widząc intruza, czyli ciebie, zaczęły wściekle strzelać pajęczymi nitkami. Atak może nie szczególnie groźny, celny i o małym zasięgu, ale przy takiej ilości pajęczyny mogły tak cię oblepić, że uniemożliwiłyby ci latanie. Znalazłabyś się wtedy w zasięgu kilkudziesięciu wściekłych robaków, każdy jeden słaby, ale jak wiadomo, w kupie siła. Spojrzałaś więc chwilę na jagody, a potem porwałaś jedną z nich i oddaliłaś się z zagrożonego rejonu z powrotem na drzewo. Gąsienice zaraz wróciły do konsumpcji.
Więc jak wyglądały jagody rosnące na polance? Jak słusznie zauważyłaś, nie powinny to być te podnoszące szczęście i faktycznie, to na pewno nie ten gatunek. Ich kształt przywiódł ci jednak na myśli inny rodzaj, niezwykle rzadki, o którym słyszałaś kiedyś od Nestora, ale sama nigdy nie widziałaś. Taka jagoda zwiększa siłę pokemona, który ją zje. Tak, owoc wyglądał, jak Enigma, ale czułaś, że coś było nie tak. Enigmy nie powinny występować w takich skupieniach i do tej pory te żarłoczne gąsienice powinny już ewoluować w swoje formy kokonów, albo i dalej. Tajemnicza sprawa.

Gwen Brown - 2015-07-27, 16:56

Jak pomyślałam, tak tez zrobiłam. Okazało się jednak, że niechcący mogłam się wpakować w niemałe kłopoty. Nie przewidziałam, że te robaczki zamiast skupić się na jedzeniu, będą jeszcze zajadle kontratakować. Nie to, ze się ich bałam. Prawdę mówiąc nie były jakimiś wymagającymi przeciwnikami. Jednak to nie w sile leżał problem, ale w ogólnej ilości robaczków, a tych było całe multum. Zanim obstrzelały mnie swoją pajęczyną i unieruchomiły na amen, udało mi się zerwać jedną z jagód i odlecieć na bezpieczniejszą odległość. W tym czasie robaczki powróciły do tej dziwacznej uczty. Mogłam się uważniej przyjrzeć zerwanemu owockowi. Cóż, z całą pewnością nie były to jagody uszczęśliwiające. Tego byłam pewna. W takim razie czym były? Zaraz, a może to... Enigmy? Tak, Nestor coś o nich wspominał. Nigdy nie udało mu się pokazać mi jak wyglądały, ale pamiętałam jak mi je opisywał. Gruszkowaty kształt, czarno-biała skórka. Tak, to na pewno Enigmy. Ale coś się nie zgadzało. Nestor mówił, że są strasznie rzadkie- głównie dlatego nigdy mi ich nie pokazał, po prostu nie mógł jakichś znaleźć. Tymczasem tutaj wydawało się, że rośnie Enigma na Enigmie. Było też drugie "ale". Enigmy wpływały na wewnętrzną siłę i mogły pomóc przyspieszyć ewolucję. Tylko, że skoro te wszystkie gąsieniczki tak zajadle się nimi obżerają, już dawno powinny przejść kolejne ewolucje i skończyć w finalnej formie. A te żarły i żarły, ale pozostawały takie same. Działo się tutaj coś dziwnego. Jeszcze raz dokładniej przyjrzałam się zerwanej jagodzie, po dłuższej chwili wrzucając ja do torby. Niby Enigma, ale nie Enigma... Ta cała sytuacja była co najmniej zastanawiająca. Postanowiłam poobserwować jeszcze chwilę i zobaczyć co się stanie. Wrócić do chatki, albo polecieć dalej mogłam w każdej chwili, a takie dziwne zbiegowisko nie zdarza się co dzień.
GallAnonim - 2015-07-29, 12:36

Tak więc, po schowaniu dziwnej niby enigmy do torby, zostałaś jeszcze na miejscu obserwując rozwój wypadków. Nie działo się jednak nic nowego. Gąsienice dalej jadły, dalej kłóciły się o dostęp do owoców, a część z nich tak się objadła, że leżały do góry nabrzmiałymi brzuchami niezdolne do ruchy.
- Też cię ciekawi to zbiegowisko? – usłyszałaś cichutki głos.
Przez chwilę nie mogłaś wypatrzeć jego źródła. W końcu coś cię tknęło i spojrzałaś do góry. Na pnie drzew, na którego gałęzi siedziałaś, nieco nad twoją głową przycupnął mały, pajęczy pokemon, Spinarak. Nie był agresywny wobec ciebie i zupełnie nie interesował się jagodami. Wyglądał raczej na zirytowanego.
- Tak się kończy, gdy głupia plotki dosięgnie uszu bandy kretynów – prychnął, spoglądając na gąsienice. – Tylko popatrz na tych obżerających się idiotów
Zdaje się, że pająk obserwuje wydarzenia na polance dłużej od ciebie. Być może wie coś więcej o tym wszystkim.

Gwen Brown - 2015-07-29, 12:53

Niespodziewanie okazało się, że nie tylko ja byłam obserwatorem tego niecodziennego zajścia. Nieco wyżej, na tym samym drzewie przycupnął sobie jakiś Spinarak. Pajączek chyba wydawał się poirytowany całym zbiegowiskiem na dole.
- Witaj. Wiesz może co tu się właściwie dzieje?- zagaiłam, wspinając się do niego.
- Plotka? Czyli dobrze zgaduję, że te jagody to wcale nie Enigmy, prawda? W takim razie co?
Wydaje się, że pajączek wie coś więcej i niewykluczone, że zechce podzielić się tą informacją. Tymczasem uczta trwała w najlepsze. Niektóre z obżartych gąsienic leżały do góry brzuszkami, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu. Czy one pogłupiały? Już chyba bardziej odsłonić się drapieżnikom nie można. Przecież rozłożyły się jak potrawa na talerzu! Co prawda na razie "ujawnił się" tylko ten Spinarak, ale wcale nie zdziwiłabym się, gdyby z kryjówek powyłazili jego więksi krewniacy czy inni mięsożercy. Na wszelki wypadek postrzygę nieco uszami, żeby wiedzieć, czy i do mnie coś się nie podkrada.

GallAnonim - 2015-07-31, 10:36

- A witam, witam – odparł niecierpliwie na powitanie pajączek, przyglądając ci się. – Noibatem jesteś, prawda? – zapytał w końcu. – Nigdy wcześniej nie widziałem żadnego z was. Myślałem, że wszyscy się stąd zabraliście. A co do tego co się wyprawia na dole, to wiem co nieco. To trochę dłuższa i wielowątkowa opowieść, ale postaram się streścić. No więc tu gdzie ta polana był kiedyś las, ale spłonął on od uderzenia pioruna. Kiedy powstałą przestrzeń zaczęła zajmować trawa i krzewy wyrosły licznie także te krzaki. Nic ciekawego w związku z nimi się nie działo, aż do teraz, gdy pierwszy raz zaowocowały. Gdy owoce okazały się wyglądać tak jak enigmy, w okolicy zapanowało poruszenie. Tylko że, taka ilość „enigm” w jednym miejscu wszystkim rozsądnym pokemonom wydała się podejrzana, a kilku odważnych nawet spróbowało owoców. Okazało się, że wcale nie mają tego efektu co prawdziwe enigmy i jeszcze smakują paskudnie. Chmy, zdaje się, że odpowiedziałem przy okazji na twoje drugie pytanie. Wracając do mojej historii: Kiedy już wszyscy byli pewni co do tego, że to nie są enigmy, na polanie pojawiła się ta banda kretynów pod przewodem najgłupszego z nich, który kazał nazywać siebie prorokiem. Wmówił reszcie, że to dar od jakiegoś robaczego boga i tylko robaki mogą uzyskać efekt od tych niby enigm. Jak widać, trochę nie wyszło – zakpił na koniec. – Ot i cała historia. Nie narzekałbym, ale mieszkam tu i nie dość, że robią cały czas hałas, to jeszcze przez tych idiotów nie mam co pleść tutaj sieci, bo na ich widok wszystko się stąd zwija. Patrz tylko jak leżą z pełnymi brzuchami. To wygląda jakby jakaś zaraza tu szalała. Nawet drapieżniki nie łaszą się na nich – Jego głos przeszedł w ton skargi.
Teraz już wiesz czemu jest tym wszystkim zirytowany. Co ciekawe, kiedy nasłuchiwałaś czy nie ma tu oprócz ciebie, pająka i gąsienic kogoś jeszcze, okazało się, że nie bardzo kogokolwiek słychać.

Gwen Brown - 2015-07-31, 10:56

- Tak, jestem Noibatem. I faktycznie w tych stronach mogę być jedyną przedstawicielką swojego gatunku- odparłam.
W międzyczasie mogłam wysłuchać opowieści Spinaraka o tym co tu właściwie się wyprawia. A wyprawiało się... coś co najmniej pokręconego. Najbardziej niecodzienne w tym wszystkim było pojawienie się tych robali pod przewodnictwem jakiegoś proroka. Okej... Dziękuję, postoję. Jedno było pewne- to całe zbiegowisko było z pewnością bardzo irytujące.
- Przykro mi, że musisz żyć w takich warunkach. Niestety, ja raczej niewiele mogę w tej sytuacji pomóc. Raz, że tych szalonych gąsienic jest całe mrowie, a dwa... No cóż, sama jestem od nich niewiele większa. Tutaj przydałoby się czegoś co zadziałałoby na nie jak grom z jasnego nieba, żeby zobaczyły, że to co robią nie przynosi żadnego skutku. Inaczej najpewniej zostanie tak jak jest- stwierdziłam w końcu.
A tymczasem robalki sobie jadły ewentualnie leżały do góry brzuchami. Cóż, raczej nic tu po mnie.
- Tak właściwie, jest tu w pobliżu jakaś inna jagodowa polanka? Tylko ten... Jakby to ująć, mniej oblegana? Widzisz, trochę jestem nie tutejsza i nie znam wszystkich zakamarków tego lasu, a tak po prawdzie to rozglądałam się za czymś co podreperowałoby moje zapasy.
W sumie co szkodzi popytać? Pomoże to dobrze,a jak nie to też dam sobie radę.

GallAnonim - 2015-08-03, 10:58

Pajączek nie wygląd ani na szczególnie zaciekawionego twoją osobą, ani na kogoś kto potrzebowałby współczucia. Po prostu patrzył dalej zirytowanym wzrokiem na gąsienice, słuchając w międzyczasie siebie. Jednakże pewno wypowiedziane przez ciebie zdanie sprawiło, że przez jego ciało przeszedł dreszcz.
- Coś co „zadziałoby na nie jak grom z jasnego nieba”? – powtórzył zaintrygowany Spinarak, który wyglądał jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. W końcu spojrzał na ciebie. – Chmy, wielkie dzięki za radę. Co do jagód, to właściwie znam dobre miejsce – odpowiedział na twoje pytanie, ale z jego tonu od razu odniosłaś wrażenie, że nie powie ci tego za darmo. – Z chęcią co powiem gdzie, ale… Wcześniej chciałbym ci złożyć pewną propozycję. Wiem już jakim „gromem” tych kretynów porazić, by sobie poszli i przydałaby mi się pomoc, a szczególnie twoich skrzydeł. Lepiej od razu powiem o co chodzi. Ja zajmę idiotów, a ty wtedy przelecisz za ich szeregi, aby zająć się prorokiem. Szczerze wątpię by ten koleś ryzykował walką, ale można go zmusić do niej i pokonać. Kiedy tamci zobaczą, że nie wspiera go żadne „bóstwo” powinni przestać mu wierzyć, a potem sobie pójść. Jeśli lokalizacja krzaków to za mało, abyś się zgodziła, dorzucę pewien cenny przedmiot. Co ty na to? – zapytał Spinarak, wyciągając w twoją stronę odnóże.

Gwen Brown - 2015-08-03, 13:20

No no, znaczy przygoda i jeszcze handelek. Nie powiem, Spinarak wiedział jak mnie zainteresować. A że obecnie byłam w takiej sytuacji, że nijako grymasić przy tego typu sprawach byłabym nawet chętna się zgodzić.
- Tak, właściwie to całkiem dobry plan- mruknęłam po chwili zastanowienia.
Nie powiem, miało to ręce i nogi. Wyeliminujesz przywódcę, a owieczki się rozbiegną... Tak, to się może udać.
- Zgoda. Nagrodę zademonstrujesz mi później. To gdzie urzęduje ten cały proroczyna?- zapytałam.
Pajączek dłużej to wszystko obserwował, więc z pewnością wskaże mi dość dokładnie gdzie jest ten najważniejszy robal. Później będzie już w miarę z górki. Oblecę polanę tak, aby możliwie zbliżyć się do lokalizacji przywódcy robaczków, a potem wyfrunę ku niemu. Porcja Supersonic powinna na moment otumanić obstawę i samego robala. A potem mam szalony plan, aby go złapać w łapy i unieść poza zasięg tych pajęczynek, do góry. Te robalki mimo wszystko są dość małe, więc prawdopodobnie dałabym radę. Dodatkowo nie zaszkodzi skubańca nieco potraktować takim Leech Life. Im mniej się będzie wyrywał, tym łatwiej będzie mi go utrzymać. No i lecieć też w miarę sensownie, a nie jak po kilku głębszych. Wtedy, gdy już będziemy w powietrzu i będzie nas dobrze widać, można zagrać na psychice pozostałych, tekstem typu: "To takiego macie proroka? I gdzie ta jego boska potęga?" Czy czymś w ten deseń. Jeśli robale miały nieco oleju w głowie, może coś tam zatrybi w ich małych łebkach.

GallAnonim - 2015-08-05, 12:01

Spinarak ucieszył się, słysząc, że się zgadzasz.
- Kapitalnie. Skoro będziemy współpracować powiem ci jak mam na imię. Możesz mi mówić Pan Pajęczynka – przedstawił się, po czym spojrzał na polanę. – Ten niby prorok urzęduje w środku polanki. Siedzi gdzieś wewnątrz tego największego krzaka, który przypomina już małe drzewo. Z tego co zauważyłem chciwy dziad okupuje je sam – Potem znów spojrzał na ciebie. – Widzę, że ułożyłaś już sobie jakiś plan, ale z jego realizacją zaczekaj sekundę. Sam nie zajmę wszystkich tych kretynów, ale na szczęście nie jestem jedynym pająkiem w okolicy. Chłopaki! – zawołał w las.
Zaraz też z okolicznych drzew zaczęły schodzić i dążyć do was kolejne Spinaraki, jak również kilka Joltików. Naliczyłaś ich łącznie około trzydziestu, czyli tak ze trzy razy mniej niż gąsienic, ale pajęczaki były bez wątpienia zdeterminowane, aby pozbyć się intruzów. Pan Pajęczynka wyjaśnił zaraz swoim krewniakom co planujecie.
- No dobra, to my zaraz wyjdziemy tam i odciągniemy idiotów. Powinno nam udać się dać ci dość czasu, abyś znokautowała mega idiotę. Jeśli jesteś gotowa, możemy zaczynać od razu

Gwen Brown - 2015-08-05, 12:38

- Ariana- również się przedstawiłam.
Już miałam wdrażać swój plan w życie kiedy Pan Pajęczynka niespodziewanie mnie przyfolgował. Okazało się, że nie jest sam, a w koronach drzew poukrywało się kilkanaście innych podobnych jemu pajączków. Nawet znalazło się kilka żółciutkich Joltików. Cóż, było ich i tak mniej niż gąsienic, ale jakby nie patrzeć pajączki miały nieco większy wachlarz umiejętności bojowych. No i były wpienione obecnością intruzów, więc to też jest coś.
- No, no, sporo was jest. Dobrze, jak tylko zaczniecie ja również ruszę do akcji- odparłam szykując się do lotu.
Teraz widziałam gdzie właściwie lecieć. Dość szybko wypatrzyłam ów charakterystyczny krzak. Kiedy tylko pająki narobią rabanu wdrożę swoją część, mniej więcej tak jak to sobie wcześniej ułożyłam. Zajęte gąsieniczki, najpewniej nawet nie zauważą kiedy przemknę się nad polanką. Może nawet ich przywódca wychyli się zza gałęzi i łatwiej będzie mi go pochwycić? Jedno jest pewne, ta cała "przygoda" zaczynała mi się coraz bardziej podobać. To zawsze coś lepszego niż siedzenie na tyłku w jakimś kącie.

GallAnonim - 2015-08-07, 10:27

Pająki zaraz pod wodzą Pana Pajęczynki w zorganizowanym szyku wyszły na polanę i… zaczęły rzucać obelgami w stronę gąsienic, powoli podchodząc w ich stronę. Początkowo cała ta obżerająca się ekipa nic sobie z tego nie robiła, ale w końcu zaczęli się irytować, a potem tłumnie ruszyli do wściekłego ataku na Spinaraki i Joltiki. Te na ten widok ruszyły w drugą stronę z powrotem do lasu, praktycznie odciągając wszystkie zdolne do ruchu gąsienice od krzaków. Sądząc po dobiegających z pomiędzy drzew odgłosach, zaczęła się tam walka. Trza się spieszyć, bo nie wiadomo ile Pan Pajęczynka oraz jego kumple wytrzymają przy takiej przewadze liczebnej przeciwnika.
To był idealny moment byś zaczęła działać. Obleciałaś zatem polanę i kiedy bandy gąsienic już nie siedziały na krzakach, ruszyłaś w stronę tego największego, naprawdę przypominającego niskie, rozłożyste drzewo. Niestety prorok nigdzie nie wystawiał swojej głowy, więc nie mogłaś go zlokalizować. Za to nagle spomiędzy gałęzi wystrzeliła nić pajęczyny, przylepiając się do ciebie. Odpowiadający za ten atak zaraz ją pociągnął, wciągając cię pomiędzy gałęzie drzewa.
Okazało się, że pomiędzy gałęziami jest sporo miejsca i mnóstwo tych niby Enigm. Mogłaś również zobaczyć tam proroka we własnej osobie. To był biały, shiny Scatterbug i to dość pokaźnych rozmiarów. Był większy nawet od ciebie. Nie dałabyś rady go unieść.
- Proszę kogo my tu mamy? – zachichotał szaleńczo. – Wielki robaczy bóg ostrzegł mnie, że niewierne pająki przybędą, aby odebrać nam polanę, a zagrożenie skierowane we mnie przyjdzie z góry. Powiedział też, że aby święte jagody zadziałały musimy złożyć mu w ofierze smoka. Więc dobrze, że sama do nas wpadłaś, Noibat – powiedziawszy to oblizał się, jakby chciał cię zjeść.
O kurka, wygląda na to, że mamy tutaj prawdziwego świra. Wygląda na to, że czeka cię starcie pomiędzy gałęziami.

Gwen Brown - 2015-08-07, 14:26

Pająki przystąpiły do akcji, więc niedługo potem poleciałam wdrażać swój plan w życie. Z początku szło dość łatwo- wywabione od krzaczków gąsieniczki parły ku pająkom, na mnie nawet nie zwracając uwagi. W końcu doleciałam do tego największego krzaka. No, no- faktycznie był jak małe drzewko. Tymczasem tego całego proroka ani widu, ani słychu. Nagle coś we mnie pacnęło i zaraz zostałam wciągnięta do krzaczka. Cholerne pajęczynki. Tymczasem w środku miałam stwierdzić, że nici z podnoszenia "proroczyny". Jasna cholera, ale bydlę! Takiego robala w życiu nie widziałam. Jak się też po chwili okazało był nie tylko wielki z wielkości, ale i był też wielkim świrem. W dodatku właśnie próbował się do mnie dobierać. Zaraz, czy on chce mnie zeżreć?!
- Wal się, świrze!- wrzasnęłam i zaraz na wejściu potraktowałam go Supersonic.
O nie, nie dam się zeżreć przez jakiegoś pomylonego, przerośniętego robala. Udało mi się wyrwać z jaskini Zirri to i z tym świrem dam sobie radę.
Niezależnie od tego czy mój wrzaskliwy atak na moment otumani robala, czy też nie atakuję dalej. Cóż, mój wachlarz możliwości nie jest jakiś szczególnie bogaty, więc na razie musiał poprzestać na tym co mam. Na początek atak Tackle i włażę na tego bydlaka. W przeciwieństwie do niego mam pazury, więc raczej się utrzymam. Poza tym on był wielki i tłusty, jak wespnę mu się na grzbiet nijak nie obróci się, aby mnie oblepić tą swoją pajęczyną, czy nawet gdyby chciał mnie użreć. Tam mogłabym spokojnie okładać go Leech Life aby podkradać mu energię życiowa czy Supersonic, aby podtrzymać lub wywołać u niego otumanienie. Nie zaszkodzi też Screetch, coby obniżyć u niego obronę. Z Tackle wolę nie szaleć, przynajmniej jeszcze. Zaatakuję tym jeśli robal jakimś sposobem mnie zrzuci, lub zmusi abym się puściła (bo się na przykład zacznie toczyć czy coś). Nie ma co- żywcem mnie nie wezmą!

GallAnonim - 2015-08-08, 11:57

No niestety, chociaż Supersoniciem trafiłaś, a prorok się skrzywił, gdy ruch doszedł do jego narządu słuchu, zdołał twoje ultradźwięki przetrzymać bez uszczerbku na umyśle. Zaraz też plunął w ciebie obficie pajęczyną. Unieruchomić w kokonie cię nie zdołał, bo umknęłaś zanim nici zrobiło się naprawdę dużo, ale to co już się przylepiło ograniczało twoje ruchy. Nie mniej zaraz przyładowałaś Tacklem w to wielkie, plujące pajęczyną, tłuste cielsko, a potem… Potem się na nie wspięłaś, czepiając mocno pazurkami w zakamarki chitynowego pancerza Scatterbuga. Próbowałaś w takiej pozycji wysysać z niego życiem Leech Lifem, ale niestety na robaka słabo ten ruch działał, więc szło ci to bardzo opornie. Na szczęście drugi Supersonic zadziałał prawidłowo, nieco konfundując proroka. Niestety Screech już nie wyszedł, bo robal zaczął się rzucać, jak szalony.
- Opór jest daremny! Twój los jest już przesądzony! Robaki będą rządzić światem! – nawijał z szaleńczym śmiechem.
Jejku, twój Supersonic musiał jeszcze pogłębić jego świra. No i robal próbował znaleźć na ciebie sposób, uderzając grzbietem o pień i gałęzie drzewa. Biorąc pod uwagę ciężar twojego przeciwnika, to bolało, więc bez obrażeń nie wyszłaś. Ucierpiałaś nawet bardziej od niego, ale jeszcze trzymasz się tłuściocha.

Ty
90%
Spowolnienie

VS

Wielki Szalony Shiny Scatterbug - Prorok
84%
Lekkie oszołomienie

Gwen Brown - 2015-08-08, 12:25

A coż za bydle parszywe! Jeszcze musiał mnie trafić tą swoją pajęczynką i spowolnić. No, przynajmniej mnie nie zamknął w jakimś kokonie więc mam jeszcze jakiekolwiek pole manewru. Mimo, że Prorok zaczął nawet uderzać o gałęzie, aby się mnie pozbyć, nie zamierzałam dać się tak łatwo. Zamiast więc siedzieć w jednym miejscu przelazłam sobie z grzbietu na jego łeb. A co! Teraz jak będzie chciał uderzyć w cokolwiek to wystarczy, że się lekko zsunę tak, aby on strzelił w coś łbem, a mnie nic nie było. I potem z powrotem wyłażę na czubek jego głowy. W każdym razie taka zmyłka, ze dalej się w niego wczepiam, ale nie siedzę w jednym miejscu. Przy okazji mogę go tam pazurami po ślepiach szurnąć, niech sobie nie myśli. W międzyczasie próbuję ponowić Leech Life, który jednak by mi się przydał ku podreperowaniu zdrowia. Jedno jest pewne- raczej nie planuję na razie złazić z tego robala, bo może się to skończyć doszczętnym okręceniem w tę jego pajęczynkę. A tego wolałam uniknąć. Na razie musiałam popracować nad tym, aby zmniejszyć jego celność i ogólnie wolę walki. A więc wrzeszczę sobie w najlepsze- Supersonic i Screetch. Podejrzewam, że będąc wczepiona w jego łeb, ataki dźwiękowe powinny odnieść jakiś skutek. Przynajmniej choć minimalny. Jak wyczuję, że robal jest na tyle oszołomiony, że trudniej mu się celuje, spróbuję powojować Tackle, aczkolwiek wolę wyprowadzać go gdzieś z bliższa. Tak na wszelki wypadek. Poza tym nie samymi atakami się żyje- natura wyposażyła mnie i na inne sposoby. Wiec jak w międzyczasie będę drapać tego robala, to i ugryźć go też nie zaszkodzi. Coś czuję, że to będzie zajadła batalia...

Tak w razie czego- na Scatterbuga ataki robacze (czyli to moje Leech Life) działają w miarę normalnie. Aż z ciekawości sprawdziłam, czy czasem nie jest na nie jakoś uodporniony czy coś, ale niby nie xD

GallAnonim - 2015-08-10, 00:08

Przezornie myśląc, że siedzeniem w jednym miejscu ułatwisz robakowi zrzucenie ciebie, przeniosłaś się na jego łeb, gdzie odstawiałaś prawdziwe tańce, gryzłaś i korzystałaś z pazurków. Zgodnie z przewidywaniami, oszalały prorok nie zastanawiał się długo, tylko rzucał się oraz walił głową w pień, byleby cię zwalić. Łeb jednak to on miał twardy, bo nie robiło to na nim zbytnio wrażenia, a przy okazji otrząsnął się z oszołomienia. No i zdołał trafić kilka razy, nie wyszłaś bez szwanku. Tymczasem próbowałaś siorbać energię z przeciwnika, ale szło ci nie lepiej niż poprzednio. Supersonic niestety nie zadziałał, bo kiedy go używałaś, akurat Scatterbug stanął dęba i cały dźwięk poszedł w liście. Udał ci się za to Screech, którym osłabiłaś obronę robala. Tak więc warunki nie pozwoliły ci użyć Tackle, jeśli chciałaś się utrzymać na ciele proroka. Zauważyłaś za to, że zbliża się on do krawędzi konaru, jak gdyby chciał skoczyć w dół, aby się ciebie pozbyć ze swego ciała.

Ty
80%
Spowolnienie

VS

Wielki Szalony Shiny Scatterbug - Prorok
74%
Osłabiona obrona

Gwen Brown - 2015-08-10, 09:45

Tja, nie ma to jak potyczka na śmierć i życie z przerośniętym robalem. Ale trzeba przyznać, zajadłe bydlę- nie daje się tak łatwo. Tymczasem zauważyłam, że on sobie powolutku wędruje ku krawędzi gałęzi. Czy on chce zeskoczyć i zmusić mnie do lotu? Zaraz zobaczymy kto tu kogo przechytrzy. Postanowiłam poczekać jeszcze moment, niech jeszcze ciutek się zbliży do tej krawędzi. W międzyczasie dla zabicia jego czujności znowu sobie powrzeszczę (Supersonic). Nie ważne, czy osiągnę zamierzony efekt czy też nie- chodzi o to, żeby myślał że nie widzę co on tu kombinuje. A jak już robal będzie przy niebezpiecznie blisko krawędzi odskoczę od niego i gwałtownym Tackle sama go zepchnę. Niech spada na szczaw psychol jeden! A potem buch między gałęzie, bo zapewne bydlak będzie znowu miotał pajęczynkami. Może przy okazji w tych krzaczorach pozbędę się tego czym mnie zdążył już oblepić. Trzeba go wziąć sposobem. Będę go okładać tymi Tackle z zaskoczenia. Wyskok z krzaków, sru i dawaj nazad w gałęzie. I tak chociaż ze trzy razy. A potem zobaczę jak rozwinie się akcja i będę kombinować dalej.
GallAnonim - 2015-08-12, 18:54

Tak więc prorok nieustannie zbliżał się do krawędzi, a ty ogłupiałaś go skutecznie Supersoniciem. Potem jeszcze chamsko pomogłaś mu spaść na dół uderzeniem. Był tylko jeden problem. Kiedy go spychałaś, robal już zaczął się obracać, więc gdy próbowałaś uciec między gałęzie… cóż, nie zdążyłaś. Plunął w ciebie pajęczyną i trafił w plecy, a potem pociągnął. Skończyło się to tak, że oboje poobijaliście się o niższe gałęzie, by w końcu gruchnąć o twardą glebę. Wysokość niezbyt straszna, ale nadal było bolesne. Strach pomyśleć co by było, gdyby wyszedł plan robaka i przy spadaniu cię przygniótł swoją masą. W każdym razie walczycie teraz u podnóża drzewa pomiędzy mniejszymi krzakami nibyenigm, przy czym posiadasz pewną przewagę nad prorokiem.
I jeszcze jedno. Nie słyszałaś już zamieszania w lesie, więc albo pająki bardzo daleko odciągnęły inne gąsienice, albo, co bardziej prawdopodobne, dostały łupnia i cała ta nawiedzona ferajna wraca teraz na polanę. W każdym razie lepiej prędko zakończyć tą walkę.
Ty
50%
Spowolnienie

VS

Wielki Szalony Shiny Scatterbug - Prorok
40%
Osłabiona obrona
Lekkie oszołomienie

Gwen Brown - 2015-08-12, 20:17

No masz, nie udało mi się uciec. Ale nie ma tego złego- udało mi się na tyle dobrze kombinować, że ten wielki robal nie przydusił mnie spadając na ziemię. Teraz walczyliśmy na dole, pomiędzy niższymi gałązkami drzewka. Tymczasem zorientowałam się, że jest jakoś dziwnie cicho. Za cicho. Albo walka pająków przeniosła się dalej, albo robalki zwyciężyły i teraz wracają. Jakby nie było, to był jasny sygnał, że pora kończyć zabawę. Postanowiłam postawić na twardy i brutalny atak. Prorok był nieco oszołomiony, w dodatku udało mi się obniżyć jego zdolności obronne. Fakt, byłam nieco wolniejsza przez te jego pajęczynki, ale poza tym nie było ze mną najgorzej. Dlatego też pędzę ku niemu atakiem frontalnym. Atak prosty jak budowa cepa, a w tym momencie nie bardzo miałam w czym wybierać, więc okładam dziada Tackle. Raz, drugi... Tyle razy ile będzie potrzeba. Przy czym wyprowadzam go raz za razem, nawet nie dając robalowi chwili na wyprowadzenie kontrataku. Skończyła się pora na kombinowanie i wspinaczki po jego cielsku. Teraz musiałam załatwić sprawę szybko i konkretnie. Przy czym nie szaleję aż tak bardzo- jak zobaczę, że dziadyga szykuje się do plucia pajęczyną to robię skok w bok i dopiero atakuje. Głupio by było polec w tak głupi sposób już na końcu starcia...
GallAnonim - 2015-08-15, 10:45

Tym razem oboje postawiliście sobie jeden cel. Załatwić przeciwnika jak najszybciej. Ty byłaś spowolniona, a on nieco oszołomiony, więc żadne nie mogło walczyć z pełną skutecznością. Zaczęłaś okładać przeciwnika kolejnymi Tacklami. Prorok również rzucał się na ciebie, czy to cielskiem, czy po to żeby gryźć. Nadal próbował też złapać cię w pajęczynę. Na twoje szczęście przez oszołomienie gorzej celował, a ty miałaś pewną przewagę. Po kilku chwilach morderczej walki, prorok padł wyczerpany. (Dostajesz +1 poziom za walkę)
- To… niemożliwe… dlaczego boże? – wyjęczał jeszcze Scatterbug patrząc w górę, po czym zemdlał.
Gorzej, że ty też ledwie stałaś na nogach i ciężko dyszałaś. Prawdopodobnie nie pokonałabyś nawet jednej gąsieniczki. Z ucieczką też może być spory problem przy takim zmęczeniu, a tymczasem robacza ferajna wracała tłumnie do krzaków, a widząc co tu się wyprawiało, otaczali cię szczelnym murem. Jednakże masz szansę wyjść z tego cało. Większość robaczków wygląda na zdezorientowaną po tym, jak powaliłaś ich proroka. Może uda ci się im teraz przemówić do rozumu?

Gwen Brown - 2015-08-15, 11:08

O kurczątko... Nie można powiedzieć, ostatnie chwile walki były chyba najbardziej wyczerpujące. Najwyraźniej nie tylko ja chciałam jak najszybciej to zakończyć. Na szczęście po bardzo zażartym okładaniu się czym się tylko dało to Prorok padł na glebę. Oj jak dobrze... Nie, wróć, nie jest dobrze. Bo robalki zdążyły już powracać do krzaczków. Ba, sporo nawet obstąpiło nas dookoła. niewykluczone, że niektóre widziały jak ich przywódca pada. Cóż, raczej mało prawdopodobne, abym teraz uciekła. Raz, że ledwie żyje, a dwa... Cóż, te ich pajęczynki szybko sprowadziłyby mnie na ziemię, a samych robaczków jest za dużo. Trzeba będzie rozwiązać to inaczej.
- Witajcie. Może zanim rzucicie się na mnie z zębami czy co tam jeszcze macie w zanadrzu, posłuchacie co mam do powiedzenia? Co wam szkodzi? Wiecie co, dziwię się, że taki oszołom mógł mieć wpływ na taką grupę pokemonów. Rozejrzyjcie się! Ile czasu koczujecie na tej polance? Dzień? Dwa? I zżeracie te niby-Enigmy, aby urosnąć w siłę. Was serio nie zdziwiło, że nikt nie przeszedł ewolucji? Robaczki, wy moje, przecież gdyby to faktycznie były Enigmy, nie widziałabym tu grupy gąsienic tylko już nawet dorodne motyle, osy czy w co tam się niektórzy z was zamieniają na końcu. Na prawdę tego nie widzicie? Ten przerośnięty robal was oszukał. Omotał wokół siebie. Powiedział wam, że będziecie niezwyciężeni, że będzie nad wami czuwał jakiś robaczy bóg, tak? Cóż, gdyby tak było to wasz przywódca nie leżał by tutaj srogo obity. Niedawno walczyliście z grupą pajączków, prawda? Przyznajcie, nie wszyscy z was wrócili tu o własnych siłach. Gdzie więc ta boska ochrona? Podejrzewam, że wasz "prorok" wykorzystał was tylko i wyłącznie jako żywą tarczę dla siebie. Siedział sobie i żarł te swoje jagody, a wy mieliście go chronić. I po co? Po to żeby nic się nie zmieniło? Nie ma żadnego robaczego boga, a nawet jeśli jest to na pewno nie taki jak opowiadał wam ten Scatterbug. Wiecie co was chroniło i sprawiało, że nie czepiały się was drapieżniki? Wasza ilość. Jest was całe mrowie. I nawet jeśli w pojedynkę łatwo was pokonać, to w takiej grupie jak teraz jesteście prawie nie do zatrzymania. Proszę, przemyślcie moje słowa. Wróćcie do domu, zapomnijcie o tych chorych naukach i żyjcie tak jak dawniej.
Tja, ciekawe czy moje słowa w ogóle dotrą do któregokolwiek z nich...

GallAnonim - 2015-08-20, 13:28

Na szczęście robaczki na tyle nie wiedziały co mają począć, że zaczęły cię słuchać i to bardzo uważnie. Początkowo oblicza miały gniewne, a niektóre, te bardziej wierzące w słowa proroka, prychały, proponując, aby cię rozgnieść, zamiast słuchać twego jadu. Jednakże, im dłużej mówiłaś, tym co raz bardziej większość gąsienic miny rzedły, a niektóre zaczęły kiwać głowami, że zgadzają się z twoimi słowami. Gdy skończyłaś, większość zgarbiła się ze wstydu, że dała się tak nabrać prorokowi. Nadal było paru takich, co to próbowali odkręcić panujące nastroje. W końcu jeden Wurmple powiedział, że mogą sobie iść do diabła, a on wraca do siebie. Był jak kamień wywołujący lawinę, bo zaraz grupkami gąsienice zaczęły się rozchodzić, opuszczając polanę. Zostało ich jakieś siedem, co to chciały się rzucić na ciebie, ale wtedy usłyszeliście wszyscy chrząknięcie.
Otóż za plecami gąsieniczek stały poobijane pajączki, które jednak wolały wygnać najeźdźców do ostatniego niż się poddać.
- Zabierać swojego kluchowatego proroka i wynosić mi się stąd! – warknął bojowo Pan Pajęczynka.
Niedobitki wyznawców posłuchały i zaczęły taszczyć swojego tłustego proroka z polany. Mogłaś rozpłaszczyć się na ziemi oraz odetchnąć. Wygrałaś.
- W imieniu swoim i reszty pająków z tej polany, składam ci dozgonne wyrazy wdzięczności – rzekł Pan Pajęczynka jeszcze, podchodząc do ciebie.

Gwen Brown - 2015-08-20, 19:48

Zaczynało się robić nieciekawie. Robaczki z początku dalej były dość gniewne, ale z czasem jak do nich mówiłam, zaczynały się uspokajać. Na koniec zdecydowana większość poparła mnie i zaraz też rozeszły się w siną dal. Została tylko niewielka grupka, która miała chęć mnie obić. Na szczęście w tym momencie pojawił się Pan Pajęczynka i jego towarzysze. Dzięki temu ostatnie gąsienice i prorok odeszły z polanki, a ja mogłam być spokojniejsza o swoją skórę. Co za ulga!
- Panie Pajęczynka- zaczynam z lekkim westchnięciem.
- Czemuś pan nie mówił, że ten prorok to takie wielkie bydlę? Dziad mnie prawie zeżarł
Chociaż byłam wyczerpana i miałam za sobą dość ciężkie przeżycia, moje słowa miały raczej żartobliwy ton.
- Cóż, raduję się razem z wami. Mimo, ze ledwie się ruszam, ale się raduję. Mam nadzieję, że dotrzymacie swojej części umowy prawda? Ta walka była dla mnie nad wyraz wymagająca, aż sama się tego nie spodziewałam...

GallAnonim - 2015-08-23, 14:57

- Wybacz nietoperz, ale obawiałem się, że nie zgodzisz się, gdy ci powiem, iż to bardzo duża gąsienica – zaśmiał się niezręcznie Spinarak. – Zresztą, nie ma co się tym teraz przejmować, dokopałaś mu, jak trza. A co do naszej umowy, oczywiście wywiążę się ze swojej części skoro ty wywiązałaś ze swojej. Iskrzałka! – Pan Pajęczynka zawołał do jednego z Joltików. – Daj jej to! – nakazał mu, ruchem odnóża wskazując na ciebie.
- Ale szefie, ja to znalazłem i… – Próbował się postawić pajączek.
- Nie gadaj tyle, tylko okaż wdzięczność za to, że ta Noibat pomogła nam odzyskać dom. No już! – huknął Pan Pajęczynka.
Zrezygnowany Joltik podszedł do ciebie i dał ci przedmiot podobny do kła. Nie był to jednak jakiś zwykły kieł. Kiedy tylko go wzięłaś w łapki, od razu poczułaś się, jakbyś mogła poruszać się szybciej niż wcześniej.
- Oto Quick Claw, a co do jagód – Pan Pajęczynka wskazał na wschód. – Leć trochę w tę stronę, a na pewno znajdziesz polanę z krzakami. Nie jest duża, ale powinnaś coś tam znaleźć. A ja muszę znaleźć jakiegoś silnego, chętnego do pomocy pokemona, który pomoże nam się pozbyć tych krzaków. Nie mam ochoty użerać się z kolejnymi nawiedzionymi prorokami – mówił dalej, spoglądając na krzaki.
Tymczasem podszedł do ciebie inny Spinarak, a właściwie inna, bo pajęczyca.
- Ach dziecinko, przyjmij jeszcze to w ramach podziękowania – odezwała się, kładąc przed tobą pojedynczą, niebieską jagodę. – Nasze zapasy jagód Oran są obecnie dość uszczuplone, ale musisz odzyskać trochę sił po walce z tym tłuściochem zanim odlecisz.
Nie ma co, zyskałaś sobie kolejnych przyjaciół.

Gwen Brown - 2015-08-23, 16:31

Okazało się, że pajączki są honorowe i zaraz też dostałam swoją nagrodę. Był to z pozoru zwykły kieł, ale kiedy tylko ujęłam go w łapki, poczułam, że jestem jakby... szybsza? Dość ciekawe odczucie. Dowiedziałam się też gdzie szukać jagodowej polanki, a dodatkowo dostałam też jagodę Oran, aby odzyskać siły po tej niecodziennej batalii.
- Bardzo, bardzo wam wszystkim i za wszystko dziękuję. Jeśli pozwolicie, odpocznę chwilę i zaraz polecę swoją drogą. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie sproszą się wam jakieś szalone pokemony, na wasz teren- odparłam żartobliwie.
Niby się zmachałam, niby o śmierć otarłam, ale miałam dość dobry humor. Otrzymany kieł od razu schowałam do swojej torby. Kiedy wrócę do "swojej" chatki poszukam czegoś, do czego mogłabym go przymocować i nosić. Chociażby jako wisior. Tymczasem jagodę Oran praktycznie od razu zjadłam. Po takim wysiłku jej lecznicze właściwości będą niezastąpione. Kiedy tylko wystarczająco odpocznę, polecę zgodnie z wskazówkami Pana Pajęczynki. W końcu leciałam szukać czegoś do podreperowania zapasów, a przecież po tym wszystkim muszę jeszcze wrócić zanim całkiem noc mnie dopadnie. Ostatecznie jutro mam kolejną lekcję z Edgarem, wypadałoby się wyspać.

GallAnonim - 2015-08-25, 14:19

Po zjedzeniu otrzymanej jagody, od razu poczułaś się silniejsza. Potem odpoczęłaś sobie chwilę wraz z pajączkami, które również potrzebowały zregenerować siły po batalii. Nie spędziłaś tam wiele czasu, ot tyle tylko, co by odsapnąć po starciu. Wkrótce więc pożegnałaś się z wielce wdzięczną tobie pajęczą ferajną Pana Pajęczynki i pofrunęłaś w kierunku przez niego wskazanym. Miałaś dość sił żeby bez trudu lecieć, ale gdyby ktoś cię teraz zaatakował… Mogło by być krucho z tobą. Na szczęście żaden drapieżca nie połasił się na ciebie w trakcie krótkiego przelotu.
Druga polana faktycznie leżała niedaleko. To był dość mały spłachetek niezadrzewionej i rosło tu tylko kilka krzaczków jagodowych. Wszystkie z gatunku Cherri. Samych owoców też było dość niewiele. Miejsce musiało zostać przetrzebione dość niedawno, bo jeszcze nawet nowe kwiaty nie zawiązały się na gałązkach. Niemniej, chyba nie ma co wybrzydzać?

Gwen Brown - 2015-08-25, 14:39

Po paru minutach, kiedy to wystarczająco wypoczęłam, ruszyłam w stronę wskazaną przez Pana Pajęczynkę. Faktycznie, ta druga polanka nie była zbyt daleko, a także, zgodnie z opisem, nie była też jakaś ogromna. Rosło na niej kilka krzaczków jagodowych, w większości pozbawionych owoców. Cóż, pewnie niedawno był tu ktoś przede mną, bo inaczej krzaczki zawiązałyby nowe kwiaty. Tymczasem po bliższych oględzinach znalezionych owoców, okazało się, że zostały się tu same jagody Cheri. Hm, z tego co pamiętam z nauk Nestora dobrze robiły na paraliż. Nie ma co wybrzydzać- dziś już raczej nie polecę szukać czegoś innego. Postanowiłam więc zebrać większość z pozostałych tu jagód, chociaż i tak nie ma ich tu zbyt dużo. Zostawię jednak jakieś 3-5 dla ewentualnego innego wędrowca. W końcu nie tylko ja latam po świecie. A kiedy skończę zbiory, najwyższa pora wracać na polankę Edgara. Tam będę mogła w spokoju wypocząć po tej szalonej batalii i doczekać dnia jutrzejszego. O ile po drodze nic mnie nie zeżre, ale postaram się aby tak się nie stało.
GallAnonim - 2015-08-27, 17:11

Tak więc obszukałaś wszystkie krzaczki na polance. Zgodnie ze swoim zamysłem kilka owoców zostawiłaś i ostatecznie wzbogaciłaś się o pięć Cherri Berry. Po zapakowaniu ich do torby, ruszyłaś w drogę powrotną do siedziby Edgara.
Początkowo leciałaś w spokoju. Żaden drapieżca nie zwracał na ciebie uwagi, a pogoda była w porządku. Czy jednak tak mogło być zawsze? Los powiedział jasno, nie. W pewnym momencie padł na ciebie cień czegoś wielkiego. Kiedy zadarłaś łebek, zobaczyłaś potężnego Fearowa krążącego po niebie. Wielki, drapieżny ptak szybko spostrzegł cię bystrym wzrokiem i wziął na cel. Chwilowo jednak jeszcze nie atakował. Pewnie czekał aż się oddalisz, by uatrakcyjnić sobie pościg. Oj mała Noibat, lepiej umykaj stąd co prędzej, bo z tym przeciwnikiem walki nie masz szans nawiązać, szczególnie zmęczona po ostatniej walce.

Gwen Brown - 2015-08-27, 18:31

Po uzbieraniu zadowalającej ilości jagód, zadowolona ruszyłam w drogę powrotną. Standardowo starałam się być czujna, aby jakoś zmniejszyć zainteresowanie drapieżników moją osobą. Zwykle się udawało. Do czasu... Jak na złość, akurat kiedy byłam nieco zmaltretowana po niedawnej potyczce musiał się napatoczyć jakiś Fearow. No masz, serio? Ale o dziwo nie atakował. Jeszcze. Mam wrażenie, że chyba chce się mną pobawić zanim mnie zeżre. O, niedoczekanie jego! Niewiele się zastanawiając gwałtownie złożyłam skrzydła i dałam nura w jakiś najbliższy gąszcz. Fearowy są duże, a ja mała. Bardzo mała- dzięki temu mogę władować się w takie miejsca, gdzie inne Noibaty mogą pomarzyć. Raczej wątpię, aby ten tu drapieżca, ładował się za mną w jakąś dziurę. Mój plan był piękny w swej prostocie- trzymać się jakichś gęstych chaszczów, gdzie takie ptaszydło mnie zwyczajnie nie dosięgnie. Może po jakimś czasie się zniechęci i da mi spokój, kiedy zobaczy, że raczej nie zamierzam dać się pochwycić i zostać jego kolacją...
GallAnonim - 2015-08-29, 15:51

Niestety, trafił ci się Fearow ryzykant, bo widząc, że nurkujesz w las, ruszył za tobą z prędkością błyskawicy, a biorąc pod uwagę rozmiary jego i jego skrzydeł, szybkość była po stronie drapieżnika. Twoją przewagą była jednakowoż ogólna maciupkość, więc podczas długiego, szalonego pościgu, gdy to szukałaś miejsca, do którego ty się dostaniesz, a twój prześladowca nie, manewrowałaś niczym jakiś koliber pomiędzy drzewami i gałęziami. Fearow jednak zawsze gdzieś tam był za tobą, a to że przez wielkość musiał się gdzieś przebić, albo nadkładać drogi przy omijaniu przeszkód niewiele ci pomagało przez jego szybkość oraz wytrzymałość. Schować się w krzakach też nie mogłaś, bo drapieżca je zwyczajnie łamał, niszczył, aby cię dorwać. W końcu, gdy byłaś już niemal padnięta, a szpony Fearowa co raz bliżej, wyłoniła ci się przed oczami omszała formacja skalna, gdzie wypatrzyłaś tycią szczelinkę. Bez chwili wahania władowałaś się w nią i było to w ostatniej chwili, bo już zamykał się za tobą szpon wielkiego ptaka. Umknęłaś.
Fearow próbował dorwać cię swoją pazurzastą łapą i dziobem, ale ledwie je mieścił w otwór, a szczelina okazała się na tyle głęboka, że byłaś bezpieczna. Niezadowolony ptak skrzeknął gniewnie. Usłyszałaś łopot skrzydeł wielkoluda, ale trzeba jeszcze tutaj posiedzieć. Fearow pewnie się gdzieś przyczaił i czeka, aż wyściubisz nosa. Lepiej żeby stracił cierpliwość oraz poleciał sobie. Zresztą byłaś wyczerpana i roztrzęsiona. Odpoczynek dobrze ci zrobi.

Gwen Brown - 2015-08-29, 18:23

No, trafił mi się uparty drapieżnik. I z pewnością bardzo głodny. Zazwyczaj, po krótkiej pogoni moi prześladowcy dawali sobie spokój. "e, małe to to, niech leci- i tak się nie nażrę". A tu nie! Ten gonił mnie zajadle, przez co praktycznie cały czas miałam wrażenie, że już już mnie muska dziobem. Niemal w ostatniej chwili trafiłam na jakąś wąziutką szczelinę pomiędzy skałami. Od razu schowałam się wewnątrz. Fearow próbował włożyć do środka swoją łapę czy dziób i jakoś mnie wydobyć, ale był na to zbyt duży i nijak nie mógł mnie sięgnąć. Byłam wyczerpana i względnie bezpieczna. Względnie, bo jakoś nie chciało mi się wierzyć, że ten upierdliwiec dał sobie spokój. Ech, pewnie droga na polanę zajmie mi przez to więcej czasu, ale na razie najważniejsze abym nieco wypoczęła. Raz, że po tej walce, a dwa po tym szaleńczym pościgu. Przysiadam więc w najdalszym kątku mojej kryjówki i zwyczajnie czekam. W międzyczasie wyciągam jedną z zerwanych jagódek Cheri i powolutku ją zjadam. Posiłek i chwila odpoczynku na pewno dobrze mi zrobią. Może nawet bym się zdrzemnęła, ale jakoś okoliczności średnio ku temu sprzyjały. Wolałam pozostać przytomna i czuwać, na wypadek gdyby ten Fearow wrócił i znowu zechciał pogmerać i się do mnie dostać. Uważnie nastawiam uszu, aby chociaż mniej więcej rozeznać się w sytuacji, nie wychylając się z kryjówki. Dobrze jest dysponować swoim osobistym "sonarem", oj dobrze...

/ A ten- jak u ciebie wygląda kwestia rzeczy zdobytych gdzieś w Twoich eventach? Np, ten Aerial Ace- muszę się go naumieć w przygodzie, jakoś zaczekać na wprowadzenie płytki czy zwyczajnie korzystać? Wolę dopytać, żeby nie wystrzelić z czymś :)

GallAnonim - 2015-08-31, 18:10

Jako że jesteś pokemonem, będę musiał coś wymyślić i chyba wiem już co xD
----------------------

Tak więc czekałaś sobie w skalnej szczelinie, by upewnić się, że Fearow się wyniesie i cię nie dorwie, gdy stąd odlecisz. Zjadłaś sobie jedną jagodę, by trochę zregenerować siły, ale co do spania… Nawet gdybyś nie starała się walczyć ze snem, wątpliwe żebyś tutaj zasnęła, chociaż zmęczenie mocno cię morzyło. Raz, że strach i napięcie, dwa, było ci tutaj strasznie ciasno oraz niewygodnie. Jeśli dłużej tu będziesz siedzieć, wyjdziesz baaardzo obolała. Co do nadstawiania uszu, słyszałaś na zewnątrz typowe odgłosy przyrody, ale nic co by zdradzało twojego prześladowcę, żadnych wskazówek, że dał ci spokój.
Jednakże może nie będziesz musiała tu spędzać godzin.
Kątem oka zauważyłaś jakiś błysk. Przyglądając się temu udało ci się odkryć przejście, kolejną szczelinę biegnącą gdzieś w głąb skały. Być może jest tam drugie wyjście? W środku spostrzegłaś też jakiś przedmioty. Wyglądał na kamienną płytę, na której połyskiwały jasno jakoś symbole. Tym też można się zainteresować.

Gwen Brown - 2015-08-31, 18:57

Okiej :)

Po zjedzeniu jagody poczułam się nieco lepiej- przynajmniej moje ciałko dostanie coś do przerobienia na energię. Uważnie nasłuchiwałam co działo się na zewnątrz. Czy zaraz znowu wstrzeli się tu ostry dziób, czy nie? Czy przeżyję, czy nie? Cóż, na zewnątrz wydawało się, że panował spokój. Tymczasem wierciłam się w swoim kątku. Wąsko tutaj, nawet jak na mnie. Rozglądając się tak zauważyłam jakiś błysk światła. Czyżby to było jakieś inne wyjście? Ha, jeśli ten Faerow zaczaił się gdzieś w pobliżu szczeliny, raczej nie spodziewa się, że umknę mu inną drogą- warto się tam przespacerować. Ostrożnie ruszyłam w tamtym kierunku. W międzyczasie wypatrzyłam też jeszcze jakieś przedmioty. Najbardziej rzuciło mi się w oczy coś okrągłego, jakiś rodzaj płytki. Była pokryta połyskującymi, błękitnymi symbolami i dosłownie mnie hipnotyzowała. Ciekawe co to jest? Nie wyglądało niebezpiecznie, ale i tak ostrożnie dotknęłam owego przedmiotu. Może Edgar powie mi o nim coś więcej? Na pewno nie zaszkodzi tego zabrać i rzucić okiem co tu jeszcze zalega pod nogami zanim się stąd wydostanę...

GallAnonim - 2015-09-01, 22:10

Zaczęłaś się przeciskać przez tą nowo odkrytą szczelinę. Łatwa sztuka to nie było, ale ugrzęźnięcie raczej ci nie groziło i przynajmniej nie siedziałaś w bezruchu czekając na działania Fearowa. W końcu dotarłaś do kamiennej płyty, której świecące symbole tak cię zainteresowały. Z wielką ostrożnością dotknęłaś jej łapką. Problem w tym, że one przylgnęła do przedmiotu i za nic nie mogłaś jej oderwać. Po chwili twój umysł został zalany falą informacji. Przez chwilą panował ci w głowie prawdziwy chaos, aż cię ona rozbolała i zaczęło cię mdlić. Wkrótce jednak wszystko się ułożyło, niedogodności zniknęły, a tu odkryłaś, że dowiedziałaś się, jak używać nowego ataku, Aerial Ace. Bardzo ciekawe. Płytka po spełnieniu zadania, przestała się świecić i sama się odkleiła. Czyżby to była jakaś magia? W każdym razie i tak ją zabrałaś, aby pokazać Edgarowi. W końcu takie rzeczy go interesują.
Po tym zdarzeniu przeciskałaś się dalej przez szczelinę, narażając na sińce oraz otarcia. Po upływie kilku minut zobaczyłaś przed sobą światło. Chociaż zmęczona, ranna i obolała, dotarłaś do drugiego wyjścia. Ryzykujesz i wymykasz się z tej skały?

Gwen Brown - 2015-09-02, 15:19

Przeciśnięcie się do tajemniczej płytki nie było takie proste. Ale nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Kiedy do niej dotarłam tak jak umyślałam, starałam się zachować ostrożność. Nie miałam pojęcia czym jest ta płytka, ale nie wyglądała na coś co miałoby się na mnie rzucić. Kiedy jej dotknęłam zadziały się rzeczy dziwne. Najpierw nie mogłam zabrać łapy, bo tak jakby przykleiła się do płytki. A potem na raz poczułam taki dziwny szum w uszach, zemdliło mnie, łeb rozbolał jakby mnie ktoś czymś zdrowo ulał, a na domiar złego kłębiły mi się w umyśle całe tabuny myśli. Wszystko to trwało dosłownie chwilę, ale uczycie było doprawdy nieprzyjemne. Na szczęście jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło. Wtedy płytka przestała świecić, a ja mogłam cofnąć łapę. Aż przysiadłam z lekka zdezorientowana. Co jest? Co tu się właśnie stało? I czemu po prostu wiem jak wykonać Aerial Ace, chociaż nikt mnie tego nigdy nie uczył? Ha, będzie o co popytać Edgara. Po dłuższej chwili zgarnęłam płytkę do swojej torby i rozejrzałam się jeszcze czy nie ma tu innych skarbów. Teraz byłam już właściwie przy samym wylocie, więc nie było sensu znowu się męczyć i przeciskać do tamtej szczeliny. Nie, wylecę tędy. Najpierw jednak uważnie nasłuchuję, aby przypadkiem nie władować się w środek jakiejś awantury. Dopiero kiedy uznam, że jest bezpiecznie wybywam na powierzchnie. Potem szybka orientacja w terenie i kierunek polanka Noctowla. Starczy mi przygód na dziś. Po drodze uważnie się rozglądam i nasłuchuję, aby nie nadziać się na kolejnego drapieżnika. Na wszelki wypadek przemykam się też bliżej potencjalnych kryjówek- w pobliżu gałęzi i krzaków niż na otwartej przestrzeni. Może jakoś uda mi się dolecieć na miejsce i w reszcie porządnie wypocząć.
GallAnonim - 2015-09-02, 18:19

Kiedy nadstawiłaś uszu, nie usłyszałaś nic szczególnego. Typowe odgłosy lasu. Innymi słowy, na zewnątrz jest bezpiecznie. Dlatego przecisnęłaś się powoli na powierzchnię. I tak oto znalazłaś się po drugiej stronie skały, która uratowała cię przed Fearow, w dodatku osłonięta przez rośliny. Jeśli drapieżca nadal czatował na ciebie, cóż, czeka go srogi zawód. Jednakże, dla przezorności wpierw trochę oddaliłaś się od tej skały piechtą. Dopiero po paru chwilach machnęłaś skrzydłami, by wystartować. Pełna ostrożności wzniosłaś się na chwilę ponad las, aby zorientować w pozycji. Cóż, przez ucieczkę się znacznie oddaliłaś od polany Edgara i mogłabyś mieć problemy z jej zlokalizowaniem, gdyby nie promienie zachodzącego słońca odbijające się od szklanych oraz metalowych elementów opuszczonych, ludzkich chat. Odległy błysk wskazał ci cel. Ruszyłaś w tamtym kierunku, trzymając się teraz bardzo blisko koron drzew, a swoją ostrożność zdwoiłaś, uważając na każdy cień, ruch i hałas. Na szczęście już nie wypatrzył cię żaden rządny twej krwi drapieżnik. Po wielu minutach mozolnego lotu, udało ci się wrócić na polanę z dwiema chatami. Szczerze mówiąc, byłaś po dzisiejszych przygodach równie padnięta co po treningu siłowym Noctowla. Najlepiej pewnie będzie się udać na spoczynek. Całkiem możliwe, że Edgar pomknął już na polowanie i jego chata świeci pustkami. W końcu wspominał ci o swoich wieczornych zajęciach.
Gwen Brown - 2015-09-02, 18:54

Działałam ostrożnie, działam strasznie ostrożnie można by rzec. Ale miałam powody, bo w obecnym stanie już nijako było przykozaczyć i wojować gdyby ktoś mnie zaczepiał. Po długim locie, gdzie nie brakowało nasłuchiwania i ogólnej obserwacji otoczenia, w reszcie dotarłam na miejsce. Było już późne popołudnie, właściwie wieczór. Edgar zgodnie z tym co mówił mi na początku, najpewniej poleciał na polowanie. Z resztą sprawa tajemniczego krążka nie była aż tak istotna, abym miała zaprzątać mu nim głowę. Jutro. Na razie od razu skierowałam się do swojej chatki. Przed udaniem się na spoczynek schowam swój dobytek, który na potrzeby wycieczki po lesie wypakowałam i ukryłam pośród zalegającego tutaj śmiecia. Schowam też wszystko w swojej torbie, tak jak to było na początku. Przydałoby się też zetrzeć wiadomość, którą zostawiłam na wypadek gdyby pojawił się Fifi. Parę drapnięć pazurami i będzie git. Potem jeszcze jagódka Tamato na dobry sen i uderzam w kimono. Na dziś starczy mi wrażeń, muszę porządnie wypocząć i zregenerować siły. Kto wie co jutro mnie czeka?
GallAnonim - 2015-09-03, 19:33

Wielce zmordowana dzisiejszym dniem, dotarłaś do chatki, gdzie pochowałaś swój dobytek, stary i nowy, do kryjówki. Co do wiadomości, znalazłaś tam czyjś dopisek: „Dobra, to do zobaczenia jutro”. Innymi słowy Fifi znalazł czas żeby wpaść, ale cię nie zastał, przeczytał wiadomość oraz zostawił odpowiedź. Ale i tak zadrapałaś pazurami tekst. Po co miałby go ktoś obcy czytać w przyszłości? Następnie podleciałaś do krokwi, po czym zwisnęłaś z niej. Sen spadł na ciebie wyjątkowo szybko.
Śniły ci się przeróżne bzdury. Szczególną rolę odgrywały w nich wielkie, tłuste robale, które chciały cię złożyć w ofierze robaczemu bogu oraz ogromne ptaki mające ochotę tobą zakąsić. Może i byś czuła strach z powodu tych obrazów, ale były tak głupie oraz abstrakcyjne, że czułaś raczej zażenowanie. Nagle jednak usłyszałaś zewsząd głos wołający uporczywie twoje imię, a jakaś siła zaczęła tobą szarpać. Wszystko powoli ogarnęła ciemność, a ty otworzyłaś powieki.
Przed oczami zobaczyłaś poruszonego Fifiego, który wołał dalej twoje imię i trącał cię dziobem.
- Och, obudziłaś się wreszcie Ariano – rzekł do ciebie z ulgą, widząc, że otworzyłaś oczy. – Radzę ci ruszać tyłek co prędzej, bo zaspałaś! Edgar siedzi na zewnątrz mocno wkurzony. Lepiej leć do niego, zanim on postanowi przyjść tutaj – ostrzegł cię.
Ojoj, Fletchling ma rację. Po słońcu wpadającym do wnętrza chaty od razu poznałaś, że jest już dobrze po świcie. Wczorajszy sen i głupie sny tak cię umęczyły, że spałaś jak zabita!

Gwen Brown - 2015-09-03, 19:50

Po kilku minutach mogłam w spokoju ułożyć się do snu. Niestety nawet wtedy dręczyły mnie jakieś dziwne robale i wielkie ptaszyska. Innymi słowy obraz niedawno przeżytego dnia, ale w dużo pokrętniejszym wydaniu. Spałam tak i spałam... aż zaspałam! Gdyby nie Fifi, kto wie ile czasu jeszcze bym trwała w błogiej nieświadomości...
- Że jak?!- słowa Fletchlinga momentalnie sprowadziły mnie na ziemię.
- Święty Arceusie, tylko nie to!
Jak oparzona wyfrunęłam na zewnątrz nie zważając na nic. Na Fifiego, na śniadanie... W głowie miałam tylko jedno- Edgar mnie chyba ubije. Faktycznie Noctowl siedział już na dachu i już z daleka widziałam, że zadowolony to on nie jest. Nie pozostawało mi nic innego jak tylko jeszcze bardziej przyspieszyć i prosto z mostu zacząć go przepraszać. Mogłam mieć tylko nadzieję, że moje spóźnienie nie jest zbyt duże i Edgar czekał tylko kilka minut...

GallAnonim - 2015-09-09, 12:08

Tak gwałtownie zerwałaś się i ruszyłaś na zewnątrz, że aż zdumiało to Fifiego. Jak strzała popędziłaś w stronę większej chaty, nie patrząc na nic. Sowa siedział już na dachu, z bardzo wkurzoną miną, ale z odezwaniem się, czekał aż wylądujesz obok niego.
- Spóźniłaś się Ariano! I to o całe dwa kwadranse! – syknął, kiedy doleciałaś do niego. – Pamiętasz chyba, że mówiłem ci co z tobą zrobię, jeśli nie spodoba mi się twoje zachowanie? – zmierzył cię surowym spojrzeniem, od którego mimowolnie się skuliłaś. – A zasypianie na moje lekcje jest jednym z najmniej podobających mi się zachowań. Jestem niezwykle zajętym pokemonem, pochłoniętym badaniami i nie mam czasu na gierki z niepunktualnymi uczniami, nawet jeśli to całkiem interesujące obiekty! Co masz na swoją obronę nietoperzyco? – zapytał cię takim tonem, że lepiej będzie uważać na słowa.
Oj, oj. Edgar jest bardzo zły i pozostał niewzruszony na twoje gorące przeprosiny, chociaż nie próbował cię ubijać, na razie. Zaistniało jednak ryzyko, że faktycznie cię stąd przepędzi! Musisz go czymś udobruchać, a na szczęście znalazłaś wczoraj dwa interesujące przedmioty.

Gwen Brown - 2015-09-09, 16:53

O cholercia... Czyli czekał dość długo. Nie pozostało mi tylko nic innego jak tylko pokornie przyjąć zasłużony opiernicz. Edgar był więcej niż zły, ale prawdę mówiąc nawet mu się nie dziwię. Bałam się już, że zaraz mnie stąd pogoni na kopach i tyle było mojej nauki. I wtedy przypomniałam sobie o tym co działo się wczoraj.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale wczorajsze popołudnie zwyczajnie mnie przerosło. Nie ma usprawiedliwienia na moje spóźnienie, muszę to z pokorą przyznać. Ale chyba mam coś co wynagrodziłoby moją dzisiejszą wpadkę. A nawet dwa takie "cosie". Wczoraj, kiedy rozglądałam się za jakąś jagodową polanką spotkałam grupkę Spinaraków i Joltików. Ale nie w tym rzecz. Na ich terytorium wyrosły takie dziwne jagody wyglądające zupełnie jak Enigmy. Tylko to nie są Enigmy- było ich za dużo, no i nie dawały takich efektów jak normalne Enigmy. Akurat co do tej kwestii mam stuprocentową pewność. Właściwie nie wiem jakie mogą mieć właściwości te jagody które spotkałam, możliwe że to jakaś nieznana krzyżówka. No i jest jeszcze jedna sprawa. Kiedy już wracałam, znalazłam taką dziwną płytkę. Okrągła, nieduża, miała na wierzchu jakieś błękitne, połyskujące symbole. Kiedy jej dotknęłam... Nie wiem w jaki sposób, ale po prostu wiem jak mogłabym wykonać Aerial Ace. Jeszcze nie sprawdzałam tego w praktyce, ale zwyczajnie wiem co muszę zrobić aby wykonać ten atak, tak po prostu. Nie umiem tego wyjaśnić. Ja mogę je zaraz przynieść i pokazać- i płytkę i jagodę, a także w razie potrzeby powiedzieć więcej o miejscach i okolicznościach w czasie których weszłam w posiadanie i jednego, i drugiego. Chyba nie mam nic innego co mogłoby panu jakoś wynagrodzić moje spóźnienie, więc może chociaż tak...
Miejmy nadzieję, że moja skrucha oraz wzmianka o zdobytych wczoraj przedmiotach jednak udobruchają Edgara. Choć troszeczkę. Przynajmniej na tyle, że jednak nie próbowałby mnie stąd przegonić, a tego wolałabym szczerze uniknąć.

GallAnonim - 2015-09-11, 11:06

Edgar prychnął gniewnie, słysząc początek twojej wypowiedzi. Pewnie spodziewał się jakiejś zmyślonej historyjki mającej usprawiedliwić twoje półgodzinne spóźnienie. Na szczęście przez swoje zainteresowanie twoją osobą, postanowił dać ci szansę i cię wysłuchać. Kiedy tylko usłyszał o dziwnych niby-enigmach i tajemniczych tabliczkach ze świecącymi napisami, od razu mina mu się zmieniła.
- Interesujące – rzekł, otrzepując się, po czym spojrzał na ciebie krytycznie. – Na co jeszcze czekasz? Leć przynieść te przedmioty! – ochrzanił cię znowu. – Bez dowodów nie dam wiary w twoje słowa.
Chyba nie masz czasu na ociąganie się.

Gwen Brown - 2015-09-11, 16:01

Oj, kamień z serca! Najwyraźniej moje wczorajsze przygody oraz zdobyte wtedy "łupy" wystarczą, aby choć trochę go udobruchać. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową i niczym strzała pomknęłam z powrotem ku swojemu tymczasowemu lokum. Od razu przypadłam do swojej skrytki i trzymanej w niej torby. Zaraz też wygrzebałam co trzeba- płytkę i lezącą na dnie jagodę. Torbę odłożyłam trochę byle jak, na szybko ją zasłaniając. Nie było czasu bawić się w dokładniejsze kryjówki- już i tak nadszarpnęłam cierpliwość Edgara. Z potrzebnymi przedmiotami w łapach, zaraz pognałam ponownie na dach jego chaty.
GallAnonim - 2015-09-14, 19:13

Tak więc pognałaś z powrotem do chaty. Fifi ciągle tam siedział, ale widząc twój pośpiech, nawet się nie odzywał, usiadł tylko w kącie i odwrócił się, by nie widzieć, gdzie trzymasz rzeczy. Oczywiście, to czego szukałaś schowało się na samym dnie i musiałaś wszystko przegrzebać nim wyciągnęłaś szukane przedmioty. Potem byle jak upchnęłaś resztę, po czym z szybkości wiatru wróciłaś do Edgara. Kiedy pokazałaś mu swoje zdobycze, jego oblicze od razu stało się mniej surowe. Przez dłuższy czas oglądał obie rzeczy i w końcu się odezwał.
- Muszę przyznać, że pierwszy raz widzę coś takiego – rzekł, podnosząc szponem jagodę. – Wygląda niemal zupełnie, jak Enigma. Dla ciebie pewnie jest identyczna, ale ja widzę pewne różnice. I mówisz, że nie ma takich właściwości, jak Enigmy? Ciekawe. Bardzo ciekawe. Będę musiał przelecieć się na tą polanę po więcej obiektów. Sprawa wymaga dokładniejszego zbadania – powiedziawszy to, odłożył owoc, po czym podniósł płytkę. – Ten przedmiot za to znam dość dobrze. Sam mam kilka. To starożytne artefakty zwane Dyskami Wiedzy. Nie wiem kto je stworzył, ale, sądząc po tym, że ten jest już wykorzystany, sama wiesz już jak działają. W skrócie, ktoś za pomocą magii i symboli zawarł w tych kamieniach całą wiedzę potrzebną do używania pewnych ataków. Wystarczy dotknąć, aby poznać ten atak, ale nie znaczy to, że od razu będzie się potrafiło go wykonać. Co to to nie. Praktyka nadal jest ważna. Niemniej to bardzo cenne przedmioty, zwłaszcza dlatego, że są jednorazowego użytku – Edgar odłożył wówczas artefakt i spojrzał na ciebie. – Gratuluję Ariano, nadal jesteś moją uczennicą. Daję ci kwadrans czasu na zjedzenie posiłku, bo zgaduję, że stoisz przede mną z pustym żołądkiem, po czym nauczę cię Steel Wing. Ja w tym czasie umieszczę te przedmioty w odpowiednich miejscach w swojej pracowni. Przy okazji powiedz temu Fletchlingowi, że jeśli nie przestanie tak się czaić, to złapię go i zjem. Przyprowadź go do mnie.
Sowa machnął zaraz skrzydłami, schwycił przedmioty w szpony i poleciał do swojej chaty.

Gwen Brown - 2015-09-14, 19:47

- Dziękuję. Tym razem nie spóźnię się na pewno. A i za pamięci- w kwestii jagód trzeba będzie się spieszyć. Mieszkające na tamtej polance pająki zamierzały usunąć krzaki, kiedy pomogłam uporać się z ich kłopotem- wtrąciłam jeszcze.
Potem zamierzałam skorzystać z przyzwolenia na posiłek. Teraz wlatuję do "swojej" chatki dużo spokojniej i na większym luzie. Przy okazji mogę się spokojnie przywitać ze swym pierzastym koleżką.
- Hej, Fifi. Wybacz, że tak gnałam bez jakiegoś powitania czy coś. Przy okazji, Edgar cię zauważył, mówił, żebyś przyleciał do niego razem ze mną. Ale najpierw muszę coś zjeść. Ty już po śniadaniu, czy skusisz się na jakąś jagódkę?
Ja tam sięgam po jedną z zachomikowanych jagód Tamato, a jeśli Fifi wyrazi chęć na zjedzenie posiłku, wyjmuję mu drugą. Teraz mogę też dokładniej poodkładać wszystko na miejsce. Jak już zjem (lub zjemy) trzeba będzie lecieć na miejsce spotkania. Nie wypada się spóźnić drugi raz.

GallAnonim - 2015-09-17, 15:20

Tak jak Edgar poleciał do swojej chaty, tak ty do „swojej”. Fifi od razu rozpogodził się, widząc, że wracasz na luzie. Tylko że twoje rewelacje nieźle nim wstrząsnęły.
- Co takiego? Ale niby kiedy? Od dawna tędy przelatuję i jeszcze nigdy mnie nie zobaczył! Ojej, ojej, ojej. – jęczał, a kiedy zaproponowałaś mu jagodę, tylko pokiwał głową w geście odmowy. – Sorry, ale po takiej informacji mój apetyt zniknął zupełnie.
W takiej sytuacji pożywiłaś się czym prędzej sama i zaraz oboje lecieliście w stronę dachu drugiego budynku. Ty miałaś znacznie lepszy humor od Fifiego, który wyglądał jak zbity pies. Ledwie wylądowaliście, przez okno w dachu wyłonił się Noctowl i zmierzył w milczeniu spojrzeniem Fletchlinga.
- Słucham pana? – jęknął Fifi, zdenerwowany przeciągającą się ciszą, udając, że nie wie o co chodzi. Wyraźnie bał się sowy. – Coś się stało? Ma pan ładny domek…
- Zamknij się, Fifi! – przerwał mu surowym tonem Edgar, na co Fletchling rozdziawił dziobek ze zdziwienia. – Dobrze wiem kim jesteś i że od miesięcy kręcisz się po mojej okolicy, sądząc, że nie jestem tego świadom. Wzrok mnie może za dnia zawodzi, ale prędko dowiedziałem się o twoich wizytach i szczerze mówiąc zaczęło mnie to irytować. Czego chcesz?
- No wie pan… Chciałem się u pana uczyć ataków, jak mój brat i… – odpowiadał zgarbiony ptaszek.
- I pomyślałeś, że pomoże ci podpatrywanie nauki Ariany? – dokończył za niego Noctowl.
Fifi potaknął.
- Powinienem cię stłuc i wypędzić stąd na zbity dziób, ale nie chcę tracić dobrych stosunków z twoim bratem. Co właściwie u niego?
- Trenuje samotnie w górach
- Miło słyszeć. Dobra Aiano – Zwrócił się do ciebie Edgar. – Lecimy na inną polanę, gdzie nauczę cię Steel Wing. To czy ten głupiec będzie mógł lecieć z nami, zostawiam tobie. – dodał, spoglądając na skulonego Fifiego.

Gwen Brown - 2015-09-17, 19:10

- Nie martw się. Może nie będzie chciał cię łykać w całości- odparłam rezolutnym tonem.
Teraz kiedy zrekompensowałam się Edgarowi czułam się świeżutka jak szczypiorek i najzwyczajniej się wyluzowałam. Spokojnie zjadłam śniadanie, a potem polecieliśmy. Na dachu chaty Noctowla miała nas czekać "Chwila prawdy". Chociaż... to głównie tyczyło się Fifiego- ja już swój opieprz zgarnęłam. Na szczęście skończyło się dość... spokojnie. Tymczasem mogliśmy lecieć, a Edgar los Fletchlinga niejako pozostawił w moich łapach.
- Właściwie niech leci. Przy panu i tak pewnie będzie siedział jak mysz pod miotłą. Z resztą chyba to lepsze wyjście niż gdyby miał się chować po krzakach- stwierdziłam.
W sumie Fifi i tak mi co nieco pomógł, więc wypadałoby się za nim wstawić w potrzebie. No coś za coś. Najwyżej dostanę kolejny ochrzan...

GallAnonim - 2015-09-21, 22:17

- Jak sobie chcesz Ariano. – mruknął Edgar, po czym zwrócił się jeszcze do Fletchlinga. – [i]Tylko Fifi, nie nadużywaj mojej cierpliwości. Ruszamy! – zawołał zaraz, wzbijając się w przestworza.
Wasza dwójka poszła w ślady Noctowla i ruszyliście za nim szybkim lotem.
- Dziękuję – szepnął do ciebie po drodze Fifi.
Przelot nie trwał długo, a w dodatku był zupełnie bezpieczny. W końcu towarzyszył wam wcale nie mały ptak, a Edgara ponadto otaczały ponury legendy. W każdym razie zaraz trafiliście na część lasu porastaną przez młode drzewa, pomiędzy którymi leżały murszejące pnie starych roślin. Edgar usiadł na jednym z nich i poczekał na was. Kiedy dotarliście do niego, odezwał się do ciebie.
- Tą część lasu zniszczyła niegdyś wichura, ale teraz miejsce zniszczonych drzew zajmuje kolejne pokolenie. To idealne miejsce na naukę Steel Wing, bo daje nam dostęp do wielu młodych, cienkich pni, które łatwo złamać. Zanim jednak do tego przejdziemy, poćwiczysz na „sucho” stojąc na ziemi. Przypomnij sobie teraz Ariano naukę kontrolowania energii. Skup się i zgromadź ją w swoich skrzydłach, a potem użyj jej do utwardzenia swoich skrzydeł. By to zrobić, po prostu myśl, że stają się bardzo twarde, jakby z metalu. Na nasze szczęście nie potrzebujemy teraz żadnych magicznych bibelotów. Twoje skrzydła same zaczną świecić, jeśli ci się uda. Do roboty! Dopiero jak z tym się uporasz, przejdziemy dalej! – huknął Edgar, machając skrzydłami.

Gwen Brown - 2015-09-22, 09:33

Niedługo potem ruszyliśmy. W trakcie lotu Fifi dyskretnie mi podziękował, że nie chciałam go olać. W odpowiedzi mrugnęłam tylko. Droga na miejsce ćwiczeń nie była zbyt długa, a także nie naprzykrzał się nam żaden tutejszy drapieżnik. Najwyraźniej odstraszała je osoba Edgara. Potem Noctowl wyjaśnił mi co mam robić. Cóż, zaczęłam od "przesłania" energii do moich skrzydeł, tak jak wtedy na treningu. Kiedy wyczułam, ze już ten etap mam za sobą zostało tylko "utwardzenie" moich skrzydeł. Tak jak mówił Edgar, starał sobie zobrazować w umyśle fakt, że stają się twardsze, jakby były z metalu. Pewnie zajmie mi to dłuższą chwile, ale starałam się i miałam nadzieję, że jednak coś z tego wyniknie.
GallAnonim - 2015-09-27, 16:13

No to zabrałaś się do roboty. Po treningu, który zaserwował ci Edgar, nie było ci ciężko, aby energię odnaleźć, a potem skierować w odpowiednie miejsca ciała, chociaż trwało to trochę czasu. Wszakże jeszcze niezbyt się w tym wprawiłaś. Gorzej było z utwardzeniem skrzydeł. By to osiągnąć, przymknęłaś oczy i skupiłaś tylko na odpowiednich myślach. Czułaś jak energia zbiera się w twoich skrzydłach, jak wnika w mięśnie i kości, zmieniając coś w nich. W końcu, po okrzyku Fifiego, który wraz z Edgarem cię obserwował, zrozumiałaś, że się udało. Gdy otworzyłaś powieki, widziałaś, że twoje skrzydła świecą. Edgar podleciał do ciebie, by obejrzeć efekt.
- Wygląda na to, że ci się udało. Teraz uderz jakieś drzewko, postaraj się je połamać. Radzę ci na razie nie szarżować. Zaraz zobaczysz dlaczego – rzekł do ciebie.
Cóż, młodych drzewek miałaś do wybory do koloru, więc do dzieła.

Gwen Brown - 2015-09-27, 16:34

Trochę to trwało, ale wreszcie się udało. Hm, trzeba będzie w wolnej chwili poćwiczyć z tym przemieszczaniem się energii po ciele. Chociaż nie było aż tak najgorzej, prawdopodobnie po odpowiedniej ilości prób doszłabym do wprawy. W przyszłości na pewno nadarzy się ku temu okazja. Gorsza sprawa była z tym utwardzaniem się. Szkło mi dość topornie, ale jednak wyszło. Zanim zdążyłam się nacieszyć blaskiem moich "stalowych" skrzydeł, Edgar polecił mi uderzyć w jakieś drzewko. Rozejrzałam się więc i wybrałam w zasadzie pierwsze lepsze, najbliżej mnie. Nie bardzo wiedziałam o co chodziło z tym rozpędzaniem się, ale na wszelki wypadek postanowiłam działać dość... hm, spokojnie? Sama byłam ciekawa efektu.
GallAnonim - 2015-10-03, 19:14

Tak więc podskoczyłaś do najbliższego, dość cienkiego drzewka i najzwyczajniej w świecie uderzyłaś w jego pień. W tym momencie z bólu aż cała sierść na twoim ciałku stanęła z bólu. Drzewko nie tylko się nie złamało, ale źle obeszło się z twoim niby wzmocnionym skrzydłem. Na domiar złego odgięło się i po chwili jeszcze zbiczowało po głowie. Tak więc bolało cię i skrzydło, i makówka. Fifi nie mógł powstrzymać się od chichotu, zresztą nawet Edgar się uśmiechnął, prawdopodobnie, bo ciężko jego minę nazwać normalnym uśmiechem. Cmoknął też parokrotnie.
- Tak jak się spodziewałem, wzmocniłaś je za słabo, z tego co widziałem prawie wcale. Pomyśl co by było gdybyś zaatakowało drzewko z lotu. Złamane skrzydło murowane. Jednakże to normalne przy nauce tego ataku. Trzeba trochę praktyki, aby dobrać odpowiednią ilość energii do niego. Powtórz więc wszystkie kroki i tym razem zważaj na to, ile właściwie energii wysyłasz do skrzydeł oraz ile jej zużywasz do właściwego wzmocnienia. Kiedy brak ci doświadczenia, łatwo nie spostrzec zużycia, a wtedy dochodzi do tego, czego doświadczyłaś – wyjaśnił ci Noctowl.
NO cóż, czas na próbę drugą.

Gwen Brown - 2015-10-03, 19:25

Zrobiłam wszystko tak jak mówił Edgar, a efekt... Cóż, powiedzmy, że nie należał do najlepszych. Walnęłam ci ja skrzydłem w to drzewko i potem prawie że aż mi łzy pociekły. Na nic- nie wyszło. Równie dobrze mogłabym okładać kamień. Skrzydło przeszył ból bolesny, a na domiar złego drzewko się odgięło i siłą rozpędu zdzieliło mnie po łbie. Ał... Nie uszedł mojej uwadze chichot Fifiego oraz pouczenie od Noctowla. Postanowiłam zacisnąć zęby i robić swoje. Nie dam temu Fletchlingowi tej satysfakcji, aby oglądał moje porażki. Żeby nie wiem co dziś muszę złamać chociaż gałązkę za pomocą tego kulawego Steel Wing, ale normalnie muszę bo nie zdzierżę! No dobra, ale nie szalejmy. Powaga, skupienie i jedziem z tym śledziem. Wykonywałam wszystko jeszcze raz tak jak chwilę wcześniej. Starałam się jednak włożyć w to co robię możliwie jak najwięcej... hm... energii? Skupienia? W sensie tego poczucia, że te moje skrzydełka jednak są utwardzone, a nie tylko połyskują. Kiedy poczuję, że jestem gotowa uderzam w to samo drzewko. W razie niepowodzenia profilaktycznie odskakuję coby znowu nie zarobić po łbie- wszak uczę się na błędach, a starczy mi fakt, że już teraz potłukłam sobie skrzydło.
GallAnonim - 2015-10-07, 15:35

Mimo pierwszego niepowodzenia, byłaś diabelnie zdeterminowana by wykonać Steel Wing i chyba tą twoją determinację było widać aż na zewnątrz, bo Fifi zamilkł, a Edgar patrzył na ciebie z zadowoleniem. Znowu skupiłaś się na energii, znowu wzmacniałaś swoje skrzydła, tym razem poświęcając się temu, by faktycznie były mocniejsze. Kiedy byłaś gotowa ponownie zaatakowałaś drzewko i… dobrze że byłaś gotowa do odskoku. Drzewo wytrzymało twój cios, ale skrzydło prawie nie zabolało od ciosu. Czyli są jakieś postępy.
- Rob tak dalej. Osiągnięcie odpowiedniej twardości to sprawa co najmniej kilku prób – polecił ci Noctowl.
Tak więc powtarzałaś całą sekwencję w kółko i w kółko i w kółko. Za każdym razem twoje skrzydła stawały się co raz mocniejsze, ale daleko im było do twardości metalu. Dopiero znacznie później, gdy już właściwie padałaś, skrzydło rwało cię nieziemsko, a reszta twojego ciała miała dość, zmaltretowany poprzednimi próbami pieniek złamał się od ciosu. Sukces!
- A więc udało ci się wzmocnić skrzydła dość by zwyciężyć z młodym drzewkiem. Zapamiętaj ile energii potrzebowałaś zużyć na dokonanie tego – odezwał się Edgar, przerywając twój trening. – Ariano możemy uznać, że właśnie nauczyłaś się Steel Wing w stopniu podstawowym. Wielkich głazów oraz prawdziwych drzew na tym stopniu nie zniszczysz, ale jakiś miękki, pokemonowy cel już jak najbardziej. W tym ruchu nie ma jakiejś szczególnej finezji, która wymagałaby większej porcji moich nauk. Dalszy rozwój twojego Steel Wing będzie zależeć wyłącznie od praktyki oraz ogólnego wzrostu twojej siły. Jeśli chcesz jeszcze poćwiczyć pod moim okiem, możemy tutaj zostać, albo wracać już na polanę, gdybyś wolała ćwiczyć we własnym zakresie później.

Gwen Brown - 2015-10-07, 22:25

Zawzięłam się. A jakże, akurat to była nieodłączna cecha mojej niedużej osoby. Dotąd waliłam skrzydłem w ten pniak, że już prawie padałam na pysk. Ale robiłam swoje! Efekt? Pniaczek w reszcie pękł. Nawet nie myślałam, że tak mnie ucieszy widok łamiącego się drzewka.
Tymczasem Edgar oznajmił mi, że właściwie opanowałam już ten atak. Tak mniej więcej. W sumie ciężko było się z tym nie zgodzić- cel osiągnęłam. Teraz trzeba było po praktykować nieco nauki Noctowla, aby dojść do jakiejś sensowniejszej wprawy. Ale nie dziś. A przynajmniej nie w ciągu najbliższych minut.
- Rozumiem- odparłam.
- Właściwie, jeśli mam być szczera, na razie dość mocno się zmachałam, więc nie wiem czy miałabym siłę na kolejne próby. Możemy wracać, a poćwiczę jak już nieco sobie odsapnę- dodałam.

/ Znaczy mogę sobie dopisać Steel Wing do poznanych ataków?

GallAnonim - 2015-10-11, 10:56

Tak, tak, możesz dopisać :)
----------------

- Zgoda. Tylko masz ćwiczyć – odparł surowo Edgar i machnął skrzydłami, by się wznieść.
Ty i Fifi poszliście w jego ślady. Całą trójką zaczęliście wracać na polanę Noctowla. Sowa leciał przodem, odstraszając potencjalne drapieżniki, ty i Fifi nieco z tyłu. W trakcie lotu rudzik zbliżył się do ciebie.
- Gratulacje Ariano. Nawet nie spodziewałem, że ataku można się tak szybko nauczyć – odezwał się. – I odniosłem wrażenie, że plotki o Edgarze są jednak przesadzone. Co będziesz robić teraz? – zapytał się ciebie.
Tymczasem zalecieliście na dach chaty Edgara, gdzie ten zwrócił się do ciebie.
- Nasza umowa została zrealizowana – rzekł. – Ty mi opowiedziałaś interesującą historię i dałaś się zbadać, ja ciebie nauczyłem ataku. I nie, nie zamierzam uczyć cię kolejnego, więc nawet nie próbuj mnie prosić. Mogę się zgodzić jedynie na obserwowanie twojego treningu ze Steel Wing. Miałbym jednak dla ciebie zadanie. Jeśli jesteś zainteresowana, przyjdź do mnie później – oznajmił.
Następnie poszedł do siebie.

Gwen Brown - 2015-10-11, 13:03

Przytaknęłam. Oczywiście, że zamierzałam jeszcze ćwiczyć. Teraz, kiedy miałam już rozeznanie ile potrzebuję na to energii teoretycznie dochodzenie do jakiejś tam wprawy nie powinno być aż tak problematyczne. Teoretycznie.
Na razie jednak wszyscy wracaliśmy na polanę. Edgar leciał przodem, a my z Fifim nieco z tyłu.
- Też mi się tak wydaje. Ostatecznie Edgar nie jest taki zły. Surowy i humorzasty, owszem, ale nie zły- odparłam, zerkając na sowę. Byłam niemal pewna, że słyszał naszą wymianę zdań, ale w końcu nie powiedziałam nic takiego, aby wpakować się w kłopoty.
- Oczywiście trochę odpocznę i przez jakiś czas będę jeszcze ćwiczyć. Zanim odlecę w siną dal, chciałabym opanować ten Steel Wing w jakimś sensownym stopniu. A później... Cóż, zacznę się rozglądać za nowym nauczycielem- stwierdziłam.
Właściwie jeszcze nie zastanawiałam się tak na prawdę, co teraz zrobię. Co prawda udało mi się już wywiedzieć gdzie mogło ulecieć moje rodzinne stado, jednak na razie nie miałam po co do nich lecieć. Nie oszukujmy się, ale na jakieś srogie rozróby jestem jeszcze za cienka w uszkach. Ale powolutku, pomalutku... Chociaż, może górzyste tereny i jakieś jaskinie to nie taki głupi pomysł? Kto wie na kogo bym tam trafiła. Równie dobrze mogę podpytać o to Edgara, bardzo możliwe że zna kogoś godnego polecenia. Tymczasem wylądowaliśmy.
- Rozumiem. Układ był układ. Ale jeśli jesteśmy przy atakach miałabym taką malutką prośbę. Chciałabym aby pokazał mi pan jak wygląda prawidłowo wykonany Aerial Ace. Tylko pokazać. Mniej więcej wiem na czym ten atak polega, ale nie miałam jeszcze okazji go zobaczyć w praktyce. Sam pan mówił, że ataki poznane pod wpływem Dysków Wiedzy trzeba jeszcze ćwiczyć, więc miałabym bardziej obrazowe rozeznanie do czego dążyć- wypaliłam praktycznie na jednym oddechu.
Edgar raczej nie będzie zachwycony kolejnym "zawracaniem kupra" i niewykluczone, ze oberwę po uszach. Ale może nie. Potem wspomniał jeszcze o jakimś zadaniu dla mnie. Och, mógł być pewien, zainteresuję się na pewno. Na razie jednak postanowiłam wrócić do swojej chatki. Skrzydło jeszcze trochę mnie rwało od tych wszystkich uderzeń o młode drzewko. Chwila odpoczynku przy jagódce Tamato i będę jak nowa. A potem mogę sprawdzić co takiego przewidział mi Edgar...

GallAnonim - 2015-10-13, 17:06

Jaki Arcanineł :mrgreen:
-----------------

Kiedy mu odpowiadałaś, Edgar zatrzymał się jeszcze i spojrzał na ciebie, rozważając odpowiedź.
- Niech będzie, ale to wtedy jak przyjdziesz – zgodził się, choć niechętnie. – Ale pamiętaj, że nie będę pokazywał ci tego po 10 razy.
I zniknął w swojej chacie. Ty zaś śmignęłaś do drugiej, gdzie mogłaś chwilę odpocząć po treningu oraz pożywić się. Towarzyszył ci Fletchling.
- Słuchaj… jakbyś chciała poznać mojego brata i nauczyć się coś od niego… ja mogę cię do niego zaprowadzić i zarekomendować. Zresztą wspólny lot w góry na pewno będzie bezpieczniejszy niż dla pojedynczego pokemona, a ja i tak nie mam nic do roboty. Ja do niczego cię nie nakłaniam, po prostu tak… wspominam… jakbyś była zainteresowana.
Fifi dość szczególnie się jąkał, jakby chciał powiedzieć, czego powiedzieć się wstydził. Odniosłaś wrażenie, że rudzik chciałby pobyć więcej w twoim towarzystwie. Pytanie czy ty byłabyś zainteresowana takim, choćby chwilowym, kompanem. Fletchling bez wątpienia nie był ani silnym, ani śmiałym pokemonem, ale radosnym i życzliwym wobec innych. Może rozmówisz się z nim, zanim polecisz do Edgara?

Gwen Brown - 2015-10-13, 19:06

/Już dawno mnie nosiło, aby ktoś mi zrobił z niego avek, ale jakoś nie było okazji aby komuś zawracać tym głowę xD

Niechętnie, bo niechętnie, ale Edgar zgodził się zademonstrować mi Aerial Ace. Ucieszyłam się. Prawdę mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio spędziłam tyle czasu wśród pokemonów, które mogły unosić się w powietrzu i dzięki temu nauczyć się czegoś, gdzie przydawał się aktywny lot. Z Nestorem niestety nie miałam takiej możliwości. Dlatego teraz zamierzałam korzystać z okazji, bo nie wiedziałam kiedy trafiłaby się następna.
Na razie jednak tak jak planowałam postanowiłam się posilić. Poleciał za mną Fifi, więc z grzeczności zaproponowałam mu jagódkę. Kiedy sama jadłam, rudzik złożył mi dość ciekawą propozycję. Trening u jego brata? Hm, właściwie czemu nie? Kiedy już stwierdzę, że pora opuścić Edgara i tak nie bardzo miałam pomysł co ze sobą zrobić. Teraz okazja trafiła się sama. Poza tym, odniosłam wrażenie, że Fifi jakby się czegoś wstydził albo bał. Może nie chciał przebywać w tej okolicy z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu? W sumie co by to nie było propozycja była warta rozważenia. Z resztą nawet sam lot mógł obfitować w jakieś ciekawe wydarzenia. Z resztą mniej więcej już poznałam Fifiego i na swój sposób mu ufałam. Chyba lepszy byłby wspólny lot z kimś życzliwym, niż gdybym miała błądzić sama.
- Twój brat mówisz? Czemu nie. Mówisz, że mieszka w górach. Z tego co wiem, górskie pokemony mają w zanadrzu całą masę przydatnych sztuczek, chętnie podpatrzę to i owo.- odparłam, podnosząc się.
- No, ale to nie w tej chwili. Edgar wspominał coś o jakimś zadaniu dla mnie, więc polecę sprawdzić o co chodzi- dodałam.
Niedługo potem poszybowałam ku chacie Noctowla. Ciekawe o co może chodzić...

GallAnonim - 2015-10-18, 16:16

Tym razem Fifi jagódki nie odmówił, więc w sumie zniknęły ci teraz dwie, ale za to miałaś towarzystwo przy jedzeniu. Ucieszył się bardzo, kiedy się zgodziłaś na jego propozycję.
- Och, to świetnie Ariano. Obiecuję, że nie pożałujesz. Mój brat może wydawać się trochę sztywny, ale nie powinien odmówić, gdy poproszę go, aby cię potrenował – rzekł do ciebie, potrząsając swoje skrzydłami twoje.
Gdy było po tych czułościach, poleciałaś do Edgara. Noctowl czekał na ciebie na dachu, na którym to wylądowałaś.
- Ariano, jestem bardzo zajętym pokemonem i większość czasu spędzam tutaj, prowadząc swoje badania, ale czasami nawet ja potrzebuję się skonsultować z innym badaczem. W takich sytuacjach zwykle najmuję sobie jakiegoś posłańca, by samemu głowy sobie nie zaprzątać. To jest właśnie moje zadanie dla ciebie, chcę byś zaniosła ode mnie wiadomość. Posłańca przeważnie wynagradzam nauką ataku, ale ciebie już uczyłem i zapewne nie będzie ci się chciało potem wracać do tej doliny, dlatego wynagrodzi cię jakoś odbiorca lista. Piszesz się na to? – Edgar nie bawił się w żadne gierki słowne, tylko powiedział prosto z mostu, czego oczekuje od ciebie.

Gwen Brown - 2015-10-18, 16:32

Fifi bardzo się ucieszył z mojej zgody. Chociaż te czułości mógł sobie darować. Czułam się co najmniej nieswojo kiedy mnie tak ściskał. Kiedy już się względnie uspokoił poleciała rozeznać się co takiego przygotował dla mnie Edgar.
Hm, w sumie wyjaśnił mi sprawę krótko i konkretnie. Mam zanieść komuś jakąś wiadomość. W porządku. Nie wydawało się to zadaniem ponad moje siły.
- To uczciwy układ, zrobię to. Gdzie konkretnie będę musiała się udać?
Ale by były jaja gdyby chodziło o brata Fifiego. Chociaż sama nie wiem czy jest on jakimkolwiek "badaczem". Niemniej byłoby miło. Ale w sumie nawet jeśli chodziłoby o kogoś innego to i tak zawsze to jakaś nowa przygoda... i potencjalnie nowy nauczyciel. Nie przepuściłabym takiej okazji.

GallAnonim - 2015-10-21, 19:29

Kiedy się zgodziłaś, Edgar wykrzywił dziwnie dziób. To chyba miał być uśmiech zadowolenia w jego wykonaniu. W każdym razie przesunął szponem kopertę w twoją stronę, którą to pewnie miałaś dostarczyć.
- Oto jest list. Liczę, że go nie stracisz i trafi on tam gdzie powinien, a zabierzesz go na drugą stronę gór, na granicę kraju zamieszkanego przez ludzi. Znajduje się tam opuszczony zamek, to taka wielka, kamienna budowla ludzi. W nim mieszka Mismagius imieniem Manimarco, który wie wiele o rzeczach tajemnych, może nawet więcej ode mnie. Przesyłkę masz oddać prosto w jego… chmy… ręce. To dość niebezpieczna wyprawa, ale Manimarco zawsze dobrze wynagradza moich posłańców, więc myślę, że ci się to opłaci. Jeśli chodzi o dokładną trasę, namów Fifiego by zaprowadził cię do swojego brata. Roho podczas swego treningu doskonale poznał te góry. Cóż… – Edgar zamyślił się na koniec swojej wypowiedzi. – Życzę ci powodzenia Ariano i żegnam cię serdecznie. Jeśli dowiesz się jakiś ciekawych rzeczy i kiedyś tu wrócisz, zapraszam cię byś mi to opowiedziała. – Noctowl pożegnał się z tobą.
Cóż, to chyba wszystko co miał do powiedzenia.

Gwen Brown - 2015-10-22, 11:13

Posłuchałam co Edgar miał do powiedzenia i nawet się ucieszyłam. Okazało się bowiem, że Fifi wyprzedził nieco fakty i teraz miałam jedną rzecz z głowy. Jak to się rzeczy czasami pomyślnie układają tak same z siebie.
- Zrozumiałam, będę pilnować tego listu i postaram się aby trafił gdzie trzeba. Pogadam jeszcze z Fifim, może nawet zebralibyśmy się jutro czy pojutrze do wylotu. Żeby tego nie odkładać za mocno. Dziś jednak jeszcze chętnie spędzę czas na treningu tego i owego, może dla odmiany tego Aerial Ace, który miał mi pan pokazać. Póki jeszcze mam ku temu okazję- kto wie co tam się będzie dziać po drodze- odparłam.
List oczywiście wyląduje bezpiecznie zagrzebany pośród mego dobytku w torbie. A ja serio chciałam potrenować. Steel Wing swoją drogą, ale korcił mnie też ten Aerial Ace. Może będzie mi wychodził nieco lepiej i będę mogła ewentualnie normalnie z niego korzystać? Bo ze Steel Wing jeszcze czeka mnie nie jedno "koszenie" (a raczej jego mocno kulawa wersja) gałązek czy młodych drzewek. No cóż, nie od razu jest się mistrzem wszystkiego, prawda?

GallAnonim - 2015-10-24, 18:03

- No tak miałem ci pokazać, jak go wykonać – mruknął, z nutą wstydu w głosie spowodowaną zapomnieniem, Edgar. – Wylećmy na zewnątrz zatem.
Opuściliście więc chatę. Na zewnątrz ty zatrzymałaś się na dachu, a Edgar odleciał trochę, by móc ci zademonstrować atak.
- Aerial Ace to atak typu latającego, który pozwala ci w jego trakcie znacznie zwiększyć szybkość za pomocą własnej energii, a tym samym siłę ciosu, który zadasz. Eksperci w używaniu tego ataku stają się tak szybcy, że niewprawione oko przestaje nadążać za ich ruchami i wydają się zaledwie rozmazaną smugą. – wyjaśnił ci Noctowl. – To tyle teorii, teraz ci go zademonstruję – powiedziawszy to, wzniósł się wyżej.
Zaraz też zaczął pikować w stronę ziemi, nabierając prędkości, ale po chwili wokół sowy pojawiły się wstęgi białego światła, które sprawiły, że stał się jeszcze szybszy. Kiedy cię minął, był już tak szybki, iż powstały podmuch powietrza aż poruszył twoją sierścią. Z pewnością oberwanie tak rozpędzonym ciałem byłoby niezwykle bolesne. Tymczasem Edgar wytracił prędkość i wrócił do ciebie.
- Tak wygląda Aerial Ace. Przypatrzyłaś się uważnie? Wiesz, że nie lubię się powtarzać – zwrócił się jeszcze do ciebie, tradycyjnie surowym tonem. - Jak chcesz, wykonaj go teraz, a ocenię, jak dobrze ci idzie. Dysk powinien dostarczyć do twojego umysłu wszystkie potrzebne informacje, więc nie powinno być to dla ciebie trudne – dodał.

Gwen Brown - 2015-10-24, 18:37

Zgodnie z obietnicą Edgar zademonstrował mi Aerial Ace. Uważnie śledziłam każdy jego ruch, aby niczego nie przeoczyć. Atak sam w sobie też robił wrażenie. W dodatku odniosłam wrażenie, że Edgar zyskał przy okazji na elegancji przez te jasne smugi i ogólną płynność w powietrzu. Jeszcze dodatkowo zrobił mi smaka na naukę wzmianką o tym jak można wyćwiczyć ten atak. Oj będzie się ćwiczyć...
Na propozycję ocenienia tego ataku w moim wydaniu, od razu kiwnęłam głową. Już miałam pędzić lecieć, keidy przypomniałam sobie o liście, który trzymałam w łapach.
- Momencik!- zawołałam i z prędkością błyskawicy podleciałam do "swojej" chatki. Błyskawicznie odłożyłam list do torby i zanim Edgar zdążyłby się wściec byłam już spowrotem.
- Nie chciałam by coś z nim się stało- rzuciłam coby usprawiedliwić swoje zachowanie.
Teraz mogłam przejść do samego Aerial Ace. W sumie Edgar miał rację- dzięki Dyskowi miałam poczucie, że wiem co powinnam robić więc po prostu to robiłam. A zatem podleciałam wyżej i zraz zaczęłam pikować- w końcu atak opierał się na zyskaniu szybkości, a w ten sposób powinno mi pójść znacznie sprawniej. No i miałam przeczucie, że nie robię źle. Byłam ciekawa jak mi pójdzie i na ile efektywne są te Dyski.

GallAnonim - 2015-10-26, 09:29

Edgar zmarszczył się srogo, na twój momencik, ale poleciałaś do chatki, gdzie złożyłaś w bezpiecznym miejscu list. Fifi się tam o coś pytał, ale nie miałaś czasu mu odpowiedzieć, bo pędziłaś z powrotem do Noctowla. Ten widząc, że nie masz listu przy sobie, zrozumiał o co chodziło i rozchmurzył się.
- I słusznie – zgodził się z tobą.
Co do próby Aerial Ace, kiedy tylko pomyślałaś o ataku, wszystko co trzeba było wiedzieć, aby go wykonać, samo pojawiło się w twojej głowie. Wzniosłaś się więc i zaczęłaś pikować, a wkrótce pojawiły się wokół ciebie białe wstęgi energii, które wzmogły twoją szybkość. Tak błyskawicznie jeszcze nigdy nie latałaś, ale nie miałaś takiego pędu jak Edgar. Bez wątpienia, dysk dał ci wszystko co potrzeba do prawidłowego wykonania ruchu, ale jak twój nauczyciel mówił, nadal była potrzebna praktyka, chociaż na pewno mniej niż w przypadku Steel Wing, którego uczyłaś się w sposób tradycyjny.
- Wyszło dobrze – rzekł Edgar, kiedy wyhamowałaś i wróciłaś. – W taki sposób Aerial Ace wykonałby każdy kto go opanował w stopniu adepta. Te dyski są niesamowite, nieprawdaż? Mam dla ciebie taką małą uwagę jeszcze. Jak kiedyś znajdziesz kolejny i nie będziesz się chciała uczyć ataku, który zawiera, po prostu zamknij umysł. Gdy dotkniesz wtedy dysku, po prostu dowiesz się jaki atak może cię on nauczyć, ale wiedza nie zacznie płynąć. To ważne w przypadku ruchów, które twój gatunek nie może znać. Gdyby dysk próbował nauczyć cię takiego ataku, mocno rozbolałaby cię głowa. Jeśli nie jestem już potrzebny, udam się pracować. Życzyłbym sobie, żeby mi już nie przeszkadzać – rzekł na koniec Edgar, zbierając do odejścia.

Gwen Brown - 2015-10-26, 11:19

Prawdę mówiąc myślałam, że będzie gorzej. Tymczasem efekt, przerósł moje oczekiwania- wyszedł mi całkiem zgrabny Aerial Ace. Fakt, nie taki jak ten Edgara, ale jednak wystarczający, aby go normalnie używać i się przy okazji nie zabić. Zaczynają mi się podobać te Dyski. Potem Noctowl podzielił się ze mną niegłupią radą odnośnie samych dysków. Teraz, kiedy wiem już o nich więcej będę umiała się z nimi odpowiednio obchodzić jeśli kiedyś na jakiś trafię.
- Zrozumiałam. Bardzo dziękuję za pomoc. Nie będę już panu przeszkadzać- odparłam.
Ponieważ kiedy leciałam odłożyć list widziałam jeszcze przelotnie Fifiego, postanowiłam jeszcze do niego podlecieć. Jakoś tak nie godziło się go zignorować i olać.
- Wybacz, że tak wpadłam i wypadłam- powiedziałam lądując w chatce
- Pewnie jesteś ciekawy jakie zadanie zlecił mi Edgar, co? No cóż, mam kolejny powód by lecieć do twojego brata. Muszę zanieść wiadomość w tamte strony do jakiegoś Mismagiusa. Niejaki Manimarco. W każdym razie Edgar mówił, że twój brat powinien wiedzieć jak się tam dostać. A właśnie, Fifi, kiedy właściwie chciałbyś wyruszyć? Wiesz to ty mi zaproponowałeś tę wyprawę, więc w razie czego mogę się dostosować

GallAnonim - 2015-10-31, 09:59

Wygląda na to, że to już ostatnie słowa, jakie miałaś zamienić z Noctowlem Edgarem, który zniknął w chacie, aby zająć się swoimi sprawami, a ty być może ostatni raz poleciałaś do mniejszego budynku. Fifi nadal tam czekał, trochę taki zdezorientowany, ale wnet uśmiechnął się i kiwnął ze zrozumieniem łebkiem, gdy mu wszystko opowiedziałaś, a potem sam zabrał głos.
- To świetnie. Edgar musiał cię polubić i ci zaufać. Niestety ja sam nie znam żadnego Manimarco. Rzadko latam w góry i wtedy tylko po to żeby brata spotkać. Ale mój brat pewnie tak. On wie bardzo dużo o górach, a ponoć zapuszczał się nawet poza nie, na tereny, gdzie żyją już ludzie. Co do wyruszenia, możemy to zrobić nawet dzisiaj. Do wieczora dotarlibyśmy do podnóży gór, gdzie byśmy przenocowali, bo musisz wiedzieć, że góry w nocy są bardzo niebezpieczne, bo żyje tam kilka mało przyjaznych Charizardów i innych powietrznych drapieżców lubiących polować po nocach, a jutro byśmy znaleźli mojego braciszka. Jeśli chciałabyś lecieć teraz, musiałabyś mi dać tak z półgodzinki czasu. Nie mogę tam polecieć nie mówiąc nic wcześniej rodzicom. Po tej całej sprawie z Czarownicą, większość pokemonów w dolinie zrobiła się trochę paranoikami. To jak robimy?

Gwen Brown - 2015-10-31, 10:17

Fifi wyjaśnił mi co i jak. Wygląda na to, że był gotowy lecieć nawet dzisiaj. W sumie... Późno nie było. Co prawda miałam chęć spędzić czas na treningu, ale kto powiedział, że nie mogłabym tego zrobić później? Z resztą dłuższy lot dobrze zrobi moim skrzydłom.
- W porządku, niechaj będzie. Leć załatwić sprawę z rodzicami, a ja tu na ciebie poczekam- stwierdziłam.
Kiedy Fifi odleci, ja sfrunę do swej torby. Sprawdzę czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu i zarzuciwszy ją przez skrzydło, będę czekać na "swojej" belce. A żeby nie tracić czasu na bezproduktywne siedzenie potrenuję sobie nieco umysł, a konkretniej przenoszenie energii do moich skrzydeł, coby chociaż w tym nabrać wprawy i żeby nie trwało to nie wiadomo ile. Co prawda pół godziny to mało czasu, ale to zawsze coś. Przynajmniej będę mieć zajęcie.

GallAnonim - 2015-11-06, 09:52

Fifi uśmiechnął się do ciebie, kiedy postanowiłaś lecieć od razu.
- No to ja lecę do rodziców i postaram się wrócić jak najszybciej – zawołał do ciebie, wylatując w pośpiechu z chaty.
Ty w tym czasie zajęłaś się swoją torbą i sprawdzeniem, czy wszystko jest na miejscu. Wszystko wydawało się być w należytym porządku, więc przeszłaś do ćwiczeń umysłu. Od razu doszło do ciebie, że kontrolowanie energii jest dla ciebie łatwiejsze niż na początku, ale by robić to zupełnie intuicyjnie to znacznie większa praca, na którą te około półgodziny nie wystarczy. Z drugiej strony ten czas szybko ci dzięki temu ćwiczeniu zleciało i za nim zdążyło ci się ono znudzić, wrócił Fifi.
- Uf, rodzice nie chcieli mnie puścić samemu w góry, ale na szczęście udało mi się ich przekonać w końcu przekonać. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że użyłem ciebie jako argumentu Ariano. No to możemy ruszać, jak jesteś gotowa. Chyba że chcesz się jeszcze pożegnać z twoim tymczasowym mieszkaniem – zachichotał Fletchling.

Gwen Brown - 2015-11-06, 11:47

Kiedy nie było Fifiego w spokoju troszkę sobie poćwiczyłam. Nie oczekiwałam nie wiadomo czego, ale lepsze to niż gdybym miała siedzieć i się nudzić. Akurat czas mi szybciej zleciał. Kiedy przyleciał mój pierzasty kompan byłam gotowa do lotu.
- Prawdę mówiąc nie przywykłam do tego miejsca na tyle, aby jakoś szczególnie rozpaczać z powodu jego opuszczania. Aczkolwiek ta belka była całkiem wygodna- odparłam chichocząc.
Najwyraźniej perspektywa możliwości spotkania jakiegoś nowego nauczyciela wprawiła mnie w doskonały nastrój.
- Nie szkodzi, Fifi. Ważne, że możemy już lecieć. To mówisz, że twój brat mieszka w górach. Właściwie jaki on jest?- zagaiłam.
Fifi już wcześniej uprzedził mnie, że droga nie należy do krótkich. Choć z natury nie należałam do jakichś wielce rozmownych, jakoś średnio uśmiechała mi się perspektywa cichego lotu. Póki jest okazja warto otworzyć do kogoś pysk, coby do reszty nie zdziwaczeć od tej samotności...

GallAnonim - 2015-11-12, 21:07

A zatem opuściliście zrujnowaną chacinkę i wzbiliście się w powietrze, zostawiając polanę Edgara oraz jej zabudowę za sobą. Kierując się za Fifim, ruszyliście na północ w kierunku stanowiących horyzont wysokich gór, które nawet z tej odległości wyglądały groźnie. Po drodze nie chciałaś milczeć cały czas i odezwałaś się do Fletchlinga.
- No tak, mieszka, a właściwie to trenuje wśród tych szczytów, co to straszą nas swoim ogromem – odparł. – A co do tego jaki on jest… Na pewno jest surowy, trochę sztywny i nieszczególnie przepada za towarzystwem, coś jak Edgar, ale w łagodniejszym wydaniu. Norfi nie unika całkowicie innych, jak nasz znajomy Noctowl. Na pewno jest świetnym wojownikiem. Marzy mu się zdobycie wielkiej siły, by móc chronić dolinę, dlatego ciągle gdzieś ćwiczy. Na pewno będzie w stanie nauczyć cię czegoś ciekawego
Lecieliście sobie wciąż dalej i dalej, unikając zagrożeń, gdy było trzeba. Widziałaś, że twój towarzysz nad czymś się zastanawia, ale mocno waha, czy powinien o tym mówić. Jednakże w pewnym momencie Fletchling zawisnął w powietrzu.
- Słuchaj Ariano, nie chciałabyś z kimś powalczyć? Na przykład ze mną? Nie chodzi mi o żadną walkę na śmierć i życie, tylko taki mały sparring. Co ty na to? – Cóż, to była dość zaskakująca propozycja ze strony raczej niezbyt wojowniczo nastawionego rudzika.

Gwen Brown - 2015-11-13, 13:12

Lecieliśmy więc w najlepsze, a Fifi w międzyczasie opowiedział mi co nieco o swoim bracie. Czyli trafię na potencjalną kopię Edgara. Ale ostatecznie to nie była taka najgorsza perspektywa. Z dwojga złego wolę surowszych nauczycieli, ale którzy mają konkretne metody nauczania niż trafić na jakiegoś luzaka, którego musiałabym ciągle strofować aby pokazał mi cokolwiek. Jakby nie patrzeć informacje były przydatne.
Tymczasem, po kilku kolejnych minutach lotu, Fifi tak mnie zaskoczył, że aż się tego nie spodziewałam. Aż na moment zatraciłam płynność lotu. Otóż rudzik zaproponował pojedynek. No, zaszalał, nie można powiedzieć.
- Umiesz zaskakiwać, kolego- odparłam.
- Właściwie nie widzę przeciwwskazań. Ale znajdźmy jakieś zaciszne miejsce. Uwierz mi wolałabym nie stracić tej torby i jej zawartości, kiedy będziemy pochłonięci walką.
Cóż, pomijając mój osobisty dobytek, ale był tam też list Edgara. Wolałabym nie wracać do niego z tekstem, że zgubiłam wiadomość i czy powierzyłby mi jej kopię. Najpewniej odleciałabym stamtąd szybciej niżbym przyleciała.
A sama idea pojedynku? A czemu nie? Im więcej zdobędę doświadczenia bojowego tym lepiej.

GallAnonim - 2015-11-18, 20:16

- No wiesz, chodzi o to, że Norfi chce bym trenował jak on i ochrzania mnie, gdy przylatuję do niego, a on widzi, że wcale nie jestem silniejszy – zaczął wyjaśniać Fifi. – Nie będę ukrywał, nie jestem Fletchlingiem pierwszym do bitki goniącym, ani nawet drugim. Spokojny ze mnie pokemon, a nie żaden pieniacz. Cóż, dlatego od moich ostatnich odwiedzin u brata, raczej za bardzo nie walczyłem, a jak dorobisz mi trochę otarć, to może uda się Norfiego trochę oszukać – Fifi zachichotał, po czym kazał ci lecieć za tobą. – Nie prosiłbym cię o to teraz, gdybym nie znał w okolicy odpowiedniego miejsca na taką walkę.
Poleciałaś więc razem z Fletchlingiem, zbaczając nieco z waszej wcześniejszej trasy. Fifi zaprowadził się do części lasu, w której zdecydowanie więcej było skał i nierówności terenu niż widziałaś wcześniej. Ewidentny znak na to, że zbliżacie się do gór. Znajdowała się tam odosobniona kotlina, do której dostać się mogły tylko uskrzydlone pokemony oraz takie co dobrze się wspinają i nie boją o własne życie. Otaczające was pionowe skalne ściany, nie wyglądały na łatwe do zdobycia. W dole znajdował się niewielki stawik oraz kilka karłowatych drzew i krzewów.
- Chyba dobre miejsce na walkę nie? Norfi je znalazł i mi pokazał. Raczej nikt nas tutaj nie zaskoczy. Schowaj gdzieś swoje rzeczy i możemy zaczynać, nie? – rzekł Fifi, czekając na ciebie.

Gwen Brown - 2015-11-18, 22:43

Okazało się, że ten pomysł chodził już Fifiemu po głowie jakiś czas. Znał bowiem miejsce gdzie moglibyśmy w spokoju powalczyć. Na pewno nie byłoby tak, gdyby ten pomysł ot tak mu zaświtał i trzeba by było improwizować. Niemniej zaprowadził mnie do odosobnionej kotlinki, gdzie nie widać było żywego ducha. Najpewniej nie każdy wiedział o jej istnieniu. Ale to dobrze. Po chwili za radą Fifiego odłożyłam swoją torbę, profilaktycznie chowając ją w krzakach, gdyby jednak ktoś się napatoczył- nie chciałam, aby leżała wtedy na wierzchu. Teraz mogliśmy walczyć.
- Jasne, możemy zaczynać- odparłam.
Kiedy tylko było jasne, że oboje jesteśmy gotowi, postanowiłam przejąć inicjatywę i zacząć od czegoś, co mój gatunek miał we krwi- solidnej porcji wrzasku. A konkretniej Screech. Cóż, jeszcze nie walczyłam z latającym rywalem, więc każde wspomożenie w postaci obniżenia jego koncentracji, czy też jak w tym wypadku zdolności obronnych, nie było niczym głupim. Musiałam też uważać na jego ataki i w razie czego być gotowym do uniku. Moim kolejnym posunięciem był Aerial Ace. Wiedziałam o nim, że nie daje się go uniknąć, więc to potencjalnie atak pozwalający mi zyskać odrobinę przewagi. Właściwie używam go dwa razy pod rząd, bo w sumie czemu nie, no i jak już wypracowywać sobie przewagą, to konkretnie. Na sam koniec postanowiłam znowu sobie powrzeszczeć, ale tym razem przy użyciu Supersonic. Oczywiście uważam na ruchy Fifiego, bo może nie jest on taki bezbronny na jakiego wygląda. Uważnie go obserwuję, aby wyprowadzić swoje ataki w możliwie najkorzystniejszym momencie. Szukam też jakichś jego słabych punktów. Kiedy ostatni raz walczyłam z Zoruą, ten atakował na oślep i wyraźnie mnie nie doceniał. Fifi z pewnością również ma jakąś słabą stronę w kwestii pojedynków. Musiałam ją tylko zaobserwować i w razie czego wykorzystać na swoją korzyść.

GallAnonim - 2015-11-21, 17:40

Tak więc zaczęliście was sparing oboje hałasując. Ty osłabiłaś obronę Fifiego, a on Growlem twój atak. Następnie równocześnie wzbiliście się w powietrze. Jednakże twój przeciwnik dysponował większą prędkością i to on zaatakował pierwszy, wykonując kilka akrobacji w powietrzu i uderzając cię dość mocno. Mało brakowało, a byś spadła. Może Fletchling nie uważał siebie za wojownika, ale z pewnością lepiej znał się na walce niż Alnur i w przeciwieństwie do tego Zorui nie lekceważył ciebie oraz wiedział co chce zrobić. Ty zaś rozpędziłaś się i kontrowałaś Aerial Acem, czego oczywiście Fifi nie mógł uniknąć, zwłaszcza zaraz po zadanym ciosie, ale efekt nie był jakiś szczególnie mocny skoro osłabiono twój atak. W następnej chwili Flechtling zniknął ci sprzed oczu. Nie była jednak to teleportacja, tylko przez chwilę poruszał się za szybko byś mogła nadążyć za nim wzrokiem, więc oberwałaś, ale zaraz oddałaś mu ponownym Aerial Acem. Próba użycie Supersonic skończyła się jednak fiaskiem. Fifi uciekł falom dźwiękom, a zaraz zjawił się za twoimi plecami, dziobiąc cię. Obecnie jest remis. A co do słabości Fletchlinga, wyglądało na to, że nie dysponuje on zbyt dużą siłą fizyczną, ani wachlarzem skomplikowanych ataków.


Ty
80%

VS

Fletchling
78%

Gwen Brown - 2015-11-21, 18:07

No proszę, Fifi miał parę w skrzydłach. W pewnym momencie zwyczajnie nie mogłam za nim nadążyć. Robi się ciekawie. Postanowiłam rozpocząć od Aerial Ace, który jak dotąd służył mi najlepiej. Właściwie, to kto powiedział, że nie mogę go wykorzystywać w zwykłych manewrach? To jest to! Wzmacniając swoją szybkość Aerial Ace, powinnam wyrównać nieco swoje szanse. Korzystam więc z niego nawet przy tak prozaicznych manewrach jak uniki, ale w międzyczasie ponawiam go jeszcze ze 2 razy, w celach typowo ofensywnych. W trakcie walki staram się zbliżyć do Fifiego i wtedy ponowić atak Supersonic. Efekt oszołomienia u rudzika byłby mile widziany. Na koniec ponawiam też Screech, aby pogłębić jego osłabioną obronę. Może wtedy będzie mi łatwiej się do niego dobrać?
GallAnonim - 2015-11-23, 10:59

Nim zdążyłaś ruszyć z Aerial Ace’ami Fifi jeszcze raz osłabił twój atak Growlem, a potem zaczął się festiwal szybkości i błyskawicznych powietrznych manewrów oraz ciosów. Co tu dużo mówić. Oboje lataliście po dolinie i okładaliście się, kiedy nadarzyła okazja ku temu. Walka była wyrównana, chociaż trochę mocniej obrywał rudzik ze względu na brak znajomości silnych ataków. Twoje oba krzykliwe ataki nie odniosły jednak skutku, ale raczej nie powinnaś się tym przejmować. Fletchling przestał atakować i spojrzał na ciebie, a potem na siebie.
- Dobra, wystarczy już Ariano. Jak mówiłem, to miał być sparring, a nie wyczerpujący bój. Jeszcze mamy dzisiaj kawałek do przelecenia zanim się ściemni – skoro mowa o porze dnia, słońce właśnie zaczynało powoli zachodzić i barwić się na pomarańczowo. - Jesteś silna. Norfi na pewno zgodzi się czegoś ciebie nauczyć. Chodź, odpocznijmy chwilę przy jeziorku, a potem ruszamy – zaproponował, lądując potem koło wody.
Za sparring otrzymujesz 0,5 lvla

Gwen Brown - 2015-11-23, 11:14

Walka była dość wyrównana. Muszę przyznać, że Fifi zaskoczył mnie swoją szybkością. Nie mniej bez jakiegoś urozmaicenia nie ma zabawy. Ta walka z pewnością mi się przydała. Kiedy Fifi stwierdził, że na razie wystarczy nam wojowania, mimo wszystko odczuwałam pewną satysfakcję. Jeszcze nie walczyłam z latającym przeciwnikiem, teraz miałam o wiele większe rozeznanie jak to wygląda.
- Myślisz? Nie powiem, bardzo by mnie to ucieszyło- odparłam kiedy rudzik stwierdził, że jego brat może chcieć się podzielić ze mną jakąś wiedzą.
Zgodnie z sugestią Fifiego wylądowałam przy jeziorku i napiłam się trochę. Potem podeptałam po swoją torbę. Hm, niechybnie ma się ku wieczorowi, ale i tak jesteśmy już bliżej niż dalej. To dość pocieszająca myśl.

GallAnonim - 2015-11-26, 20:35

- Pewnie! Norfi lubi pomagać obiecującym wojownikom zwiększyć swoją siłę i nie wymaga za to „zapłaty”, jak Edgar – odparł, kiedy siedzieliście przy jeziorku.
Co to wody, była zimna, ale smaczna i prawdopodobnie nie piło jej zbyt wiele pokemonów, biorąc pod uwagę lokalizację. Gdy wróciłaś z torbą, zamarudziliście chwilę nad jeziorkiem, by odsapnąć po walce. Po paru minutach, Fifi dał znak i oboje polecieliście dalej. Góry znajdowały się już całkiem blisko, piętrząc nad wami swe wyniosłe, kamienne, srogie szczyty, ale nie było szans, byście dotarli do nich przed zmrokiem, który powoli ogarniał świat. Słońce już chowało się za horyzont po wschodniej stronie doliny.
- Dobra, dość już ulecieliśmy jak na dziś. Czas spocząć na noc i znam pewne w miarę bezpieczne miejsce. Za mną! – zawołał Fletchling, wykonując efektowną, powietrzną akrobację i zniżając wysokość lotu.
Niedługo później dotarliście do skały, w której ziało sporo dziur. Większość była raczej płytka, jakby po potężnych uderzeniach. Jedna jednak była na tyle spora, że dało się tam wlecieć i ją wskazał Fifi.
- Śmigamy tam, czy chcesz może coś poćwiczyć czy coś? Z góry zastrzegam, że jak tam wlecimy we dwójkę to będzie dość ciasno, ale przynajmniej nic nas nie dorwie – wyjaśnił.

Gwen Brown - 2015-11-26, 21:24

Cóż, kolejne nowości o owym Norfim były dość optymistyczne. Przy pomyślnych wiatrach zyskam jakąś nową umiejętność za samo przejawianie woli do nauki. Nie powiem, podobało mi się.
Tymczasem po odpoczynku, ruszyliśmy dalej. Ale nie ulecieliśmy jakoś nie wiadomo jak daleko. Ściemniało się i musieliśmy znaleźć jakąś kryjówkę na noc. I tym razem Fifi okazał się niezastąpiony. Widać, że doskonale znał wszelkie warte zapamiętania miejsca po drodze. Tym razem była to skała pokryta najrozmaitszej wielkości dziurami.
- Hm, w sumie jeszcze aż tak mnie nie kładzie. Jeśli chcesz możesz wlecieć do środka. Ja jeszcze posiedzę chwilę na zewnątrz i przećwiczę umysł. Ale nie martw się, niedługo dołączę- odparłam po chwili zastanowienia.
Cóż, w kwestii Steel Wing daleko mi było do mistrzostwa, dlatego postanowiłam ćwiczyć kiedy tylko znajdzie się ku temu okazja. Fakt, mogłabym przećwiczyć też samo uderzanie, ale o tej porze to raczej kiepski pomysł. Ale już samo przekierowywanie energii i utwardzania skrzydeł... Tak, to mogę spokojnie dziś zrobić. Jakaś godzinka do dwóch i potem mogę z czystym sumieniem iść spać. No, chyba, że zorientuję się, że okoliczne drapieżniki zaczynają wychodzić na nocny żer- wtedy wcześniej kończę ćwiczenia i dołączam do Fletchlinga.

GallAnonim - 2015-11-27, 20:41

- Dobrze, no to ja też gdzieś sobie posiedzę tutaj. Nie będę sam siedział w tej dziurze – Fifi zachichotał sobie. – Tylko bądź uważna. Czasami zabłądzi tu jakiś drapieżnik, a i pokemony walczące lubią tutaj przychodzić ćwiczyć, stąd te dziury, ale akurat na nie jest trochę za późno. Trenują raczej w dzień – przestrzegł cię jeszcze, po czym odleciał kawałek.
Ty zaś zajęłaś się ćwiczeniami umysłowymi. Oczywiście im dłużej zajmowałaś się kierowaniem energii i wzmacnianiem skrzydeł tym łatwiej ci to szło oraz zmniejszało się prawdopodobieństwo, że przy próbie ataku twoje kończyny będą za słabe. Nie było raczej żadnych problemów, chociaż Fifi raz, czy dwa zareagował na jakąś przemykającą w okolicy sylwetkę. W końcu słońce całkiem się schowało i nastała noc. Fletchling przerwał twoje skupienie, by ci o tym powiedzieć.
- Chodź już lepiej, Ariano. Późno się zrobiło. Jak nie chce ci się jeszcze spać, możemy porozmawiać w tej dziurze, w której spełnimy noc – rzekł.

Gwen Brown - 2015-11-27, 20:49

Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Fifi stwierdził, że nie chce mu się siedzieć samemu w tej dziurze, więc był moją swego rodzaju czujką. Dzięki temu mogłam sobie spokojnie ćwiczyć. W sumie coraz lepiej mi to wszystko wychodziło. Nie powiem, cieszyłam się. Kiedyś będę musiała jeszcze spróbować poćwiczyć z jakimiś gałęziami czy czymś zdatniejszym do przecinania. Tymczasem tak się zaćwiczyłam, że już całkiem zrobiło się ciemno.
- Co? O, to już zrobiło się tak ciemno? Masz rację, na dziś mi wystarczy
Nie ma co kusić losu. Skoro bywa, że szlajają się tu drapieżniki, lepiej nie ułatwiać im polowania. Zaraz też wlatuję do wskazanej przez Fifiego dziury i moszczę się wygodnie.
- Właściwie jak daleko jeszcze? Tak mniej więcej.- zapytałam.

GallAnonim - 2015-12-03, 22:16

Śmignęliście więc we dwójkę do szczeliny wskazanej przez Fifiego. Była ciasna i mimo waszych niewielkich rozmiarów musieliście się przeciskać przez nią chwilę nim udało wam się przedostać do pustki, która za nią się kryła. Fletchling mówił prawdę, jest tutaj bardzo niewiele miejsca i praktycznie siedzieliście dziób z pyszczkiem obok siebie. Jak pójdziecie spać to też nie będziesz co miała liczyć na prywatność. Jednakże oznaczało to, że nic was tu nie dorwie, bo jakby się tu zmieścił drapieżnik z chrapką na takie przysmaki. Gdy już tam byliście, zadałaś swoje pytanie.
- Trudno mi powiedzieć. Mój brat się przemieszcza. Być może będziemy musieli oblecieć kilka miejsc żeby go znaleźć. Znaczy wiem w jakiej mniej więcej części gór się znajduje i na pewno jutro go spotkamy. A co do odległości, w górach lata się inaczej. Prądy powietrza, groźne drapieżniki. Na pewno zejdzie nam kilka godzin i musimy się wyspać oraz modlić o dobrą pogodę. Góry są niebezpieczne podczas ulewy – wyjaśnił ci Fifi, po czym ziewną. – Oj, przepraszam. Zmęczony już jestem. Kładziemy się, czy chcesz jeszcze porozmawiać? – zapytał się.

Gwen Brown - 2015-12-04, 17:09

Wlecieliśmy do środka, gdzie jak po chwili się przekonałam, faktycznie było dość ciasno. Skuleni praktycznie leżeliśmy na sobie. Cóż, średnio mi to odpowiadało- nie przepadałam za zbytnią bliskością innych. W tym wypadku nie było jednak innego wyjścia- no, chyba że ryzykowałabym nocleg na dworze. Westchnęłam tylko. Jakoś to przeczekam. To tylko jedna noc... Tymczasem Fifi odpowiedział na moje pytanie. Hm, chyli jego brat niekoniecznie siedzi w jednym miejscu. Może być ciekawie.
- W obecnych warunkach jakoś średnio mam ochotę na dłuższe rozmowy. Dobranoc, Fifi- odparłam
Próbowałam jakoś się przekręcić, tak aby uniknąć jakichś niezręcznych sytuacji typu pobudka z jego dziobem tuż przy moim pysku... Ech, im szybciej zasnę, tym lepiej.

GallAnonim - 2015-12-07, 10:11

Cóż, każde przycisnęło się do jednego kącika maleńkiej jaskini i próbowało usnąć. Taka bliskość w sumie obcego pokemona nie pomagała ci. Fifi już dawno odszedł do krainy snu, a ty dalej na to czekałaś, więc słyszałaś jego cichy, spokojny oddech. Fletchling właściwie nie wierzgał się podczas snu, ani nie wydawał żadnych irytujących dźwięków, więc końcu się udało ci zasnąć.
Kiedy się obudziłaś, wołana przez Fifiego, miałaś wrażenie, że sen trwał zaledwie kilka minut i nie czułaś się szczególnie wyspana. Pospałabyś jeszcze z godzinę, albo dwie.
- Hej Ariano, jest już rano i świeci słonko. Czas nam w dalszą drogę ruszać – mówił melodyjnym tonem.
Cóż, w szczelinie nie było wcale widać tego rana, ale kto wie co jest na zewnątrz.

Gwen Brown - 2015-12-07, 11:49

Ech, jednak nie tak łatwo przyszło mi zasnąć. Mimo szczerych chęci i ignorowania obecności Fifiego... po prostu jakoś nie mogłam usnąć! Pokręciłabym się z boku na bok, ale i na to nie było miejsca. Dopiero po upłynięciu dobrych kilkunastu (a może i kilkudziesięciu? kto wie...) minut w reszcie zapadłam w miłe odrętwienie... z którego dość szybko zostałam wybudzona. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Dość powiedzieć, że tej nocy nie spało mi się za dobrze.
- Już?- zapytałam zaspanym głosem.
A może to i lepiej? Lot dalej to lepsza perspektywa niż siedzenie w tej ciasnocie. Poza tym koniecznie musiałam się wyciągnąć i rozprostować skrzydła. Jeszcze tego nie czułam, ale podejrzewam, że ścierpłam przez noc niemiłosiernie. Potem jagódka na śniadanie i możemy właściwie lecieć.

GallAnonim - 2015-12-12, 10:11

- Tak, tak. Jest rano, a właściwie takie wczesne rano, ale powinniśmy się stąd zwinąć zanim świt na dobre wstanie. Pamiętasz co wczoraj mówiłem o pokemonach walczących? Cóż, niedługo przyjdą pod ścianę ćwiczyć, a wtedy nawet trup by się tuta nie wyspał – wyjaśnił Fifi i widać było, że niecierpliwił się żeby odlecieć.
Dał ci jednak zjeść jagodę, chociaż pospieszał cię przy konsumpcji. Ledwie skończyłaś, Fletchling pociągnął cię za skrzydło i wynieśliście się ze szczeliny. Podczas lotu mogłaś obserwować, jak pod skalną ścianą gromadzi się duża grupa rozmaitych pokemonów walczących i wykonuje rozgrzewkę. Chwilę później zaczęli rzucać i kruszyć kamienie, walić w ścianę, gdzie znajdowała się szczelina, pojedynkować między sobą. Ogólnie rumor zrobił się straszny. Wy, nawet jeśli ktoś na was spojrzał, zostaliście zupełnie zignorowani.
Wraz z Fifim podleciałaś na gałąź świerka rosnącego kilkadziesiąt metrów dalej, skąd mogliście jeszcze widzieć pokemony pod ścianą.
- Fiu, wybacz za ten pośpiech, bo w sumie te pokemony nawet się nami nie przejęły, ale ja się ich po prostu boję[/i] – rzekł wstydliwym tonem – Widziałaś takiego Machampa? Zmiażdżył by mnie jedną ręką, a ma ich cztery – wzdrygnął się wyobrażając sobie tą scenę. – Dobra, możemy lecieć dalej, tylko teraz musimy być bardzo, ale to bardzo ostrożni. Góry są o niebo bardziej niebezpieczne od doliny – oznajmił, zabierając się do lotu.

Gwen Brown - 2015-12-12, 10:44

Fifi wydawał się jakoś wybitnie poruszony, dlatego dość sprawnie zjadłam swoje śniadanko. Potem zostałam niemal wyciągnięta przez niego z tej szczeliny. W pobliżu faktycznie kręciło się już kilka pokemonów walczących, ale nie specjalnie zwróciły na nas uwagę. Niedługo potem przysiedliśmy na gałęzi, rosnącego nieopodal świerku.
- Cóż, ostrożności nigdy dość. A zatem lećmy. Będę nasłuchiwać i dam znać gdybym usłyszała coś niepokojącego. Prowadź, Fifi- odparłam.
Skoro okolica ma się zrobić dużo groźniejsza, warto skorzystać z tych moich osobistych "sonarów". Choćby po to, aby wiedzieć czy coś nie leci przypadkiem wprost na nas.

GallAnonim - 2015-12-18, 20:22

Opuściliście drzewo i polecieliście w dalszą drogę. Teren zmienił się dość drastycznie. Wokół was wznosiły się teraz rozmaitej wielkości i kształtu wzgórza, a góry majaczyły już bardzo blisko i wkrótce dotarliście do ich najbardziej zewnętrznych stoków. Szybko okazało się, że prądy powietrzne wokół wzgórz bywają zwodnicze i nie raz jakiś zdradliwy podmuch pozbawił równowagi lotu takie dwie kruszynki miotał wami, póki nie zdołaliście odzyskać kontroli, a ciągle pod wami wznosiły się jeszcze lasy. Trawiaste hale i skaliste turnie ciągle były jeszcze przed wami. Twojemu czułemu słuchowi nie umknęła obecność licznych, dużych stworzeń latających, dość silnych by dmuchać sobie na nagłe podmuchy. Na szczęście chwilowo was ignorowały. W końcu wzlecieliście dość wysoko, by zniknęły pod wami drzewa, a przed sobą mieliście masywne, postrzępione skalne ściany wznoszące się setki metrów ponad was. Były tak wysokie, że pewnie coś małego jak ty nie zdołało by się wznieść na taką wysokość.
W końcu dotarliście do czegoś, co wyglądało na wąską przełęcz obwarowaną stromymi skałami z obu stron. Nim Fifi wleciał w nią, a ty za nim, Rudzik przysiadł na jednej ze skał i rozejrzał się dookoła, a szczególnie wpatrywał w przełęcz i niebo ponad nią.
- Wygląda na to, że jest bezpiecznie, ale pozory mogą mylić – rzekł, spoglądając poważnie na ciebie. – Czeka nas dość niebezpieczny moment. Widzisz, jak wieje przez przełęcz to podmuch jest naprawdę silny i trzeba mocno się napracować, by nie wywiało cię z niej. W dodatku góry zamieszkuje wiele paskudnych pokemonów, którym coś takiego nie straszne i mogą się na nas połasić. Jak zobaczysz jakiegoś pikującego Charizarda, albo inne liche, nie próbuj się opierać tylko daj ponieść wiatrowi i wracamy tutaj. Lepiej poczekać trochę aż drapieżnik odleci i spróbować niż przez upartość zginąć w jego paszczy, starając przedostać przez przełęcz. Proponuję lecieć w miarę nisko
Kiedy Fletchling skończył, jeszcze raz się rozejrzał i kiwnął ci główką, że czas ruszać.

Gwen Brown - 2015-12-18, 21:19

I polecieliśmy. Z początku krajobraz niewiele się zmienił, ale im dłużej lecieliśmy, tym bardziej stawał się coraz bardziej falisty. W końcu łagodne pagórki zaczęły ustępować coraz bardziej stromym wzgórzom, aż w końcu i te przeszły w gołą skałę. Znacznie zmieniły się też warunki do lotu. Prądy powietrzne były tu dużo silniejsze i gwałtowniejsze, momentami musiałam porządnie się nagimnastykować, aby całkiem mnie nie zwiało. W końcu, lawirując pomiędzy skałami i starając się nie zwrócić na siebie uwagi innych pokemonów, dolecieliśmy w pobliże jakiejś przełęczy. Przysiedliśmy na chwilę na skałach, a Fifi wyjaśnił mi sytuację. Hm, zaczynało się robić ciekawie. Przełęcz wydawała się swoistą drogą dla wiatru- praktycznie było widać, że nie ma tam co liczyć na przyjemne podmuchy, a lot przez nią to będzie droga przez mękę. Fifi wspomniał też, że w pobliżu zamieszkiwały też dość spore drapieżniki. Hm, zdecydowanie nie chciałam bliżej poznawać jakiegoś Charizarda czy innej większej cholery. Zaczynałam się zastanawiać jakim cudem rodzina puszcza Fifiego w tak pieruńsko niebezpieczne miejsce. No, ale jak to mówią- bez ryzyka nie ma zabawy. Przy odrobinie ostrożności, jakoś to będzie.
- W porządku. Uważać i lecieć nisko, zrozumiałam- odparłam, przyglądając się ścianom przełęczy.
Będzie ciężko, już czułam, że będzie pieruńsko ciężko. Ale póki żadna paskuda nie wylazła ze swej nory, trzeba próbować przedrzeć się dalej. Hm, ale spójrzmy na to z drugiej strony- lot "pod prąd" przy takiej wichurze to nawet niezłe ćwiczenie. Damy radę! Ponieważ Fifi w dalszym ciągu zna okolicę, podążam za nim. Dalej też staram się nasłuchiwać. W razie czego podniosę alarm i będziemy zwiewać... Jakkolwiek by to nie brzmiało w tych okolicznościach.

GallAnonim - 2015-12-24, 16:10

Czekała was bardzo ciężka przeprawa, ale bez wątpienia próba lecenia górą, gdzie grasują te wszystkie drapieżniki wcale nie byłaby łatwiejsza. Ruszyliście więc, unosząc nisko nad ziemią. Powiem czułaś już zbliżając się do przełęczy, a walka z wiatrem zaczęła się po kilku metrach. Z pewnością był to zawodnik tak mocarny, że nie wojowałaś jeszcze z takim. Z największym wysiłkiem machałaś, posuwając się powoli naprzód za Fifim. Jakieś wystające skały i inne śmieci walające się na dnie przełęczy dawały chwilę wytchnienia, ale tylko chwilę. Gdy minęliście połowę drogi, niemal padaliście ze zmęczenia.
- Eh, nie sądziłem, że dzisiaj aż tak mocno wieje – wysapał Fifi. – Nie… dam rady dłużej!
Faktycznie, rudzik wręcz zatrzymał się w miejscu, walcząc z powiewem, a na jego dziobie widać było wyczerpanie. Prawdę mówiąc ty też już ledwie dawałaś radę. Już wydawało się, że twoje ciało się podda, że poniesie cię z powrotem z ryzykiem walnięcia o skały, gdy nagle wiatr ustał, a wasza zaskoczona dwójka padła na ziemię. Nim zaskoczeni zareagowaliście jakoś na to, zaczęło znowu wiać, ale tym razem z drugiej strony. Innymi słowy zostaliście brutalnie wywiani z przełęczy i obolali wylądowaliście na skałach za przełęczą.
- Och – jęknął Fletchling. - Nie zbyt łaskawie nas przełęcz potraktowała, ale przynajmniej jesteśmy po drugiej stronie.
Nie wyglądało na to, że Fifi w najbliższej chwili się podniesie, zresztą ty też czułaś piekący ból swoich skrzydeł oraz reszty obitego ciała. Oj będą zakwasy.

Gwen Brown - 2015-12-24, 20:34

O Święty Arceusie i wszelkie inne legendy, jak tutaj wieje! Chociaż przy tych warunkach na usta ciśnie się o wiele mocniejsze określenie. Chociaż próbowaliśmy korzystać z różnych wystających skał czy innego śmiecia, ledwie dolecieliśmy do połowy przełęczy. Momentami miałam nawet wrażenie, że pomimo mocnego machania skrzydłami zwyczajnie wiszę w jednym i tym samym miejscu. W pewnym momencie Fifi opadł z sił, a i ja nie czułam się lepiej. I nagle zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze przestało wiać i to tak raptownie, że straciwszy równowagę, oboje wyrżnęliśmy o skały. A potem znowu zawiało... ale z drugiej strony. Wywiało nas na drugą stronę w tempie ekspresowym, ale przynajmniej w odpowiednim kierunku. W końcu chlapnęliśmy o podłoże między jakimiś skałami.
- O ja, prawie nie czuję skrzydeł- jęknęłam próbując się podnieść.
Bałam się nawet czy czasem mnie nie połamało po tej przygodzie. Ale niby nie. Och, przynajmniej jesteśmy bliżej niż dalej.
Na razie nie byłam w stanie się ruszyć, ale jednak kiedyś trzeba będzie to zrobić. Skoro wiatr płata tu takie figle, wolałabym aby nie było mnie tu kiedy zacznie zawiewać z powrotem. No i te drapieżniki, o których mówił Fifi. Coś czuję, że jeszcze nie raz zabolą mnie skrzydła...

GallAnonim - 2015-12-29, 20:45

Tak leżeliście sobie parę minut, czekając aż skrzydła nieco przestaną was boleć. Fifi jednak ledwie mu minęła zadyszka i największy ból, a podniósł się na równe nogi i szykował do odlotu.
- Starczy tego odpoczynku Ariano – rzekł, rozglądając się nerwowo. – Tutaj nie jest bezpiecznie
Jakby na potwierdzenie jego słów usłyszeliście donośny ryk, od którego Fletchling skulił się jak najbardziej mógł i wyglądało na to, że niemal nie wyzionął ducha ze strachu.
- Tylko nie to! – wysapał.
W tym momencie nad wami zamajaczył cień czegoś dużego i latającego, a chwilę później obok was z wielkim impetem wylądował wielki, pomarańczowy, skrzydlaty jaszczur. Oblizał się na was widok i ryknął jeszcze raz, zionąć w stronę nieba strumieniem ognia.
- O matko to CHarizard! Ariano w nogi! – Fifi omal nie wystartował samemu, ale w porę się opanował i czekał na ciebie.
Drapieżnik chwilowo stał i obserwował was nieruchomo ze swojej pozycji. Pewnie chciał wam dać fory, by móc się zabawić.

Gwen Brown - 2015-12-29, 20:55

No tośmy sobie poleżeli... Aż się nawet jakiś drapieżnik znalazł. Że też takie bydlę chce polować na takie maleństwa jak my.
- Czekaj!- wrzasnęłam, momentalnie podrywając się do lotu.
Byłam tak przerażona, że nawet nie zwracałam uwagi na piekące z bólu skrzydła czy ogólne zmęczenie. O nie, nie po to dałam się wytłuc o skały, żeby mnie jakiś jaszczur zeżarł. Żywcem mnie nie wezmą! Macham skrzydłami ile tylko mam sił, ba nawet wspomagam się Aerial Ace, dla lepszego efektu. Uważnie patrzę też gdzie jest Fifi. Nie chciałabym, abyśmy się rozdzielili. Nie teraz. Ech, że też diabli nadali tego Charizarda...

GallAnonim - 2016-01-02, 12:38

Wyrwaliście stamtąd niczym strzały wystrzelone z łuku. Gnaliście tyle ile wasze małe skrzydełka pozwalały. Aeriale Ace faktycznie pozwalał ci zwiększyć swoją szybkość, ale ryzykowałaś tym, że zostawisz przerażonego Fifiego w tyle, więc nie bardzo mogłaś z tego korzystać. W końcu nie chciałaś byście zostali rozdzieleni. Charizard zaczął was gonić z dużym opóźnieniem, ale dognał was momentalnie, jednakże nie atakował, a jeśli już ział ognie, specjalnie pudłował. Nie było wątpliwości, on nie chciał was po prostu zjeść, on chciał się wami zabawić. Ta zabójcza trwała tak długo, aż wam zaczynało brakować sił i wyraźnie zwolniliście. Nie było możliwości zgubić jaszczura. Ciągle był przy was.
- Że też przesiadywał tu tak bardzo znudzony Charizard – wysapał Fifi. – Jak sam przelatywałem tędy to mnie one ignorowały. Proszę, jak zginiemy, wybacz mi Ariano – jęknął.
Widać było, że Fletchling nie ma nadziei na ucieczkę. Wtedy jednak na niebie pojawiła się kulka ognia, którą z olbrzymią szybkością uderzyła Charizarda, a podmuch wywołanej eksplozji aż wami zarzucił. Kiedy dym i ogień opadł, jaszczur uciekał co prędzej z podkulonym ogonem, a przed wami w powietrzu unosił się pokaźnych rozmiarów pomarańczowo-szary ptak, Talonflame. Wystarczyło na niego spojrzeń, by zrozumieć, że to nie lada zawodnik. W końcu jednym ciosem odgonił Charizarda. Na jego widok Fifi zaczął się radować i podleciał do niego.
- Norfi, Norfi, przybyłeś w samą porę. Bez ciebie skończylibyśmy jako pieczeń Charizarda! – zawołał do Talonflame’a.
- Macie szczęście, że byłem akurat w okolicy. I widzę, że dalej nie udało ci się ewoluować Fifi – odparł surowym tonem Norfi, a jego młodszy brat się skulił. – Potem o tym porozmawiamy. Teraz ciekawi mnie kim jest twoja znajoma? – zwrócił się do ciebie.

Gwen Brown - 2016-01-02, 13:11

Cóż, w tym wypadku aż za dobrze było widać, że sytuacja nie jest najlepsza. Mimo, że byłabym w stanie wyrwać się do przodu wzmocniona Aerial Ace, musiałam lecieć wolniej ze względu na Fifiego. Tymczasem Charizard był już tuż tuż. Bawił się nami, zamiast po prostu zaatakować najnormalniej w świecie się nami bawił. Zaczynało się już robić na prawdę niebezpiecznie... I wtedy pojawił się ratunek w postaci rosłego Talonflame'a. Ognisty sokół jednym atakiem odgonił tego gada. Nie powiem, zrobiło to na mnie wrażenie. A jak jeszcze po chwili usłyszałam, że to brat Fifiego to już w ogóle szok i niedowierzanie.
- Ariana- przedstawiłam się krótko, lekko skłaniając głowę.
- Dziękuję za uratowanie skóry, jeszcze chwila i byłoby nie ciekawie. Ty musisz być Norfi, brat Fifiego, prawda? Prawdę mówiąc szukałam cię. Niosę list od pana Edgara, mówił, że prawdopodobnie będziesz w stanie pomóc mi i powiedzieć jak trafić do adresata tej wiadomości- dodałam.
Aczkolwiek podejrzewałam, że na razie jeśli już gdzieś będziemy lecieć to do jakiejś bezpiecznej kryjówki. Razem z Fifiem byliśmy padnięci i jeśli mam być szczera, nie szczególnie pisałam się na jakieś nowe przygody w ciągu najbliższych kilku minut.

GallAnonim - 2016-01-08, 21:13

Talonflame wysłuchał cię cierpliwie.
- Tak, jestem Norfi, brat tego małego – mruknął cynicznie, wskazując na brata, który zaśmiał się nerwowo.
- No wiesz Norfi, ja… – zaczął się tłumaczyć Fletchling.
- Norfi! – uciszył go brat. – Mówiłem, że pomówimy o tym później. Teraz rozmawiam z twoją znajomą – i zwrócił się do ciebie. – O widzę, że udało ci się wkupić w łaski Edgara, skoro dał ci tą misję, nieźle. I mam rozumieć, że zmierzasz do Manimarco? Znam drogę do jego siedziby, faktycznie. Zanim ci ją jednak wskazać, polecimy w jedno miejsce. W takim stanie nie przeżyjecie długo w tym miejscu – rzekł i dając wam znak, byście lecieli za nim.
Ruszyliście więc z Norfim przez góry. Mieszkańcy gór darzyli go wielkim respektem, bo widzieliście, że nawet silnie wyglądające pokemony pryskały przed nim, albo oddawały mu cześć. Sam sokół leciał raczej z pozbawionym emocji dziobem, w przeciwieństwie do Fifiego, który był dumny, że ma takiego potężnego brata. Polecieliście na stok jednej z gór, gdzie znajdowała się jaskinie, w której wylądowaliście. Tam Norfi złożył skrzydła i stanął w wejściu.
- Wypocznijcie teraz. Jak jesteście głodni, pod kamieniem za ścianą znajdziecie trochę moich zapasów. Będę czuwał – powiedział i spojrzał na zewnątrz.
Szczerze mówiąc zastygnął w miejscu niczym kamienny posąg.

Gwen Brown - 2016-01-08, 21:32

Tak jak się spodziewałam, Talonflame zabrał nas w jakieś bezpieczne miejsce. Po drodze nie uszło mojej uwadze, że okoliczne pokemony darzyły sokoła dość sporym szacunkiem. Opcjonalnie bały się go zaczepiać. W każdym razie droga do jego jaskini przebiegła nam bez jakichś poważniejszych problemów.
Na miejscu podziękowałam grzecznie za gościnę i... właściwie praktycznie od razu rozejrzałam się za jakimś kątkiem, coby sobie przycupnąć i usnąć. Czy byłam głodna? Trudno zgadnąć. Na razie na pewno byłam obolała i bardzo, bardzo zmęczona. Solidna drzemka na pewno mi nie zaszkodzi.

GallAnonim - 2016-01-10, 17:32

Byłaś totalnie wyczerpana dzisiejszą przeprawą, zresztą nie tylko ty. Fifi doczłapał do jakiegoś kącika, gdzie się ułożył i zasnął jak kamień. Nie było sensu robić cokolwiek, bo i tak nie miałaś na do siły. Nawet głodu nie czułaś. Ułożyłaś się więc i ty na mniej twardej części podłoża, gdzie zwinęłaś w kłębek i usnęłaś, ostatnie co widząc, to sylwetka Talonflame’a zasłaniająca wejście do jaskini. Ledwie przymknęłaś powieki, a odleciałaś do krainy snu. Większość czasu było spokojnie, nie pojawiały się żadne obrazy. Dopiero później twoje wspomnienia zaczęły się miksować w przedziwny koszmar, w którym otaczało cię jakieś dziwne, ogniste pustkowie, po którym ganiali cię Fearow z Charizardem, a nawet Zirri ze swoją gromadką pomocników się pojawiła. Takie natężenie absurdu i sennego strachu sprawiło, że się obudziłaś, chociaż w jaskini panowała cisza. Ciągle bolały cię mięśnie, ale przynajmniej zmęczenie odeszło i apetyt ci wrócił. Twój brzuszek nawet cicho zaburczał. Kiedy się rozejrzałaś, Fifi jeszcze spał, a jego brat stał nadal przed wejściem. Właściwie wydawało ci się, że sokół się nie poruszył ani o milimetr od momentu twego uśnięcia, a z tego co widziałaś po niebie, którego skrawki widziałaś ze swojej pozycji, słońce już zachodziło. Cóż zamierzać zrobić teraz?
Gwen Brown - 2016-01-10, 17:46

Ojoj. Zdecydowanie nie powinnam się aż tak męczyć przed snem, bo potem śnią mi się jakieś głupoty. W tym wypadku był to na prawdę pokręcony koszmar. Kiedy się obudziłam byłam dalej obolała, ale przynajmniej oczy mi się same nie kleiły. No i dopiero teraz poczułam, że jestem głodna. Rozejrzałam się. Fifi dalej spał, a jego brat... dalej tkwił w wejściu? Przechyliłam głowę. Chyba nawet się nie ruszył... Spał czy co? Trudno zgadnąć, stał do mnie tyłem. Stwierdziłam, że na razie nie chcę tego sprawdzać i postanowiłam coś przekąsić. Co prawda Norfi mówił o swoich zapasach, ale wolałam na razie zjeść coś ze swoich. Ostatnimi czasy i tak odnosiłam wrażenie, że nadużywam gościnności swoich tymczasowych gospodarzy. Hm, najlepsza by była jakaś jagódka lecznicza. Z tego wszystkiego już nie pamiętałam czy mam jakieś w swoich zapasach. Coś się znajdzie. A potem? Hm, powiem szczerze, że nie wiem. Może znowu poćwiczę sobie umysł w jakimś kątku? coś mi mówiło, że nie powinnam przeszkadzać sokołowi w tym co robi. No, chyba, że sam mnie zaczepi kiedy zorientuje się, że nie śpię.
GallAnonim - 2016-01-17, 08:53

Tak więc zaczęłaś od skonsumowania jagódki, najlepiej leczniczej. Na szczęście okazało się, że w twojej torbie znajdują się trzy jagody Sitrus, więc wybór padł na jedną z nich. Kiedy zjadłaś owoc, poczułaś jak jego właściwości zaczynają działać na ciebie, a ból mięśni znika. W sumie zrobiło ci się całkiem dobrze. Jako że nie miałaś chwilowo innych zajęć, postanowiłaś się następnie zająć ćwiczeniami swego umysłu. Skoczyłaś więc w zaciszny kącik i powtarzałaś wszystko, czego nauczyłaś się od Edgara. Jako że ćwiczenie czyni mistrza, było ci coraz łatwiej kontrolować swoją wewnętrzną energię. W pewnym jednak momencie musiałaś przerwać swoje ćwiczenia, bowiem usłyszałaś nad sobą chrząknięcie. Kiedy otworzyłaś oczy, ujrzałaś przed sobą Talonflame’a. Patrzył na ciebie tak… jak osoba starsza i doświadczona może patrzeć na dziecko. Wygląda na to, że czeka cię rozmowa z Norfim.
- Widzę, że w przeciwieństwie do mego brata nie marnujesz czasu – rzekł z nutą uznania w głosie i spojrzał z westchnieniem na śpiącego dalej Fifiego. – Powiedz, skąd jesteś Arianno? Widziałem jak po ataku ludzi całe stado twojego rodzaju opuszcza dolinę, lecąc ponad górami, a jednak teraz pojawiasz się ty – Jakby cię to interesowało, wygląda na to, że Norfi wie coś o twoim stadzie, które zostawiło ciebie i Nestora. – I jak to się stało, że zostałaś posłańcem Edgara?

Gwen Brown - 2016-01-17, 12:09

Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Po zjedzeniu leczniczej jagody zrobiło mi się o wiele bardziej lepiej. A potem przysiadłam sobie nad ćwiczeniami umysłowymi, coby nikomu zbytnio nie przeszkadzać. Ćwiczyłam sobie w najlepsze, kiedy moją uwagę zwróciło ciche chrząknięcie. Czyli jednak będzie rozmowa.
- Dziękuję. Lubię mieć poczucie, że to co robię robię dobrze- odparłam na jego pochwałę, że nie leniuchuję.
Norfi wspomniał też o stadzie mojego gatunku. Ta...
- Bo to było moje rodzinne stado. Tamtego dnia mnie porzucili, spisali na straty jako małe i nieporadne pisklę- odparłam sucho, wymownie strzygąc swoim poszarpanym uchem.
- Cóż, nie moja wina, że wyklułam się taka jaka się wyklułam, a nie jako olbrzym wielkości dorosłego Charizarda. W każdym razie nie byłam wtedy jedyną porzuconą. Został ze mną najstarszy Noivern ze stada. Nestor, albinos, nie wykluczam, że mogłeś go znać lub coś o nim słyszeć. To on się mną potem zajmował. Teraz...
"Teraz tylko się nie rozpłakać"- pomyślałam. Nie lubiłam wracać myślami do śmierci Nestora. Szczególnie, że cała sprawa była jeszcze dość świeża. Ech, ale skoro już zaczęłam wypadałoby skończyć.
- Teraz już go nie ma. Nie żyje. Zginął kiedy zawaliła się nasza jaskinia, jakiś czas temu. Teraz muszę radzić sobie sama. Postanowiłam sobie, że to czego mnie nauczył nie przepadnie. Wędruję więc sobie to tu to tam w nadziei, że ktoś podzieli się ze mną swoją wiedzą. Można powiedzieć, że dzięki tej woli zdobywania wiedzy trafiłam w końcu do Edgara. Ale i to nie od razu.
Opowiedziałam mu więc jak to najpierw spotkałam Milika, a potem zupełnym przypadkiem wplątałam się w aferę z Zirri i jak to jeszcze większym przypadkiem urosłam do miejscowej bohaterki.
- Edgara zafascynowała sprawa Zirri i to, że użyła na mnie swojej magii. Przez jakiś czas robiłam dla niego za królika doświadczalnego, a w zamian Edgar nauczył mnie Steel Wing. Na koniec poprosił mnie o dostarczenie tego listu, skoro i tak miałam lecieć gdzieś dalej. Twój barat służył mi za przewodnika i takim oto sposobem trafiłam w te strony. Potem oczywiście spotkaliśmy ciebie.- stwierdziłam na koniec.
Przez chwilę się nie odzywałam, możliwe, że Norfi będzie miał też jakieś pytania. A potem...
- Tak sobie pomyślałam... Może mogłabym też nauczyć się czegoś od ciebie? Oczywiście nie za darmo, doskonale rozumiem, że inni cenią sobie swój czas, może znajdzie się coś co mogłabym zrobić w zamian. Oczywiście zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz.
Nie ma co się czaić- co ma być to będzie.

GallAnonim - 2016-01-24, 09:41

Norfi słuchał w milczeniu tego co miałaś do powiedzenia.
- Tak, słyszałem o Nestorze, ale osobiście go nie znałem. Mój ojciec znał, mówił mi, że ten Noivern uratował mu kiedyś życie – znowu milczał, kiedy opowiedziałaś o śmierci swojego opiekuna. – Cóż, mogę powiedzieć, że mi przykro z powodu twojej straty i tego jak twoje stado cię potraktowało, ale to byłyby tylko puste słowa. Widzę, że jesteś osobą zdeterminowaną, która ma cel i nie potrzebuje współczucia.
Potem opowiedziałaś mu o Zirri i spotkaniu z Edgarem.
- Wieści o problemach sprawionych przez tą tak zwaną „Czarownicę” dotarły nawet tutaj. Miałem zamiar udać się do doliny zająć sprawą, ale mnie ubiegłaś – uśmiechnął się. – Po takim dokonaniu nie dziwię się, że Edgar zechciał cię trenować.
Kiedy zapytałaś, czy mógłby cię czegoś nauczyć, Norfi zamilkł na chwilę, rozważając to.
- Nie lubię brać uczniów, ponieważ sam siebie nie uważam za nauczyciela, chociaż pewnie na słabiaka nie wyglądam – rzekł. – Z drugiej strony chciałbym ci pomóc w realizacji twojego celu i moja rodzina ma dług wobec twojego świętej pamięci opiekuna, więc możemy spróbować. I tak, miałbym coś co mogłabyś zrobić. Chciałem prosić o to Fifiego, ale możesz to również zrobić ty. To będzie taki test. Trening u mnie nie będzie lekki, wiesz szkoła Edgara. Lepiej się upewnić, że sobie poradzisz. Szczegółami jednak zajmiemy się jutro. Dzisiejszy wieczór poświęć na odpoczynek. Przyda ci się – uśmiechnął się.

Gwen Brown - 2016-01-24, 10:26

O proszę, czyli jednak ktoś słyszał o Nestorze. Aż się uśmiechnęłam leciutko, kiedy to usłyszałam. Jak dotąd wszyscy tylko patrzeli na mnie zaskoczeni co w tych stronach robi ktoś mojego gatunku.
Za to jeszcze bardziej ucieszyłam się kiedy Norfi stwierdził, że może będzie chciał mnie czegoś nauczyć. W tym momencie prawie na pewno ślepia mi zabłyszczały z radochy. Fakt, wcześniej czekał mnie jeszcze jakiś test, o którym miałam dowiedzieć się czegoś jutro, ale to nie ważne!
- Dziękuję. Postaram się dać z siebie wszystko- odpowiedziałam, nie kryjąc zadowolenia.
Norfi uprzedził mnie, że jutro nie będzie łatwo i lepiej, abym wypoczęła. Nauczona doświadczeniami z Edgarem, nie musiałam mieć tego dwa razy powtarzane. Kiwnęłam tylko głową i wróciłam w głębszą część jaskini, gdzie ponownie przyszykowałam się do snu.

GallAnonim - 2016-02-01, 10:24

Po zakończeniu rozmowy Norfi wrócił na swoje stanowisko przed wejściem do jaskini, a ty pomaszerowałaś do kątka, gdzie ułożyłaś się, próbując znowu zasnąć. Co ciekawe Fifi nawet się nie zbudził przez cały ten czas. Jako że wcześniej zdrowo pospałaś, trochę to potrwało, ale w końcu udałaś się na powrót do krainy snów i tym razem nie towarzyszyły ci żadne dziwne koszmary.

*
Kiedy się zbudziłaś na zewnątrz panował szary świt, a przed wejściem wciąż stał niczym posąg Norfi. Można się zastanawiać, czy w ogóle szedł spać. W każdym razie czułaś się bardzo wypoczęta, a wczorajsze przygody pozostały już tylko wspomnieniem. Fifi też już się obudził i konsumował w najlepsze śniadanie, korzystając z zapasów starszego brata.
- Dzień dobry Ariano. Przyłączysz się do posiłku? – zaproponował ci z uśmiechem. – Jak znam mojego brata, da nam wycisk. Szczególnie mi, bo nie będzie zadowolony z moich postępów – z jego dziobu wydostał się lekko nerwowy chichot.

Gwen Brown - 2016-02-01, 12:24

Ponieważ już wcześniej przespałam kilka godzin, nie było łatwo ponownie zebrać się w sobie i usnąć. Ale w końcu się udało. Skutek był taki, że wyspałam się jak nigdy, nic mnie już zbyt mocno nie bolało i ogólnie miałam nawet nie najgorszy nastrój. Rzuciłam okiem na wyjście, gdzie dalej tkwił Norfi. Zastanawiałam się czy on w ogóle spał. Nie no, musiał. Każdy potrzebuje snu, choćby i głupiej kilkuminutowej drzemki. Tymczasem Fifi już się obudził i właśnie pałaszował śniadanie.
- Dzień dobry- powiedziałam przeciągając się się.
- Bardzo chętnie- odparłam.
Tym razem nie omieszkałam poczęstować się zapasami moich gospodarzy, bo i czemu nie. Tymczasem Flrtchling trochę obawiał się dzisiejszego dnia.
- Może nie będzie tak źle. Z resztą Norfi to twój brat, na pewno krzywdy ci nie zrobi- odparłam znad jagody, posyłając rudzikowi przyjazny uśmiech.
Jedna-dwie jagódki i po śniadaniu. Nie chciałam się za bardzo obżerać, bo raz że nie byłoby to takie kulturalne, a dwa, że nijako to tak nażreć się przed większym wysiłkiem fizycznym. Poza tym ciekawiło mnie co takiego wymyślił Norfi.

GallAnonim - 2016-02-08, 09:01

Tak więc skorzystałaś z zaproszenia i przysiadłaś się do Fifiego, aby zjeść z nim śniadanie, tym razem złożone z zapasów gospodarza.
- Krzywdy może mi nie zrobi, ale wycisk już tak – odparł w trakcie konsumpcji Fletchling. – Widzisz, Norfi uważa, że tylko ciężki wysiłek fizyczny czyni cię naprawdę silniejszym. To dlatego od dłuższego czasu siedzi w tych górach. Żeby tutaj przetrwać trzeba być silnym, a on ma motywację, by dalej trenować. Chociaż po tym jak pogonił tego Charizarda sądzę, że za jakiś czas skończą mu się godni przeciwnicy – zachichotał.
Wkrótce jagódki zniknęły w waszych brzuszkach, a Fifi uprzątnął jedzenie, chowając je ponownie do spiżarki brata. Chwilę potem jeszcze leniuchowaliście, aż w końcu Norfi wszedł do jaskini.
- Jesteście gotowi? – zwrócił się do was. – Chciałbym już ruszać. – oznajmił.

Gwen Brown - 2016-02-08, 13:50

Śniadanie upłynęło w dość przyjemnej atmosferze. Fifi dalej obawiał się treningu. Z tego co mówił trzeba będzie się porządnie namachać, jak już Norfi weźmie nas w obroty.
- Właściwie twój brat ma rację. Porządny trening bardzo dużo daje, wiem to po sobie. A jak się go jeszcze powtarza odpowiednio długo...- mruknęłam w międzyczasie.
Tak, najwyraźniej miałam dość zbliżone mniemanie o tym czym powinien być trening co Talonflame. Pomijając, że lubiłam ćwiczyć... właściwie cokolwiek, choćby dla samej idei trenowania. Być tak na prawdę silną... Oj tak, bardzo mi się taka koncepcja podobuje.
Tymczasem po kilku minutach Norfi postanowił przejść do rzeczy. Od razu podfrunęłam bliżej wyjścia.
- Zwarta i gotowa- obwieściłam, nie mogąc się już doczekać.

GallAnonim - 2016-02-14, 11:53

Fifi również oznajmił gotowość, chociaż mniej ochoczo od ciebie i Norfi kiwnął dziobem z zadowoleniem. Dał wam znak, byście szli za nim. Wyszliście przed jaskinię. Był wczesny świt i słońce dopiero wynurzało się ponad otaczającymi cię zewsząd szczytami. Teraz, gdy nie goniło cię nic, ani nie padałaś ze zmęczenia mogłaś się rozejrzeć po okolicy. Zaiste góry wyglądały jednocześnie pięknie i majestatycznie, jak i groźnie oraz nieprzystępnie. Skalne szczyty o podnóżach porośniętych roślinnością i nagich wierchach piętrzyły się wysoko. Z pewnością trudniej tu przeżyć niż w dolinie, w której spędziłaś dotąd wszystkie swe lata. Czułaś powiem wiatru na sierści i szczerze mówiąc było dość chłodno.
- Dobra, zrobimy z przelotu część waszego treningu. Na miejsce, do którego chcę was zabrać prowadzi idealna trasa, aby nieco przećwiczyć skrzydła i szybkość. Po prostu lećcie za mną i starajcie się nadążyć. Nie martwcie się, nie zostawię was zupełnie w tyle – oznajmił Norfi, machając dla rozgrzewki kilkukrotnie swymi skrzydłami.
Po chwili machnął mocniej i znalazł się w przestworzach. Czekał aż tylko ty i Fifi również wystartujecie.

Gwen Brown - 2016-02-14, 16:11

No, no, widoczki to są tutaj niezgorsze. Jest na czym oko zawiesić. Inna sprawa, że choć przebywałam w tych górach tyle co nic, zdążyłam się przekonać, że ciężko jest tu wyżyć. Nie to co spokojność lasów w dolinie.
Tymczasem Norfi wyjaśnił nam pokrótce w czym rzecz. Zaraz też zerwał się do lotu i zawisł na chwilę w powietrzu czekając na nas. Nie tracąc czasu także kilkoma machnięciami skrzydeł znalazłam się w górze. Cóż, sprawa była prosta- lecieć za Norfim, uważać na ewentualne trudności czy przeszkody i... po prostu lecieć. Ot i cały mój plan działania.

GallAnonim - 2016-02-20, 10:10

Ruszyliście więc za Norfim, który narzucił spore tempo. Ty i Fifi nieźle musieliście się na machać, by nadążać za sokołem. On oczywiście mógł lecieć dużo szybciej, ale zgodnie ze swymi słowami dostosowywał swoją szybkość do waszych możliwości. Jednakże szybki lot to nie wszystko co Norfi zaserwował w ramach treningu. Lecąc za nim pomiędzy wzniesieniami, skałami i roślinami, śmigając rowami i jaskiniami, nierzadko byłaś zmuszona do wykonywania karkołomnych akrobacji, małpując przy tym lecącego przed wami Talonflame’a. No nie było tak, że przeszkody brały was z zaskoczenia. Norfi ostrzegał, gdy zbliżaliście się do trudniejszego momentu trasy.
Po jakiejś godzinie tego męczącego lotu, Norfi nagle zawisnął w powietrzu. Trochę to było zaskakujące, więc z rozpędu aż go wyminęłaś nim udało ci się wyhamować. Szczerze mówiąc nie czułaś się jakoś mega zmęczona. Po tym co zaserwował ci Edgar i wczorajszej przeprawie przez wąwóz na pewno się wzmocniłaś. W dużo gorszym stanie od ciebie był Fifi, który dyszał ciężko.
- Jesteśmy na miejscu – rzekł tymczasem Norfi i wskazał dziobem na ziemię pod wami, gdzie wśród karłowatych krzaczków ziała dziura. – Lądujemy tam i możecie sobie zrobić chwilę przerwy. Potem przejdziemy do następnej sprawy – oznajmił i zaczął lądować.

Gwen Brown - 2016-02-20, 14:14

I polecieliśmy. Faktycznie, Norfi nie żartował i nie był to zwykły przelot. Nie dość, że trzeba było poruszać się dość szybko, to jeszcze musiałam mieć na uwadze różne przeszkody. Starałam się przy tym patrzeć co robi sokół, ale nawet pomimo tego, momentami bywało ciężko. Koniec końców dolecieliśmy, gdzie mieliśmy dolecieć. Norfi zahamował tak gwałtownie, że zupełnie się tego nie spodziewałam. Swoją drogą fajna umiejętność- zatrzymać się praktycznie od razu po takim pędzie. Tymczasem mogłam się nieco rozejrzeć. Zaintrygowała mnie ta dziura pod nami, coś czułam, że nasza wyprawa tutaj była z nią jakoś powiązana. Zerknęłam na Fifiego, aby zobaczyć jakie są jego odczucia w tej sprawie, ale... ale na razie on chyba nie miał żadnych przemyśleń na jakikolwiek temat. Po tym locie wydawał się ledwie żywy. Hm, może po tym wczorajszym locie i treningu u Edgara faktycznie się wzmocniłam? Na to wygląda, bo gdyby było inaczej, najpewniej wyglądałabym teraz jak Fifi.
Tymczasem poszłam w ślady Norfiego i wylądowałam kawałek od tej tajemniczej dziury. Mieliśmy chwilkę na odpoczynek.
- Żyjesz, Fifi?- zagaiłam.
Cóż, może nasza znajomość nie była jakoś wybitnie zażyła, ale uznałam, że na pewno byłoby mu miło jeśli ktokolwiek wyrazi chociaż minimum zainteresowania jego stanem po naszym przelocie.

GallAnonim - 2016-02-24, 20:05

Wylądowałaś więc koło dziury, a po chwili dołączył do ciebie Fifi, który niemal natychmiast rozpłaszczył się na ziemi.
- Jeszcze żyję – wysapał. – Przywykłem już do tego, że brat próbuje mnie wykończyć.
Norfi westchnął.
- Fifi, sam twierdziłeś, że chciałbyś zobaczyć co jest poza doliną i prosiłeś mnie o pomoc. Widać jesteś zbyt wielkim leniem, aby ćwiczyć systematycznie, a sam cię do tego nie zmuszę. I wiesz, zawsze możesz zrezygnować. Przynajmniej rodzice będą spokojniejsi, że nie zginiesz gdzieś daleko od domu – odparł.
- Nie chcę rezygnować – jęknął Fifi, chociaż minę miał niepewną.
- Więc weź się w garść – mruknął Talonflame i odszedł na pewną odległość.
Trwała więc przerwa, której żaden inny pokemon nie przerwał wam. Chcąc nie chcąc zajrzałaś do dziury, ale dna nie widziałaś. Zauważyłaś za to, że ściany wyraźnie się zwężają. Po kilku minutach wrócił Norfi.
- Dobra, koniec przerwy! – zakomenderował. – Ty Fifi zostaniesz tu ze mną i zajmiesz się podstawami – rzekł do brata, a potem spojrzał na ciebie. – Co do ciebie Ariano, mam dla ciebie zadanie. Chcę żebyś wleciała do tej dziury i zbadała co się w niej znajduje. Widzisz, pojawiła się tutaj stosunkowo niedawno i chciałbym wiedzieć dlaczego, sam jednak jestem za duży, aby się tam zmieścić. Pamiętaj, masz ją tylko zbadać. Jak pojawi się coś groźnego, wracaj natychmiast na powierzchnię. Potem pomyślimy o tym, czego mógłbym ciebie nauczyć.
Cóż, zadanie niby nie trudne z pozoru, ale kto wie co cię spotka tam na dole.

Gwen Brown - 2016-02-24, 20:19

O proszę, miałam okazję nawet popaść na braterską słowną przepychankę. Dla świętego spokoju postanowiłam się do niej nie włączać. Zamiast tego zerknęłam wgłąb jamy. Hm, głęboko. W dodatku ściany stopniowo się zwężały. Tymczasem Talonflame, po kilku minutach przerwy rozdzielił nam zadania. On miał ćwiczyć z Fifim, a ja zanurkować do owej jamy. W sumie miało to sens. Nie dość, że byłam mała, to mogłam też pomagać sobie moim czułym słuchem i echolokacją typową dla mojego gatunku. Innymi słowy miałam predyspozycje, by latać po ciemnych jamach.
- Zrozumiałam. Postaram się uważać- odparłam.
Po chwili poderwałam się do lotu i zanurkowałam do jamy. Trudno powiedzieć jak bardzo będzie się zwężać. Nie wykluczałam, że będę musiała zleźć na dół, czepiając się pazurkami kamienistych ścian, jeśli zajdzie taka potrzeba. Staram się nie robić hałasu i poruszać się ostrożnie. Nie chciałam zdradzać swojej obecności- w końcu nie miałam pojęcia co mogło się czaić w mroku. Zwracam też uwagę na jakieś szczegóły, typu wyczuwalne na skałach ślady pazurów czy coś w tym guście. Zawsze to jakiś ślad czy ta dziura ma jakiegokolwiek lokatora. Uważnie nasłuchuję lub badam okolicę za pomocą echolokacji. Przy odpowiedniej ostrożności nie powinnam nadziać się na nic groźnego. W razie czego nie zamierzam walczyć tylko będę czym prędzej uciekać na powierzchnię. No, to zobaczmy na co trafię...

GallAnonim - 2016-02-27, 09:41

Wskoczyłaś więc do tej przypominającej lejek dziury i zanurkowałaś w głąb. Szare, skalne ściany szybko zwęziły się do tego stopnia, że nie mogłaś lecieć, a musiałaś uczepić pazurami nierówności w skałach i po prostu schodzić dalej w ten w mniej wygodny sposób. To że starałaś się robić jak najszybciej sprawiało, że szło ci wolniej, niż normalnie. Twoich uszu nie zaalarmował w tym czasie żaden hałas, ani nie wyczułaś w ścianach żadnych nierówności, które powstałyby z powodu działania pokemona. Za to im byłaś dalej, tym robiło się chłodniej oraz ciemniej. Chłód nie był jednak za bardzo dotkliwy, a mrok tobie akurat nie był straszny. Zejście nie trwało nie wiadomo jak długo. Kiedy twoje łapki dotknęły bardziej poziomego podłoża, wciąż widziałaś nad sobą świetlisty okrąg będący ujściem lejka. Z tego co twoja echolokacja powiedziała, wyglądało na to, że masz teraz przed sobą prosto biegnący tunel, lekko tylko pochylony w dół. Nadal nie wyczuwałaś, by ktoś tu mieszkał, ale kto wie, jak duża jest ta jaskinia. Idziesz dalej, czy uznajesz, że wykonałaś swoją robotę?
Gwen Brown - 2016-02-27, 19:35

Faktycznie im głębiej tym robiło się coraz bardziej wąsko. W końcu chcąc nie chcąc musiałam złazić na dół po ścianie. Tymczasem nie udało mi się zaobserwować jakiejkolwiek obecności jakiegokolwiek pokemona. Ot niby zwykła jaskinia- ciemno, zimno... Jak to pod ziemią. W końcu natrafiłam na dno. Tutaj pomocna okazała się moja echolokacja, dzięki której zorientowałam się, że jestem wewnątrz innego tunelu, biegnącego nieco w dół. Hm, i co tu teraz robić. Po chwili namysłu stwierdziłam, że potuptam tym tunelem. Zgubić się raczej nie zgubię, bo jestem naturalnie przystosowana do poruszania się w takich miejscach. A wrócić zawsze mogłam, jeśli tylko zorientuję się, że robi się nieciekawie. Postanowiłam iść na piechotę, możliwie jak najciszej. Tak jak podczas włażenia tutaj, uważnie nasłuchuję i badam otoczenie. Jeśli wyczuję czyjąś obecność... Cóż, jeszcze nie wiem. Chyba wrócę do Norfiego i Fifiego. Trudno powiedzieć jak tym razem skończyłby się mój bliższy rekonesans. Jak ostatnim razem tak się skradałam, wplątałam się w aferę z Zirri. A może tutaj i tak nikogo nie ma? Zaraz zobaczę i się przekonam!
GallAnonim - 2016-03-05, 23:07

Podreptałaś więc tunelem, starając się być czujną i ostrożną. Tunel był bardzo nierówny, ale dzięki swoim wrodzonym zdolnościom nie wywalałaś się co chwilę. Nie wyczuwałaś póki co jeszcze czyjejkolwiek obecności. Korytarz nie miał odnóg, a przynajmniej takich, które nie byłyby ślepym zaułkiem, ale po dłuższym czasie dotarłaś do wylotu tunelu, z którego widziałaś jakoweś światło. Bynajmniej nie jakieś nadnaturalne. Wydawało się całkiem zwykłe. Kiedy wyjrzałaś na zewnątrz, ujrzałaś dość ciekawy widoczek.
Miałaś przed sobą naprawdę pokaźnej wielkości jaskinię. W wysokim sklepieniu siała potężna dziura, jakby krater, przez który sączyły się promienie świetlne, oraz spadały wodospady wody. Tworzyły one jeziorko pośrodku, który otaczał gąszcz egzotycznie wyglądających roślin. Widok był zaiste przeuroczy, a twój nos uderzyły niezwykłe wonie. Zupełnie jakbyś trafiła na jakiś mały, podziemny i odosobniony świat. Póki co twoje zmysły nadal nie wyczuły czegoś ruchawego.
Zamierzasz eksplorować dalej?

Gwen Brown - 2016-03-06, 10:16

Jako się rzekło, potuptałam dalej. Tunel okazał się trochę nierówny, ale nie stanowiło to dla mnie szczególnego problemu. Czujnie nasłuchiwałam czy gdzieś w pobliżu nie czai się nic "żywego". Było jednak zupełnie pusto i nic nie wskazywało, aby ktokolwiek zamieszkiwał te tunele. Od czasu do czasu mijałam jakieś nieliczne odnogi, ale były one przeważnie króciutkie i dawało się wyczuć, że są ślepymi zaułkami. W końcu ujrzałam światełko w tunelu. Ot zwykłe światło słoneczne. A potem zobaczyłam coś jeszcze, swego rodzaju mały, odosobniony od powierzchni światek z jeziorkiem, bajecznym wodospadem i całą masą roślin. Dalej nie wyczuwałam niczyjej obecności i nawet zastanowiłam się czy nie wrócić już do Norfiego. Ale przeważyła "niezbadana babska ciekawość". W miejscach takich jak to, mogły znajdować się prawdziwe skarby, roślinki które normalnie ciężko spotkać, albo jakieś użyteczne przedmioty. Oczywiście, dalej zamierzałam pozostać czujna, jednak postanowiłam pokrążyć i ogarnąć z góry to miejsce. A w razie gdybym nie znalazła nic wartego uwagi albo groziłoby mi wpakowanie się w jakieś kłopoty, wrócę po prostu drogą, którą przybyłam.
GallAnonim - 2016-03-11, 21:24

Zaczęłaś więc eksplorować z góry ten mały, odizolowany podziemny świat. Egzotyczne roślinki różnej wielkości i kształtu wyglądały bardzo zjawiskowo, szczególnie ich wielokolorowe kwiaty oraz nie mniej barwne owoce. Niestety, nie miałaś pojęcia o właściwościach tych roślin, więc niekoniecznie dobrym pomysłem może być dobieranie się do nich. Ogólnie wydawało się, że panuje tutaj niepodzielnie zielenina i nie masz czego szukasz. Jednakże podczas jednego z okrążeń zauważyłaś, że pośrodku jeziorka, za wodospadami coś błyska. Wyglądało na to, że za ścianą wody jest jakaś wysepka. Być może jest tam coś cennego? Może warto zaryzykować przemoczenie futra i sprawdzić co to? Przecież nie wygląda ma to, aby to miejsce miało jakiegoś strażnika.
Gwen Brown - 2016-03-11, 21:33

Jak postanowiłam tak też zrobiłam. Obleciawszy całą jaskinię, miałam możliwość obejrzeć calutki przegląd najrozmaitszych roślin i owoców. Niestety, większości nie znałam, więc nie wiedziałam jakie mogły mieć właściwości. Wszak nie wszystko co ładne jest jadalne. Nie, nie ma co. Jeszcze mnie pokręci i kto mnie tu znajdzie na dole. Latając tak moją uwagę zwróciła jeszcze inna rzecz. Latając opodal wodospadu wyraźnie coś mi błysnęło. Zawisłam w powietrzu i wypatrzyłam, że za ścianą wody wyraźnie coś jest. Jakaś wysepka? Hm, w sumie i tak nikogo tu nie spotkałam, ale nie zamierzałam tracić czujności. Dlatego zamierzałam możliwie najszybciej przelecieć na drugą stronę i najpierw zorientować się w sytuacji, a potem dopiero oglądać źródło błysków. Chociaż, może mnie nic nie zeżre. Chyba?
GallAnonim - 2016-03-11, 21:43

Machnęłaś więc szybciej skrzydłami i czym prędzej pokonałaś barierę wodną. Prawdę mówiąc nic, a nic to nie bolało. Te wodospady nie były jakieś imponujące pod względem wielkości. Z drugiej strony, brr. Ta woda była zimna, no i byłaś mokra. Nie mniej, mogłaś teraz dokładniej obejrzeć sobie źródło błysków. Otóż faktycznie była tu wysepka, a na niej jakaś kamienna, zrujnowana konstrukcja. Na tej konstrukcji spoczywał znajomy ci już przedstawiciel pewnych niezwykłych dysków i to on tak błyszczał. Czyżby kolejna okazja, by nauczyć się za darmo czegoś nowego? Toń wodna pod tobą wydawała się spokojna. Nie licząc głośnego szumu spadającej z góry wody.
Gwen Brown - 2016-03-12, 09:51

Machnęłam szybciej skrzydłami, aby w miarę sprawnie pokonać przeszkodę. Nie liczyłam na "przejście suchą nogą", ale im bardziej bym się ociągała tym bardziej bym zmokła. A tak moje futerko było jeszcze względnie do przeżycia. Otrzepałam się nieco w powietrzu z nadmiaru wody i porozglądałam.
Tak jak mi się wydawało, była tu wysepka z jakąś kamienną konstrukcją. Na owej konstrukcji znany mi już Dysk. Uśmiechnęłam się szeroko. Czyżby okazja aby znowu się czegoś naumieć? Podobuje mi się to. Poza tym dalej nie widziałam nawet żywej duszy. Woda też była spokojna, ot, tylko wzburzana nieco spadającym wodospadem. Postanowiłam sfrunąć niżej i przyjrzeć się owemu Dyskowi. Z resztą co tam "przyjrzeć"- zrobić użytek jeśli zawiera coś, czego mogłabym się nauczyć. Zawsze to byłby kolejny atak w moim stopniowo wzbogacającym się wachlarzu umiejętności.

GallAnonim - 2016-03-19, 14:02

No cóż, otrzepałaś się z wody i podleciałaś do wysepki. Postanowiłaś się nie szczypać i od razu skorzystać z dysku. Tak więc wylądowałaś na tym kawałku skały i już miałaś sięgać po przedmiot, gdy nagle i niespodziewane dostałaś w twarz strumieniem bąbelków. Zaskoczona tym zdarzeniem, straciłaś równowagę oraz zleciałaś wysepki. W ostatniej chwili udało ci się odratować przed wpadnięciem do wody i wznieść się.
- Och, przepraszam, nie chciałam żeby było tak mocno. To miał być tylko taki żart – usłyszałaś, żeński zmartwiony głos. Po drugiej stronie wysepki lewitował taki oto pokemon Hejka ci, miło mi cię poznać, jestem Viol i mieszkam sobie w tym cudnym miejscu – uśmiechając się, samiczka pomachała do ciebie płetwą. – Jest cudne, prawda? A tak poza tym, jak się tu dostałaś? Nie widziałam, byś zlatywała tutaj z góry.
Śmieszna sprawa, niby ten nieoczekiwany pokemon nie dał ci skorzystać z dysku, to jednak zupełnie nie wydawała się ona agresywna, czy wroga. Wręcz przeciwnie.

Gwen Brown - 2016-03-19, 16:57

Jak pomyślałam tak zrobiłam. Dysk był już na wyciągnięcie moich pazurów kiedy... zarwałam w pysk jakimiś bąbelkami i prawie byłabym się skąpała w tym jeziorku. Prychając wodą, próbowałam złapać zachwianą równowagę w locie i zlokalizować źródło bąbelków. Okazała się nim różowa meduza. Kojarzyłam coś o tym gatunku z opowieści Nestora. Jak one się nazywały... Frillish? Chyba jakoś tak. W każdym razie obca nie wyglądała jakby miała mnie za chwilę pożreć.
- Ariana- burknęłam znowu otrzepując się z wody. Ech, tym razem przemokłam już dokumentnie...
- W przeciwieństwie do innych Noibatów, dużo łatwiej tracę równowagę w locie kiedy coś we mnie trafi- rzuciłam lądując na skale.
Hm, ta całą Viol wydawała się mieć pokojowe zamiary. Fakt, z tymi bąbelkami raczej nie poprawiła mi humoru, ale równie dobrze mogła chcieć przerobić mnie na posiłek. Z dwojga złego wolę spokojną rozmowę niż walkę z zaskoczenia. Nawet jeżeli ociekałam teraz wodą i futro przylepiało mi się do skóry...
- Fakt, przyleciałam tu inną drogą, tunelem kawałek stąd. Moi... znajomi, byli ciekawi dokąd może prowadzić.- odparłam wskazując skrzydłem mniej więcej stronę z której przyleciałam.
- Mieszkasz tu sama? I... tak właściwie ten dysk to twoja własność? Wypatrzyłam go z góry, ale jeśli jest twój, to przepraszam że się tu kręcę. Ostatecznie nie jestem złodziejką.

GallAnonim - 2016-03-27, 15:04

Viol wysłuchała ciebie, chociaż przez cały czas majtała swoimi płetwami, co trochę cię irytowało.
- Tunelem? – wyglądała na nieco zaskoczoną, ale po chwili klepnęła się po czole. – Ach tak, to pewnie ślad po takim wkurzonym Steelixie co jakiś czas przewalił się przez okolicę i zahaczył o mój ogródek. Nie pytałam się dokąd, ani czemu tak pędzi – potem przestała mówić, a zaczęła nucić jakąś melodię, lewitując dookoła ciebie. – Tak, mieszkam tu sama – po chwili kontynuowała. – A ty mówisz, że masz znajomych? A przyprowadzisz ich? Rzadko miewam gości – zaśmiała się. – A ten dysk… teoretycznie był już tutaj, jak się wprowadziłam, ale jako że uznaję to miejsce za swoje, można powiedzieć, że on też jest mój… chyba… tak mi się wydaje – myśli zaczęły się Frillish plątać i znowu zamilkła, tym razem z wyrazem głębokiego zamyślenia. – A co? Podoba ci się? – zapytała w końcu.
W każdym razie, czułaś, że samotność Viol nie służyła zbyt dobrze. A może jej „inność” jest przyczyną tej samotności? Któż to wie.

Gwen Brown - 2016-03-27, 16:17

Taaak... Viol była... specyficzna. Tak troszkę. Niby słuchała co do niej mówię, ale jakoś tak bez przekonania. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Ale przynajmniej dowiedziałam się skąd wziął się tu ten tunel. Norfi będzie zadowolony z tej informacji.
- Wspomnę im o tobie. Nie jestem pewna czy ktokolwiek znał to miejsce. Wcześniej nie wiedziałam nawet, że tu ktoś mieszka. No i nie wiedziałam, że jest tu inne, większe wejście- odparłam wskazując na otwór w sklepieniu.
- Można tak powiedzieć. Powiedzmy, że chciałabym je kolekcjonować- stwierdziłam, kiedy poruszyła sprawę dysku.
Na razie wolałam to rozegrać w miarę neutralnie. Viol niby była przyjazna, ale sądząc z jej opowieści, była też bardzo samotna. A jak widać na załączonym obrazku, samotność nijak jej nie służyła...

GallAnonim - 2016-04-01, 14:44

- O, ale fajnie. Dzięki – ucieszyła się Viol, gdy obiecałaś wspomnieć o niej. – No powiem ci, że z góry tą dziurę dość łatwo przeoczyć – dodała, wskazując na sufit swojej jaskini. – Jak ja się cieszę, że na nią trafiłam. Dzięki temu mam świetny domek – oznajmiła, szeroko rozkładając płetwy i okręcając się wokół własnej osi.
Kiedy wspomniałaś o chęci kolekcjonowania dysków, Frillish zaczęła się długo zastanawiać. W końcu rzekła:
- Niby mogłabym ci to pozwolić zabrać, ale dzięki temu dyskowi wysepka wygląda tak ładnie. No i mama zawsze mi powtarzała, że należy szanować swoje rzeczy, więc… możesz mi dać w zamian coś, co będzie wyglądać na tym kamieniu równie fajnie co ten dysk, albo… możemy się bić. Tak… jak mnie pokonasz to ci to oddam. Hihi, tatuś lubił tak mówić. Widzisz on lubił walczyć i wygrywać cenne rzeczy, a potem inni walczyli z nim, aby on im oddał te cenne rzeczy, ale był silny, więc miał co raz więcej cennych rzeczy i… Spadł mu kamień na głowę. Duży kamień, bardzo. No i bogactwo mu życia nie uratowało – Viol na moment posmutniała, ale zaraz się otrząsnęła i znów się uśmiechała. – To jak robimy? – z ekscytacją na twarzy czekała na twoją odpowiedź.

Gwen Brown - 2016-04-01, 14:59

Hm, wymiana, albo walka. Wymiana odpadała- mój dobytek nie był na tyle liczny, aby jeszcze bardziej go uszczuplać. Pomijając, że został w jaskini Norfiego. A że walki lubiłam i zwykle byłam chętna wyzwaniom, odpowiedź była raczej jasna.
- Skoro tak, możemy powalczyć. Jeszcze nigdy nie pojedynkowałam się z pokemonem wodnym- odparłam.
Miałam też nieodparte wrażenie, że Viol będzie wszystko jedno, którą ewentualność wybiorę, byle tylko coś w końcu zaczęło się tu dziać.
- To gdzie walczymy?- zapytałam jeszcze.

GallAnonim - 2016-04-02, 22:07

- O, chcesz się pojedynkować? Ale fajnie – zaśmiała się Viol. – Och i nie jestem tylko wodnym pokemonem. Jestem też tak jakby duchem. Swoją drogą to niezabawne? Nigdy nie umarłam, a mam moce ducha – dodała, sama chichocząc.
Kiedy zapytałaś o miejsce walki, Frillish dotknęła płetwą ust i zastanawiała się, rozglądając przy okazji dookoła.
- Chmy, a może tutaj? Te wodospady tworzą taką jakby arenę, nie? – zauważyła, rozkładając płetwy, by ci to pokazać. – O, i skoro obie potrafimy się unosić, to może dodajmy taką zasadę, że kto wpadnie do wody to przegrywa. Bo ja w wodzie jestem jak ryba, a ty jakby latać w niej nie możesz i tak jakby miałabym fory, a nie chcę. Tatuś też nie lubił mieć forów, więc mam to chyba po nim. O, ale można lądować na wysepce, ale dysku ruszać nie wolno. Co ty na to?

Gwen Brown - 2016-04-02, 22:38

Pokręcona była ta Viol. Ale na swój sposób sympatyczna.
- To mamy coś wspólnego, bo też nie jestem tylko pokemonem latającym. Mam też co nieco ze smoka. Chociaż... na razie chyba tego aż tak nie widać- odparłam.
Tymczasem Frillish określiła gdzie będziemy się pojedynkować oraz zasadę dotyczącą wpadnięcia do wody.
- Prawisz z sensem, zgadzam się- odparłam, a potem odleciałam kawałeczek.
- Cóż, jeśli o mnie chodzi, jestem gotowa- zawołałam.
Kiedy tylko pojedynek się zacznie, nie zamierzam się oszczędzać. Na początek stawiam na niezawodny Aerial Ace. Spróbuję też przy okazji tej "bliskości" wczepić się w nią pazurkami tak jak w czasie walki z tym pokręconym Prorokiem. To byłaby świetna okazja, aby zaatakować Bite i troszkę ją pokąsać. A potem puszczam się i odlatuję kawałek. Muszę ją troszkę poobserwować i ogarnąć jej możliwości, trochę jak podczas pojedynku z Zoruą. Staram się być czujna i omijać jej ataki. Te Bąbelki, którymi mnie poczęstowała na dzień dobry prawie mnie strąciły do wody. W razie czego co "lżejsze" ataki mogę próbować przekierowywać Gust, może nawet przy okazji ów wiaterek jakoś na nią zadziała. I na koniec jeszcze raz Aerial Ace.

GallAnonim - 2016-04-06, 19:55

No to zaczęła się walka. Ty jako szybsza, uderzyłaś pierwsza swoim niezawodnym Aerial Acem. Cios odrzucił nieco Viol, ale ta nie przestała być radosna. Niestety twój plan uczepienia się jej spalił na panewce. Ciało Frillish było zbytnio zbudowane z wody, a zatem zbyt miękkie i śliskie, by dało się wbić w nie pazurki. Przeciwniczka za to z przyjacielskim uśmiechem plunęła w ciebie silnym strumieniem bąbelków, ale na szczęście utrzymałaś się w powietrzu.
- To takie ekscytujące, czyż nie? – zachichotała, klaskając płetwami.
Próbowałaś tak czy siak pogryźć meduzę, ale ta otoczyła się barierą Protect, której nie mogłaś sforsować. Swoją drogą, w przeciwieństwie do ciebie, któraś latała po arenie, ona raczej unosiła się w jednym miejscu i tylko śledziła cię wzrokiem. Próba zwiania bąbelków Gustem niezbyt się udała, bo Viol używała raczej silniejszej wersji tego ataku i tylko trochę go osłabiło, ale ją samą za to już podmuchy przewiały. Potem walnęłaś jeszcze raz Aerial Acem, a ona Night Shadem, atakując cię duchową energią. To zabolało. Cóż, okazuje się, że dziwaczna Frillish potrafi przyłożyć. Miała na razie przewagę.

Ty
HP: 70%
VS
Viol (Frillish)
HP: 81%

Gwen Brown - 2016-04-06, 20:14

Ojć, nie do końca tak to miało wyglądać. Na razie meduza miał przewagę. Ale teraz wiedziałam mniej więcej na co ją stać. Postanowiłam tym razem zadziałać inaczej, a mianowicie powrzeszczeć. Najpierw za pomocą Screech, aby troszkę osłabić jej obronę. A potem Supersonic, coby może ją ogłuszyć i wywołać u niej konfuzję. W międzyczasie muszę się liczyć na jakieś kontrataki, więc staram się omijać jej ataki. Niezależnie od tego, czy ataki dźwiękowe poskutkują, znowu atakuję niezawodnym Aerial Ace i znowu próbuję ją troszkę "skąsać" za pomocą Bite. Oczywiście oczka otwarte i stawiam na uniki. Ataki, których używa Frillish są nieco za silne, na próby zwiewania ich moim "wiaterkiem". No nic, zobaczymy co z tego wyjdzie.
GallAnonim - 2016-04-13, 12:48

Ruszyłaś do boju i zaczęłaś od przeraźliwego Screech, od którego Viol aż się skrzywiła oraz złapała płetwami za głowę, chociaż nie miała uszu, no i nadal się uśmiechała. Niemniej obrona jej spadła. Odpowiedziała atakiem bąbelków, ale niemal ich uniknęłaś. Niemal, ponieważ trochę zostałaś draśnięta. Potem użyłaś Supersonic, ponownie z sukcesem i Violi zaczęło się kręcić w jej balonopodobnej głowie. Dzięki temu ledwo zdołała użyć Night Shade, a chociaż się sama nie zraniła to totalnie chybiła. Niestety zaraz też otrząsnęła się z oszołomienia, ale nim coś zrobiła, dostała Aerial Acem, a ty chwilę później bąbelkami. Moment później Frillish przekonała się, że jej mało mobilna taktyka niekoniecznie się sprawdza, gdy wgryzłaś się w nią, a mroczna energia tego ataku poważnie ją zraniła. Absorbem próbowała odzyskać trochę życia, ale trawiaste ruchy działały na ciebie wyjątkowo słabo. Udało ci się wypracować małą przewagę.

Ty
HP: 53%
VS
Viol (Frillish)
HP: 47%
- 20% obrona

Gwen Brown - 2016-04-13, 18:23

No, teraz wyszło mi o wiele bardziej... Bardziej. Postanowiłam zacząć od niezawodnego Aerial Ace. Potem muszę się przygotować na jakąś kontrę. Coś czuję, że Viol może zechcieć przestać tak spokojnie sobie "wisieć". No i dysponowała dość silnymi atakami. Następnie znowu sobie powrzeszczę Screech, im bardziej zagram jej na obronie to tym łatwiejszym będzie celem. Następnie znowu Aerial Ace i korzystając z tej bliskości, zaatakować na koniec Bite. Staram się mieć oczy dookoła głowy i w razie potrzeby robić uniki. W razie czego mogłabym próbować osłaniać się Steel Wing, ale nie wiem czy podszkoliłam się w nim wystarczająco, abym była w stanie odbić ataki Frillish, lub chociaż użyć wzmocnionych skrzydeł jako osłony do przetrwania ataku. Trudno zgadnąć, nie jestem pewna czy chcę podjąć takie ryzyko. Najwyżej w ostatecznej ostateczności spróbuję użyć tego ataku w formie obrony- kiedyś muszę go wypróbować w walce.
GallAnonim - 2016-04-18, 19:43

Co tu dużo mówić, Viol nie miała wielkich szans, aby uciec twojemu Aerial Ace, nawet gdyby zaczęła być bardziej mobilną. Dostała mocno ze względu na osłabioną obronę. Frillish za to wystrzeliła Ice Beamem, co zabolało cię mocno, ze względu na mroźną słabość smoków. Na szczęście nie udało się jej ciebie zamrozić. Następnie znowu osłabiłaś jej defensywę swym wrzaskiem. Viol za to strzeliła celnym Bubblebeamem. Szczerze mówiąc te jej dwa ciosy bardzo cię osłabiły, a skrzydełka chodziły z wielkim wysiłkiem. Nie trzeba by wiele, aby cię w tej chwili strącić do wody. Niemniej zabrałaś się za kolejny powietrzy atak i… Albo miałaś jeszcze w sobie trochę skrytej siły, a może to ze względu na duże osłabienie obrony przeciwniczki, niemniej Viol po twoim ataku zaczęła spadać i nim wyhamowała, zanurzyła się częściowo w wodzie.
- O jejku, zmoczyłam się – rzekła pogodnie Frillish, chociaż z lekkim zaskoczeniem. – Czyli wedle ustalonych przez nas zasad, ty wygrywasz. Brawo! – Viol podleciała do ciebie, klaszcząc. – Było fajnie, nie? Lubię od czasu do czasu taką rozrywkę. Wiesz, niekiedy mi się tutaj samej nudzi. A teraz możesz zabrać dysk, bo jest odtąd twój, nie mój, chociaż jak mówiłam nie do końca był mój, bo nie jak go tu przyniosłam, a był już, gdy ja tu zamieszkałam – po tym zdaniu zaczęła chichotać.
Podleciała wówczas do wysepki i gestem płetwy dała ci znać, byś się ruszyła. Cóż, chyba nie masz co zwlekać. Mimo wyczerpania walką powinnaś dać radę wchłonąć wiedzę z dysku.
--------

Za walkę otrzymujesz + 1 lvl

Gwen Brown - 2016-04-18, 19:54

Zaczynało isę już robić nieciekawie. Nawet zaczynałam się obawiać czy zaraz nie wyląduję w wodzie. Tymczasem szale ponownie gwałtownie zmieniły położenie. I tak z totalnego udupienia zostałam zwyciężczynią, kiedy to Viol wpadła do wody. Nie spodziewałam się, przyznaję to bez bicia.
- Fakt, walki mają w sobie to coś- odparłam szybując ku wysepce.
Łoj, ale się zmachałam! Ale przynajmniej zdobyłam dysk, a to było warte tego całego zachodu. Postanowiłam od razu zrobić z niego użytek. Ciekawe jak Norfi zapatrywałby się... Cholera!
- Wybacz mi Viol, ale z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o tych znajomych, o których ci mówiłam. Czekają na mnie i pewnie zaczynają się o mnie martwić. Muszę wracać. Ale nie zapomnę im o tobie wspomnieć. Dziękuję za walkę!- zawołałam jeszcze, podrywając się do lotu.
Choroba, nie mam pojęcia jak długo jestem w tych jaskiniach. Muszę szybko wracać do chłopaków. Pewnie myślą, że mnie coś zeżarło, albo co...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group